18 lipca 2013

96. Dowieść niewinności


„Niewin­na ofiara może znać zło je­dynie pod pos­ta­cią cier­pienia.
To, cze­go nie od­czu­wa zbrod­niarz, to je­go zbrod­nia.
To, cze­go nie od­czu­wa niewin­na ofiara, to jej włas­na niewinność”.
John Maxwell Coetzee

~*~

     Kiedy zobaczył go, Petera Pettigrew, nienawiść i żądza zemsty eksplodowała w jego ciele, jakby ktoś odpalił ogromny dynamit. W jednym momencie wróciło wszystko: cała przeszłość i przyszłość, której nigdy nie dane mu było poznać. Ten, który właśnie stał przed nim, trzęsąc się ze strachu i przygryzając nerwowo palce, był winien wszystkich nieszczęść, które spotkały jego, Syriusza Blacka, oraz przyjaciół. Łapa z mściwą satysfakcją stwierdził, że Glizdogon wyglądał po prostu żałośnie. Brudny, zgarbiony, z żółtymi zębami i ciemnymi cieniami pod oczami – dwanaście lat bycia szczurem z pewnością wpłynęło na jego wizerunek.
     Syriusz walczył nie tylko o sprawiedliwość i wyrównanie rachunków z przeszłości. Cena była o wiele wyższa – wciąż nie miał twarzy, wciąż był tylko wątłym echem i zaledwie małą częścią prawdziwego Łapy. Zabójstwo Petera miało być kluczem do odzyskania tożsamości, do przypomnienia sobie, jak wyglądał James Potter. Jest już tak blisko, tak blisko…
     Potrzebował dwunastu lat, by dowieść swojej niewinności.
 - S-Syriusz… R-Remus… – odezwał się Glizdogon piskliwym, wysokim głosem. Spojrzał tęsknie na drzwi, jakby uparcie zastanawiał się, którędy uciec. – Moi przyjaciele…
     Oczy Łapy rozbłysły złowrogo w półmroku, ale Lunatyk od razu odpowiednio to zinterpretował. Złapał przyjaciela za nadgarstek, w którym ten trzymał różdżkę. Zdawał sobie sprawę, że temperament Blacka nie może zaważyć nad wyjaśnieniami.
 - Ucięliśmy sobie małą pogawędkę, Peter – powiedział beztrosko Remus, uśmiechając się sztucznie. – Wiesz, na temat tego, co stało się w tę noc, dwanaście lat temu, kiedy zginęli Lily i James. Mogłeś nie usłyszeć najlepszych momentów, kiedy piszczałeś przeraźliwie…
 - Remusie, chyba mu nie wierzysz? – zaskrzeczał Glizdogon. – To wariat… Chciał mnie zabić… Teraz próbuje po raz drugi… Zabił Lily i Jamesa, a teraz chce dopaść mnie!
     Wskazał oskarżycielsko środkowym palcem na Syriusza.
 - Nikt cię nie zabije, póki nie ustalimy kilku faktów – odparł chłodno Lupin.
 - Tu nie ma nic do ustalania! Ratuj mnie, Remusie! To wariat! Wiedziałem, że ucieknie z Azkabanu, wiedziałem, że będzie chciał mnie dopaść! Posiadł straszne moce, o których my możemy tylko marzyć! Myślę, że Sam-Wiesz-Kto nauczył go paru swoich sztuczek!
     Łgarstwa Glizdogona rozbawiły Syriusza. Zaczął się donośnie śmiać, a odgłos, jaki wydobył się z jego piersi był chłodny, mroził krew w żyłach i wywoływał na całym ciele gęsią skórkę. Wydawało się, że Peter skurczył się w sobie. Oczy Łapy płonęły nienawiścią.
 - Uważasz, że Voldemort nauczył mnie sztuczek? – zapytał.
     Glizdogon zadrżał potężnie, jakby dostał w twarz.
 - Co, boisz się nawet imienia swojego mistrza? – zadrwił Syriusz. – Nie dziwię się, Peter. Chyba nie pała do ciebie sympatią, co? – Pettigrew pokręcił głową, a Remus przyglądał się przyjacielowi, jakby próbował odgadnąć jego intencje. – To nie przede mną ten tchórz ukrywał się dwanaście lat – wyjaśnił. – Bał się starych popleczników Voldemorta. Dowiedziałem się różnych rzeczy w Azkabanie, Peter… Oni wszyscy myślą, że umarłeś, bo inaczej musiałbyś przed nimi odpowiedzieć. Dziwne zdania mamrotali przez sen. Wynikałoby z tego, że sprytny oszust ich przechytrzył. Voldemort dotarł do Potterów dzięki twojej informacji… i spotkała go tam klęska. A nie wszyscy śmierciożercy skończyli w Azkabanie, prawda? Wielu wciąż pozostało na wolności, zarzekając się, że byli tylko zamroczeni. Jeśli się dowiedzą, że wciąż żyjesz, Peter…
 - Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – odparł Glizdogon, trzęsąc się na całym ciele. – Wy… chyba w to nie wierzycie? – zwrócił się do pozostałych. – To czyste szaleństwo…
 - Cóż, muszę dodać, że trudno mi pojąć, dlaczego niewinny człowiek godzi się na to, by przez dwanaście lat być szczurem – stwierdził spokojnie Lunatyk.
 - Niewinny, ale przerażony! – zaskrzeczał Pettigrew. – Jeśli zwolennicy Czarnego Pana przysięgli mi zemstę, to tylko dlatego, że dzięki mnie jeden z ich najlepszych ludzi trafił do Azkabanu! Jego szpieg, prawa ręka, Syriusz Black!
     Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego: złości, wściekłości, która ogarnia całe ciało, każdą komórkę, każde włókienko tego, co z duszy jeszcze pozostało. Furia, jaka rozszalała w jego wnętrzu, zajęła cały umysł. Był od stóp do głów wypełniony nienawiścią, której blady zaledwie cień ukazywały jego przerażająco puste oczy. W żyłach krążyła niebezpieczna, toksyczna substancja, która pobudzała do działania, dusiła, paraliżowała.
     Grymas wściekłości wykrzywił jego bladą twarz.
 - Jak śmiesz?! – warknął ochryple. – JA, sługą Voldemorta? Szpiegiem? Niby kiedy miałem szpiegować ludzi o wiele ode mnie potężniejszych? Ale ty, Peter… Nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie przejrzałem cię od początku. To ty zawsze lubiłeś przebywać w towarzystwie silniejszych od siebie, to ty zawsze szukałeś w nich oparcia. Kiedyś byliśmy nimi my trzej: ja, Remus… i James…
     Z trudem przeszło mu przez gardło imię zmarłego przyjaciela. Nie mógł pozbyć się myśli, że Glizdogon jest winien jego śmierci. Zacisnął ręce w pięści, byle tylko nie pokazać żadnych słabości, choć nie było to zadaniem łatwym. Przeszłość wciąż bolała, wciąż czuł jej dotyk na swoim sercu i jej odległe echo. Prawda wypowiedziana głośno stawała się straszniejsza, bardziej realna, rzeczywista. Dwanaście lat powinno wystarczyć, żeby zaakceptować minione wydarzenia i zacząć z nimi normalnie żyć, ale Łapa wiedział, że na to i wieczność byłaby za krótka. Są bowiem sytuacje, które zostaną w nas już na zawsze.
 - Ja szpiegiem? Chyba oszalałeś… Ja… ja nigdy…
 - Lily i James uczynili cię swoim Strażnikiem Tajemnicy tylko dlatego, że ja ich do tego namówiłem – powiedział twardo Syriusz, aż Pettigrew cofnął się, przerażony. – Myślałem, że to doskonały plan… że Voldemort będzie mnie szukał, a nie ciebie, bo nigdy nie przyjdzie mu do głowy, że mogli wybrać na swojego powiernika takiego słabeusza… wiecznie chowającego się w cieniu potężniejszych… To musiała być najwspanialsza chwila w twoim żałosnym życiu, gdy powiedziałeś Voldemortowi, że możesz mu wydać Potterów…
     Pettigrew przygryzał nerwowo dolną wargę. Stał się jeszcze bledszy, niż Syriusz. Rzucał ukradkowe spojrzenie w stronę drzwi i ciągle drżał na całym ciele.
 - Czy ja… mogę coś powiedzieć? – odezwała się nieśmiało Hermiona.
 - Oczywiście – odparł uprzejmie Lupin.
 - No bo… ten człowiek… jako Parszywek… przez trzy lata spał w tym samym dormitorium, co Harry. Gdyby pracował dla Sami-Wiecie-Kogo, dlaczego nigdy nie zrobił mu krzywdy?
 - Właśnie! – ucieszył się Peter, wskazując na Gryfonkę swoim okaleczonym palcem. – Otóż to, Remusie! Przy mnie Harry’emu włos z głowy nie spadł! Pilnowałem go!
 - Powiem ci, dlaczego – przerwał mu Black. – Dlatego, że Pettigrew nigdy nie zrobił dla nikogo niczego, jeśli nie widział w tym korzyści dla samego siebie. Voldemort ukrywa się od dwunastu lat, mówią, że jest półżywy. – Zwrócił się do Glizdogona. – Nie chciałeś dokonać mordu pod nosem Albusa Dumbledore’a dla jakiegoś wraka czarodzieja, który utracił swoją moc, prawda? Chciałeś mieć pewność, że nadal jest najsilniejszym graczem na boisku. Bo niby dlaczego znalazłeś sobie rodzinę czarodziejów, by wzięła cię pod swój dach? Chciałeś wiedzieć, co w trawie piszczy, tak, Peter? Na wypadek, gdyby twój dawny mistrz odzyskał swą moc, prawda? Bo wtedy chętnie byś do niego powrócił…
     Niewiarygodne, jak wiele kłamstw może mieścić się w tak małym, bezwartościowym człowieku, pomyślał rozgoryczony Syriusz. Dwanaście lat solidnego ukrywania prawdy, a teraz, kiedy wszystko wyszło na jaw – kolejne, kolejne oszustwa…
 - Eee… panie Black… Syriuszu – odezwała się Hermiona, a Łapa aż drgnął, słysząc swoje imię. Chyba już zapomniał, że można zwracać się do niego w tak uprzejmy sposób. – Przepraszam, ale w jaki sposób udało ci się uciec z Azkabanu, jeśli faktycznie nie korzystałeś z czarnej magii? Przecież to najlepiej strzeżone miejsce w całym kraju…
     Peter zapiszczał z uciechy, uśmiechając się potwornie w stronę Hermiony, ale Remus uciszył go jednym spojrzeniem. Syriusz ściągnął brwi, rozważając jej pytanie.
 - Nie wiem – powiedział cicho. – Myślę, że jedynym powodem, dla którego nie popadłem w obłęd, była moja niewinność. Wiedziałem, że jestem niewinny i powtarzałem to sobie każdego kolejnego dnia, jak najstraszniejszą modlitwę. To nie było szczęśliwe uczucie, o nie, więc dementorzy nie mogli go ze mnie wyssać. Dzięki temu zachowałem resztkę magicznych zdolności, by móc zamienić się w psa… Ale byłem słaby, bardzo słaby… Nie miałem nadziei na wyrwanie się stamtąd bez różdżki. Aż wtedy zobaczyłem Petera na tej fotografii i doszło do mnie, że on cały czas jest w Hogwarcie, z Harrym… gotów, by przynieść swojemu panu w darze ostatniego Pottera. Bo kto wtedy pamiętałby o tym, że zdradził Voldemorta? Tylko ja wiedziałem, kim naprawdę jest ten szczur. Musiałem coś zrobić…
     „On jest w Hogwarcie… On jest w Hogwarcie…”...
 - Wpadłem w obsesję, jakby ktoś zapalił ogień w mojej głowie. To wszystko rozjaśniało mi umysł, byłem w stanie klarownie myśleć. I w końcu wyślizgnąłem się z celi, przecisnąłem się przez kraty, przepłynąłem morze i ruszyłem na północ… Dotarłem do Hogwartu i od tamtej pory żyłem w Zakazanym Lesie. Czasem przychodziłem popatrzeć na mecze quidditcha… Latasz na miotle równie dobrze, jak twój ojciec, Harry.
     W jego głosie zabrzmiała prawdziwa duma pomieszana jednocześnie ze współczuciem i bolesną, bardzo bolesną stratą. Spojrzeli sobie w oczy i tym razem Gryfon nie odwrócił wzorku. Serce Syriusza drgnęło, jakby zapaliło to w nim iskierkę radości.
 - Uwierzcie mi – powiedział. – Uwierzcie. Nigdy nie zdradziłem Lily i Jamesa. Wolałbym umrzeć, niż ich zdradzić. Kochałem ich. Wciąż ich kocham.
     I w końcu Harry mu uwierzył. Kiwnął głową, nie spuszczając wzroku, a wtedy Peter krzyknął z przerażenia. Padł na kolana i złożył ręce, jakby się modlił.
 - Syriuszu! To ja, Peter, twój przyjaciel – wyjąkał Pettigrew, ale Łapa tylko się skrzywił. – Remusie! Chyba mu nie wierzysz, co? Przecież powiedzieliby ci, gdyby zmienili plany!
 - Powiedzieliby, gdyby nie uważali mnie za zdrajcę – odparł sucho Lunatyk.
 - Ron! – pisnął, coraz bardziej przerażony Glizdogon. – Czyż nie byłem twoim najlepszym przyjacielem? Twoim ulubionym zwierzątkiem? Nie pozwolisz, żeby mnie zabili, prawda? Jesteś po mojej stronie, tak?
     Rudowłosy Gryfon skrzywił się z obrzydzenia.
 - A ja ci pozwoliłem spać w moim łóżku! – warknął ze wstrętem.
 - Dobry chłopiec… dobry pan… nie pozwolisz im… byłem twoim szczurkiem…
 - Jeśli byłeś lepszym szczurem, niż człowiekiem, to nie masz się czym chwalić, Peter – wtrącił sucho Syriusz, patrząc z nieukrywanym zażenowaniem na Pettigrewa.
     Czarodziej o mysich włosach nie zwrócił uwagi na słowa Łapy.
 - Dobra dziewczynko… mądra dziewczynko… nie pozwól im…
     Hermiona wyrwała szatę z rąk Glizdogona i cofnęła się aż pod ścianę.
 - Harry… Harry… Taki jesteś podobny do swojego ojca…
     Poczuł, jak żelazna ręka zaciska się na jego sercu. Na przemian ogarniało go przerażające ciepło i nieopisany lód, a wściekłość eksplodowała w jego umyśle z bolesną żądzą morderstwa. Syriusz wyraźnie pobladł - nie ze strachu, tylko złości.
 - JAK ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ DO HARRY’EGO?! – ryknął. – JAK ŚMIESZ SPOJRZEĆ MU W OCZY?! JAK MOŻESZ WSPOMINAĆ PRZY NIM JAMESA?!
 - Harry… – skomlał wciąż Pettigrew. – James by zrozumiał… ulitowałby się nade mną…
     Łapa podszedł do Glizdogona i, łapiąc za kark, odciągnął od Gryfona. Lupin dobiegł do przyjaciela, bojąc się, że Syriusz ze złości sam zabije tchórzliwego Petera.
 - Sprzedałeś Lily i Jamesa Voldemortowi?!
 - Syriuszu, Syriuszu, co mogłem na to poradzić? – Mały czarodziej zalał się łzami i wyglądał jeszcze żałośniej, niż chwilę temu. – On… Czarny Pan… Ty nie masz pojęcia… Bałem się, nigdy nie byłem tak odważny jak ty, Remus czy James… Nie chciałem… Zmusił mnie…
 - NIE KŁAM! – Po policzkach Łapy też ciekły łzy, ale nawet tego nie zauważył. – PRZEKAZYWAŁEŚ MU INFORMACJE PRZEZ CAŁY ROK, ZANIM LILY I JAMES ZGINĘLI! BYŁEŚ JEGO SZPIEGIEM!
 - Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć, Peter – powiedział Lupin, a spokój w jego głosie był tak nienaturalny, że aż przerażający. – Mogłeś się domyślić, że jeśli nie zabije cię Voldemort, to zginiesz z naszych rąk. Żegnaj, przyjacielu.
     Wyciągnęli różdżki. Hermiona zasłoniła twarz rękami.
 - NIE! – krzyknął niespodziewanie Harry. – Nie możecie tego zrobić!
     Syriusz zamarł, ale Lunatyk tylko westchnął, nie opuszczając różdżki ani o cal.
 - Harry, ten bezwartościowy człowiek spowodował śmierć twoich rodziców – powiedział Remus, jakby tłumaczył swojemu uczniowi temat najbliższego wypracowania. – Patrzyłby na twoją śmierć bez zmrużenia oka. Jego skóra była mu droższa od całej twojej rodziny.
 - Wiem – odrzekł sucho Gryfon. – Zaprowadzimy go do zamku i oddamy w ręce dementorów. Mam nadzieję, że trafi do Azkabanu. Jeśli ktokolwiek zasługuje, żeby się tam znaleźć, to jest to właśnie on… Tylko go nie zabijajcie.
 - Harry! – Pettigrew objął jego kolana. – Dziękuję, dziękuję…
 - Odsuń się. – Młody Potter odtrącił go z odrazą. – Nie robię tego dla ciebie. Robię to, bo uważam, że mój tata by nie chciał, żeby jego najlepsi przyjaciele zostali mordercami przez kogoś takiego jak ty.
     Syriusz Black spojrzał na chrześniaka z niedowierzaniem pomieszanym z dumą.
 - Jesteś prawdziwym synem swojego ojca, Harry – powiedział.

~*~

     Kolejne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko i Syriusz pamiętał je jak przez mgłę. Powrót tunelem pod Wierzbą Bijącą, rozmowa z Harrym, podczas której przez jedną, cudowną chwilę był pewien, że zamieszka z synem swojego najlepszego przyjaciela, pełnia księżyca i przemiana Remusa, ucieczka Petera, walka z wilkołakiem, dementorzy, głos Harry’ego i patronus, patronus Jamesa…
     Ocknął się w zimnej, pustej klasie w jednej z najwyższych wież Hogwartu. Przez moment miał wrażenie, że wszystko, co stało się do tej pory, było tylko snem. Ale to musiał być już koniec, a co więcej – ten koniec nie był szczęśliwy.
     Spodziewał się najgorszego. Po tylu latach samotności i cierpienia czuł, że oto nadchodzi prawdzie zakończenie. Z jednej strony cieszył się, że mógł przed swoją śmiercią poznać Harry’ego Pottera, a przede wszystkim – dowieść swojej niewinności. Nie dbał o to, że świat wciąż będzie miał go za zdrajcę. Wiedział, że młody Gryfon wierzy mu, i to właśnie było najważniejsze. Wykonał swoje zadanie, lecz z drugiej strony żałował, że odejdzie właśnie teraz – kiedy zaistniała jakakolwiek nadzieja na lepsze jutro.
     I wtedy za grubą kratą okna pojawił się hipogryf, na którym siedzieli Harry i Hermiona. Łapa nie mógł uwierzyć własnym oczom – wrócili po niego. Uratowali mu życie, już nie pierwszy raz. Najwspanialszy z tego wszystkiego był uśmiech jego chrześniaka.
 - Dziękuję wam za wszystko – powiedział Syriusz, gdy wylądowali na opustoszałym dziedzińcu szkoły. – Mam u was ogromny dług wdzięczności.
 - Uważaj na siebie, Syriuszu – odezwał się Harry.
     Czułość do tego trzynastoletniego chłopca eksplodowała w Łapie z podobną siłą, jak wcześniej wściekłość na Petera. Jednak tym razem było to pozytywne, bardzo przyjemne uczucie, pełne nadziei i światła, jakiego nie zaznał już od dawna.
     Podszedł do niego i uścisnął go, pilnując się, by z oczu nie wypłynęła ani jedna łza.
 - Uciekaj – ponagliła go Hermiona. – Nie masz dużo czasu. Knot już wzywał dementorów…
     Syriusz ukłonił się przed Hardodziobem, a gdy ten odwzajemnił ukłon, wspiął się na jego grzbiet. Ostatni raz spojrzał na dwójkę młodych czarodziejów.
 - Obiecuję, że niedługo znów się spotkamy, Harry – powiedział.
     Hipogryf rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze, a siedzący na nim człowiek nie był już anonimową istotą pozbawioną twarzy. Syriusz Black odzyskał tożsamość, a wraz z nią nowe marzenia, plany i perspektywy na lepszą przyszłość.
     Syriusz Black wrócił zza światów, odzyskał życie i serce.
     A tej nocy, gdy po raz pierwszy od przeszło trzynastu lat spokojnie zaśnie, przyśni mu się James Potter, bo wraz z tożsamością do Łapy powrócił wizerunek ukochanego przyjaciela.

_________________________
Chyba należą Wam się słowa wyjaśnienia.
Wiem, że zawiodłam, po raz kolejny - i mam nadzieję, że już ostatni. Serce mi się krajało, kiedy czytałam Wasze komentarze, a ja nie potrafiłam wykrzesać z siebie choćby słowa, by coś napisać. Aż do dziś, kiedy weszłam na BH i zobaczyłam, jak bardzo kocham to opowiadanie i jak daleko już - wspólnie - zaszliśmy.
Dokończę historię Huncwotów. Obiecuję Wam to.

Dziękuję wszystkim, którzy nie zwątpili w powrót Damy Kier.

17 komentarzy:

  1. jsdlfkjdsfdsfasfadsfkhjkh *o*

    Cieszę się, że wróciłaś. Przyznam, że śledzę oba twoje opowiadania i szczerze mówiąc w pierwszym odruchu, klikając w powiadomienie w 'obserwowanych', myślałam, że dodałaś rozdział na echo-naszych-słów. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam widząc, że jednak się tutaj pojawiłaś i że dokończysz to opowiadanie. Jest ono jednym z najlepszych w całej blogosferze, jeżeli chodzi o blogi o Huncwotach, jeżeli nie najlepsze. I nie, wcale ci nie słodzę - po prostu stwierdzam fakty.
    Cieszę się, że wróciłaś i z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału. (:
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. DAMO KIER. TO NAJLEPSZE, CO SPOTKAŁO MNIE W TE WAKACJE - TWÓJ POWRÓT NA BH. DZIĘKUJĘ.

    OdpowiedzUsuń
  3. TAAAAAAAAAAAAAK! WROCILAS!!! :-D

    Chyba jeszcze nie zdazylo mi sie skomentowac Twojego opowiadania, bo tylko czytalam, nie zwracając uwagi na nic... Twoje opowiadanie spotkalam kiedys tam i od razu je pokochalam. Pozniej zapodzialam gdzies adres i o ile dobrze pamietam to Twoja historia skonczyla sie dla mnie gdzies w okolicach slubu Lily i Jamesa o ile pamietam to byla tam piosenka Never gonna change my love for you :-D Normalnie wczytywałam się w to opowiadanie jak głupia, czekając z niecierpliwością co się wydarzy dalej. Pamiętam, że wchodząc tutaj myślałam, że znowu zetknę sie ze srednim opowiadaniem i opuszczeniem bloga po kilku notkach, a tu prosze! Wstyd mi teraz, ze tak myslalam! :c Serio Gratuluje Ci tego, ze dalej trwasz i piszesz tak wspaniale. Postanowilam przeczytac wszystko od poczatku, zeby przypomniec sobie kazdy najmniejszy szczegol Twojej histori. Przepraszam, ze bez polskich znakow, ale pisze z telefonu i z serca, wiec nie mam nawet czasu myslec o polskich znakach hahaha

    Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz wielkie gratulacje!

    Buziaki,
    Cyziulka z www.sekretna-strona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakochalam sie w tym opowiadanie. I bardzo się cieszę że wrocilas ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAAAAAAAAAAAAAAAA.... jejku, jaks się ciszę , że wróciłaś. mam nadzieję, że teraz rozdziały będą częściej.
    Całuję
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Juhuhuhu! Wiedziałam, że nas nie opuścisz! :)
    Piszesz świetnie, choć te ostatnie odcinki przez książkę są mi tak doskonale znane i nie poruszają tak bardzo jak inne to i tak fajnie to sobie przypomnieć, zwłaszcza gdy dodamy do tego Twoje opisy emocji.
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco kibicuje!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku jesteś Kochana :* Jak dobrze, że wróciłaś :* Rozdział wspaniały- jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oczywiście ryczałam, ale Twój blog wiele razy doprowadził mnie do łez.
    Ślicznie piszesz, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    Trzymaj się:)
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku wróciłaś !
    Myślałam że to niemożliwe xD
    Ile ja razy tu ryczałam tego nie pamiętam ale opowiadanie jest świetne i bardzo się cieszę że znowu z nami jesteś :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś.
    Strasznie się stęskniłam za tym opowiadaniem, do tego stopnia, że zaczęłam je czytać od nowa. Fajny rozdział, na prawdę Ci wyszedł. Nie umiem komentować, więc życzę Ci teraz dużo szczęścia, udanych wakacji i dużo, dużo pomysłów, chociaż to życzę bardziej sobie, żebym już nie musiała znosić zawieszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O Matko i córko!!!
    Jakaż była moja radość, kiedy czytając Twoje dramione zauważyłam, że napisałaś nowo notkę tutaj!
    Co do rozdziału, to jak zawsze - świetny.
    [Zipi78]

    OdpowiedzUsuń
  12. Natomiast ja uważam, że akcja jest cała skopiowana z książki i w dodatku strasznie wzorowana na filmie. Myślę, że o wiele lepiej radzisz sobie z huncwotami - dawniej , kiedy to oni się uczyli, gdyż kiedy wchodzi w akcje teraźniejszy Harry Potter to musimy wziąść pod uwagę, że akcja bd przebiegała zgodnie z książki , bez żadnych dodatkowych wtrąceń. Opowiadanie mi się bardzo podoba, jednak wolałam jak pisałaś o nich jak się uczyli, gdyż wtedy wysilałaś wyobraźnie i powieść była fantastyczna ,a przykładowo śmierć potterów (lily , james) musiała by być, a myślę, że wiele osób ucieszyłoby się wtedy jak być obeszła się z akcją, która dzieje się w książce , a wymyśliła własną! Rozumiem , przecież po tym nie było by Harry'ego Potter'a - chłopca, który przeżył - jednak opowiadanie jest o huncwotach, a nie o nim, więc możesz wyjść poza kanon książki

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak!!! Zaczęłam czytać tą opowieść pod koniec zeszłego roku i od tamtej pory sprawdzałam, czy nie napiszesz więcej. I się doczekałam!
    Przy okazji chciałabym zwrócić uwagę na utwór z HP 6, który według mnie pasuje do całej opowieści:'In Noctem'.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuje że rozważyłaś to co napisałam do ciebie na wywiader.pl

    Ten koment:
    Zamierzasz kontynuować "być-huncwotem"? Ten blog jest wspaniały. Świetnie oddajesz emocje. Sama pisze w tematyce hp o Lily i Jamesie ale ci nie dorównuję :D. Do przeczytania Damo Kier...

    To mój!! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku jejku jejku jejku jejku aaaaaaaaaaaa!!!!!
    Nawet nie wiesz.jaka jestem szczęśliwa!!!
    Wracam z wakacji, wchodzę tu, patrzę... I czekają na mnie dwa rozdziały! Tak siè cieszę, że wracasz! <333333
    Sam rozdział świetny, dałaś więcej odczuć/myśli bohateròw - super!
    Nie mogę się doczekać kolejnego, zaraz się zabieram do czytania. Życzę super strasznie okropnie bardzo barzdzo barzdo dużo weny!
    Pozdrówka KRZYWOŁAPKA <333

    OdpowiedzUsuń
  16. Boże, popłakałam się jak Harry z Hermioną uratowali Syriusza, jego odczucia tak świetnie opisałaś ♡ obiecałaś, że dokończysz... i nie dotrzymałaś obietnicy. :( ale i tak wspaniałe opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  17. Zakończenie było piekne... poryczałam sie jak dziecko.

    OdpowiedzUsuń