(30 stycznia 2009)
Czas biegł zdecydowanie za szybko.
Każdy uczeń mógłby przysiąc, że dopiero, co zaczął się maj, a tu Hogwart już witał czerwiec, wraz z pierwszymi ciepłymi i słonecznymi dniami. Uczniowie klas piątych i siódmych w wolnych chwilach głównie siedzieli nad książkami, przygotowując się do egzaminów. Standardowe Umiejętności Magiczne, tak zwane "sumy", zdawało się w wieku piętnastu lat, a Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne, potoczne zwane "owutemami", dwa lata później. Huncwoci ślęczeli nad książkami do późnej nocy, przeglądając notatki Remusa z ostatnich kilku lat, zazdroszcząc młodszym uczniom (których jedynym problemem było teraz zdecydowanie się, gdzie spędzić czas wolny), laby do końca roku szkolnego. Czas jednak znów robił wszystkim na złość i gnał do przodu jak koń, który poczuł zew wolności.
Egzaminy dla siódmych klas były rozłożone na dwa tygodnie. Przed południem w Wielkiej Sali pisali testy teoretyczne (cztery długie stoły zamieniały się w setki małych, pojedynczych ławek), a po południu stawali przed próbami praktycznymi. Jedną noc spędzili na szczycie Wieży Astronomicznej kreśląc mapę nieba, a jedno popołudnie w cieplarniach, gdzie musieli pokazać egzaminatorom jak radzić sobie z różnymi, często niebezpiecznymi i agresywnymi roślinami.
Te dwa tygodnie minęły zaskakująco szybko i w pierwszy wolny dzień po egzaminach, Remus stwierdził z dziwnym ukłuciem w żołądku, że pozostało im już tylko czternaście dni do wyjazdu z Hogwartu. W ich przypadku - już na zawsze.
- Aż dziwnie pomyśleć, że pierwszego września nie wsiądziemy do ekspresu Londyn - Hogwart na peronie 9 i 3/4 - zauważył Peter.
- Siedem lat, a minęło jak siedem dni - mruknął smętnie Syriusz.
Dla niego był to pierwszy i prawdziwy dom. To tutaj zaznał szczęścia, spotkał przyjaciół na dobre i na złe, nauczył się kochać i zrozumiał, że miłość nie jest dla niego. To właśnie w tym miejscu przeżył najpiękniejsze siedem lat swojego życia, podjął najważniejsze w swoim życiu decyzje, postanowił kroczyć ścieżką, którą sam sobie wydeptał. Rozglądał się na około chcąc zapamiętać jak najwięcej z tego krajobrazu, który tak bardzo kochał, i który już niedługo musiał bezpowrotnie zostawić. Jakby dana mu była tylko ta jedna jedyna chwila, żeby raz jeszcze spojrzeć na te wszystkie, tak dobrze znane mu miejsca, zapamiętać je i schować w głąb serca. Każda cegła zamku wrzeszczała mu do ucha, że jest tą najważniejszą, którą musi zachować w pamięci...
Spojrzał na samotną chatkę gajowego Hagrida na skraju błoni. Dobrze pamiętał te wszystkie, ciepłe wizyty w jego małym domku, wielkie kubły herbaty i domowe krajanki z wielkimi pazurami w środku, pamiętał jego rozmarzoną twarz, kiedy opowiadał im o smokach i zakłopotanie kiedy odkryli w tej drewnianej chatce trójgłowego psa Puszka... A tam, w oddali, Zakazany Las. Tak bardzo tajemniczy i straszny, ale nie dla nich, nie dla Huncwotów. Podczas swoich nocnych, comiesięcznych wędrówek zagłębiali się w tę gęstą puszczę, nie raz i nie dwa razy, w postaci trzech niezarejestrowanych animagów i jednego wilkołaka... I Wierzba Bijąca, kryjąca sekret Remusa... I Wrzeszcząca Chata, jednocześnie schronienie i przekleństwo... I cały ten zamek, każdy zakamarek Hogwartu, w którym kiedyś byli, kuchnia, Pokój Życzeń, boisko do quidditcha, a nawet mała i obskurna komórka na miotły... To było wszystko, co kochał, co napawało go życiem i niezmiernym szczęściem.
Ale rzeczywistość była brutalna i nieodwracalna. Nie może tu dłużej zostać. Jego czas się skończył i musi odejść. Muszę odejść. Era Huncwotów musi się skończyć.
Pozostały dwa tygodnie. Jego życie zamknęło się w ciągu tych czternastu dni, nie myślał o przyszłości, nie miał pojęcia co się z nim stanie, kiedy po raz ostatni w życiu wysiądzie z Ekspresu Hogwart - Londyn i wyjdzie z magicznego peronu. Świat się nie skończy, skończy się tylko pewien rozdział w nim, najpiękniejszy i najdłuższy, jaki przeżył. Co będzie dalej - nie miał pojęcia, ale po co się teraz tym martwić? Miał jeszcze czternaście dni, które traktował, jako ostatnią deskę ratunku. Do szczęścia.
- Szkoda, że musimy to wszystko zostawić - szepnął Glizdogon.
- Nigdy nie zostawiamy tego, co kochamy - powiedział James cicho i spokojnie, patrząc gdzieś w dal. - I nikt nie może nam tego zabrać. To, co kochasz, jest częścią ciebie.
- Nie wiem, jak wy, chłopaki - rzekł Syriusz z dziwnym błyskiem w oczach - ale ja zamierzam sprawić, żeby te dwa tygodnie były najpiękniejszymi w moim życiu... i trochę mniej pięknymi dla Filcha.
Odpowiedziały mu wesołe wiwaty i pojedyncze śmiechy.
- Huncwoci pokażą, na co ich stać! - krzyknął Rogacz, klaszcząc w ręce.
- Trzeba z honorem prawdziwego Huncwota pożegnać życie w tej szkole - dodał Łapa szczerząc zęby. - Kto wie, kiedy Hogwart będzie miał godnych nas zastępców?
~*~
Huncwoci - królowie rozruby hogwartckich murów, wkroczyli do akcji z pełnym zapałem. Już chwilę później Pani Norris została zamknięta w hełmie jednej ze zbroi na czwartym piętrze, a Bryan Looy, kapitan drużyny Slytherinu w quidditchu znalazł się w szafie, w której wszystko znika. Znaleźli go dzień później w którymś z lochów, wodził nieco nieprzytomnym wzrokiem po zamku mamrocąc do siebie niezrozumiałe formułki.
Zbroje chodziły po zamku, a parę nawet zaczęło gonić Filcha, dopóki nie odwołała ich McGonagall. Na korytarzu pierwszego piętra pojawił się duży i błyszczący napis: "Huncwoci - zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, szukają godnych zastępców na swoje stanowisko!", a żaden nauczyciel nie znał zaklęcia, którym mógłby usunąć go ze ściany.
- Są naprawdę dobrzy w magii! - mówił raz profesor Flitwick do McGonagall w pokoju nauczycielskim, nie wiedząc, że obok, pod peleryną - niewidką, stoi Łapa i Rogacz, chcąc wrzucić do jednej z szaf wyjątkowo dorodnego niuchacza.
Te drobne i niezobowiązujące psoty miały jednak swoje słabe strony. Podczas jednego z wyjątkowo długo planowanych dowcipów (zamienienie wody w łazience prefektów na gęsty, kleisty i cuchnący płyn wywołujący czyraki) zapodziali drogocenną Mapę Huncwotów. Na ich oczach z ziemi podniósł ją woźny Argus Filch. Co prawda nie odkrył jej dobrze skrywanego sekretu, ale uznał za "szatańsko niebezpieczny przedmiot" i skonfiskował, chowając do kieszeni płaszcza. Innym razem w wyniku niezaplanowanego huku z różdżki Syriusza, zawaliło się jedno z tajnych i wysoce użytecznych korytarzy w zamku, znanych tylko przez Huncwotów.
- Filch nie wie o wszystkich z tych przejść - tłumaczył Łapa. - Nie zna zamku lepiej od nas, choć miał więcej czasu, by się go nauczyć na pamięć.
W ciągu tygodnia nadrobili wszelkie zaległości: odwiedzali skrzaty domowe w kuchni (Peter był zachwycony!), przeprowadzili interesującą rozmowę z gargulcami strzegącymi wejścia do Pokoju Nauczycielskiego ("taaak, Slughorn jest wyjątkowym ciamajdą!" "co ty mówisz, to prawdziwy mistrz eliksirów..."), doprowadzili po raz -enty woźnego Filcha do płaczu i palpitacji serca, odwiedzili Skrzydło Szpitalne (Syriusza zaatakowały własne włosy, a buty Jamesa nie chciały opuścić jego stóp), polatali na swoich miotłach, grając w mini quidditcha, odwiedzili Hagrida i nawet skusili się na zjedzenie jego domowego ciasta, choć było to ryzykowne, znając specjały gajowego. Przeżyli też ostatnią przygodę o pełni księżyca, włócząc się po zamku w ciemną noc, jako ogromny, czarny pies, mały szczur, wilkołak i potężny jeleń.
Mogliby oddać wszystko, żeby tylko cofnąć czas, albo chociaż spowolnić jego bieg, ale on, jak zwykle, był nieubłagany. Nim ktokolwiek się obejrzał, nadszedł ostatni dzień w Hogwarcie, w ich domu.
Spędzili go wspólnie. Na początku w pokoju wspólnym, później nad wielkim jeziorem z ogromną kałamarnicą, wspominając te piękne chwile, tak odległe, a jednocześnie tak bliskie. Niesamowite, jak szybko przyzwyczajamy się do takiego zwykłego, beztroskiego szczęścia... Jak szybko przywiązujemy się do nowych rzeczy i jaką wielką trudność sprawiają nam pożegnania. Ból, który odczuwał każdy z siódmoklasistów, był niezbitym wyrazem ich człowieczeństwa. Tak, ból jest uczuciem tak ludzkim, jak niewiele rzeczy, które mają na człowieka wpływ. Kiedyś, patrząc na zamek Hogwart, jego potęgę i tajemniczość, Huncwoci czuli wielką radość. Dzisiaj kojarzył im się tylko z cierpieniem, bo przypominał im o tych wspaniałych chwilach, przeżytych za tymi murami...
Ostatnia uczta w Hogwarcie była tylko kolejnym dowodem na to, że ich przygoda w Szkole Magii i Czarodziejstwa dobiegła końca. Cztery długie stoły uginały się pod różnorodnością potraw, a uczniowie gawędzili beztrosko, opowiadając o planach na tegoroczne wakacje... James siedział między Lily i Remusem, próbując przyjąć do wiadomości, że oto nadszedł ten prawdziwy koniec. Naprzeciwko niego Syriusz atakował mięsny pudding, z wyrazem niedowierzania na twarzy. Naprawdę nadeszła ta ostateczna chwila. To był ten moment.
Kiedy ze stołu zniknęły desery, a talerze znów zalśniły czystością, powstał Albus Dumbledore, w odświętnej, granatowej szacie upstrzonej migocącymi gwiazdkami. Rozłożył ręce w geście pożegnania i ciepły uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Kochani - powiedział - kolejny rok dobiegł końca. Wbrew przypuszczeniom, nie zaczarowaliśmy czasu, on sam wybrał tempo, z jakim pędził. Dla wielu z was - tu spojrzał na smutnych uczniów klas siódmych - ten rok był ostatnim. Zaczniecie nowe życie, a ja mam wielką nadzieję, że będziecie pielęgnować umiejętności, którymi zakwitliście tutaj. - Przerwał na chwile, a w jego jasnoniebieskich oczach zaszkliły się łzy. - Pamiętajcie jednak, że wszystko, co kochamy, jest i na zawsze pozostaje, w naszych sercach. To magia większa od tego, czego uczymy się w murach Hogwartu. Będziecie tacy silni, jak silna będzie wasza miłość. Z życzeniami wspaniałej przyszłości, wznieśmy toast za rocznik 1960, kończący dziś naukę w naszej szkole.
Uczniowie powstali i podnieśli puchary. Przez salę powlekło się głośne zdanie "Za rocznik tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt!" i na chwilę wszyscy zamilkli. Znów powstał dyrektor.
- Zanim wsiądziecie do ekspresu, który zawiezie was do Londynu, pozwólcie, że przedstawię pewne fakty dotyczące statystyk i rozdam pewne odznaczenia. Jak wszyscy wiemy, Puchar Quidditcha otrzymał Gryffindor, który nie przegrał w tym roku żadnego meczu. Z przyjemnością oznajmiam również, że Gryfoni utrzymali pierwsze miejsce w rywalizacji o Puchar Domów... - Wrzask Gryfonów, Krukonów i Puchonów zagłuszył jego dalsze słowa. Uczniowie klaskali, wiwatowali i świętowali kolejny sukces, tylko Ślizgoni siedzieli dalej na swoich miejscach nie uczestnicząc w powszechnej radości. Dumbledore chrząknął. - Tak, tak, brawo, Gryffindor! Chciałbym jednak, abyście dali mi dojść do dalszych pochwał i zaszczytnych odznaczeń.
Świdrujące spojrzenie Dumbledore'a omiotło całą Wielką Salę, a na jego twarzy znów pojawił się dobrotliwy uśmiech. Uczniowie wpatrywali się w niego z napięciem, wsłuchując się w każde słowo.
- Mam zaszczyt, z wielką przyjemnością, ogłosić Jamesa Pottera najlepszym szukającym, jakiego do tej pory miał Hogwart! - rzekł Dumbledore i kolejna wrzawa wybuchła w Wielkiej Sali. Wszyscy chcieli pogratulować Rogaczowi, dotknąć najlepszego szukającego, poklepać po plecach... Remus krzyknął "Brawo!", Syriusz klaskał jak oszalały, a Peter podniósł uniesiony kciuk do góry. Każdy uśmiech był dla Jamesa nagrodą, a najpiękniejszą z nich był pocałunek Lily i spojrzenie jej radosnych, zielonych oczu.
- Syriuszowi Black'owi - ciągnął dyrektor - gratuluję tytułu największego łamacza kobiecych serc. - Wybuchły śmiechy i oklaski, a Łapa zdawał się być zaskoczony tym wyróżnieniem, bo pokręcił głową z niedowierzaniem. Dziewczyny szalały i biły głośne brawa, jakby od tego zależało, czy w następnym roku będzie Boże Narodzenie.
- I kłaniam się nisko - rzekł znów Dumbledore przekrzykując wrzaski - przed czterema, wyjątkowo utalentowanymi uczniami: Remusem Lupinem, Syriuszem Black'iem, Jamesem Potterem i Peterem Pettigrew, który pobili wszelkie rekordy w łamaniu regulaminu i zademonstrowali nam czary, które przewyższają nawet nasze magiczne uzdolnienia.
Tym razem nawet nauczyciele zaczęli się śmiać. Huncwoci, którzy byli teraz w centrum uwagi, zanosili się śmiechem i wiwatowali głośno. Uczniowie zaczęli wyrzucać w powietrze swoje czarodziejskie tiary, oddając w ten sposób hołd przewodnikom czarodziejskich psotników. James napotkał rozweselone spojrzenie Dumbledore'a, jego oczy zdawały się śmiać bardziej niż szeroki uśmiech na twarzy.
Wszyscy Huncwoci byli zgodni co do jednego - teraz byliby w stanie przywołać najsilniejsze patronusy świata.
Jednak nic nie trwa wiecznie i po tych wspaniałych wydarzeniach w Wielkiej Sali, przyszło się zmierzyć z najgorszym problemem - opuszczeniem zamku na zawsze. Kufry już zabrane, pojazdy bez koni czekały przed zamkiem, a czwórka Huncwotów stała przed wielkimi wrotami Hogwartu, wpatrując się w swój dom.
Życie w tym zamku, które właśnie dobiegło końca, jeszcze nigdy nie było dla nich tak prawdziwe, tak rzeczywiste, jak teraz, kiedy wiedzieli, że stracili je na zawsze.
Łzy zagościły w oczach każdego z nich, gorące i szczere, ale cóż za sens ocierać je, albo udawać, że nie płyną?
Ostatnim aktem pożegnania z tym miejscem, było wyciągnięcie różdżek i po paru zawiłych i skomplikowanych ruchach nad wejściem widniał wielki, migocący jak ognisty neon, szkarłatny napis.
Zawsze wierni i oddani - my, z Hogwartu chuligani.
Spojrzenie na zamek, chęć zapamiętania go na zawsze, schowania tam głęboko w sercu, żeby żadna siła i żadna moc nie mogła go zabrać. Po chwili przemierzali już drogę z zamku do Hogsmeade, patrząc przez okna na tak dobrze znane miejsca...
Żadne słowa nie oddadzą uczuciom, towarzyszącym pożegnaniom. To nie był tylko smutek i przygnębienie, to był prawdziwy żal, niezwykły i nieopisany lament serca, w nich, w Huncwotach, który był ich cierpieniem i wyrazem człowieczeństwa... Tylko dlaczego ta ludzkość tak bardzo boli? Dlaczego człowiek musi tak szybko się przywiązywać do jakiegoś miejsca i mieć taką trudność w rozstaniu się z nim?
W ciszy wsiedli do pociągu, zajmując przedział z Lily, Lavender i Alissą.
James miał w sercu prawdziwą pustkę. Pustkę, którą po brzegi wypełniała Lily. Dumbledore ma rację, pomyślał Rogacz z nagłym poczuciem zrozumienia, to, co kochamy na wieczność pozostaje w nas. Nie da się tego wymazać, wyplenić, bo miłość jest naszą częścią, która sprawia, że tęsknimy, śmiejemy się, marzymy, a nawet cierpimy.
To miłość sprawia, że żyjemy.
Popłakałam się;(
OdpowiedzUsuńNaprawdę pięknie piszesz.
Kocham<3
jesteś cudowna. to dopiero pierwsza część, a ja już nie chce, aby kończyły się następne. szczerze mam nadzieje, że kiedyś, nawet o tym nie wiedząc, kupię książkę spod twojego pióra i będzie ona równie MAGICZNA jak historia, którą tutaj tworzysz. ale słowa są puste i zbędne, więc nic nie wyrazi tego, co teraz czuję. wiem jedno - jest to na pewno WIELKI SZACUNEK i podziw. Królowo moja, Damo Kier! kłaniam się bardzo nisko tobie i twemu talentowi pisarskiemu, który zasługuje na szczerze brawa. mam tylko nadzieje, że wykorzystasz studia dobrze i na prawdę skupisz się na pisaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco i biorę się do dalszego czytania,
J.
Ach, miałam skomentować po przeczytaniu pierwszej części, ale się zagalopowałam. Czytam o ślubie Jamesa i Lily i się zastanawiam czy to koniec I części, patrzę w spis rozdziałów a tu niespodzianka. Pierwsza część już za mną od jakiegoś czasu. No brawo xD
OdpowiedzUsuńZamiast uczyć się do kolokwium, albo robić projekt na emisję głosu, czy biomedykę ja czytam Twoje opowiadanie. Jeśli zawalę studia to zwalę to na Ciebie, bo czemu by nie :P
Już chyba od ponad dwóch lat nie czytam blogów z opowiadaniami... A jeszcze dłużej nie czytam nic co jest o Lily i Jamesie. A kocham tą historię, bo właśnie od niej rozpoczęłam moją przygodę z blogowaniem. Sama miałam kiedyś bloga o takiej tematyce :)
Twoim opowiadaniem jestem oczarowana :) Uwielbiam każde słowo jakie się tutaj znajduje. Żadne błędy nie rzucają mi się w oczy bo jestem zauroczona, więc wybacz mi totalny bezkrytycyzm.
Pięknie piszesz, cieszę się, że tutaj trafiłam :)
Uwielbiam humor w twoich notkach.
James, Lily i ich miłość jest tutaj wspaniała.
Syriusz mnie zachwyca, a Lupin rozczula :)
Lecę czytać dalej, a studia płaczą w kąciku, bo ich nie dopieszczam ^^
Pozdrawiam serdecznie!
O Matko! Popłakałam się! Współczuję im. Ja jak kończyłam szkołę to płakałam jak głupia, a co dopiero oni musieli czuć po tylu latach mieszkania w Hogwarcie! <33
OdpowiedzUsuńCuudo♥
OdpowiedzUsuńJUz chyba po raz setny to pisze xD
Świetny rozdział :)
Płakałam i śmiałąm się jednocześnie ♥
Świetnie piszesz :)
pozdrawiam :)
Ten rozdział jest cudowny , piszesz w taki sposób że ściska mi serce i sama czuję żal Hunctwotów , po prostu ryczę;3
OdpowiedzUsuńTo było takie piękne a zarazem tak smutne. Poprostu szarpały mną emocje. Z jednej strony zostawiają swój dom - Hogwart
OdpowiedzUsuńa z drugiej zaczyna się nowe życie które tylko czeka na nich.
Jak czytałam tę notkę zrozumiałam sens tego bloga. Wiem że piszesz bo to wypęnia cię i to twoja wielka pasja więc nie przepaść tego. Masz tak świetny charakter pisania że człowiek który to czyta myśli sobie że ta pisarka potrafi wszystko i że jej opowiadania są czymś do czego z chęcią się wraca. Jeszcze nie przeczytałam wszystkich notek które wstawiłaś ale już teraz wiem że jeszcze nie raz się popłaczę lub zaśmieję do łez.
W skrócie powiem że jesteś ZAJEBISTA i że kocham twój blog.
Pozdrawiam W.M
czytałam wiele blogów z opowiadaniami o Lili i Jamesie, bo jestem wielką fanką HP. Ale moim zdaniem twoje opowiadanie jest jednym z najlepszych. Słowa nie są płytkie i widać że piszesz z serca i jest tam cząstka ciebie. Widac od razu że inspiracje czerpiesz z własnego życia i to mi się podoba. Lecę czytać dalej. Pzdr
OdpowiedzUsuńCzapki z głów! To najbardziej emocjonalny rozdział jaki tutaj do tej pory przeczytałam, łzy same pociekły, a ja nawet nie próbuję ich powstrzymać.
OdpowiedzUsuńEch... Żegnając podstawówkę nie rozpaczałam, bo wiedziałam, że w gimnazjum będę miała tą samą klasę. Ale już w czerwcu zrozumiem Huncwotów, i opisując swoje uczucia, chyba pożyczę sobie Twoje słowa... Albo spróbuję to wyrazić inaczej,z tym że nieudolnie. Dzięki ci za tą historię!
OdpowiedzUsuńWzruszyło mnie to do łez. Czemu muszą odchodzić?! Czemu muszą zostawiać to wszystko?! Bo taka jest kolej rzeczy. Niech nie odchodzą! Łeeeee... . Jjjjjjjjjjjjjjęęęęęęęęęęęęęęękkkkkkkkkkkkkkkk.
OdpowiedzUsuńJęcząca Marta
Świetny rozdział. Taki smutny ale i zabawny. Łapa jako największy łamacz serc w Hogwarcie mnie powalił. Śmiałam się potem jeszcze 10 min i nie mogłam się powstrzymać. Piszesz świetnie, genialnie. Po prostu WOW.
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRyczę ;( Uwielbiam twoje rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńNawet jeśli są smutne ;c
No nic to po prostu smutna rzeczywistość D:
Z wyrazami szacunku Shadow ;)
To jest piękne....
OdpowiedzUsuńZ wyrazami szacunku
TotalyPerfectBooks
Przyjmij wyrazy szacunku, po raz pierwszy zakręciła mi się łza w oku. Mając 21 lat tez juz zaznałam bólu pożegnań... Ze szkołą, z domem, a niedługo z krajem ponieważ za dwa miesiące lecę do Anglii... W tym rozdziale znalazłam siebie, a to w każdej opowieści najważniejsze. To czyni książkę wielką. Brawo!
OdpowiedzUsuńPrzysięgam uroczyście, że będę czytać dalej!
Z pozdrowieniami
Maddie Tonks
Płakałam prawie przez cały rozdział.
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział ❤❤❤