14 października 2012

92. Nie poddać się


„Nie ma żadnej możliwości, by sprawdzić, która decyzja jest lepsza, bo nie istnieje możliwość porównania. Człowiek przeżywa wszystko po raz pierwszy i bez przygotowania. To tak, jakby aktor grał przedstawienie bez żadnej próby. Cóż może być warte życie, jeśli pierwsza próba już jest życiem ostatecznym? Dlatego życie zawsze przypomina szkic. Ale nawet szkic nie jest właściwym określeniem, bo szkic to zawsze zarys czegoś, przygotowanie do obrazu, gdy tymczasem szkic, jakim jest nasze życie, to szkic bez obrazu, szkic do czegoś, czego nie będzie”.
Milan Kundera


~*~

     Minął styczeń, rozpoczął się luty. Remus każdego dnia zastanawiał się, co mu nie pasuje w tym dziwnym, pozornym spokoju, który od kilku tygodni ogarnął świat magiczny. Czyżby Syriusz Black dał sobie spokój z próbą wtargnięcia do Hogwartu? Prorok od jakiegoś czasu milczał na jego temat, a Lunatykowi bardzo się to nie podobało. Miał dziwne wrażenie, że to wszystko jest tylko ciszą przed burzą.
     W jeden z ponurych czwartków przy śniadaniu, kiedy siedział przy stole dla grona pedagogicznego rozmawiając w najlepsze z Rubeusem Hagridem, podleciała do niego mała, brązowa sówka. Nie był tym zaskoczony – postanowił zamawiać każdy egzemplarz Proroka Codziennego, aby w razie czego dowiedzieć się możliwie jak najszybciej o schwytaniu Łapy. Zwykle przeglądał tylko nagłówki na kilku pierwszych stronach, nie zagłębiając się dokładniej w lekturę – wiedział, że gdyby ministerstwo wreszcie odniosło jakikolwiek sukces w tej sprawie, zostałoby to wydrukowane i wytłuszczone na samym początku. Wyprostował się więc na krześle, gdy rozwinął rulonik brukowca i z pierwszej strony spojrzała na niego wychudzona, chorobliwie blada i przerażająca twarz Syriusza Blacka.
     Szybko odnalazł interesujący go fragment tekstu.


MINISTERSTWO MAGII DAJE WOLNĄ RĘKĘ
DEMENTOROM

     Minister magii, Korneliusz Knot, z porozumieniem z przedstawicielami Urzędu Przestrzegania Prawa Czarodziejów oraz Biurem Aurorów, wydał dzisiejszego ranka specjalny, jednorazowy dekret, pozwalający strażnikom Azkabanu, w razie schwytania Syriusza Blacka, na wykonanie Pocałunku Dementora.
     „Black może być groźny dla każdego. Uciekł z Azkabanu przy pomocy czarnomagicznych sztuczek i wciąż pozostaje nieuchwytny. Ze względu na masakrę, jakiej Black dopuścił się dwanaście lat temu, uznaliśmy, że tradycyjne metody nie są w stanie uchronić społeczności czarodziejów przed jego ewentualnym ponownym atakiem. To świr. Nie wiadomo, co planuje i do czego dąży. Z tego względu postanowiliśmy dać dementorom wolną rękę” – powiedział dla Proroka Korneliusz Knot.
     Przypominamy, że Syriusz Black został skazany na dożywotni pobyt w Azkabanie za masowy mord na mugolach i jednym czarodzieju, którego dopuścił się w 1981 roku oraz działalność na rzecz Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
     Czarodziei, którzy wiedzą coś o jego aktualnym pobycie lub widzieli kogoś podobnego do mężczyzny ze zdjęcia, proszeni są o natychmiastowy kontakt z Biurem Aurorów.


 - Coś tak zamilkł, Remusie? – zapytał Hagrid, spoglądając na Lupina. – Na Merlina! Złapali Blacka? – dodał, kiedy dostrzegł nowy numer Proroka Codziennego.
 - Nie – odpowiedział cicho Lupin. – Knot dał dementorom pozwolenie na pocałowanie go, jeśli uda im się go schwytać.
     Spojrzał na twarz Łapy, człowieka, którego tak kochał. Nie przypominał już tego Syriusza, którego pamiętał z lat szkolnych. Zapadnięte policzki, długie, zaniedbane włosy pełne kołtunów i to spojrzenie – dziwne, zamglone, pełne jakiejś niezrozumiałej obsesji, której Lunatyk nie potrafił sobie w żaden sposób wytłumaczyć. Jak bardzo Azkaban zmienił tego człowieka, który kiedyś był tak przystojny, tak radosny, tak dobry…
     A teraz grozi mu coś gorszego niż śmierć. Utrata duszy. Utrata istnienia.
     Zdrajca, pomyślał Lupin, czując nagły napływ gniewu, złości i mściwości. Zdradził przyjaciół, którzy mu ufali. Zasługuje na to.
     Ale czy tak naprawdę jest ktoś, kto na to zasługuje…?
 - Cholibka – powiedział gajowy, wyrywając go z zadumy. – Aż ciarki przechodzą, jak się o tych dementorach pomyśli, nie? Ale Black – zacisnął dłonie w pięści – rozszarpałbym go, gdyby stanął na mojej drodze. Za Lily i Jamesa. Za Harry’ego.
     Remus z przerażeniem zrozumiał, że jest mu żal losu, który czeka Łapę. Żal mu człowieka, który wyrządził tyle złego i wciąż nie daje za wygraną. Skarcił się w myślach. Nie może pozwolić, by odległe echo przeszłości wpłynęło na teraźniejszość, która w żadnym wypadku nie była lepsza, ale trzeba było przez nią przebrnąć. Trzeba przecież żyć.
     Drgnął, kiedy brązowa sówka uszczypnęła go w rękę, żądając należącej się jej zapłaty. Zupełnie o niej zapomniał. Wyjął z kieszeni poszarpanej szaty monetę i wrzucił do brązowego woreczka przywiązanego do jej nogi. Zahuczała cicho, po czym odleciała.
     Zwinął gazetę w rulonik i odrzucił na stół, po czym rozglądnął się od niechcenia na boki. Zauważył, że Severus Snape patrzył prosto na niego, z wargami wygiętymi w mściwym, złośliwym uśmiechu. W rękach trzymał Proroka Codziennego.

~*~

     Syriusz zaśmiał się sztucznie, odczytując poszczególne zdania z gazety, którą przyniósł mu wcześniej Krzywołap, choć temat artykułu wcale nie był zabawny. Ma dać się złapać dementorom? Teraz, kiedy jest już tak blisko Petera, tak blisko zemsty?
     Nie, nie ma takiej możliwości. Nie pozwoli na to.
     Zamknął oczy, próbując przywołać w myślach obraz twarzy Jamesa Pottera. Odkąd wrócił z cmentarza w Dolinie Godryka, robił to codziennie, ale bezskutecznie. Stracił tę część swojej tożsamości, na której najbardziej mu zależało, która była w nim najlepsza. Musiał ją odzyskać, koniecznie, bo tylko wtedy, gdy znów przypomni sobie postać swojego najlepszego przyjaciela, będzie mógł spokojnie umrzeć.
     Zadrżał. Pomimo tego, że podświadomość mówiła mu, że znów się nie uda, codziennie miał nadzieję, że Rogacz wróci. Czuł się niezwykle rozczarowany, kiedy tak się nie działo i zawsze bał się, że nigdy nie zobaczy już twarzy ukochanego Jamesa.
     Poczuł, jak jakieś stworzenie wskakuje mu na klatkę piersiową i mruczy cicho, żądne kolejnej porcji pieszczot. Uśmiechnął się, drapiąc Krzywołapa za uchem.
 - Zrobimy to dzisiaj w nocy, dobrze? – powiedział, patrząc w jego żółte oczy. – Może on wciąż gdzieś tam jest. Przyda nam się to, co znalazłeś w Wieży Gryffindoru. – Sięgnął po kartkę, na której wypisane były wszystkie hasła, otwierające przejście do pokoju wspólnego. – Naprawdę dobra robota, przyjacielu.
     Rudy kot zamruczał, przymykając oczy z zadowolenia.


     Najpierw przyszedł obejrzeć mecz. Uwielbiał przyglądać się Harry’emu szybującemu w powietrzu – czuł się wtedy, jakby cofnął się do przeszłości i patrzył na Jamesa. Uśmiechnął się sam do siebie, żałując, że nie może przybrać swojej ludzkiej postaci i przyłączyć się do trybun, które wykrzykiwały raz po raz: „Do boju Gryffindor!”.
 - Wystartowali! – Usłyszał głos komentatora. – Wielkie podniecenie budzi we wszystkich Błyskawica, której w tym meczu dosiada Harry Potter z Gryffindoru. Według poradnika „Jak wybrać miotłę?” to właśnie Błyskawica będzie modelem, na którym wystartują drużyny narodowe w tegorocznych mistrzostwach świata…
 - Jordan, czy mógłbyś zająć się tym, co dzieje się na boisku? – wtrąciła McGonagall, której głos Syriusz natychmiast rozpoznał. Parsknął psim śmiechem.
 - Tak jest, pani profesor… Ja tylko podaję kilka dodatkowych informacji. Nawiasem mówiąc, Błyskawica ma wbudowany samoczynny hamulec i…
 - JORDAN!
 - Okej, okej. Gryfoni przy piłce, Katie Bell leci, by zająć pozycję do strzału…
     Łapa śledził wzrokiem tylko postać Harry’ego, dosiadającego miotłę, którą sam mu podarował. Żałował, że jego chrzestny syn nie może się o tym dowiedzieć – gdyby było inaczej, może wziąłby go w ramiona, przytulił, podziękował? Tego nikt nie mógł wiedzieć, ale Syriusz był szczęśliwy widząc, jak wielką radość sprawia Harry’emu latanie.
     Młody Potter właśnie wykonał zgrabną pętlę, unikając w zgrabny sposób lecącego w jego kierunku tłuczka. Po trybunach rozeszły się wiwaty i okrzyki pełne zachwytu.
 - Osiemdziesiąt do zera dla Gryfonów! Ach, popatrzcie na lot Błyskawicy! Teraz Potter pokazuje, co potrafi ta miotła! Jakie zwroty… Chang nie ma żadnych szans na swojej Komecie! Niesamowita równowaga Błyskawicy, ta precyzja lotu…
 - JORDAN! PRODUCENT BŁYSKAWICY ZAPŁACIŁ CI ZA REKLAMĘ?! KOMENTUJ MECZ! – wrzasnęła do mikrofonu Minerwa McGonagall.
     Syriusz szczeknął z zadowolenia, kiedy wśród grona nauczycielskiego spostrzegł tak dobrze znajomą twarz – Remusa Lupina. Skulił uszy z żalu, że Lunatyk nie ma pojęcia o tym, co wydarzyło się tej strasznej nocy w Dolinie Godryka dwanaście lat temu i wciąż myśli, że to on, Syriusz Black, zdradził tajemnicę Jamesa i Lily. Zaskomlał żałośnie, wycofując się powoli w kierunku wyjścia. Nie chciał, by ktokolwiek go zauważył – nie teraz, kiedy był tak blisko. Być może już dzisiejszej nocy uwolni się z ciężaru, jaki dźwigał na barkach przez ostatnie lata. Być może już dzisiejszej nocy zdrajca poniesie zasłużoną karę.
     Być może już dzisiejszej nocy przypomni sobie twarz Jamesa Pottera.
     Na razie musi czekać. Czekać. To takie denerwujące… Człowiek całe życie na coś czeka, w każdej minucie, sekundzie; każda chwila jest tylko oczekiwaniem na coś, co przeminie i pozostanie tylko wspomnieniem. Chyba, że będzie to śmierć. Wtedy nie pozostawi żadnego echa z poprzedniego, ziemskiego życia, przyniesie jedynie wolność i nowe zasady.
     Pod warunkiem, że tam faktycznie coś jest. Jednak Łapa wierzył – bo musiał wierzyć – że ta druga strona jest jednocześnie tą lepszą. Tam przecież ponownie spotka Jamesa.
     Minuty płynęły powoli. Ze stadionu w końcu popłynęły gwizdy i wiwaty, więc któryś z szukających musiał już złapać Złotego Znicza. Miał nadzieję, że był to Harry, nie ta Krukonka o czarnych włosach. Jeśli Gryffindor wygrał mecz, to miał jeszcze sporo czasu.
     Co robić, jeśli nie miał ochoty już więcej myśleć?
     Wpatrywał się uparcie w okna na szczycie Wieży Gryffindoru. Światła błyskały, w oknach przesuwały się nierozpoznawalne cienie postaci, czas mijał. Zapadł zmierzch i z każdą sekundą mrok otulał okolicę coraz bardziej, ale Łapa nie czuł się ani trochę senny. Wiedział, że ma szansę zakończyć dziś to wszystko, co rozpoczął dwanaście lat temu, kiedy osaczył Petera Pettigrewa na tej zatłoczonej, mugolskiej uliczce.
     Dziś nie będzie miał litości. Dziś nie da się przebłagać.
     Dziś nie jest już tym Syriuszem Blackiem, którym był kiedyś.
     Kiedy pogasły ostatnie światła w dormitoriach, ruszył powoli do zamku. Przecisnął się przez wąską wyrwę w murze, którą kilka tygodni temu odkrył Krzywołap. Była ciasna, ale Łapa był tak wychudzony, że nie miał problemu z przejściem przez nią. Ruszył truchtem cichym i pustym korytarzem, przypominając bardziej cień i zjawę, niż żywą istotę. Rozglądał się na boki, gotów w każdym momencie natrafić na Filcha, panią Norris lub jakiegokolwiek nauczyciela, patrolującego szkołę. Błagał tylko, aby nie był to Lupin. On na pewno od razu by go rozpoznał, a wtedy nie wiadomo, jak mogłoby się to skończyć.
     Ale tej nocy Syriuszowi Blackowi dopisywało szczęście. Dotarł na siódme piętro bez żadnych większych problemów. Tuż za zakrętem, za którym znajdowało się wejście do pokoju wspólnego Gryfonów przybrał swoją ludzką postać i stanął wyprostowany przed portretem.
     Sir Cadogan, który pełnił funkcję Strażnika Wieży, podniósł swój zardzewiały miecz.
 - Czego chcesz, parszywy psie? Stań do walki, tchórzu, wcale się nie boję! – powiedział, po czym przyłbica z hełmu zsunęła się mu na oczy. Stracił równowagę i przewrócił się, płosząc swojego rumaka, który czmychnął z ram obrazu.
 - Chciałem dostać się do środka – rzekł Łapa, powstrzymując chęć wybuchnięcia śmiechem. Im bliżej był Petera, tym lepszy miał humor.
 - Przeklęta zbroja – narzekał Sir Cadogan. – Podaj hasło, jeśli chcesz wejść.
     Syriusz wyjął z kieszeni kartkę i wyprostował ją, po czym odchrząknął.
 - A więc tak… Poniedziałek: Wyzywam cię na pojedynek. Wtorek: Pył wojenny. Środa: Bitewne sępy. Czwartek: Żelazna tarcza. Piątek: Poddaj się. Sobota: Czarna strzała. Niedziela: Krwawe żniwa… do godziny dwunastej w południe, bo potem hasło się zmienia na Zwycięski miecz.
 - Tak! – Sir Cadogan był wyraźnie ucieszony. Widocznie zaimponowała mu tak dobra znajomość wymyślonych przez niego haseł. – Otwieram przed tobą wrota do raju, mężny rycerzu, i oby zawsze wiały ci pomyśle wiatry!
     Łapa uśmiechnął się i skinął głową, po czym przeszedł przez przejście pod portretem. Kiedy stanął w pogrążonym w półmroku pokoju wspólnym, przez chwilę poczuł, jak w oczach stają mu łzy. Te same wytarte fotele, na których spędzali tyle czasu, kominek, w którym tliły się resztki ogniska, drewniane stoliki i wielki herb na ścianie…
     Nie ma czasu, powiedział sobie w duchu. Nie ma na to teraz czasu.
     Ruszył spiralnymi schodami w kierunku dormitoriów. Dzięki Krzywołapowi dokładnie wiedział, za którymi drzwiami i za którą zasłoną szukać Glizdogona. Stawiał każdy krok ostrożnie i delikatnie, ale pewnie. Zaszedł już tak daleko, czyż mogło się nie udać?
     Pchnął drewniane drzwi i wszedł do sypialni chłopców z trzeciego roku. Spojrzał na łóżko, na którym spał jego syn chrzestny, Harry. Zwalczył w sobie pokusę, by odsłonić szkarłatny materiał i popatrzeć na chłopca, którego już kochał, za którego James oddał życie.
     Nie ma na to teraz czasu. Rób, co do ciebie należy.
     Wyjął z kieszeni ostry nóż i stanął przed łóżkiem, na którym spał Ron Weasley – oraz on, Peter Pettigrew, który tym razem już mu nie zdoła uciec.
     Wziął głęboki oddech i rozdarł szkarłatne zasłony.
- AAAAAAAAAAAAAAAACH! NIEEEEEEEEEEEEEEE!
     Krzyk rudowłosego chłopca nie przestraszył go tak bardzo, jak świadomość, że Glizdogona w Wieży Gryffindoru nie było. Gdzie się podział? Jak zdołał po raz kolejny mu się wymknąć? Gdzie powinien teraz go szukać?
     Nie było czasu na myślenie. Wybiegł szybko z dormitorium, w skoku przybierając postać wielkiego, czarnego psa i natychmiast wymknął się z Wieży, nim obudzi się reszta Gryfonów. Serce w piersi tłukło mu się jak oszalałe.

_________________________
Myślałam, że już nigdy nie uda mi się dokończyć tego rozdziału. Wybaczcie więc, że jest taki płytki - wcale nie jestem z niego zadowolona. Dopadł mnie pewien kryzys, który staram się przełamać i mam nadzieję, że mi się uda. Ale obawiam się, że rozdziały będą pojawiały się rzadziej.
Dziękuję tym, który wciąż ze mną tutaj są. Uwielbiam Was :)

19 komentarzy:

  1. Jeeeeeeeeeeeeestem! Idę czytać. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział był z jednej strony smutny, kiedy Lupin czytał w Proroku o dekrecie wydanym przez Knota i z powodu Syriusza, który nadal próbuje przywołać Jamesa w pamięci, ale z drugiej wesoły - Jordan i te jego komentarze, wrzeszcząca McGonagall, niedługo Ron będzie w świetle reflektorów, opowiadając jak napadł go Syriusz Black. *-* Uwielbiam.
      Mam nadzieję, że Twój kryzys minie szybko i niedługo pojawi się tutaj nowy rozdział. Tego Ci życzę: duuuuuuużo weny! : )

      Usuń
    2. Cieszę się, że się cieszysz z nowego rozdziału - takie masło maślane, ale mam nadzieję, że widoczny jest prawdziwy sens :D
      Ciągle męczę i męczę tego "Więźnia Azkabanu", zresztą teraz pisanie kanoniczne jest i trudniejsze i bardziej pracochłonne, ale mam nadzieję, że jakoś przez to przebrnę. Wena się przyda, bo aktualnie chyba pojechała sobie na wczasy, ale szczerze wierzę, że wróci. Skończę to opowiadanie, to mogę obiecać :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem tego, jak umiejętnie wplatasz wydarzenia w kanon. Nie każdemu się to udaje. A przez to wszystko Twoja historia jest bardziej wiarygodna, bardziej prawdziwa, jest... najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten kanon czasem doprowadza mnie do "płaczu", bo strasznie go męczę, ale nie wyobrażam sobie tej historii inaczej. Po prostu tak już musi być i już. Historia jest jedna, a ja tylko dopisuję jej tło, z trochę innej perspektywy.
      Czy najlepsza... nie mnie to oceniać, nie mniej bardzo cię cieszę, że ktoś tak uważa! :)

      Usuń
  3. Och, nareszcie! Zdajesz sobie sprawę, kochana Damo Kier, że ja już szmat czasu zaglądam, zagląda i zaglądam na tego bloga z nadzieją, że rozdział się pojawi. I spotyka mnie rozczarowanie. Do dziś! Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, widząc nowy tytuł.
    Remus. Cholera, niech on się nie obwinia. Żal mu przyjaciela. A przyjaźń to trwałe uczucie i tak łatwo z serca nie odejdzie.
    Syriusz. Szalony jak zawsze. Dumny ojciec chrzestny i dobry człowiek. A także ktoś, kto uwielbia zadymę wkoło siebie. Trochę mu tych cech jednak pozostało z młodość... lub tamtego życia, bo przecież stary to on nie jest. A wydaje się, że lata świetlne minęły ^^
    Cóż... dziś krótko, bo tam Felix skacze z niebios i idę oglądać ;)
    A! I niech ta wena wraca z wakacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem, przepraszam, przekładałam publikację tego rozdziału i przekładałam, bo jakoś nie mogłam go skończyć :( Ale wreszcie się udało i cieszę się, że sprawiłam Ci tym przyjemność :)
      No tak, Syriusz jak to Syriusz. Wciąż pokonuje trudu swojego życia, a łatwo to on nie ma.
      Skacze i skoczył! Dobry Boże, niesamowite. Blisko 40 km, a ja bym nawet na dziesięcio piętrowy blok nie wlazła, nie ma szans. Ale w sumie imię ma adekwatne do wyniku, szczęście czasem się przydaje :D
      Dokładnie, niech wraca i to szybko!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Ała! Spadłam z krzesła!!! Jestem pod wrażeniem!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczak, kurczak... !!! Był tak blisko. tak niewiele brakowało, a tu taki numer >.< ahhh ten nasz Ronald xD
    Rozdział boski - jak zwykle ;)
    No i standardowo, pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, Ron niestety wszystko schrzanił, ale z drugiej strony - co miał biedny zrobić? :D Ja bym chyba zwariowała, gdybym się przebudziła i ktoś stałby nade mną z nożem :D
      Dziękuję, mam nadzieję, że wena przybędzie :)

      Usuń
  6. Rozdział jak zwykle był świetny *_*
    Mój biedny Lunatyk :< Jeszcze jest w stanie żałować losu, który czeka Łapę, po tym wszystkim, co zrobił. Na szczęście niedługo dowie się prawdy.
    No i po co ten Weasley tak wrzeszczał? Byłoby już po sprawie. Ale na pewno nie skończyłoby się to dobrze dla Syriusza. Wtedy już nie byłby niewinny.
    Jejciu, strasznie żałuję, że rozdziały będą pojawiały się tak rzadko... :( Mam nadzieję, że szybko wyjdziesz z kryzysu. A wiesz już, kiedy ruszy "Trzymajmy się razem"? ^^
    Pozdrawiam i życzę Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahh, widzę, że nic się nie ukryje! :D Generalnie pierwsze rozdziały TSR mam napisane, obecnie czekam na poprawkę szablonu bo trochę wylatuje w kosmos prawa kolumna, więc kiedy się tego doczekam, to myślę, że pojawi się prolog :)
      Dziękuję ślicznie! Ściskam!

      Usuń
    2. Nic się nie ukryje ;D Właśnie na którejś szabloniarni zobaczyłam, że zrobili coś dla Ciebie, no i tak tam trafiłam ;)
      To czekam z niecierpliwością, bo skoro Huncwoci będą się pojawiać tak rzadko, to miło będzie poczytać coś innego Twojego autorstwa ^^ (na dramione niestety mam alergię).
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. O, Trzymajmy się razem? Przyznam, że zaintrygował mnie komentarz Margaux, więc weszłam na tego bloga, no i nie powiem, dajesz radę! Ja Twojego Dramione nie czytam; nie żebym nie lubiła tej tematyki, ale jakoś tak się zebrać nie mogę, ale obserwuję i jak kiedyś będę miała dużo wolnego czasu to sobie poczytam od początku (zwłaszcza, że przy pierwszych rozdziałach miałaś czarne tło z białą czcionką, więc musiałabym sobie tekst kopiować do Worda, bo moje oczy nie lubią takiego połączenia, niestety). Ale co do TSR - ja chętnie wezmę się za to od początku! Tylko przeglądałam bohaterów i nie ma Hagrida. On umarł, czy przeszedł na emeryturę? W końcu jak Albus szedł do szkoły to Hagrid był, a w Twoich bohaterach go nie ma. ;) I czekam oczywiście na nowy rozdział o Huncwotach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawiasem mówiąc, zauważyłam, że jak robisz podstrony to robisz je tak jak na Onecie, tylko że tutaj ciężko je ukryć ze strony głównej, ale jest taka opcja - Strony. W układzie bloga zaznacz, żeby się ukazywały, gdzie chcesz (niektóre szablony, jak ten Twój jednak nie wyznają kart pod nagłówkiem, więc możesz je ustawić z boku, jak masz u siebie), a wśród tych wszystkich opcji, Strony są pod postami, gdzie możesz sobie robić je do woli i nie widać ich na stronie głównej. Możesz również zaznaczyć, żeby się nie pokazywały w linkach i tak dalej. :D

      Usuń
    2. Och, TSR to na razie taki wytwór dobrego humoru, ale mam nadzieję, że jeszcze w tym roku ruszę z tym opowiadaniem, z tym, że z pewnością rozdziały nie będą pojawiały się często. Jeśli chodzi o Hagrida, to będzie, będzie, ale już nie jako gajowy - uznałam, że będzie już "za stary" na tę funkcję, więc będzie po prostu mieszkał w swojej chatce i opowiadał o dawnych czasach :)
      Nowy rozdział na BH już się pisze, więc jestem na dobrej drodze :D
      A jeśli chodzi o podstrony, to czasami jeszcze nie ogarniam blogspota, więc dużo rzeczy robię na kształt Onetu. Blogspot ma tak urozmaicone opcje, że czasami sama się w nich gubię :D
      Ślicznie dziękuję, pozdrawiam!

      Usuń
  8. Piekny rozdzial ♥♥♥ Sorry ze tak pozno ale zmienilam przegladarke i w ogole albo sie nie chcialo albo zapomnialam ;)) Biedny Lapcia ;( Kocham jak piszesz ;) o niczym nie zapominasz ;) Lece czytac kolejny ;)) PS. To ja Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda mi Łapy :(
    Rozdział swietny jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń