31 maja 2012

78. Strażnik Tajemnicy


(1 maja 2012)


"Jak to jest wiarygodnie przyjaciela udawać
A potem za plecami cicho z nożem stawać?".

~*~

     Lily Potter patrzyła swoimi zielonymi oczami na swojego zdecydowanego męża, który z odwagą i pewnością wbił spojrzenie w postać Syriusza.
     Rewelacje, które przed chwilą usłyszała zburzyły jej cały starannie pielęgnowany świat, były też swoistym odzwierciedleniem jej obaw. Czyż to nie ona jakiś czas temu zwierzała się w tym samym salonie Łapie, że przeczuwa nadchodzącą katastrofę? I oto nadeszła. W najgorszej ze wszystkich możliwych postaci. Lord Voldemort chce zabić jej synka, dziecko, które kocha każdą komórką swojego ciała i każdym włókienkiem duszy, które nosiła pod sercem dziewięć miesięcy. To przecież nie może być prawda! Żeby zabić tak niewinną istotę, nie można być przecież człowiekiem.
     A jednak. To wszystko, co powiedział Dumbledore, chociaż brzmi kompletnie nie logicznie i trudno w to uwierzyć - jest rzeczywistością. Wiedziała, że musi być silna, że to nie pora na człowiecze słabości. Trzeba ochronić Harry'ego.
 - Łapo - rzekł James. Chociaż chciał powiedzieć to zdecydowanie, w pewnym momencie głos mimowolnie mu zadrżał. - Łapo, kto, jak nie ty?
     Lily wiele razy miała pretensje do postawy i sposobu życia Syriusza Blacka. Był najlepszym przyjacielem jej męża, znała go bardzo dobrze i nie zawsze podobał się jej styl bycia Łapy. Ale jednego była stuprocentowo pewna - nigdy, nigdy nie zdradziłby swoich przyjaciół. Ufała Syriuszowi równie mocno, jak Rogacz.
     Jeśli nie on, to kto mógłby być lepszym kandydatem na Strażnika Tajemnicy? Nie przychodziła jej na myśl żadna inna osoba. Nawet wielki Dumbledore.
     Łapa wyprostował się na kanapie.
 - Jeśli chcecie, oczywiście zgadzam się zostać obrońcą waszego sekretu - powiedział. - Wolałbym umrzeć, niż zdradzić swoich przyjaciół. Ale nim podejmiecie decyzję, proszę, wysłuchajcie mnie jeszcze.
     Syriusz Black wiele razy drwił już Losu, a Życiu niejednokrotnie śmiał się prosto w twarz. Sprawiał wrażenie człowieka wolnego, z typu tych, którzy sami wydeptują sobie ścieżki. Już w Hogwarcie zrozumiał, że miłość nie jest dla niego, dlatego całym sobą poświęcił się Przyjaźni, która stała się najważniejszą wartością w jego życiu. Jeśli kiedykolwiek czegoś się bał, to tylko tego, że mógłby stracić któregoś z nich: Jamesa, Remusa, Petera i Lily. Śmierć Lavender i zdrada Remusa były ciosami w samo serce, ale to właśnie dzięki Przyjaciołom, którzy nie opuścili go w tych trudnych chwilach, zdołał raz jeszcze podnieść się z błota i walczyć o Dobro.
     A dziś Los stawiał przed nim kolejne zagrożenie, być może najgorsze. Patrzył na Jamesa, którego przecież tak kocha i nie mógł zrozumieć, jak ktokolwiek może chcieć odebrać życie temu wspaniałemu człowiekowi. Spojrzał na Lily. Była uosobieniem dobra i delikatności, jak kwiat na łące. Pomyślał o Harry'm. Miał dopiero roczek, a Świat już chciał odebrać mu następne lata życia?
     Musi ich ochronić. Oni wszyscy muszą dalej być tutaj - nie znał nikogo, kto bardziej zasługuje na życie. Wiedział, że potrzeba czegoś więcej, niż magia. Odrobiny sprytu, przebiegłości, czegoś, by przechytrzyć Voldemorta.
 - Dumbledore zaznaczył, że o Strażniku Tajemnicy powinno wiedzieć jak najmniej osób - zaczął Łapa. - To całkowicie zrozumiałe. W świecie czarodziejów plotki szybko się roznoszą, więc o Zaklęciu Fideliusa prawdopodobnie będą wiedzieć wszyscy. Jak myślicie, kogo będą podejrzewać o ochronę waszego sekretu?
     Rogacz nie wahał się ani chwilę z odpowiedzią.
 - Ciebie - stwierdził, zaczynając rozumieć przyjaciela.
 - Właśnie - mówił dalej Syriusz. - Mnie.
     Na chwilę zapadła cisza, którą rozrywał tylko stukot kropel deszczu uderzających o parapet. Kiedyś ta oryginalna muzyka mogła wydawać się piękna, ale tej nocy była tylko żalem i łzami nieba, najsmutniejszą i najstraszniejszą piosenką świata.
 - Co proponujesz, Łapo? - zapytała więc Lily.
 - Niech Strażnikiem Tajemnicy zostanie Peter - usłyszeli. - Tylko my będziemy o tym wiedzieli. Nikt nie będzie podejrzewać małego, tchórzliwego Glizdogona o podobne rzeczy. Ukryjemy go w jakimś bezpiecznym miejscu, a tymczasem Voldemort skieruje swą uwagę na mnie. Wszyscy będą myśleć, że to ja jestem Strażnikiem Tajemnicy. Jestem pewien, że nikt nie uwierzyłby, że to Peter.
     Pomysł Syriusza wydawał się doskonały zarówno dla Jamesa, jak i dla Lily. Oboje zgadzali się, że kiedy wyjdzie na jaw ochrona Zaklęciem Fideliusa, pierwszym podejrzanym o bycie Strażnikiem Tajemnicy jest właśnie Łapa. I chociaż oboje byli pewni, że nawet w obliczu śmierci Syriusz nie wyjawiłby ich sekretu, czuli by się pewniej wiedząc, że czar ukryty jest w duszy innego, niepozornego czarodzieja.
     Jedyną wątpliwością jest myśl, czy kimś takim jest Glizdogon.
 - Myślisz, że możemy zaufać Peterowi? - zapytała Ruda swojego męża, akceptując propozycję złożoną przez Łapę. Rogacz wypiął pierś do przodu.
 - Glizdogon jest jednym z Huncwotów, Lily - odpowiedział. - Jest naszym przyjacielem i ufam mu równie mocno, jak Syriuszowi. Wiem, że nas nie zdradzi.
     Kiwnęła tylko głową, wierząc w każde słowo Jamesa.
 - Jak go znajdziemy? - zwrócił się Rogacz do Łapy.
 - Zostaw to mnie - odparł Black, wstając. - Nie ruszajcie się stąd i nie odkładajcie różdżek. Sprowadzę go najszybciej, jak będzie to możliwe.
     Nim zdążyli cokolwiek odpowiedzieć, Łapa już zniknął z salonu domu Potterów. James westchnął, usiadł obok Lily, objął ją i czule pocałował w usta.
     Wyczuł, że Rudą, podobnie jak jego, ogarniał zwykły, człowieczy strach. Wiedział, o czym myśli jego żona, którą przecież tak bardzo kochał, z którą zdecydował się założyć rodzinę i mieć dziecko. Los zapragnął brutalnie ich wypróbować. Ale przecież nie mogą się poddać, nie teraz, kiedy tak wiele już osiągnęli.
     Oboje muszą być silni. Dla siebie nawzajem. Dla Harry'ego.
 - Boisz się? - zapytała Ruda swojego męża, chociaż doskonale znała odpowiedź.
 - Bardzo - odparł. - Ale powiedziałem ci kiedyś, Lily, że za szczęście które nas spotkało, gotowy jestem oddać życie. Dalej tak jest. I gdybym dostał jeszcze jedną szansę, nie zrezygnowałbym z niczego. Kocham cię. Kocham was.
     Wtuliła się w jego tors, a z oczu popłynęły jej łzy.
 - Tak wiele już przeszliśmy, Lily - ciągnął dalej James. - Jakoś to wszystko się poukłada. Nigdy was nie opuszczę. Już zawsze będziemy razem.
     Słowa, chociaż tak piękne, zginęły gdzieś w tej mistycznej ciszy panującej w salonie Doliny Godryka. Przyszłość już dawno nie wydawała się tak niepewna, tak mglista. W tamtej chwili oboje zrozumieli, że szczęście jest kruche jak stare ciastko. W tamtym świecie, w ich świecie, ciężko było zbudować życie na tych fundamentach, które w każdej chwili mogły rozsypać się w pył. Ale mieli coś, co dodawało im odwagi i siły, coś, czego nie oddaliby za żadne skarby świata.
     Miłość. A kochające serce to przecież najsilniejszy mięsień człowieka!
     Nie wiedzieli, co przyniesie im kolejne jutro, ale nie zamierzali się cofnąć. Nie skreślali jeszcze wszystkiego, przecież wciąż mogli oddychać, ruszać się, patrzeć i czuć. Wciąż tutaj byli, a dopóki żyli, obiecali sobie, że będą walczyć o Dobro.
 - James? - szepnęła cicho Ruda, nie mogąc uwolnić się od ciemnych myśli. Potter spojrzał na nią czule. - Boisz się śmierci?
   Uśmiechnął się blado.
 - Nie - odpowiedział. - Boję się tylko, że zostawię was samych.
 - Obiecałeś, że już zawsze będziemy razem.
     Wziął jej dłoń i położył na jej sercu.
 - Czujesz? - rzekł. - Wciąż bije. I dopóki pracuje, to nieważne, co się stanie, kochanie, ja zawsze tutaj będę. Przecież życie jest krótkie, a śmierć to tylko przystanek. A potem czeka na nas już tylko wieczność. Musi być tam naprawdę wspaniale.
 - Dlaczego?
 - Bo jeszcze nikt nie próbował stamtąd wrócić.
     James Potter wcale nie bał się śmierci. Zbyt często już się z nią spotykał w codzienności, zdawał sobie sprawę, czy prędzej czy później, zapuka i do jego drzwi. Ale w tamtej chwili poczuł, że jeszcze nigdy z taką intensywnością nie pragnął żyć, jak teraz, kiedy miał syna, na którego przecież czekała cała przyszłość.
     Nie, nie podda się. Z odwagą spojrzy Śmierci w twarz.
     Ruda chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nim zdążyła otworzyć usta, usłyszeli z korytarza trzask, a zaraz później ciepły głos Syriusza, który wszedł do salonu w towarzystwie Glizdogona.
     Peter Pettigrew niewiele się zmienił od lat szkolnych: niski, lekko otyły, z mysimi włosami na głowie i charakterystycznym wyrazem twarzy. Jednak jego oczy wyrażały coś więcej, niż zwykle. Glizdogon już od czasów Hogwartu podziwiał Rogacza i Łapę, zawsze patrząc na nich z zazdrością i zachwytem. Tego dnia wydawało się, że wcale nie czuł się gorszy. Huncwotom nawet przeszło przez myśl, że wyglądał lepiej niż zazwyczaj, a tłumaczyli to sobie spokojem, który Peter uzyskał po śmierci matki.
 - Po drodze opowiedziałem Glizdogonowi mniej więcej co się stało - wyjaśnił dalej przejęty Syriusz, starając się opanować emocje. - Zgodził się zostać Strażnikiem.
 - Naprawdę? Zrobisz to dla nas, Peter?
 - Oczywiście, James - odpowiedział Pettigrew. - Sami-Wiecie-Kto nie może znać miejsca waszej kryjówki. Każdy pomyśli, że Strażnikiem Tajemnicy jest Łapa, więc ja będę mógł spokojnie przebywać w mojej kryjówce na przedmieściach Londynu.
 - Znalazł faktycznie dobrze ukrytą norę - wtrącił Syriusz. - Wątpię, żeby ktokolwiek go tam znalazł, szczególnie, kiedy jest pod postacią szczura.
     Rogacz uśmiechnął się ze spokojem.
 - W takim razie miejmy to już za sobą - rzekł James, wstając. Zaraz po nim zrobił to Glizdogon i Lily.
 - Poczekam na zewnątrz - powiedział Syriusz. - Zobaczę, czy zaklęcie działa, a potem Peter oficjalnie wyjawi mi strzeżony przez niego sekret.
     Kiwnęli potwierdzająco głowami. Kiedy za Łapą zamknęły się frontowe drzwi, Ruda wyciągnęła z kieszeni spodni swoją wierzbową różdżkę.


     Syriusz Black stanął w pewnej odległości od domu przyjaciół, nie spuszczając z niego oczu. Widział świecące się światła w salonie i wyraźne sylwetki trzech dorosłych postaci. Nie przeszkadzał mu deszcz moczący jego czarodziejską szatę, ani zimno, jakie czuł na ciele. Jedyne, czego pragnął w tamtej chwili, to to, żeby Lily i James byli bezpieczni.
     Pomysł z uczynieniem Petera Strażnikiem Tajemnicy wydawał mu się doskonały. Był pewny, że nikt nigdy nie będzie podejrzewał Glizdogona o tak wielkie rzeczy, tego, który wiecznie pozostawał w cieniu Huncwotów. Ufał mu, podobnie jak ufał Lunatykowi, ale wiedział, że Remus Lupin nie mógł pomóc Potterom. Swoją drogą, bardzo chciałby zobaczyć minę przyjaciela, gdyby powiedział mu, w jaki sposób postanowili przechytrzyć Voldemorta. Lunatyk na pewno byłby dumny.
     Patrzył cały czas na prostą sylwetkę domu. Już coś powinno się przecież wydarzyć, pomyślał Łapa z niecierpliwością.
     Kiedy mrugnął powiekami kolejny raz, zobaczył przed sobą całkowitą pustkę. Ten widok pozwolił mu głęboko odetchnąć. Udało się. Lily, James i Harry są więc bezpieczni, dobrze ukryci przed Czarnym Panem, który pewnie niebawem dowie się o Zaklęciu Fideliusa i zapragnie poznać sekret Strażnika Tajemnicy. A on, Syriusz Black, nawet, gdyby dostał się w jego ręce, nie zdradzi położenia Potterów, bo to nie jemu została powierzona ta wielka tajemnica.
     Uśmiechnął się na samą myśl o złości Voldemorta. Nagle poczuł, że jest lekki jak piórko, bo przecież teraz mieli ten wielki komfort - byli o krok przed Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Byli bezpieczni.
     Chwilę później, nie wiadomo jak i gdzie, z nicości wyłonił się Peter. Na jego twarzy widoczne było uczucie pewności siebie.
 - Udało się - rzekł Łapa. - Dom zniknął. Nikt ich nie znajdzie.
 - Ukryję się dobrze przed światem - powiedział Glizdogon - żeby w razie czego nikt nie odszukał i mnie. W razie czego ty będziesz wiedział, jak mnie znaleźć.
     Syriusz kiwnął energicznie głową.
 - Jesteś prawdziwym przyjacielem, Glizdogonie.
 - Łapo - rzekł oficjalnie Peter. - Jako Strażnik Tajemnicy informuję cię, że Lily i James są ukryci w swoim domu w Dolinie Godryka.
     Kiedy tylko usłyszał te słowa, dom znów zmaterializował się w oddali. Zobaczył zapalone światła w salonie, chociaż dostrzegł tam tylko jedną postać.
 - Uważaj na siebie, Syriuszu.
 - Ty również. Do zobaczenia, przyjacielu.
     Uściskali się na pożegnanie, po czym Łapa ruszył w kierunku drzwi wejściowych, natomiast Peter Pettigrew odszedł kawałek dalej, a chwilę później zniknął z cichej uliczki. Nikt nie mógł wiedzieć, że nie wcale nie udał się do swojej kryjówki.
     Łapa w salonie zastał już tylko Jamesa.
 - Wygląda na to, że wszyscy jesteśmy bezpieczni - rzekł Syriusz, na co Rogacz pokręcił przecząco głową.
 - Nie, Łapo. My jesteśmy bezpieczni. A teraz Glizdogon... Nie mówiąc już o tobie... Kiedy pomyślę, że on może próbować cię znaleźć, i że...
 - Rogacz - przerwał mu Syriusz. - To nie jest ważne. Myśl teraz o Harry'm. I o Lily. To oni najbardziej cię potrzebują. A jeśli ja, albo Peter, albo nawet Remus... Jeśli któryś z nas będzie musiał umrzeć za tą Przyjaźń, z pewnością nie uzna tego, jako porażkę. To będzie tylko dowód siły tego, co nas łączy. Przecież ty zrobiłbyś to samo dla nas.
 - Co teraz będzie, Łapo?
 - Nic. - Syriusz wzruszył ramionami. - Oprócz tego, że zniknę na jakiś czas. Pokręcę się trochę po okolicy w mojej drugiej postaci, w której na pewno nikt mnie nie odnajdzie. Przez ten pierwszy okres będę sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Potem prawdopodobnie wyruszę gdzieś dalej, zostawiając fałszywy trop.
     James patrzył na przyjaciela, czując w oczach łzy.
 - Będziesz na siebie uważał?
 - Oczywiście - odparł Syriusz. - Mam dla kogo się starać.
 - Wiem, że wszystko się uda - rzekł jeszcze Rogacz - ale gdyby coś miało się stać... Zaopiekujesz się Harry'm, prawda? Jesteś jego chrzestnym ojcem.
     Łapa uśmiechnął się ciepło.
 - Możesz na mnie liczyć.
     Ruszyli korytarzem do drzwi frontowych. Syriusz Black odwrócił się przed naciśnięciem klamki i raz jeszcze spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela.
 - Chciałbym, żebyśmy żyli wiecznie - powiedział. - To byłoby naprawdę coś. Nie wiesz może, jak stać się nieśmiertelnym, Rogacz?
     James odpowiedział mu uśmiechem. Łapa nie wiedział, że ten smutny uśmiech miał zapamiętać do końca życia, bo widział go na twarzy przyjaciela już ostatni raz.
 - To proste - odparł James. - Wystarczy nie umierać.




_________________________
Dla Ciebie, jeśli jesteś ze mną aż do tego momentu.

14 komentarzy:

  1. Piękne... Tylko smutno mi że James i Lily nie dowiedzą się że Remus nie był zdrajcą...

    OdpowiedzUsuń
  2. Taak.. rzeczywiście, szkoda... Mogłabyś dodać coś z tą przepowiednią którą oboje usłyszeli w Hogwarcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tu ryczę... zajebiste :)

    OdpowiedzUsuń
  4. CZytam i płacze i tak w kółko już od paru rozdziałów. P*****ony Voldemort i Peter

    OdpowiedzUsuń
  5. I James już nigdy nie ujrzy Remusa, tak jak i on Rogacza... Jeszcze więcej łez...

    OdpowiedzUsuń
  6. Durny Peter jakbym go dostała w swoje ręce to by miał nieźle prze****ne

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabic Petera.... wypatrodzyc... albo lepiej... najpierw wypatroszyc... potem zabic...

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, komentarz nade mną jest baaaaaardzo mądry i pouczający. Ale dodać jeszcze z 5 crucio! Oooooo, wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie, nie, nie, zabicie Petera byłoby dla niego aktem łaski. Wypatroszyć tak, Crucio tak, ale potem nie zabić tylko wsadzić do Azkabanu. Na dwanaście lat, żeby przeżył to samo co Syriusz musiał przez niego. A potem pocałunek dementora. Co prawda Glizdogon w Azkabanie pewnie nie wytrzymałby nawet godziny, ale w końcu dementorzy wysysają duszę, nie zabijają, więc mogą ucałować martwego zdrajcę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam i placze. Dlaczego to wszystko musi byc takie straszne?

    OdpowiedzUsuń
  11. ,,To proste. Wystarczy nie umierać." Piękny cytat. Jednocześnie pasuje do Huncwotów i odzwierciedla to całą absurdalność życia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nienawidzę Petera! Nienawidzę Dumbledore'a! To on powiedział, że Remus jest zdrajcą! Dubledore może i jest mądry, ale nigdy nie stawił się na miejscu Remusa. Nienawidzę Petera!

    OdpowiedzUsuń
  13. A czemy straznikiem tajemnicy nie mogl zostac np. James? :( Wiadomo, ze on by sie nie wydal.... :( Dumbledore byl straznikiem zakonu w 5 tomie, wiec czemu Potterowie musieli wziac kogos z przyjaciol? :( Mogli by przezyc....

    OdpowiedzUsuń