(23 grudnia 2011)
Lato roku 1980 było bardzo upalne. W Dolinie Godryka od dawna nie spadła ani jedna kropla deszczu. Powietrze było suche i ciężkie, a mieszkańcy pobliskich domów zaczęli zraszać wodą trawniki swych ogrodów, żeby utrzymać soczyście zielony odcień.
Nikt nigdy się nie zastanawiał, dlaczego ogród państwa Potterów, mieszkańców owej doliny, mimo ciągłych upałów był tak samo piękny. Bujne żywopłoty broniły bram niewielkiego domku, śliczne różyczki otaczały żwirową alejkę prowadzącą do drzwi frontowych, a liście młodych brzóz szeleściły radośnie przy najmniejszym podmuchu wiatru. Kiedy wchodziło się do tego małego zakątka spokoju, wydawało się, że czas wolniej płynie. Pomimo niebezpiecznych czasów, w jakich przyszło im żyć, tutaj, w Dolinie Godryka, odnajdywało się schronienie i namiastkę domu rodzinnego, czuło się zapach szczęścia, które roztaczali dookoła zakochani w sobie gospodarze.
Lily Potter, będąca w zaawansowanej ciąży, siedziała na tarasie przed domem. Jedną ręką obejmowała pokaźnych rozmiarów brzuch, w drugiej trzymała gazetę. Często przygryzała dolną wargę, przesuwając oczami po równych linijkach.
Na krześle obok drzemał jej mąż, James Potter. Okulary przekrzywiły mu się na nosie, a wiecznie rozczochrane włosy drgały lekko smagane powiewem wakacyjnego wiatru. Kąciki jego ust podnosiły się lekko, jakby właśnie śnił o czymś przyjemnym.
- Mam ochotę na czekoladę - powiedziała nagle Ruda, odkładając gazetę na stolik obok. Wygięła usta w podkówkę. - James? Śpisz?
Rogacz zerwał się, kiedy tylko usłyszał swoje imię.
- Ja? Skąd - odparł szybko. - Zamknąłem na moment oczy, ale cały czas czuwałem. Czego sobie życzysz, kochanie?
- Spałeś jak węgierski rogogon - stwierdziła Lily, uśmiechając się lekko. - Przyniesiesz mi czekoladę? Jest w kuchni, w koszyku na blacie.
James posłusznie spełnił jej prośbę. Dla tej kobiety byłby w stanie zrobić wszystko: chciała czekoladę? Miała ją. Zażyczyłaby sobie wycieczki na Atlantydę? Nie ma sprawy, już się robi. Na Boga! Strąciłby dla niej księżyc, jeśli tylko by go o to poprosiła! Brzmi to bardzo dramatycznie, ale pan Potter wiedział, że dla tej rudej istoty byłby w stanie zginąć i zabić. Wszystko. Bez wyjątku.
Tak, kochał ją każdym włókienkiem swojej duszy, pragnęła jej każda komórka jego ciała.
- Dzięki - powiedziała Lily, wkładając do ust kostkę czekolady. Znów chwyciła się za brzuch. - Jest już dwa dni po terminie. Nie spieszy się temu naszemu maleństwu na świat.
- To na pewno chłopak - stwierdził Rogacz, kładąc rękę na jej ręce. - Ależ kopie. Jestem pewny, że będzie świetnym graczem w quidditcha.
- Tak dobrym jak jego tata?
- Jeszcze lepszym.
- Trudno o lepszego - rzekła Ruda, a przed oczami stanął jej obraz Rogacza szybującego na miotle, wyciągającego już dłoń, by chwycić Złotego Znicza. Nie przesadzała. James Potter był najlepszym szukającym w dziejach całego Hogwartu i na próżno było szukać kogoś, kto dorównałby jego umiejętnościom. Kochał quidditcha.
- Flirciara - skomentował Rogacz, składając na ustach Lily czuły pocałunek.
Jeszcze parę lat temu nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że życie obdarzy go takim szczęściem. Żyli w trudnych czasach, niebezpiecznych, w których radość była ryzykiem. Trudno być szczęśliwym, patrząc na rzeczywistość przez pryzmat kolejnych morderstw, zaginięć, masowych mordów Bogu Ducha winnych mugoli. Trzeba było żyć, mimo tych wszystkich tragedii, które stały się codziennością, która wciąż raziła swoim ostrym promieniem. Ale on, James Potter, spełniał swoje marzenia na przekór wszystkiemu i wszystkim. Był z nią - piękną Lily Potter - kobietą, o której marzył całe życie. Ba, mało tego! Spodziewali się niebawem dziecka! Maleństwa, któremu będą chcieli stworzyć najwspanialszy dom pod Słońcem.
Nie było łatwo, ale ten, kto nie podejmuje ryzyka, nigdy nie zazna nawet namiastki szczęścia. Wiedział to James, wiedziała to i Lily, a mimo to zdecydowali się podjąć tego wyzwania. Mieli coś, co umacniało ich serca i dusze - Miłość.
- Zobacz, kto do nas zawitał - powiedziała nagle Ruda.
- Łapa - ucieszył się Rogacz.
Syriusz Black był ostatnio częstym gościem państwa Potterów. Przychodził sprawdzić, jak ma się Lily oraz jego chrześniak - lub chrześnica, przychodził oderwać się od świata, przychodził, bo była to jego jedyna rodzina. Młodych rodziców odwiedzał także Peter. Ruda zawsze częstowała go domowymi przysmakami, bowiem Glizdogon nie wyglądał najlepiej. Miał zapadnięte policzki, bladą cerę i siwiejące w bardzo szybkim tempie włosy. Wyraźnie nie radził sobie z czasami, w których przyszło mu żyć, nie radził sobie także z funkcją członka Zakonu Feniksa. Często tchórzył, ale Albus Dumbledore rozumiał jego strach. Ten człowiek dużo już w swym życiu stracił.
- Witam przyszłych rodziców! - przywitał się Syriusz. - Jak ma się mój chrześniak? - zwrócił się w kierunku brzucha Lily.
- Skąd wiesz, że to będzie akurat "on"? - zapytała.
- Każdy facet lubi sobie posiedzieć sobie dłużej w miejscu gdzie jest mu ciepło, wygodnie i jest co jeść - stwierdził Łapa. Rogacz parsknął śmiechem.
- Potter Junior, jak nic - skomentował.
Syriusz przystawił sobie krzesło i usiadł naprzeciwko.
- Nawet nie wiecie, co się wczoraj wydarzyło! - wykrzyknął uradowany. - Alicja Longbottom urodziła synka!
- Naprawdę? - ucieszyła się Ruda. - To wspaniale!
Łapa pokiwał głową na potwierdzenie.
- Jest silny i zdrowy, dali mu na imię Neville. Frank chodził tak dumny po całym Świętym Mungu, że aż grzechem było nie patrzeć i się nie uśmiechnąć.
- Cieszę się, Harry będzie miał kolegę, miejmy nadzieję, że z Gryffindoru - powiedział Rogacz, kładąc rękę na brzuchu swojej żony. Maleństwo w jej łonie jakby na potwierdzenie tych słów poruszyło się energicznie.
- Harry? - zapytała Lily męża, unosząc brwi do góry. Syriusz również na niego spojrzał pytająco.
- Harry Potter - wyrecytował James z dumą.
- Podoba mi się - stwierdziła Ruda, patrząc gdzieś w niebo. - Harry James Potter. Co o tym myślisz, Syriuszu?
- Harry Syriusz Potter brzmiałoby lepiej - odparł Łapa, na co cała trójka wybuchnęła głośnym śmiechem. - Tak się cieszę razem z wami. Nawet sobie nie wyobrażacie.
- Jesteś członkiem rodziny - przypomniał Rogacz.
Nagle Lily skrzywiła się, obejmując brzuch obiema rękami. Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy Jamesa i Syriusza. Oboje pochylili się nad Rudą z poważnymi minami.
- W porządku? - zapytał Łapa.
- Nie wiem - uśmiechnęła się Lily, pomimo wciąż odczuwalnego bólu. - Chyba mu się podoba. Postanowił przybyć na świat.
- O matko jedyna - powiedział James. - Ty rodzisz?!
Pani Potter już nie odpowiedziała, tylko znów skrzywiła się i pochyliła do przodu. Ciężko oddychała, jej klatka piersiowa to unosiła się, to opadała. Widać było, że każdy ruch przynosi jej duży ból. Syriusz wstał i starał się zachować spokój, natomiast Rogacz kompletnie zwariował. Zerwał się z krzesła, zaczął chodzić w tył i przód - zupełnie stracił głowę.
- Boże drogi, Łapo, dzwoń po samochód! - wykrzyknął w kierunku Syriusza. - Trzeba ją zawieźć do szpitala Świętego Munga! Ona RODZI, Syriuszu, rozumiesz?! Rodzi!
- Rogacz, kretynie! - odparł również lekko zdenerwowany Łapa. - Jaki samochód, oszalałeś? Jesteś czarodziejem, czy nie jesteś?!
Lily wciąż nic nie mówiła. Z bólu w jej oczach zaszkliły się łzy. Modliła się, by Huncwoci coś wymyślili, cokolwiek, byle tylko w jakiś sposób znaleźć się już w szpitalu, przenieść się z tego cholernego tarasu i to szybko.
- Teleportujemy się - rozkazał Syriusz, łapiąc za rękę Rudą. Drugą podał Jamesowi. Pan Potter cały drżał, co Łapa od razu wyczuł.
Zamknął oczy, próbując się skupić. Po chwili wszyscy poczuli specyficzne uczucie szarpnięcia, a nim się obejrzeli - byli już w holu szpitala Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga. Natychmiast podbiegła do niech jedna z uzdrowicielek. Różdżką wyczarowała nosze, na których umieściła skrzywiającą się z bólu Lily i poprowadziła je w kierunku dużych, szklanych drzwi.
- Panie Potter, może pan pójść z nami - powiedziała tylko w kierunku Jamesa, który tylko skinął głową i ruszył za swoją żoną.
Syriusz został w korytarzu. Ze zdenerwowania zagryzał dolną wargę i myślał tylko o tym, czy Rogacz nie straci przytomności, będąc przy Rudej. Jeszcze nigdy nie widział Przyjaciela w takim stanie.
Żeby odciągnąć się od myśli, co może dziać się tam, za tymi drzwiami, Łapa przyglądnął się czarodziejom i czarownicom siedzącym w poczekalni. Zauważył na przykład, że pewna kobieta o długich, jasnych włosach, ma zamiast ręki kaktusa. Przypomniał sobie, że za czasów Hogwartu takie rzeczy były codziennością, ale pani Pomfery potrafiła wyleczyć najbardziej skomplikowany uraz. Przeniósł wzrok na czarodzieja w podeszłym wieku, który siedział w kącie. Jego ciało było sflaczałe i gibkie, wyglądał jak gumowa lalka. Łapa wiedział, co mu się przytrafiło - całkowity zanik kości. Tylko raz widział taką sytuację i szczerze nie zazdrościł temu facetowi. Odrastanie kości - i to w jego przypadku w całym ciele - nie należało do przyjemności, było bardzo bolesne. Dalej jakiś mężczyzna ukrywał pod płaszczem koci ogon, następny próbował zatamować krew z nosa, ale nie potrafił. Coraz dziwniejsze przypadki, pomyślał z rozbawieniem Syriusz.
Spojrzał na zegarek. Upłynęło już sporo czasu, odkąd Lily i James zniknęli za szklanymi drzwiami. Czy wszystko jest w porządku? Czy nie ma żadnych komplikacji? Bardzo się denerwował. Chciałby, żeby było już po wszystkim.
W końcu się doczekał.
Uzdrowicielka, która wyszła z pomieszczenia, promiennie się uśmiechała. Łapa wstał energicznie i podszedł do niej. Pozwoliła mu wejść na salę, nie zdradzając nic więcej. Syriusz ruszył przed siebie.
Zobaczył coś, przez co serce mu szybciej zabiło.
Lily Potter spała na łóżku. Miała czerwone wypieki na twarzy, widać było, że jest całkowicie wyczerpana. Mimo to, na jej ustach gościł ciepły uśmiech, a klatka piersiowa rytmicznie i spokojnie falowała w rytm regularnych oddechów. Obok siedział James. Trzymał w rękach owinięte w ręczniki i pieluszki maleństwo. Nie mógł oderwać wzroku od tej bezbronnej istotki, swojego synka, który spał spokojnie w jego ramionach.
Łapa podszedł bliżej i położył rękę na ramieniu przyjaciela.
Ten odwrócił się, a w orzechowych oczach ukrytych pod okrągłymi okularami kryło się najprawdziwsze w świecie szczęście.
- Jam to, nie chwaląc się, uczynił - powiedział Rogacz, wskazując na niemowlę, które trzymał w rękach. Syriusz zaśmiał się cicho, również bardzo szczęśliwy.
- Witaj na świecie, Harry Jamesie Potterze - rzekł.
James delektował się smakiem tych słów. Harry James Potter. Jego syn, jego potomek, jego duma i szczęście. Będzie najlepszym ojcem, przyrzekł sobie Rogacz. Da mu dom, da mu miłość, nigdy mu niczego nie zabraknie. Wychowa go na dobrego czarodzieja i jeszcze lepszego człowieka. Będzie dla niego autorytetem, wzorem, najlepszym przyjacielem i nigdy, nigdy go nie zostawi.
To było jedno z najlepszych uczuć, jakich doświadczył w swoim życiu: trzymał w rękach swojego syna. Harry od czasu do czasu spoglądał na niego jak zaczarowany. Wydawało się, jakby sprawdzał, czy jego tata jest blisko. Wtedy mógł spokojnie zamknąć oczy i zasnąć.
Rogacz popatrzył z uczuciem na Lily, która wyczerpana spała tuż obok. Kiedy tylko zobaczyła obok swoje dziecko, zdrowe i bezpieczne, mogła wreszcie odpocząć. Gdyby James był naczyniem, a miłość wodą, która wlewa się do środka, ta już dawno zaczęłaby się wylewać - tak wielka była siła tego uczucia. James Potter wiedział, że już pokochał to maleństwo, które trzymał na rękach, pokochał je już zanim przyszło na świat. Nikt, kto nie ma własnych dzieci nigdy tego nie zrozumie. Tej magii mogą skosztować tylko ci, którzy podjęli ryzyko bycia matką i ojcem. Chyba nie trzeba przypominać, jak wielkie jest to poświęcenie, danie samego siebie, nie oczekując niczego w zamian.
James Potter patrzył tak na swojego syna, Harry'ego, i tysiące myśli krążyło mu w głowie. Wiedział, że kiedy ma się dzieci, już się nie śpi spokojnie. Na jakiego człowieka go wychowam? Kim będzie w przyszłości? Co osiągnie? Kim będzie dla siebie i dla innych? Wiedział, że mógł wybrać luksus samotności, ale przecież też by czymś zapłacił, bo wiedział, że płaci się w życiu za każdy wybór.
Tak, za każdą decyzję przyjdzie prędzej czy później zapłacić.
Był to 31 lipca 1980 roku. W ten właśnie dzień na świat przyszedł Harry James Potter, którego Los potraktował w okrutny sposób. Powierzył mu zadanie, jeszcze przed samym narodzeniem, któremu mógłby nie podołać nawet największy czarodziej. Odebrał mu coś, co miał najcenniejszego - rodzinę, chociaż przecież w tym opowiadaniu życie Lily i Jamesa Potterów toczy się dalej.
Czy gdyby wiedzieli, co czeka ich w przyszłości, postąpiliby tak samo? Jestem pewna, że tak. Kiedy się kogoś kocha, nie ma granic, których nie można by przekroczyć.
Świata nie zmieniają decyzje rządzących, ani żadne wojny, ani traktaty, kongresy, pakty i porozumienia. One przynoszą tylko poczucie, że coś się robi, dają złudne wrażenie działania i dążenia do czegoś konkretnego.
Tak na prawdę świat zmienia miłość...
_________________________
Znów dla Kuby - ponieważ jest dla mnie ważny.
Genialny ten moment:
OdpowiedzUsuń"Jam to, nie chwaląc się, uczynił" :D
Nominuję cię do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńszczegóły na moim blogu
www.albuspotteri.blog.pl
Genialne i przecudne w każdym calu :D
OdpowiedzUsuńHej! Jestem zachwycona twoimi pomysłami i blogiem. Byłoby mi bardzo miło gdybyś zajrzała na mój nowy blog i oceniła (nie ma znaczenia czy w komentarzu czy w osobnej prywatnej wiadomości) czy dobrze się to zapowiada :) Zapraszam serdecznie. :* Zapraszam również wszystkich zainteresowanych. Blog pisany od chwili narodzin bohaterów po moment, który rozpoczyna książki Rowling.
OdpowiedzUsuńsmierc-bedzie-ostatnim-wrogiem.uchwycone-chwile.pl
Tylko ja ryczę?
OdpowiedzUsuńNie tylko
UsuńWspaniale zakończyłas ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNareszcie narodził sie nasz Harry!! Tak sie ciesze jakby to moje dziecko było xd.
Trzeba Ci przyznac jedno: cudownie piszesz i masz do tego talent. Jesli wydasz kiedys jakąs książkę to pierwsza polece ją kupic.
Jam to, nie chwaląc się, uczynił - powiedział Rogacz, wskazując na niemowlę, które trzymał w rękach. Syriusz zaśmiał się cicho, również bardzo szczęśliwy.
OdpowiedzUsuń- Witaj na świecie, Harry Jamesie Potterze - rzekł.
PIĘKNY FRAGMENT!
No...no ja po prostu ryczę.
OdpowiedzUsuń