1 czerwca 2012

80. Po drugiej stronie




     Otworzył oczy. Zaraz po tym z powrotem musiał je zamknąć, gdyż oślepiło go światło bijące z bliżej nieokreślonego kierunku. Spróbował raz jeszcze. Było już lepiej.
     Poprawił przekrzywione okulary na nosie i rozejrzał się dookoła. Był pewny, że jeszcze nigdy nie był w tym miejscu. Nie było tu właściwie nic - żadnych kształtów i odcieni, wszędzie tylko ta jednolita, bijąca w oczy biel.
     Prawą rękę położył na klatce piersiowej, na sercu.
     Było niesamowicie gorące, ale już nie biło.
 - Czekałem na ciebie - usłyszał nagle ciepły głos. Dopiero wtedy ujrzał przed sobą starca z długą, siwą brodą, ubranego w poszarzałą szatę, podpierającego się laską. Patrzył na niego z lekkim uśmiechem, a przeraźliwie niebieskie oczy biły pogodnym blaskiem. - Chociaż po raz pierwszy jestem niezadowolony, że nasze spotkanie nastąpiło tak szybko.
 - Kim jesteś? - zdziwił się Rogacz, wciąż trzymając rękę na sercu.
 - Powiedz lepiej, kim ty jesteś, Jamesie Potterze.
     Zna jego imię. Czekał tu na niego. Wiedział. Od początku.
 - Nazywam się James Potter - powiedział Rogacz, patrząc przed siebie, w nicość. - Jestem czarodziejem.
 - Czarodziejem? - powtórzył starzec, wciąż się uśmiechając.

     Jedenastoletni chłopiec stoi przed oknem w swoim domu w Dolinie Godryka i trzyma w dłoniach list zapieczętowany wyniosłym herbem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Drżącymi rękami rozrywa kopertę zaadresowaną na jego imię i nazwisko, i już po chwili jego orzechowe oczy wędrują po równych linijkach tekstu zapisanego ładnym, równym pismem. Z każdą sekundą coraz większy uśmiech pojawia się na twarzy chłopca, który czekał na tę chwilę od dawna.
 - Mamo! Tato! - wykrzyknął jedenastoletni James, szczęśliwy jak nigdy przedtem. - Dostałem! Dostałem list! Jadę do Hogwartu!
     Dorea i Charlus Potter przyglądali się synowi z dumą.
 - Gratuluję, James - powiedział ojciec Rogacza. - Jestem pewny, że będziesz utalentowanym i wielkim czarodziejem.

 - Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart - powiedział starzec, nie spuszczając oczu z postaci Jamesa. - Siedem wspaniałych, magicznych lat, prawda?
 - Tak - przytaknął Rogacz. - Mój drugi dom.
 - Dom?
     James spojrzał na niego z dumą.
 - Gryffindor.

     Ekspres Londyn - Hogwart ruszył z zatłoczonego peronu numer 9 i 3/4, i teraz mknął dzikimi polami w kierunku zamku. W jednym z przedziałów pociągu siedziało czterech pierwszoroczniaków: trzech chłopców i jedna dziewczyna o niesamowicie zielonych oczach, która płakała. Jedenastoletni James prowadzi ożywioną rozmowę z zadbanym chłopcem siedzącym naprzeciwko niego, nie zwracając większej uwagi na pozostałą dwójkę. Jedno zdanie jednak zainteresowało go w ich rozmowie.
 - Mam nadzieję, że będziesz w Slytherinie - powiedział wątły chłopiec o długich, tłustych włosach, siedzący przy oknie.
 - W Slytherinie? Kto chce być w Slytherinie? - rzekł Rogacz lekceważącym tonem. - Ja bym chyba odszedł, a ty? - zwrócił się do Łapy.
     Ten skrzywił się nieznacznie.
 - Cała moja rodzina była w Slytherinie.
 - O kurczę! A myślałem, że jesteś w porządku!
     Młody Syriusz Black wyszczerzył zęby.
 - Może złamię tradycję - stwierdził. - Gdzie byś chciał iść, gdybyś miał wybór?
     James podniósł wyimaginowany miecz.
 - Gryffindor, gdzie kwitnie męstwa cnota! Jak mój tata.
     Tym razem to Snape prychnął lekceważąco. Rogacz zwrócił się do niego.
 - Masz z tym jakiś problem?
 - Nie - odparł, choć jego złośliwy uśmiech sugerował co innego. - Jeśli wolisz mieć krzepę, niż mózg...
 - A ty gdzie masz nadzieję trafić, skoro nie masz ani tego ani tego? - wtrącił Syriusz.
     James Potter wybuchnął śmiechem.

 - Syriusz Black.
     Rogacz uśmiechnął się na samo wspomnienie przyjaciela. Przez chwilę ogarnął go nieopisany strach o niego i jego dalsze życie, który prawie natychmiast ustąpił. On z nim będzie. Nie opuści jedynego brata.
 - Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew - rozwinął zdawkową wypowiedź swojego rozmówcy, znów się uśmiechając. - Era Huncwotów.
 - Huncwotów?
 - Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz.

 - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
     Pergamin, który jeszcze chwilę temu był zwykłym, czystym pergaminem, zaczął pokrywać się dziwnymi kształtami i wzorami, aż w końcu przedstawiał najdokładniejszą mapę Hogwartu. Mało tego - małe kropeczki na mapie poruszały się, każda opatrzona innym nazwiskiem. Dumbledore właśnie przechadzał się po swoim gabinecie.
 - Jest niesamowita - powiedział uradowany Syriusz.
 - Lunatyk jest niesamowity - dodał James. - Powynajdywał takie użyteczne, choć zapomniane zaklęcia...
 - Ktoś z naszej czwórki musi mieć mózg służący do myślenia - stwierdził z uśmiechem Remus Lupin. Odpowiedział mu śmiech przyjaciół.
     Jak zahipnotyzowani wpatrywali się w Mapę Huncwotów.
 - Razem z peleryną-niewidką i tym cudem Hogwart stoi przed nami otworem - rzekł Rogacz. - I cała wioska Hogsmeade. Zakazany Las i...
 - Nastają piękne czasy - skomentował krótko Łapa. - Smacznego, Peter.
 - Dzię-ę-uję! - odpowiedział Glizdogon, patrząc z podziwem na pozostałych przyjaciół i konsumujący czekoladową żabę.
 - Co zrobić, żeby przestała działać?
     Lupin dotknął swoją różdżką pergaminu.
 - Koniec psot.

 - Remus Lupin...
 - Jego tajemnica o pełni księżyca - wtrącił się od razu James, kiwając smutno głową, wspominając nieszczęście przyjaciela. Dodatkowo zrozumiał, nie wiadomo jak i dlaczego, jaki jest sens tej całej rozmowy. - Bał się, że go odtrącimy.
 - Tajemnica o pełni księżyca - powtórzył starzec.
 - Kiedy był w swojej drugiej postaci. Jako... wilkołak.

     Wielka Sala, jeden z pogodnych, ciepłych dni w Hogwarcie. Przerwa obiadowa po wyczerpującej dla Gryfonów lekcji wróżbiarstwa. Huncwoci usiedli przy stole i przyciągnęli do siebie półmiski z posiłkami.
 - Zjadłbym stado hipogryfów - stwierdził Syriusz, którego opary z klasy wróżbiarstwa wprawiły w stan senności i otępienia. James i Peter również rzucili się na dania królujące przy stole. Tylko Remus grzebał widelcem w swojej porcji puddingu.
 - Nie wygląda na zatrute - powiedział Rogacz, dając mu kuksańca w bok. Ten uśmiechnął się smutno.
 - Dziś wypada pełnia księżyca - przypomniał.
 - Ah, tak - przytaknął Rogacz. - Zdaje się, że ta stara wariatka przepowiadała nam dzisiaj śmierć... Raz...
 - Dwa razy... - wtrącił Łapa.
 - Przez całą lekcję... - dokończył James, na co wszyscy oprócz Remusa parsknęli śmiechem. Lupin dalej wpatrywał się w swój talerz.
 - Czekałem na to cały miesiąc! - powiedział uradowany Syriusz. - Wreszcie wyrwiemy się z tego zamku, powłóczymy trochę po Zakazanym Lesie... Chociaż nie, tam byliśmy ostatnio, to teraz może spacerek po Hogsmeade...
 - Syriuszu - przerwał mu Lunatyk. - To niebezpieczne.
 - Wiemy - odpowiedzieli chórem.
 - I co z tego? - dodał Łapa dość lekceważącym tonem, jakby fakt, że wilkołak i trójka niezarejestrowanych animagów włóczących się po magicznej wiosce nie była niczym niezwykłym.
 - Nie zasługuję na to.
 - Przecież lubisz przemiany, gdy jesteśmy z tobą - rzekł Peter.
 - Tak, właśnie dlatego...
 - Nie, doprawdy, Remusie - przerwał mu James. - Nie mam ochoty tego słuchać. Będzie tak, jak każdego miesiąca. Nic nikomu się nie stanie. Nie panikuj.
 - Można mieć gorsze zmartwienia, niż futerkowy problem - dodał Łapa.
 - Tak, na przykład fakt, że eliksiry trwają od dziesięciu minut - powiedział Rogacz szczerząc zęby, spoglądając na zegar.
     Zebrali swoje rzeczy ze stołu i puścili się biegiem do lochów.

 - Hogwart to nie tylko przyjaźń – powiedział starzec, a James pokiwał ochoczo głową. Na jego twarzy znów zakwitł radosny uśmiech. – To także pierwsza, prawdziwa i niezniszczalna… miłość…
     Rogacz zdobył się tylko na zdawkową odpowiedź.
 - Lily Evans.

     Ciepła, czerwcowa noc. Dwie postacie siedzą blisko siebie nad brzegiem jeziora z olbrzymią kałamarnicą, pod rozgwieżdżonym niebem, a jedynym świadkiem tej romantycznej chwili jest sierp wiszącego nad ich głowami księżyca.
     James Potter objął czule Lily Evans i pocałował ją delikatnie w policzek.
 - Czekałem na ciebie tyle lat – powiedział. – Aż wreszcie…
 - Nic już nie mów, James – przerwała mu. – Wiem, że potrzebowałam dużo czasu. Ale kocham cię. Kocham cię każdą komórką ciała i każdym włókienkiem mojej duszy.
     Przez chwilę delektował się smakiem tych słów. Ciepły wiatr smagał ich twarze, a jasna noc swym blaskiem odkrywała w ich sercach magię, której nie nauczy żadna czarodziejska szkoła.
 - Kiedyś chciałem zdobyć cały świat – wyznał Rogacz z uśmiechem, na co Lily odpowiedziała śmiechem. – Potem doszło do mnie, że pragnę zdobyć tylko jego część.
     Spojrzał w jej zielone oczy, a ona utonęła w spojrzeniu jego orzechowych.
 - Aż zrozumiałem, że właśnie ta część jest dla mnie całym światem.
     Po tym wyznaniu złożył na jej ustach czuły pocałunek, będący zapieczętowaniem ich wielkiej miłości, która będzie miała siłę pokonać samą śmierć.

 - Jest coś jeszcze, prawda? – podpowiedział mężczyzna.
     James kiwnął ochoczo głową. Wiedział, o czym tym razem jest mowa.
 - Quidditch – odpowiedział.
 - Quidditch?
 - Pasja.

  - Sześćdziesiąt do dwudziestu dla Gryffindoru! – Trybuny zadrżały od braw i oklasków, którymi kibice obdarzyli graczy w szkarłatnych szatach. – Teraz dość brutalnie pałkarz Slytherinu odbija tłuczka w stronę ścigającej Gryfonów… Na szczęście udało się jej zrobić unik i już pędzi do pętli rywali… Strzelaj, strzelaj Nathalio! BRAWOOO! Siedemdziesiąt do dwudziestu!
     James krążył wysoko nad stadionem, dając się ponieść tej lekkości i uniesieniu, które dawał mu quidditch. Wiatr szarpał już i tak wyjątkowo rozczochrane włosy na jego głowie, szkarłatna szata powiewała za nim z charakterystycznym szelestem, a on delektował się wolnością i temu jedynemu w świecie uczuciu, którego doznawał siedząc na miotle.
     Bystrymi, orzechowymi oczami ukrytymi za okrągłymi okularami przeczesywał boisko w poszukiwaniu Złotego Znicza. Wiedział, że to od niego zależy, czy Gryffindor zdobędzie Puchar. Wiedział również, że nie zawiedzie. Nigdy nie zawodził.
     Kiedy ujrzał znajomy błysk tuż nad uchem jednego z zawodników, tylko uśmiechnął się triumfalnie i skierował swoją Srebrną Gwiazdę w jego stronę, czując narastające podniecenie.
 - Teraz ładnie kiwa Alex, ale traci kafla po zderzeniu z Bryanem Looy’em, kapitanem Ślizgonów… Ale… ACH, TAK! POTTER WYPATRZYŁ ZNICZA! Już zmierza w jego kierunku, spójrzcie, jak swobodnie i delikatnie kieruje miotłą, ten szukający to prawdziwy talent! Tłuczek mija jego głowę o cal, wyciąga rękę… Jeszcze tylko trochę… BRAWOOO! JAMES POTTER ZŁAPAŁ ZŁOTEGO ZNICZA! GRYFFINDOR ZDOBYWA PUCHAR QUIDDITCHA!
     Ledwie wylądował na ziemi, już rzucił się na niego szkarłatny tłum. Każdy chciał go dotknąć, uścisnąć mu rękę, pogratulować genialnego chwytu. On sam, ogarnięty niewyobrażalnym szczęściem wypatrzył w tłumie swoich uradowanych przyjaciół i ruszył w ich stronę, a w jego ręce wciąż trzepotał skrzydłami Złoty Znicz.

 -  Oraz – oczy starca zamrugały w ciemności. – Wróg.
     James zacisnął mocno dłonie w pięści.
 - Severus Snape – warknął.

     Dzwonek zabrzmiał w murach szkoły i zaraz potem na korytarze wysypały się tłumy rozgadanych uczniów. Gryfoni właśnie skończyli transmutację i kierowali się w stronę Wielkiej Sali, gdzie czekał już na nich ciepły obiad. Huncwoci rozmawiali zawzięcie o minionej lekcji, na której mówili o animagach, czarodziejach, potrafiących zamieniać się w zwierzęta. Byli w doskonałych humorach.
     Już ujrzeli otwarte szeroko drzwi do Wielkiej Sali, kiedy w korytarzu minął ich Severus Snape. Przechodząc obok zamruczał coś pod nosem, patrząc prosto w stronę Rogacza.
 - Powtórz, bo nie usłyszałem – powiedział James wyzywającym tonem, odwracając się w kierunku Ślizgona. Remus, Peter i Syriusz również się zatrzymali. Łapa zrobił krok do przodu, natomiast Lunatyk miał minę, jakby wolał stąd natychmiast wyparować.
 - Gdybyś słuchał czegoś oprócz samego siebie, może byś usłyszał – wycedził Snape przez zaciśnięte zęby. Rogacz podszedł w jego stronę.
 - Masz jakiś problem, Smarkerusie? Czy po prostu znowu chcesz oberwać?
     Odpowiedział mu chichot zgromadzonych na korytarzu gapiów.
 - Zejdź mi z drogi, Potter.
 - Jesteś żałosny, Snape – szepnął cicho James, tak, żeby tylko Ślizgon go usłyszał. – I sam szukasz guza.  A za nazwanie Lily… szlamą… powinieneś nie wychodzić ze Skrzydła Szpitalnego do końca roku. – Odwrócił się i ruszył w stronę przyjaciół. – Więc nie otwieraj w moją stronę tej swojej parszywej gęby, Smarkerusie – dodał już głośniej, na co zgromadzeni zabili brawo.
     Gdy tylko Rogacz się odwrócił, jakiś gorący snop iskier musnął mu policzek, boleśnie go rozcinając. Z rany buchnęła krew, plamiąc szatę Gryfona i trzymane w rękach książki. Nim James zdołał zareagować, Syriusz wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę Ślizgona.
 - Co tu się dzieje? – usłyszeli delikatny głos Lily. – Jestem prefektem, przepuśćcie mnie.
     Stanęła pośrodku zbiorowiska, a jej zielone oczy ciskały iskry. Zobaczyła Severusa, z wciąż wyciągniętą różdżką, a po drugiej stronie Łapę w tej samej pozycji i krwawiącego Rogacza.
 - Opuście różdżki – zarządziła stanowczo.
 - Nie będę słuchał rozkazów jakiejś brudnej szlamy.
     James wyciągnął różdżkę nim ktokolwiek zdążył zareagować. Siła zaklęcia poderwała Snape’a do góry, który chwilę później z całą mocą uderzył o ścianę. Orzechowe oczy Rogacza płonęły gniewem. Przyjaciele złapali go za szaty, próbując odciągnąć od Ślizgona.
 - Zapłacisz za to – warknął w jego stronę Rogacz.
 - Dość – powiedziała stanowczo Lily usiłując zachować spokój. – Koniec zbiegowiska, rozejść się! – krzyknęła do tłumu. – A ty – zwróciła się do Jamesa – idź do skrzydła szpitalnego. To rozcięcie źle wygląda.
     Nie spojrzawszy na Snape’a odeszła w stronę Wielkiej Sali. Ten wstał dysząc ciężko i rzucając wyzywające spojrzenie Rogaczowi, ruszył do lochów.
 - Chodź – powiedział Remus. – To naprawdę nie najlepiej wygląda.

 - Aż w końcu – zaczął znów starzec – czas Huncwotów dobiegł końca.
 - Wszystko ma swój koniec – odparł James. – Ale później był Zakon Feniksa, ślub z Lily, aż w końcu… - głos mu zadrżał mimowolnie - …Harry, mój mały Harry…

      Lily Potter spała na łóżku. Miała czerwone wypieki na twarzy, widać było, że jest całkowicie wyczerpana. Mimo to, na jej ustach gościł ciepły uśmiech, a klatka piersiowa rytmicznie i spokojnie falowała w rytm regularnych oddechów. Obok siedział James. Trzymał w rękach owinięte w ręczniki i pieluszki maleństwo. Nie mógł oderwać wzroku od tej bezbronnej istotki, swojego synka, który spał spokojnie w jego ramionach.
     Łapa podszedł bliżej i położył rękę na ramieniu przyjaciela.
     Ten odwrócił się, a w orzechowych oczach ukrytych pod okrągłymi okularami kryło się najprawdziwsze w świecie szczęście.
 - Jam to, nie chwaląc się, uczynił - powiedział Rogacz, wskazując na niemowlę, które trzymał w rękach. Syriusz zaśmiał się cicho, również bardzo szczęśliwy.
 - Witaj na świecie, Harry Jamesie Potterze - rzekł.
     James delektował się smakiem tych słów. Harry James Potter. Jego syn, jego potomek, jego duma i szczęście. Będzie najlepszym ojcem, przyrzekł sobie Rogacz. Da mu dom, da mu miłość, nigdy mu niczego nie zabraknie. Wychowa go na dobrego czarodzieja i jeszcze lepszego człowieka. Będzie dla niego autorytetem, wzorem, najlepszym przyjacielem i nigdy, nigdy go nie zostawi.
     To było jedno z najlepszych uczuć, jakich doświadczył w swoim życiu: trzymał w rękach swojego syna. Harry od czasu do czasu spoglądał na niego jak zaczarowany. Wydawało się, jakby sprawdzał, czy jego tata jest blisko. Wtedy mógł spokojnie zamknąć oczy i zasnąć.

     Starzec wytarł ukradkiem łzę spod oka. James pomyślał, że to dziwne: anioły nie powinny przecież płakać. On również czuł w sercu dziwny uścisk, jakby ktoś ścisnął je mocno i nie zamierzał puścić.
 - Teraz ja mam pytanie – zaczął. – Gdzie jestem?
 - Naprawdę się nie domyślasz, James? – odparł rozmówca, a po raz pierwszy w jego głosie dało się wyczuć prawdziwy smutek i zmęczenie. – Jestem pewny, że wiesz, gdzie jesteś.
     Rogacz kiwnął powoli głową, jakby właśnie przyszło zrozumienie.
 - Po drugiej stronie.
 - Po lepszej stronie – usłyszał sprostowanie. – Bez bólu i cierpienia, w krainie wiecznego spokoju. Chociaż wiem, że ty wolałbyś wrócić. Niestety, nie mam takiej siły, a uważam, że nikt nie zasługuje bardziej na to, żeby żyć, niż ty i twoja żona.
     Kiwnął głową w odpowiedzi.
 - Po co ta cała rozmowa? – zapytał.
 - To twoja historia, James. Twoje dawne życie. Nic nie ginie, tylko przemija. Wszystko to jest w tobie.
 - Ale przecież mnie już nie ma. Jestem… martwy…
 - Będziesz istniał, póki choć jeden z żyjących tam, na dole, będzie o tobie pamiętał.
     Nie zauważył nawet, jak stróżki łez spływają z jego dobrych oczu po policzkach. Otarł je szybko, mając nadzieję, że starzec tego nie zauważył. Sam nie wiedział, dlaczego tak mu na tym zależało.
 - Dlaczego tu jestem? – zapytał lekko drżącym głosem.
 - Pomyślałem, że będziesz chciał poczekać na Lily. Ona zaraz tu będzie.
     Kiedy tylko powiedział to zdanie, znikąd nagle pojawiła się postać rudej kobiety. Na początku rozejrzała się dookoła, a gdy zauważyła swojego męża ruszyła w jego stronę, rzucając się mu na szyję. Płakała. Rogacz też nie potrafił dłużej ukrywać łez, w końcu – jaki to miało sens?
 - On… został tam… Harry… przeżył… - wyłkała.
 - Tak, Harry Potter przeżył – powiedział starzec. Oderwali się od siebie, wpatrując w mężczyznę. – Będzie żył, a wy, poświęcając swoje życie w imię miłości, daliście mu dużo więcej, niż nazwisko.
 - Czy my będziemy mogli… - zaczął nieśmiało James.
 - Żyjecie w nim. I cały czas będziecie przy nim. Nieważne, po której stronie się znajdujecie. Prawdziwa miłość jest wieczna, a skarb jest tam, gdzie jest i serce.
 - I Syriusz… I Remus… I Peter… I… - rzekł Rogacz.
 - Oni wszyscy, James. Zaufaj mi, wszyscy za jakiś czas się tutaj spotkacie. A póki co, będziecie z nimi z tej strony. To przecież nie jest koniec, to tylko przejście z jednego etapu do drugiego. – Urwał na chwilę. – Kilka dni temu, James, powiedziałeś swojemu przyjacielowi, że aby stać się nieśmiertelnym, wystarczy nie umierać. Nic bardziej mylnego. To jest właśnie główny warunek uzyskania nieśmiertelności –  Śmierć. Ironia istnienia, prawda?
     Zapadło krótkie milczenie. Rogacz właśnie zrozumiał tą wielką tajemnicę.
 - Chyba pora, żebyście oswoili się z wiecznością – powiedział w końcu starzec.
     Uśmiechnęli się do siebie, a po chwili oboje zniknęli, zostawiając mężczyznę samego w tym samym białym pomieszczeniu. Ten westchnął głęboko, ściągnął okulary i wytarł skrajem szaty mokre od łez oczy. Spojrzał przed siebie zamyślony, myśląc o krótkim, zdecydowanie zbyt krótkim życiu Jamesa Pottera i Lily Evans.
 - Za życia nie dane im było długo być razem – powiedział. – Śmierć połączyła ich na zawsze.

_________________________
Dla wszystkich, bez wyjątku, z okazji dzisiejszego Dnia Dziecka, oraz dla kibiców, z którymi dziś spotkam się w Katowickim Spodku!

15 komentarzy:

  1. Płaczę po przeczytaniu rozdziału, bo jest tak smutny i tak piękny, że nie wytrzymuję. Piosenka Myslovitz - idealna. Kocham Cię.
    Ah, i dziękuję za taki prezent na Dzień dziecka <3
    czarnoczarna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryczę. To jest pięknę. I ta piosenka...
    Nic więcej nie dodam, bobym tylko niepotrzbnie gadała...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu piękne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Brak mi słów.. jestem cała mokra od łez... piękne ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne... zaraz, zaraz czemu mam mokre policzki ???

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedawno znalazłam w sieci Twój blog. Zachwyciłam się opowieścią już po przeczytaniu pierwszych rozdziałów. W kilka dni przeczytałam wszystkie, ale komentarz postanowiłam napisać tu, pod akurat tą notką, bo jest piękna, ale tak smutna... I, choć niejednokrotnie łzy płynęły po policzkach, chciałabym Ci podziękować za tak piękną opowieść. Uwielbiam to, co tu napisałaś i wyczekuję już szóstego grudnia.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany, nie będę się powtarzać, ale ta notka była tak samo cudowna jak poprzednia.
    zula04

    OdpowiedzUsuń
  8. I znów płaczę jak bóbr, a naprawdę nie chciałam :(
    Ale cieszę się tak czy inaczej, że napisałaś taki wspaniały rozdział. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. RYCZĘ!!! Często płaczę przy czytaniu ale ten pomysł z retrospekcją życia Jamesa była genialna.
    Kocham i liczę na więcej takich notek

    OdpowiedzUsuń
  10. "zajebiste" - to zbyt małe określenie tych pięknie dobranych słów u góry. Naprawdę masz talent, dziękuję za tak piękne opowiadanie i za tak wspaniały blog!

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne. NIc więcej nie napisze przez strumienie łez

    OdpowiedzUsuń
  12. Ocean łez...

    OdpowiedzUsuń
  13. Płaczę i nie mogę przestać. Nie można tego opisać. To bardzo smutne ale też trochę radosne zakończenie. To bylo piękne podsumowanie życis lily i jamesa. Wszyscy wiedzielismy ze kiedys to się stanie, czytajac harrego pottera wiedzielismy ze lily i james zginęli. Ale czytając twoje opowiadanie oni ożyli, a ich śmierć dotknęła mnie jeszcze bardziej niz kiedykolwiek.

    M.B.

    OdpowiedzUsuń
  14. rzadko się wzruszam na blogach, tobie pierwszej się udało. :) Dziękuje Ci za napisanie tej historii. Zrobiłaś to rewelacyjnie. Niedługo skończę bloga i nie będę żałować, że koniec. Z tego powodu jaki ty podałaś. Pozdrawiam! :') ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Znowu płaczę! Te Twój blog jest niesamowity!

    OdpowiedzUsuń