11 czerwca 2012

81. Niesłusznie oskarżony


     Syriusz Black pod postacią ogromnego, czarnego psa siedział w krzakach obok domu Potterów w Dolinie Godryka nie spuszczając go z oczu. Był kolejny deszczowy i szary jesienny dzień. Za płotem zebrało się sporo gapiów, czarodzieje mieszkający blisko pragnęli na własne oczy zobaczyć miejsce, gdzie wielki i straszny Lord Voldemort został pozbawiony władzy i – jak mówiono – ciała, a może nawet życia. Niektórzy pokrzykiwali radośnie i śpiewali wesoło, zapraszając znajomych na świętowanie tego wydarzenia w czarodziejskich barach.
     Syriusz nie podzielał ich dobrego nastroju. Dla niego ten dzień – 31 października – był najczarniejszym dniem w całym jego życiu. Przyjaciel zdradził, dwoje niewinnych, wspaniałych ludzi zginęło, mały Harry przeżył, a Voldemort stracił swe moce. Co to wszystko miało znaczyć? Czy jest w tym jakikolwiek sens?
     Zaskamlał żałośnie, kiedy pracownicy Ministerstwa Magii wynieśli przed dom bezwładne i pozbawione życia ciało jego najlepszego przyjaciela, Jamesa Pottera. Zanim zakryli je czarną tkaniną, zdołał dostrzec charakterystyczne rozczochrane włosy i okrągłe okulary Rogacza, teraz nienaturalnie przekrzywione i potłuczone. Syriusz miał ochotę podejść i wyprostować je na nosie przyjaciela. Chwilę później zaraz obok położono ciało Lily. Nie mógł uwierzyć, że oni naprawdę nie żyją, to wszystko wydawało się być jakimś wielkim, okropnym sennym koszmarem. Marzył, by za chwilę obudzić się w ciepłym łóżku i usłyszeć pogodny głos Jamesa, albo nawet reprymendę Rudej. Oddałby wszystko, żeby mogli z powrotem żyć, żeby ich serca biły, a klatki piersiowe unosiły się w rytm oddechów.
     Ale już za późno. Potterowie nie żyli. Nie żyli przez niego.
     Był niewinny, a mimo to wyrzuty sumienia i ciężar odpowiedzialności spychały go w czarną otchłań obłędu. Gdyby nie on, Peter nie zostałby ich Strażnikiem Tajemnicy. Gdyby nie on, nie wyjawiłby sekretu Czarnemu Panu. Gdyby nie on, Voldemort nie zjawiłby się w Dolinie Godryka zeszłej nocy. Gdyby nie on, Lily i James wciąż by żyli, a mały Harry miałby ukochanych rodziców…
     Po raz pierwszy zrozumiał, czym jest pustka. Okropna, przerażająca pustka zżerająca jego pokaleczoną duszę, odbierająca nadzieję i obracająca w ruiny cały jego świat. Och, gdyby tak mógł znów zmienić jedno wspomnienie z przeszłości… Nigdy nie zaproponowałby Potterom, by powierzyli sekret Zaklęcia Fideliusa Glizdogonowi. Ten plan wydawał się tak idealny, tak doskonały. Przez jedną, cudowną godzinę czuł się spokojny i bezpieczny, myślał, że dzięki jego pomysłowi wyprzedzili Voldemorta, że są krok przed. Teraz pluł sobie w twarz: jak mógł nie zauważyć, że z Peterem dzieje się coś dziwnego? Mały Pettigrew wszystkich oszukał, nawet wielkiego Dumbledore’a. Członkowie Zakonu byli pewni, że zdrajcą jest Remus Lupin. Tymczasem zdrajcą okazał się Glizdogon.
     To musiała być najwspanialsza chwila w jego życiu, pomyślał mściwie Łapa, ta, kiedy stanął przed swoim panem i wyznał, że może mu zdradzić tajemnicę Potterów.
     Nienawiść w jego sercu rosła z każdą chwilą. I chociaż Lunatyk powtarzał często, że prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami, to on, Syriusz Black, zdołał poznać i zaakceptować to uczucie w zaledwie jedną noc. Wiedział, że jeśli Lord Voldemort zniknął, jeśli Harry faktycznie pozbawił go mocy (nie zastanawiał się nawet w tamtej chwili dlaczego tak się stało), to znaczy, że poplecznicy Czarnego Pana również będą chcieli się zemścić. Ale on musi być pierwszy, musi dopaść Pettigrew zanim znajdą go Śmierciożercy. Pragnął zemsty, ogarnęła go żądza mordu – za Lily, za Jamesa, nawet za Remusa, który został niesłusznie okrzyknięty zdrajcą Zakonu Feniksa. Znajdzie go, znajdzie Glizdogona, choćby musiał w tym celu przeszukać cały świat. A kiedy to się już stanie - kiedy stanął przed sobą -  nie będzie znał żadnej litości. Zabije go, tak jak on zabił swoich przyjaciół skazując ich na pewną śmierć.
     Rzucił ostatnie spojrzenie na zniszczony dom w Dolinie Godryka, na dwa ciała leżące obok siebie na mokrej ziemi przykryte czarnym płótnem. Znów zaskamlał cicho, a potem, myśląc o Glizdogonie, zawarczał groźnie. Następnie odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę z jasno określonym w głowie celem.
     Znajdę cię, Peter, gdziekolwiek byś był, pomyślał Syriusz Black ogarnięty obsesyjnym żalem i żądzą zemsty.

~*~

     Remus Lupin stał na cmentarzu w Dolinie Godryka nad grobem swoich przyjaciół. Płakał. Nie potrafił i nie chciał powstrzymać łez. Śmierć Lily i Jamesa bardzo go dotknęła, jakby ktoś wbił rozgrzany do białości sztylet w sam środek jego serca. Nie zdążył się z nimi pożegnać, nigdy nie powiedział im, jak bardzo ich kocha i jak cieszy się z ich szczęścia. A teraz okazało się, że było już za późno i że nic nie można już zrobić.
     Dowiedział się o klęsce Voldemorta od przechodniów. Wystarczyło, że wstąpił przejazdem do Dziurawego Kotła, a wiedział już wszystko, a nawet więcej, niż by chciał. Zdrada Syriusza Blacka była kolejnym potężnym ciosem, ale obecnie żal po śmierci Potterów był zbyt potężny, żeby go zagłuszyć. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
     Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
     Wpatrywał się właśnie w połyskujący napis na nagrobku, kiedy usłyszał smutny, zmęczony i tak dobrze znajomy głos, który od razu poznał, choć nie słyszał go od dawna.
 - Miałem nadzieję, że cię tu spotkam, Remusie.
     Dumbledore kroczył ścieżką w jego kierunku, a wyglądał tak niezwykle, jak zawsze: długa szata w granatowym kolorze, bystre, niebieskie oczy ukryte za połówkami okularów. Lunatykowi wydawało się jednak, że wygląda starzej, jakby przebył długą, wyczerpującą podróż. Kiedy dawny dyrektor stanął obok niego, wytarł pospiesznie łzy z policzków.
 - Spokój tych, którzy odeszli przed nami, nie uciszy niepokoju tych, którzy tutaj zostali – powiedział cicho Dumbledore.
     Lupin pokiwał powoli głową, pociągając nosem.
 - A profesor nie świętuje razem z innymi? – zapytał po dłuższej chwili.
 - To nie czas na świętowanie dla tych, którzy znali Lily i Jamesa – odpowiedział. – Choć cały magiczny świat cieszy się, bo Voldemort zniknął. To przyćmiewa ofiarę tych dwojga.
     Wskazał na cichy grób Potterów.
 - A jednak to prawda – rzekł Lunatyk. – Harry przeżył. Sam-Wiesz-Kto zniknął.
 - Tak. Nawet dla mnie jest to wielką tajemnicą – zdradził Dumbledore. – Wydaje mi się, że zadziałała tu bardzo stara i bardzo potężna magia, której Voldemort nie rozumiał i nigdy nie zrozumie. Jeśli ktoś kogoś kocha, Remusie, ta miłość będzie człowieka wiecznie chronić.
     Zapadło milczenie, podczas którego słychać było wyraźnie odgłos kropel deszczu rozbijających się o nagrobek. Dyrektor Hogwartu westchnął.
 - Należą ci się przeprosiny, Remusie – powiedział. – Uważaliśmy, że zdradziłeś Zakon Feniksa. Chociaż twoi przyjaciele nigdy w to nie uwierzyli.
     Przyjaciele… Czy to naprawdę była przyjaźń, pomyślał Lunatyk, czy to nie był jedynie piękny sen, złudzenie, iluzja? Po skończeniu Hogwartu całe szczęście, które dawała mu owa przyjaźń, pękło jak mydlana bańka. A Łapa… Syriusz Black był ostatnią osobą, którą Lupin posądziłby o zdradę. Przecież byli z Jamesem jak bracia, nierozłączni, połączeni jakąś tajemniczą więzią i siłą, której nigdy nie zdołał w pełni zrozumieć.
 - Rozumiem – odparł Lunatyk. Wziął głęboki oddech, po czym wydusił z siebie, zanim stracił do tego odwagę. – Profesorze, czy pan też uważa, że Syriusz mógł to zrobić?
     Dumbledore spojrzał w dół i zamyślił się.
 - Nie chciałbym w to wierzyć, ale wszystko na to wskazuje. Pan Black był Strażnikiem Tajemnicy Potterów, Remusie. A wiesz, że tylko Strażnik Tajemnicy może wyjawić sekret, który skrywa Zaklęcie Fideliusa.
     Lunatyk pokręcił głową, a po jego policzkach, jak ciche węże, popłynęły kolejne łzy. Tak bardzo nie chciał w to wierzyć, wydawało mu się to niedorzeczne, nierealne.
     A jednak. Nie jeden raz czytał przecież o Zaklęciu Fideliusa, potężnym zaklęciu, które więzi w duszy człowieka tajemnicę. Któż inny mógłby zostać Strażnikiem Tajemnicy Potterów? Tylko on, Łapa, któremu James ufał bezgranicznie.
     Jak bardzo się mylił…
 - Wyobrażam sobie, jak bardzo cię to dotknęło – szepnął Dumbledore swoim zmęczonym, pozbawionym wigoru głosem. – Człowiek, którego znałeś…
 - Okazuje się, że wcale go nie znałem – przerwał mu Lunatyk tak szybko, że zabrzmiało to nawet niegrzecznie. – Syriusz Black, którego pamiętam, nie zrobiłby czegoś takiego.
     Spojrzał na pogrążony w ciszy i spokoju grób swoich przyjaciół. Już na zawsze razem, pomyślał smutno. I tylko oni wiedzą, co wydarzyło się zaledwie kilka dni temu. Dumbledore musiał pomyśleć dokładnie o tym samym, bo chwilę później powiedział:
 - Martwi nie mówią. Być może wiedzą o przeszłości i o śmierci takie rzeczy, o których żywym nie wolno się dowiedzieć.
     Lupin ukrył twarz w dłoniach. Minęła długa chwila, zanim opuścił ręce i zaczerwienionymi oczami spojrzał znów na miejsce ostatniego spoczynku Lily i Jamesa. Był przerażająco blady, oczy miał przekrwione, a policzki mokre nie od deszczu, lecz od łez.
 - Profesorze – zaczął nieśmiało. – Czy oni już… są szczęśliwi?
     To dziecinne pytanie wyrwało mu się z ust, nim zdążył się nad tym zastanowić, ale Dumbledore tylko uśmiechnął się blado w jego stronę.
- Jestem tego pewny. – Zrobił krótką pauzę. – Remusie, zmarli nie obawiają się tego, co czeka ich po drugiej stronie. Myślę, że boją się o tych, których zostawili na tym świecie.
 - Tak bardzo pragnąłbym… przywrócić im życie…
     Przez twarz dyrektora Hogwartu przemknął ledwo zauważalny cień, a oczy powędrowały gdzieś w środek cmentarza, by po chwili znów wbić spojrzenie w ziemię.
 - Poświęcili swoje życie, by mógł żyć ich syn. To największy i najpiękniejszy dar, jaki mogli mu ofiarować. Byli wspaniałymi ludźmi. Takimi ich zapamiętamy.
     Remus znów pokiwał ponurą głową, wciąż nie mogąc uwierzyć, że pod nagrobnymi płytami spoczywają ciała Lily i Jamesa Potterów. Bez ducha, bijącego serca, bez życia. Zimni. Bladzi. Martwi. Zadrżał z emocji.
 - Co stanie się teraz z Syriuszem? – zapytał, przerywając mistyczną wręcz ciszę.
 - Szuka go całe Ministerstwo Magii, najlepsi aurorzy – odpowiedział wolno Dumbledore. – Nie ma co liczyć na proces. Obawiam się, że resztę życia spędzi w celi Azkabanu.
     Lunatyk mimowolnie zadrżał, ale zacisnął dłonie w pięści.
 - Zasługuje na to – wycedził.
 - Naprawdę myślisz, że ktokolwiek zasługuje na towarzystwo dementorów do końca swojego życia? Wiesz, co to są za istoty, jak przerażające i straszne.
 - Po tym co zrobił… - wyjąkał Remus, ale słowa uwięzły mu w gardle.
     Dumbledore kiwnął głową, dając znak, że zrozumiał, co Lupin próbował powiedzieć. Zamknął na chwilę oczy, westchnął głęboko i popatrzył na Lunatyka.
 - Powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało, w jakimś innym miejscu – rzekł. – Może spotkamy się jutro w Gospodzie Pod Świńskim Łbem, w Hogsmeade?
 - To chyba nie jest odpowiednia data – odparł zakłopotany Lunatyk. – W najbliższą noc wypada pełnia księżyca… i…
 - Rozumiem – wtrącił Dumbledore z błyskiem wyrozumiałości i współczucia w oczach. – W takim razie skontaktuj się ze mną, kiedy będzie po wszystkim. Spróbuję ci pomóc. Przynajmniej tyle będę mógł dla ciebie zrobić po tych niesłusznych oskarżeniach.
     Kiwnął głową w odpowiedzi.
 - Profesorze, mam jeszcze jedno pytanie – powiedział szybko, zanim Albus Dumbledore odwrócił się i odszedł. – Co będzie dalej z Harrym?
 - Harry jest bezpieczny w domu swojej ciotki na Privet Drive.
 - Privet Drive? – zdziwił się Lunatyk. – U siostry Lily? – Dumbledore potwierdził to skinieniem głowy. – Ależ… profesorze… To chyba najokropniejsi mugole na świecie…
 - Tam będzie mu najlepiej – skomentował krótko dyrektor Hogwartu, chociaż Remus wcale nie wydawał się przekonany. Skłonił lekko głową na pożegnanie i wciąż stojąc nad grobem swoich przyjaciół, patrzył na oddalającą się w deszczu sylwetkę Dumbledore’a.

~*~

 - Zostaw tego psa, Matt, wygląda na chorego…
 - Mamo, mamo! Chcę go pogłaskać! Mamo, kup mi pieska, proszę! Weźmy tego, mamo…!
 - Chodź już, spóźnimy się do przedszkola… Porozmawiamy o tym z tatą.
   Kobieta odeszła, ciągnąc za rękę małego synka, w którego oczach zaszkliły się dziecięce łzy. Byli już po drugiej strony ulicy, kiedy mały Matt obrócił się, by raz jeszcze spojrzeć na bezpańskiego psa, który zwrócił jego uwagę.
   Z pewnością był ogromny i wyglądał na zaniedbanego. Leżał na jednej z mugolskich ulic z podkulonymi uszami, nie merdał ogonem, skamlał cicho od czasu do czasu, a jego oczy były puste i dziwnie martwe, pozbawione jakichkolwiek oznak radości. Można by pomyśleć, że zwierzę naprawdę nie żyje, gdyby nie fakt, że wciąż oddychało.
   Ludzie mijali go na ulicy, patrząc na niego jedni ze współczuciem, inni z odrazą.
   Ale Syriusz Black nie dbał o to. O nic już nie dbał. Od czasu śmierci Lily i Jamesa poczuł się jakby wyrwany ze swojego ciała i dotychczasowego życia, a jego świat – tak dokładnie pielęgnowany i przyzwoicie układany przez kilka lat – po raz kolejny runął z impetem, pozostawiając po tym dużo większe, nieodwracalne już szkody. Lepiej czuł się w swojej drugiej postaci, bo kiedy nie był w ciele człowieka, nauczył się odrzucać niektóre człowiecze zachowania. Żal targał jego duszę, a nienawiść, która wciąż rosła w jego sercu, nie pozwalała trzeźwo myśleć. Tak, Syriusz Black szalał z rozpaczy, ale na tej zatłoczonej, mugolskiej ulicy nie znalazł się przypadkowo. Przyprowadziła go tutaj pewna obsesja, której bezmyślnie się poddał i nie zamierzał z nią w żaden sposób walczyć.
   Nienawiść.
   Od paru godzin siedział tu i czekał, nie poruszając żadną częścią ciała – tylko oczy wciąż błądziły z jednej strony na drugą, jakby oglądał zacięty mecz tenisa. Jednak Łapa wiedział, czego chciał, i wiedział, że musi być cierpliwy. Nie zastanawiał się nad przyszłością, która go czeka – jakby jego prawdziwe życie miało się skończyć na tym jednym wydarzeniu, chociaż przecież dusza Syriusza Blacka umarła już wraz ze śmiercią Potterów. Dla niego nie było już ani przeszłości, ani przyszłości, teraz pozostało tylko jedno.
   Zemsta.
   Właśnie minął go jakiś siwiejący mugol w garniturze i krawacie, mówiąc coś o bezpańskich psach szlajających się po ulicach, kiedy Łapa wreszcie go zobaczył.
   Szedł, jak gdyby nic się nie stało, z rękami ukrytymi w kieszeniach, choć twarz mu wychudła i wyraźnie zbladła. Od czasu do czasu rzucał nerwowe spojrzenia za siebie.
   Peter Pettigrew.
   Wielki, czarny pies podniósł się i truchtem ruszył przed siebie, żeby odciąć drogę mężczyźnie, który jeszcze go nie zauważył. Łapa nie dbał o to, że znajduje wśród mugoli, że za chwilę popełni morderstwo, że sypiał z Glizdogonem przez siedem lat w jednym pomieszczeniu – nie będzie litości, podobnie jak on nie miał litości dla Jamesa i Lily.
   Wszedł w jedną ze ślepych uliczek, gdzie przybrał swoją ludzką postać, zarzucił na siebie wystrzępioną szatę czarodzieja i zacisnął palce na swojej różdżce.
   Odczekał jeszcze chwilę, po czym wyszedł z ukrycia i stanął twarzą w twarz ze zdrajcą.
   Kiedy Glizdogon go dostrzegł, wytrzeszczył oczy i cofnął się przerażony. Próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wydobył się tylko niezrozumiały charkot. Łapa patrzył na niego z odrazą. Nienawiść do tego człowieka – kogoś, kto był jego przyjacielem przez tyle lat – osiągnęła punkt krytyczny. W jego bladych oczach kryła się prawdziwa furia, złość, jakiej nie czuł jeszcze nigdy, chęć zadania bólu, zabicia tego, który zdradził, który też zabił…
 - Cześć, Peter – powiedział Syriusz, uśmiechając się blado, choć uśmiech ten nie objął jego oczu. – Pomyślałem, że powinniśmy uciąć sobie małą pogawędkę.
   Wyciągniętą różdżkę trzymał przed sobą, wycelowaną prosto w serce Glizdogona. Nie dbał o mugoli, którzy pokazywali ich sobie palcami na ulicy i o ich podniecone głosy. Nie było ważne, że łamał jakieś prawa wymyślone przez czarodziejów…
   Przyglądał się uważnie Peterowi. Jeden ruch, jedno zaklęcie i ten człowiek już nigdy nie ujrzy wschodu słońca, już nigdy nie poruszy żadnym mięśniem, jego serce już nigdy nie zabije swoim żywym rytmem… Jedna chwila, śmierć jest tak blisko…
   Zasługuje na to, szeptał głos w głowie Łapy, wydał niewinnych ludzi na pewną śmierć. Ludzi, którzy mu ufali, którzy go kochali, którzy dla niego byliby gotowi oddać swoje życie. A on po prostu ich zdradził. Po prostu…
   Ale gdy tak patrzył na Glizdogona, na jego przerażoną, bladą twarz i wytrzeszczone dziko oczy, zawahał się przez jedną, krótką chwilę.
   Peter Pettigrew skorzystał z nadarzającej się okazji.
 - Lily i James… Syriuszu! Jak mogłeś! – krzyknął z całych sił poprzez sztuczne łzy, po czym z godną podziwu szybkością wyciągnął zza pleców rękę, w której trzymał różdżkę.
   Huknęło, gruchnęło, a w powietrze wzbiły się kłęby dymu. Łapa cofnął się zakrywając dłonią usta i kaszląc. Kiedy pył nieznacznie opadł, rozejrzał się dokładnie dookoła.
   Pośrodku ulicy, na której stali, utworzył się gigantyczny lej. Gdzieś pod asfaltem musiała pęknąć rura kanalizacyjna, bo na powierzchnię wylewały się strugi zimnej wody. Po bokach leżały ciała niewinnych mugoli, Łapa nie miał czasu liczyć, ilu ich było, ale oszacował, że przynajmniej z tuzin: już martwi, bez życia, z szeroko rozwartymi oczami i twarzami, które zastygły na zawsze w zaskoczeniu pomieszanym ze strachem…
   A przed nim… sterta rozrzuconych na ziemi szat i… jeden palec…
   Syriuszowi wydawało się, że gdzieś obok mignął mu długi ogon, który z pewnością należał do szczura, tak dobrze znanego mu szczura. Szybko ułożył kolejne kawałki układanki, a kiedy tylko dotarło do niego, co zrobił Peter…
   Wybuchnął obsesyjnym śmiechem, który potoczył się echem po całej ulicy.
   Nagle usłyszał charakterystyczne odgłosy znane mu z czarodziejskiego świata, towarzyszące teleportacji czarodziejów. To kazało mu wrócić na ziemię. Wciąż zanosił się śmiechem, ale zarejestrował też ogłuszające krzyki przerażonych mugoli, chaos i strach, który wywołała ta katastrofa na środku ulicy, oraz głosy członków Brygady Uderzeniowej, która musiała przybyć tutaj przed chwilą z Ministerstwa Magii.
 - Nie ruszaj się! Jesteś otoczony!
   Uśmiech szaleńca jeszcze nie spełzł mu z twarzy, kiedy dostrzegł czerwony snop iskier zmierzających w jego stronę. Nie próbował nawet blokować ataku. Płomień dotknął jego ciała, a potem Syriusz Black nie pamiętał już nic.
   Mały szczur wychylił główkę zza pokryw śmietników, obserwując tę scenę z wyraźnym zaciekawieniem.

_________________________
Dla Mariusza, który wczoraj zapodał bajerę roku: „Ej, twoje imię lepiej pasowałoby do mojego nazwiska”. 


36 komentarzy:

  1. Ta historia powinna być kontynuacją cyklu pani Rowling. Ty tak cudownie opisujesz uczucia... aż mi się na płacz zbiera.
    Nie wiem dlaczego akurat "Panna NIKT", bo moim zdaniem jestes jak najbardziej KTOŚ, ale w sumie nick robi miłe wrażenie :)
    Zaraz patrzę na nowe opowiadanie!
    (czarnoczarna)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę podobał mi się ten rozdział. Najpierw trafiłam na twój inny blog, a później tutaj. Widzę, że to już rozdział 81, a więc już daleko zaszła historia, kurczę, jak znajdę chwilkę to może zacznę nadrabiać, gdyż bardzo mi się podobało.
    Tutaj na brak opisów narzekać nie mogę, rozdział był ŚWIETNY. Swego czasu zastanawiałam się, jak musiały wyglądac te wydarzenia z perspektywy Syriusza, gdyż lubiłam tego bohatera z HP. Myślę, że opisałaś je bardzo dobrze i przede wszystkim - wiarygodnie. bardzo dobrze mi się czytało.
    [marmurowe-serce] [niebieskie-marzenia]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to opowiadanie ma już ponad cztery lata - ale różnie bywało z pisaniem. Bywały przerwy, miałam ochotę je skasować, ale przecież nie można usunąć czegoś, co jest cząstką Ciebie, więc przetrwało i dalej je piszę, bo obiecałam sobie, że je skończę.
      Cieszę się, że rozdział się podobał, chociaż muszę przyznać, że kolejne części pisze mi się dużo ciężej. Chciałabym za bardzo nie odbiegać od historii J.K.Rowling, dlatego pokazuję to samo, tylko z innej perspektywy.
      Od razu ostrzegam, że początkowe rozdziały są beznadziejne i płytkie jak ogrodowa sadzawka :D Ale i tak lubię do nich wracać, bo widać, że to opowiadanie dojrzewa razem ze mną i to jest coś fantastycznego :)

      Usuń
    2. 4 lata już piszesz? Wow, to bardzo długo. Ja zaczęłam dopiero 4 miesiące temu i Marmurowe serce jest moją pierwszą historią.
      Widzę, że mamy podobne zdanie co do naszych początkowych rozdziałów ^^. Ale masz ich już ponad 80, to sporo. Marmurowe serce też ma gdzieś tyle liczyć o ile uda mi się je doprowadzić do końca. Cieszę się jednak, że starasz się zachowywać wydarzenia kanoniczne. Fajnie jednak poczytać o nich z innej perspektywy, bo w książce w sumie były zbyt krótko opisane, bardziej wspomniane właściwie. Ale jak tylko znajdę więcej czasu, to na pewno zacznę czytać też wcześniejsze rozdziały. Na ten moment czytałam tylko 3 najnowsze.

      Usuń
    3. Taak, to faktycznie szmat czasu. Kiedy przenosiłam się z Onetu na Blogspota specjalnie przy każdym rozdziale wpisywałam datę publikowania na Onecie. Pierwszy rozdział napisałam 21 lutego 2008 r.^^
      Marmurowe serce powoli i sumiennie nadrabiam, mam już ogólne pojęcie o tym, co się dzieje. Nawet wyrobiłam sobie już swoje zdanie o bohaterach, ale to myślę, że zdradzę przy Twoim kolejnym rozdziale ^^

      Usuń
    4. Toż to idealnie 4 lata przed rozpoczęciem mojego Marmurowego serca xDD. Bo ja zaczęłam 21 lutego 2012 ^^.Też najpierw pisałam na onecie, ale w połowie kwietnia przeniosłam się na blogspot.
      Naprawdę się cieszę, że postanowiłaś nadrobić Marmurowe serce i żywię wielką nadzieję, że nie rozczarowuje cię ono.
      Kolejny rozdział u mnie ukaże się w niedzielę. Póki mam jeszcze zapas notek, staram się publikować co tydzień.
      Bardzo, ale to bardzo ciekawa jestem, co myślisz o moim opowiadaniu i postaciach ;)).

      Usuń
  3. Uwielbiam Cię, Panno Nikt. To opowiadanie wyzwala we mnie najlepsze emocje. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic nie mogę poradzić na to, że... mi się podoba :P Wpadłam przypadkowo, nawet nie wiem skąd się tu wzięłam, ale przeczytałam ten oto powyższy rozdział i wsiąknęłam bez reszty. Świetnie piszesz! A ta zdolność jeszcze połączona z historią moich ulubionych bohaterów z sagi Harrego Pottera jeszcze bardziej sprawia, że z pewnością zabawię tu na dłużej. A mam spooooro do nadrabiania, 81 rozdziałów? Gratuluje tak pokaźnej liczby! Mi samej nigdy nie udało się dotrwać do 30, a co tu dopiero mówić o tylu! :) Ale pewnie twoja historia zmierza już do końca, co? Nie wiem co planujesz, ale wnioskuje kanoniczne zakończenie... Rozdział świetny! A jako ogromna miłośniczka, wielbicielka i ogólnie totalnie zakręcona na punkcie Remusa Lupina osóbka, muszę stwierdzić, że fragment z Lunatykiem najbardziej mi się podobał. Syriusz trafił do Azkabanu, Potterowie nieżyją, Peter się zaszył... a o biednym Remusie nikt nie pomyślał. A co on musiał czuć? Stracił wszystkich na których mu zależało!
    Dobrze więc, kończę ten komentarz - a uprzedzam, jestem jedną z tych co potrafią pleść bez końca i to zwykle wiecznie zbaczając na inne, totalnie bezsensowne tematy, niemające nic wspólnego ze sobą - i biorę się za czytanie. Na szczęście wakacje się zaczynają więc nic mi nie przeszkodzi w przeczytaniu twojej historii ;)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to czytać, a przeczytałabym całość i to kilka razy, nawet gdybyś miała "pleść bez końca" :) Cieszę się, że udało mi się Cię zaciekawić. Też dziwię się sobie, że dotrwałam aż do tego momentu i jeszcze nie mam zamiaru tak szybko skończyć :) Postanowiłam, że skończę tą historię dopiero wtedy, gdy ostatni z Huncwotów zginie.
      Dziękuję bardzo za komentarz, zapraszam ponownie :)

      Usuń
    2. Gratuluje zapału! ;P Ja sama historię mojej bohaterki od kilku lat próbuje skończyć - póki co bezskutecznie. Zaczynałam od początku już chyba z 5 razy i ciągle mam wrażenie, że to nie jest "to". W głowie wszystko ładnie poukładane, a po przelaniu do worda... już mniej. Znowu "plotę"... :P W każdym razie ambitne plany - dotrwanie do śmierci ostatniego Huncwota (i aż mi smutno, że to mój ukochany Remus Lupin ;P). Czyli co planujesz opisywać lata Harrego z innej perspektywy, czy jakaś alternatywa? ;) Taaak... ciekawe ze mnie stworzonko ;P
      Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i duuuużo weny :*

      Usuń
    3. Tak, nie chcę zbytnio odstawać od kanonu i muszę przyznać, że to zadanie jest o wiele trudniejsze, niż własna kreatywność i pomysły. Ale staram się, bo zauważyłam, że większość opowiadań o Huncwotach kończy się w różnych momentach, a ja to chcę doprowadzić do końca - do samego końca :)

      Usuń
  5. Za punkt honorowy postawiłam sobie przeczytanie wszystkich rozdziałów tejże opowieści i, w miarę możliwości, skomentowanie każdego z nich w, mam nadzieję, sposób konstruktywny. Zaczynam od teraz.

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, to dość... ambitne :D Aczkolwiek miło mi to słyszeć, mam nadzieję, że się nie zniechęcisz początkowymi, bo są, lekko mówiąc, cienkie.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Każdy ma swoje początki, z których jesteśmy mniej lub bardziej dumni, ale trzeba zauważyć, że to dzięki nim jesteśmy teraz w danym miejscu, nie innym.

      ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      Usuń
    3. I oto są piękne słowa.
      Właśnie dlatego nie zmieniam tych rozdziałów. Pokazują, jak kształtowała się moja osobowość i mój styl pisania przez cztery długie lata :)

      Usuń
    4. I bardzo dobrze! Ja, czytając swoje dawne teksty sprzed paru ładnych lat, niemalże płaczę ze śmiechu. Za nic w świecie jednak bym ich nie zmieniła ;)
      Doszłam do wniosku, iż najpierw zapoznam się z całym opowiadaniem, dopiero później wrócę do początku i skomentuję jak należy, bo zasługujesz na to z całą pewnością. Jestem właśnie świeżo po dwudziestym rozdziale i, póki co, mogę powiedzieć Ci, iż urzekła mnie ta historia. Mam nadzieję, iż nie obrazisz się, jeśli wypiszę Ci kilka błędów (głównie literówek), które, jako że mam bystre oko (nieskromnie mówiąc), wyłapałam ;)
      Powiem Ci szczerze, że jestem trochę, hm, jakby to ująć, zawiedzona Twoją kreacją Lily, ale oczywiście to Twoja wizja i nic mi do tego oraz (ach, ten kanon) ucieczką z Azkabanu (bo jak dobrze wiemy, to Syriusz był pierwszym, któremu się to udało), ale pozostaje mi tylko kręcenie nosem. Oczywiście, nie zmienia to faktu, iż piszesz (i pisałaś) bardzo dobrze i obrazowo.
      Cóż, zabieram się z zapałem za dalszą część, ach, już się nie mogę doczekać.

      Ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      Usuń
    5. Dojrzałam jeszcze, że lubisz "Trylogię" - no to witaj w klubie!

      Usuń
    6. Miło mi to słyszeć, mam pewność, że te lata pracy z tym opowiadaniem nie idą na marne :)
      Trylogia... Mogłabym o niej mówić bez końca. Uwielbiam Wołodyjowskiego, cały ten sienkiewiczowski świat i każdą z trzech części po prostu kocham. I muszę przyznać, że pierwszy raz spotykam się z kimś, kto ma tak jak ja, a nie uważa tego za przeżytek, teraz, w czasach "Zmierzchu". Więc podwójnie miło mi to słyszeć! :)

      Usuń
    7. Zostało mi jeszcze równe dwadzieścia i jeden rozdziałów do przeczytania. Ale tym razem nic nie powiem, nic a nic. Wyjeżdżam, biorę komputer (niestety internetu nie będę mieć), ale żem sprytna bestia, skopiowałam wszystko do Worda i Cię w nim obsmaruje! O tak, zobaczysz ;)
      Pogoda piękna, słońce świeci, będę leżeć, opalać się i czytać. Więc, adieu, weekendu miłego życzę. I czekam na nowy rozdział już :)

      Ścielę się,
      Psia Gwiazda

      PS. "Zmierzch"?! "Zmierzch"! Nie bluźnij, proszę! "Wywiad z wampirem" to jest coś, ale "Zmierzch"?! Biorę "Chłopów" i wychodzę. ;)

      Usuń
    8. W takim razie ja również życzę miłego czytania i niecierpliwie czekam na to, co masz mi do powiedzenia :) Jestem otwarta na wszelką krytykę, tak więc pisz śmiało, a mi pozostaje tylko podziękować :)

      Miłego wyjazdu, odpoczywaj :)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpadłam tutaj kilka dni temu, przeczytałam dwa ostatnie rozdziały... i zrobiło mi się strasznie smutno. Śmierć Lily i Jamesa to był chyba najtragiczniejszy moment w życiu Huncwotów, a opisałaś to w tak wzruszający sposób :(. Poprzedni rozdział był genialny. Tak jakby całe życie Jamesowi przeleciało przed oczami.
    Myślałam, że to już będzie koniec tej historii (a ja odkryłam ją dopiero teraz!) ale przeczytałam wyżej, że zamierzasz kontynuować. Bardzo się cieszę, ciekawi mnie sposób, w jaki przedstawisz tą "dziurę" w historii pani Rowling - bo nie wiemy prawie nic o tym, co się wtedy działo w czarodziejskim świecie.
    Póki co zabieram się do czytania od początku... Miła osłoda czekania na wyniki matur ;D
    Dziękuję za komentarz na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowałam się pisać dalej na przekór wszystkiemu i wszystkim i powoli się w tym realizuję. Opowiadanie trwa i trwać będzie, choć jeszcze sama nie wiem jak wypełnię te wszystkie luki.
      Matura... Też tej nocy przeżywałam stres, bo również jestem tegoroczną maturzystką, więc chyba najlepiej Cię rozumiem :D

      Usuń
    2. Cieszę się bardzo. W historii Rowling jest chyba dziesięć lat dziury, zanim Harry poszedł do Hogwartu, w sumie to wiemy, co się działo z Syriuszem i Peterem, ale o Remusie chyba nic nie wiadomo ;)
      Ja w końcu olałam system i poszłam spać, dopiero teraz zajrzałam do wyników ;D

      Usuń
  8. Piszesz, że skończysz kiedy ostatni z Huncwotów zginie - ale są przecież jeszcze Teddy Lupin, Harry Potter, a dalej James i Albus Severus - ale to rzeczywiście przeciągnęłoby się w nieskończoność, bo, jak rozumiem, zamierzałaś opisywać wszystko oczami Huncwotów. Jakieś 20 rozdziałów wcześniej też sobie tak pomyślałam :)
    zula04
    Dziękuję Ci, że tak pięknie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co ze mną jest? Łzy mi ciurkiem lecą przez trzeci rozdział.
    Piszesz bardzo pięknie, fantastycznie, cudownie... i nie wiem, jak jeszcze. Po prostu masz talent.

    OdpowiedzUsuń
  10. ''Zaskamlał żałośnie, kiedy pracownicy Ministerstwa Magii wynieśli przed dom bezwładne i pozbawione życia ciało jego najlepszego przyjaciela, Jamesa Pottera.'' - rycze

    OdpowiedzUsuń
  11. Dlaczego ja ryczę?! Łzy i więcej łez...

    OdpowiedzUsuń
  12. SYYYYYYRIUUUUUUUSZ!!! Tylko nie płacz, tylko nie płacz... Nie mogę.
    Jak Remus mógł tak łatwo uwierzyć, że Syriusz jest zdrajcą? Przed starciem z Glizdogonem (parszywy tchórz i zdrajca)? Po tym wszystkim co dla niego zrobił? Ryzykował wydaleniem ze szkoły, być może rozprawą w ministerstwie, a nawet zdrowiem i życiem, żeby ulżyć mu w cierpieniu. Syriusz i James nigdy nie uwierzyli w zdradę Lupina. On sam wie jakie to uczucie być uważanym za zdrajcą. I bezgranicznie uwierzył w winę Łapy? Zero wątpliwości? Chociaż sam stwierdził, że Syriusz, którego znał nigdy nie zdradziłby Jamesa i Lily? Mimo że doskonale wiedział, że Łapa i Rogacz byli jak bracia? Niby czym było to wszystko co wskazywało na winę Syriusza? Czy Remus, Dumbledore czy ci wszyscy poszukujący go aurorzy byli obecni przy rzucaniu Zaklęcia Fideliusa? Nie. A więc NIC nie wskazuje na winę Łapy. Ba, fakt że byli z Jamesem jak bracia wręcz wskazuje, że jest niewinny. Ech, właśnie dlatego nie było mi do końca żal Lupina, gdy siedział opuszczony, uważany za zdrajcę. Ja dziękuję za takiego przyjaciela. Naprawdę pięknie odwdzięcza się Syriuszowi. A Dumbledore? Ten to ma niezły tupet. Przez niego Łapa zaufał nie temu co trzeba, przez niego Remusa nie było przy rzucaniu Fideliusa i tylko "Należą ci się przeprosiny" Domyślam się, że ten niby wielki mędrzec nadal nie wpadł na to, żeby jakoś zabezpieczyć Zakon Feniksa przed kolejną zdradą. Piętnastoletnia (albo szesnastoletnia) Hermiona Granger zakładając GD jakoś pomyślała, żeby ochronić ją przed zdradą. Uczennica okazała się mądrzejsza od potężnego, doświadczonego i niby niezwykle mądrego czarodzieja? Coś tu jest nie tak. Dla mnie Dumbledore wcale nie był taki mądry na jakiego się go kreuje. W piątej części wręcz pokazał, że jest tak głupi, że aż ręce opadają.

    OdpowiedzUsuń
  13. Głupi Peter! Mam wielką chęć walnąć go w ten jego głupi ryj! A Brygadę uderzeniową zamknąć w Azkabanie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie ma sprawiedliwości na tym wiecie... Syriusz nic przeciez nie zrobił a bedzie siedział w Azkabanie a Petera który jest temu wszystkiemu winny będą opłakiwać i mówić jaki to okropny los go spotkał

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiem,że ta notka już jest stara ale jakbym jej nie skomentowała nie byłabym sobą. Jak ktoś chce przeczytać co mnie zmusiło do skomentowania tej notki to niech czyta dalej kto nie... niech ominie ją jak zwykły spam. Mianowicie od 5 lat jestem chora na nieuleczalną chorobę serca i niewiele czasu mi zostało. Przez długi czas przeklinałam boga i pytałam się czemu to akurat ja? Dzięki twojemu opowiadaniu nie boję się już śmierci. Zaczynam już kończyć swoje sprawy i zakończę moje życie tak jak to sobie wyobrażałam. Powiem rodzicom, że ich kocham i, że na zawsze pozostanę w ich sercach. Napisałam, że dzięki twojemu opowiadaniu a właściwie cytatowi który pojawił się też hp nie boję się śmierci. Chodzi mi oczywiście o ten cytat:,, Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony." Zostanie on moim mottem do końca moich dni. Nie napisałam tego komentarza dla litości. Napisałam ten komentarz abyś wiedziała jaki wpływ masz na życie twoich czytelników. Jak to przeczytasz to odpowiedz może dożyję tego dnia a jak nie zostanie on odczytany przez moich rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam Twój komentarz, i czułabym się zwyczajnie źle jeśli bym go zignorowała.
      To opowiadanie naprawdę uczy, zgadzam się.
      A Twoja postawa bardzo, bardzo mi imponuje, to szlachetne i odważne.

      Usuń