31 maja 2012

61. Plan "B"


(5 maja 2010)


"Dziecino,
nawet twoje najlepsze wspomnienia
z czasem zblakną jak atrament".

~*~

 - Avery - syknął Lord Voldemort tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Chcę się natychmiast widzieć z Severusem Snape'm. Przyprowadź go do mnie.
 - Oczywiście, panie.
     Avery zniknął za dużymi czarnymi drzwiami, pozostawiając Czarnego Pana w ciemnym pokoju w towarzystwie wielkiego węża. Nie było tu okien ani lamp, a jedynym źródłem światła był palący się w kominku ogień. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać usiadł w wygodnym, wysokim fotelu przypominającym tron, a dłonie położył na oparciu. Biały odcień jego skóry tworzył rażący w oczy kontrast z kolorem fotela.
     Ostatnio zaniedbał parę ważnych spraw i nie mógł dopuścić do tego po raz drugi. Na własnej skórze przekonał się, że pośpiech może zniszczyć w mgnieniu oka długo przygotowywane plany. Musi wiedzieć, kto naprawdę jest z nim, kto jest gotowy poświęcić się dla dobra jego idei, zginąć jako jego poplecznik - lub jako jego wróg.
     Błąd Dumbledore'a był tak banalny, tak prosty, że najmniej się go spodziewał. Po tak znanym i potężnym czarodzieju można było spodziewać się większych rzeczy. Bitwa, która rozegrała się pod Mglistym Aniołem była ostrzeżeniem, wstępem do gorszej walki, którą trzeba było dokładnie zaplanować i przemyśleć. Nie było mowy o pomyłce. Zakon Feniksa już zbyt często wchodził mu w drogę. Ministerstwo toczy swoją odrębną walkę, ale lepiej zniszczyć wcześniej Dumbledore'a niż Crouch'a. Wszystko w swoim czasie... Lord Voldemort jest przecież taki lojalny. Daje im wybór. Zginiesz albo ze mną, albo przeciwko mnie.
 - Wzywałeś mnie, panie.
     Wysoka, smukła postać w czarnej szacie wsunęła się przez drzwi i stanęła pod ścianą. Blask płynący z kominka nie dosięgał jej w tamtym miejscu.
 - Podejdź, Severusie.
     Snape wykonał polecenie. Stanął naprzeciwko Czarnego Pana, z rękami założonymi za plecy. Jego twarz wydawała się promieniować szacunkiem i uwielbieniem, chociaż oczy pozostały chłodne i obojętne.
 - Powiedz mi, Severusie, czy jesteś mi całkowicie oddany?
     Poruszył się niespokojnie i zmarszczył brwi.
 - Oczywiście, panie. Nie wiem skąd to pytanie.
 - Widzisz - zaczął Voldemort, przeciągając słowa. - W twoich niektórych postępowaniach trudno doszukać się właściwego sensu. Czy dalej nie wiesz o czym mówię?
     Snape pokręcił przecząco głową. Czarny Pan zaśmiał się zimno.
 - Pokaż mi swojego patronusa, Severusie.
     Dawny Ślizgon wyciągnął z kieszeni różdżkę, machnął nią krótko, a z jej końca wystrzeliła srebrna łania, która oświetliła swym blaskiem całe pomieszczenie. Zatoczyła koło pod sufitem, po czym, niepotrzebna, rozpłynęła się w powietrzu.
 - Tak właśnie myślałem - rzekł Voldemort.
 - W dalszym ciągu nie rozumiem, skąd te pytania.
 - Złączyłem ze sobą dwa fakty, Severusie, a ich sens jest szokujący. Tak się składa, że mam bardzo dobrą pamięć. Ostatnio dużo się dzieje, nie można zaprzeczyć, dlatego proszę cię, żebyś odpowiedział mi na pytanie: dlaczego od jakiegoś czasu za wszelką cenę starasz się uratować życie Lily Potter?
     Severus Snape zamarł.
 - W ostatniej bitwie dzięki twojej interwencji uniknęła śmiertelnego zaklęcia. Wcześniej, kiedy ruszyliśmy na jedną z wiosek, wyczarowałeś patronusa, który ściągnął do niej Jamesa Pottera. Dziwnym zbiegiem okoliczności, łączy was ta srebrna łania.
 - To nie tak, jak myślisz, panie.
 - A więc wytłumacz mi, o co chodzi. Bo przyznam, że bardzo cię cenię, Severusie, i nie chciałbym patrzeć, jak umierasz. - Jego spojrzenie padło na wijącego się u stóp fotela wielkiego węża. Czarny Pan nadal się uśmiechał.
 - Ratowałem Lily Evans, bo cały czas myślałem, że będzie mogła się nam do czegoś przydać. Jest uzdolnioną czarownicą, mimo szlamowatej krwi, która płynie w jej żyłach.
     Lord Voldemort spojrzał w oczy Snape'a. Szkarłatne oczy natrafiły na czarne.
 - Powiedz mi, Severusie, czym jest miłość?
 - Nie wiem, panie, bo miłość nie istnieje.
     Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zaśmiał się ochryple.
 - Podoba mi się ta odpowiedź, ale czy jest szczera? Czy ty nie darzysz Lily Potter miłością, mój drogi Severusie? Dlaczego wasze patronusy mają taki sam kształt?
 - Z nienawiści. Jak sam wiesz, panie, postać patronusa mogą kształtować szczególnie silne emocje. Uwierz mi, panie. Lily Potter jest przeszłością.
     Snape wypluwał słowa pełne kłamstw. Był w tym dobry. Kłamał przez całe swoje życie, a dziś - dzięki świetnie opanowanej oklumencji - był jedynym człowiekiem, który z taką łatwością łgał prosto w oczy najgroźniejszego czarodzieja wszech czasów.
     Lord Voldemort rozluźnił się i lekko uśmiechnął.
 - Wierzę ci, Severusie. Czytam to w twojej głowie. Tyle złych wspomnień... - Jego oczy błysnęły złowrogo. - Skoro już jesteśmy przy tym temacie, powiedz, co sądzisz o naszych ostatnich przedsięwzięciach? Śmierciożercy wykonali kawał dobrej roboty.
 - Tak, panie, masz rację. Nie rozumiem tylko jednego.
 - Mów śmiało.
     Snape wziął głębszy oddech.
 - Mieliśmy Pottera. Był nasz. Leżał u twoich stóp, panie, bezbronny, związany, bez różdżki. A mimo to, żyje. Czy nie jest dla nas jednym z największych przeciwników?
     Czarny Pan znów zaśmiał się ochryple.
 - Nie przepadasz na Jamesem Potterem, prawda?
 - Nie zaprzeczę.
 - Uwierz, że Bellatrix i Lucjusz odpowiednio się nim zajęli. W każdym bądź razie zapamięta to na całe życie, możesz być pewny.
 - Parę zaklęć Cruciatus... - mruknął Snape.
 - Severusie, James Potter jest nam potrzebny. Dostał ostatnią szansę i albo uratuje życie sobie i swojej żonie, albo sam wyda na siebie wyrok. To wielki czarodziej. Takich nam potrzeba.
 - Potter nigdy się do nas nie przyłączy.
 - Wiem - odparł Voldemort. - Dlatego jeszcze trochę pocierpi.
     Wstał i zatoczył w ciemności niewielkie koło, po czym jego śmiech rozdarł panującą ciszę na pół.
 - Czasem, kiedy mamy już kogoś w klatce, Severusie, trzeba poczekać, aż brak wolności skaże go na śmierć.

~*~

     Lily Evans delikatnie zamknęła drzwi od wewnątrz.
     Było już późno, zbliżała się północ. Jej wizyta w rodzinnym domu trochę się przedłużyła, ale nie potrafiła tak po prostu stamtąd odejść, kiedy znów ich wszystkich zobaczyła. Jej matka całkowicie posiwiała i widać było na niej upływający czas. Natomiast ojciec wyglądał, jakby od ich ostatniego spotkania nie minął rok, ale dwadzieścia lat. Miał głębokie zmarszczki i przygaszone spojrzenie, spojrzenie kogoś, kto czuje, że coś jest nie tak.
     Petunia wyprowadziła się z domu, w pokoju nie było już jej rzeczy. Lily wydawało się, że zamieszkała u swojego dawnego chłopaka, Vernona. Kto wie, może również wzięli już ślub, może urządzili huczne wesele, zaprosili rodziców i całą rodzinę...
     Westchnęła i ruszyła do sypialni. Miała nadzieję, że James już spał, i że nie będzie musiała się mu tłumaczyć. Nie miała na to dzisiaj ani siły, ani ochoty.
     Jakież było jej zdziwienie, kiedy otwierając drzwi do sypialni, zastała zapalone światło i Jamesa siedzącego jak gdyby nigdy nic na łóżku, z Prorokiem Codziennym w ręce.
 - Cześć - wyjąkała. - Dawno wróciłeś?
     Rogacz niedbale spojrzał na zegarek.
 - Jakieś piętnaście minut temu.
     Lily zdziwiła się. Syriusz miał porwać jej męża na dwie, góra trzy godziny. Stwierdziła, że nie warto nikogo oszukiwać. Nie chciała mieć przed nim tajemnic.
 - James, muszę ci coś powiedzieć. Widzisz, byłam dzisiaj...
 - Wiem, gdzie byłaś, Lily.
     Ruda z wrażenia usiadła na łóżku. Słowa uwięzły jej w gardle. Czekała na wybuch wściekłości, tonę narzekań, gniewu... Cisza była najgorsza.
 - Nie jesteś na mnie zły? - zapytała, kiedy Rogacz nadal milczał.
 - Kochanie, źle obmyśliłaś ten plan. - James zamknął gazetę i rzucił ją na podłogę. - Popełniłaś jeden, dość istotny błąd. Zapomniałaś, że Syriusz jest moim przyjacielem.
     Lily wzniosła oczy do nieba.
 - Wiedziałam, że się wygada.
 - Nic nie powiedział. - Oczy Rogacza rozbłysły spod okularów.
 - Nie, w ogóle. A więc jak się dowiedziałeś?
     Wzruszył ramionami.
 - Napisał na kartce.
 - Wredne psisko - mruknęła pod nosem Ruda. - Przepraszam, James - powiedziała, zwracając się do męża. - Nie chciałam, żebyś się denerwował.
 - I się nie denerwowałem. Chcę, żebyś wiedziała, że Syriusz wywiązał się z waszej umowy. Zabrał mnie z domu prawie na cały dzień.
 - Mam nadzieję, że nie poszliście do salonu striptizerek.
     Rogacz parsknął śmiechem.
 - Graliśmy w quidditcha. A potem odwiedziliśmy Dziurawy Kocioł.
     Quidditch! Lily zabiła w myślach Syriuszowi brawo. James kochał quidditcha. Gdyby nie fakt, że się wygadał, mogłaby mu nawet podziękować.
 - W każdym bądź razie - zaczął ponownie Rogacz - nie martwiłem się ani trochę, bo wysłałem za tobą paru ludzi. Nie widziałaś ich. Oni widzieli ciebie. Ja byłem spokojny i ty byłaś spokojna. To był dopiero plan.
     Lily zaśmiała się i pokręciła przecząco głową, a zanim zdążyła się zorientować, James przycisnął ją do łóżka i przycisnął jej nadgarstki nad głową do białej pościeli. Usiadł nad nią okrakiem i spojrzał w te dobre, zielone oczy, które tak kochał.
 - Wbrew wszystkiemu, co ci dziś powiedziałem, nie zachowałaś się jak grzeczna dziewczynka.
 - Wiem. Przepraszam, skarbie. Wynagrodzę ci to.
     Rogacz puścił ją i usiadł po drugiej stronie łóżka, rzucając jej zagadkowe spojrzenie swoich orzechowych oczu ukrytych pod okrągłymi okularami.
 - Ciekawy jestem, jak.
     Ruda podeszła do męża jak kocica i na początku przejechała dłonią po jego policzku. Następnie jej ręka schodziła stopniowo niżej, aż dotarła do guzików koszuli, którą zaczęła powoli rozpinać.
     James zaśmiał się melodyjnie, wchodząc w tę grę.
 - Diabeł, nie kobieta.
     Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, który był tylko wstępem, pewnym początkiem. Przed nimi otwierały się wrota tej pięknej nocy - nocy, której nie zapomną już do końca życia.


10 komentarzy:

  1. A za 9 miesiecy urodzil sie Harry...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko 9 miesięcy. Szczęściarze. A na stole znów kalendarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahaaa... czyli tak właśnie powstał Harry :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Geneza Harrego :D
    ~Fanvergent

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspanialy koniec <3 teraz juz chyba wiadomo w jakich okolicznosciach powstal Harry :D
    Przepraszam za ortografie ale pisze na telefonie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Już od samego początku liczyłam kiedy to się stanie xd I znowu ten kalendarz :3 Mam nadzieje że nie będą brać pod uwagę jakiś dziwacznych imion jak zeszłym razem xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny! :3 W ten sposób powstał Harry ;) I znowu wyciągną kalendarz mam nadzieję ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Spłodzenie Harrego

    OdpowiedzUsuń