(20 grudnia 2011)
- Płyn, pozwalający cofnąć czas i zmieniać bieg wydarzeń - myślał głośno Dumbledore. - Niesamowite. Bardzo interesujące.
Spacerował po kuchni drewnianego, opuszczonego domku na obrzeżach Londynu, który służył przejściowo jako Kwatera Zakonu Feniksa. Od kiedy Mglisty Anioł został zrównany z ziemią, Zakon nie był w stanie znaleźć żadnego przystępnego i bezpiecznego miejsca, żeby się tam spotykać. Każdy ruch był ryzykowny.
Syriusz Black siedział przy wyszorowanym, również drewnianym stole i nerwowo stukał palcami o blat. Opowiedział Dumbledore'owi wszystko, każdy szczegół z wydarzeń, które rozegrały się z domu u państwa Evans.
- Żaden czarodziej nie ma mocy ingerowania w czas, Syriuszu - powiedział dyrektor Hogwartu. - Nie doszli do tego nawet najwięksi magowie. Nawet Kamień Filozoficzny potrafi przedłużyć życie do setek lat, ale nie zmieniać przeszłość!
- Więc co to było? Co się stało?
- Istnieje co prawda pewien przedmiot, który cofa czas, ale jego działanie nie zgadza się z tym, co przed chwilą mi opowiedziałeś. Poza tym jego konsekwencje są naprawdę straszne. Magia nie ma prawa wkraczać w granice natury. - Dumbledore przerwał i stanął przed oknem, zapatrzony w horyzont. - Wszystko wskazuje więc na to, że naprawdę zetknąłeś się z Przeznaczeniem, Syriuszu.
- Co to dla mnie oznacza? Czy to coś normalnego?
- Nie, Łapo, to z pewnością nie jest normalne. To coś, czego rozum ludzki nie jest w stanie pojąć. Możemy zadawać tysiące pytań i nie uzyskać ani jednej odpowiedzi, bo tamten świat rządzi się zupełnie innymi prawami.
Syriusz zamyślił się. Spotkał ostatnio Anioła, który dał mu możliwość powrotu do przeszłości. Został wyróżniony. Czy Przeznaczenie wiedziało, że James Potter będzie w niebezpieczeństwie? Czy właśnie dlatego Łapa dostał szansę? Uratował przecież mu życie, uratował przyjaciela. To nie mógł być przypadek.
Syriusz Black przeżył w swoim życiu bardzo dużo. Nigdy nie miał rodziny, jeśli nie liczyć Potterów, nie zaznał smaku szczęśliwej miłości, chociaż przecież kochał całym sercem, stracił ukochaną, potem stracił jednego z przyjaciół - Remusa Lupina, żył w czasach Lorda Voldemorta, groziło mu niebezpieczeństwo, codziennie budził się w strachu, że Zło dotknęło kogoś, kto był mu bliski. Czy właśnie to sprawiło, te cierpienia, że Przeznaczenie postanowiło oszczędzić mu kolejnej dawki bólu? Wiedział, że tak potwornej śmierci Jamesa Pottera by nie zniósł.
Oszczędzić kolejnej dawki bólu... Oszczędzić, czy odłożyć na później? Czyż Los nie jest okrutny? Czy Życie nie bawi się z ludźmi? A ile on, Syriusz Black, będzie w stanie jeszcze unieść? Przecież w końcu upadnie, w końcu zabraknie mu sił.
- Nie wiem, co oznaczało to, co cię spotkało, Łapo - mówił Dumbledore. - Jestem już stary. Widziałem w swoim życiu naprawdę dużo, ale nigdy nic podobnego. Wykorzystaj to na przyszłość, Syriuszu. Może to ona odpowie na twoje pytania.
- Przyszłość jest niepewna.
- A szczególnie w czasach, w których przyszło nam żyć. Masz rację. Ale pamiętaj, że to ona pisze historię. I tylko ją można jeszcze zmienić. To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, a nie nasze zdolności.
Wybory. Tak. Przecież zawsze mamy jakiś wybór.
A ja zawsze wybiorę ciebie...
- Ciekawe, bardzo ciekawe - szeptał dalej Dumbledore.
Chwilę później drgnął energicznie, spojrzał na swój magiczny zegarek, na którym zamiast wskazówek widniały planety Układu Słonecznego, stuknął palcem w blaszkę i pokręcił głową w lewo i prawo.
- Jak zwykle spóźniony - stwierdził. - Przepraszam cię Syriuszu, ale jestem umówiony na spotkanie z nową nauczycielką wróżbiarstwa. Wrzesień się zbliża, a nasza stara wróżbiarka odeszła na zasłużoną już emeryturę.
Łapa spojrzał na dyrektora z lekkim uśmiechem.
- To był najokropniejszy przedmiot ze wszystkich - stwierdził. - Stara oszustka. Przepowiadała mi śmierć średnio pięć razy w tygodniu.
Dumbledore zachichotał.
- Tak to już jest, że zwykle nauczyciele od tego przedmiotu mają nie równo pod sufitem, chociaż ta była wyjątkowo beznadziejna. Ale nowa zapowiada się całkiem obiecująco. Sybilla Trelawney, wnuczka słynnej Kasandry. Może wreszcie ktoś w Hogwarcie polubi Wróżbiarstwo.
Syriusz uśmiechnął się. Pamiętał, jak za czasów szkolnych nabijali się z Huncwotami z nauczycielki tego przedmiotu. Lubił wspominać tamte chwile.
- Do zobaczenia, panie Black - powiedział Dumbledore w stronę Łapy. - Uważaj na siebie.
Nim Syriusz zdążył mu odpowiedzieć, już go nie było.
~*~
W Gospodzie Pod Świńskim Łbem jak zwykle kręciło się wielu podejrzanych typów. Pomimo niezbyt zachwycającego wyglądu i wystroju, gospoda była w ten dzień dość tłocznie oblegana przez gości. Albus Dumbledore pojawił się w drzwiach, skinął głową w kierunku swojego brata i rozglądnął się dookoła. Dostrzegł sylwetkę kobiety, której szukał i ruszył w jej stronę żwawym krokiem.
- Przepraszam, czy pani Sybilla Trelawney? - zapytał grzecznie.
Spojrzały na niego duże, brązowe oczy ukryte pod okularami, których szkła wyglądały jak denka od butelek. Sybilla miała długie, kręcone włosy, na szyi wiele talizmanów i magicznych naszyjników, na rękach pierścionki różnych kształtów i kolorów oraz barwne bransoletki na rękach. Sączyła kremowe piwo.
- Tak tak, to właśnie ja - odpowiedziała piskliwym głosem.
Usiadł naprzeciwko i przyglądnął się jej.
- Ubiega się pani o stanowisko nauczyciela Wróżbiarstwa w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart - powiedział Dumbledore.
- Proszę mówić mi po imieniu - wyszeptała Trelawney.
- W takim razie, masz słynnych przodków, Sybillo - uśmiechnął się do niej. - Czy mogę zobaczyć twoją różdżkę? Pozwolisz?
Skinęła głową i podała mu swoją różdżkę. Obejrzał ją z każdej strony. Nie znał się na ich budowie tak jak Ollivander, ale wystarczająco, żeby być spokojnym.
- To drzewo różane - powiedziała. - Jest też włókno ze smoczego serca. Osiem i dwie trzecie cala, dość sztywna.
- Dziękuję - oddał jej różdżkę. - A więc, Sybillo, chciałbym poznać twoje zdolności dotyczące przewidywania przyszłości. Czy mogłabyś...?
- Proszę podać mi rękę - odparła.
Jej twarz przybrała poważny wyraz, kiedy przyglądała się rysom linii Dumbledore'a. Palcem zataczała kręgi, to mrużyła, to znów otwierała szerzej oczy. Dyrektor Hogwartu cierpliwie czekał.
- A więc... widzę... niebezpieczeństwo - rzekła w końcu tajemniczym szeptem. - Gdzieś tutaj czai się... śmierć... Czyha... Chce zemsty... Krwi...
- Dziękuję - przerwał jej Dumbledore, cofając rękę. - Jakie sposoby wróżb preferujesz, Sybillo, jaką wiedzę mogłabyś przekazać naszym młodym czarodziejom?
- Potrafię wróżyć z dłoni, z herbacianych fusów, a także z magicznej kuli. Nauczę ich prawidłowego odczytywania przyszłości z kart oraz gwiazd. Pokażę, w jaki sposób interpretować swoje sny. Odkryję w ich głowach wizje, otworzę im oczy na znaki, żeby nic w życiu nie zdołało ich zaskoczyć. Przyszłość to symbole, wystarczy je rozpoznawać.
- Rozumiem - odparł sceptycznie Albus. - Czego byś oczekiwała?
- Dużej, przestronnej klasy, najlepiej na jednej z wież Hogwartu - odpowiedziała. - Musi być tam wystarczająco dużo miejsca, żeby zmieściły się wszystkie przedmioty potrzebne wróżbicie. Dla uczniów okrągłe stoliki i pufy. Musi panować tam dobra atmosfera, tylko w takiej moje wewnętrzne oko będzie działało prawidłowo.
Dumbledore uśmiechnął się pod nosem.
Był zawiedziony. Oczekiwał, że spotka wreszcie kogoś, kto będzie miał jakiekolwiek pojęcie o Wróżbiarstwie, ale się mylił. Trelawney była kolejną, która w każdym widziała śmierć, następną, której wydawało się, że posiadła tajniki odczytywania przyszłości. Po słynnej Kasandrze, która była jej babcią, spodziewał się kogoś poważniejszego. Hogwart musi mieć nauczyciela Wróżbiarstwa, ale wygląda na to, że Sybilla nie obejmie tego stanowiska. Będzie trzeba jeszcze poszukać wśród czarodziejów, znaleźć kogoś odpowiedniego. I to szybko, bo czasu coraz mniej, wrzesień i nowy rok szkolny zbliżają się wielkimi krokami.
Dyrektor westchnął głęboko.
- Dziękuję za to spotkanie, Sybillo - powiedział. - Przemyślę twoją kandydaturę na to stanowisko. Obiecuję skontaktować się z tobą przed pierwszym września. - Kiwnęła głową, spuszczając wzrok. - A teraz wybacz, obowiązki wzywają.
Albus Dumbledore już wstawał z krzesła, kiedy Sybilla Trelawney z dużą siłą złapała jego rękę, którą trzymał na stoliku. Spojrzał na nią i aż dreszcz przeleciał mu po plecach. W jej oczach nie było źrenic, tylko same, przerażające białka, tak wytrzeszczone na zewnątrz, że zaraz mogłyby wypaść. Z ust cienką stróżką wyciekał strumyczek śliny. A kiedy zaczęła mówić, jej głos był zdeformowany, przerażający, zniekształcony i mocny, chociaż cichy, Dumbledore zrozumiał każde słowo.
- OTO NADCHODZI TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA... ZRODZONY Z TYCH, KTÓRZY TRZYKROTNIE MU SIĘ OPARLI, A NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA... A CHOĆ CZARNY PAN NAZNACZY GO JAKO RÓWNEGO SOBIE, BĘDZIE ON MIAŁ MOC, JAKIEJ CZARNY PAN NIE ZNA... I JEDEN Z NICH MUSI ZGINAĆ Z RĘKI DRUGIEGO, BO ŻADEN NIE MOŻE ŻYĆ, GDY DRUGI PRZEŻYJE... TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA, NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA...
Trelawney kaszlnęła trzy razy, puściła rękę Dumbledore'a, złapała się za serce i spojrzała na niego z przepraszającym wyrazem twarzy. Jej oczy znów były normalne, a głos piskliwy jak przedtem.
- Przepraszam - wyszeptała. - Ostatnio kiepsko ze zdrowiem.
Albus znów usiadł przy stoliku. Rozejrzał się dookoła. Drzwi właśnie zamknęły się z trzaskiem, jakby ktoś chwilę wcześniej przez nie wybiegł. Poza tym nikt inny zdawał się nie zauważyć całej tej dziwnej sytuacji.
- Sybillo... Co się przed chwilą stało? - zapytał.
- Och - odparła. - Tak, wiem. Przepowiednie śmierci zwykle nie są przyjemne. Ale rozumiem, będę czekała na odpowiedź przed pierwszym września.
Nic nie pamiętała.
Albus Dumbledore podjął już decyzję.
- Sybillo, będę czekał na ciebie w Hogwarcie. Przyjedź najszybciej, jak to możliwe. Wszystkie twoje warunki zostaną spełnione, masz moje słowo.
- Naprawdę? - ucieszyła się Trelawney. - Och, wspaniale! Zawsze o tym marzyłam! Dziękuję, bardzo dziękuję! Pojawię się w Hogwarcie jeszcze dzisiaj, będę musiała przygotować sobie gabinet, spakować walizki...
- Bądź najszybciej jak to możliwe. Mój brat, Aberforth, pomoże ci dostać się do szkoły. Ja muszę uciekać. Do zobaczenia, Sybillo.
- Do widzenia, dyrektorze.
Dumbledore wyszedł z Gospody pod Świńskim Łbem i zaraz za rokiem teleportował się przed bramy Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Szedł skupiony i zamyślony, kierował się prosto do swojego gabinetu. Na jednym z korytarzy spotkał McGonagall.
- Och, Albusie, dobrze, że cię widzę! - powiedziała. - Trzeba wybrać się do tego Tompsona, pochodzi z rodziny mugoli, nie ma pojęcia o magii...
- Nie teraz, Minerwo - przerwał jej.
- Albusie... Czy coś się stało?
Zatrzymał się w miejscu i wpatrzył w jakiś punkt w oddali.
- Obawiam się, że tak - odpowiedział.
Profesor McGonagall zakryła usta dłonią, a Dumbledore ruszył dalej w kierunku swojego gabinetu. Wypowiedział hasło, pchnął ciężkie drzwi, przywitał się z pięknym Fawkesem, feniksem, który odradzał się z popiołów, wyjął myślodsiewnię i położył ją na swoim biurku. Różdżką wyjął wspomnienie spotkania z Sybillą Trelawney i wlał do wnętrza przedmiotu.
Albus Dumbledore był wielkim czarodziejem i inteligentnym człowiekiem. Wiedział, że usłyszał z ust Trelawney prawdziwą przepowiednię, bardzo ważną, odnoszącą się do postaci Lorda Voldemorta.
Zagłębił się w to jedno, najważniejsze wspomnienie, analizując sens dziwnych słów nowej nauczycielki Wróżbiarstwa w Hogwarcie.
_________________________
Tym razem dla Kuby, za niezbędną do życia witaminę K i za to, że wie, ile to jest 4x8.
Yhm... Na Kubusia przyszła kolej...
OdpowiedzUsuńChwila, bo coś mi tu nie pasuje. Dumbledore spotkał się z Trealwney w jednym z pokoi nad Świńskim Łbem, a nie w samym Świńskim Łbie. Serio nikt z gości (a jest napisane, że Świński Łeb był p rzez nich oblegany), nie zauważył dziwnego zachowania Trelawney?
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac narodzin Harry'ego!!
OdpowiedzUsuń