(11 lutego 2009)
Ulica Grimmauld Place była o tej porze cicha i opustoszała. Słońce wchodziło dopiero na horyzont, zapowiadając kolejny upalny, lipcowy dzień. Pobliskie mugolskie, nienagannie utrzymane trawniki wysychały niezraszane wodą, a drzewa kołysały się lekko smagane ciepłym, letnim wietrzykiem. Wstawał kolejny, wakacyjny dzień.
Nagle bezdenną ciszę przerwał krótki huk, przypominający wystrzał z małej armaty i znikąd pojawiły się trzy postacie: dwóch wysokich mężczyzn i jedna kobieta z burzą rudych włosów. Rozglądnęli się dookoła i ruszyli prosto ku jednemu z budynków, numer dwanaście.
- Jesteś pewny, że nikogo z twojej rodziny nie będzie, Syriuszu? - zapytała Lily ściskając w kieszeni swoją wierzbową różdżkę.
- Jestem pewny - odpowiedział mężczyzna idący na lewo od niej. - Zadbali o to Szalonooki, Edgar Bones i Marlena McKinnon.
James Potter parsknął śmiechem.
- A twój skrzat domowy?
- Naprawdę, jestem pewny, że dom jest całkowicie pusty - zapewnił Syriusz Lily. - Stworka też nie będzie. Widzisz, ktoś przez przypadek skonfundusował moją matkę na dzisiejszy poranek i wysłała Stworka w pewne miejsce...
Cała trójka zaśmiała się głośno. Wszyscy nagle poczuli, jak wraca im humor. Doszli do budynku numer dwanaście i stanęli przed drzwiami z klamką w kształcie wijącego się węża. Łapa westchnął głęboko i pokręcił głową.
- Nigdy nie myślałem, że będę musiał tu wrócić.
- Przecież nie na zawsze - rzekł Rogacz, klepiąc przyjaciela po ramieniu. - Załatwiasz sprawy Zakonu. Jedna rzecz i już nas nie ma.
Syriusz pokiwał głową, wyjął z szaty różdżkę i wycelował nią w zamek. Błysnęło białe światło, usłyszeli odgłos rozsuwanych kłódek, zasuw, rygli, i po chwili drzwi stały przed nimi otworem. Łapa wszedł pierwszy, oświetlając różdżką dość ciemny i ponury korytarz.
Dom był zadbany, ale mimo to sprawiał wrażenie mrocznego. W holu, nad ich głowami kołysał się wielki i bogato zdobiony żyrandol, a wzdłuż wąskiego korytarza wisiały staroświeckie lampy. Obrazy i portrety na ścianach ziały pustką, a zaraz przy wejściu stał stojak na parasole, wyglądający, jak odcięta noga trolla.
- Zostanę tutaj - powiedział James zapalając swoją różdżkę. - Na wszelki wypadek, gdyby komuś jednak zachciało się złożyć niezapowiedzianą wizytę.
Lily i Syriusz pokiwali głowami, po czym weszli w głąb domu Black'ów. Chociaż panna Evans wiedziała, że nic jej nie grozi, nie czuła się tutaj dobrze. Rodzina Syriusza na każdym kroku pokazywała swoją przynależność do domu Salazara Slytherina w Hogwarcie, a tu i ówdzie wisiały powycinane fragmenty Proroka Codziennego, mówiące głównie o czystości krwi. Lily wzdrygnęła się, kiedy zobaczyła długi korytarz, ozdobiony wysuszonymi głowami domowych skrzatów.
- Jedyną ambicją Stworka jest znaleźć się tutaj - stwierdził Łapa wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu. - Słuchaj Lily, ja skoczę na górę i zaraz wracam. Rozgość się... możesz czuć się jak u siebie - dodał i zaśmiał się krótko, po czym wspiął się po schodach na piętro.
Panna Evans rozglądała się po tym ponurym domu, ale nie śmiała niczego dotykać. Wiedziała na co stać czarodziejów, a już z pewnością rodzinę Syriusza. Przyglądała się jednak czarnym portretom, ciemnym dywanom, czy nogom stołu w kształcie wijących się w górę węży. Po raz pierwszy w życiu w pełni zrozumiała Łapę; poczuła gdzieś w środku, że i ona nie mogłaby długo mieszkać w takim miejscu.
Weszła do jakiegoś pomieszczenia w chwili, kiedy słońce oświetliło ściany. Jej oczom ukazał się niezwykły widok: wielki gobelin rodu Black'ów, sięgający, jak przypuszczała, czasów średniowiecza. Wyszyty był bardzo dokładnie, z łączeniami ze złotych nici, które biły blaskiem przyciągając spojrzenie zielonych oczu Lily.
- To najbardziej znienawidzony przeze mnie pokój w tym domu. - Ruda aż podskoczyła słysząc głos Syriusza zza swoich pleców. - Rodzinny gobelin.
- Ciebie tu nie ma... - zauważyła, odczytując imiona jego przodków.
- Byłem tutaj - wskazał na czarne miejsce obok imienia Regulusa, jakby wypalone papierosem. - Moja matka zrobiła to zapewne kiedy uciekłem do Jamesa. Zobacz, tu jest więcej takich miejsc...
Łapa ze smutną miną wskazywał kolejne czarne, ziejące pustką miejsca na gobelinie. Widać było, że sprawiało mu to wielką trudność.
- To mój wujek Alfard - rzekł, wskazując na wypalone miejsce pomiędzy Walburgią Black, a Cygnusem Blackiem. - Zrobiła to, bo zapisał mi cały swój majątek. A tu - pokazał czarną dziurę obok Elladory Black - Isla Black. Wydziedziczona ze względu na małżeństwo z mugolem.
- Była siostrą Fineasa Nigellusa Blacka - stwierdziła Lily. - Był dyrektorem naszej Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- Najmniej lubianym dyrektorem Hogwartu - poprawił ją Syriusz. - Jego własny syn, Fineas Black, został wypalony, bo popierał prawa mugoli. Wyobrażasz sobie taką hańbę?
Przyglądał się kolejno czarnym dziurom na gobelinie.
- Cedrella Black wyszła za Septimusa Weasley'a - ciągnął dalej Łapa. - Weasley'owie to znani zdrajcy krwi. A ten tu - wskazał na wypalone miejsce pomiędzy Cassiopeią Black, a Doreą Black - nazywał się Marius. Był charłakiem. Widzę, że wypaliła też Andromedę. Tydzień temu wyszła za Teda Tonks'a.
- Jesteś spokrewniony z Crabbe'ami, z Longbottom'ami, Prewett'ami...
- Wszystkie rodziny czarodziejów czystej krwi są ze sobą spokrewnione, Lily. Charis Black wyszła za Caspara Croucha. A Arcturus Black ożenił się z Lysandrą Yaxley.
- Syriuszu, zobacz! Tutaj jest Charlus Potter i Dorea Black... Ale... To chyba nie mogą być rodzice Jamesa, co nie?
Łapa przyglądał się jej ze zmrużonymi oczami.
- James nigdy ci nie mówił, że jego matka pochodzi od Black'ów? - spytał Syriusz, a Lily pokręciła przecząco głową. - Była siostrą tego charłaka. A ojciec Rogacza pochodzi od Peverell'ów. Też bardzo stara rodzina, w linii męskiej już wygasła.
- Nigdy nie wspominał, że...
- W sumie nie ma się czym chwalić - przerwał jej Syriusz. - Zobacz, to Araminta Meliflua, kuzynka mojej matki. Próbowała wprowadzić do ministerstwa ustawę, pozwalającą na polowanie na mugoli. Elladora Black zapoczątkowała obcinanie głów skrzatom domowym. A ten tu, mój dziadek, otrzymał Order Merlina Pierwszej Klasy za zasługi dla Ministerstwa Magii. Ale to kit. Dał im po prostu małą fortunę.
Przejechał ręką po gobelinie i wbił spojrzenie w ziemię.
- Uważali, że samo bycie Black'iem czyni cię królem. Wiesz, jak brzmi dewiza Black'ów? Toujours Pur. Zawsze czyści.
- Syriuszu... - szepnęła Lily, ściskając dłoń przyjaciela.
- Szesnaście lat żyłem tutaj, czując się jak w więzieniu. Później uciekłem do Potterów... Tylko w Hogwarcie czułem, że mam rodzinę... Mam was...
- Syriuszu, nie ważne kto kim się urodził, ale kim się stał.
Łapa pokiwał powoli głową i wziął głęboki oddech. Oderwał wzrok od dumnego gobelinu, chluby i zaszczytu starożytnego i szlachetnego rodu Black'ów, po czym razem z Lily opuścili pokój. W korytarzu zastali Jamesa czytającego Proroka Codziennego i popijającego kremowe piwo.
- Masz? - spytał, a kiedy Syriusz przytaknął, dodał: - To świetnie. To co, komu w drogę, temu Błędny Rycerz?
Wyszli z ponurego domu przy Grimmauld Place 12 na rozgrzaną uliczkę. Rogacz machnął krótko swoją mahoniową różdżką i po chwili zatrzymał się przed nimi piętrowy, wściekle fioletowy autobus z napisem: BŁĘDNY RYCERZ.
- Witam w imieniu załogi Błędnego Rycerza, nadzwyczajnego środka transportu dla czarownic i czarodziejów zagubionych w świecie mugoli. Wystarczy...
- Cześć - przerwał Stanowi James wchodząc do autobusu. - Wybacz, że przerwałem twój jakże interesujący monolog, ale trochę nam się spieszy. Trzy bilety do Dziurawego Kotła.
- Dziurawy Kocioł? - zdziwił się Syriusz. - A po co?
- Och, nie mówiłem wam? Umówiłem się tam z Remusem i Peterem na szklaneczkę Ognistej Whisky. To jedyna okazja.
Rogacz kupił bilety, a potem zajęli trzy wolne krzesła przy końcu autobusu.
- Kochanie, podróżowałaś już kiedyś Błędnym Rycerzem? - zapytał pieszczotliwie James Lily. Ta pokręciła głową. - No więc wiedz, że to naprawdę nadzwyczajny środek transportu.
Syriusz wybuchnął śmiechem, który do złudzenia przypominał szczekanie psa. Pasażerowie odwracali się, żeby zobaczyć, kto ma powód do śmiechu. Ruda zauważyła, że prawie wszyscy byli lekko zieloni na twarzy.
- Co masz na myśli? - spytała Lily, przyglądając się Jamesowi.
- Po prostu trzymaj się mocno.
- Dobra, daj staremu po zaworach, Ernie - usłyszeli z przodu głos Stana Shunpike'a, a Błędny Rycerz ruszył sprzed Grimmauld Place 12 z przerażającą szybkością.
Panna Evans od razu zrozumiała o co chodziło Rogaczowi. Autobus nie tolerował żadnych znaków drogowych, ani ograniczeń, wątpiła nawet, by kierowca Błędnego Rycerza widział cokolwiek. Autobus wjeżdżał na chodniki, mijał auta, a większe obiekty, takie jak latarnie czy całe bloki, odskakiwały mu z drogi na bok. Najdziwniejsze było to, że ludzie spacerujący chodnikami niczego nie zauważali, ani odskakujących budynków, ani nawet wściekle fioletowego autobusu.
- Mugole nas nie widzą? - krzyknęła Lily, prawie spadając z krzesła. W ostatnim momencie złapał ją za rękę James, drugą ściskając srebrną barierkę.
- Mugole są ślepi - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
Autobus zahamował bez zapowiedzi, a ci, którzy nie trzymali się zbyt mocno, pocałowali Matkę Ziemię w podłogę Błędnego Rycerza. Syriusz podnosił się z ziemi przeklinając wszystko dookoła, a jakaś czarownica wkładała w usta sztuczną szczękę z groźnym błyskiem w oczach. Znajdowali się na jakiejś wąskiej, brudnej uliczce, a pewna czarnowłosa czarownica zeszła z górnego piętra na dół i wyszła na ponurą ulicę.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Łapa, masując kolano.
- Na Spinner's End - odpowiedziała Lily, poznając tą okolicę. James spojrzał na nią zaciekawionym wzrokiem. - Niedaleko stąd się wychowałam.
- Ładna okolica - zakpił Syriusz.
- Mieszkają tu Snape'owie - stwierdziła Ruda sucho. - A ta czarownica, która przed chwilą wysiadła, to była matka Severusa. Eileen Snape.
Zapadła cisza, a chwilę później Błędny Rycerz znów mknął jakąś alejką, a Syriusz podnosił się z podłogi po raz -enty.
Z ulgą powitali znany zarys Dziurawego Kotła, tak dobrze im znanego pubu czarodziejów. Czym prędzej opuścili piętrowy autobus i weszli do gospody. Było tu o tej porze dość pusto, bezzębny barman Tom powitał ich skinięciem głowy i zaproponował coś do picia. James, Syriusz i Lily zajęli drewniany stolik w rogu pomieszczenia, i obserwując innych gości czekali na Remusa i Petera. Spotkali tu gajowego Rubeusa Hagrida, który wybierał się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu po skuteczny produkt przeciwko ślimakom, czy Molly Prewett, siostrę Fabiana i Gideona, którzy przed swoją śmiercią należeli do Zakonu Feniksa.
- Wrócicie ze mną później do Doliny Godryka? - zapytał James przyglądając się kolejno Lily i Syriuszowi.
- Ja odwiedzę wcześniej Andromedę - odpowiedział Łapa. - Muszę złożyć jej gratulacje z powodu ślubu i wydziedziczenia z rodzinnego gobelinu.
- Nie gniewaj się, James, ale chyba powinnam jeszcze wrócić do siebie - mruknęła Lily, ściskając mocniej jego rękę. - Tak będzie lepiej.
Rogacz pokiwał smętnie głową.
- Ale wrócimy przynajmniej razem Błędnym Rycerzem?
- Zwariowałeś? - syknęła Lily, wytrzeszczając na niego oczy. - Wolałabym zamieszkać w Zakazanym Lesie, niż znowu podróżować tym.
Ucięło rozdział :c
OdpowiedzUsuńJednak nie, bo sprawdziłam na Onecie :P
UsuńTak, właśnie miałam odpowiedzieć - zakończyłam ten rozdział w ten sposób, faktycznie może się wydawać, że jest ucięty, ale - nie jest :)
UsuńPozdrawiam :)
Tak mi się zdaje, że Stan nie był jeszcze "kierownikiem" BR, bo przecież w "Więzieniu Azkabanu" jest dość młody, a Harry ma już 13 lat, więc nwm.. Może to jego ojciec o tym samym imieniu i nazwisku? :)
OdpowiedzUsuńBłędny Rycerz jest przeciwieństwem polskiego PKS-u. Na polski musisz czekać, a BR sam do ciebie przyjeżdża. Błądny Rycerz jedzie szybko, a na PKS rowery trąbią =)
OdpowiedzUsuńJęcząca Marta
Stan przecież pracował w BR gdy Harry miał 13 lat i tam było napisane, że jest nastolatkiem
OdpowiedzUsuńMoże to był Stan Shunpike II?
UsuńJęcząca Marta
Stan nie pracował wtedy w BR, tylko był małym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńZnowu dużo ściągnęłaś z HP :(
Nie czepiam się o Stana, w końcu przestało mi "zgrzytać", piszesz od siebie, aż miło się czyta, a już się bałam ze nie dotrwam do tych czasów :D
OdpowiedzUsuńPrzysięgam uroczyście, że będę czytać dalej!
Z pozdrowieniami
Maddie Tonks
Rażą mnie błędy rzeczowe (m.in. rodzice Jamesa, Stan w BR)i to, że dużo ściągnęłaś z Harry'ego, ale fabuła jest fajna i miło się czyta
OdpowiedzUsuńMolly musiała być wtedy już po ślubie chyba że Bill i Charlie są nieślubnymi dziećmi.
OdpowiedzUsuń