(28 listopada 2010)
Syriusz Black stanął wyprostowany przed wzgórzem, które znał tak dobrze.
Hrabstwo Warwickshire nie wróciło do życia po bolesnej bitwie o Mglistego Anioła. Mieszkańcy z najbliższej wioski, którzy przychodzili w to miejsce szukając dla siebie korzyści, mówili z przerażeniem w oczach, że zamordowani tutaj ludzie w tamtą straszną noc nie dają o sobie zapomnieć, że w powietrzu dalej czuć grozę i niewytłumaczalny zapach Śmierci. Nawet ciekawi przygód nastolatkowie nie zapuszczają się w to miejsce. Cały ten zakątek kraju odszedł w zapomnienie, stał się mglistym wspomnieniem, podobnie jak dawna chluba tego hrabstwa: Mglisty Anioł, symbol świetności rodziny Dumbledore'ów.
Łapa zadrżał, wspominając wydarzenia, jakie rozegrały się tutaj tamtej najczarniejszej nocy jego życia. Pamiętał uwięzionego Jamesa i to, jak bardzo się o niego bał, i załamanie potęgi Zakonu Feniksa, porażka genialnego planu Albusa Dumbledore'a, tryumf Voldemorta. Mglisty Anioł miał być symbolem zwycięstwa. Tymczasem stał się znakiem klęski.
Dotarł na szczyt wzgórza, gdzie kiedyś znajdowała się złota brama z płaskorzeźbą anioła. Pamiętał dokładnie, jak wyglądał ten teren: były rozległe i piękne ogrody, stare, niemal muzealne wyposażenie domu w środku, rozległe pokoje i dziwne ciepło. To przecież w tych ogrodach jego najlepszy przyjaciel wziął ślub. Dotarł do miejsca, gdzie wcześniej znajdowała się fontanna przedstawiająca dumnego anioła wykutego z marmuru, wskazującego palcem nieistniejące wejście do posiadłości. Dziś nie było ani posiadłości, ani nawet owego anioła. Wszystko leżało u jego stóp w gruzach, przykryte kurzem, pachnące wspomnieniami i dziwnym sentymentem.
Sam nie wiedział, po co tu przyszedł, co on robi w tym miejscu. Owszem, wiele pięknych wydarzeń wiązało się z Mglistym Aniołem, który tak niedawno jeszcze iskrzył świetnością i tętnił życiem, jako Kwatera Główna Zakonu Feniksa. Dziś wydawało się, jakby od tego czasu minęło dobrych parenaście lat. Syriusz przyglądał się ruinom małego dworku, tym razem przypominając sobie, ile złego przyniosło to miejsce. Te dni szaleństwa, pierwsze po stracie Lavender, później zupełny obłęd po zdradzie Remusa Lupina. Być może powinien pogrzebać przeszłość i wszystkie te wspomnienia, stworzyć z nich niepotrzebną i odstraszającą ruinę, tak jak stało się to z Mglistym Aniołem. Już nikt o tym miejscu nie pomyśli, że ludzie przeżywali tu swoje życie; została ruina z zimnych skał, a to nigdy nie budziło w nikim żadnych emocji. Ten obszar, a szczególnie właśnie to miejsce w okolicach Mglistego Anioła, rzeczywiście budziło pewną grozę i strach. Chwilę później Syriusz przypomniał sobie, że przecież pod gruzami dworku spoczywają ciała poległych w pamiętnej bitwie. Westchnął głęboko. Brakowało mu przeszłości.
Pokręcił przecząco głową, odganiając od siebie sprzeczne myśli i zamknął na chwilę oczy, szukając spokoju. Nie powinien był tutaj przychodzić. Nie ma w tym miejscu czego szukać, nie zostało nic, co mogłoby przynieść mu ulgę.
Właśnie odwracał się, żeby zejść ścieżką na dół, kiedy jego różdżka wiedziona niewidzialną siłą wyrwała się mu z kieszeni i powędrowała w tył. Łapa odwrócił się gwałtownie, a to, co zobaczył wywołało w nim potworny gniew pomieszany z rozbawieniem.
- Czarny Pan miał rację - powiedział Lucjusz Malfoy. - Wiedział, że ktoś z członków Zakonu Feniksa w końcu tu wróci. Chociaż pewnie nie spodziewał się Syriusza Blacka.
- Lucjusz Malfoy - odparł wolno Black. - Miło cię widzieć.
Platynowłosy Ślizgon był z siebie wyraźnie zadowolony. Stał wyprostowany z uniesioną do góry różdżką, z kpiącym uśmiechem na ustach. Coś w głowie Syriusza huczało mu, że jest w niebezpieczeństwie, ale jego złość była tak wielka, że był gotów rzucić się na przeciwnika i po mugolsku zacząć okładać go pięściami.
- Wiesz, że cię zabiję, Malfoy - rzekł Łapa.
- To spore wyróżnienie, Black. Powiedz jeszcze, jak to zrobisz, a wtedy porozmawiamy o szczegółach. Domyślam się, że chodzi o twojego przyjaciela, Jamesa Pottera?
Oczy Łapy zapłonęły.
- Powinieneś się domyślić, że krzywdząc jego, wydajesz na siebie wyrok.
- Och, zaczynam się chyba bać - zakpił Lucjusz. - Tylko gdzie jest teraz twój najlepszy przyjaciel, co? Pewnie w domu, zabawia się z żoną i nawet nie wie, że jesteś w tym miejscu, nie czuje, że grozi ci niebezpieczeństwo. Co teraz, Black?
Syriusz nie potrzebował większej zachęty. Nie myśląc o konsekwencjach, skoczył ku Malfoy'owi, chcąc rozerwać go na strzępy własnymi rękami. Śmierciożerca na moment znieruchomiał ogarnięty strachem, ale chwilę później opamiętał się i odepchnął Gryfona od siebie. Syriusz upadł na ziemię, a zaraz potem oplotły go czarne, cienkie liny, wykręciły mu ręce do tyłu i boleśnie oplotły klatkę piersiową. Malfoy schylił się ku niemu.
- Wiesz, w tej pozycji bardzo przypominasz mi Pottera parę tygodni temu. Wygląda na to, że oboje jesteście siebie warci.
- Dopadnę cię.
- Doprawdy? Och, no widzisz, tak się składa, że możesz nie mieć okaz...
Coś zaszeleściło w pobliskich krzakach. Lucjusz Malfoy stanął jak wryty i skierował różdżkę ku górze. Zmarszczył brwi, nasłuchując czegoś w oddali.
- Kto tu jest?! - krzyknął przed siebie. Nie usłyszał odpowiedzi.
Syriusz leżał na zimnej ziemi dysząc ciężko. Liny boleśnie wżynały mu się w ciało, na własnej skórze doświadczył namiastki tego, jak traktowany był przez Voldemorta jego przyjaciel James Potter. Nie miał możliwości ani warunków aby chociażby przesunąć się o cal, więc chwilowa dezorientacja Lucjusza w żaden sposób mu nie pomagała.
- Pokaż się, jeśli tu jesteś! - krzyknął ponownie platynowłosy.
- Jak sobie życzysz, Lucjuszu.
Nagle z krzaków przed nimi wyszedł Remus Lupin. Wyglądał bardzo mizernie, jakby w ostatnich tygodniach nic nie jadł. Jeszcze bardziej zbladł, włosy na jego głowie stały się jeszcze bardziej rzadsze i siwe, był przy tym jeszcze bardziej chudy niż zapamiętali go Huncwoci. Kiedy Syriusz zobaczył swojego przyjaciela, aż przestał się szarpać w więzach. Nie widział Lunatyka przez długie miesiące, a teraz on zjawia się tutaj, mając nie wiadomo jakie zamiary. Lucjusz zaśmiał się ochryple.
- Przychodzisz jemu na ratunek, czy mi z pomocą? - rzucił.
- Nigdy nie stanąłem po stronie ciemności i nigdy do tego nie dojdzie.
- Wszyscy uważają cię za zdrajcę, Lupin, zdrajcę Zakonu Feniksa, zdrajcę Dumbledore'a. Zdrajcę swoich przyjaciół.
- Zostałem niesłusznie oskarżony.
- Więc dlaczego nie wrócisz i nie staniesz z wielkim Albusem twarzą w twarz? Swoją drogą to niesamowite, że tak wielki czarodziej popełnia błędy.
- Dla wszystkich będzie lepiej, jeśli nie będziemy wracać do przeszłości.
- Jakie to szlachetne, Lupin. Myślisz, że dlatego byłeś w Gryffindorze?
- Tiara Przydziału wiedziała co robi.
- Może powiesz więc nam co tu robisz, Lupin? Wiesz, mamy z Blackiem pewne sprawy do omówienia. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale niedawno to wielki James Potter leżał w podobnej pozycji u moich stóp.
Syriusz był pod tak wielkim wrażeniem, że nie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa, natomiast Lunatyk wydobył z kieszeni różdżkę.
- Już nigdy nie skrzywdzisz moich przyjaciół.
Śmierciożerca wybuchnął śmiechem.
- Przyjaciół? Przyjaciół, którzy nigdy nie zaczęli cię szukać, żeby poznać prawdę? Którzy uwierzyli, że jesteś zdrajcą? To nazywasz przyjaźnią?
- Wiem, że nie mieli wyboru. Nie mam im tego za złe.
- Twój kolejny szlachetny czyn. Zadziwiasz mnie.
- Koniec tej zabawy, Malfoy. Nie zniszczysz im już życia. A ja nie dam ci się podejść. Masz ostatnią szansę, by zejść mi z oczu.
Remus zrobił trzy kroki do przodu i wyciągnął różdżkę przed siebie. Sługa Czarnego Pana zacisnął wargi, również nieco się przybliżył. Właśnie układał usta w zaklęcie, kiedy obie różdżki - jego i Syriusza - które trzymał w ręce, upadły nagle u stóp Remusa.
- Pojawiasz się jak duch, Lupin, by ratować kogoś, kto uważa cię za zdrajcę. To nierozsądne. Czarny Pan ucieszyłby się z twojej obecności w naszych szeregach.
- Nie próbuj, Malfoy. To, że otrzymałem tytuł zdrajcy nie znaczy, że nim zostanę.
- Świat czarodziejów, ludzie, którym ufałeś, nienawidzą cię.
- Mi wystarczy to, że nie jestem zdrajcą, mam czyste sumienie. Teraz ty odejdziesz i zostawisz Syriusza w spokoju. Samotność nauczyła mnie bezwzględności, Malfoy. Więc jeśli jeszcze raz zrobisz krzywdę moim przyjaciołom, znajdę cię. Mam na to teraz bardzo dużo czasu. Zejdź mi z oczu.
Twarz Lucjusza Malfoy'a po raz ostatni wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, po czym przywołał swoją różdżkę i teleportował się spod ruin Mglistego Anioła. Remus Lupin opuścił swoją różdżkę, podniósł z ziemi tą Syriusza i podszedł do skrępowanego wciąż przyjaciela. Pomógł mu uwolnić się z więzów, które zostawiły na jego ciele krwawe ślady.
- Lunatyk - wyszeptał Łapa. - Uratowałeś mi życie. Wróciłeś. Jesteś...
- Nic nie mów - przerwał mu Remus. - Często tu przychodzę. Z tym miejscem wiążą się moje ostatnie piękne wspomnienia. Jednak to, że byłem tutaj akurat dzisiaj, to wspaniały zbieg okoliczności. Bardzo za wami tęsknię, za tobą, Jamesem, Peterem i Lily.
- Musisz wrócić. Powiedzieć Dumbledore'owi, że to wszystko nieprawda.
- Nie, Łapo. To nic nie zmieni. Nie odbuduję już zaufania, ale ty zaufaj mi, wiele rzeczy robię na własną rękę. Wciąż z wami jestem, sercem, bo ciałem za daleko.
- Brakuje nam ciebie, Remusie.
- Mnie was też. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Na chwilę zamilkli. Lunatyk powstrzymywał cisnące się do oczu łzy.
- Nikt nie może wiedzieć, że dzisiaj się spotkaliśmy. Ty też musisz o tym zapomnieć, Syriuszu, tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Skierował różdżkę w osłabionego wciąż Łapę i zamruczał jakąś trudną formułkę, brzmiącą jak długie zaklęcie.
- Będziesz myślał, że to wszystko, co dziś się wydarzyło, było tylko snem. Obudzisz się w domu Potterów w Dolinie Godryka z uczuciem, że przyśniło ci się coś dziwnego. I nigdy nie poznasz prawdy.
Opuścił różdżkę, a Syriusz jak na zawołanie zamknął oczy.
- Gdybym mógł dać wam znak, jak bardzo was kocham - szepnął Remus.
~*~
Syriusz Black zerwał się z kanapy i przetarł oczy. Otaczała go przenikniona ciemność, przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co tu robi. Zapalił lampkę i poznał przytulny salon Potterów, Dolina Godryka. Usiadł na kanapie i strząsnął z siebie koc.
Jego sen był tak realny i tak rzeczywisty, że prawie w niego uwierzył. Był tam Remus Lupin, i Malfoy, i Mglisty Anioł... Przetarł spoconą twarz. "Chyba naprawdę popadasz w szaleństwo, Łapo", skarcił się w duchu. Poczuł suchość w gardle, zapragnął napić się wody. Wstał, a światło z lampki padło na przeguby jego dłoni.
Pokryte były dookoła zaschniętą krwią. Przejechał delikatnie po ranach. Nie pamiętał, żeby skaleczył się w dłonie ostatnimi czasy.
Co tak naprawdę stało się dzisiejszej nocy? Syriusz nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie.
_________________________
Tak, znowu dla Mendy.
Moglibyśmy się wreszcie zobaczyć.
Nieee...ee dlaczego tak?
OdpowiedzUsuńCzytałam twojego bloga już jakieś parę miesięcy temu. Zaczęłam znowu. Piszesz tak pięknie. Nie wiem jak ty to robisz, że czytelnik czuje się jakby był z nimi w Mglistym Aniele, na polu walki, w Hogwarcie.
OdpowiedzUsuńNajbardziej szkoda mi Remusa. Jest taki samotny a to, że jest wilkołakiem sprawia, że jeszcze bardziej mi go żal. Płakać mi się chce za każdym razem jak wspominasz o nim w dialogach, nawet teraz. Szkoda, że nie mogę być tam z nimi na prawdę, ale pewnie każdy Potterheard by chciał. Nie można mieć wszystkiego. Czytałam tyle blogów o Huncwotach. Tylko jeden dorównał twojemu. Możesz być dumna z siebie. Mało kto ma taki talent. Mam nadzieje, że go nie zmarnujesz i w przyszłości wydasz książkę. Z pozdrowieniami Lady Black
Czemu takie zakończenie???
OdpowiedzUsuńSuper :3
OdpowiedzUsuń