Otworzył oczy. Zaraz po tym z powrotem musiał je zamknąć, gdyż oślepiło
go światło bijące z bliżej nieokreślonego kierunku. Spróbował raz
jeszcze. Było już lepiej.
Poprawił przekrzywione okulary na
nosie i rozejrzał się dookoła. Był pewny, że jeszcze nigdy nie był w tym
miejscu. Nie było tu właściwie nic - żadnych kształtów i odcieni,
wszędzie tylko ta jednolita, bijąca w oczy biel.
Prawą rękę położył na klatce piersiowej, na sercu.
Było niesamowicie gorące, ale już nie biło.
-
Czekałem na ciebie - usłyszał nagle ciepły głos. Dopiero wtedy ujrzał
przed sobą starca z długą, siwą brodą, ubranego w poszarzałą szatę,
podpierającego się laską. Patrzył na niego z lekkim uśmiechem, a
przeraźliwie niebieskie oczy biły pogodnym blaskiem. - Chociaż po raz
pierwszy jestem niezadowolony, że nasze spotkanie nastąpiło tak szybko.
- Kim jesteś? - zdziwił się Rogacz, wciąż trzymając rękę na sercu.
- Powiedz lepiej, kim ty jesteś, Jamesie Potterze.
Zna jego imię. Czekał tu na niego. Wiedział. Od początku.
- Nazywam się James Potter - powiedział Rogacz, patrząc przed siebie, w nicość. - Jestem czarodziejem.
- Czarodziejem? - powtórzył starzec, wciąż się uśmiechając.
Jedenastoletni chłopiec stoi przed oknem w swoim domu w Dolinie Godryka
i trzyma w dłoniach list zapieczętowany wyniosłym herbem Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Drżącymi rękami rozrywa kopertę zaadresowaną na
jego imię i nazwisko, i już po chwili jego orzechowe oczy wędrują po
równych linijkach tekstu zapisanego ładnym, równym pismem. Z każdą
sekundą coraz większy uśmiech pojawia się na twarzy chłopca, który
czekał na tę chwilę od dawna.
- Mamo! Tato! - wykrzyknął jedenastoletni James, szczęśliwy jak nigdy przedtem. - Dostałem! Dostałem list! Jadę do Hogwartu!
Dorea i Charlus Potter przyglądali się synowi z dumą.
- Gratuluję, James - powiedział ojciec Rogacza. - Jestem pewny, że będziesz utalentowanym i wielkim czarodziejem.
-
Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart - powiedział starzec, nie
spuszczając oczu z postaci Jamesa. - Siedem wspaniałych, magicznych lat,
prawda?
- Tak - przytaknął Rogacz. - Mój drugi dom.
- Dom?
James spojrzał na niego z dumą.
- Gryffindor.
Ekspres Londyn - Hogwart ruszył z zatłoczonego peronu numer 9 i 3/4, i
teraz mknął dzikimi polami w kierunku zamku. W jednym z przedziałów
pociągu siedziało czterech pierwszoroczniaków: trzech chłopców i jedna
dziewczyna o niesamowicie zielonych oczach, która płakała.
Jedenastoletni James prowadzi ożywioną rozmowę z zadbanym chłopcem
siedzącym naprzeciwko niego, nie zwracając większej uwagi na pozostałą
dwójkę. Jedno zdanie jednak zainteresowało go w ich rozmowie.
- Mam nadzieję, że będziesz w Slytherinie - powiedział wątły chłopiec o długich, tłustych włosach, siedzący przy oknie.
-
W Slytherinie? Kto chce być w Slytherinie? - rzekł Rogacz lekceważącym
tonem. - Ja bym chyba odszedł, a ty? - zwrócił się do Łapy.
Ten skrzywił się nieznacznie.
- Cała moja rodzina była w Slytherinie.
- O kurczę! A myślałem, że jesteś w porządku!
Młody Syriusz Black wyszczerzył zęby.
- Może złamię tradycję - stwierdził. - Gdzie byś chciał iść, gdybyś miał wybór?
James podniósł wyimaginowany miecz.
- Gryffindor, gdzie kwitnie męstwa cnota! Jak mój tata.
Tym razem to Snape prychnął lekceważąco. Rogacz zwrócił się do niego.
- Masz z tym jakiś problem?
- Nie - odparł, choć jego złośliwy uśmiech sugerował co innego. - Jeśli wolisz mieć krzepę, niż mózg...
- A ty gdzie masz nadzieję trafić, skoro nie masz ani tego ani tego? - wtrącił Syriusz.
James Potter wybuchnął śmiechem.
- Syriusz Black.
Rogacz uśmiechnął się na samo wspomnienie przyjaciela. Przez chwilę
ogarnął go nieopisany strach o niego i jego dalsze życie, który prawie
natychmiast ustąpił. On z nim będzie. Nie opuści jedynego brata.
-
Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew - rozwinął zdawkową
wypowiedź swojego rozmówcy, znów się uśmiechając. - Era Huncwotów.
- Huncwotów?
- Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Pergamin, który jeszcze chwilę temu był zwykłym, czystym pergaminem,
zaczął pokrywać się dziwnymi kształtami i wzorami, aż w końcu
przedstawiał najdokładniejszą mapę Hogwartu. Mało tego - małe kropeczki
na mapie poruszały się, każda opatrzona innym nazwiskiem. Dumbledore
właśnie przechadzał się po swoim gabinecie.
- Jest niesamowita - powiedział uradowany Syriusz.
- Lunatyk jest niesamowity - dodał James. - Powynajdywał takie użyteczne, choć zapomniane zaklęcia...
-
Ktoś z naszej czwórki musi mieć mózg służący do myślenia - stwierdził z
uśmiechem Remus Lupin. Odpowiedział mu śmiech przyjaciół.
Jak zahipnotyzowani wpatrywali się w Mapę Huncwotów.
-
Razem z peleryną-niewidką i tym cudem Hogwart stoi przed nami otworem -
rzekł Rogacz. - I cała wioska Hogsmeade. Zakazany Las i...
- Nastają piękne czasy - skomentował krótko Łapa. - Smacznego, Peter.
- Dzię-ę-uję! - odpowiedział Glizdogon, patrząc z podziwem na pozostałych przyjaciół i konsumujący czekoladową żabę.
- Co zrobić, żeby przestała działać?
Lupin dotknął swoją różdżką pergaminu.
- Koniec psot.
- Remus Lupin...
-
Jego tajemnica o pełni księżyca - wtrącił się od razu James, kiwając
smutno głową, wspominając nieszczęście przyjaciela. Dodatkowo zrozumiał,
nie wiadomo jak i dlaczego, jaki jest sens tej całej rozmowy. - Bał
się, że go odtrącimy.
- Tajemnica o pełni księżyca - powtórzył starzec.
- Kiedy był w swojej drugiej postaci. Jako... wilkołak.
Wielka Sala, jeden z pogodnych, ciepłych dni w Hogwarcie. Przerwa
obiadowa po wyczerpującej dla Gryfonów lekcji wróżbiarstwa. Huncwoci
usiedli przy stole i przyciągnęli do siebie półmiski z posiłkami.
-
Zjadłbym stado hipogryfów - stwierdził Syriusz, którego opary z klasy
wróżbiarstwa wprawiły w stan senności i otępienia. James i Peter również
rzucili się na dania królujące przy stole. Tylko Remus grzebał widelcem
w swojej porcji puddingu.
- Nie wygląda na zatrute - powiedział Rogacz, dając mu kuksańca w bok. Ten uśmiechnął się smutno.
- Dziś wypada pełnia księżyca - przypomniał.
- Ah, tak - przytaknął Rogacz. - Zdaje się, że ta stara wariatka przepowiadała nam dzisiaj śmierć... Raz...
- Dwa razy... - wtrącił Łapa.
-
Przez całą lekcję... - dokończył James, na co wszyscy oprócz Remusa
parsknęli śmiechem. Lupin dalej wpatrywał się w swój talerz.
-
Czekałem na to cały miesiąc! - powiedział uradowany Syriusz. - Wreszcie
wyrwiemy się z tego zamku, powłóczymy trochę po Zakazanym Lesie...
Chociaż nie, tam byliśmy ostatnio, to teraz może spacerek po
Hogsmeade...
- Syriuszu - przerwał mu Lunatyk. - To niebezpieczne.
- Wiemy - odpowiedzieli chórem.
-
I co z tego? - dodał Łapa dość lekceważącym tonem, jakby fakt, że
wilkołak i trójka niezarejestrowanych animagów włóczących się po
magicznej wiosce nie była niczym niezwykłym.
- Nie zasługuję na to.
- Przecież lubisz przemiany, gdy jesteśmy z tobą - rzekł Peter.
- Tak, właśnie dlatego...
-
Nie, doprawdy, Remusie - przerwał mu James. - Nie mam ochoty tego
słuchać. Będzie tak, jak każdego miesiąca. Nic nikomu się nie stanie.
Nie panikuj.
- Można mieć gorsze zmartwienia, niż futerkowy problem - dodał Łapa.
- Tak, na przykład fakt, że eliksiry trwają od dziesięciu minut - powiedział Rogacz szczerząc zęby, spoglądając na zegar.
Zebrali swoje rzeczy ze stołu i puścili się biegiem do lochów.
-
Hogwart to nie tylko przyjaźń – powiedział starzec, a James pokiwał
ochoczo głową. Na jego twarzy znów zakwitł radosny uśmiech. – To także
pierwsza, prawdziwa i niezniszczalna… miłość…
Rogacz zdobył się tylko na zdawkową odpowiedź.
- Lily Evans.
Ciepła, czerwcowa noc. Dwie postacie siedzą blisko siebie nad brzegiem
jeziora z olbrzymią kałamarnicą, pod rozgwieżdżonym niebem, a jedynym
świadkiem tej romantycznej chwili jest sierp wiszącego nad ich głowami
księżyca.
James Potter objął czule Lily Evans i pocałował ją delikatnie w policzek.
- Czekałem na ciebie tyle lat – powiedział. – Aż wreszcie…
-
Nic już nie mów, James – przerwała mu. – Wiem, że potrzebowałam dużo
czasu. Ale kocham cię. Kocham cię każdą komórką ciała i każdym
włókienkiem mojej duszy.
Przez chwilę delektował się
smakiem tych słów. Ciepły wiatr smagał ich twarze, a jasna noc swym
blaskiem odkrywała w ich sercach magię, której nie nauczy żadna
czarodziejska szkoła.
- Kiedyś chciałem zdobyć cały świat –
wyznał Rogacz z uśmiechem, na co Lily odpowiedziała śmiechem. – Potem
doszło do mnie, że pragnę zdobyć tylko jego część.
Spojrzał w jej zielone oczy, a ona utonęła w spojrzeniu jego orzechowych.
- Aż zrozumiałem, że właśnie ta część jest dla mnie całym światem.
Po tym wyznaniu złożył na jej ustach czuły pocałunek, będący
zapieczętowaniem ich wielkiej miłości, która będzie miała siłę pokonać
samą śmierć.
- Jest coś jeszcze, prawda? – podpowiedział mężczyzna.
James kiwnął ochoczo głową. Wiedział, o czym tym razem jest mowa.
- Quidditch – odpowiedział.
- Quidditch?
- Pasja.
- Sześćdziesiąt do dwudziestu dla Gryffindoru! – Trybuny zadrżały od
braw i oklasków, którymi kibice obdarzyli graczy w szkarłatnych szatach.
– Teraz dość brutalnie pałkarz Slytherinu odbija tłuczka w stronę
ścigającej Gryfonów… Na szczęście udało się jej zrobić unik i już pędzi
do pętli rywali… Strzelaj, strzelaj Nathalio! BRAWOOO! Siedemdziesiąt do
dwudziestu!
James krążył wysoko nad stadionem, dając
się ponieść tej lekkości i uniesieniu, które dawał mu quidditch. Wiatr
szarpał już i tak wyjątkowo rozczochrane włosy na jego głowie,
szkarłatna szata powiewała za nim z charakterystycznym szelestem, a on
delektował się wolnością i temu jedynemu w świecie uczuciu, którego
doznawał siedząc na miotle.
Bystrymi, orzechowymi
oczami ukrytymi za okrągłymi okularami przeczesywał boisko w
poszukiwaniu Złotego Znicza. Wiedział, że to od niego zależy, czy
Gryffindor zdobędzie Puchar. Wiedział również, że nie zawiedzie. Nigdy
nie zawodził.
Kiedy ujrzał znajomy błysk tuż nad uchem
jednego z zawodników, tylko uśmiechnął się triumfalnie i skierował
swoją Srebrną Gwiazdę w jego stronę, czując narastające podniecenie.
-
Teraz ładnie kiwa Alex, ale traci kafla po zderzeniu z Bryanem Looy’em,
kapitanem Ślizgonów… Ale… ACH, TAK! POTTER WYPATRZYŁ ZNICZA! Już
zmierza w jego kierunku, spójrzcie, jak swobodnie i delikatnie kieruje
miotłą, ten szukający to prawdziwy talent! Tłuczek mija jego głowę o
cal, wyciąga rękę… Jeszcze tylko trochę… BRAWOOO! JAMES POTTER ZŁAPAŁ
ZŁOTEGO ZNICZA! GRYFFINDOR ZDOBYWA PUCHAR QUIDDITCHA!
Ledwie wylądował na ziemi, już rzucił się na niego szkarłatny tłum.
Każdy chciał go dotknąć, uścisnąć mu rękę, pogratulować genialnego
chwytu. On sam, ogarnięty niewyobrażalnym szczęściem wypatrzył w tłumie
swoich uradowanych przyjaciół i ruszył w ich stronę, a w jego ręce wciąż
trzepotał skrzydłami Złoty Znicz.
- Oraz – oczy starca zamrugały w ciemności. – Wróg.
James zacisnął mocno dłonie w pięści.
- Severus Snape – warknął.
Dzwonek zabrzmiał w murach szkoły i zaraz potem na korytarze wysypały
się tłumy rozgadanych uczniów. Gryfoni właśnie skończyli transmutację i
kierowali się w stronę Wielkiej Sali, gdzie czekał już na nich ciepły
obiad. Huncwoci rozmawiali zawzięcie o minionej lekcji, na której mówili
o animagach, czarodziejach, potrafiących zamieniać się w zwierzęta.
Byli w doskonałych humorach.
Już ujrzeli otwarte
szeroko drzwi do Wielkiej Sali, kiedy w korytarzu minął ich Severus
Snape. Przechodząc obok zamruczał coś pod nosem, patrząc prosto w stronę
Rogacza.
- Powtórz, bo nie usłyszałem – powiedział James
wyzywającym tonem, odwracając się w kierunku Ślizgona. Remus, Peter i
Syriusz również się zatrzymali. Łapa zrobił krok do przodu, natomiast
Lunatyk miał minę, jakby wolał stąd natychmiast wyparować.
-
Gdybyś słuchał czegoś oprócz samego siebie, może byś usłyszał –
wycedził Snape przez zaciśnięte zęby. Rogacz podszedł w jego stronę.
- Masz jakiś problem, Smarkerusie? Czy po prostu znowu chcesz oberwać?
Odpowiedział mu chichot zgromadzonych na korytarzu gapiów.
- Zejdź mi z drogi, Potter.
-
Jesteś żałosny, Snape – szepnął cicho James, tak, żeby tylko Ślizgon go
usłyszał. – I sam szukasz guza. A za nazwanie Lily… szlamą… powinieneś
nie wychodzić ze Skrzydła Szpitalnego do końca roku. – Odwrócił się i
ruszył w stronę przyjaciół. – Więc nie otwieraj w moją stronę tej swojej
parszywej gęby, Smarkerusie – dodał już głośniej, na co zgromadzeni
zabili brawo.
Gdy tylko Rogacz się odwrócił, jakiś
gorący snop iskier musnął mu policzek, boleśnie go rozcinając. Z rany
buchnęła krew, plamiąc szatę Gryfona i trzymane w rękach książki. Nim
James zdołał zareagować, Syriusz wyciągnął różdżkę i skierował ją w
stronę Ślizgona.
- Co tu się dzieje? – usłyszeli delikatny głos Lily. – Jestem prefektem, przepuśćcie mnie.
Stanęła pośrodku zbiorowiska, a jej zielone oczy ciskały iskry.
Zobaczyła Severusa, z wciąż wyciągniętą różdżką, a po drugiej stronie
Łapę w tej samej pozycji i krwawiącego Rogacza.
- Opuście różdżki – zarządziła stanowczo.
- Nie będę słuchał rozkazów jakiejś brudnej szlamy.
James wyciągnął różdżkę nim ktokolwiek zdążył zareagować. Siła zaklęcia
poderwała Snape’a do góry, który chwilę później z całą mocą uderzył o
ścianę. Orzechowe oczy Rogacza płonęły gniewem. Przyjaciele złapali go
za szaty, próbując odciągnąć od Ślizgona.
- Zapłacisz za to – warknął w jego stronę Rogacz.
-
Dość – powiedziała stanowczo Lily usiłując zachować spokój. – Koniec
zbiegowiska, rozejść się! – krzyknęła do tłumu. – A ty – zwróciła się do
Jamesa – idź do skrzydła szpitalnego. To rozcięcie źle wygląda.
Nie spojrzawszy na Snape’a odeszła w stronę Wielkiej Sali. Ten wstał
dysząc ciężko i rzucając wyzywające spojrzenie Rogaczowi, ruszył do
lochów.
- Chodź – powiedział Remus. – To naprawdę nie najlepiej wygląda.
- Aż w końcu – zaczął znów starzec – czas Huncwotów dobiegł końca.
-
Wszystko ma swój koniec – odparł James. – Ale później był Zakon
Feniksa, ślub z Lily, aż w końcu… - głos mu zadrżał mimowolnie - …Harry,
mój mały Harry…
Lily Potter spała na łóżku.
Miała czerwone wypieki na twarzy, widać było, że jest całkowicie
wyczerpana. Mimo to, na jej ustach gościł ciepły uśmiech, a klatka
piersiowa rytmicznie i spokojnie falowała w rytm regularnych oddechów.
Obok siedział James. Trzymał w rękach owinięte w ręczniki i pieluszki
maleństwo. Nie mógł oderwać wzroku od tej bezbronnej istotki, swojego
synka, który spał spokojnie w jego ramionach.
Łapa podszedł bliżej i położył rękę na ramieniu przyjaciela.
Ten odwrócił się, a w orzechowych oczach ukrytych pod okrągłymi okularami kryło się najprawdziwsze w świecie szczęście.
-
Jam to, nie chwaląc się, uczynił - powiedział Rogacz, wskazując na
niemowlę, które trzymał w rękach. Syriusz zaśmiał się cicho, również
bardzo szczęśliwy.
- Witaj na świecie, Harry Jamesie Potterze - rzekł.
James delektował się smakiem tych słów. Harry James Potter. Jego syn,
jego potomek, jego duma i szczęście. Będzie najlepszym ojcem, przyrzekł
sobie Rogacz. Da mu dom, da mu miłość, nigdy mu niczego nie zabraknie.
Wychowa go na dobrego czarodzieja i jeszcze lepszego człowieka. Będzie
dla niego autorytetem, wzorem, najlepszym przyjacielem i nigdy, nigdy go
nie zostawi.
To było jedno z najlepszych uczuć,
jakich doświadczył w swoim życiu: trzymał w rękach swojego syna. Harry
od czasu do czasu spoglądał na niego jak zaczarowany. Wydawało się,
jakby sprawdzał, czy jego tata jest blisko. Wtedy mógł spokojnie zamknąć
oczy i zasnąć.
Starzec wytarł ukradkiem łzę
spod oka. James pomyślał, że to dziwne: anioły nie powinny przecież
płakać. On również czuł w sercu dziwny uścisk, jakby ktoś ścisnął je
mocno i nie zamierzał puścić.
- Teraz ja mam pytanie – zaczął. – Gdzie jestem?
-
Naprawdę się nie domyślasz, James? – odparł rozmówca, a po raz pierwszy
w jego głosie dało się wyczuć prawdziwy smutek i zmęczenie. – Jestem
pewny, że wiesz, gdzie jesteś.
Rogacz kiwnął powoli głową, jakby właśnie przyszło zrozumienie.
- Po drugiej stronie.
-
Po lepszej stronie – usłyszał sprostowanie. – Bez bólu i cierpienia, w
krainie wiecznego spokoju. Chociaż wiem, że ty wolałbyś wrócić.
Niestety, nie mam takiej siły, a uważam, że nikt nie zasługuje bardziej
na to, żeby żyć, niż ty i twoja żona.
Kiwnął głową w odpowiedzi.
- Po co ta cała rozmowa? – zapytał.
- To twoja historia, James. Twoje dawne życie. Nic nie ginie, tylko przemija. Wszystko to jest w tobie.
- Ale przecież mnie już nie ma. Jestem… martwy…
- Będziesz istniał, póki choć jeden z żyjących tam, na dole, będzie o tobie pamiętał.
Nie zauważył nawet, jak stróżki łez spływają z jego dobrych oczu po
policzkach. Otarł je szybko, mając nadzieję, że starzec tego nie
zauważył. Sam nie wiedział, dlaczego tak mu na tym zależało.
- Dlaczego tu jestem? – zapytał lekko drżącym głosem.
- Pomyślałem, że będziesz chciał poczekać na Lily. Ona zaraz tu będzie.
Kiedy tylko powiedział to zdanie, znikąd nagle pojawiła się postać
rudej kobiety. Na początku rozejrzała się dookoła, a gdy zauważyła
swojego męża ruszyła w jego stronę, rzucając się mu na szyję. Płakała.
Rogacz też nie potrafił dłużej ukrywać łez, w końcu – jaki to miało
sens?
- On… został tam… Harry… przeżył… - wyłkała.
- Tak,
Harry Potter przeżył – powiedział starzec. Oderwali się od siebie,
wpatrując w mężczyznę. – Będzie żył, a wy, poświęcając swoje życie w
imię miłości, daliście mu dużo więcej, niż nazwisko.
- Czy my będziemy mogli… - zaczął nieśmiało James.
-
Żyjecie w nim. I cały czas będziecie przy nim. Nieważne, po której
stronie się znajdujecie. Prawdziwa miłość jest wieczna, a skarb jest
tam, gdzie jest i serce.
- I Syriusz… I Remus… I Peter… I… - rzekł Rogacz.
-
Oni wszyscy, James. Zaufaj mi, wszyscy za jakiś czas się tutaj
spotkacie. A póki co, będziecie z nimi z tej strony. To przecież nie
jest koniec, to tylko przejście z jednego etapu do drugiego. – Urwał na
chwilę. – Kilka dni temu, James, powiedziałeś swojemu przyjacielowi, że
aby stać się nieśmiertelnym, wystarczy nie umierać. Nic bardziej
mylnego. To jest właśnie główny warunek uzyskania nieśmiertelności –
Śmierć. Ironia istnienia, prawda?
Zapadło krótkie milczenie. Rogacz właśnie zrozumiał tą wielką tajemnicę.
- Chyba pora, żebyście oswoili się z wiecznością – powiedział w końcu starzec.
Uśmiechnęli się do siebie, a po chwili oboje zniknęli, zostawiając
mężczyznę samego w tym samym białym pomieszczeniu. Ten westchnął
głęboko, ściągnął okulary i wytarł skrajem szaty mokre od łez oczy.
Spojrzał przed siebie zamyślony, myśląc o krótkim, zdecydowanie zbyt
krótkim życiu Jamesa Pottera i Lily Evans.
- Za życia nie dane im było długo być razem – powiedział. – Śmierć połączyła ich na zawsze.
_________________________
Dla
wszystkich, bez wyjątku, z okazji dzisiejszego Dnia Dziecka, oraz dla
kibiców, z którymi dziś spotkam się w Katowickim Spodku!
Płaczę po przeczytaniu rozdziału, bo jest tak smutny i tak piękny, że nie wytrzymuję. Piosenka Myslovitz - idealna. Kocham Cię.
OdpowiedzUsuńAh, i dziękuję za taki prezent na Dzień dziecka <3
czarnoczarna
Ryczę. To jest pięknę. I ta piosenka...
OdpowiedzUsuńNic więcej nie dodam, bobym tylko niepotrzbnie gadała...
Po prostu piękne...
OdpowiedzUsuńBrak mi słów.. jestem cała mokra od łez... piękne ♥
OdpowiedzUsuńPiękne... zaraz, zaraz czemu mam mokre policzki ???
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazłam w sieci Twój blog. Zachwyciłam się opowieścią już po przeczytaniu pierwszych rozdziałów. W kilka dni przeczytałam wszystkie, ale komentarz postanowiłam napisać tu, pod akurat tą notką, bo jest piękna, ale tak smutna... I, choć niejednokrotnie łzy płynęły po policzkach, chciałabym Ci podziękować za tak piękną opowieść. Uwielbiam to, co tu napisałaś i wyczekuję już szóstego grudnia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Rany, nie będę się powtarzać, ale ta notka była tak samo cudowna jak poprzednia.
OdpowiedzUsuńzula04
I znów płaczę jak bóbr, a naprawdę nie chciałam :(
OdpowiedzUsuńAle cieszę się tak czy inaczej, że napisałaś taki wspaniały rozdział. Dziękuję.
RYCZĘ!!! Często płaczę przy czytaniu ale ten pomysł z retrospekcją życia Jamesa była genialna.
OdpowiedzUsuńKocham i liczę na więcej takich notek
"zajebiste" - to zbyt małe określenie tych pięknie dobranych słów u góry. Naprawdę masz talent, dziękuję za tak piękne opowiadanie i za tak wspaniały blog!
OdpowiedzUsuńPiękne. NIc więcej nie napisze przez strumienie łez
OdpowiedzUsuńOcean łez...
OdpowiedzUsuńPłaczę i nie mogę przestać. Nie można tego opisać. To bardzo smutne ale też trochę radosne zakończenie. To bylo piękne podsumowanie życis lily i jamesa. Wszyscy wiedzielismy ze kiedys to się stanie, czytajac harrego pottera wiedzielismy ze lily i james zginęli. Ale czytając twoje opowiadanie oni ożyli, a ich śmierć dotknęła mnie jeszcze bardziej niz kiedykolwiek.
OdpowiedzUsuńM.B.
rzadko się wzruszam na blogach, tobie pierwszej się udało. :) Dziękuje Ci za napisanie tej historii. Zrobiłaś to rewelacyjnie. Niedługo skończę bloga i nie będę żałować, że koniec. Z tego powodu jaki ty podałaś. Pozdrawiam! :') ♥
OdpowiedzUsuńZnowu płaczę! Te Twój blog jest niesamowity!
OdpowiedzUsuń