31 maja 2012

75. Ostatnie spotkanie


(2 kwietnia 2012)


     Remus Lupin przyglądał się dokładnie pannie Storm.
     Czas zdecydowanie wpłynął na jej wygląd, ale mimo to w dalszym ciągu była piękną kobietą o bladoniebieskich oczach i długich, czarnych włosach. Jej twarz wydawała się bledsza niż Lunatyk zapamiętał z lat szkolnych, pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Można by pomyśleć, że jest martwa, gdyby nie oczy, cały czas tętniące życiem, chociaż straciły swój radosny blask, którym zachwycił się Remus w Hogwarcie.
     Ona też się mu przyglądała, z nieukrywanym smutkiem. Dostrzegła w nim człowieka przegranego, pogodzonego ze swoim marnym losem. Lunatyk pomyślał, że on wielu tygodni nikt mu się tak bacznie nie przyglądał i przez chwilę ogarnął go nawet wstyd, który ustąpił w oka mgnieniu. W końcu nie miało to już żadnego znaczenia.
 - Usiądź, proszę - powiedział ochrypłym głosem, wskazując jej wytarty fotel przy stoliku, z którego usunął wcześniej porozkładane książki.
     Kiwnęła głową, siadając powoli na fotelu. Uśmiechnęła się blado.
 - Dużo się zmieniło, prawda? - rzekła po chwili milczenia.
 - Dużo? - powtórzył Lunatyk z niedowierzaniem. Pomimo całego szoku, w jakim się znajdował, poczuł, jak ogarnia go fala złości. - Zmieniło się wszystko, Alisso. Ty uciekłaś. Wybrałaś prostsze wyjście. I zadecydowałaś sama, nie przejmując się zdaniem innych. Zostawiłaś to wszystko. Zostawiłaś tych, którzy cię kochali.
     Spuściła wzrok na podłogę. Zabolały ją te słowa.
 - Masz prawo mieć do mnie żal, Remusie - odparła. - Wiem, że zrobiłam źle. I uwierz, że ponoszę tego konsekwencje, i to straszne konsekwencje. Ale zanim wyjaśnię ci to wszystko, chciałabym, żebyś opowiedział mi o tym, co się dzieje.
     Spojrzała na Lunatyka, a kiedy dostrzegła zaszklone łzy w jego dobrych oczach, natychmiast przeniosła wzrok na ściany pomieszczenia.
 - Książki - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Zawsze lubiłeś ich towarzystwo, prawda? Tak zostało do dziś.
 - Oddałbym je wszystkie za odrobinę szczęścia, Alisso - odparł. - Ale obecnie tylko one mi pozostały. Nic więcej nie mam, wszystko zostało mi odebrane.
     I opowiedział jej. O Zakonie Feniksa, mordach Śmierciożerców na mugolach, mugolakach i czarodziejach, o bohaterskiej śmierci Lavender i załamaniu Syriusza, o radosnym ślubie Potterów, jego domniemanej zdradzie Zakonu, ogarniającej go każdego dnia samotności. Powiedział o Voldemorcie, planach Ministerstwa Magii, narodzinach małego Harry'ego, szczęściu Lily i Jamesa, i o żalu, który on, Lunatyk, cały czas nosi w swoim sercu. Nawet nie zauważył, w którym momencie zabrakło mu łez.
 - Więc jestem i żyję tu - kończył swoją wypowiedź Remus. - I codziennie zastanawiam się, czy będę miał siłę otworzyć oczy kolejnego dnia. Myślę, w którym momencie zabraknie mi sił. Ten świat jest zły, Alisso, przekonałem się o tym niejednokrotnie. Jemu wcale nie zależy i nigdy nie sprzyja człowiekowi. A wiesz dlaczego? Bo nie jest od nikogo zależny. Zobacz: czy ten świat się zmieni, kiedy umrę ja, albo ty, albo ktokolwiek inny? Nie. A co by się stało z nami, gdyby ten świat przestał istnieć? To proste, my też byśmy zginęli. To jest ta ukryta tajemnica, wiesz? Nasza z góry stracona pozycja.
     Policzki panny Storm były mokre od świeżych łez.
 - Nie możesz się poddać, Remusie - powiedziała. - Wiesz, że nie możesz. To wszystko, o czym mówisz, to prawda, ale nie neguj pojęcia Dobra. A Dobro jest jak drzewo. Każdego roku kwitnie i wydaje swoje owoce.
 - Owoce z każdego drzewa można zerwać w dowolnej chwili.
 - Tak, to prawda, ale jeśli zasadzisz jabłoń, to co roku będziesz z gałęzi zrywał jabłka, prawda? Nie gruszki, ani nie brzoskwinie. Jabłka.
 - Jabłko nie pokona Voldemorta i nagromadzonego przez niego zła.
 - Pokona, jeśli w nie uwierzysz.
     Lunatyk zastanowił się nad sensem jej słów. Jeśli Dobro tego świata wydało jakiś owoc, jakieś jabłko, gdzie ono teraz jest? Kim ono jest? Czy ma wystarczającą siłę, by zmierzyć się z Lordem Voldemortem, najstraszniejszym i najpotężniejszym czarodziejem na świecie? Wątpił w to, bo Remus Lupin nie miał już w co wierzyć. Zawiodła go miłość, zgubił nadzieję i wiarę, a w sercu nosił szczątki potłuczonej Przyjaźni.
     Ten świat nie może być dobry, stwierdził w myślach Lunatyk.
 - Dlaczego wróciłaś? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
     Wzięła głęboki oddech.
 - Zawsze cię kochałam, Remusie. Byłeś najbliższą mi osobą, chociaż wiem, że nigdy nie potrafiłam ci tego okazać. Ale kiedy cię straciłam, straciłam na zawsze, zrozumiałam, ile dla mnie znaczysz i jak bardzo zależy mi na twoim szczęściu. Mówią, że żeby móc uciec, trzeba mieć dokąd wrócić. I ja wróciłam do ciebie, chociaż bałam się, że już nigdy cię nie znajdę i nie zobaczę, że przyjdzie mi odejść z wyrzutami sumienia.
     Ręką przetarła oczy i zaczęła targać w rękach brzeg swojej bluzki.
 - Wyjechałam, bo się bałam. Pochodzę z rodziny mugoli, bałam się, że to od razu stawia mnie na straconej pozycji. Nigdy nie byłam tak odważna jak Lily, która nie dość, że nie stchórzyła, to jeszcze wstąpiła do Zakonu, mało tego, zdecydowała się na dziecko, któremu pragnie stworzyć prawdziwy dom. Wzięłam więc rodziców i pojechaliśmy. W żadnym miejscu nie zabawiliśmy dłużej, niż trzy tygodnie. To było tak bardzo męczące, Remusie, wieczne uciekanie i zacieranie śladów po swojej obecności. Spędziliśmy na takiej tułaczce tyle lat. Każdego dnia sprawdzałam, czy zaklęcia ochronne działają należycie, czy rutyna mnie nie zgubi, czy jesteśmy bezpieczni. I kiedy już myślałam, że to plan doskonały, a wyrzuty sumienia są tylko złem koniecznym, kiedy zaakceptowałam fakt, że będziemy kryć się i uciekać przez całe życie, oni nas dopadli.
     Lunatyk poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach. Wiedział, że nie kocha już Alissy, czuł do niej żal, ale mimo wszystko zależało mu na jej losie.
 - Było ich trzech, Remusie. Trzech śmierciożerców. Musieli znaleźć się w tamtym miejscu zupełnie przypadkowo, w końcu żaden czarodziej nie bierze sobie urlopu i nie wyjeżdża na wycieczkę do Albanii, prawda? Aportowałam się z rodzicami zaraz obok ich niewielkiego obozowiska w puszczy. Teraz rozumiem, że to była kara, wiesz? Za to, że uciekłam od was i zostawiłam cały ten świat, który kochałam. Los zawsze znajdzie okazję, aby wyrównać rachunki, zapamiętaj sobie te słowa.
     Zawiesiła na chwilę głos.
 - Rodziców zabili na moich oczach. Tak po prostu. Zielony błysk i było po wszystkim. Jedynym pocieszeniem tego jest to, że odeszli bez cierpień i szybko. To brzmi przerażająco, prawda? Ale musisz przyznać, że w dzisiejszych czasach taka śmierć jest darem. Bez tortur i bólu, tylko po prostu zielony płomień.
     Lunatyka przeraziło to, z jaką swobodą Alissa mówiła o umieraniu.
 - Uciekłaś? - zapytał szeptem.
 - Można tak powiedzieć - odpowiedziała.
     Spojrzała ze strachem w oczach na duży zegar stojący przy drzwiach. Północ miała wybić za dwanaście minut. Wzięła głęboki oddech.
 - Moje życie nie było takie, jakie chciałam, żeby było - rzekła. - Ale nikt nie dostaje od Losu drugiej szansy. Dlatego proszę cię, Remusie, nie poddawaj się. I żyj, i spełniaj się, chociażbyś miał robić to na złość temu światu.
 - Dlaczego do mnie dziś przyszłaś, Alisso?
     Zdziwiła go gorycz słów, które wyszły z jego ust. Kiedy zobaczył ją na początku, poczuł falę gorąca: wróciła ta, którą kiedyś kochał, wstała z martwych, bo przecież wszyscy myśleli, że panna Storm od dawna nie żyje. Ale z każdą minutą w jego sercu rodziły się nowe wątpliwości. Uciekła, zostawiła ich, bez żadnej wieści, a dziś tak po prostu wraca? Czuł złość i rozczarowanie, czuł smutek i wydawało mu się, że jest oszukany. Współczuł jej z powodu straty rodziców, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że prawdziwa Alissa Storm odeszła dawno temu, a dziś wróciło tylko jej echo, mgliste wspomnienie. Dla niego czarnowłosa gryfonka z Hogwartu już dawno umarła.
 - Chciałam prosić cię o wybaczenie, Remusie. Nic więcej.
     Wybaczenie? Po tym wszystkim? Po tych całych dniach i tygodniach rozmyślań, czy ona jeszcze żyje? Czy to w ogóle dzieje się naprawdę?
     Lunatyk był przerażony swoim sposobem myślenia. W jednej chwili opuściły go wszystkie negatywne uczucia. Zobaczył przed sobą znów tą dobrą, radosną Alissę z Hogwartu, pierwszą kobietę, do której poczuł coś więcej. Gdzieś z tyłu głowy usłyszał jej perlisty śmiech i czysty, delikatny ton jej głosu. Wróciła, by przeprosić. Przecież tyle może jej dać. Czyż nie jest jej to winien? Chociażby za te miesiące, w których byli razem, kiedy to martwiła się o niego, gdy był w swojej drugiej postaci.
 - Wybaczysz mi? - szepnęła.
     Tak, Alisso, wybaczam ci. Wybaczam ci wszystko.
     Kiwnął głową. Nie potrafił zrobić nic więcej.
 - Dziękuję, Remusie - powiedziała, wstając. - Na mnie już pora - dodała, zerkając na wskazówki zegara. Do północy brakowało trzech minut.
 - Możesz zostać, jeśli chcesz - zaproponował z nadzieją w duchu.
     Uśmiechnęła się pogodnie.
 - Nie mogę. Muszę udać się w moją ostatnią podróż. - Włożyła mu w ręce białą, prostą kopertę. - Kiedy wybije północ, przeczytaj ukryte tutaj słowa, dobrze?
     Przytaknął, bo słowa uwięzły mu w gardle.
     Śledził wzrokiem każdy jej krok, kiedy zmierzała w kierunku frontowych drzwi. Zaraz przed wyjściem odwróciła jeszcze głowę, by rzucić mu ostatnie spojrzenie, po czym pochłonął ją panujący na zewnątrz mrok.
     Chwilę później zegar z donośnym odgłosem wybił północ.
     Lunatyk, wyrwany z odrętwienia po tym niespodziewanym spotkaniu, przypomniał sobie o liście, który trzymał w dłoniach. Szybko rozerwał kopertę i wpatrzył się w równe, odręczne pismo Alissy. Listy to najlepszy prezent, jaki bliski może podarować bliskiemu, bo jest najbardziej osobisty i indywidualny. To ona dotykała tego papieru, to ona nadawała kształt tym literom i to w jej myślach powstawały te słowa.
     Nie potrafiąc uspokoić drżenia dłoni, zaczął powoli czytać.


Kochany Remusie.

Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że już nie żyję. Nie chciałam Ci o tym mówić, kiedy z Tobą rozmawiałam, nie potrzebowałam współczucia ani pocieszenia.
Wiedz, że nie opowiedziałam Ci wszystkiego.
Po zabójstwie moich rodziców, ogarnięta rozpaczą i żalem, błagałam tamtych Śmierciożerców o śmierć. Oni tylko śmiali się ze mnie, bo moje cierpienie było dla nich dodatkową atrakcją. Ale po części spełnili moją prośbę. Dali mi do wypicia eliksir, który po trzydziestu trzech dniach miał przynieść mi upragniony spokój.
Wypiłam truciznę i umierałam w potwornej agonii. Ta mikstura paliła mój organizm, niszczyła narządy, a ból mieszał mi w głowie. Gdyby nie to, że cały czas miałam w głowie ten jeden cel - dotrzeć do Ciebie i błagać o wybaczenie - pewnie już dawno popadłabym w obłęd. W końcu nauczyłam się akceptować ten ból i mogłam racjonalnie myśleć. Odnalezienie Cię zabrało mi sporo czasu. Wszystkiego dowiadywałam się z drugiej ręki, korzystając niekiedy z pomocy zaklęć. Wiedziałam o wszystkim, o czym mi dziś opowiedziałeś, Remusie. Chciałam tylko usłyszeć Twój głos.
Cierpiałam przez trzydzieści trzy dni. Ale po każdej burzy przychodzi spokój. Dlatego dziś odchodzę - nie tylko z tego miasta i z Twojego życia, ale przede wszystkim z tego świata - w spokoju i z czystym sumieniem, bo dostałam od Ciebie upragnione wybaczenie.

Przepraszam Cię za wszystko, Remusie. Wierzę, że mój obraz nie zginie w Twoim sercu, bo przecież będziemy istnieć, póki choć jeden z nas tu obecnych będzie pamiętał.
Dziękuję Ci. Otworzyłeś przede mną drzwi spokojnej wieczności.
To było nasze ostatnie spotkanie w tym świecie, krainie bólu i cierpienia drugiego człowieka. Następnym razem staniemy przed sobą już po drugiej stronie.
Będę tu czekać na Ciebie, choćbyś swoje serce podarował już komuś innemu.

Pamiętaj o tym, że zawsze Cię kochałam. Gdybym miała jeszcze jedną szansę, właśnie tymi słowami wypowiedziałabym moje "do widzenia".

                                                                        Żegnaj, Remusie.
                                                                                 Alissa.


     Wytarł łzy cieknące mu po policzkach i podszedł do okna wpatrując się w czarne jak smoła niebo. Gwiazdy tej nocy nie zaświeciły.
     Gdzieś już tam jesteś, pomyślał. Spokojna i bezpieczna. A ja zostałem tutaj, znów samotny, ale przyrzekam ci, że się nie poddam, Alisso. A jeśli istnieje gdzieś na tym świecie Jabłko, które ma moc pokonania Zła, obiecuję pomagać mu dorastać. Bo przecież w nie wierzę.


_________________________
Dla P. Bo się od siebie oddalamy.


11 komentarzy:

  1. Łzy, tysiące łez...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne ale żeby Lily i James żyli do 17 Harre'go błagam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszający rozdział, płakałam na nim. Ale moja bezduszność też pokazała swe oblicze. Tam, gdzie A. i R. mówili o walce, o pielęgnowaniu dobra, padły słowa, że jabłkami nie pokonamy Voldemorta. Pierwsze co pojawiło się w mojej głowie po przeczytaniu tych słów był obraz Voldemortd obrzucanego jabłkami :)
    Pozdrawiam, Phil

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie! Zniszczyłaś życie Luniaczkowi i to 1736898 raz. Buuu, czemu? Ryczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu mu to robisz? T.T
    ~Fanvergent

    OdpowiedzUsuń
  6. Inni mają racje- juz po raz kolejny niszczysz Lunatykowi życie :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem teraz doslownie zalana goracymi lzami. Brak słów. Tylko łzy.
    M.B.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po prostu musiała autorka połączyć te wydarzenia ze sobą. Musiała Alissę gdzieś wsadzić, a ja bym na miejscu tej bohaterki postąpiła tak samo. Jak chyba każdy.

    OdpowiedzUsuń