(27 grudnia 2008)
Peron numer 9 i 3/4 dla Huncwotów nigdy nie wydawał się tak piękny i ważny, a zarazem smutny. Wszystko na około im krzyczało, że ostatni raz stoją tutaj z walizkami, ostatni raz wsłuchują się w gwizdy expresu Londyn - Hogwart, ostatni raz przepychają się do pociągu i szukają pustego wagonu. Co krok witają kolegów ze szkoły ze smutnym uśmiechem i obejmują każdy, nawet najmniejszy szczegół wzrokiem, by schować go głęboko we wspomnieniach, i nigdy nie stracić.
Syriusz wygonił jakichś przestraszonych pierwszoklasistów z przedziału w jednym z ostatnich wagonów i rozwalił się na kanapie, unikając przenikliwego wzroku Lupina.
- Luniaczku... Ostatni rok, daj spokój!
- To byli pierwszoklasiści, Łapo. Mógłbyś wykazać choć odrobinę sumienia...
- A ty nie musisz iść już do wagonu prefektów? - spytał James.
Ogłuszający gwizd pociągu, biały dym spod kół i pociąg ruszył z zatłoczonego peronu 9 i 3/4. Ostatni raz wiózł ze sobą czwórkę Huncwotów.
W przedziale było standardowo głośno i tłoczno. Przewijała się tędy niezliczona ilość osób, robiąca niezwykły hałas. Prefekci musieli interweniować nie raz, ani nie dwa, na szczęście Gryffindoru, nie mogli jeszcze odbierać punktów domowi. Grali w eksplodującego durnia i w szachy czarodziejów, próbowali nowych czarów, gdy Carlus Roosner przyniósł książkę "Czary-Mary dla odważnych i porąbanych", zaśmiewali się z dowcipów i z napięciem słuchali wspomnień z wakacji. Wszyscy wiedzieli, że każda miniona chwila była tą ostatnią, i że nie powtórzy się już nigdy więcej.
Mniej więcej w połowie drogi, gdy wyszły Alissa i Lavender, aby poszukać Lily w przedziale prefektów, Syriusz i James postanowili opuścić na jakiś czas ten gwar i harmider, i zrobić sobie mały spacer po pociągu. Wyszli pod pretekstem kupienia soku z dyni, uwalniając się od śmiechów przyjaciół - których przecież tak uwielbiali.
Ruszyli przed siebie, mijając innych uczniów. Jedni machali do nich po koleżeńsku, inni patrzyli na nich z podziwem i uśmiechem, pokazując sobie palcami bohaterów opowieści starszych kolegów, i tylko Ślizgoni, z krzywiznami na twarzy promieniowali ich wzrokiem. Oboje - i Łapa i Rogacz - dobrze wiedzieli dokąd właśnie idą.
W tym przedziale była tylko jedna osoba. Grzecznie poprosili o opuszczenie go na parę minut, a Krukon z drugiej klasy o mysich włosach, bez protestów wyszedł.
- Pamiętasz...
- Nie mógłbym zapomnieć.
To w tym wagonie się poznali. Siedem lat temu.
- Siedziałeś tu... - mówił James z uśmiechem. - A tu Smarkerus... I Lily...
- Pamiętam to jakby było wczoraj... Każde słowo.
- Od tego momentu byliśmy nierozłączni.
- Jak bracia.
Rogacz usiadł przy oknie i smutno spojrzał na Łapę.
- Powiedz, że to się nie skończy.
- Co się nie skończy ...?
- Będzie koniec tej podróży. Koniec Hogwartu. Koniec życia... Ale powiedz, że nasza przyjaźń będzie trwała zawsze. Aż po grób.
Syriusz usiadł koło Jamesa. W jego oczach zabłysły srebrne łzy.
- Oczywiście. Huncwoci byli od zawsze i będą na zawsze.
- Szkoda, że to się już kończy...
- Rogasiu, to się nie kończy. To się dopiero zaczyna...
Powozy z niewidzialnymi końmi zatrzymały się przed ogromną bramą Hogwartu. Uczniowie z uśmiechami wchodzili do zamku, unikając kropli atramentu rozlewanego przez Irytka.
- Witajcie w domu... - szepnął Remus, patrząc na Hogwart.
James i Syriusz zamienili jeszcze parę słów z Irytkiem, a potem dogonili Petera z Remusem, zmierzających do Wielkiej Sali.
- O czym rozmawialiście? - zapytał Lunatyk.
- Ubijaliśmy interes... że tak to nazwę - rzekł Łapa z uśmiechem, na który nie jeden człowiek się już nabrał. Ale nie Remus.
- Już to widzę... Dopiero początek roku, a wy już coś knujecie?
- To będzie niezapomniany rok, Luniaczku! - powiedział James. - Masz to jak w banku.
Na ceremonii przydziału Łapie i Rogaczowi tak burczało w brzuchu, że próbowali zagłuszyć to wielkim kaszlem. W efekcie McGonagall zapytała, czy nie chcą iść do Skrzydła Szpitalnego, na co James wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Uczta powitalna, jak zwykle uroczysta, minęła jak z bicza strzelił. Nim ktokolwiek się obejrzał - leżał już w ciepłym łóżku, w swoim dormitorium, klepiąc się po brzuchu.
- Eee... Syriusz, to chyba twoje... - powiedział Lupin wyjmując zza łóżka niezidentyfikowany obiekt.
- Jaka jazda, to tutaj jeszcze jest! - odparł Łapa śmiejąc się. - Dostałem to w czwartej klasie od tej Matyldy z Hufflepuffu... Była obleśna.
- Po prostu zakochana!
- Obleśnie zakochana! - dodał Peter.
Cala czwórka wybuchnęła głośnym śmiechem.
Drzwi do dormitorium otworzyły się i stanęły w nich Lily, Alissa i Lavender.
- Co tu się dzieje? - zapytała Ruda, z ciepłym uśmiechem.
Żaden nie zdołał jej odpowiedzieć.
Kiedy odgłosy chichotów ucichły, Gryfoni z siódmego roku zaczęli opowiadać sobie, jak spędzili wakacje. Koło jedenastej padł Peter, godzinę później z dormitorium zniknęli Lavender i Syriusz, Remus z Alissą zasnęli nad jakąś grubą książką. James z Lily siedzieli na parapecie okna i wpatrywali się w Zakazany Las, tak dobrze znany Rogaczowi, i tak straszny dla Rudej.
- James... - zapytała Lily.
- Co się stało, Słońce? - odpowiedział czule.
- Kiedy przestaniesz mnie kochać?
- Pytasz, kiedy umrę ...?
Przytulił się do niej, obejmując ją czule.
- Ale nie wiem czy ze mną wytrzymasz - szepnęła.
- Nie wytrzymam bez ciebie.
Tylko przybywający księżyc był słońcem, które im świeciło. Tylko on miał prawo patrzyć na nich i radować się z miłości, która ciągle rosła w siłę.
Syriusz i Lavender siedzieli koło siebie nad jeziorem, wpatrując się w nieskazitelnie czystą taflę wody. Nie rozmawiali. Nie patrzyli się na siebie. Nic.
- Tęskniłem za tobą - powiedział nieśmiało Łapa.
- Syriuszu...
- Wiem, nie musisz mi mówić. Ty mnie nie kochasz, myślisz, że tego nie widzę? Nie pisałaś przez całe lato. W pociągu nawet nie zaszczyciłaś mnie swoim spojrzeniem. Jakby nigdy nic między nami nie było.
- Możesz mieć każdą. Dlaczego uparłeś się na mnie...
- A uwierzysz, jak powiem, że cię kocham? Sądzę, że nie.
Lavender nagle zainteresowała się swoimi palcami. Nie chciała patrzeć na Łapę, ani słuchać jego głosu. Głosu, który kiedyś wart był wszystkiego...
- Ja nie umiem kochać.
- Ty nie dajesz się kochać, przede wszystkim.
Nie zarumieniła się. Zabolały ją te słowa.
- Zapomnij o mnie. Tak będzie najlepiej.
- Chciałbym. Ale prędzej zapomnę jak się oddycha...
- Syriuszu...
- Jeśli chcesz, żebym o tobie zapomniał, to pozwól mi to zrobić.
- Przepraszam...
Wstał i odszedł, jak podmuch wiatru. Nie płakał... Przecież świat nie jest wart ani jednej jego łzy. W dormitorium było cicho. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zobaczył śpiących Rogacza i Rudą, przytuleni, jakby dziś miał skończyć się świat.
Drgnął lekko Jamesa w ramię.
- Rogacz... Muszę z tobą pogadać.
- Teraz?
- Jak najszybciej.
James jeszcze nigdy mu nie odmówił. Przeniósł Lily na swoje łóżko delikatnie, jakby była najcenniejszym piórkiem tego świata, po czym razem z Łapą siedli w salonie Gryfonów, grzejąc ręce przy kominku.
- Rozstałem się z Lavender.
- Widać nie była ciebie warta. Pamiętaj, że żeby kochać, trzeba być wartym miłości.
- Moją jedyną miłością są moje marzenia.
- Kupisz motor, wybierzesz się w daleką podróż... Ale będziesz nas odwiedzał, co? Będziesz chrzestnym naszej córki! No, albo syna.
- Wiesz, Rogasiu, jesteśmy milionerami.
- Tak. Najbogatszymi ludźmi na całym świecie.
- Mamy największy skarb.
- Siebie.
_________________________
Dla Wojtka.
bo już niedługo pożegnamy się na zawsze.
Aż się popłakałam <3
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie :) ♥
UsuńPiszesz cudownie *__*
Cuuudowny blog. Płakałam : *********************
OdpowiedzUsuńUwielbiam goo <33333333333333
Jeeej ;3
OdpowiedzUsuńCudo. Geniusz!
Lece czytac dalej :-)
Veritaserum
- Pamiętasz...
OdpowiedzUsuń- Nie mógłbym zapomnieć.
To w tym wagonie się poznali. Siedem lat temu.
- Siedziałeś tu... - mówił James z uśmiechem. - A tu Smarkerus... I Lily...
- Pamiętam to jakby było wczoraj... Każde słowo.
- Od tego momentu byliśmy nierozłączni.
- Jak bracia.
Rogacz usiadł przy oknie i smutno spojrzał na Łapę.
- Powiedz, że to się nie skończy.
- Co się nie skończy ...?
- Będzie koniec tej podróży. Koniec Hogwartu. Koniec życia... Ale powiedz, że nasza przyjaźń będzie trwała zawsze. Aż po grób.
Syriusz usiadł koło Jamesa. W jego oczach zabłysły srebrne łzy.
- Oczywiście. Huncwoci byli od zawsze i będą na zawsze.
- Szkoda, że to się już kończy...
- Rogasiu, to się nie kończy. To się dopiero zaczyna...
buuuuu;(
Dlaczego na zawsze...
OdpowiedzUsuń:"0
OdpowiedzUsuńPłaczę :'( To takie piękne <3
OdpowiedzUsuńŚlicznie opowiadanie, czekam na więcej, ale zapraszam tez również do naszego wirtualnego hogwartu, wszystko odbywa się na specjalnym czacie do tego typu szkół. www.ihogwart.pl
OdpowiedzUsuńI znowu płaczę. Jak ty to robisz? Uwielbiam przyjaźn Huncwotów, choć Peterem gardzę z wiadomych względów. I to jak ich przedstawiasz... To naprawdę piękne!
OdpowiedzUsuń- Wiesz, Rogasiu, jesteśmy milionerami.
OdpowiedzUsuń- Tak. Najbogatszym ludźmi na całym świecie.
-Mamy największy skarb.
-Siebie
Piękny cytat
Uwielbiam tego bloga wywiera we mnie tyle emocji: śmiech, szczęście, smutek, łzy. To jest po prostu piękne.
Chciałabym, żeby ktoś kiedyś pokochał mnie tak jak James Lily 💕💕💕