25 maja 2012

28. Nikt tak pięknie nie mówił, że boi się miłości


(15 sierpnia 2008)

     Marzec przyniósł ze sobą ocieplenie, coraz więcej uczniów spędzało popołudnia na szkolnych błoniach, a także wypady do Hogsmeade i treningi quidditcha stały się przyjemniejsze. Dla piątego i siódmego rocznika, ten czas oznaczał gruntowniejsze przygotowania do egzaminów, a wcale nie było to zadanie łatwe, biorąc pod uwagę coraz to nowe pomysły Huncwotów. W każdym bądź razie cała szkoła nieźle się uśmiała widząc w pewien słoneczny poranek na śniadaniu Elizabeth z wielkimi pryszczami na całej twarzy, a na dodatek z zieloną końcówką na czubku głowy - po zapewne nieudanej próbie transmutacji w dynię.
    Zadowoleni James i Syriusz usiedli przy stole na stałych miejscach obok Remusa, Petera, Lily, Lavender i Alissy. Wszyscy przyglądali się im podejrzliwie.
 - Czy macie coś z tym wspólnego? - zapytała Lily powstrzymując śmiech.
 - My? No co ty, Lilka! - odrzekł Rogacz z udawaną niewinnością, która już po tylu latach znajomości nikogo nie zwiodła.
 - Dobrze jej tak - powiedziała po chwili Ruda. Syriusz aż zakrztusił się kawałkiem chleba, który właśnie miał w ustach.
 - Słucham?! - spytał niedowierzająco.
 - Dobrze jej tak - powtórzyła Lily. - Była okropna, nigdy nie odnosiła się do mnie miło... Raz nawet próbowała mnie namówić, żebym z nią zrobiła eliksir miłosny... co jest oczywiście ZABRONIONE i wysoko karalne.
     Huncwoci popatrzyli po sobie z nutą zrozumienia w oczach.
 - W przyszły weekend jest wypad do Hogsmeade, wybieracie się? - zapytał Peter żując swój ukochany pasztet.
 - Chyba tak... Co nie dziewczyny? - rzekła Lily.
     Alissa i Lavender nagle zainteresowały się swoimi talerzami.
 - No co jest?
 - Bo... Widzisz Lily... - zaczęła Alissa.
 - Jest coś o czym wam nie powiedzieliśmy - zaczął stanowczo Remus patrząc na wszystkich po kolei. - Od poprzedniego tygodnia... My... to znaczy ja i Aliss... Jesteśmy parą. - Huncwoci i Lily aż otworzyli usta ze zdumienia. - No proszę, śmiejcie się...
     Pierwszy odzyskał mowę James.
 - Och... Luniaczku, to wspaniale!
 - Z czego niby mielibyśmy się śmiać? - spytał uradowany Syriusz.
     Lily była bardzo mile zaskoczona i z uśmiechem na twarzy patrzyła na swoją przyjaciółkę.
 - Teraz już wiem po co były te ponad godzinne wypady do biblioteki... - rzekła, dalej szczerze się uśmiechając.
 - No, my z Syriuszem też wybieramy się do Hogsmeade - powiedziała Lavender. - Powiedział, że pochodzi ze mną po sklepach, zobaczymy ile wytrzyma...
 - Tyle, ile będzie trzeba! - mrukną Łapa.
 - No to Lilka, może Ty pójdziesz ze mną? - spytał Rogacz.
 - Żartujesz? - stwierdziła Ruda, zanim zdążyła ugryźć się w język.
     James nie odezwał się już do końca śniadania.
     Dzień przed terminem wyjścia do Hogsmeade, James i Syriusz wrócili z wyjątkowo męczącego treningu quidditcha, i usiedli ciężko na swoich fotelach. Byli cali czerwoni i wyczerpani, ich szaty były postrzępione, jakby dopiero co przedarli się przez tuzin rozwścieczonych rogogonów.
 - Na Boga, co się stało?! - zapytał Remus podbiegając do nich.
     Łapa i Rogacz wymienili spojrzenia i huncwockie uśmiechy.
 - Była mała zamieszka pod koniec - wyjaśnił Syriusz.
 - Taa... - przytaknął James.
 - A mógłbym poznać szczegóły?
 - No wiesz... Ślizgoni przyszli oglądać - tłumaczył Rogacz. - Byli strasznie nieuprzejmi, Arnie musiał lecieć do skrzydła szpitalnego, bo jego włosy w nosie po dwóch minutach sięgały kostek...
 - To było straszne, prawie się na nich potknął... - dodał Łapa.
 - No, więc Syriusz podpalił takiemu otyłemu Ślizgonowi szatę, no i oni też zaczęli palić nam miotły.
 - O matko, ale była akcja... - podniecał się Łapa.
 - Taa... Najlepszy był Nicolas, strzelił takim upiorogackiem, że Nott chyba już nigdy nie odzyska normalnego wyrazu twarzy!
 - Oj, Rogaś, nie bądź taki skromny... - wtrącił Syriusz. - Ty też Avery'emu podpaliłeś szatę i transmutowałeś mu nogę w marchewkę...
 - Będziecie mieć kłopoty...
 - Luniaczku, nie pierwsze i zapewne nie ostatnie! - krzyknął wesoło Rogacz.
     Wieczorem w pokoju wspólnym Gryffindoru było nienaturalnie pusto. Alissa i Remus, oraz Syriusz i Lavender wyszli gdzieś na spacer w blasku księżyca, większość uczniów cieszyła się z ciepłej nocy, i tylko James i Peter siedzieli przed kominkiem (Rogacz próbował nauczyć Glizdogona zaklęć niewerbalnych). Jednak po godzinie tych prób, James się zniechęcił, bo Peter dalej krzyczał na cały głos formuły. Szlag powoli zaczął trafiać Rogacza, i chyba tylko to, że Glizdogon był jego przyjacielem, trzymało go jeszcze w tym fotelu.
 - No dobra, jeszcze raz. Niewerbalnie, błagam.
 - Ekhem. EXPELLIARMUS!
     Różdżka wyleciała w powietrze i spadła koło schodów. Rogacz złapał się za głowę. Właśnie miał wstać, kiedy Lily zeszła ze swojego dormitorium i podniosła ją z zaskoczeniem. Podała różdżkę Jamesowi, a sama usiadła na fotelu obok kominka. Peter szybko ocenił sytuację, i rzucił:
 - Eee... To ja pójdę poćwiczyć na górze.
    Wyszedł, zostawiając w jednym pokoju tylko Rudą i Rogacza. James szybko zmierzwił włosy i przesiadł się na fotel obok Lily.
 - Przyjaciele nam się zakochują, prawda?
 - O tak. Masz rację.
 - Lilka... umów się ze mną. Proszę. Obiecuję, że później nie będę do ciebie już mówił Lilka, nie będę w ogóle do ciebie mówił jak będziesz chcieć, przestanę cię dręczyć i wszystko... tylko ten jeden raz, błagam.
 - Ale James... Wiesz, to nie jest tak, że...
 - I jak się ze mną umówisz, to oddam ci w końcu tą spinkę, którą...
 - TO TY JĄ DALEJ MASZ?!
 - No tak, przecież nie było okazji, żeby ci potem...
 - Och, daj spokój, zwinąłeś mi ją w czwartej klasie! Daj mi ją.
 - Jak się ze mną umówisz.
 - James...
 - No proszę, tylko jeden raz...
 - Oddaj...
 - Umów się ze mną...
     Ruda miała w głowie prawdziwy mętlik. W tej chwili była tak zła na Rogacza, ze bliska była skończenia tej dyskusji i odmowy. Z drugiej strony, tą spinkę dostała od Lavender, która specjalnie przywiozła ją z Grecji... Była dla niej wartościowa, nawet bardzo.
 - Dobrze. Jutro w Hogsmeade o 14.00 pod herbaciarnią. I miej tę spinkę.
     Odwróciła się na pięcie i wyszła.

     James źle spał tej nocy. Chociaż jeszcze wczoraj wieczorem był tak szczęśliwy, kiedy mówił chłopakom o randce z Lily. Nie powiedział jednak, że po części ją do tego zmusił. Nie czuł się z tym najlepiej.
     Lily była dla niego bardzo ważna i bardzo chciał się z nią spotkać. Jednak postawił siebie na jej miejscu: czy gdyby Elizabeth tak z nim postąpiła, byłby zadowolony? Kochał Rudą z całych sił, już nie tak jak przedtem, dziecinnie... Potrzebował jej, ponieważ ją kochał. Kochał ją tak, jak nie kochał jeszcze nikogo - i już teraz wiedział, że nikogo już tak kochać nie będzie. "Rogacz, ty chyba wydoroślałeś", powiedział sobie w duchu. Była to po części prawda.
     Decyzję podjął w ułamku sekundy. Wyjął z szuflady małą karteczkę, i nabazgrał tam parę słów. Później wyszedł - ale już nie wrócił do dormitorium.

     Lily obudziła się rano, ale dalej leżała wpatrując się w sufit. "Spotkanie z Jamesem", mówiła w myślach. "Chciałam, czy nie chciałam iść... Teraz nie ma różnicy. Muszę iść. Przynajmniej odzyskam spinkę od Lav...".
     Powoli usiadła na łóżku i przetarła oczy. I nagle zobaczyła coś, co bardzo ją zdziwiło - na jej szafce nocnej leżała spinka - ta sama, którą dostała od Lavender, i którą później zabrał jej Rogacz - a pod nią niewielka karteczka.

 Mówi się, że potrzeba jednej minuty, żeby kogoś zauważyć.
 Jednej godziny, żeby go ocenić i jednego dnia, żeby go pokochać.
 Ale trzeba całego życia, żeby później zapomnieć...

 Mam oczy po to, żeby Cię zauważyć, uszy, żeby Cię usłyszeć, nogi, żeby się do Ciebie pofatygować, dłonie, żeby je ku Tobie wyciągnąć,
i serce... żeby Cię kochać.

Ale jak Cię rozpoznać, kochanie?
Spojrzeć w oczy i nic nie mówić.
Albo powiedzieć zdanie do połowy, a ty będziesz wiedzieć co dalej.
Dać sobie pomóc i podziękować, spontanicznie.
Zaśmiać się bez pogardy i pocałować.
Puścić wolno...
Jeśli wrócisz - jesteś moja, kochanie.
Jeśli nie - nigdy nie byłaś...

PS: Będę czekał o 14:00 na drodze wylotowej z Hogsmeade. Przyjdź... jeśli chcesz.
James.


     Lily siedziała w tym samym miejscu, dalej wpatrując się w tą karteczkę jak zahipnotyzowana. Nie umiała znaleźć słów na to, co przed chwilą zobaczyła. Schowała kartkę pod poduszkę, spinkę włożyła do szuflady i usiadła na parapecie. Niebo było ciemne i zachmurzone, zaczynał padać deszcz. Ta pogoda świetnie opisywała jej nastrój: ponury... Nie wiedziała co robić, iść, czy nie iść?

    Dziewczyny szykowały się już do wyjścia, ale Ruda dalej siedziała na swoim łóżku. Wpatrywała się w jeden punkt; myślała.
 - Co Lily, nie idziesz do Hogsmeade?
 - Jak chcesz, możesz pójść ze mną i Remusem... Na pewno nie będzie miał nic przeciwko! - powiedziała zachęcająco Alissa.
 - Nie... Dzięki Aliss, ale nie. Przepraszam, muszę coś załatwić.
     Ruda wyszła z dormitorium i już w pokoju wspólnym zauważyła osobę, której szukała.
 - Remus!
 - Och, Lily, a co ty tu robisz? Słyszałem, ze masz randkę z Jamesem, właściwie to wiesz gdzie on jest? Nie widziałem go od samego rana...
 - Eee... Ja też chciałam cię o to zapytać...
 - A, to pewnie jest w łazience i się szykuje na wasze spotkanie!
 - Prawdę mówiąc, to sprawy się pokomplikowały... Ale nie chcę o tym mówić, przepraszam.
 - Nie ma sprawy... Ale co, nie idziesz do Hogsmeade? Wiesz, jak nie chcesz iść z Rogaczem, możesz iść ze mną i Aliss, ona na pewno się zgodzi...
 - Och, dziękuję, ale nie. Nie czuję się najlepiej, poza tym... obiecałam profesor McGonagall że pomogę jej z tymi źle przetransmutowanymi żabami, jest ich na prawdę sporo... Dzięki Remusie, pa!
 - No... Do zobaczenia, Lily.

     Szkoła opustoszała około 13.00. Lily siedziała sama w swoim dormitorium. Dalej się zastanawiała co ma zrobić, iść czy zostać, wbrew pozorom miała jeszcze całą godzinę. Czas leciał strasznie szybko, a ona dalej była niezdecydowana. Czasem już miała wychodzić, ale w ostatniej chwili znów siadała na parapecie i wptrywała w krople deszczu... Jeszcze nigdy nie miała takiego dylematu.
     Przypomniały jej się wszystkie chwile spędzone z Jamesem, również te niemiłe. Jak go na początku nienawidziła, kiedy mówił do niej "Ej, Evans, umówisz się ze mną?", kiedy za wszelką cenę starał się zyskać jej względy, robiąc co tylko mógł najgłupszego... A teraz... Teraz jednak było inaczej, dał jej możliwość wyboru. Czuła, że jeśli teraz nie pójdzie się z nim spotkać, straci go na zawsze. A przecież go kochała. Wiedziała, że jeśli zawiedzie, Rogacz wreszcie odpuści, po tylu latach... Nie wiedziała czy tego chce. Czasami wydawało jej się, że nie wie nawet jak ma na imię.
     Spojrzała na karteczkę, którą cały czas trzymała w rękach. Tę od Jamesa. Czuła od niej jego zapach, i to ciepło jego serca.
 - Kocham Cię James... - powiedziała do siebie.
     Szybko popatrzyła na zegarek, i aż się przeraziła: dziesięć minut dzieliło ją do czternastej godziny. Zeskoczyła z taboretu, i nawet nie biorąc żadnego płaszcza, wybiegła z dormitorium.
     Hogwart jeszcze nigdy nie wydawał się jej tak duży i tak bezsensowny - po co te zakręty i schody, po co te okropne drzwi i zbroje przy ścianach? Z pośpiechu zapominała o stopniach - pułapkach i drzwiach, które w ten dzień prowadzą zupełnie gdzieś indziej niż w dni pozostałe. W końcu dotarła do Sali Wejściowej. Już chciała wybiec na zewnątrz, kiedy...
 - Zaraz, zaraz. Proszę się zatrzymać - powiedział Filch.
 - Proszę, bardzo się spieszę...
 - Do Hogsmeade odchodzili prawie godzinę temu... Dlaczego nie poszłaś wtedy... eee...
 - Evans. Ja... Zaspałam, niech mnie pan przepuści!
 - Zaspałaś? Na 13.00? No, no... a nauczyciele dobrze o tobie mówili...
     Czas płynął, a Filch wcale nie miał zamiaru puścić Lily.
 - Mogę przejść?
 - Zgoda jest?
 - Tak, na miłość Boską, tak!
     Upłynęły kolejne minuty, zanim woźny, specjalnie wolniej znalazł nazwisko Lily na długim pergaminie. Kiedy tylko powiedział, że może przejść, puściła się biegiem w deszczu, żeby tylko dotrzeć na czas...
     Mijała uczniów pochowanych w pelerynach, z parasolami, lub chowających się w ciepłych barach, w Trzech Miotłach, czy w Miodowym Królestwie... Nie zwracała na nikogo uwagi, biegła ile sił, bo bała się, że nie zdąży... A to miało zdecydować o całym jej życiu. Biegła dalej, choć było jej zimno, mokre włosy poprzyklejały się do twarzy, ale ona biegła dalej, i coraz szybciej, choć już prawie padała z sił...


     James stał w umówionym miejscu. Również cały mokry, patrzył co chwila na zegarek, rozglądał się w koło - ale nigdzie nie widział tej burzy Rudych włosów. Było już siedem po czternastej, kiedy do Jamesa dotarło, że Lily nie przyjdzie. Nie miał do niej o to żalu, przecież sam dał jej możliwość wyboru. Właściwie wolałby żeby nie przychodziła, niż gdyby musiała przyjść z przymusu. I chociaż coś kuło go mocno w sercu, westchnął i poszedł w stronę Wrzeszczącej Chaty, by tamtędy wrócić do Hogwartu.


    Lily dobiegła na miejsce zaledwie parę minut później. Zadyszana i zmęczona, trzęsąca się z zimna, wszędzie szukała Rogacza. Ale jego nie było.
 - James! JAMES! JAMES, odezwij się, proszę... - krzyczała.
    Ale nikt nie odpowiadał.
    To było jak cios w samo serce. Zawaliła - spóźniła się. Dopiero teraz, kiedy go straciła, zaczęła doceniać, jak bardzo go kocha. Zmarnowała swoją ostatnią szansę, James już nie wróci, wiedziała to. Miała tak wiele możliwości, tak była blisko niego... A teraz jest już tak daleko. Nie umiała pogodzić się z tą myślą. Złapała się za głowę... i płakała.
 - CHOLERNY FILCH! - krzyknęła na całe gardło.
    Była mokra, zmęczona i było jej zimno. Ale to nic w porównaniu z tym, jaki chłód czuła w sercu. Z opuszczoną głową, bez nadziei i wiary w nic, powlokła się z powrotem do Hogwartu. Na nic nie miała ochoty. Nie mogła uwierzyć, ze inni mogą beztrosko siedzieć w Trzech Miotłach i szczęśliwie śmiać się do rozpuchu...

_________________________
Dziś nie napiszę nic.

7 komentarzy:

  1. Poryczałam się normalnie:) Tyle emocji:D Notka superrr^^

    OdpowiedzUsuń
  2. a zawsze parę minut później, james mógł jeszcze poczekać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Remus udał się na spacer w blasku księżyca? Coś tu chyba nie gra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam, ale może jeszcze nie było pełni?

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Genialny! Tyle emocji w jednym rozdziale <3

    OdpowiedzUsuń