27 maja 2012

43. Snape tryumfuje


(27 stycznia 2009)


     Był chłodny, wiosenny wieczór. Szkolne błonia tonęły w mroku, a półksiężyc, który zawisł na niebie jako obraz nadziei, wiary i tryumfu dobra nad złem, walczył z otaczającą cały świat ciemnością, oświetlając swym blaskiem najdrobniejsze szczegóły. Życie jest tak zbudowane, że aby coś naprawdę zaistniało, wystarczy w to choć trochę uwierzyć. Tak więc księżyc, który dla wielu z nas jest tylko zwykłym księżycem, w ten wieczór był dla Lily i Jamesa symbolem bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości.
    Siedzieli przytuleni nad brzegiem czarnego jeziora, pokrytego gładką i aksamitną taflą wody. Choć świat się dla nich zatrzymał, czas pędził jak oszalały dalej. Czas, tak bezwzględny i brutalny, biegnie do przodu, żeby tylko gdzieś biec, nie ogląda się za siebie, nie myśli o dwóch, zakochanych sercach, dla których minuta bez siebie jest wiecznością, dla których każda sekunda jest darem i skarbem losu, dla których cały świat mieści się w jednej chwili.  Ile pozostało jeszcze sercu tych uderzeń...? Może gdzieś tu obok, za ciemnymi krzakami, stoi już Śmierć i z przemożnym pragnieniem przygląda się tym dwóm postaciom, gotowa w każdym momencie zadać ostatni, śmiertelny cios? Jest przecież taka niecierpliwa...
    A jednak czeka. Nie dziś i nie teraz, da im jeszcze trochę czasu. Niech wzrośnie ta miłość, to dziwne, niezrozumiałe uczucie, niech wzbierze na sile, żeby kiedyś - za rok, a może za parę lat - zostać zniszczonym. Och, jak przyjemnie będzie odebrać życie dwóm naiwnym istotom, wierzącym bezgranicznie, że to miłość może ich uratować. Odchodzi cicho, wybuchając przeraźliwym śmiechem...
    Tylko, że ta "zwykła" miłość, jest największą magią i największą siłą człowieka. Jest uczuciem ludzkim, a tak potężnym, że śmierć nie jest wstanie jej powstrzymać. To tylko kolejna przeszkoda w drodze do wieczności.  Życia poza śmiercią.  Życia po śmierci.
     A Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.

~*~

 - Pamiętacie, od czego zaczęła się wasza przygoda z wróżbiarstwem? - mówiła profesor Kasandra Trelawney swoim zwykłym, tajemniczym głosem. - Pomyślałam sobie, że przypomnimy sobie wróżenie z herbacianych fusów. Moje wewnętrzne oko mówi, że to będzie jedno z zadań na owutemach. Zaparzcie sobie herbaty, wypijcie i odgadnijcie przyszłość zapisaną na dnie filiżanki. Podręczniki, strony pięć i sześć.
 - Chyba rzeczywiście mogliśmy postąpić tak jak Remus i Peter - mruknął Syriusz zalewając wrzątkiem dwie herbaty. - Oni mają teraz wolne, a my siedzimy w jednej klasie z tą starą wariatką, jakbyśmy nie mieli co robić.
 - McGonagall mówiła, że to się przydaje na aurora - odparł James.
 - Taa, jasne. Założę się, że chciała tylko zrobić nam na złość.
     Remus i Peter zrezygnowali z lekcji wróżbiarstwa. Mieli dość tej dusznej klasy i samej nauczycielki, starej, pomarszczonej "nietoperzycy" owiniętej tonami szalików i świecidełek. Syriusz i James postanowili zostać, tak jak parę innych osób, choć teraz uważali to za przejaw skrajnej głupoty.
 - Dobra - rzekł w końcu James otwierając Demaskowanie przyszłości  na stronie piątej i szóstej. - Co widzisz w mojej?
 - Rozmokłe, brązowe fusy - syknął Łapa szczerząc zęby.
 - Chyba musisz udać się do okulisty - odparł Rogacz z błyskiem w orzechowych oczach. - Żeby ci skontrolował wewnętrzny wzrok.
     Syriusz powstrzymał chęć ryknięcia śmiechem nagłym wybuchem kaszlu. Zaczął się jednak przyglądać dokładniej filiżance Jamesa.
 - Tu masz coś jakby... kopnięty kwadrat...
 - Co to znaczy?
 - A bo ja wiem? Pewnie to, że zostaniesz pożarty przez jakąś ogromną żelkę - rzucił bez zastanowienia Łapa i natychmiast parsknął śmiechem, a zaraz po nim Rogacz. Przygoda z żelką na długo jeszcze zagości w ich pamięci.
 - Pokaż filiżankę, chłopcze - zwróciła się Trelawney do Syriusza.
 - Hmm... Cierpienia i bardzo kręta droga z kolcami zakończona... och. No cóż, szkoda, szkoda. Chociaż, zawsze to wiedziałam... Wystarczyło spojrzeć. Urodziłeś się w środku jesieni, prawda?
 - Urodziłem się w marcu - burknął James nie kryjąc zażenowania.
     Trelawney zacisnęła zęby i odeszła od ich stolika mrucząc coś o marnowanym czasie. Na koniec zadała im mozolne zadanie: prowadzenie sennika przez miesiąc w celu przygotowania do powtórzenia o przyszłości, kryjącej się w naszych głowach. James i Syriusz byli pierwszymi, którzy po drabinie zsunęli się na korytarz.
 - Stara wiedźma - warknął Łapa.
     Weszli do Wielkiej Sali, gdzie siedzieli już Remus z Alissą, Peter, Lavender i Lily. Dyskutowali nad czymś zawzięcie, przyciszonymi głosami. Łapa i Rogacz usiedli koło nich i wystarczyło rzucić okiem na ich miny, żeby zrozumieć, że stało się coś niedobrego.
 - Zobaczcie na to... - Lunatyk podsunął im Proroka Codziennego. Na ostatniej stronie w małej rubryce z samego rogu, był małym druczkiem napisany tekst:

Tragiczna śmierć dwóch członków popularnego Zakonu Feniksa: jak podają tajne źródła, w ubiegłą noc zginęli Fabian Prewett i jego brat Gideon Prewett. O zmierzchu osaczyło ich pięciu śmierciożerców, śmiertelny cios zadał poszukiwany przez Ministerstwo Magii Antonin Dołohow.

 - To... On jest... Voldemort... zły... - jąkał się Syriusz, nie mogąc znaleźć słów na to, o czym przed chwilą przeczytał.
 - Voldemort już dawno przekroczył granice tego, co nazywamy złem - stwierdził Lupin przewracając stronę gazety. - Ale nie o to chodzi. Zginął członek Zakonu Feniksa, więc Zakon działa, a my, choć do niego nieoficjalnie należymy, nic nie robimy.
 - Nie sądzisz, że Dumbledore czeka, aż skończymy szkołę? - spytał James.
 - Też o tym myśleliśmy... Wydaje się to prawdopodobne, ale czy nie rozsądniej byłoby działać, nawet w szkole? Tu też są zwolennicy Voldemorta.
 - Patrz: mój brat - syknął Łapa.
 - Nie chodziło nam... - zaczęła Alissa z przerażoną miną.
 - Co w tym dziwnego? Tak, Regulus jest jego wielkim fanem. Tak samo jak cała moja rodzina. Z Narcyzą i Bellatriks na czele. Niedługo ogłoszą swoje zaręczyny...
 - Syriusz, to nie jest śmieszne - warknęła Lavender.
 - Wiem. Próbuję wam tylko przedstawić pewne fakty. Zobaczylibyście pokój Regulusa... Wszystkie ściany ma pozajmowane artykułami o Voldemorcie. Gdyby tylko mógł, na pewno chciałby już teraz mieć wypalony na ręce Mroczny Znak.
     Zapadła niezręczna cisza, a migocące, małe litery artykułu z Proroka Codziennego przyciągały teraz wzrok każdego Gryfona, biorącego udział w tej rozmowie.
 - Faktem jest, że musimy skończyć szkołę, żeby cokolwiek robić - powiedziała w końcu Lily zdecydowanym tonem. - To chyba warunek podstawy. A jeśli zaraz się nie pospieszymy, spóźnimy się na eliksiry.


     W lochach było jak zwykle chłodno i ciemniej. Eliksiry kontynuowało o wiele większa ilość uczniów niż wróżbiarstwo, z czego profesor Slughorn był bardzo zadowolony. Lubił swoich uczniów, a szczególnie tych uzdolnionych oraz mających w swojej rodzinie jakieś znane osobistości. Dziś wszedł do klasy z bardzo rozweseloną miną.
 - Mam dla was niespodziankę - powiedział, przyglądając się im radośnie. - Zrobimy sobie dziś małą rywalizację! Oto - wyciągnął z kieszeni mały flakonik, w którym był żółty płyn. - Eliksir Szczęścia. Felix Felicis. Bardzo przydatny, po wypiciu ma się cały czas szczęście! Oczywiście, zabroniony we wszelkich rozgrywkach sportowych - dodał, poważniejszym tonem. - Wasze zadanie jest proste: uwarzcie mi, bardzo skomplikowany, Eliksir Miłości, a osoba, która zrobi to najlepiej otrzyma ten flakonik Felixa. Czas start!
     James i Syriusz musieli przyznać Slughornowi rację: Eliksir Miłości miał tak poplątaną formułę, że tylko ktoś naprawdę inteligentny mógł go poprawnie uwarzyć. Trzeba go było mieszać odpowiednią ilość razy, utrzymywać w odpowiednim cieple i dokładnie odważać poszczególne składniki. Remus zabrał się zrezygnowany do pracy, zawsze miał kłopot z eliksirami. Peter podgrzewał ogień pod swoim kociołkiem różdżką, podpalając przy tym skraj szaty. Po godzinie Syriusz rozpuścił swój czwarty w tym miesiącu kociołek, a wywar Jamesa był już gęsty jak gips, choć według wskazówek miał być rzadkim płynem.
     Z biegiem czasu okazywało się, że o buteleczkę Felixa walczą już tylko dwie osoby: Lily Evans i Severus Snape. Oboje robili to bardzo profesjonalnie, a mina Ślizgona świadczyła o tym, że bardzo mu zależy na zdobyciu żółtawego płynu. Ruda robiła wszystko spokojnie, choć James zauważył, że drżały jej ręce przy odmierzaniu sproszkowanych pazurów z hipogryfa. Po dwóch godzinach, Slughorn krzyknął wreszcie "stop", a cała klasa wstrzymała wdech na parę minut.
    Podszedł na początku do kociołka Lily, zamieszał w nim, powąchał i uśmiechnął się do niej, a następnie to samo zrobił z eliksirem Severusa.
 - No cóż, myślę, że znam już zwycięzcę! - powiedział wyraźnie. - Eliksir panny Evans jest uwarzony wyśmienicie, podobnie jak eliksir pana Snape'a. Pozostawiłem wybór własnym zmysłom. Mocniejszy, bardziej przekonujący zapach, ma wywar... pana Snape'a. Tak więc proszę, Severusie - rzekł, wręczając mu buteleczkę Felix Felicis. - Skorzystaj mądrze!
     W tej chwili zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji i klasa wysypała się na korytarz. Mina Snape'a była nie do zniesienia: pełna tryumfu i jakiejś nieopisanej euforii. Lily, w przeciwieństwie do niego, była markotna.
 - Daj spokój, malutka - pocieszał ją James, kiedy pół godziny później jedli obiad w Wielkiej Sali. - I tak jesteś lepsza od Smarka.
 - Och, nie o to chodzi - odpowiedziała. - Mi nie potrzebny Felix Felicis, on działa zupełnie tak samo, jak ty. - Rogacz poczuł, że polepsza się jego humor. - Chciałam po prostu pokonać Severusa. Moglibyśmy go dać... nie wiem, komuś z Zakonu, albo wam, podczas pełni...
     Remus spojrzał na nią z mieszaniną wdzięczności i poczucia winy.
 - Nie martw się, Lily - powiedział Syriusz. - Uważamy na siebie podczas pełni. - "Jasne" mruknęła Lavender w stronę swojego talerza.
 - Futerkowy problem Remusa jest naszym problemem, z którym świetnie sobie radzimy - dodał James patrząc jej prosto w oczy.
 - Od kiedy Greyback mnie ukąsił, pełnia była dla mnie przekleństwem - rzekł Lupin patrząc na wszystkich po kolei. Rzadko wspominał o tamtym wydarzeniu. - Ale teraz, jest czymś w rodzaju potwierdzenia. Jak wspaniałych mam przyjaciół.
     Uśmiechnął się smutno, co wszyscy odczytali jako koniec rozmowy.

~*~

     Przez następnych kilka dni, Gryfoni rozprawiali, dlaczego Snape'owi tak zależało na zdobyciu Felixa. Mieli różne hipotezy, a wszystkie tak nieprawdopodobne jak wyobrażenie Dumbledore'a w bikini albo Binnsa prowadzącego ciekawą lekcję historii magii. W końcu Remus stwierdził, że każdemu od czasu do czasu przyda się trochę szczęścia, a szczególnie Severusowi, który tak często wisi w powietrzu trzymany za kostkę niewidzialnymi rękami.
     Sam Snape ze swojego osiągnięcia był bardzo zadowolony. Lubił wieczorami, w pustym dormitorium wyciągać z kufra małą buteleczkę żółtawego płynu, potrząsać nią i wspominać sytuację, w której zwinął go sprzed nosa Lily Evans. Bo komu, jak nie jemu, należał się Felix Felicis? Eliksir szczęścia. Szczęścia.
    
Mały chłopczyk płacze w kącie domu, wysłuchując kolejnej kłótni rodziców. Przerażone krzyki matki, wrzask ojca... Panika, strach i lęk w każdej części ciała. Pęknięte serce i pragnienie wyższości, potęgi... Powstrzymać to, zapobiec temu...

     Odrzucił od siebie smutne wspomnienia. Wspomnienia nieszczęśliwego dzieciństwa, które dalej, pomimo upływu czasu bolało, płynęło w żyłach jak trucizna, czekając tylko na moment zemsty... Kiedy po szkole wróci do domu i na zawsze uwolni matkę od życia, do którego zmuszał ją Tobiasz Snape.

Jedenastoletni chłopiec robi samotnie zakupy na ulicy pokątnej. Sakiewka już prawie pusta, a trzeba jeszcze kupić książki... Weźmie tamte, używane. Później czeka go lepszy świat. Marzenia pulsowały w głowie, jakby one same mogły uczynić go bogatszym.

     Nie, nie może teraz myśleć o swoim marnym dzieciństwie. Horrorze, który przeżywał każdego wieczoru, póki nie wyjechał do Hogwartu, prawdziwego domu, do którego naprawdę należał. To tu były początki wszystkiego, w świecie, do którego należał, chociaż inni tak bardzo z niego kpili. Kiedyś się zemści, pokaże, co tak naprawdę potrafi... To tu jest miejsce, w którym wybrał dalszą drogę, lepszą, pewniejszą, rozsądniejszą. To tutaj nauczył się tego...

Severus Snape wiszący w powietrzu.
Lily Evans wrzeszcząca na czarnowłosego chłopca o tłustych włosach.
James Potter ratujący mu życie pod Wierzbą Bijącą...

     Dość. Przeszłość się nie liczy, zostały tylko wspomnienia, zarastające jak chwasty. Miłość wiąże się tylko z cierpieniem, miłość nie jest dla niego. To tylko pożądanie, tłumaczył sobie Severus ściskając w dłoni małą buteleczkę, w której oprócz płynu, który wreszcie może dać mu chociaż trochę szczęścia, mieści się również nadzieja na lepsze życie, rozwiązanie decyzji nie do rozwiązania i wiary w marzenia, które powracały do głowy Snape'a jak fale na morzu. Czarny Pan... To jest przyszłość. Wzbije się ponad innych i będzie kimś wielkim, pokaże na co go stać, bo w jego żyłach płynie przecież więcej odwagi niż w krwi niejednego Gryfona...
     A tymczasem ma w butelce uwięzione szczęście. Felix Felicis.
     Szczęście, którego nie zaznał przez całe życie...


7 komentarzy:

  1. Felix Felicis ściągnięte z HP.

    Jęcząca Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio zauważyłam, że wiele ściągasz z HP, choć w sumie to może dobrze xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Był chłodny, wiosenny wieczór. Szkolne błonia tonęły w mroku, a półksiężyc, który zawisł na niebie jako obraz nadziei, wiary i tryumfu dobra nad złem, walczył z otaczającą cały świat ciemnością, oświetlając swym blaskiem najdrobniejsze szczegóły. Życie jest tak zbudowane, że aby coś naprawdę zaistniało, wystarczy w to choć trochę uwierzyć. Tak więc księżyc, który dla wielu z nas jest tylko zwykłym księżycem, w ten wieczór był dla Lily i Jamesa symbolem bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości.
    Siedzieli przytuleni nad brzegiem czarnego jeziora, pokrytego gładką i aksamitną taflą wody. Choć świat się dla nich zatrzymał, czas pędził jak oszalały dalej. Czas, tak bezwzględny i brutalny, biegnie do przodu, żeby tylko gdzieś biec, nie ogląda się za siebie, nie myśli o dwóch, zakochanych sercach, dla których minuta bez siebie jest wiecznością, dla których każda sekunda jest darem i skarbem losu, dla których cały świat mieści się w jednej chwili. Ile pozostało jeszcze sercu tych uderzeń...? Może gdzieś tu obok, za ciemnymi krzakami, stoi już Śmierć i z przemożnym pragnieniem przygląda się tym dwóm postaciom, gotowa w każdym momencie zadać ostatni, śmiertelny cios? Jest przecież taka niecierpliwa...
    A jednak czeka. Nie dziś i nie teraz, da im jeszcze trochę czasu. Niech wzrośnie ta miłość, to dziwne, niezrozumiałe uczucie, niech wzbierze na sile, żeby kiedyś - za rok, a może za parę lat - zostać zniszczonym. Och, jak przyjemnie będzie odebrać życie dwóm naiwnym istotom, wierzącym bezgranicznie, że to miłość może ich uratować. Odchodzi cicho, wybuchając przeraźliwym śmiechem...
    Tylko, że ta "zwykła" miłość, jest największą magią i największą siłą człowieka. Jest uczuciem ludzkim, a tak potężnym, że śmierć nie jest wstanie jej powstrzymać. To tylko kolejna przeszkoda w drodze do wieczności. Życia poza śmiercią. Życia po śmierci.
    A Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
    rozbeczalam sie

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem troszeczkę rozczarowana że tyle ściągnęłaś z HP

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie nie ściągnęła tylko nawiązała do tego, że Snape jako jedyny uważył ten eliksir na lekcji u Slughorna i zdobył Feliz Felicis.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zakon Feniksa to tajna organizacja o której wiedziały tylko członkowie i zaufane osoby Dumbledora. Tak więc
    nie mogli o niej napisać w gazecie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach... No i znowu zgrzyt... Gdyby tylko walczyli o inny eliksir... Chociaż z drugiej strony to ten sam nauczyciel, nikt nie powie, że w czasach Harry'ego zrobił takie zajęcia pierwszy raz :)
    Uroczyście przysięgam, że będę czytać dalej!
    Z pozdrowieniami
    Maddie Tonks

    OdpowiedzUsuń