23 września 2012

91. Expecto patronum


„Zapomnieć. Takie proste słowo. Gdyby część jej mózgu potrafiła od tak, po prostu wymazać informację bez śladu. (…) Z wielkimi wydarzeniami nie jest już jednak tak łatwo. Wyryły się w pamięci na zawsze. Żyją w tkankach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwinięte w kłębek, drzemią w nieświadomości, do czasu, aż coś je zbudzi. Ni stąd ni zowąd wspomnienia ożywają, wypełniając głowę obrazami przeszłości”.
Anne Cassidy

~*~

     W pierwszych dniach po świętach Hogwart wrócił do dawnego trybu życia: rozpoczęły się lekcje, Wielka Sala znów była wypełniona po brzegi podczas uczt, a na korytarzach na każdym kroku słyszało się okrzyki i śmiechy wypoczętych uczniów. Lunatyk wrócił do swojej pracy z jeszcze większym entuzjazmem niż we wrześniu: poprawił zaległe wypracowania, przygotował plany tematów omawianych z poszczególnymi klasami, a nawet w przypływie dobrego humoru wysprzątał swój szkolny gabinet.
     Uparcie czekał na czwartkowy wieczór, kiedy to zacznie nauczać Harry’ego Zaklęcia Patronusa, które ochroni go przed atakiem dementorów. Dokładnie to zaplanował, a wszelkie szczegóły omówił wcześniej z profesorem Dumbledore’em. To on podpowiedział mu, żeby bogina spróbować znaleźć w kartotece woźnego, Argusa Filcha, i, jak się okazało, miał rację. Nieźle się tam zadomowił, w jednej ze starych skrzyń pokrytych kurzem.
     Kilka minut po dwudziestej dotarł do klasy od historii magii, gdzie się umówili. Harry już tam był. Siedział na jednej z ławek, obracając w rękach swoją różdżkę.
 - Witaj, Harry – przywitał się Lupin, kładąc skrzynię na biurku profesora Binnsa.
 - Dobry wieczór – odpowiedział chłopiec. – Co to jest?
     Lupin ściągnął pelerynę i rzucił ją na pobliskie krzesło.
 - Bogin – wyjaśnił. – Całkiem nieźle zastąpi nam prawdziwego dementora. Zamieni się w niego, kiedy cię zobaczy, więc będziemy mogli na nim ćwiczyć. W przerwach mogę go przechowywać w swoim gabinecie, szafka pod biurkiem na pewno mu się spodoba.
     Remus pomyślał, że młody Potter wygląda na bardzo zdeterminowanego, ale i lekko spiętego. Wcale mu się nie dziwił. Pragnął tylko, żeby Harry nie zniechęcił się po pierwszych nieudanych próbach. W całym swoim życiu nie spotkał jeszcze żadnego czarodzieja, któremu udałoby się wyczarować cielesnego patronusa już za pierwszym podejściem.
 - No więc…  – zaczął Lunatyk – zaklęcie, którego chcę cię nauczyć, Harry, należy do bardzo zaawansowanych czarów… znacznie wykracza poza przeciętny zakres wiedzy czarodziejskiej. Nazywa się Zaklęciem Patronusa.
 - Jak ono działa?
 - Kiedy działa poprawnie, wyczarowuje patronusa, czyli coś w rodzaju antydementora, strażnika, który będzie tarczą między tobą a dementorem. To rodzaj takiej pozytywnej siły… Jest projekcją tego, czym dementor się żywi: nadziei, szczęścia, woli przeżycia… ale nie może odczuwać rozpaczy, jak prawdziwy człowiek, więc dementor nic nie może mu zrobić. Muszę cię jednak ostrzec, Harry, że to zaklęcie może okazać się dla ciebie zbyt skomplikowane. Wielu wykwalifikowanych czarodziejów ma z nim trudności.
     Całkiem spora część w ogóle nie potrafi go wyczarować, pomyślał z przekąsem Remus, zdając sobie nagle sprawę, że to poważny minus magicznej edukacji.
 - A jak taki patronus wygląda?
 - Każdy jest inny. To zależy od czarodzieja.
 - Jak się go wyczarowuje?
     Remus oparł łokcie na biurku i spojrzał wprost w te dobre, zielone oczy Harry’ego. Po raz kolejny poczuł się, jakby patrzył na Lily. Odgonił od siebie wzruszenie.
 - Specjalnym zaklęciem, które działa tylko wtedy, jeśli czarodziej skupi się całą siłą woli na jednym, bardzo szczęśliwym wspomnieniu – wyjaśnił dokładnie.
     Przyglądał się, jak chłopiec na chwilę przygryzł dolną wargę, przeczesując myśli w poszukiwaniu tego jednego, szczęśliwego wspomnienia. Nie miał pojęcia, o czym Harry może pomyśleć, nie znał go aż tak dobrze, choć bardzo by tego chciał. Remus zawsze, gdy wyczarowywał swojego patronusa, przywoływał różne wspomnienia z tych najwspanialszych, szkolnych lat. Wystarczyło, że przed oczami stanęły mu roześmiane twarze jego przyjaciół, a już był w stu procentach pewien, że patronus zdoła go ochronić.
 - Gotów – powiedział Harry. Lupin kiwnął głową.
 - Dobrze. A oto zaklęcie: Expecto patronum.
 - Expecto patronum – powtórzył młody Potter. – Expecto patronum.
 - Koncentrujesz się na swoim szczęśliwym wspomnieniu?
 - Och… tak…  – Zmieszał się lekko, zaciskając mocno powieki. – Expecto patrona… nie, patronum… przepraszam… Expecto patronum… Expecto patronum…
     Przez chwilę tak wyraźnie dostrzegł w nim Jamesa, że miał ochotę tak właśnie się do niego zwrócić. W porę przypomniał sobie, że stoi przed nim nie Rogacz, a Harry. Kiedy z różdżki chłopca niespodziewanie wystrzelił strzęp srebrnych iskier, zielonooki krzyknął cicho.
 - Widział pan? – zapytał podniecony. – Coś się dzieje!
 - Bardzo dobrze – odparł Lunatyk, nie potrafiąc ukryć szczerego uśmiechu. – No to co… jesteś gotów wypróbować to na dementorze?
 - Tak. – Harry wystąpił na środek klasy z wysoko uniesioną różdżką.
     Lunatyk po kryjomu upewnił się, że ma w kieszeni czekoladowe przysmaki, które nabył ostatnio w Miodowym Królestwie. Powoli i ostrożnie uniósł wieko skrzyni.
     Ze środka wyłonił się bogin – dementor, z twarzą skierowaną ku Harry’emu. Mimo tego, że był to tylko blady cień prawdziwego strachu, sam Lupin poczuł na skórze ciarki. Lampy w klasie natychmiast pogasły. Potwór wciągnął z charakterystycznym świstem powietrze i natychmiast ruszył w kierunku chłopca, który wyraźnie pobladł.
 - Expecto patronum! – krzyknął. – Expecto patronum! Expecto…
     Upadł na plecy na wypolerowaną posadzkę. Lupin niewiele myśląc, ruszył przed siebie i stanął przed boginem, który natychmiast zamienił się w srebrzystą, błyszczącą kulę.
 - Riddikulus! – powiedział, a księżyc zamienił się w balon i z powrotem cofnął się do skrzyni. Remus zamknął szybko wieko, jednym ruchem nadgarstka zapalił z powrotem wszystkie lampy w pomieszczeniu, po czym pochylił się nad nieprzytomnym chłopcem.
 - Harry! – rzekł głośno, trochę przestraszony. Gdyby coś mu się stało, byłaby to tylko i wyłącznie jego, Lupina, wina. Na szczęście Gryfon szybko otworzył oczy.
 - Przepraszam – mruknął, siadając.
 - Nic ci nie jest? – Pomógł mu oprzeć się o krawędź ławki, wyciągając z kieszeni czekoladowe przysmaki. – Masz…  – rzekł, wręczając mu czekoladową żabę. – Zjedz to, zanim spróbujemy po raz drugi. Nie oczekiwałem, że uda ci się za pierwszym razem… Prawdę mówiąc, byłbym bardzo zdumiony.
 - Jest coraz gorzej – jęknął Harry, biorąc do ust czekoladę. – Tym razem było głośniej… mama… i on… Voldemort…
     Lunatyk pobladł gwałtownie.
     A więc podczas ataku dementorów ten chłopiec słyszy, jak Czarny Pan morduje jego matkę, Lily. Poczuł, jak wzbiera w nim żal i smutek. Wspomnienia, takie wspomnienia, każdego by złamały, nawet najodważniejszego Gryfona, a tym czasem Harry musiał żyć z tym, musiał umieć temu sprostać, chciał nauczyć się przed tym bronić… Był prawdziwym synem Jamesa Pottera i miał wszystkie cechy godne przynależności do domu Godryka Gryffindora. Remus podziwiał go. Harry nie uciekał przed przeszłością, która go spotkała, tak przecież brutalna i okrutna. On wychodził jej naprzeciw.
 - Jeśli nie chcesz, żebyśmy kontynuowali, zrozumiem cię doskonale…
 - Chcę! – Podniósł głos, wpychając do ust resztę czekoladowej żaby. – Muszę! Co będzie, jak dementorzy pojawią się na naszym meczu z Krukonami? Nie mogę spaść po raz drugi. Jeśli przegramy ten mecz, możemy się pożegnać z Pucharem Quidditcha.
     James zrobiłby to samo, pomyślał Lunatyk. Bądź odważny.
 - No dobrze…  – powiedział. – Może wybierzesz inne, jakieś bardziej szczęśliwe wspomnienie? Bo tamto nie wydaje się dość silne…
     Harry kiwnął głową, podnosząc do góry różdżkę.
 - Gotów? – upewnił się Remus.
 - Gotów.
     Kiedy uniósł wieko skrzyni, ze środka znów wyszło przerażające widmo dementora. Gryfon zacisnął zęby: w tych znajomych, zielonych oczach Lunatyk dostrzegł determinację i wielkie chęci, ale jego czoło pokryły małe kropelki potu. Znów zbladł.
 - Expecto patronum! Expecto patronum! Expecto pat…
 - Harry! Harry, obudź się!
     Lupin klepał go mocno po twarzy przez dłuższą chwilę. Sam był nie mniej przestraszony niż chłopiec. Oczy syna Jamesa przez dłuższą chwilę pozostawały przymglone i jakby nieobecne, i dopiero po chwili złapał z nim jakiś kontakt. Odetchnął głęboko.
 - Usłyszałem swojego tatę – wyjąkał, ocierając twarz z potu. – Po raz pierwszy w życiu… Próbował ściągnąć Voldemorta na siebie, żeby moja mama mogła uciec…
     Poczuł się, jakby świat nagle się zatrzymał. Czas pędził przez długie miesiące układające się w lata, aż nagle stanął niespodziewanie w miejscu, czekając, aż wypowiedziane przez Harry’ego słowa zabolą Lupina. Zrobiły to szybciej niż się spodziewał.
     Przeszłość. Teraźniejszość. Przyszłość. Wszystko zlało się w jedną, bezkształtną, pozbawioną barw i kolorów masę. Namacalny był tylko ból: pulsował w żyłach, wnikał w mięśnie i kości, jak najgorsza trucizna – nie zabijając, ale przynosząc ogromne cierpienie.
 - Słyszałeś Jamesa? – zapytał Lunatyk, dziwnym, sztucznym głosem.
 - Tak… – Harry usiadł prosto i rzucił mu zaskoczone spojrzenie. Remus nagle poczuł, jak całe życie wymyka mu się spod kontroli, a bariery reguł upadają na grząski bruk. – To… to pan znał mojego tatę? – zapytał zielonooki. Lupin nie patrzył na niego. Bał się.
 - Znałem go – odparł cicho. – Byliśmy przyjaciółmi w Hogwarcie. Słuchaj, Harry… może już na dzisiaj dość. To bardzo trudne zaklęcie… w ogóle nie powinienem ci proponować, byś przez to przechodził…
     Czuł potworne wyrzuty sumienia, które prawie go paraliżowały. Nie chciał rozmawiać o Rogaczu, był zbyt wielkim tchórzem, wciąż uciekającym przed przeszłością.
 - Nie! – Harry wstał. – Spróbuję jeszcze raz! Widocznie to, o czym pomyślałem, nie było dość szczęśliwe… to dlatego… Zaraz coś sobie przypomnę…
     Widział wielką determinację w jego dobrych, zielonych oczach.
     Odwagi, Remusie, pomyślał Lunatyk. Znajdź w sobie siłę. Byłeś w Gryffindorze. Harry walczy. James i Peter zginęli jak bohaterzy. Nie możesz być tchórzem.
 - Gotów? – zapytał Lupin. Wydawało się, jakby głos, którym to powiedział, nie należał do niego. Nie był pewny, czy robi dobrze. – Skupiasz się mocno? A więc… do dzieła!
     Ze skrzyni po raz trzeci tego wieczoru wyszło widmo dementora. Kiedy poczuł na skórze chłód, a w pomieszczeniu pogasły światła, Lunatyk ukradkiem wytarł pojedynczą, gorącą łzę spływającą samotnie po jego policzku. Wiedział, że nie zaśnie dziś spokojnie.
 - EXPECTO PATRONUM! – ryknął Harry.  – EXPECTO PATRONUM! EXPECTO PATRONUM!
     Lupin obserwował, jak z różdżki chłopca wydobywa się duży, srebrny cień, który zawisł między nim a boginem. Zielone oczy Harry’ego rozszerzyły się z podniecenia, choć czoło mokre miał od potu. Widział, jak delikatnie drży mu ręka.
 - Riddikulus! – powiedział, wychodząc przed młodego Pottera.
     W klasie znów zapaliły się światła, a nieprzyjemny chłód natychmiast zniknął. Remus uśmiechnął się sam do siebie: tego wieczoru on również wygrał. Podszedł do siedzącego na krześle Harry’ego i wręczył mu ogromną tabliczkę czekolady z Miodowego Królestwa.
 - Wspaniale, Harry! – pogratulował mu. – Znakomity początek!
 - Może spróbujemy jeszcze raz? Tylko raz!
 - Nie dzisiaj – odparł stanowczo. Gryfon był wyraźnie wyczerpany. – Przeżyłeś dość, jak na jeden wieczór. Masz, zjedz… wszystko, bo pani Pomfrey mnie zabije. – Spojrzał, jak twarz chłopca z każdą sekundą nabiera kolorów. – To co, w przyszłym tygodniu?
 - Dobrze – zgodził się natychmiast Harry.
     Lupin odszedł kilka kroków, by uporządkować klasę profesora Binnsa. Poprawił ławki, które poodsuwał, by zrobić więcej miejsca na środku klasy, dostawił krzesła, pogasił lampy. Usilnie unikał spojrzenia zielonych oczu Harry’ego, choć cały czas czuł na sobie jego wzrok.
 - Pani profesorze – zaczął nagle chłopiec – skoro znał pan mojego tatę, to musiał pan również znać Syriusza Blacka.
     To nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
     Lunatyk odwrócił się szybko w jego stronę, mrużąc oczy.
 - Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytał, trochę ostrzej, niż miał w zamiarze.
 - No nie wiem… to znaczy… ja po prostu dowiedziałem się, że oni też byli przyjaciółmi w Hogwarcie – odpowiedział szybko Gryfon.
     Westchnął głęboko, zastanawiając się, ile Harry wie.
     Byli przyjaciółmi? To dość pobieżne stwierdzenie, pomyślał z goryczą Remus. Syriusz i James od zawsze byli jak bracia. Zdawali się rozumieć bez słów, a choć zupełnie inni – tak bardzo podobni byli do siebie. Wydawało się, że nic tej przyjaźni nie mogło zniszczyć.
     Życie okazało się jednak bardziej brutalne niż się spodziewali.
 - Tak, znałem go – odpowiedział szybko. – A raczej myślałem, że go znam. A teraz lepiej już idź, Harry, robi się późno.
     Nie był w stanie więcej spojrzeć mu w oczy. Kiwnął mu głową na pożegnanie i udając, że sprawdza po raz kolejny zamknięcia przy skrzyni z boginem, czekał, aż kroki Harry’ego ucichną na pustym korytarzu. Dopiero wtedy opadł bezradnie na najbliższe krzesło i ukrył twarz w dłoniach, całym sobą walcząc, by nie uronić ani jednej łzy.
     Pomyślał o przeszłości. O Lunatyku, Glizdogonie, Łapie i Rogaczu. O życiu, które mieli, istnieniu, które stracili i szczęściu, którego nigdy nie dane im było zasmakować.
     James Potter tuż przed swoją śmiercią próbował ochronić swoją żonę i ukochanego, jedynego syna. Chciał zginąć za nich. Remus oczami wyobraźni widział jego twarz zastygłą w skupieniu pomieszanym ze strachem, rozkładając szeroko ręce, by zagrodzić drogę Voldemortowi. Dlaczego nie miał w ręce różdżki? Przecież był tak dobry w pojedynkach! Czy Rogacz uległ złudnemu poczuciu bezpieczeństwa? Ufał Syriuszowi, kiedy rzucono Zaklęcie Fideliusa na pewno pomyślał, że mogą być spokojni. Zawsze uważał, że hańbą jest brak zaufania wobec swoich przyjaciół. Jak bardzo się mylił…
     Zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy od długich trzynastu lat myślał o samej śmierci swojego przyjaciela. Wcześniej po prostu wiedział, że umarł, ale dziś, dzięki Harry’emu, zastanawiał się, jak. Odpowiedź przyszła sama: szybko. Bez fizycznego bólu. Znienacka. Ostatni świst zmierzającej ku tobie śmierci, zielony błysk i… koniec.
     Ona jest taka niecierpliwa…
     James Potter zginął jak bohater. Umarł tak, jak żył: zawsze w imię wyższych celów i wartości. Nie egoistycznie, nie cicho i w spokoju. Tak, to z pewnością była śmierć godna czarodzieja, jakim był Rogacz. Szlachetna. Odważna. Dobra.
     Dobra. Czy to odpowiednie określenie dla śmierci?
     Zadrżał, ogarnięty emocjami, których wcale nie chciał. Dlaczego tutaj, w tej pustej i cichej klasie, myślał właśnie o umieraniu, i o tym, co jest potem? Dlaczego znów wracał do przeszłości, która nie pozwalała o sobie za wszelką cenę zapomnieć?
     Peter Pettigrew również zginął w blasku i chwale. Ogarnięty złością i żalem, odnalazł Blacka, który zdradził przyjaciela. Zdążył wypowiedzieć zaledwie jedno zdanie, nim Łapa obrócił go w pył, pozostawiając jedynie jeden pulchny palec…
     A on? Czym on może się poszczycić w swoim długim, nędznym życiu? Wiecznie w cieniu innych, lepszych, użalający się tylko nad sobą i swoim losem, zbyt tchórzliwy, by się sprzeciwić i jednocześnie zbyt dumny, by zawrócić.
     Przegrał wszystko. Wszystko.
     Nawet swoją tożsamość.
     Znów westchnął, zastanawiając się usilnie, dlaczego akurat teraz, w tym roku, cała przeszłość wraca. Czy jest ktoś, kto kieruje losem tego świata? Przez długich trzynaście lat, od śmierci Voldemorta, wzburzona woda zdążyła się uspokoić, zaakceptował swoje życie, zaczął wszystko na nowo… A później przyszedł niespodziewany sztorm: ucieczka Syriusza Blacka z Azkabanu, posada w Hogwarcie, spotkanie tutaj Snape’a, Harry. Może to wszystko było ze sobą w jakiś sposób powiązane, ale Remus nie był w stanie tego dostrzec?
     Zamknął na chwilę oczy, pragnąc wyzbyć się wszelkich myśli. Lunatyk pragnął wolności, ale podświadomie czuł, że nie przyjdzie ona, póki przeszłość nie da mu spokoju. Nie miał pojęcia, co mógłby zrobić, by wyjść temu naprzeciw.
     Być może potrzeba… czasu? Cierpliwości? Ile można czekać?
     Lupin wstał, słysząc gdzieś na piętrze podejrzany huk. Pomyślał, że to pewnie znów Irytek przewracał półki w nieużywanych klasach, czym ostatnio doprowadzał do szału Argusa Filcha. Wziął pod pachę skrzynię, nie chcąc natknąć się po drodze do swojego gabinetu na woźnego, który wciąż patrzył na niego ze złością, doskonale pamiętając minione lata.
     Zamknął za sobą drzwi, po czym ruszył pustym i mrocznym korytarzem. Minął zaledwie jeden zakręt, kiedy zobaczył przed sobą znajomą postać. I nie był to wcale Filch.
 - Lupin – odezwał się Snape przyciszonym głosem, obrzucając swojego rozmówcę niezbyt przyjaznym spojrzeniem. – Spacery o tej porze?
- Dobry wieczór, Severusie. – Remus uśmiechnął się ciepło. – Chyba minęły już czasy, w których za szwendanie po zmroku po zamku groził mi szlaban, prawda?
 - Przecież i tak nigdy nie przestrzegałeś tego punktu regulaminu, mam rację? – Usta Mistrza Eliksirów wykrzywił nieprzyjemny grymas. – Można by pomyśleć, że coś… knujesz.
     Jego wzrok na dłuższą chwilę spoczął na skrzyni.
 - Bez obaw, nie ukrywam tutaj Syriusza Blacka – rzucił Lunatyk rozbawionym tonem. – W tej skrzyni jest bogin. Ale jeśli mi nie wierzysz, możemy to sprawdzić.
     Czarne, obojętne oczy Severusa rozbłysły przez moment dziwnym blaskiem. Remus przez chwilę zaczął się zastanawiać, jaką postać przybrałby bogin w starciu ze Snape’em? Stwierdził jednak, że nie będzie go o to pytać, gdyż byłby to z jego strony przejaw optymizmu graniczącego wręcz z głupotą.
 - Nie do moich obowiązków należy sprawdzanie cię – rzekł Snape.
 - Oczywiście. Więc, jeśli nie masz nic przeciwko, pójdę już do swojego gabinetu, w porządku? Tej nocy nie przypada mi patrolowanie korytarzy.
     Bez słowa go minął i ruszył w stronę schodów. Snape już więcej się nie odezwał, choć Remus cały czas czuł na sobie jego wzrok. Odetchnął dopiero, kiedy zaświecił światła w swojej sali, a skrzynię z boginem postawił w kącie pomieszczenia. Nagle poczuł się bardzo zmęczony i senny, choć ten dzień nie był bardziej aktywny od poprzedniego. Opadł w ubraniu na posłane łóżko i założył ręce za głowę. Pomyślał raz jeszcze o swojej przeszłości i o tym, co przyniesie mu najbliższa przyszłość. Czy będzie miał szansę poczuć się jeszcze szczęśliwy?
     Zamknął oczy mając nadzieję, że sen odpowie na te najważniejsze pytania.

_________________________
Od dziś rozdziały będą publikowane mniej więcej co dziesięć dni. Pisanie "Być Huncwotem" jest teraz bardzo pracochłonne i mogłabym się nie wyrabiać z nowościami co sobotę. Mam nadzieję, że jakość wynagrodzi Wam częstotliwość :)
Witamy jesień... i oby słońce świeciło jak najdłużej, błagam.

18 komentarzy:

  1. Klasyk. Tak nazwałabym Twoje opowiadanie. Jeśli jest ktoś z blogowego świata, kto nie słyszał o Być Huncwotem, to nie wiem, czego tutaj szuka.
    Podziwiam Cię. Jesteś wielka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, jak ja czekałam na ten rozdział! Wiesz to, nie? Tak bardzo chciałam przeczytać ten fragment... Jestem tak zachwycona, że nawet brak Syriusza mi nie przeszkadza. PO prostu czysty geniusz. W takich chwilach żałuje, że ja nie potrafię tak pisać. Ja ciągle coś zmieniam, dodaje, mącę. A Ty po prostu piszesz to opowiadanie, tak nam znane, z innej perspektywy. Jest doskonałe. Zgodne z kanonem, choć mało tu przytoczeń z książki. Geniusz i tyle.
    Okay, powychwalałam Cię, to teraz czas na Lunatyka. Będę się powtarzać, ale tak mi go szkoda. Nie zasłużył na to, co go spotkało. Z niecierpliwością czekam na te chwile, kiedy w jego życie wkroczy odrobina szczęścia. Należy mu się jak psu kość.
    Cieszę się, że dostrzegł bohaterską śmierć Rogacza. Nie znoszę jak spychają go na drugi plan. Święta Lily oddaje rzuca swoje życie niczym tarczę pomiędzy synkiem a Czarnym Panem a Jamesa większość ma w dupie. Mało tego - zrobiono z niego aroganckiego jedynaka, który potrafi krzywdzić ludzi (i oczywiście Evans). A to wina blogerów i niedawnej mani na pamiętniki Lily. No... Cieszę się więc, że u Ciebie tego nie znalazłam.
    Nie wiem co jeszcze mogę napisać. O Lunatyku rozwodzę się o kilu(nastu) notek. O Twoim talencie również. Pewnie Ci się to już nudzi. Albo wchodzisz na bloga, patrzysz komentarz i "kurde, a ona znowu mi tu poematy pisze. Gada, gada i gówno z tego wynika.". Ta... ona zdaje sobie z tego sprawę, więc już może zamilknie. Tylko powie jeszcze, że weny życzy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że na niego czekałaś i nawet obawiałam się tej oceny, bo pisząc zgodnie z kanonem nigdy nie wiem, czy nie zanudzę czytelników. Przecież Wy doskonale wiecie, co tam się działo, podobnie jak wiecie, co stanie się dalej w tej historii. Więc cieszę się, że się podobało, naprawdę :)
      I tu też się z Tobą zgodzę - śmierć Lily przyćmiewa śmierć Jamesa. Mnie też to strasznie wkurzało, jak Dumbledore mówił, że to ONA oddała za niego życie, ochroniła go, trele morele, a o Rogaczu czasem tam ktoś napomknie. Aż normalnie coś się we mnie gotuje, jak po raz kolejny czytam o dzielnej i szlachetnej Lily, a wszyscy zapominają, że gdyby nie James, to Ruda prawdopodobnie nie miałaby nawet czasu powiedzieć "Siema, Voldek".
      A długie komentarze czytać uwielbiam i z czystym sercem mówię, że wcale mi się one nie nudzą. Wręcz przeciwnie, są niesamowicie budujące i niejednokrotnie po ich przeczytaniu przychodzi mi ochota na pisanie. Więc to ja dziękuję!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Superowy rozdzial :) Taki uspokajajacy co czyni go jeszcze piekniejszym ;) Biedny Lunio...ach jak ja bym chciala cofnac sie do czasow , gdy Lapa spiewal ( falszowal ;) ) piosenki o Huncwotach ;) To bylo takie...ekstra XD Weny ^_^ Niecierpliwa Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałabym się do nich cofnąć, bo pisanie o szkolnych, beztroskich latach było nie tylko prostsze, ale też przyjemniejsze :)
      Dziękuję ślicznie, pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jak zwykle jestem zachwycona rozdziałem ;)
    Nareszcie doczekałam się lekcji z Harrym. Powiem szczerze, że z perspektywy Remusa podoba mi się dużo bardziej, niż ta książkowa - może dlatego, że w pewnym momencie młody Potter zaczął mnie wkurzać i wkurza do dziś, a Lunatyka nigdy nie jest za dużo. I jego czekolady.
    Rozmyślań Remus na temat śmierci przyjaciół i jego nędznego życia nawet nie jestem w stanie skomentować. To było genialne, tylko tyle powiem. Ja też się wcześniej nie zastanawiałam nad śmiercią Jamesa, zawsze była tylko Lily i jej ofiara.
    Cholerny Snape, zawsze się do czegoś przyczepi.
    A tak apropo śmierci Huncwotów i trochę na poprawę humoru: http://i48.tinypic.com/2rzqa9k.jpg. Może nie widziałaś :)
    Przepraszam, ale nie jestem w stanie napisać lepszego komentarza. Szkoda, że robisz dłuższe przerwy między rozdziałami, ale warto na nie czekać :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi przyszła ochota na czekoladę, no.
      Haha, nigdy tego nie widziałam, oj, biedny Syriusz :D Wszedł sobie za zasłonę. No cóż... Bella mu w tym trochę pomogła, ale faktycznie efekt końcowy jest komiczny :D
      Nie ma za co przepraszać! Dziękuję za komentarz ślicznie i również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Jak mam byc szczera to twoje opowiadanie zaczynałam czytac trzy raz i jak widać dopiero za trzecim razem przeczytałam wszystko i naprawde mi się podoba. To wspaniałe obserwować jak styl autorki zmienia się z biegiem lat. Z troche dziecinnego opowiadania zmieniło sie w kawał naprawde dobrej lektury.
    Twoje opowiadanie jest brakującym elemntem świata Pottera. Zawsze zastanawiałam się co Remus czuł po powrocie do Hogwartu. Spędził tu swoje najlepsze lata, wraca po 12 latach do miejsc gdzie az roi się od wspomnien. No i jeszcze Syriusz. Nikt tak naprawde nie wie jak wyglądała jego ucieczka z Azkabanu. On ak naprawde teraz ma szanse na oswojenie się ze smiecia Lily i Jamesa. Kto wie, jaki by był Syriusz gdyby to Peter trafił za kratki. Wiem, że takie gdybanie nie ma sensu, ale czasami lubie się bawić w gre pod tytułem ,,Co by było gdyby".
    Nie wiem czy zapomniałas o tym, ale w twoim opowiadaniu Drops doskonale wiedział o animagi Jamesa i Syriusza. To chyba on powiedział o tym Lily. No wiesz po tym jak Remus został oskarżony o zdradza byla taka secena gdzie James i Syriusz sa w swoich animagicznych postaciach. No chyba, że specjalnie Drops udaje idiote i doskonale wie, że Syriusz potrafi się zammienić w psa.
    Wkażdym razie masz we mnie stałą czytelniczke. Naprawde nie żałuje, że przeczytałam to opowiadanie. Co prawde kilka razy w ciągu tego czytania chciałam zrezygnować, ale za każdym razem sobie powtarzałam ,,Przeczytaj jeszcze jeden rożdział i wtedy zadecyduje" i nim się spostrzegłam byłam użalezniona:)
    Pożdrawiam i życze dużo weny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że w końcu udało Ci się przeczytać. Postanowiłam, że będę smęcić, pleść bzdury, ale... skończę to opowiadanie, to na pewno.
      Też lubię czasami pomyśleć nad tym, co by było, gdyby... Z tego powstała by chyba dobra historia, ale ja jakoś umiłowałam kanon i jego się trzymam. Opowieść o Huncwotach daje duże pole manewru, a przynajmniej ich lata szkolne. Wiele opowiadań kończy się wraz ze śmiercią Jamesa i Lily... ja zdecydowałam się pójść dalej i tego wcale nie żałuję.
      Jeśli chodzi o animagię, to tak, masz rację, Dumbledore wie, że Syriusz jest animagiem. To wyjaśni się później, ale żeby nie było, że pogubiłam się we własnej historii, to Dumbledore był przekonany, że Azkaban pozbawił Łapę umiejętności magicznych, tak, jak to się działo z wieloma innymi czarodziejami. Staruszek nie wiedział, że to poczucie niewinności pozwoliło Syriuszowi przeżyć, więc był pewny, że w czasie pobytu w Azkabanie Black stracił dużo magicznych mocy, a przecież trzeba naprawdę wiele wysiłku, by opanować sztukę animagii.
      Ślicznie dziękuję za Twoją wypowiedź, bardzo miło mi się to czyta. Również serdecznie pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję! :)

      Usuń
    2. Wierz mi ja tez się ciesze, że przeczytałam. I naprawde fajnie, że postanowiłaś pisać o Remusie i Syriusz. Cóż myśle, że to oni tak naprawde byli najbardziej pokrzywdzeni w tej serii. Może to przez miłość do nich tak sądze.
      Wiesz myśle, że Rowling to strasznie cwana bestia. Zostawiła sobie dużo luk i dzięki temu będzie mogła ewentualnie wrócić do histori o Harrym. Mamy dziure między śmierica Potterów a pójściem do szkoły Harrego, lata szkolne Lily i Jamesa, lata młodości Voldzia, 19 lat później. Naprawde spore pole do popisu.
      No cóz to faktycznie ma sens. Syriusz był w Azkabanie 12 lat i to bardzo możliwe, że mógł stracic moc. Nikt tak naprawde nie powiedził co się dzieje z czarodziejem po wyjściu z Azkabanu. Swoja droga zastanawiam się jakim cudem Bella mimo swojego szalenstwa mimo wszystko wyszał z Azkabanu w miare poczytalna. Zastanawiające.
      Dumbledor mógł sobie pomyśleć, że Black nie ma mocy. Jednka z drugiej strony jakby się bez mocy dostał do Hogwartu. Jasne mógłby widzieć Hogwart, ale dla człowieka bez magi i bez możliwości pojechania na miejsce jakimś samochodem/pociągiem było by trudne. Nawet jeżli miałby troche magi w sobie to i tak było by trudno. I tu nasówa mi się pytanie jak Flich dostawał się do Hogwartu. Wiem,że się czepiam takich głupich szczegółów, ale taka juz jestem. Coś czuje, że pani Rowling nie miałaby ze mną łatwo:D

      Usuń
  6. Na oceny-blogow-hp.blog.onet.pl pojawiła się ocena Twojego bloga. Zapraszam serdecznie i pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety wybrana przez Ciebie oceniająca - Naridia - odeszła z naszej ocenialni. Prosimy o wybór nowej oceniającej.

    http://dark-evaluation.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem uzalezniona od tego bloga. Piszesz w tak cudowny sposob ,ze tak lekko i przyjemnie to sie czyta. Nie jeden raz plakalam czytajac rozdzialy. Dzieki temu blogiowi na prawde inaczej patrze na wszystko , na zycie inaczej mysle o przyszlosci. Moze to brzmi glupio , ale to jest prawda. Moglabym czytac tego bloga bez konca , chcialabym aby to opowiadanie sie nie konczylo. Uwazam , ze na prawde masz wielki talent pisarski. Widze , ze piszesz tak , aby nie odbiegac od powiesci J.K.Rowling.w takim razie czy bloga zakonczysz smiercia Syriusza czy Lupina ? I jak duzo rozdzialow masz zamiar jeszcze napisac ? Z niecierpliwoscia czekam na nowy rozdzial . Pozdrawiam i dziekuje , za te emocje , ktore mi towarzysza czytajac tego bloga.-"Julia".

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko fajnie, ale jedna uwaga. Skoro to dzieje się w akcji Więźnia Azkabanu, to James i Lily zginęli dwanaście lat temu, nie trzynaście. Przecież oni umarli, gdy Harry miał roczek, trochę ponad. Dalej nie mogę uwierzyć dlaczego Remusa nie zastanawia, że taki tchórz jak Peter "zginął chcąc pomścić przyjaciół"? Nagle stał się super odważny, żeby porywać się na silniejszego od siebie czarodzieja? To smutne, ale mam wrażenie, że Lupin myśli głównie o sobie i swoim cierpieniu. A co z Jamesem i Lily, którzy gdzieś tam z góry muszą patrzeć jak Syriusz, którego jedyna winą było zaufanie niewłaściwemu "człowiekowi", musi ukrywać się w postaci psa, wieść nędzne "życie", ciągle nosząc w sobie piętno Azkabanu? Na samego Remusa, który użala się nad sobą, choć wcale nie miał najgorzej, a wręcz najlepiej z całej czwórki Huncwotów? Chyba nigdy nie zrozumiem jak Lupin mógł tak łatwo uwierzyć w winę Syriusza.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak bardzo mi szkoda Remusa... przeszłosc nie daje mu o sobie zapomniec, ciagle do niego wraca. Nie jego powinno go to spotkac. Nie on na to zasłuzył tylko ten zdrajca Peter. To jego powinna spotkać kara a nie Remusa i Syriusza :(

    OdpowiedzUsuń