(22 lutego 2011)
Inspiracja:
***
Kobieta z płomiennorudymi włosami klęczała nad nieruchomym ciałem mężczyzny w okrągłych okularach. Łzy nieustannie spływały z jej oczu na jego bladą twarz - twarz, na której nawet w takim stanie gościł lekki uśmiech. Niedługo miał być jednak martwy, te oczy nie miały prawa już nigdy błysnąć radością, na policzkach już nigdy nie miały pojawić się słodkie dołeczki, bo Śmierć kroczyła powoli, choć nieproszenie.
Chwilę później obok zapłakanej kobiety pojawił się drugi mężczyzna - przystojny, z czarnymi włosami do ramion, taki, który samym swym spojrzeniem łamie żeńskie serca. W tej chwili jednak jego oczy były przerażająco martwe, obojętne, pełne żalu i smutku, strachu, czy los obdarzy jego Przyjaciela ostatnią szansą.
Obserwowała całe to wydarzenie z bliska, chociaż niewidzialna dla ludzkich oczu. Wiedziała, co zaraz nastąpi i z jej błękitnych oczu polałyby się łzy, gdyby nie to, że była Aniołem. Dostrzegła w ręku klęczącego mężczyzny mały flakonik - jedyne, co mogło spróbować przywrócić mu życie zmieniając bieg wydarzeń i uśmiechnęła się delikatnie. Uda mu się, bo ma moc przekraczającą wszelkie granice - miłość.
Jedno wspomnienie...
~*~
- O czym tak myślisz, Łapo? - zapytał James przyjaciela.
- Zastanawiam się, jakie wizje ma przed oczami facet słuchający przebojów Fatalnych Jędz - odpowiedział pan Black.
Siedzieli w salonie Doliny Godryka. Za oknem królowała noc, w kominku tlił się ogień, było przytulnie i spokojnie. To pomieszczenie czasem bardzo przypominało im tak dobrze znany salon wieży Gryffindoru w Hogwarcie, za którym tęsknili odwiedzając go wspomnieniami - i tylko wspomnieniami.
- Bardzo zabawne - stwierdził Rogacz, siadając na kanapie obok Syriusza. - Wprost pękam ze śmiechu. A tak poważnie?
- Dość niespotykany widok, nie? Zwykle mało myślę.
- Ty to powiedziałeś.
Łapa odszukał w głowie wydarzenia, które rozegrały się w ostatnich dniach. Spotkał Anioła - to było nierealne, niespotykane, wręcz niemożliwe. Co więcej, otrzymał od swojego Anioła prezent, mały flakonik, który miał niezwykłą moc, mógł zmienić jedno wspomnienie z przeszłości. Nikomu jeszcze o tym nie powiedział, a przecież jeśli ktokolwiek miał prawo o tym wiedzieć, tym kimś był właśnie James Potter.
- Gdzie Lily? - spytał jeszcze Łapa.
- Położyła się już spać, była dziś zmęczona - odparł troskliwie Rogacz. - A więc mamy chwilę dla siebie. Czy możesz...
- Zabrzmiało to, jakbyś chciał uprawiać ze mną seks.
Brwi Jamesa uniosły się do góry, a na ustach zakwitł uśmiech.
- Wybacz Łapo, nie pociągasz mnie. Nie twierdzę, że jesteś zły w łóżku, ale moja żona w zupełności mnie zadowala. A gdybyś chciał, to może Glizdogon...
- Nie, dziękuję Rogasiu - wybuchnął śmiechem Syriusz.
- A więc powiesz mi co się dzieje?
Łapa wyprostował się, odchrząknął parę razy, odgarnął włosy z czoła i wpatrzył się w tańczący w kominku ogień. Nie wiedział, jak to wszystko ująć w słowach.
- Gdybyś miał taką moc - zaczął pan Black - i mógł zmienić jedno wydarzenie w swojej przeszłości, ale tylko jedno... To które by to było?
James zastanowił się. Od pewnego czasu był szczęśliwy - prawie, bo niektóre rzeczy pozostawiły blizny na jego sercu. Miał wspaniałą żonę, niebawem miał zostać szczęśliwym ojcem pierwszego dziecka, miał przyjaciół, którym mógł ufać... Brakowało mu tylko Remusa, jego naukowych odpowiedzi, niemrawego wyglądu po pełni księżyca... Brakowało mu także rodziców, ale do tego bólu zdążył się już przyzwyczaić, nauczył się z nim żyć, zaakceptował go. Który moment z przeszłości mógłby chcieć zmienić...?
- Uważaj na wspomnienia, Łapo, one są niebezpieczne.
- Dzięki temu moglibyśmy sprawić, że Lunatyk nigdy nie zostałby oskarżony o zdradę Zakonu Feniksa. Byłby tu z nami... Być może teraz by z nami siedział...
- Nie igraj z przeszłością. Nawet gdyby istniała taka moc, nie zmieniłaby tego biegu wydarzeń, bo to nie była nasza przeszłość, przyjacielu. Nie mieliśmy wpływu ani na tą decyzję, ani na wydarzenia, które się wtedy rozegrały. My po prostu staliśmy i patrzyliśmy z boku, bo nawet chcąc coś powiedzieć, nikt by nas nie wysłuchał.
Zapadła cisza, w której słychać było trzaskające w kominku płomienie. Każdy z przyjaciół myślał właśnie o Remusie Lupinie, którego nie widzieli od bardzo dawna. Nie wiedzieli, co się z nim dzieje, jak mu się powodzi, jak znosi pełnie księżyca.
- Mówiąc o jednym momencie z przeszłości, który można by zmienić - zaczął ponownie Rogacz - wcale nie pomyślałeś o Lunatyku, prawda? Nie od razu.
Syriusz uśmiechnął się smutno, ale kiwnął głową.
- Pomyślałeś o Lavender.
- Chciałbym wrócić jej życie, które jej brutalnie odebrano.
- Ty dalej ją kochasz.
- Ona była pierwszą kobietą, którą pokochałem i ostatnią, którą mógłbym przestać kochać, Rogacz. Gdybym zmienił bieg wydarzeń, Lavender mogłaby żyć, być tutaj, uśmiechać się, założyłaby rodzinę, byłaby szczęśliwa, a mnie o nic więcej nie chodzi.
- Walczyłbyś o nią?
- Ona mnie nie kochała, nie zasługiwałem na jej miłość. Kiedy rozstaliśmy się, jeszcze w Hogwarcie, wiedziałem, że Lavender już nigdy nie będzie moja. A mimo to nie przestawałem darzyć jej tym niezrozumiałym uczuciem... Od tego czasu kochałem ją po cichu, niezauważalnie, chciałem, żeby jej się ułożyło z kimś porządnym. Oddałbym wszystko za jej szczęście, szczęście, które nie wiem czy ja bym jej dał.
- Łapo...
- Nie chciałem o niej pamiętać, ale nie mogłem zapomnieć. Spotykałem się z różnymi kobietami po naszym rozstaniu, a w każdej z nich doszukiwałem się Lavender. Ty nawet nie wyobrażasz sobie, jakie to było denerwujące: nie dawała mi spokoju, nie chciała odejść, jakby nalegała, żeby nigdy nie odeszła w zapomnienie. A ja nie potrafiłem zabić w sobie tego uczucia. I tak zostało do dziś, z tym, że obecnie przeplata się to też z żalem i przeznaczeniem, bo Lavender już na tym świecie nie ma.
- Łapo, nie ma takiej siły, która mogłaby sprowadzić umarłych zza grobu. A ty wiesz, że istniejemy, póki ktoś o nas pamięta. Lav nigdy nie zginie w naszych sercach.
- Jest mglistym wspomnieniem. Niewykorzystaną szansą, bo zawiodłem jej zaufanie, wtedy, w Hogwarcie. Błędy nie zawsze można naprawić.
- Nie myśl o przeszłości, przeszłość boli i nic nie możemy na to poradzić. Nie mamy na to wpływu. Ale możemy zmieniać teraźniejszość, naszą przyszłość, na tym powinniśmy się skupić, przyjacielu.
- A więc czego się trzymamy, Rogaczu?
- Że jest na tym świecie jeszcze Dobro. I że warto o nie walczyć do samego końca.
~*~
Nowy dzień przynosił nowe perspektywy, nowe nadzieje i niekiedy nowe postrzeganie świata. To był taki czas, kiedy trzeba było żyć teraźniejszością, tym co tu i teraz - wybieganie w przyszłość, choćby bardzo bliską przyszłość, było niebezpieczne i zdradliwe. Wodzi nas za nos przeznaczenie, a to trzeba zaakceptować.
Lily Potter obudziła się wypoczęta, dodatkowo z gotowym planem ułożonym w głowie, jakby jej mózg pracował podczas snu. Odwróciła głowę i kiedy zobaczyła śpiącego mężczyznę obok siebie, uśmiechnęła się ciepło. Kochała go całym sercem i całą duszą, z każdą chwilą coraz bardziej - o ile dało się jeszcze bardziej - i miała pewność, że on czuje to samo. Wiedziała, że życie z nim to najlepsze, co ją spotkało. Za takie szczęście była w stanie oddać własne istnienie.
Doskonale wiedziała, że James nie będzie zadowolony z jej pomysłu. Nigdy nie lubił, kiedy zaczynała temat odwiedzin u swoich rodziców, zawsze wywiązywała się wtedy między nimi kłótnia. Ale Ruda tęskniła za domem, za rodzicami, którzy byli już staruszkami, tęskniła nawet za Petunią, która nie chciała utrzymywać z nią kontaktów.
- Kochanie... - Pani Potter delikatnie zaczęła budzić męża. Liczyła na to, że o tak wczesnej porze będzie bardziej skłonny do pójścia na kompromis. - Obudź się...
- Nie nie, dzisiaj nie mogę, przepraszam... - wymamrotał przez sen James. - Naprawdę, mam zaraz trening quidditcha...
- Czego dziś nie możesz? - zainteresowała się Lily.
James otworzył oczy, przetarł powieki, popatrzył na żonę i uśmiechnął się. Wymacał na półeczce obok okulary, założył je na nos i wyciągnął się w łóżku.
- Śniło mi się, że chciałaś się ze mną umówić - rzekł.
- Powiedz, że żartujesz.
- Żartuję.
Zbliżyli się do siebie i delikatnie pocałowali, a następnie coraz śmielej, coraz namiętniej, jakby nic innego nie miało już znaczenia. Lily przejęła inicjatywę, co James przyjął z zadowoleniem, ale także z zaskoczeniem. Kiedy po chwili odsunęli się od siebie, Rogacz opadł z uśmiechem na poduszki.
- Można by pomyśleć, że powinno mi to przejść - stwierdził.
- Co takiego?
- To, jak na mnie działasz. Tonę w rozkoszy, kiedy mnie dotykasz, płonę, kiedy mnie całujesz, pragnie cię każda komórka mojego ciała.
- A więc mam nadzieję, że nigdy ci to nie minie - zaśmiała się Ruda.
Rogacz usiadł na łóżku na przeciwko swojej żony i spojrzał jej prosto w oczy - w sposób, w który tylko kochający mężczyzna może patrzeć na swoją kobietę.
- A teraz powiedz, co ode mnie chcesz.
- Od razu myślisz, że muszę czegoś chcieć.
- Odpowiedź brzmi: nie.
- Nawet nie wiesz, co chcę ci zaproponować, a już zakładasz negatywną odpowiedź, jesteś okropny.
- Chcesz jechać do rodziców, bo się za nimi stęskniłaś, chcesz zobaczyć, czy wszystko jest w porządku, tym samym narażasz swoje życie, życie naszego dziecka, skazujesz mnie na załamanie nerwowe i emocjonalne, przez to wpadam w depresję, szybciej się starzeję, jestem bardziej nieznośny...
- Skończyłeś?
- ...ty nie możesz ze mną wytrzymać, zaczynasz narzekać, czasy nie są bezpieczne, nie można dać się zwieść fałszywym pozorom, zachowujesz się w tym momencie nieodpowiedzialnie i lekkomyślnie, dlatego moja odpowiedź brzmi: nie.
- Skarbie...
- Nie skarbuj mi tutaj, nigdzie nie pójdziesz.
Zwykle spokojne oczy Lily zapłonęły.
- Jestem w ciąży, więc nie mogę się denerwować. Więc nie dawaj mi takich powodów, bo to się źle skończy. Chcę odwiedzić rodzinę i koniec kropka.
Rogacz przestraszył się nie na żarty.
- W sumie możemy jeszcze o tym podyskutować, nie denerwuj się...
Ruda wzięła parę głębszych oddechów i rozluźniła się. Sporo hiperbolizowała, wcale nie była bardzo zdenerwowana, gdyż spodziewała się podobnej reakcji swojego męża, ale bardzo zależało jej na odwiedzinach u rodziców. Każdy czasem potrzebuje przypomnieć sobie, jak to było, kiedy miało się te dwanaście lat...
- Chcę dziś pojechać do domu.
- Zgoda, pod warunkiem, że nie pojedziesz tam sama.
- James, Zakon Feniksa jest zbyt zajęty, żeby marnować czas na obstawianie jednej czarownicy, która wybiera się w mugolskie strony - westchnęła Lily. - Nic mi nie będzie.
- Nie kuś losu. W takim razie ja pójdę z Tobą. W sumie dawno teściów nie widziałem.
Lily spojrzała na męża z rozbawieniem.
- Wiesz, że możemy natknąć się na Petunię.
- Świetnie. Z tym jej klopsem też dawno się nie kłóciłem.
Ruda zaśmiała się w myślach, ale żeby nie psuć poważnej atmosfery, udało się jej w porę opanować.
- Zgoda. Pójdziemy razem.
- Zaraz po obiedzie.
Jeszcze raz się do siebie zbliżyli i pocałowali.
Magia tkwiła w każdym z nich z osobna, tworząc coś wspaniałego, pięknego, coś, czego nie sposób pojąć ludzkim umysłem. Sekwencja zdarzeń, gestów, słów i przede wszystkim uczuć to czary, którą każdy człowiek ma w sobie od urodzenia.
- Kocham cię - wyszeptała Lily, wtulając się w pierś Jamesa.
- Ja ciebie nad życie.
~*~
Koniec części pierwszej.
_________________________
Ta część dla Mateusza, za nasze minus cztery punkty w matematycznym konkursie!
"Że jest na tym świecie jeszcze Dobro..." - chyba mam małe deja vu ;)
OdpowiedzUsuń"Zabrzmiało to, jakbyś chciał uprawiać ze mną seks"
OdpowiedzUsuńLeże i nie wstaje :D
Wspaniały początek i cudowne zakończenie <3
OdpowiedzUsuń