26 maja 2012

31. Zakon Feniksa


(28 września 2008)

     Wkrótce po śmierci ojca Jamesa, odeszła również jego matka. Pełnoletniemu czarodziejowi została tylko Lily i Huncwoci. Pogrzeb był skromny, ale znalazły się na nim najważniejsze osobistości, takie jak Minister Magii czy aurorzy. Przemowę wygłosił Albus Dumbledore, gdyż Rogacz w żaden sposób nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa. Po jego policzkach spływały tylko gorące łzy.
     To Voldemort, to on morduje, to on powoduje rozpadanie się rodzin, cierpienie, niesamowity ból w sercu i niepokój o innych. To on jest tym okropnym tyranem, gorszym od kogokolwiek innego. Przez Voldemorta zginęli jego rodzice, ojciec, bo stawił mu czoło, a matka, z żalu po ojcu. Zostali mu tylko przyjaciele i Lily, ci którym ufał jak nikomu, wiedział, że go nie zdradzą, że są zawsze przy nim, i zawsze ci sami.
  

     Koniec kolejnego roku w Hogwarcie przebiegał jak zwykle gwarno, ale trochę mniej, gdyż Huncwoci nie mieli nastroju do żartów. Na uczcie prawie się nie odzywali, w pociągu zajęli ostatni przedział i usiedli wygodnie, patrząc jak wielki, czarny zamek powoli znika im z oczu.
     Wspólnie ustalili, że Syriusz zamieszka teraz z Jamesem w Dolinie Godryka. Lily miała przyjechać do nich na początku sierpnia, Lavender jak tylko wróci z Francji, a reszta na ostatni tydzień przed rozpoczęciem roku. Rogacz był ogromnie wdzięczny wszystkim i każdemu z osobna, czuł, że trudno byłoby mu zostać samemu w takiej sytuacji.
     Wspólnie zagrali w Eksplodującego Durnia i zajadali się smakołykami z Miodowego Królestwa. W drodze odwiedzili ich znajomi ze szkoły, jednak oni woleli być w takim składzie jaki był teraz, rozumieli się tutaj najlepiej.
 - Ale James, obiecajcie że nie wysadzicie twojego domu w powietrze - nalegała Ruda.
 - No pewnie że nie! Bo gdzie byśmy mieszkali po ślubie, gdybym to zrobił?
 - Rogaś jak zwykle myśli przyszłościowo - stwierdził z uśmiechem Lupin.
     Powoli obraz za oknem stawał się coraz mniej dziki, pojawiały się już pojedyncze domki, ulice i zaorane pola. Późnym popołudniem expres Hogwart - Londyn zatrzymał się na jak zwykle zatłoczonej stacji King's Cross.
     Przyjaciele właśnie wychodzili z wagonu, kiedy na swojej drodze spotkali trzech aż za bardzo znanych Ślizgonów: Avery'ego, Nott'a i Snape'a, którego nagle bardzo zainteresowała podłoga. Avery i Nott patrzyli natomiast na Huncwotów z lekkimi uśmiechami na twarzach, ale chyba tylko dla nich ta sytuacja była zabawna.
 - Witaj, Potter. A gdzie twoja mamusia i tatuś? - zadrwił Avery.
     Jamesowi zagotowało się w sercu. Poczuł ogromny przypływ złości. Ręka już błądziła za pazuchą w poszukiwaniu różdżki, ale Lily szepnęła mu do ucha "James, nie warto...". Syriusz wyglądał jakby miał wszystkich na około rozszarpać.
 - Twoja chyba jest tam, Avery. Ach tak, to ta z tym dziwnym wyrazem twarzy? Spójrz, chyba poczuła twój zapach...
     Rogacz wybuchnął śmiechem, pierwszy raz od czasu śmierci rodziców. Wraz z nim zaczęli śmiać się i inni, jakby tylko czekali na jego znak, reakcję.
 - Nie waż się obrażać mojej matki, Black.
 - A bo co? Pójdziesz się poskarżyć?
 - Czarny Pan już zaczął działać, nie widzicie tego? - zaczął Nott. - Wreszcie mugole i mugolaki zejdą nam z drogi. Sprzeciwiacie się, to zginiecie, jak twój ojciec, Potter. Ty będziesz następny. Albo ona - skończył, wskazując na Lily. Wzdrygnęła się lekko.
 - Niby jesteś taki odważny, a boisz się wymawiać nazwiska twojego pana, Nott? - rzekł wzburzony już teraz do niemożliwości James. - Jesteście zwykłymi tchórzami. Naiwnymi tchórzami. Voldemort lubi takich... łatwo ich omamić.
 - Nie jesteś godzien wypowiadać nazwiska Czarnego Pana!
 - Ty nie jesteś godzien nosić szaty czarodzieja, jeśli liczy się dla ciebie status krwi - powiedział Remus paraliżując go wzrokiem.
      Ślizgoni odwrócili się na pięcie i odeszli. Avery rzucił jeszcze przez ramię:
 - Wyczekuj Mrocznego Znaku nad twoim domem, szlamo!

~*~

     James i Syriusz wbrew podejrzeniom Lily nie mieli zamiaru wysadzić w powietrze domu w Dolinie Godryka. Mieszkali sobie luźno, jakby czas zatrzymał się tu dobrych parę lat temu. Rogacz błogosławił swoich rodziców, że jest już pełnoletni, dzięki czemu sprzątanie nie sprawiało mu trudności. Dom był aż zbyt czysty, zupełnie niepodobny do zwykłego rozgardiaszu jaki tu panował, ale był to efekt nudy chłopaków.
     Łapa wpadł pewnego deszczowego wieczoru na pomysł, by urządzić małą, niezobowiązującą imprezę. Co prawda James nie miał nastroju do zabaw, zgodził się jednak żeby Syriusz wszystko zorganizował, a sam miał iść wcześniej spać. Łapa wysłał listy do paru najlepszych znajomych, oczekując, iż wraz z nimi rozbawią ponurego od kilku dni Rogacza.
     W dzień zabawy Syriusz zajął się pożywieniem i wszystkim co będzie potrzebne. Zapewnił Rogacza, że muzyka nie będzie zbyt głośna ani nic w tym stylu, po prostu spotkanie przy kremowym piwie i ognistej whisky. Goście mieli przyjść punkt osiemnasta, ale Łapa miał taki zapał, że o piątej już wszystko było gotowe.
    Właśnie siedzieli na kanapie przed telewizorem oglądając mecz quidditcha, kiedy przez drzwi przedarł się sygnał dzwonka. Zdziwiło to obu chłopców.
 - Spodziewasz się kogoś o tej porze? - spytał Rogacz.
 - Nie.. Mieli przyjść na 18, sam pamiętam. Może ktoś się pomylił?
 Dzwonek rozbrzmiał po następny raz.
 - Otworzę - powiedział James i szybkim krokiem podszedł do drzwi, szukając w kieszeni końca różdżki, tak na wszelki wypadek.
     Spojrzał przez wizjer i sporo się zdziwił. Na wycieraczce stał Albus Dumbledore we własnej osobie, z długą, białą brodą i w okularach - połówkach, oglądających czubki swoich czarnych butów. Rogacz otworzył gościnnie drzwi i zaprosił dyrektora do środka.
 - Och James, powinieneś się mnie najpierw spytać czy ja to ja, tak dla bezpieczeństwa. Ktoś mógł się pode mnie podszyć pijąc na przykład eliksir wielosokowy. Bezpieczeństwa nigdy za wiele! - powiedział dziarsko Dumbledore wchodząc do środka.
 - Ale pan to pan?
 - Tak James, ja to jednak ja.
 - Proszę, niech pan usiądzie!
     Syriusz był równie wstrząśnięty pojawieniem się dyrektora w Dolinie Godryka, jak Rogacz. Huncwoci wykazali się jednak znajomością gościnności, zaproponowali coś do picia, zapytali o humor, nastrój i tym podobne, ale dalej nie wiedzieli, czym właściwie zawdzięczają sobie odwiedziny Albusa.
     Po wypiciu trzeciego kubka herbaty, Łapa był pewny, że dyrektor nie przyszedł z konkretnego powodu, ale ot tak, żeby sprawdzić jak sobie radzą. Rogacz jednak łapał każde jego słowo, oczekiwał, zastanawiał się co następnie powie profesor, czy wyjaśni powód tej nagłej, niespodziewanej wizyty?
 - Pewnie zastanawiacie się, po co was nawiedzam tak bez zapowiedzi, prawda? - zapytał Dumbledore.
 - No.. może troszkę - odpowiedział Syriusz.
 - Och Syriuszu, znam już ze szkoły ten ton. Ale teraz nie jestem dla was profesorem, możesz pozbyć się tego uczniowskiego głosu, który gotów był zwieść niejednego nauczyciela! 
 - A więc... czemu zawdzięczamy te odwiedziny? - spytał Łapa starając się, by jego głos zabrzmiał przekonująco.
     Dumbledore w jednej sekundzie stracił blask w oczach, stał się ponury i wydawało się jakby w krótkiej chwili zestarzał się o dobrych parę lat.
 - Ostatnie wydarzenia wyrywają się Ministerstwu spod kontroli, wy wiecie to najlepiej. Minister Magii nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją, jaką jest potęga Voldemorta - mówił Dumbledore. - Ginie coraz więcej ludzi, giną mugole i czarodzieje, nikt już nie jest bezpieczny. A ministerstwo robi tylko wszystko, by ludzie nie dowiedzieli się o nowych ofiarach, o zagrożeniu jakie czyha ze strony Sił Ciemności. Innymi słowy: Ministerstwo robi wszystko, żeby ukryć to, co jest najważniejsze.
     Łapa i Rogacz słuchali w milczeniu. Dyrektor mówił dalej.
 - Czarodzieje dzielą się. Nie potrafią wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe. I najczęściej wybierają zło, a tym samym śmierć. Wszystko krąży wokół Voldemorta. Może będziecie zdziwieni, ale znałem tego człowieka. Znałem go wtedy, kiedy jeszcze był człowiekiem. Chodził do Hogwartu, był niezwykle inteligentny, ale i zarozumiały.
 - Pff... - prychnął Łapa.
 - Tak Syriuszu, był bardzo mądry. Opanował wszystkie zaklęcia, niestety, również te złe. Uważa siebie za najpotężniejszego, tylko siebie. Nie miał w szkole zbyt wielu przyjaciół, nie umiał się dzielić ani robić coś dla kogoś, i tak pozostało do teraz. Kto wybiera drogę u boku Voldemorta, wybiera pewną śmierć, bo on nie umie wybaczać, nie szanuje ludzi. Szanuje tylko siebie.
 - Pana się boi - wtrącił Rogacz.
 - Nie boi się mnie. Boi się mojej mądrości i mojego sposobu działania. To różnica, James. Boi się, że kiedy dojdzie do starcia pomiędzy mną, a nim, mogę być silniejszy, ale wcale nie przez magię. Przez głowę.
 - Z Grindelwaldem pan wygrał.
 - Przy pojedynku z Grindelwaldem może miałem troszkę więcej magicznej mocy niż on, i więcej szczęścia. Ale nie o tym chcę z wami porozmawiać.
     Znów zapadła cisza.
 - Będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni. Powtarzałem te słowa i będę powtarzał, bo jest w nich tyle prawy, że nie ma bardziej wartościowego zdania. Voldemort kocha nienawiść, która niszczy i rujnuje, a my musimy być razem, gotowi by odeprzeć atak. Ale Voldemort też jest sprytny. On dzieli ludzi...
 - Ale co my możemy?
 - A właśnie, że możemy, James. Ty straciłeś wspaniałych rodziców, inni tracą rodziny, dzieci, znajomych... Więc musimy się zjednoczyć. Żeby dać kres temu... wszystkiemu. Jesteście już pełnoletni, chociaż nie skończyliście szkoły... Ale myślę, że już dorośliście, aby podjąć taką decyzję.
 - Co mamy zrobić?
 - Zakładam tajną organizację. Która będzie działać przeciwko Voldemortowi, dla dobra i prawdy. Szukam ludzi, którzy będą chcieli walczyć o dobro, którzy nie będą bać się śmierci, którzy uratują świat przez zagładą. Wydaje mi się, że trafiłem pod dobry adres, ale to od was zależy, co zrobicie dalej. Musicie podjąć decyzję.
 - Ja chcę - powiedział od razu James.
 - James, nie potrzebujesz więcej czasu na przemyślenie? To bardzo dorosła decyzja. Deklarujesz się na całe życie, aż do śmierci. Nie twierdzę, że będzie łatwo, nic nie obiecuję. Zastanów się.
 - Nie mam się nad czym zastanawiać - rzucił Rogacz. - On zabił moich rodziców. Morduje niewinnych ludzi, niszczy szczęście. Chcę zapewnić bezpieczeństwo Lily... Chcę przyłączyć się do tej organizacji.
 - Ja również - powiedział Łapa.
 - I jesteście tego w stu procentach pewni? Wiecie, że to niebezpieczne.
 - Kpię sobie z niebezpieczeństwa! - rzekł Rogacz.
 - Można nam zaufać i na nas polegać. Chcemy iść przeciw złu, chcemy żeby dobro wygrało. Powiedz nam tylko, jak mamy pomóc - dodał Łapa.
 - Dziękuję wam. Nie powiem, że się nie spodziewałem takiej decyzji, byłem pewien, że się zgodzicie. Na początek potrzebujemy jak największej ilości zaufanych osób. Zależy mi, żeby Ministerstwo nie dowiedziało się o tym, co robimy. To tylko pogorszy sprawę. Szukajcie wśród przyjaciół, tych, którym ufacie. Poinformuję was o pierwszym spotkaniu, powinno odbyć się jeszcze w wakacje.
 - Remus, Peter, oni na pewno się zgodzą. A co z naszym siódmym rokiem w Hogwarcie?
 - Wszystkie tego typu sprawy będziemy omawiać na spotkaniu. Myślę jednak, że zadania dla Zakonu Feniksa nie będą kolidowały z waszymi zajęciami, spokojnie zdacie owutemy.
 - Zakon Feniksa? Tak się nazywamy? - wtrącił Łapa.
 - Och, to nie powiedziałem o tym? Tak, nazywamy się Zakonem Feniksa. Jeśli jesteście już pewni swojej decyzji... wpiszcie się na listę. Uważajcie! Wpisując tu swoje imię i nazwisko zawieracie tym samym Magiczny Kontrakt.
     James już bazgrał po pergaminie swoje imię i nazwisko, chwilę później zrobił to Syriusz.
 - Jest nas na razie tylko tyle? Parę osób znam... Alastor Moody, to ten auror? I Artur Weasley... Kojarzę jakoś...O, Frank Longbottom, teraz skończył Hogwart, pamiętam jak kiedyś przez przypadek zamieniłem mu rękę w parówkę... Od tego czasu sporo rozmawialiśmy, fajny - zakończył Rogacz.
 - Mam nadzieję, że będzie nas więcej. A tymczasem, na mnie już pora. Obiecuję, że dam wam znać, jeśli uzgodnimy jakiś termin i miejsce spotkania. Uciekam, widzę, że jakaś impreza się szykuje... No, do zobaczenia, i pamiętajcie o czym wam mówiłem! Miłej nocy, życzę.
     Dumbledore wyszedł z domu i udał się alejką przed siebie. Chwilę później zniknął. James i Syriusz stali w jednym miejscu, nic nie mówiąc, o niczym nie myśląc. Parę minut później przy drzwiach znów zabrzmiał dzwonek.
 - To pewnie goście, tym razem... - powiedział Syriusz.
     Chwilę później wszedł do pokoju z Remusem, jak zwykle bladym i jakby jeszcze bardziej niż zwykle zmarnowanym, oraz Peterem, ściskającym w ręku czekoladowy batonik.
 - Alissy nie będzie, zachorowała, Lavender jak już pewnie wiecie wyjechała, Lily nie da rady. Czekamy jeszcze na kogoś? - powiedział dziarsko Remus.
 - Nie, ale to dobrze - rzekł Łapa.
 - Mamy do was poważną sprawę - dodał James.

13 komentarzy:

  1. "oglądając w telewizorze mecz qudditcha..." telewizor? xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Od kiedy to Łapa jest z Albusem na ,,TY" ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbyś czytał uważnie to byś wiedział dlaczego. Więc na drugi raz proponuje nie czytać co pięć linijek.

      Usuń
  3. "Ty nie jesteś godzien nosić szaty czarodzieja, jeśli liczy się dla ciebie status krwi"
    cuuudooo ♥
    Piękny cytat *.*
    A tak w ogóle to bardzo ciekawie piszesz :)

    pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda tylko że niedługo Lilka i James umrą;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Oni wszyscy umrą ;(( Lily, James, Syriusz, Dumbledore, Lupin, nawet Glizdogon... ups spoiler

    OdpowiedzUsuń
  6. no i fajnie... - ja też umrę w końcu, szybka śmierć jest lepsza od powolnej, ponieważ stary człowiek przeżywa katusze związane z życiem, jest ograniczony i cierpi, a tak to, poprzez szybką, młodą śmierć nie zdąży tego zaznać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdąrzy też zaznać szczęścia, które dają dzieci, wnuki. Zastanów się nad tym co mówisz.

      Usuń
    2. Ymm... Nie wszyscy chcą mieć dzieci... Ja ich np. nie lubię... Nie zastanawiałam sie jeszcze nad kwesta posiadania... Na to jestem stanowczo za młoda... Ale nie każdy musi posiadać dzieci i wnuki... Jednym dadzą one pelnie szczęścia, a innym wręcz przeciwnie i nie świadczy to wcale o dziwactwie...

      Usuń
  7. Natalia Nowakowska teraz nie cierpisz dzieci ale kiedyś gdy będziesz mieć męża będziesz chciała mieć z nim dzieci piękny dom i piękne chwile ale jeśli zginie się młodo to nie zazna wielu wspaniałych rzeczy i jaki to będzie ogromny ból dla rodziców bo dzieci nie powinny przed rodzicami jeśli dłużej żyjesz zdążysz ułożyć sobie życie nie będziesz mieć potem czego na starość żałować a co do opowiadania to bardzo fajnie pisze autorka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ,,Voldemort kocha nienawiść'' Voldemort chyba nie umiał kochać, nie?;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cuuuudoooo fascynuje mnie tak samo jak Harry Potter :) nie przestawaj pisać

    OdpowiedzUsuń