(1 marca 2012)
Świtało już, kiedy Syriusz Black bezszelestnie wszedł do domu w Dolinie Godryka i zamknął za sobą frontowe drzwi, nie robiąc przy tym najmniejszego hałasu. Ta noc była długa i trudna dla niego. Myślał, że w tunelu jego życia ponownie zaiskrzyło się małe światełko, ale było to tylko nic nie znaczące złudzenie, któremu się bezmyślnie poddał, dając się ponieść emocjom. Przeklinał się za to - ale czasu już nie mógł cofnąć.
Westchnął głęboko i pogrążony we własnych myślach, udał się do przytulnego salonu, w którym o tej porze było zupełnie cicho - oraz powinno być zupełnie pusto. Łapa aż wciągnął do płuc głośno powietrze, kiedy dostrzegł jakąś postać siedzącą na kanapie jak gdyby nigdy nic z rękami założonymi za głowę. Dopiero w momencie, w którym rozpoznał Jamesa Pottera po rozczochranych włosach i okrągłych okularach, odetchnął z wyraźną ulgą.
- Rogacz, kretynie - powiedział przyciszonym głosem, choć w ciszy panującej w domu wydawało się, jakby krzyczał. - Napędziłeś mi porządnego stracha, stary.
- O której to wraca się do domu? - zapytał pan Potter.
Syriusz wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.
- Żeby prawić komuś kazania dotyczące godziny powrotu do domu, będziesz musiał poczekać aż Harry podrośnie - odpowiedział. - Dlaczego tu siedzisz? Co się dzieje?
Łapa usiadł na kanapie obok Rogacza. Ten zastanowił się. Pamiętał, że poprzedniego wieczoru, kiedy Syriusz razem z Caroline wyszli, długo zastanawiał się nad jej propozycją. Quidditch. To była jego słabość. Marzył o tym, by móc ponownie wsiąść na miotłę, oderwać się od ziemi, poczuć wiatr we włosach, zacisnąć palce na zimnej powierzchni Złotego Znicza... Ta oferta spadła mu z nieba. Mógłby chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości, wzlecieć ponad to, co ziemskie. Mógłby zarobić dla nich pieniądze, teraz, kiedy nie miał już pracy w Ministerstwie. Widział w tym swoją szansę. Zapytał swoją żonę o zdanie, ale ta odpowiedziała tylko, że zrobi to, co zechce. Lily wiedziała, jak kochał quidditcha, wiedziała, że nic nie może tego zmienić.
Położył się do łóżka, ale wcale nie mógł zasnąć. Myślał o tym, co robi teraz Remus, ukryty nie wiadomo gdzie - czy jeszcze żyje? Stwierdził, że z pewnością dowiedziałby się o jego śmierci. W świecie czarodziejów był zdrajcą, a ewentualna śmierć kogoś takiego trafiłaby z pewnością na okładkę magicznych pism. Potem zastanowił się, czym zajmuje się Peter. Kiedy ostatnio do nich przyszedł, wydawał się bardziej wypoczęty. James pomyślał, że mimo, iż jego matka zmarła niedawno, Glizdogonowi przyniosło to ulgę. Mógł zacząć dbać o siebie i myśleć o sobie, co było mu potrzebne.
Aż wreszcie w jego głowie pojawił się Syriusz. Syriusz, który pierwszy raz od paru lat wyszedł na noc w towarzystwie jakiejś kobiety. Wtedy poczuł, jak zalewa go fala gorąca, która prawie natychmiast ustąpiła zimnemu dreszczowi, który przebiegł mu po plecach. Właśnie wtedy zdecydował się wstać, zejść do salonu i tam poczekać na powrót przyjaciela, choćby musiał tam siedzieć do Bożego Narodzenia.
- Ty mi powiedz, co się dzieje, Łapo - odpowiedział.
Syriusz spochmurniał natychmiast.
Chociaż tak bardzo starał się to ukryć, przypomniał sobie, że przed Jamesem Potterem, swoim najlepszym przyjacielem, nigdy nie zdołał zataić żadnej tajemnicy, żadnego problemu ani zmartwienia. On wiedział, po prostu spojrzał na niego i wiedział, że coś jest nie tak. Magia Przyjaźni, pomyślał Łapa.
Wziął głęboki oddech, zanim zaczął mówić.
- Kiedy ją zobaczyłem, wczoraj, w drzwiach, poczułem jakieś dziwne ukłucie. O, tutaj - to mówiąc, położył prawą rękę na sercu. - Nawet nie wiesz, jak mnie to zaskoczyło. Nic podobnego nie zdarzyło się od czasu Lavender. To było... niesamowite. Byłem zarówno podniecony, jak i przestraszony. Nie wiedziałem co o tym myśleć.
Rogacz słuchał opowieści w milczeniu.
- Zastanawiałem się, co zrobić. Chciałem spróbować, ale bardzo się bałem. Ja, James, możesz w to uwierzyć? Ja, Syriusz Black, który w Hogwarcie umawiał się na setki randek, bałem się tej kobiety. Że być może to ona. Że to nie była Lavender.
- Syriuszu... - odezwał się po raz pierwszy pan Potter. - Nie możesz żyć ciągle przeszłością. Masz prawo być szczęśliwy, zrozum to.
Łapa pokręcił głową.
- Nie, Rogacz. Ja się myliłem.
Przerwał na chwilę. Zaczął bawić się swoimi palcami, a James patrzył na niego ze smutkiem. Wiele by oddał, by Syriusz był w końcu szczęśliwy.
- Poszliśmy do jej mieszkania - ciągnął dalej Łapa. - Caroline jest wspaniała. Urocza, inteligentna, z poczuciem humoru, piękna. Wydawało mi się, że to właśnie jest to, że po tylu latach ta druga połówka mnie znalazła. Nie miałem żadnych trudności w sprawieniu, by zwróciła na mnie uwagę. Ale kiedy nasze usta się spotkały... Kiedy pocałowałem się z kimś, znów po raz pierwszy od tylu lat, i zrozumiałem, doszło do mnie, że to nie jest Lavender... Och, to było straszne. Zamarłem. Oblał mnie zimny pot. A ona... zapytała, co się stało, wiesz? Czy może mi jakoś pomóc. Nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. Uciekłem. Stchórzyłem, bałem się powiedzieć jej prawdę.
James Potter ukradkiem wytarł łzę z kącika orzechowych oczu.
- Zamieniłem się w psa - mówił dalej Syriusz. - Dawno nie wędrowałem w swojej drugiej naturze. A tak jest o wiele łatwiej, wiesz? Nie musisz tyle myśleć. A właśnie wtedy, w tych ostatnich chwilach jako człowiek zrozumiałem, że już nigdy, nigdy nie będę w stanie pokochać żadnej kobiety tak, jak kochałem Lavender. Nigdy. Wiem, że ona nigdy mnie nie kochała, wiem też, że miłość nie jest dla mnie. Kiedy rozstaliśmy się wtedy, w Hogwarcie... Już wtedy podświadomie wiedziałem, że to był ostateczny koniec.
Syriusz przypomniał sobie wydarzenia z tamtego wieczoru.
Syriusz i Lavender siedzieli koło siebie nad jeziorem, wpatrując się w nieskazitelnie czystą taflę wody. Nie rozmawiali. Nie patrzyli się na siebie. Nic.
- Tęskniłem za tobą - powiedział nieśmiało Łapa.
- Syriuszu...
- Wiem, nie musisz mi mówić. Ty mnie nie kochasz, myślisz, że tego nie widzę? Nie pisałaś przez całe lato. W pociągu nawet nie zaszczyciłaś mnie swoim spojrzeniem. Jakby nigdy nic między nami nie było.
- Możesz mieć każdą. Dlaczego uparłeś się na mnie...
- A uwierzysz, jak powiem, że cię kocham? Sądzę, że nie.
Lavender nagle zainteresowała się swoimi palcami. Nie chciała patrzeć na Łapę, ani słuchać jego głosu. Głosu, który kiedyś wart był wszystkiego...
- Ja nie umiem kochać.
- Ty nie dajesz się kochać, przede wszystkim.
Nie zarumieniła się. Zabolały ją te słowa.
- Zapomnij o mnie. Tak będzie najlepiej.
- Chciałbym. Ale prędzej zapomnę jak się oddycha.
- Syriuszu...
- Jeśli chcesz, żebym o tobie zapomniał, to pozwól mi to zrobić.
- Przepraszam...
Wstał i odszedł, jak podmuch wiatru. Nie płakał...Przecież świat nie jest wart ani jednej jego łzy. W dormitorium było cicho. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zobaczył śpiących Rogacza i Rudą, przytuleni, jakby dziś miał skończyć się świat.
Drgnął lekko Jamesa w ramię.
Nigdy nie zapomniał. Nie potrafił. Lavender, ta piękna Lavender, wciąż żyła w nim, była obecna w każdej chwili, chociaż nie należała już do tego świata. Ta świadomość również bolała, była jak sztylet wbity w krwawiącą wciąż ranę. Kochał, w dalszym ciągu kochał, ale wiedział już, że miłość nie jest dla niego.
- Nie powinienem dać się ponieść emocjom - powiedział w końcu, uśmiechając się blado. - Teraz czuję wyrzuty sumienia. Chociaż przecież ona się już o tym nie dowie.
A nawet gdyby się dowiedziała, pomyślał Syriusz, gdyby żyła i ta informacja dotarła do niej, czy to by coś zmieniało? Nie. Lavender nie kochała go, nic jej nie obchodził. Dała mu wolną rękę, sama zaczęła żyć po swojemu.
Więc czemu, dlaczego gnębi go to okropne poczucie winy?
Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- Syriuszu...
James Potter nie wiedział, co powiedzieć. Zabrakło mu słów, ale czasem zwykłe słowa nie wystarczą. Są małe i puste, i wbrew pozorom wcale nie przynoszą ulgi. Dlatego Rogacz wstał, podszedł do Przyjaciela i mocno go uścisnął. Gesty bywają bardziej pomocne, dotyk i zetknięcie się dwóch ciał sprawia, że człowiek uświadamia sobie, że nie jest na tym świecie sam. Łapa był wdzięczny za ten gest.
- Nigdy nie byłem zwolennikiem życia, które ty wybrałeś, James - rzekł Syriusz. - Uważałem, że nigdy nie będę się do tego nadawał. Byłem taki głupi, Rogacz. Nie wiedziałem, że nie będzie mi to dane. Wszystko potoczyło się źle. Ale to właśnie ty powinieneś zrozumieć mnie najlepiej. Powiedz mi, czy gdyby Lily nie chciała być z tobą, szukałbyś kogoś, kto by ją zastąpił?
Rogacz spuścił tylko wzrok na podłogę. Oboje dobrze znali odpowiedź. Zna ją każdy, kto prawdziwie w swoim życiu kochał.
- Chciałbym wrócić jej życie - powiedział Łapa przyciszonym głosem. - Zawsze była taka radosna, pozytywna. Taką ją zapamiętałem. Wiem, że nigdy nie zdecydowałaby się ponownie być ze mną, nie prosiłbym o to. Chciałbym jedynie, żeby była szczęśliwa.
- Ty naprawdę ją kochałeś. Ty wciąż ją kochasz.
W dobrych oczach Syriusza zaszkliły się łzy.
- Są momenty, kiedy to wszystko do mnie wraca - wyżalił się. - Wtedy ogarnia mnie niesamowita pustka. Zwykle potrafię to w sobie stłumić, żeby nie wydostało się na zewnątrz. Wiesz, żeby nie dać się zwariować. Ale bywa, że nie daję rady, że brakuje mi sił. Wtedy pękam. Podobnie sprawa ma się z Lunatykiem. Tak bardzo mi go brakuje, Rogacz.
- Mi też - przyznał James. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Mam was i to dodaje mi odwagi. Patrzę na wasze szczęście i nim się karmię. Staram się być, zawsze obecny i zawsze ten sam. Bo chociaż moje życie runęło już jakiś czas temu, to zostaliście mi jeszcze wy. Tylko wy.
- Obiecaj, że nigdy się nie poddasz, Łapo. Nigdy. Musisz żyć. Nie wiem, jak dalej potoczy się życie, nie znam jutra. Ale przyrzeknij mi, że niezależnie od biegu wydarzeń, nie odpuścisz. Dla Lunatyka i Lavender. Dla Petera. Dla mnie. Dla Harry'ego.
Syriusz Black zdobył się tylko na kiwnięcie głową.
Siedzieli jeszcze chwilę w milczeniu, ramię w ramię, jak bracia. Słońce wschodziło na niebo, a z góry usłyszeli płacz Harry'ego i spokojny głos Lily.
- I co teraz zrobisz, Łapo? - zapytał James.
- Nie wiem - odpowiedział. - Potrzebuję chyba chwili wytchnienia i odpoczynku. Powłóczę się trochę po świecie w swojej psiej naturze, a potem wrócę. Zawsze będę wracał, Rogacz. Nie opuszczę cię.
Uśmiechnęli się do siebie.
Syriusz wstał. Raz jeszcze się uścisnęli, na pożegnanie.
- Czyli jednak nie zdecydowałeś się być szukającym Błyskawic - powiedział Łapa z delikatnym uśmiechem. - Szczerze mówiąc, zaskoczyłeś mnie. Skąd ta decyzja?
- Widzisz, stary - odparł James. - Kocham quidditcha i bardzo za tym tęsknię. Ale mój syn musi mieć ojca. I to jest dla mnie najważniejsze.
Lily Potter właśnie zamknęła drzwi do sypialni, kiedy usłyszała te słowa. Uśmiechnęła się, kiedy dotarł do niej ich sens. Spojrzała na maleństwo, które trzymała na rękach. Twój tata jest wspaniały, Harry, pomyślała z radością.
- Uważaj na siebie - rzekł Rogacz do Łapy. - I wracaj szybko.
- Spodziewaj się mnie za jakiś czas - odpowiedział, po czym wyszedł zamykając za sobą frontowe drzwi.
Kiedy tego samego wieczoru Ruda kładła się do łóżka po wyczerpującym dniu, Rogacz już w nim leżał zaczytany w Proroku Codziennym. Podeszła do niego i ucałowała czule w policzek, po czym spojrzała na męża z wyraźną radością w charakterystycznych, zielonych oczach. Ten odpowiedział jej pytającym wyrazem twarzy.
- Dziękuję - powiedziała. - Usłyszałam dziś końcówkę Twojej rozmowy z Syriuszem. Bardzo bałam się, że będziesz musiał wyjechać.
- Nigdy was nie zostawię - odpowiedział jej. - Nigdy, Lily.
Odłożył na bok gazetę i przytulił ją do siebie. Była dla niego tak ważna! Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której tej rudej osóbki obok mogłoby nie być. Tym bardziej współczuł Łapie, którego los potraktował bardzo brutalnie.
- Syriusz cierpi, prawda?
Nie odpowiedział. Czuł, że nie powinien powtarzać żonie tego, co usłyszał tego ranka z ust Łapy. Są sprawy, o których mówić nie wolno nawet najbliższym.
- On jest wspaniałym człowiekiem - stwierdziła Ruda. - Zasługuje na dużo szczęścia.
- Zgadzam się z tobą, kochanie - przytaknął Rogacz, w którego dobrych, orzechowych oczach zaszkliły się łzy. Szczęście jest tak kruche.
- I cudownym przyjacielem, prawda?
- Najlepszym.
Uścisnął ją jeszcze mocniej, kończąc tym samym rozmowę. Lily wiedziała, że Jamesowi jest trudno. Kochał Syriusza Blacka i bardzo zależało mu na tym, żeby był szczęśliwy, żeby znalazł na tym świecie swoje miejsce.
Nie wiedziała, że Łapa miał już nigdy nie zaznać spokoju.
~*~
Remus Lupin siedział przy drewnianym stole nad rozłożoną grubą księgą z zaklęciami. Chociaż oczy miał szeroko otwarte, to wcale nie błądziły one po równych linijkach opasłego tomu, tylko wpatrywały się w horyzont bez mrugnięcia. Była to jedna z tych chwil, kiedy to Lunatyk wpadał w odrętwienie, czas się zatrzymywał, a on sam dryfował w złudzeniach na tratwie irracjonalnych myśli.
Minął kolejny dzień. Przestał już liczyć, jak dużo czasu minęło, od kiedy został wyrzucony z Zakonu Feniksa. Od tygodni, poza Prorokiem Codziennym i innymi pismami magicznymi, nie dostał ani jednego listu. Od nikogo. Nawet z biblioteki, która przypominałaby mu o zwróceniu książki w terminie. Nic. Ta samotność była nie do wytrzymania. Otulała go swoimi ramionami i pochłaniała, a wraz z nią do głowy wchodziły nie proszone myśli. Tak, samotność była, jest i będzie jedną z najgorszych chorób ludzkości.
Tym większe było zaskoczenie i przerażenie Remusa, kiedy nagle usłyszał wyraźne odgłosy kroków na zewnątrz. Tak, ktoś z pewnością spacerował wokół miejsca, w którym mieszkał.
Natychmiast wrócił do rzeczywistości, odganiając przygnębiające myśli. Wstał gwałtownie przewracając na podłogę krzesło, na którym siedział i wyciągnął z kieszeni jeansów swoją różdżkę. Pierwszym, co przyszło mu na myśl, było: Śmierciożercy. Dowiedzieli się przecież o jego dobrowolnych działaniach, wiedzieli też, że ratował z tarapatów swoich przyjaciół.
Ogarnął go też dziwny spokój. Jeśli to ma być ten koniec - nic przecież nie traci, wszak nic już nie miał. Opuszczony przez najbliższych, bez rodziny, nawet bez marzeń i perspektyw. Przecież od jakiegoś czasu żył wspomnieniami - i tylko wspomnieniami tej lepszej przeszłości.
Otworzył drzwi wejściowe i rozglądnął się dookoła.
- Kto tu jest? - zapytał. Zaskoczył go ochrypły dźwięk własnego głosu, którego tak dawno nie używał, nie miał przecież potrzeby.
Odpowiedział mu cichy, prawie niedosłyszalny szept, po którym Lunatykowi dreszcz przebiegł po plecach.
- To ja, Remusie.
Kiedy zrozumiał, do kogo należy ów głos, świat na chwilę zawirował mu przed oczami, poczuł też napływające do oczu świeże łzy. Opuścił różdżkę i w otaczającej ciemności przyglądał się postaci, której nie widział od paru lat.
Stała przed nim Alissa Storm. Przyjaciółka Lily i jego dawna miłość z Hogwartu.
_________________________
Dla Kuby, który nie lubi, kiedy mam zły humor i dzięki któremu zawsze mam siłę ponownie się uśmiechać. Dziękuję, kochanie.
Jasne.... Poprostu Kuba i ty, miłość na ,całe, życie
OdpowiedzUsuńA co, przeszkadza ci jej szczęście? :/
Usuń~Fanvergent
Są momenty, kiedy to wszystko do mnie wraca - wyżalił się. - Wtedy ogarnia mnie niesamowita pustka. Zwykle potrafię to w sobie stłumić, żeby nie wydostało się na zewnątrz. Wiesz, żeby nie dać się zwariować. Ale bywa, że nie daję rady, że brakuje mi sił. Wtedy pękam.
OdpowiedzUsuńTak bardzo prawdziwe, że aż smutne...
To było smutne i wspaniałe jednocześnie...
OdpowiedzUsuń