(23 stycznia 2010)
W ciągu paru dni Mglisty Anioł przeobraził się z miejsca, w którym panowało ciepło, spokój i niezłomna nadzieja, w ponury grobowiec pogrzebanych wspomnień, gdzie powietrze cuchnęło lepszą przeszłością, zdradą, cierpieniem i bezsilnością. W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa było cicho, jak w sanktuarium. Na swój sposób to miejsce było świątynią - pełną wspomnień po czasach świetności, kiedy to Zło nie zdołało jeszcze przebić się przez mury Dobra. Pogodne niebo przysłoniły burzowe chmury.
- Coś się stało, Lily? Jak się czują James i Syriusz? W porządku?
Lily Potter opadła na jedno z krzeseł przed wyszorowanym stołem w kuchni Kwatery Głównej, wpatrując się w niespokojną twarz swojej przyjaciółki, Dorcas Meadowes.
Czy było w porządku? Nie, nic już nie było w porządku. Ruda zapomniała już, jakie to uczucie, kiedy wszystko jest dobrze, chociaż ciągle chce się więcej. Oddałaby wszystko, żeby wrócić do czasów, kiedy jej jedynym problemem była ocena z egzaminów. Czym odpłaciło jej się życie za te wszystkie lata dobrego sprawowania? Jej mąż i jego najlepszy przyjaciel są na granicy szaleństwa po zdradzie kogoś, kogo uważali za swojego brata, w Szpitalu Magicznych Chorób i Urazów św. Munga mają do niej pretensje, że na swoich praktykach jest rozkojarzona, a zadania, jakich podjęła się dla Zakonu wymagają od niej maksimum zaangażowania.
Ale jest silna. Silniejsza, niż podejrzewała. I pomimo tego dalej pozostała człowiekiem, który odczuwa ból, zmęczenie i miewa momenty krytyczne. Jednak Lily Potter się nie podda. Nie może. Będzie walczyć, a tylko w walce dowiadujemy się, kim jesteśmy.
- Dziękuję za troskę, Dorcas - powiedziała Ruda, patrząc na zachód słońca, który przybrał kolor czerwony. - Jest bez zmian.
- Coś cię martwi, mam rację? - nie ustępowała panna Meadowes.
Lily westchnęła. Było wiele rzeczy, które ją martwiły. Tak naprawdę wcale nie wiedziała, dlaczego dzisiaj czuje się odrobinę gorzej niż wczoraj, czy przedwczoraj.
- Widzisz, Dorcas - zaczęła powoli. - Kiedy spędzam tyle czasu w towarzystwie Jamesa i Syriusza, przyglądam się im po cichu. Możesz mi wierzyć, albo nie, ale ich zachowanie w stosunku do siebie jest takie... magiczne.
- Stracili przyjaciela - wtrąciła panna Meadowes, patrząc w dół. - Wiesz, że w Hogwarcie byli nierozłączni. Wieczni psotnicy, czwórka nieokiełznanych Huncwotów.
Obie uśmiechnęły się na wspomnienie tych starych, dobrych czasów.
- Nie do końca o to mi chodzi. Po prostu zauważyłam, że oni w czwórkę stanowili pewną... całość. Teraz ta "całość" rozpadła się, a ich serca krwawią. Oni rozumieją się bez słów. Ale to nie wszystko.
Przerwała na chwilę i spojrzała na przyjaciółkę sprawdzając, czy już uważa ją za szaloną. Ta jednak słuchała uważnie, bez żadnych oznak zniecierpliwienia na twarzy.
- Jeszcze inaczej jest z samym Jamesem i Syriuszem - zaczęła znowu. - Oni są po prostu... jednością. Są połączeni jakąś niewidzialną siłą, której nie rozumiem. Wiesz, czasem Syriusz drgnie, a na twarzy Jamesa pojawia się ból. Jakby wiedział, co czuje drugi. Tak samo jest odwrotnie. Wiesz, czasami, kiedy tak jestem z nimi, wydaje mi się, że tam nie pasuję.
- Nie mów tak! - zaprzeczyła Dorcas. - Przecież doskonale wiesz, że to właśnie ty jesteś im potrzebna jak nikt inny.
- Tak, ale to bardzo dziwne uczucie. Nie wiem, czy mnie rozumiesz. Chyba musiałabyś to zobaczyć. Ja już nie wiem, co o tym myśleć.
Panna Meadowes poklepała troskliwie po ramieniu przyjaciółkę. Nie odezwała się już ani słowem, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Ruda brała pod uwagę fakt, że nikt nie zrozumie tego, co zobaczyła, ale była pewna, że to prawda. Nie chciała o tym mówić, dla niej samej zachowanie Jamesa i Syriusza było niezwykłe. Zdała sobie sprawę, że Rogacz ogromnie jej potrzebuje, ale równie mocno potrzebuje Łapy. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby któryś z nich stracił drugiego.
Nad hrabstwem Warwickshire zapadł zmrok. Sylwetka dumnego Mglistego Anioła ginęła w mroku, niezauważona przez oczy mugoli zamieszkujących wioskę. W Kwaterze było cicho i posępnie. W żadnym pokoju nie paliło się światło, Lily i Dorcas, które od paru chwil nie zamieniły ze sobą ani słowa, zatonęły w otchłani milczenia.
Nagle cała kuchnia rozświetliła się na zielono, a z kominka przy ścianie buchnęły szmaragdowe płomienie. Usłyszały głośny huk, a zaraz później długa sylwetka w srebrnej szacie opadła na zakurzoną podłogę.
Albus Dumbledore wstał, otrzepał się, zakaszlał parę razy i wyciągnął z kieszeni swoje okulary-połówki, które włożył na haczykowaty nos. Omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie.
- Dobry wieczór - powiedział, uśmiechając się ciepło. - Nigdy nie lubiłem tego środka przemieszczania się. Robi tylko dodatkowe pranie dla skrzatów.
- Ależ profesorze, przecież profesor potrafi stać się niewidzialnym.
- Masz rację, Dorcas. Więc uzgodnijmy, że chciałem dać wam wszystkim przykład i zrobić dobre wrażenie. - Zawiesił na chwilę głos, po czym spojrzał na Rudą. - Czy pan Black i pan Potter są tam, gdzie myślę, że są?
Lily kiwnęła powoli głową.
Dyrektor Hogwartu ruszył przed siebie, nucąc jakiś stary przebój Fatalnych Jędz. W progu zatrzymał się i odwrócił jeszcze do dwóch przyjaciółek.
- Jeśli chcecie, możecie oczywiście iść ze mną.
Ruda zerwała się z krzesła i ruszyła za profesorem. Dorcas, z lekkim wahaniem, zrobiła to samo. Dumbledore przemierzał puste i milczące pokoje Mglistego Anioła, aż dotarł do dużego pokoju na końcu korytarza. Zapukał w wielkie, dębowe drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka. Zaraz za nim podążyły dwie czarodziejki.
Kiedy Albus Dumbledore zapalił dużą lampę na suficie i blade światło zalało pomieszczenie, cała trójka drgnęła. Pokój był pusty.
- Jestem pewna, że godzinę temu tu byli! - rzekła Lily.
- Wierzę ci - odparł założyciel Zakonu. - I zapewniam, że dalej tutaj są. Chodźcie za mną, pokażę wam, gdzie dokładnie.
Podeszli do ogromnego okna, które zajmowało prawie całą ścianę. Dumbledore wskazał im coś w ciemności. Podążyły za jego spojrzeniem, Ruda ze strachem, Dorcas z ciekawością.
Zobaczyli właśnie najsmutniejszy i najpiękniejszy obraz świata.
W ogrodzie posiadłości, na ciemnozielonej, równo przystrzyżonej trawie, siedzieli obok siebie wielki, czarny pies i potężny jeleń. Oboje wpatrywali się w niebo, na którym królował księżyc. Księżyc w pełni.
- Czy wiedziałyście, że ta dwójka jest animagami? - spytał Dumbledore. Lily i Dorcas pokręciły przecząco głową. Nie potrafiły oderwać wzroku od sceny, która rozgrywała się w ogródku.
- James, Syriusz - powiedział głośno Czarodziej Wszech Czasów.
Czarny pies odwrócił głowę w tył i skulił uszy. Zaskamlał cicho, grzebiąc łapą w ziemię.
- Pozwólcie na chwilę.
Dumbledore poprosił, żeby pani Potter i panna Meadowes stanęły z boku. W głębi serca Lily była na niego wściekła, że zakłócił tę ważną dla obu mężczyzn chwilę. W końcu cokolwiek miał im do powiedzenia, to mogło poczekać. Czuła też w sobie dziwną mieszaninę podziwu i rozgoryczenia. James nigdy nie powiedział jej, że jest animagiem. Przypomniała sobie, że Remus powiedział jej kiedyś, że przyjaciele zrobili dla niego rzecz niemożliwą. Czy o to właśnie mu chodziło?
Syriusz i James, w swej prawdziwej już postaci, siedzieli na kanapie w pokoju, nie patrząc na Dumbledore'a, który stał przed nimi wyprostowany i cierpliwy.
- Chciałbym zapytać was o parę spraw - rzekł powoli, starannie dobierając każde słowo. - Po pierwsze, oczywiście, jak to się stało, że zostaliście animagami. Oczywiście wiem, że nie ma waszych nazwisk w rejestrze.
- Zrobiliśmy to dla Lunatyka - zaczął Syriusz. Jego głos z każdym słowem stawał się żywszy i cieplejszy, a wracając do wspomnień, oboje uśmiechali się, jakby do ich dusz wracało życie. - Zawsze mówił, że wyjeżdżał do chorej ciotki, miesiąc później do chorej matki, jeszcze innym razem do babci.
- Miał bardzo chorowitą rodzinkę - wtrącił żartobliwie James.
Lily poczuła ciepło w sercu. Tak dawno nie słyszała, żeby Rogacz żartował!
- W każdym bądź razie odkryliśmy jego tajemnicę - kontynuował Łapa. - I postanowiliśmy mu pomóc. Nic o tym nie wiedział. A my znikaliśmy nocami i uczyliśmy się zmieniać nasze ciało. To było bardzo trudne, ale w końcu przyniosło efekty.
- Pamiętam, jak zapytaliśmy Lunatyka, dlaczego nie powiedział nam, że jest wilkołakiem - dodał pan Potter. - Odpowiedział, że bał się, że się od niego odwrócimy. Wtedy po raz pierwszy pokazaliśmy mu, do czego dla niego doszliśmy. Popłakał się z wrażenia. I od tego czasu co miesiąc towarzyszyliśmy mu przy pełni księżyca, a on co miesiąc namawiał nas, byśmy zostali w dormitorium, bo boi się o nasze życie. Ale my wiedzieliśmy, że wilkołak jest groźny tylko dla ludzi. Nie był dla nas zagrożeniem, kiedy byliśmy zwierzętami.
- W co się zmienialiście? - upewniał się Dumbledore.
- Ja opanowałem sztukę zamiany w wielkiego, czarnego psa, James stawał się jeleniem. A Peter, który wolał jeść niż ciężko pracować, został szczurem. To on sprawiał, że wierzba bijąca zastygała w bezruchu na jakiś czas.
Lily wytrzeszczyła oczy. Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, przypomniała sobie. To dlatego tak się nazywali.
- Nikt was tam nigdy nie widział - mówił dyrektor Hogwartu.
- Nie mógł nas nikt widzieć. Korzystaliśmy ze znanych huncwockich sposobów, jakimi była Mapa Huncwotów i peleryna-niewidka.
- Peleryna-niewidka? - oczy Dumbledore'a rozbłysły.
- Była w mojej rodzinie od pokoleń. Dostałem ją od ojca, kiedy dostałem list z Hogwartu. Była nieprzenikliwa, doskonała, mimo swoich lat.
- Naprawdę nie przepuszczała nic? Tak, jak mówisz?
James pokręcił głową.
- Profesorze, co nam po jakiejś głupiej pelerynie - wtrąciła Dorcas, która słuchała wszystkiego z dużym zainteresowaniem.
- Tak tak - rzekł Dumbledore, wracając na ziemię. - A co to za mapa? Co się z nią stało?
- Mapa była pomysłem Remusa - odparł Syriusz. - To był najbardziej dokładny plan Hogwartu, opieczętowany zaklęciem. Tylko ktoś, kto znał hasło, mógł ją odczytać. Pojawiały się na niej nazwiska osób, które przebywały w danym miejscu. Dzięki niej uniknęliśmy wielu kłopotów.
- Straciliśmy mapę na ostatnim roku - dodał James. - Z tego co pamiętam, Filch ją znalazł, ale domyślamy się, że nie odkrył jej mocy. Pewnie ją wyrzucił, uznając na zwykły pergamin, albo zakuł w kajdany uważając za niebezpieczny obiekt magiczny.
Dumbledore uśmiechnął się po kryjomu.
- Nie wydam was - powiedział już poważnie. - I nie doniosę o was ministerstwu, jednak proszę, abyście uważali. Nielegalni animadzy, co jeszcze wymyślicie?! - zaśmiał się krótko. - Za to grożą rozmaite kary, ale tak jak mówię, nikt się o tym nie dowie. A tak właściwie, kto jest wtajemniczony?
- Remus i teraz wasza trójka - odparł James. - Przepraszam, Lily.
Obdarzyła go najcieplejszym uśmiechem, jakim dysponowała.
- Druga wiadomość dotyczy głównie pana Blacka. Syriuszu, twój brat, Regulus, zginął w ostatnich dniach.
Łapa zadrżał, ale później wzruszył tylko ramionami.
- Zawsze źle dobierał sobie towarzystwo. Jak zginął?
- Według otrzymanych informacji, został ugodzony Zaklęciem Niewybaczalnym. Nie zdołał wykonać powierzonego mu zadania.
- Tchórz - podsumował Syriusz.
- Na koniec chciałbym, byście mnie uważnie posłuchali - rzekł Dumbledore. - Nic nie da pogrążanie się we wspomnieniach i życie przeszłością. Czas ucieka. Nie wiadomo ile go jeszcze każdemu z nas zostało. Przebudźcie się. Dopóki nie jest za późno.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł, puszczając wcześniej oko do Lily. Syriusz i James patrzyli na swoje dłonie, ale Ruda wiedziała, że ich myśli biegną jednym torem. Położyła dłoń na ramieniu Dorcas i poprosiła, żeby zostawiły ich samych.
Tej nocy Lily Potter nie mogła zasnąć. Ciągle miała przed oczami ten niezwykły widok, w którym dwójka animagów wpatrywała się w pełnię księżyca, przypominającą im o przyjacielu, który gdzieś tam jest i w swojej drugiej postaci również o nich myśli. Przestraszyła się, kiedy drzwi jej sypialni uchyliły się i pojawił się w nich nie kto inny, jak James.
Usiadł na skraju jej łóżka i patrzył na nią z miłością, zza swoich okrągłych okularów. Jego oczy były pełne cierpienia i dobroci.
- Wracajmy do domu, Lily - powiedział. - Choćby zaraz.
Tak bardzo marzyła, by ten moment nadszedł! Wpatrywała się w człowieka swojego życia, czując, jak miłość wylewa się z jej serca jak woda z przepełnionego naczynia. Przytulili się do siebie, a jego usta zaczęły błądzić w poszukiwaniu jej ust. Całowali się tak, jak kiedyś - całym sercem i całą duszą, a świat, który tyle złego im wyrządził, przez jeden cudowny moment nie miał żadnego znaczenia.
- Weźmiemy ze sobą Syriusza - rzekła Lily, patrząc mu w oczy.
- Łapa marzy o podróżowaniu na swoim motorze. - Rogacz uśmiechnął się najpiękniej na świecie. - Ale będzie wpadał co tydzień na niedzielne obiady.
Położyli się obok siebie na białej pościeli, obejmując się z miłością.
- Kocham cię, James.
- A ja ciebie nad życie, Lily.
_________________________
Dla wszystkich, którzy wiedzą, jak to jest być na skraju przepaści.
Smutno... Biedny, biedny Remus. Piękna ta ich przyjaźń.
OdpowiedzUsuńŚliczny fragment, jeleń i czarny pies wpatrujący się w księżyc w pełni <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że błędnie oskarżyli Lunatyka :(
OdpowiedzUsuńNienawidzę Glizdogona...mały, podły zdrajca.
nie lubię nieścisłości... Dumbledore nie wiedział, że są animagami... aż do momentu kiedy Syriusz mu to powiedział w 3 częsci... /Mekira
OdpowiedzUsuńZgadzam się .. Dumbledore nie mógł się dowiedzieć o tym, że Syriusz jest animagiem, gdyż wtedy w 3. części HP nie udałoby mu się ukrywać pod postacią psa po ucieczce z Azkabanu.
UsuńTak, ale to opowiadanie dzieje się w czasie Huncwotów, lata przed tym, jak Harry zaczął naukę w Hogwarcie, a poza tym to opowiadanie, więc nie wszystko musi zgadzać się z prawdą /Xeriala
OdpowiedzUsuńNo właśnie. I myślę, że taki mądry człowiek jak Dumbledore, wiedząc że James, Syriusz i Peter są animagami, zauważyłby, że coś jest nie tak ze szczurem Rona.
OdpowiedzUsuńWłaśnie wyobraziłam sobie, jak sprawdza wszystkie szczury w Hogwarcie, bo może być to zamordowany członek Zakonu Feniksa.
UsuńSkoro używali animagii w Hogwarcie, a także potem Syriusz robił to w Azkabanie i nikt się nie zorientował, to logiczne, że animagia nie zostawia wyraźnych śladów magii.
Piękne i smutne... Tak mi szkoda Jamesa i Syriusza bo stracili najlepszego przyjaciela. Ale też szkoda mi Lily bo ona również cierpi, patrząc jak cierpi jej mąż...
OdpowiedzUsuńI dziękuję za dedykację bo choć nie ma tam mojego imienia to dotyczy mnie.
Kolejny raz ryczę...to takie smutne ;(
OdpowiedzUsuń