27 maja 2012

45. Mglisty Anioł


(5 lutego 2009)


     Jeśli istniało coś, z czego mieszkańcy południowej części hrabstwa Warwickshire byli naprawdę dumni, to z całą pewnością był to Mglisty Anioł.
     Państwo Dumbledore pojawili się tam bardzo, bardzo dawno temu, nagle i bez zapowiedzi. Nikt nie wiedział skąd przybywa ta zamożna rodzina, na polecenie której wybudowano ten dworek, tak samo jak nikt nie potrafił wyjaśnić, jakim sposobem wznieśli go w tak krótkim czasie. Posiadłość stanęła na szczycie jednego ze wzgórz Cotswolds, a zawsze zamknięta złota brama, szybko zyskała nazwę "wrót do raju". Nawet najbogatszych mieszczan zaskakiwał ogrom i różnorodność ogrodów, które przyciągały zazdrosne spojrzenia przechodniów, zza połyskujących krat.
     Choć państwo Dumbledore nigdy nie pojawiali się w towarzystwie, mówiono o nich w samych superlatywach. Ich przepiękny dom stał się największą chlubą tego mało znanego, a tak pięknego zakątku kraju. Bardzo szybko zaczęto tworzyć niesamowite opowieści o nieznanej rodzinie i jej wielkim bogactwie, niejednokrotnie przypisując sobie zażyłe kontakty z ich tajemniczymi bohaterami.
     Stary dwór został nienaruszony przez prawie sto lat. Tym większe było zdumienie, gdy pewnego upalnego, lipcowego dnia posiadłość po prostu zniknęła z powierzchni ziemi, a wraz z nią wszelkie dowody na to, że kiedykolwiek istniała. Nawet najstarsi mieszkańcy, którzy wiele już w życiu przeżyli, nie potrafili wyjaśnić, dlaczego z kilkupiętrowego dworku, otoczonego najwspanialszymi ogrodami, jakie kiedykolwiek cieszyły ich oczy, pozostał jedynie marmurowy łuk z płaskorzeźbą anioła, a zdjęcia i stare dokumenty zapadły się nagle pod ziemię.
     I choć od tego dnia setki oczu wznosiło się każdego ranka w kierunku wzgórza, z nadzieją, że Mglisty Anioł pojawi się równie szybko i niespodziewanie jak zniknął, żadne z nich nie mogło wiedzieć, że dom stoi na swoim miejscu, a pewien starzec z długą, siwą brodą, niesamowicie niebieskimi oczami i dobrotliwym uśmiechem, właśnie przechadza się po ogrodach, co jakiś czas zerkając na zegarek z planetami zamiast wskazówek.
     Albus Dumbledore wyraźnie na coś czekał.
     Nagle na ścieżce prowadzącej prosto przed bramę Mglistego Anioła pojawiło się kilkanaście osób, żywo o czymś dyskutując. Dla mugoli z wioski był to bardzo niecodzienny widok: tylu ludzi zmierzających do dworku, którego przecież nie było. A oni stanęli dokładnie przed marmurowym łukiem, ostatnią pozostałością po chlubie Warwickshire, pokazując sobie palcami coś w oddali. Chwilę później, po kolei robili krok do przodu i natychmiast znikali, pochłonięci niewidzialną siłą.
    

     Dumbledore bez słowa poprowadził tą dziwną pielgrzymkę przez rozległy ogród do wielkiej posiadłości. Dom, chociaż od tylu lat nikt tutaj nie mieszkał, był w świetnym stanie. Na meblach, ozdobach i szafach nie było ani garstki kurzu, pokaźny zbiór szklanych filiżanek lśnił zza przezroczystej szyby, a dywany wyglądały, jakby codziennie ktoś je dokładnie szorował. Albus Dumbledore wszedł do przestronnego pomieszczenia, którego główną część zajmował duży, drewniany stół, a na ścianach wisiały portrety jakichś ludzi, wszystkie były pogrążone we śnie. Dyrektor Hogwartu zajął miejsce przy środku stołu i uprzejmym gestem poprosił, aby inni zrobili to samo. Drzwi do pokoju zamknęły się i zaległa pełna napięcia i ciekawości cisza.
 - Witajcie, moi drodzy - powiedział, przyglądając się każdemu po kolei znad swoich okularów-połówek - w Mglistym Aniele.
     Przez salę przetoczyły się podniecone szepty.
 - Ten dom od wieków należał do moich przodków od strony ojca - ciągnął Dumbledore - a teraz stał się świetnym miejscem na Kwaterę Główną Zakonu Feniksa. Dworek został otoczony zaklęciami ochronnymi, podstawowymi zaklęciami antymugolskimi i antydeportacyjnymi. Rzuciliśmy na niego również inne pomocne zaklęcia, tak, że tylko wybrani mogą wejść do środka. Tutaj będą odbywały się zebrania Zakonu Feniksa i wszelkie rzeczy z tą organizacją związane.
     Dumbledore omiótł spojrzeniem pomieszczenie, po czym wyjął zza pazuchy kawałek zapisanego pergaminu i podniósł go wysoko do góry.
 - Wpisując swoje nazwisko na ten pergamin, zawarliście tym samym magiczną umowę o działalności przeciwko Lordowi Voldemortowi. Są jednak tacy, którzy jeszcze nie mieli okazji tego zrobić. Teraz jest na to czas.
     Posłał pergamin i wyczarowane pióro, a każdy z obecnych, którego nazwiska nie było na liście, szybko się wpisywał. W zupełnej ciszy pergamin zatoczył koło i znów znalazł się w rękach Dumbledore'a.
 - Świetnie - powiedział z uśmiechem. - Świetnie, świetnie. Pora, żebyśmy się wszyscy poznali! Walczymy w końcu po tej samej stronie i nasze intencje są jednakowe...
     Albus Dumbledore zaczął wymieniać nazwiska każdego z obecnych członków Zakonu Feniksa, a wyczytywani podnosili się ze swoich miejsc i kłaniali się lekko do reszty. Była to dosłownie garstka czarodziejów, którzy chcieli walczyć o dobro, nawet, jeśli musiałoby to ich kosztować utratą życia: Caradoc Dearborn - stary, łysiejący czarodziej z dobrotliwym spojrzeniem, Edgar Bones - brat Amelii Bones, znanej pracownicy Ministerstwa Magii, Dedalus Diggle, Elfias Doge - szkolny kolega Dumbledore'a, Benio Fenwick, Arabella Figg - charłaczka walcząca po stronie dobra, Aberforth Dumbledore - brat Albusa, Frank i Alicja Longbottom'owie - świeże małżeństwo, Minerwa McGonagall - nauczycielka transmutacji z Hogwartu, Emelina Vance, Mundungus Fletcher, Rubeus Hagrid - gajowy ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa, Marlena McKinnon i jej mąż Marcus, Sturgis Podmore, Alastor Moody - wiekowy auror i dobry przyjaciel Dumbledore'a, Dorcas Meadowes - czarownica z roku Franka Longbottom'a, oraz najmłodsi członkowie: Syriusz Black, James Potter, Remus Lupin, Peter Pettigrew, Lily Evans i Lavender Storm. Wszyscy z jednym pragnieniem, by zniszczyć Voldemorta, uwolnić świat czarodziejów od zagłady i bezsensownych teorii o czystości krwi czarodziejów.
 - Zacznijmy nasze spotkanie od mniej przyjemnych wiadomości - powiedział Dumbledore smutnym głosem. - Czytaliście na pewno w Proroku Codziennym, o tragicznej śmierci Fabiana i Gideona Prewett'ów.
 - To... To straszne, Albusie - wyjąkała Emilia Vance, wydmuchując nos. Odpowiedziały jej przygnębione szepty i smutne spojrzenia.
 - Masz rację, Emilio. Fabian i Gideon byli nie tylko odważnymi członkami Zakonu, byli też niezwykle zdolnymi i dobrymi czarodziejami. To dla nas wielka strata... Naprawdę wielka. A jest to tylko kolejnym potwierdzeniem faktu, że śmierciożercy nie mają żadnych skrupułów w zabijaniu.
 - Stała czujność! - syknął Szalonooki, uderzając palcem w stół. Łapa parsknął śmiechem, udając nagły wybuch kaszlu.
 - Nie ma się z czego śmiać, Syriuszu - rzekł łagodnie Dumbledore. - Każdy z was jest narażony na bardzo duże niebezpieczeństwo.
 - Chcemy działać! - krzyknął James. Odpowiedziały mu zgodne okrzyki.
 - Cieszę się - odparł Albus. - Ale to nie takie proste.
 - Mogę być szpiegiem wśród wilkołaków - wypalił Lunatyk oblewając się szkarłatnym rumieńcem. Kilka osób obdarzyło go przerażonym spojrzeniem.
 - Dziękuję, Remusie - odparł Dumbledore z uśmiechem. - Nie wyobrażałem sobie nikogo innego na tej pozycji, mówiąc szczerze. A my - tu zwrócił się do reszty - nie musimy obawiać się wilkołaków. Nie ważna jest nasza postać, liczy się nasze serce.
     Parę osób pokiwało głową z uznaniem.
 - A my? Co my możemy zrobić? - spytał Syriusz.
 - Wy - zaczął Dumbledore obdarzając go spokojnym spojrzeniem - macie równie ważne zadanie. Chcę, żebyście się szkolili i uczyli, wyrabiali swoje zawody, spełniali swoje marzenia. Ważne jest, żebyśmy w Zakonie mieli wykształcone osoby. Gdy tylko będę mógł powierzyć wam jakieś zadanie, natychmiast to zrobię.
 - Mamy się uczyć? - powtórzył z niedowierzaniem Łapa. Parę osób parsknęło śmiechem na widok jego rozczarowanej miny.
 - Rozwijać swoje umiejętności, Syriuszu - poprawił go były dyrektor. - Słyszałem na przykład, że Lily chce zostać uzdrowicielem. A Lavender pracować w bankowości dla Gringotta. Im więcej naszych ludzi na różnych stanowiskach, tym lepiej.
     Łapa oparł się łokciami o stół, wyraźnie zawiedziony.
 - Ty jednak, Syriuszu, jeśli chcesz, otrzymasz jeszcze inne zadanie.
 - Jakie? - Pan Black natychmiast się ożywił.
 - W twojej rodzinie z pewnością są zwolennicy Voldemorta, prawda? - rzekł spokojnie Dumbledore, mierząc go wzrokiem. Syriusz znów zmarkotniał.
 - Tak - odpowiedział.
 - A więc, jak sądzę, możesz mieć o wszystkim informacje z pierwszej ręki...
 - Nie sądzę, panie profesorze. Rok temu wyprowadziłem się do Potterów, nie utrzymuję kontaktu z rodziną. No, nie licząc Andromedy. Ona jedna jest normalna.
     Parę osób wybuchnęło śmiechem.
 - Rozumiem... I na pewno nie możesz zrobić zupełnie nic, aby zdobyć jakieś potrzebne Zakonowi informacje, prawda? - Łapa zastanowił się.
 - No... Mogę na przykład pojawić się na Grimmauld Place i...
 - Byłoby znakomicie - przerwał mu Dumbledore. - Zostań, szczegóły omówimy po tym spotkaniu.
     Słońce wznosiło się leniwie na niebo, oblewając okolice czystymi promieniami. Wstawał kolejny piękny i gorący lipcowy dzień, a w Mglistym Aniele dalej trwały narady i dyskusje.
 - Barty Crouch wydał pozwolenie dla aurorów o zabijaniu śmierciożerców - mówił Albus poważnym tonem - ale nie sądzę, żeby to było dobre posunięcie. Nie chcemy stać się drugimi śmierciożercami. Jeśli tylko możemy uniknąć morderstwa, zróbmy to.
 - Głupota - mruknął do siebie Moody.
 - Tak myślisz, Alastorze? - spytała ostro McGonagall. - Ja zgadzam się z Albusem. Niech gniją w Azkabanie, ich śmierć niczego nie zmieni.
     Syriusz nigdy nie słyszał, by jego dawna nauczycielka transmutacji odnosiła się do kogoś z tak wielką pogardą.
 - Dementorzy nie są już pod władzą Ministerstwa Magii - zauważył Edgar Bones.
 - Racja, i to nasz kolejny problem - stwierdził Dumbledore. - Wybaczcie to pytanie, ale czy każdy z tu obecnych potrafi wyczarować cielesnego patronusa? Tylko to może uratować nas przed pocałunkiem dementora.
     Prawie wszyscy pokiwali twierdząco głowami.
 - Musimy chronić również mugoli - ciągnął dyrektor Hogwartu.
 - Chronić mugoli? - zdziwił się Mundungus Fletcher, siedzący obok McGonagall. Wydawało się, że nie była zadowolona z tego towarzystwa.
 - Tak Dung, mugoli - powtórzył Aberforth.
 - Dlaczego?
 - Bo od stwierdzenia "tylko czarodzieje" dzieli nas jeden krok od stwierdzenia "tylko czysta krew", a to już śmierciożercy.
 - Święte słowa, James - rzekł Dumbledore. - Zabijanie niewinnych i bezbronnych mugoli to najlepsza rozrywka zwolenników Voldemorta. A pamiętajcie, że największą zbrodnią jest zabić bezbronną istotę.
 - Trza się będzie wybrać do olbrzymów, racja, panie psorze?
 - W przyszłości na pewno, Hagridzie.
 - A co z goblinami? Czy te małe, wredne stwory zdecydowały się wreszcie, po której stronie są? - spytała Marlena McKinnon.
 - Nie są po niczyjej stronie - odpowiedziała jej Dorcas Meadowes. - Nie tolerują wyższości czarodziejów i nie chcą walczyć ani przeciw, ani po stronie Sami-Wiecie-Kogo. Ale ginie ich teraz bardzo wiele. Tak samo, jak skrzaty domowe.
 - Pamiętajcie, że aby poznać człowieka musimy patrzeć, jak traktuje poddanych, a nie równych sobie - stwierdził Dumbledore.
     Debaty toczyły się do samego południa. Albus przywołał z domowej spiżarni parę ciast i dań na zimno, oraz parę zgrzewek kremowego piwa i Ognistej Whisky. Słońce było już w najwyższym punkcie nieba, kiedy wreszcie wstali od drewnianego stołu.
 - Zawsze będziecie mile widziani w Mglistym Aniele na dłużej - powiedział Dumbledore. - Kwatera Główna jest otwarta dla wszystkich. Dziś wyślę tu parę domowych skrzatów z Hogwartu, więc będziecie mogli liczyć na ciepłe posiłki.
 - Super! - ucieszył się Peter.
 - Ja wracam do Doliny Godryka - zwrócił się Rogacz do przyjaciół. - Będę tam na was czekać.
 - Obiecuję, że tam wpadnę - mówił Syriusz. - Jak tylko załatwię pewne sprawy z Andromedą i Tedem Tonks'em. Nigdy nie sądziłem, że wrócę kiedyś na Grimmauld Place.
 - Życie niesie ze sobą wiele niespodzianek.
 - Kiedy przyjdą zaproszenia na wasz ślub? - spytał Remus patrząc z uśmiechem na Rogacza i Lily.
 - Niedługo - odparł James. - Może szybciej niż myślisz.
 - Czy wiesz o czymś, o czym ja nie wiem? - zwróciła się Ruda patrząc z uśmiechem na Jamesa. On tylko wyszczerzył do niej zęby.
 - No pewnie, przecież to jasne, że Lily nie ma pojęcia o tym, że niedługo będzie żoną jednego z Huncwotów - zażartował Łapa. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
     Przed złotą bramą Mglistego Anioła zatrzymali się na chwilę.
 - Brakuje ci Alissy, prawda, Remusie? - spytała Lily Lupina. On uśmiechnął się blado.
 - To dla jej dobra - powiedział powoli. - Tu nie była bezpieczna. W Australii nic jej nie grozi. Tak było lepiej.
 - Szkoda, że rodzice postawili ją przed faktem dokonanym - mruknął Peter.
 - Przecież będziecie pisać do siebie - stwierdziła Lavender, łapiąc Remusa za ramię. - A kiedy to wszystko się skończy, znów się ze sobą spotkacie.
     Lunatyk kiwnął powoli głową.
     Całą szóstką przeszli przez złotą bramę Mglistego Anioła, zeszli ze wzgórza Cotswolds i zdeportowali się z donośnym pyknięciem. Mugolski starzec z pobliskiego domu wyjrzał przez okno; pomyślał, że to znów nawala rura wydechowa w jego samochodzie. Spojrzał na zarys dumnego wzgórza i marmurowy łuk Dumbledore'ów, ale Mglistego Anioła jak nie było - tak nie ma.

_________________________
Tym razem dla Michała.
Mglistego Anioła mojego serca. 


6 komentarzy:

  1. Michał, Maciej, ciekawe kto jeszcze zawładnie twoim sercem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Byli jeszcze Mariusz i przede wszystkim czekolada Wedel ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Całym serduszkiem kocham ten rozdział, w końcu oryginalność, w której jesteś tak dobra :D
    Przysięgam uroczyście, że będę czytać dalej!
    Z pozdrowieniami
    Maddie Tonks

    OdpowiedzUsuń