7 marca 2014

100. Red Road numer dwa


Na potrzeby opowiadania trochę przyspieszyłam kanoniczną akcję. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, podobnie jak tak długą nieobecność.
Cieszę się, że wróciłam.
______________________________


 - Nie wierzę, że Dumbledore kazał nam to zrobić – powiedziała Tonks, rozglądając się niespokojnie na boki. Miała wrażenie, że niewidzialne oczy śledzą każdy ich ruch. 
     Razem z Remusem przemierzali pustą i senną uliczkę Red Road, kierując się w stronę numeru drugiego. Panująca w mieście mgła wcale nie dodawała im otuchy. Oboje odwracali ciągle głowy, przeszywając wzrokiem okolice, a ręce zaciskali pod płaszczami na swoich różdżkach. Remus bardzo chciał, by z ciemności wyłonił się już dom Szalonookiego Moody’ego, choć doskonale wiedział, że najgorsze dopiero przed nimi. 
- Gdyby nie chodziło o Harry’ego, nie dałbym się w to wciągnąć.
     Pomyślał o Syriuszu, siedzącym bezpiecznie w ciepłym domu przy Grimmauld Place 12 i natychmiast odgonił od siebie niechciane myśli. Wiedział, że Łapa oddałby wszystko, żeby być teraz na jego miejscu. No, ale on przecież od zawsze kochał ryzyko…
 - Myślisz, że powinniśmy wejść tam frontowymi drzwiami? – zapytała Tonks, przyglądając się coraz rzadziej rozstawionym domom, ale z dużo obszerniejszymi ogrodami.
 - Jeszcze nie wymyśliłem jak się tam dostać, żeby ujść z życiem.
     Tonks zachichotała i Remus również nie powstrzymał uśmiechu.
     Nie narzekał na towarzystwo tej młodej, nieco nieokrzesanej, czarownicy, która w niektórych momentach bardzo przypominała mu Łapę. Kąciki jego ust lekko zadrgały w ciemnościach, gdy przypomniał sobie, że w żyłach Nimfadory płynie przecież krew rodu Blacków… A to zawsze do czegoś zobowiązywało.
     Pomimo całej sympatii do Tonks, oddałby wiele, żeby być tutaj w towarzystwie Syriusza. Mógł sobie wyobrazić, jak razem z nim przechadza się tą mroczną i złowrogą uliczką, jak Łapa kpi sobie z czekającego na nich niebezpieczeństwa, jak oczy błyszczą mu radośnie na samą myśl o nowej, tak ekscytującej przygodzie…
     Zimny wiatr potargał im włosy na głowie, a Remus wraz z jego nadejściem zasępił się. Żeby Łapa mógł pokazać się w miejscu publicznym, musiałby być wolnym człowiekiem. Gdyby był wolnym człowiekiem, prawdopodobnie nie byłaby potrzebna żadna interwencja na Red Road, bo dementorzy mogliby nigdy nie napaść na Harry’ego. Ministerstwo trzymałoby głowę na karku, Voldemort nigdy by się nie odrodził – co więcej – być może nigdy nie doszedłby do pełni władzy, a świat byłby lepszy. Być może gdyby wszystko potoczyło się inaczej, Peter nie zdradziłby Potterów, a Lily i James wciąż by żyli.
     Tęsknota za upragnionym, utraconym życiem, którego ani Lupin, ani żaden z Huncwotów tak naprawdę nigdy nie miał, prawie pozbawiła go tchu. Słał w duchu podziękowania dla losu za noc tak czarną i ciemną, że Tonks nie była w stanie ujrzeć cierpienia wymalowanego na jego bladej i mizernej twarzy. Wziął głęboki oddech i zacisnął mocniej palce na swojej różdżce, próbując się skupić. Nie szedł przecież na letni spacer do parku w słoneczne, niedzielne popołudnie, tylko zbliżał się do domu Szalonookiego Moody’ego.
 - Chyba powinniśmy wejść od frontu – powiedział Lunatyk, analizując wszystkie możliwe scenariusze. – Intruzi raczej by tego nie robili, prawda? Postaraliby się zaatakować z mniej spodziewanego miejsca?
     Tonks uniosła sceptycznie brwi.
 - Rozmawiamy o Szalonookim Moodym, Remusie. Założę się o swoją różdżkę, że będzie podejrzewał użycie przez śmierciożerców eliksiru wielosokowego. I mam wrażenie, że nie ma znaczenia, z której strony wejdziemy, bo wszędzie natkniemy się na jego niespodzianki.
     Lupin przypomniał sobie, jak nieraz wspólnie z Jamesem, Syriuszem i Peterem nabijali się ze specyficznego sposobu życia wiekowego aurora. Te historie były śmieszne, dopóki Lunatykowi nie przyszło samemu zmierzyć się z nawykami Moody’ego.
 - Spójrz, to chyba ten dom – powiedziała Tonks.
     Stali naprzeciwko zwykłego, prostego budynku, nadszarpanego znacznie przez czas. Bramka oddzielająca teren posesji zaszła rdzą, metalowe kubły na śmieci zdawały się błagać o porządne szorowanie, a ze ścian domu wielkimi płatami odchodziła farba. Remus pomyślał, że przy blasku słońca mieszkanie Szalonookiego wcale nie sprawia wrażenia tak złowrogiego, ale tamtej nocy, gdy zagrożona była przyszłość Harry’ego, a po ulicach mugolskich wiosek śmiało spacerowali dementorzy, nic nie wydawało się Lupinowi proste.
 - Czujesz? – szepnęła Tonks, patrząc porozumiewawczo na swojego towarzysza.
     Lupin zmarszczył brwi, po czym zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
     Magia. Powietrze dookoła nich było przesiąknięte magią.
 - Lepiej wyjmijmy różdżki – zaproponowała czarownica.
     Remus kiwnął głową, wyciągając przed siebie rękę z różdżką. Podszedł do bramki, próbując dostrzec w ciemności, czy po drugiej stronie nic się nie porusza. Nie dostrzegł żadnych niepokojących znaków, więc, rzucając krótkie i porozumiewawcze spojrzenie swojej towarzyszce, skierował koniec różdżki na dziurkę od klucza i szepnął: „Alohomora”.
     Zamek szczęknął donośnie, ale oprócz tego nic się nie wydarzyło. Lunatykowi wcale się to nie podobało – miał wrażenie, że to cisza przed burzą, próbująca uśpić ich czujność. Przez chwilę miał wrażenie, że wraz z Tonks porywają się z motyką na słońce, że są ostrożni i niepewni następnego kroku, jakby próbowali włamać się do domu samego Lorda Voldemorta. A przecież Alastor Moody był po ich stronie i nie powinni się go obawiać.
     Ta myśl dodała mu nieco otuchy. Pchnął bramkę i wszedł śmiało na posypaną żwirem alejkę, która prowadziła do frontowych drzwi budynku.
 - Remusie, uważaj! – krzyknęła nagle Tonks.
     Lupin ledwo zdołał się uchylić przed agresywnym kubłem na śmieci, który rzucił się w jego stronę. Czarownica machnęła różdżką, a ciężki, metalowy kubeł w ułamku sekundy zamienił się w stos różowych confetti, które spadały powolnie na chodnik i głowę Lunatyka. Tonks uśmiechnęła się, biorąc jeden z błyszczących płatków.
 - Nigdy mi się to w pełni nie udało – przyznała się. – Zwykle wychodziły mi kamienie albo szpilki. To chyba kwestia ruchu nadgarstka…
     Remus pomyślał, że wolałby o tym nie wiedzieć.
 - Chodźmy dalej, nim pożre nas jadowita klamka od bramki – powiedział.
     Tonks zatrzepotała fioletowymi włosami i zrównała się ze swoim towarzyszem. Szli powoli, ciągle rozglądając się na boki, bo byli pewni, że to nie koniec niespodzianek, jakie przed swoim domem zgotował im Szalonooki. Byli właśnie w połowie alejki, kiedy żwirowana ścieżka pod ich nogami nagle zamigotała podejrzanie, a następnie zmieniła się w śliską jak tafla lodu powierzchnię. Nimfadora natychmiast straciła równowagę. Chciała ratować się, chwytając Remusa za skraj szaty, ale zamiast tego uczepiła się jego ręki, a on – kompletnie zaskoczony – runął jak długi na zimną posadzkę.
     Alejka nie tylko zamieniła się w lód, ale również zmieniła kąt nachylenia, tak, że Tonks z Remusem ześlizgnęli się jak po zjeżdżalni pod same drzwi domku, uderzając w nie z całym impetem. Lupin, nim zdążył pomyśleć co powinien zrobić, chwycił się za głowę i wyczuł pod skórą ogromnego guza. Obiecał sobie, że nie omieszka wypomnieć tego Alastorowi.
     Właśnie odwracał się, by sprawdzić, czy Tonks nie doznała większych obrażeń, gdy drzwi przed nimi otworzyły się na oścież. Zalało ich jaskrawe światło z wiszącej na suficie lampy, a Lunatyk poczuł, jak różdżka wysuwa mu się z palców. Zakrył ręką oczy, próbując dojrzeć i rozpoznać postać, która nad nimi górowała.
 - Czyś ty kompletnie oszalał, Szalonooki?! – wrzasnęła Tonks, próbując podnieść się z ziemi, by przy okazji nie zrobić sobie przy tym krzywdy. – Tak witasz swoich gości?!
 - Kim jesteście i czego chcecie? – zapytał spokojnie Moody, mając koniec różdżki cały czas wycelowany w twarze to Lupina, to Tonks. Jego magiczne oko wirowało z taką szybkością, że Lunatyk aż poczuł mdłości, ale nie dał im nad sobą zawładnąć.
 - Remus Lupin, wilkołak, członek Zakonu Feniksa – powiedział. – Były nauczyciel obrony przed czarną magią. I Nimfadora Tonks, metamorfomag, córka czarownicy Andromedy Black i mugola Teda Tonksa. Nie ma czasu, Alastorze, Harry jest w niebezpieczeństwie.
     Moody jeszcze chwilę mierzył ich wzrokiem. Z nieba zaczął siąpić deszcz.
 - Jeśli jesteś Nimfadorą Tonks… – zaczął auror.
 - Nie mów do mnie Nimfadora! – wrzasnęła czarownica, a włosy na jej głowie na kilka chwil przybrały kolor krwistoczerwony. – Ile razy, do diabła, mam powtarzać, że nienawidzę tego imienia?!
     To wydawało się wystarczać Moody’emu. Opuścił różdżkę, po czym pomógł czarownicy wstać i podał rękę Remusowi. Potem zaprosił ich do środka, rozglądając się wcześniej, czy na zewnątrz nie ma żadnego niechcianego gościa. Kiedy drzwi za Lunatykiem zamknęły się z hukiem, natychmiast szczęknęły zamki i rygle, jakich nie miał sam Hogwart.
     Lupin rozejrzał się po salonie, który był najdziwniejszym pomieszczeniem, jaki widział w życiu, włączając w to gabinet Dumbledore’a i przeróżne komnaty Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Półki pełne były przeróżnych przedmiotów, które – niejednokrotnie – wydawały z siebie dziwne dźwięki. Kilka z nich Remus rozpoznał: był tam ogromny fałszoskop, lustro do wykrywania wrogów, wykrywacze zagrożenia czy czujniki nieprzyjaciół, ale większość rzeczy była mu kompletnie nieznana. Lunatyk pomyślał, że niektóre z urządzeń z pewnością są dziełem samego Alastora.
     Tonks czuła się w posiadłości Moody’ego o wiele swobodniej. Być może już tu wcześniej bywała, albo po prostu lepiej znała szaleństwa starego aurora.
 - Nie siadaj na żadnym z foteli, jeśli nie jesteś pewny, że nie może się ugryźć – szepnęła na ucho Remusowi, puszczając do niego oczko. Ten uśmiechnął się lekko, natychmiast czując na sobie spojrzenie magicznego oka Alastora.
     Odchrząknął krótko.
 - Przysłał nas Dumbledore – wyjaśnił Lupin.
 - To wiem – odparł Moody. – Dostałem od niego wiadomość, że ktoś z Zakonu złoży mi wizytę tego wieczora. Ale wciąż nie wiem, skąd ten nagły pośpiech…
     Szklana kulka, którą Tonks właśnie obracała w dłoniach, upadła na podłogę i rozbiła się na tysiące małych kawałeczków. Czarownica obróciła się twarzą do aurora, rzucając mu groźne, prawie wyzywające spojrzenie.
 - Chcesz powiedzieć – zaczęła – że spodziewałeś się nas, ale mimo tego nie usunąłeś sprzed domu wszystkich tych niespodzianek? Na Merlina, te kubły na śmieci były naprawdę niebezpieczne, Szalonooki!
     Moody uśmiechnął się, co wyostrzyło tylko szramy na jego twarzy.
 - Dobrze sobie poradziłaś – odparł. – Wreszcie nie były to kamienie… Poza tym, wcale nie miałem pewności, czy wy to wy. STAŁA CZUJNOŚĆ! – ryknął na zakończenie.
     Remus spojrzał na zegarek. Nie było czasu na dyskusje.
 - Harry’ego napadli dementorzy – powiedział szybko. – Użył zaklęcia Patronusa i teraz Ministerstwo Magii chce wyrzucić go z Hogwartu. Dumbledore chce, żebyśmy bezpiecznie przetransportowali go z Privet Drive na Grimmauld Place.
 - Dementorzy w Surrey? – powtórzył Moody, marszcząc brwi.
 - Dokładnie dwóch. Zaatakowali Harry’ego i jego kuzyna, Dudleya.
     Alastor Moody trwał chwilę bez ruchu, wyraźnie nad czymś myśląc. A potem zerwał się z miejsca z taką energią, jakby nagle ubyło mu dwadzieścia lat. Lupin i Tonks wymienili zaskoczone spojrzenia, przyglądając się staruszkowi, który kuśtykał po całym pokoju, przeszukując szafki i szuflady, i mruczał coś pod nosem.
 - Od dawna powtarzałem, że nie można ufać tym potworom – mówił Szalonooki. – Jeden sygnał ze strony Czarnego Pana i porzucą całe ministerstwo. Przecież on ma im do zaoferowania o wiele więcej… Gdzież ona jest, na pewno tu ją włożyłem… Dementorzy w Surrey! Potter wyczarował patronusa? Tak powiedziałeś? – zwrócił się nagle do Remusa, który był tym tak zaskoczony, że tylko kiwnął głową. – Cielesnego patronusa?
 - Już to robił – odparł Lupin. – W trzeciej klasie. Tak uratował Syriusza.
 - Ty go tego nauczyłeś, co?
     Remus spuścił wzrok, ale Tonks klasnęła z uciechy.
 - Mam! – krzyknął Moody, nim ktokolwiek zdążył powiedzieć słowo. – Peleryna-niewidka… Potter ma lepszą, ale ta też może się przydać. I mapa całego kraju. Polecimy tam na miotłach, bo kominki i cała sieć Fiuu są pod kontrolą ministerstwa, a teleportacja byłaby kolejnym powodem do wyrzucenia Pottera ze szkoły… Ale będziemy potrzebować więcej ludzi.
 - Dumbledore już po nich posłał. Będą w Kwaterze – dodała Tonks.
 - W takim razie ruszajmy w drogę.
     Kiedy Szalonooki, Lupin i Tonks dotarli na Grimmauld Place, byli tam już wszyscy, którzy mieli wyruszyć do Surrey po młodego Gryfona. W całej Kwaterze Głównej wrzało: ciągle ktoś chodził tam i z powrotem, Molly krzyczała na niepełnoletnich czarodziejów, by nie wychylały nosów ze swoich pokoi, Stworek krzątał się pod nogami, a kuchnia Blacków co jakiś czas jarzyła się niebieskim światłem, kiedy Artur lub Dumbledore informowali pozostałych, co dzieje się w samym Ministerstwie Magii. Przez nieustający hałas nikt nie myślał o tym, by uciszyć krzyki Walburgii Black, więc jej głos zlewał się z innymi głosami i ginął wśród nich, ale nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
 - Dobrze, że już jesteście – powiedział Syriusz, kiedy wysłannicy na Red Road weszli do pomieszczenia. – Wyrzucenie ze szkoły wstrzymane. Ministerstwo zarządziło przesłuchanie w sierpniu. Do tego czasu Harry jest zawieszony w prawach ucznia.
 - Nie mogą go wyrzucić – wtrąciła Tonks.
 - Wszyscy już są? – zapytał Moody, wkraczając do kuchni. – Ilu nas jest?
 - Razem z wami dziewięciu – odparł Łapa.
 - Przybyliśmy najszybciej, jak to było możliwe – dodała Hestia Jones.
     Oprócz niej w gotowości do podróży stali Kingsley Shacklebolt, Elfias Doge, Dedalus Diggle, Emmelina Vance oraz Sturgis Podmore. Twarze ich wszystkich wyrażały pełną gotowość do działania. W rękach ściskali miotły.
 - Polecimy wysoko w chmurach. Kilka razy zmienimy kierunek, żeby uniknąć ewentualnego śledzenia. Czy Dursleyów na pewno nie będzie w domu?
 - Spokojnie, Szalonooki – powiedziała Tonks. – Zadbam o to.
 - Dobrze. W takim razie ruszajmy, ruszajmy!
     Syriusz patrzył, jak członkowie Zakonu Feniksa w pośpiechu opuszczają dom przy Grimmauld Place numer dwanaście. Wiedział, że zobaczy ich dopiero jutro wieczorem, bo Szalonooki umyślnie zrobi przerwę w podróży i zasięgnie języka, czy Surrey na pewno jest bezpieczne. Oznaczało to, że i Harry’ego Łapa ujrzy dopiero za kilkanaście godzin.
     Westchnął głęboko, nieprzyzwyczajony do ciszy, która nastała w kuchni po odejściu zgrai czarodziejów. Ucichły nawet krzyki Walburgii Black i tylko od czasu do czasu jakieś kroki rozbrzmiały na schodach. Syriusz toczył bezmyślnie opuszkiem palca po brzegu pucharu z dyniowym sokiem, myśląc o tym, ile dałby, by razem z pozostałymi członkami Zakonu właśnie lecieć w kierunku Privet Drive. Zamiast przygód i tak doskonale znanego ryzyka, uczucia adrenaliny, za którym tak tęsknił, pozostało mu tkwienie w domu, którego tak nienawidził. Doznał tu wielu krzywd i upokorzeń, ale i wspomnienia nie dawały mu odetchnąć. Kiedy uciekał z posiadłości Blacków w wieku szesnastu lat, nie miał jeszcze pojęcia, co czeka go w przyszłości. Wszystko było jasne i proste, i takie wspaniałe.
     Westchnął, odgarniając długie włosy z czoła. Tryb życia, jaki właśnie zmuszony był prowadzić, bardzo go męczył. Syriusz Black nie był stworzony do stania w miejscu, do ukrywania się i troski o własne mienie. Chciał działać, chciał walczyć, chciał poświęcać się dla dobra świata i Zakonu, bo miał naturę wojownika. Przyglądanie się, jak inni nadstawiają karku, wraz ze świadomością, że dla niego jest to zakazane, doprowadzała go do obłędu.
     Ufał Dumbledore’owi, ale był pewien, że dyrektor Hogwartu nie ma pojęcia, jak ciężkie brzemię Łapa dźwiga na barkach. Wszystko zmieniło się po śmierci Jamesa. On zmienił się po śmierci Jamesa, bo śmierć nie była mu już straszna. Był gotowy na wszystko.
     Jedynym jasnym punktem w tym czarnym tunelu teraźniejszości był Harry. To dla niego Łapa wytrzymywał drwiny Snape’a i podporządkowywał się woli założyciela Zakonu. To jego Syriusz od długich miesięcy wyczekiwał i tylko jego chciał zobaczyć, bo wiedział, że tylko Harry Potter może mu przywrócić siłę do życia. Black – choć wcale tego nie chciał i doskonale wiedział, że nie spodobałoby się to szczególnie Molly – żył życiem swojego chrześniaka, w którego wierzył z całych sił. Harry był taki sam, jak James. Silny i odważny, gotowy dźwigać brzemię o wiele cięższe niż on sam.
     Ale Harry nie był Jamesem Potterem.
     Wspomnienie zmarłego przyjaciela rozerwało spokój w ciele Łapy. Schował twarz w dłoniach, czując, jak serce wyrywa mu się z piersi z żalu, niesprawiedliwości i smutku. Chciał zemsty, chciał działać, chciał robić cokolwiek, co pozwoliłoby mu przestać obwiniać się za śmierć Rogacza. Gdyby nie namówił Jamesa, żeby to Peter był Strażnikiem Tajemnicy Potterów... Gdyby przybył do Doliny Godryka na czas... Gdyby dwa lata temu zabił Glizdogona, jak postanowił sobie jeszcze w murach Azkabanu…
     Ale Remus miał rację. James nie chciałby, żeby jego przyjaciele byli mordercami.
     Sama myśl o Lunatyku uspokoiła Syriusza. Kto, jeśli nie on, lepiej zna potęgę niesprawiedliwości? Łapa został okrzyknięty zdrajcą i spędził dwanaście lat w Azkabanie, ale i Remus nie miał lepiej. Sam on, Syriusz Black, był pewien, że to Lupin stoi po stronie sił ciemności. Jak bardzo się mylił, jak oni wszyscy bardzo się mylili… A mimo doznanych krzywd, Lunatyk nigdy nie wypominał przyjacielowi tych lat w smutku i samotności, odcięty od świata, do którego należał, oskarżony o coś, czego nigdy nie zrobił.
     Syriusz pomyślał z goryczą, że Los wydał wyrok na nich wszystkich już bardzo dawno temu. Być może nawet wtedy, kiedy nie mogli z nim w żaden sposób walczyć. Żaden z Huncwotów nie otrzymał życia, o którym marzył. Najszczęśliwsze lata – czasy Hogwartu – przeminęły bezpowrotnie i tylko dzięki nim Łapa czuł się wartościowym człowiekiem.
     Dziś nie miał już nic. Tylko wspomnienia. Tylko tęsknotę.
     Przyszło mu żyć w trudnym okresie wojny i właśnie ona – wojna – stała się dla niego wszystkim. Wiedział jedno: wojna jest jego matką, a prędzej czy później zeswata go ze śmiercią. I chciał umrzeć w boju, jak bohater, oddając życie w walce za kogoś, kogo kocha – dokładnie tak, jak zrobił to James Potter.
     Nie dałeś mi, Losie, godziwego życia, pomyślał z goryczą Syriusz, ale daj mi przynajmniej honorową śmierć.
 - Tu jesteś, Syriuszu. – Głos Molly Weasley wyrwał go z zadumy. – Jutro wieczorem ma odbyć się zebranie Zakonu Feniksa. Mam nadzieję, że Szalonooki zdąży już wrócić z Harrym… Strasznie się o niego martwię, pewnie umiera ze strachu.
 - Jeśli umiera, to tylko ze złości – odparł Łapa. Czasem miał wrażenie, że chociaż znał młodego Pottera najkrócej, rozumie go najlepiej. – To silny mężczyzna, Molly.
     Pani Weasley uśmiechnęła się wymuszenie. Wstała i ruszyła w stronę drzwi, ale nim opuściła kuchnię Blacków, raz jeszcze spojrzała na Syriusza.
 - Mam nadzieję, że pamiętasz, że o niczym, co się tu dzieje, nie wolno mówić Harry’emu – powiedziała z niebezpiecznym błyskiem w oczach. – To dla jego dobra. Dumbledore powtarza, że powinien wiedzieć tyle, ile wiedzieć musi.
 - Pamiętam, Molly.
     Odetchnęła. Obdarzyła Łapę szczerym, uspokajającym uśmiechem, po czym zamknęła za sobą drzwi od kuchni. Chwilę później Syriusz usłyszał jej kroki na schodach.
     Wyciągnął się na krześle i założył ręce za głowę. Był pewny, że Harry nie pogodzi się tak szybko z faktem, że Dumbledore chce całkiem odsunąć go od sprawy. A to znaczyło, że w domu przy Grimmauld Place numer dwanaście wreszcie zacznie się coś dziać.
 

32 komentarze:

  1. Hahaha uwielbiam Moody'ego super rozdział :3 pisz dalej proszę cię :3 kiedy następny rozdział?

    Skarpeta ;) zakochana w Syriuszu ^,^

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe! Rozdział jest powalający, ale i tak najlepszy był Moody! :D Jak widzę, nadal masz pomysły, więc nie pozostaje nic innego tylko czekać na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się niedługo :) Też się cieszę, że wróciłaś! Brakowało mi BH... Ale tak jak pisałaś wcześniej, to opowiadanie stało się częścią samej ciebie i zawsze tu wrócisz. I wróciłaś! Nie przejmuj się tym, że nie masz chwilowo pomysłow czy weny. Z czasem sama przyjdzie i wtedy napiszesz kolejny piękny rozdział. :)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wróciłaś. Bardzo podoba mi się to co piszesz i moim zdaniem jest to o wiele...dojrzalsze, od tego co stworzyła Rowling. Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Szkoda, że tak szybko się skończył. Mam nadzieję, że na sto pierwszy nie będziemy musieli czekać aż pół roku :D Fajnie by bylo gdybyś nie pominęła wątku Remusa i Tonks, bo to jedna z moich ulubionych par. Oby mieli więcej scen :) trzymam kciuki za Ciebie, twoje pomysły i wenę !
    Pozdrawiam Nielivka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział!
    Przede wszystkim cieszę z tego, że wróciłaś tutaj (u z jutrzejszego Dnia Kobiet, z okazji którego życzę ci wezystkiego naj).
    Zawsze miałaś dobre pomysły, ale zadziwiające jest to, jak wpasowujesz je w kanon, z którym tak walczą inni. Niesamowite, podziwiam cię za to.
    I reakcje, wypowiedzi, tłumaczenia i pomysły Moody'ego... Świetne, i naprawdę śmieszne (czasami).
    Tak więc... Do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Damo kochana, wiedziałam, że niebawem wrócisz! Czekałam, czekałam i się w końcu doczekałam. Cudny ten rozdział, uwielbiam Remusa i Tonks, mam nadzieję, że będzie ich u Ciebie jak najwięcej, Moody wymiata i te jego kubły na śmieci też:D
    Serdecznie pozdrawiam i do następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super roździał:) Bardzo się cieszę , że wróciłaś i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  8. Przypadkiem wchodzę, a tu nowy rozdział !!!!!! Ale się cieszę, że wróciłaś, biję pokłony :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak bardzo mi brakowało nowego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  10. O jejku! Podobało mi się i to bardzo!
    Świetna akcja w wykonaniu Remusa i Tonks. Moody jest bezbłędny. No i doskonała analiza psychologiczna Syriusza. Uwielbiam Cię kobieto!

    Bardzo się cieszę, że wróciłaś! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Po prostu uwielbiam Twoje teksty.
    Naprawdę się od nich uzależniłam :) Wszystkie notki przeczytałam w 3 dni, przy wielu się wzruszyłam. Dziękuję Ci za te opowiadania, w ostatnim czasie tylko one dawały mi chęć do życia. Gdy je czytam, na chwilę zapominam o wszystkim: o chorobie , o szkole, o problemach.
    Nigdy nie traciłam nadziei, że wkrótce wrócisz. Codziennie zaglądałam na tę stronę. I co? Życzenie się spełniło :)
    Też przez 3 lata pisałam o Lily i Jamesie, ale opuściła mnie "księżniczka wena"...
    Jesteś genialna!
    Z utęsknieniem czeakam na kolejne rozdziały :)

    Poszukiwaczka Drogi Do Marzeń

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominuję Cię wraz z Twoim blogiem do Liebster Blog Awards! Informacje na moim blogu, gratuluję :) Well done!

    OdpowiedzUsuń
  13. My też się cieszymy, że wróciłaś :) notka jak zwykle boska, a Moody przerażająco pomysłowy xD :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nareszcie wróciłaś !! <3
    Nie mogłam sie już doczekać 100 rozdziału <3
    Czekam na kolejne :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Wreszcie jak ja się nie mogłam doczekać. Nie zawiodłam się. Fajny ;) Mam nadzieje, że tym razem przerwa będzie krótsza.
    Pozdro i czekam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojeeeeeej! Nowy rozdział! Przepraszam, że dawno nie wchodziłam (już miesiąc minął od tej notki!) ty poprostu piszesz tak, że brakuje słów. Poprostu piszesz i gdy przeczytałam ten rozdział to doszłam do wniosku, że wizyta u moody'ego nie mogła wyglądać inaczej, tak samo to co się działo w kwaterze Zakonu poprostu piszesz ta, że ja czytam i potem nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej niż to co napisałaś ty! Według mnie ten blog jest IDEALNYM blogiem o Huncwotach. Ja mam w planach wakacyjnych zacząć pisać recenzje z tego co czytam w internecie oraz oceniać (ja jestem uzależniona od czytania :D)
    chciałam ciebie spytać o zgodę czy będę (kiedyś w przyszłości) napisać recenzję oraz ocenę tego bloga?oczywiście się nie musisz zgodzić ;) tak tylko pytam-ewentualnie... No wracając do tematu...przeczytałam i czytam około 20 blogów o tematyce Lily i Huncwotów (pomijając, że cały czas znajduje kolejne- i nie tylko o Huncwotach!) ale twój blog jest tym idealnym :D. Dlatego pragnę podziękować Tobie za to, że piszesz, za to, że wpadłaś na pomysł aby tego bloga założyć, za to, że spełniłaś moje marzenie na znalezienie idealnego bloga, za to że udowodniłaś, że można napisać coś ,,tak jak powinno być" - jestem naprawdę szczęśliwa i wdzięczna losowi (wiem, że to brzmi teatralnie) że znalazłam coś tak wspaniałego. Podczas czytania twojego bloga moje emocje były takie same jak podczas czytania Harry'ego Potter'a. To co piszesz jest tymo czym chciałam przeczytać ta sama historia z perspektywy osób, które są równie ważne w serii. Ja naprawdę ci dziękuję za to że jesteś! Bo bez ciebie nie byłoby tego opowiadania, warto było czekać pół roku, aby przeczytać kolejny rozdział tej wspaniałej historii!
    Dziękuję.
    Pozdrawiam, ściskam, całuję życzę weny, mnóstwa sił i chęci, motywacji oraz Wesołych Świąt Wielkanocnych, które przecież będą nie długo :)
    ~Carolina Katie Weasley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  17. Ojeeeeeej! Nowy rozdział! Przepraszam, że dawno nie wchodziłam (już miesiąc minął od tej notki!) ty poprostu piszesz tak, że brakuje słów. Poprostu piszesz i gdy przeczytałam ten rozdział to doszłam do wniosku, że wizyta u moody'ego nie mogła wyglądać inaczej, tak samo to co się działo w kwaterze Zakonu poprostu piszesz ta, że ja czytam i potem nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej niż to co napisałaś ty! Według mnie ten blog jest IDEALNYM blogiem o Huncwotach. Ja mam w planach wakacyjnych zacząć pisać recenzje z tego co czytam w internecie oraz oceniać (ja jestem uzależniona od czytania :D)
    chciałam ciebie spytać o zgodę czy będę (kiedyś w przyszłości) napisać recenzję oraz ocenę tego bloga?oczywiście się nie musisz zgodzić ;) tak tylko pytam-ewentualnie... No wracając do tematu...przeczytałam i czytam około 20 blogów o tematyce Lily i Huncwotów (pomijając, że cały czas znajduje kolejne- i nie tylko o Huncwotach!) ale twój blog jest tym idealnym :D. Dlatego pragnę podziękować Tobie za to, że piszesz, za to, że wpadłaś na pomysł aby tego bloga założyć, za to, że spełniłaś moje marzenie na znalezienie idealnego bloga, za to że udowodniłaś, że można napisać coś ,,tak jak powinno być" - jestem naprawdę szczęśliwa i wdzięczna losowi (wiem, że to brzmi teatralnie) że znalazłam coś tak wspaniałego. Podczas czytania twojego bloga moje emocje były takie same jak podczas czytania Harry'ego Potter'a. To co piszesz jest tymo czym chciałam przeczytać ta sama historia z perspektywy osób, które są równie ważne w serii. Ja naprawdę ci dziękuję za to że jesteś! Bo bez ciebie nie byłoby tego opowiadania, warto było czekać pół roku, aby przeczytać kolejny rozdział tej wspaniałej historii!
    Dziękuję.
    Pozdrawiam, ściskam, całuję życzę weny, mnóstwa sił i chęci, motywacji oraz Wesołych Świąt Wielkanocnych, które przecież będą nie długo :)
    ~Carolina Katie Weasley

    p.s.proszę o odpowiedź :)
    p.s.2 Sorrki że poszło przez anonimowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej :) Zapraszam do naszej ocenialni: http://ocenialniablogowa.blogspot.com/ Chętnie ocenimy Twojego bloga, dowiesz się, co sądzą o nim inni :) Serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Okej. Przeczytałam. Wszystko, od początku do końca. Czas na napisanie komentarza (bo jestem zwolenniczką skomentowania czegoś, co już się przeczyta i wyrażenia własnej opinii), ale to wcale nie będzie łatwe. Czytam to opowiadanie już od dawna, z przerwami, bo sto rozdziałów to naprawdę dużo do czytania, a nawet mnie potrzeba czasem odrobinę odpoczynku :D
    Najbardziej zapadły mi w pamięć ostatnie rozdziały, w których opisywałaś Lily i Jamesa. Zwłaszcza ich śmierć i potem wspominki Jamesa już po drugiej stronie. To właśnie na tych rozdziałach płakałam najmocniej. Ja też się cieszę, że wróciłaś, bo szkoda by było, gdyby taki kawał opowiadania nie został zakończony. Jesteś już bliżej, niż dalej :)
    Patrzę na liczbę obserwatorów tego bloga i liczbę komentarzy pod najnowszymi rozdziałami (rozumiem, że wcześniejsze posty przenosiłaś z onetu?) i aż serce mi się łamie z zazdrości. Nie zrozum mnie źle, jak najbardziej na to zasługujesz, ale chciałabym osiągnąć tak dużo, jak osiągnęłaś ty. A nie wiem, co mam z tym zrobić, żeby moich czytelników przybyło choć trochę.
    Skoro o moim opowiadaniu mowa, to zapraszam (http://take-apart.blogspot.com). Moje opowiadanie jest o nowym pokoleniu, zawiera dużo tajemnic, humoru, kilka wątków no i cóż... Mam nadzieję, że ci się spodoba, jeśli kiedykolwiek się za czytanie go zabierzesz :D
    Powiększam liczbę obserwatorów, zapraszam na mojego bloga i pozdrawiam gorąco, czekając na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Niedawno tu trafiłam a już zakochałam się w twojich opowiadaniach
    Przedstawiłaś wszystkich huncwotów tak jak sobie ich wyobrażałam
    CUDOWNE CZEKAM NA WIĘCEJ !!!
    I<3TWOJE OPOWIADANIA
    XD

    OdpowiedzUsuń
  21. Znalazłam bloga niedawno, ale uwielbiam c: Przeczytałam wszystko w kilka dni, czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  22. Wróć do pisania!!!!! Uwielbiam tego bloga, Jezu jak ja płakałam jak Lily i James umarli. Przy okazji nominowałam cię do Liebster Blog Award
    szczegóły znajdziesz tutaj http://james-i-lily.blog.pl/2014/12/30/liebster-blog-award/

    OdpowiedzUsuń
  23. Ale Emmelina Vance nie zyje!!!

    OdpowiedzUsuń
  24. No właśnie według książki Emmelina Vance zginęła w ZF...
    Ted Tonks jest mugolakiem, nie mugolem. To jest różnica.
    Jak strasznie żal mi Syriusza. Nikt poza Harrym go nie rozumie i wszyscy mają go w dupie i najlepiej, żeby zamknął się w pokoju, siedział cicho i nie przeszkadzał. Przynajmniej tak to odczułam czytając książkę. Pomyśleć, że Remus po tych wszystkich latach powinien starać się odbudować ich przyjaźń, przynajmniej zrozumieć Łapę, a on jeszcze mu zazdrości. Niby czego? Serio nazwałby Grimmauld Place 12 ciepłym domem? Chciałby musieć siedzieć bezczynnie, gdy jego bliscy nadstawiają karku? Nie sądzę. Fragment jak Syriusz myśli jak chciałby umrzeć przypomniał mi, że ciągle jestem zła na Rowling, że go zabiła i to w tak beznadziejny sposób. Jak już musiała go zabić, to mogła dać mu godną śmierć, na jaką zasłużył (na godną, nie na śmierć). Wpadnięcie za zasłonę? Serio? Jak to wygląda na tle innych Huncwotów? James zginął w obronie tych, których kochał, stając przeciwko Voldemortowi (Syriusz niby też zginął broniąc Harry'ego i w walce, ale jednak...), Glizdogon - przez odruch litości (no to jakaś kpina, żeby zdrajca miał lepszą śmierć od tego, któremu zniszczył życie), Lunatyk - w bitwie o Hogwart. A Łapa wpadł za zasłonę i nawet nie wiadomo co stało się z ciałem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Dlaczego?! Dlaczego skończyłaś pisać, gdy w życiu Remusa pojawia się Tonks? ��

    OdpowiedzUsuń
  26. To z Szalonookim było świetne :) usmiałam sie przy tym jak nie wiem :)
    Napisz cos o Tonks i Remusie, proooosze!!! Tak bardzo chciałabym żeby w tym opowiadaniu znowu pojawił sie wątek miłosny <3

    OdpowiedzUsuń
  27. Jeju to takie dziwne, ze juz koniec. Naprawde mi przykro, ze przestłaś już pisać. Wszystko przeczytałamw ok. Tydzień. Pare razy sie popłakałam. Powiem krótko. Bardzo szkoda, ze juz nie piszesz dalej tego bloga, bo był najlepszy!A ty dorównujesz samej Rowling!

    OdpowiedzUsuń
  28. Czytam juz tego bloga któryś raz i wciąż go kocham. Nawet jeśli nie mogę przeboleć tego, że skończyłaś w takim momencie.
    Ale i tak ,,Być Huncwotem" tak bardzo wrył mi się w serce, że nie potrafię do tego nie wracać. Wciąż chcę przeżywać zarówno te radosne i tragiczne momenty razem z nimi.
    Tym bardziej, że niektóre uczucia opisałaś po porostu idealnie. Tak jakbyś wyjęła mi je z ust, choć i tak, gdybym ja miała ułożyć to w zdania nie wyglądałoby tak pięknie .
    Wciąż mam małą nadzieję, że wrócisz i dodasz nowy rozdział. I choć jest malutka, bo czytając twojego aska wiem, że nie masz takiego zamiaru, to przecież co mi pozostaje jeśli nie nadzieja?

    OdpowiedzUsuń
  29. Błagam cie wróć do pisania. Znalazłam tego bloga na wattpadzie ale nie wiem czy to ty przypisujesz czy ktoś inny ale tamten jest narazie na rozdziale Bal Bożonarodzeniowy więc wpisałam w wyszukiwarkę nazwę jednego z rozdziałów, koleżanka powiedziała że czytała takie opowiadanie dawno to spróbowałam, i jest całe w 3 dni kocham to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  30. Super opowiadanie!

    Zapraszam do mnie
    https://fremionefanfic.blogspot.com/?m=1

    Pozdrawiam,
    Blue :*

    OdpowiedzUsuń
  31. Przepraszam ale czy Emmelina Vance nie zginęła przypadkiem w bitwie o Mglistego Anioła?

    OdpowiedzUsuń