30 maja 2012

56. Wezwanie do walki


(16 lutego 2010)


     Syriusz Black wyglądał na człowieka wolnego.
     Od czasu zakończenia magicznej edukacji w Hogwarcie nie miał prawdziwego domu. Sam wybrał sobie takie życie, kiedy uciekł z posiadłości przy Grimmauld Place 12. Zawsze szeroko otwarte dla niego drzwi Potterów w Dolinie Godryka, uważał tylko za schronienie, pewnego rodzaju azyl. Pan Łapa nie liczył minut ani godzin, nie trzymał się żadnego harmonogramu, nie miał zobowiązań wobec rodziny. Do nikogo też nie należał, bo prawdziwie kochał kobietę tylko raz w życiu, a los tak z niego zadrwił, że odebrał mu ukochaną w najbrutalniejszy sposób.
     Jednak Syriusz Black nie był człowiekiem wolnym. W ostatnich miesiącach przestał nim być. Stał się za to więźniem przeszłości, własnych wspomnień i olbrzymiego żalu, który nosił w sercu. Do tego żył w ciągłym strachu o najbliższych. Po raz pierwszy nie miał pojęcia, co może przynieść następna minuta istnienia.

     Zapadał zmrok, kiedy Łapa przemierzał puste, szare uliczki jakiejś zaniedbanej dzielnicy. Nie wiedział gdzie jest, ani jak się tam znalazł. Przez parę krótkich chwil był po prostu człowiekiem bez twarzy i bez tożsamości.
     Zatrzymał się przy krawężniku, z uwagą i wielką ostrożnością rozglądnął się dookoła, po czym z kieszeni spodni wyjął długą, niegroźnie wyglądającą różdżkę. Przyjrzał się jej dokładnie. Czereśnia i rdzeń z ogona jednorożca, dwanaście i ćwierć cala. Taka mała, taka prosta, pomyślał z sarkazmem Syriusz, a przynosi niekiedy straszne zniszczenia.
     Z trudem oderwał się od ponurych myśli, które dość często go dopadały, wyciągnął przed siebie rękę z różdżką i krótko nią machnął.
     Nie przepadał za podróżowaniem Błędnym Rycerzem, ale musiał koniecznie zająć czymś swoją głowę, broniąc jej przed ponownym szaleństwem, jakiego niedawno doświadczył razem ze swym najlepszym przyjacielem, Jamesem Potterem. Wiedział, że uciekanie od przeszłości to nie sposób, żeby o niej zapomnieć, ale potrzebował wytchnienia, by nabrać dystansu. Przez to, czego doświadczył zrozumiał, że właśnie na tym polegała tragedia - że trzeba było żyć dalej.
     Wściekle fioletowy piętrowy autobus, zatrzymał się przed Łapą w ciągu kilku następnych sekund. Syriusz skinieniem głowy przerwał powitalną formułkę konduktora, zapłacił za bilet do Doliny Godryka i znalazł wolne miejsce na końcu autobusu. Obecni tu czarodzieje i czarownice, patrzyli na niego jak na ciekawy gatunek w zoo. W ich spojrzeniach ciekawość mieszała się z podziwem i grozą; szlachetny i starożytny ród Blacków od zawsze budził respekt, a postawa Syriusza zmuszała do jeszcze większych rozmyślań.
 - Witaj, Syriuszu - usłyszał Łapa gdzieś z prawej strony.
     Autobus ruszył bez ostrzeżenia przed siebie, a Łapa w ostatniej chwili chwycił się metalowej barierki. Niektórzy mieli mniej szczęścia, jakaś stara czarownica uderzyła w bok pojazdu, zostawiając tam wybity ząb.
 - Emelina Vance - powiedział pan Black, kiedy zdołał zobaczyć, kto do niego mówił. Emelina była parę lat starsza od Huncwotów, ale również należała do Zakonu Feniksa. - Dawno cię nie widziałem.
 - Bo rzadko bywasz w Kwaterze Głównej - odparła, przechodząc do szeptu. - Co się dzieje, Syriuszu?
     Błędny Rycerz zahamował, a Emelina, która zbyt słabo się trzymała, poleciała parę metrów do przodu z głośnym przekleństwem. Łapa, nie tracąc swych dobrych manier, powstrzymał wybuch śmiechu i podbiegł pomóc jej wstać.
 - Jestem w stałym kontakcie z Dumbledore'm - rzekł spokojnie. - Nie martw się, nie zapomniałem o Zakonie. Wciąż dostaję jakieś zadania. - Przerwał na chwilę. - A wiesz, to, że nie pokazuję się w Mglistym Aniele... Tak wyszło.
 - Syriuszu, może jestem na tyle głupia, żeby wsiadać do tego piekielnego autobusu, ale nie aż tak głupia, żeby nie widzieć, że sam nie chcesz tam wracać.
 - Masz rację. Nie chcę tam wracać.
 - I, rozumiem, nie chcesz również o tym rozmawiać.
     Pan Black wzruszył ramionami i przeniósł wzrok za okno. Nie mógł wiele zobaczyć, bo na dworze było całkiem ciemno, ale to nie miało znaczenia. Błędny Rycerz znowu ruszył z zawrotną prędkością.
 - Wiesz, kiedyś mi się podobałeś - stwierdziła Emelina. Syriusz pierwszy raz od dawna uśmiechnął się szczerze do kogoś poza Jamesem, Peterem i Lily.
 - Naprawdę? - odparł z zawadiackim uśmiechem. - Na Merlina, Emelino. Znalazłaś świetne miejsce na takie romantyczne wyznania.
     Fioletowy pojazd niewidoczny dla mugoli skręcił nagle w lewo, a Łapa uderzył twarzą w metalową barierkę. Sprawdził od razu stan uzębienia i chociaż wszystkie znalazł na właściwym miejscu, to był pewien, że ukruszył przynajmniej połowę.
 - To było w Hogwarcie - powiedziała panna Vance. - Lubiłam wasze dowcipy, twoje i Jamesa Pottera. On miał talent do quidditcha...
 - Jako szukający nie ma sobie równych - wtrącił Łapa.
 - Racja, był niesamowity. A ty miałeś nieziemską urodę. No, ale nigdy się ze mną nie umówiłeś. Płakałam jak dziecko w szóstej klasie, kiedy Cora Hundson ogłosiła, że zaprosiłeś ją na randkę do Hogsmeade.
     Syriusz zdusił wybuch śmiechu.
 - Przepraszam - powiedział. - Ale z Corą też nie zabawiłem długo.
 - Cztery dni - wyrecytowała beznamiętnie Emelina. - Liczyłam.
     Błędny Rycerz pędził jakąś mugolską, porządną uliczką, której mieszkańcy starali się wygrać nieoficjalny konkurs, na najlepiej zadbany trawnik.
 - Niedługo będę wysiadać - zaczęła panna Vance. - Odwiedzam tu rodziców. - Przerwała na krótką chwilkę. - A ty dokąd się wybierasz, tym cholerstwem?
     Było to bardzo łagodne określenie podróżowania Błędnym Rycerzem.
 - Do Potterów, Emelino - odpowiedział Łapa.
 - Pozdrów ode mnie Lily. I Jamesa. Powiedz, że jego chwyt w ostatnim meczu, jaki oglądałam, przeciw Krukonom, dalej śni mi się po nocach.
 - Lily chyba nie będzie zadowolona, że śnisz o jej mężu - zażartował Syriusz z figlarnym uśmiechem na ustach. Emelina też się uśmiechnęła.
 - Masz rację. W takim razie tylko ich pozdrów.
     Autobus zatrzymał się przed jednym z domków.
 - Jest szansa, że zobaczymy się niebawem w Mglistym Aniele? - spytała.
 - Być może - odparł Łapa. Nie chciał niczego obiecywać.
     Pomachała mu na pożegnanie, po czym z pełną ulgą opuściła pokład Błędnego Rycerza. Autobus chwilę później pomknął do przodu jak spłoszony ptak.

     W domu Potterów w Dolinie Godryka, paliły się światła. Syriusz zawsze czuł w sercu przyjemne ciepło, kiedy szedł żwirowanym chodnikiem do posiadłości swego przyjaciela. W jego wyobrażeniu tak właśnie powinna wyglądać szczęśliwa rodzina: przytulny dom, kochający się rodzice i brzdące latające po pokojach. Potterom do ideału brakowało tylko tego ostatniego.
     Łapa właśnie miał zamiar wyciągnąć rękę, żeby nacisnąć na dzwonek, kiedy drzwi same się przed nim otwarły. Po drugiej stronie progu stał James.
 - Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie dzwonił - powiedział, wywracając oczami w teatralny sposób. - To także twój dom.
     Syriusz wyszczerzył zęby do przyjaciela, wszedł do środka, po czym oboje rzucili się sobie w ramiona. To, że wciąż dane im było być razem, traktowali jako największy z cudów. Przekonali się, że Zło nie wybiera, kogo zniszczyć.
     Łapa przywitał się z Lily Potter, rzucając jakiś komplement, po czym wszyscy usiedli w salonie przy kominku, który od zawsze przypominał im wytarte fotele w Wieży Gryffindoru. Panowała tu bardzo podobna atmosfera.
 - Wypłosz, ty piekielny kocie! - warknął Rogacz, wyrzucając z kanapy zdechłą mysz. Łapa parsknął śmiechem.
 - Glizdogon nie byłby zadowolony - stwierdził.
 - Peter odwiedził nas w tamtym tygodniu - powiedziała Ruda. - Nie miał zbyt wiele czasu, ale chyba sobie radzi. Trochę zbladł i schudł, ale poza tym się nie zmienił.
 - Schudł? Nie uwierzę, póki nie zobaczę.
     James wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
 - Spotkałem w Błędnym Rycerzu Emelinę Vance.
 - Emelinę? Chyba pół wieku jej nie widziałam. Ciągle się mijamy. Ostatni raz rozmawiałam z nią chyba na naszym ślubie.
     Rogacz wpatrywał się w Łapę, jakby ten spadł z księżyca.
 - A ciebie co napadło, że wsiadłeś do Błędnego Rycerza? Masz niezaspokojone ambicje, czy brakuje ci mocnych wrażeń? - spytał. Łapa zaśmiał się.
 - Może i to i to - powiedział. - Ale nie ważne. Macie od niej pozdrowienia. I powiedziała, że dalej śni jej się twój chwyt w meczu z Krukonami, ładne pięć lat temu.
     Lily zmarszczyła brwi.
 - Śni o moim mężu? - szepnęła. Łapa wybuchnął śmiechem.
 - Mam cholernie zazdrosną żonę - powiedział James. - Ale nie jest taka zła. Robi mi awantury najwyżej pięć razy w tygodniu.
     Rogacz objął Rudą i pocałował ją w policzek. Miał przy tym oczy błyszczące szczęściem i najpiękniejszy uśmiech świata.
     Nagle Łapa spochmurniał.
 - Słyszeliście o Edgarze?
     Potterowi pokiwali powoli głowami.
 - Dumbledore nam powiedział. Prorok przestał być informatorem w tych dziedzinach. Straszna tragedia. Wymordowali całą rodzinę.
 - Widziałem się w tym dniu z Edgarem - mówił Syriusz. - Rano, niedaleko Dziurawego Kotła. Wykonywał zadanie dla Zakonu. Uścisnęliśmy sobie tylko ręce. A wieczorem wszyscy Bones'owie...
     Zapadła długa cisza. Cała trójka myślała w tamtej chwili o kruchości życia i niesprawiedliwości losu. Tyle istnień zniszczyło już Zło. Ile jeszcze może to potrwać? Czy jest na tym świecie ktoś, kto potrafi to przerwać?
 - Wyrzucili mnie z ministerstwa - przerwał milczenie James.
     Syriusz spojrzał na niego z niedowierzaniem.
 - Dlaczego? - spytał. - Czy to miało coś wspólnego z... no wiesz. - Nigdy głośno nie rozmawiali o dniach, które spędzili wspólnie w Mglistym Aniele.
     Rogacz uśmiechnął się smutno.
 - Też tak myślałem. Te długie nieobecności bez żadnego wyjaśnienia, zawalenie obowiązków i tak dalej. Ale nie, szef powitał mnie, jakby tamtych dni nie było. Pracowałem przez trzy dni. A później... Później wyrzucili Szalonookiego.
 - Co zrobili?! - warknął Łapa. - Wyrzucili z ministerstwa Alastora Moody'ego?! Przecież to był ich najlepszy auror!
 - Zrobili z niego świra. Wiesz, że niby ma obsesję, po urazach, jakich ostatnio doznał. Ale to nieprawda. Nadawał się jeszcze świetnie do swojej pracy, no, ale Crouch stwierdził, że Moody jest za blisko Dumbledore'a.
 - No dobrze, ale co to ma wspólnego z tobą? - spytał Syriusz.
     Oczy Rogacza zamigotały złowrogo.
 - Wstawiłem się za nim. To znaczy, powiedziałem głośno, że to niesprawiedliwe, że nie mają żadnych podstaw, żeby go wyrzucić na bruk. Jeszcze tego samego dnia dostałem wymówienie wraz z wiadomością, że do godziny powinienem opuścić gmach Ministerstwa Magii.
     Łapa nie wiedział, co powiedzieć. Taki obrót sprawy nie mieścił mu się w głowie. Świat nie zmierzał ku dobremu, bo pan Black zrozumiał niestety, że ta wojna nie toczy się tylko pomiędzy Siłami Ciemności, a Zakonem Feniksa. Powstał również trzeci obóz: Ministerstwo.
 - Crouch nie jest przecież ministrem, dlaczego wszyscy mu podlegają? - zastanawiał się głośno Syriusz. - Jest tylko szefem jednego z departamentów...
 - Nieoficjalnie jest już ministrem - odparł James. - Wszyscy mu podlegają.
 - Dumbledore mówi, że ogłoszenie go głową ministerstwa to tylko kwestia czasu - dodała Lily.
     Łapa pokręcił głową z niedowierzaniem.
 - Syriuszu, zostaniesz na noc? - zapytała Ruda, spoglądając na zegar. Była już jedenasta wieczorem.
 - Sam nie wiem... - Łapa napotkał proszące spojrzenie przyjaciela. - Chociaż, chyba nic mi się nie stanie, gdy przekimam się u was.
     Rogacz wyszczerzył zęby.
     W tym momencie przez okno przemknął mglisty kształt, który zatrzymał się w powietrzu i uformował w postać ptaka. Cała trójka zamarła. Wiedzieli, kogo patronusem jest feniks, a to mogło oznaczać tylko jedno - stało się coś niedobrego.
     Wydawało się, że minęło parę lat, zanim feniks przemówił głosem Albusa Dumbledore'a:

Kwatera Główna w niebezpieczeństwie. Śmierciożercy zaatakowali.
Brońcie Mglistego Anioła.


4 komentarze: