31 maja 2012

62. Duet z przeznaczeniem


(26 września 2010)


 - Jesteś wreszcie - powiedział Rogacz, biorąc w ramiona Łapę.
 - Przecież obiecałem - odparł.
     James nie spuszczał wzroku z Syriusza, jakby nie widzieli się przynajmniej od roku. W rzeczywistości od ich ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie, czternaście długich dni wypełnionych strachem o najbliższych.
 - Dlaczego mi się tak przyglądasz? - zapytał pan Black.
 - Zastanawiam się w którym momencie mam ci przyłożyć, żebyś zapamiętał to do końca życia.
     Syriusz wyszczerzył zęby.
     Przyjaciele przeszli z korytarza do przytulnego salonu, gdzie usiedli w fotelach przed stolikiem. W kominku wesoło palił się ogień, a na ścianie pojawiło się duże zdjęcie ze ślubu Potterów. Łapa uśmiechnął się, wspominając ten dzień. Nikt bardziej nie zasługiwał na szczęśliwą rodzinę, niż James Potter.
 - Gdzie się podziewałeś przez ten czas?
 - Tu i tam - odparł Syriusz. - Przecież pisałem do ciebie. Ostatnio lepiej się czuję w mojej psiej naturze. Wróciłem, kiedy wezwał mnie Dumbledore.
 - I właśnie za to powinieneś dostać w swój psi pysk.
     Pan Black zaśmiał się ochryple.
 - Wiem, o co chodzi. Przepraszam Rogacz. Powinienem was wtedy odwiedzić.
 - Masz rację, powinieneś. Dowiedziałem się, że wróciłeś od Petera, który rozmawiał z Dumbledore'm. Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
     Łapa wzruszył ramionami, a potem uśmiechnął się złośliwie.
 - Chyba tylko to, że jestem wzruszony ślubem mojej kochanej kuzynki Narcyzy z platynowym Malfoy'em. Odwiedziłem w tym czasie także Andromedę. Chciałaby się na coś przydać, ale niewiele może zrobić. Tyle lat minęło od naszego ostatniego spotkania, nawet nie wiedziałem, że mają córkę, Nimfadorę.
     Usiedli w przytulnym salonie domu, a Rogacz przywołał z kuchni dwie butelki kremowego piwa. Z kominka wesoło trzaskał ogień. W takich chwilach nie czuło się czyhającego zagrożenia, wszystko było takie proste i oczywiste, życie chwilą tu i teraz.
 - No proszę! Ja też nie widziałem Andromedy całe wieki - przyznał z radością James. - Ted jest pewnie w siódmym niebie.
 - Taa, z pewnością - odparł Syriusz z radosnym błyskiem w oku. - Szczególnie, że mała Dora jest metamorfomagiem.
 - Żartujesz! - Rogacz wybuchnął śmiechem, a Syriusz mu zawtórował.
     Spotkania z osobami, które są szczególnie bliskie naszemu sercu, zawsze działają jak niezawodny balsam na wszelkie problemy i wątpliwości. Świat nagle wracał na swoje miejsce, a wszystko dookoła nabierało intensywniejszych barw. Do tego można było choć na chwilę poczuć, że czas zatrzymał się w miejscu, a nawet cofnąć się do przeszłości - szczególnie wtedy, kiedy przyszłość nie zapowiadała się kolorowo. W oczach Jamesa i Rogacza wciąż tliły się wspomnienia ich najszczęśliwszych czasów, czasów Hogwartu, gdzie jako Huncwoci uważani byli za największych psotników w dziejach szkoły. Bo bywa w życiu tak, że człowiek zbudowany jest tylko i wyłącznie ze wspomnień, a istnieje tylko dzięki nadziei.
     Wzrok Łapy natrafił na oprawione w ramkę zdjęcie. Postacie na nim się poruszały. Wziął je do ręki, a oczy mu rozbłysły, kiedy zobaczył, co przedstawiało.
     Na tle dumnego zamku Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart stało czterech, dobrze znanych mu uczniów. Uśmiechnięci, szczęśliwi, beztroscy, nie wiedzący, jak okropnie potraktuje ich los i dalsze życie. Tam, wtedy, nic nie miało znaczenia. Młodość, oh, młodość jest przepełniona radosną nieświadomością.
 - Szósta klasa - szepnął Syriusz. James podniósł się z fotela i usiadł obok przyjaciela, również przyglądając się fotografii.
 - Spójrz na Glizdogona - rzekł. - Pamiętasz, ile się natrudziliśmy, żeby odłożył wtedy te eklerki?
 - Tak, a zrobił to tylko dlatego, że obiecałeś mu, że załatwisz mu z kuchni od domowych skrzatów trzy razy tyle. Zrobił interes życia.
 - A Lunatyk - zaczął Rogacz, a jego głos nagle gwałtownie posmutniał - zobacz, jak mizernie wygląda; podkrążone oczy, rzadkie włosy i ten blady uśmiech. Pewnie zbliżała się pełnia. On tego nienawidził, my na to czekaliśmy.
     Łapa wyciągnął rękę i przejechał nią po kawałku papieru. Postacie ze zdjęcia śmiały się z dawno opowiedzianego żartu, którego echo zaginęło przez tyle lat.
 - Remus Lupin... - szepnął. - Nasz drogi Lunatyk...
 - Nigdy nie uwierzę, że zdradził Zakon, i tobie też nie wolno w to wierzyć, Syriuszu. To jakieś wielkie nieporozumienie. Przyszłość musi nam to wynagrodzić.
     Pan Black kiwnął głową bez przekonania.
 - Nie sądzisz, James, że życie źle się z nami obeszło? Nie marzyłeś nigdy, żeby żyć w innych czasach, żeby urodzić się przed Voldemortem?
 - Nawet nie wiesz, jak często o tym myślę, Łapo.
 - Powinniśmy mieć szczęśliwe rodziny i trójkę dzieci, takich kochanych bobasów, które w końcu wysłalibyśmy do szkoły. Powinniśmy mieszkać niedaleko siebie, my, Lunatyk i Glizdogon, żeby móc chociażby pożyczać od siebie sól. Powinniśmy żyć tak, jak żyją normalni ludzie: chodzić do pracy, wychowywać dzieci, podlewać trawę w ogródku...
 - Przecież nigdy nie podobało ci się takie życie.
 - Bo nie wiedziałem, że nigdy nie będę mógł go mieć - odparł Syriusz. - A teraz... Zobacz, Rogacz, kim my jesteśmy? Kim ja jestem? Walczymy z Voldemortem, walczymy o Dobro, ale tak naprawdę patrzymy tylko jak Śmierć zabiera kolejnych, wspaniałych ludzi. Brakuje już łez, Przyjacielu.
     James zmusił Syriusza, by ten na niego spojrzał.
 - Posłuchaj, Łapo. Jesteśmy ludźmi, którzy chcą, by ten świat był Dobry, by nasze dzieci i wnuki żyły tak, jak my chcielibyśmy żyć. Nie wiem, kiedy skończy się ta wojna, ani nie wiem, jak się skończy. Jeśli zginiemy, to tylko jako bohaterzy. A ty, ty jesteś wspaniałym człowiekiem, świetnym czarodziejem i do tego moim najlepszym przyjacielem.
     Łapa kiwnął głową, a w jego dobrych oczach pojawiła się pojedyncza łza. Kochał Jamesa Pottera, kochał go nad życie, i jedyne, czego pragnął, to jego szczęścia.
 - Więc czego się trzymamy?
 - Że jest na tym świecie jeszcze Dobro. I że warto o nie walczyć.
     Słońce chowało się powoli za horyzont, a salon Potterów pogrążał się w coraz gęstszej ciemności. Tych dwoje mogłoby rozmawiać i rozmawiać w nieskończoność, zaśmiewając się przy tym do łez, najczęściej wspominając najlepsze czasy - bo co im pozostało? Nagle usłyszeli skrzypnięcie frontowych drzwi, a w holu zapaliło się pomarańczowe światło. Rogacz wstał z kanapy i podszedł do wyjścia, w drzwiach obracając się do przyjaciela.
 - Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć, Łapo.
     Obok Jamesa pojawiła się postać Lily, olśniewająco pięknej żony Jamesa. Przywitali się czule pocałunkiem w usta. Syriusz wywrócił oczy do nieba.
 - Przejdą wam kiedyś te amory? - zapytał złośliwie, choć szczęście rozrywało jego duszę od środka.
 - Mam nadzieję, że nie - odpowiedziała pani Potter.
     Rogacz objął Rudą w talii i wyprostował się dumnie. Jego orzechowe oczy błyszczały radością spod okrągłych okularów, a Lily uśmiechała się promiennie, przytulając się do męża. Syriusz przypatrywał się im z ciekawością.
 - Czy ja o czymś zapomniałem? - szepnął, wytężając myśli.
 - Nie, nie, chcielibyśmy po prostu coś ci powiedzieć - uprzedził James. - Nie wstawaj, lepiej usiądź. I błagam, nie rozbij mi tej filiżanki, ukradłem ją Filchowi w piątej klasie podczas szlabanu, bo strasznie mi się podobały te miotły.
     Lily wywróciła oczami z uśmiechem.
 - A więc, drogi Łapo - zaczął uroczyście Rogacz. - Tu stoi pani Potter, oraz pan Potter - rzekł, wskazując kolejno na Rudą i na siebie. - A tu - położył dłoń na brzuchu Lily - rośnie mały Potter Junior.
     Oczy Łapy przybrały wielkość piłek tenisowych.
 - Tak - wyjaśnił z dumą James. - Będę ojcem.
     Syriusz nie potrafił wydusić z siebie żadnych słów. Chwilę siedział bez żadnego ruchu, a potem, kiedy te magiczne - choć nie używano różdżek ani czarów - słowa do niego dotarły, szczęście eksplodowało w jego duszy. Poderwał się do góry z szybkością błyskawicy i podbiegł uściskać dwójkę przyszłych rodziców.
     Kiedy zrobił krok, zawadził przez niedopatrzenie ręką o stolik. Filiżanka należąca wcześniej do Filcha, a teraz do Jamesa Pottera, spadła na podłogę i rozbiła się w drobny mak, chociaż nikt nie zwrócił na to większej uwagi, a Rogacz tylko machnął od niechcenia ręką. Nikt nie mógł wiedzieć, że ich życie było jeszcze bardziej kruche, niż owa filiżanka.

_________________________
Rozdział dla mojej kochanej Rudej Mendy, za wszystko.
Jesteśmy szaleni.


7 komentarzy:

  1. „Nie wstawaj, lepiej usiądź. I błagam, nie rozbij mi tej filiżanki, ukradłem ją Filchowi w piątej klasie podczas szlabanu, bo strasznie mi się podobały te miotły." ~kocham.
    Szkoda filiżanki :(

    OdpowiedzUsuń
  2. wiedziałam! Wiedziałam! WIEDZIAŁAM!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak sie ucieszyłam kiedy przeczytalam ze Lily i James zostana rodzicami !! :)
    Ale Kristarica ma racje- szkoda tej filizanki :(
    Urodzi sie Harry!!! Naprawde sprawiłaś mi wielka radość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Że na tym świecie jest jeszcze dobro. I że warto o nie walczyć" tak bardzo kojarzy mi się z Tolkienem i Władcą Pierścieni ♡♡♡ rozdział cudowny i naprawdę wzruszający :')

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, mała Dora będzie żoną Remusa :) Jakoś dziwnie się o tym czyta XD
    Taa filiżanka :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Heloł!!! Przeciez oni sa czarodziejami !!! A Reparo! Biedna filizanka...

    OdpowiedzUsuń
  7. "- A więc, drogi Łapo - zaczął uroczyście Rogacz. - Tu stoi pani Potter, oraz pan Potter - rzekł, wskazując kolejno na Rudą i na siebie. - A tu - położył dłoń na brzuchu Lily - rośnie mały Potter Junior." Super! Rogacz pięknie to wyjaśnił :p

    OdpowiedzUsuń