(18 czerwca 2008)
Kolejne tygodnie minęły nadzwyczajnie szybko i nim ktokolwiek się obejrzał, do początku roku szkolnego został zaledwie tydzień. Syriusz i James już umówili się na Pokątnej z Remusem i Peterem pod koniec tygodnia na szkolne zakupy, mieli też nadzieję spotkać tam koleżanki z Hogwartu.
Listy ze szkoły przyleciały później niż zwykle, ze względu na niekorzystne warunki pogodowe. Był tak silny wiatr, że sowy zdmuchiwało z kursu. Ta, która przyniosła listy Łapie i Rogaczowi była tak pokiereszowana, że wyglądała jak wypchana zabawka wytworzona przez jakiegoś nie najlepszego człowieka, który do końca nie wiedział jak powinna wyglądać prawdziwa sowa.
W kopertach w tym roku oprócz przypomnienia, że rok szkolny rozpoczyna się 1 września, a ekspres Hogwart - Londyn odjeżdża z peronu 9 i 3/4 o 11.00 i wzmianki o nowych podręcznikach na szósty rok nauki, znajdowała się informacja o wynikach Standardowych Umiejętności Magicznych, które zdawali rok temu.
James pospiesznie rozerwał swoją kopertę, ukrywając się przed matką, ale po chwili odetchnął z ulgą i rzucił ją na stół z lekkim, Huncwockim uśmiechem. Syriusz porwał jego wyniki i porównywał ze swoimi.
- Myślałem, że będzie gorzej, mówiąc szczerze... - rzekł.
- O! Są już listy? - zawołała pani Potter. - Pokaż, James, pokaż!
Podniosła kartkę i zaczęła cicho czytać.
WYNIKI EGZAMINU
POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI
MAGICZNYCH
Oceny pozytywne: Oceny negatywne:
wybitny(W) nędzny (N)
powyżej oczekiwań(P) okropny (O)
zadowalający(Z) troll (T)
JAMES IGNOTUS POTTER OTRZYMAŁ:
Astronomia ___ _ Z
Opieka nad magicznymi stworzeniami __ Z
Zaklęcia ___ _ W
Obrona przed czarną magią _ _ W
Wróżbiarstwo _ __ T
Zielarstwo _ _ __ Z
Historia_magii __ N
Eliksiry _ ___ O
Transmutacja __ _ W
- Nie jest tak źle, mamo - burknął cicho Rogacz. - Oblałem tylko wróżbiarstwo, Eliksiry i Historię Magii. Ale wiesz, że zawsze byłem kiepski z...
- Wspaniale wygląda tutaj ten Troll - wtrącił się Łapa szczerząc zęby.
- Historia Magii i nędzny? Przecież to łatwy przedmiot! - zdumiała się pani Potter dalej wpatrując się w kartkę, jakby nie wierzyła w to, co jest tam napisane.
- Tak, szczególnie jak naucza tego duch, który nawet najbardziej krwawą walkę goblinów potrafi przedstawić jak najnudniejszą bajkę - odparł Rogacz.
- Och, wspaniale James. Myślałam, że będziesz mieć więcej "okropnych", a tu, proszę, całkiem miła niespodzianka. A ty, Syriuszu, jak tam?
- Podobnie jak Rogacz, tyle że mam "nędzny" z eliksirów, i "powyżej oczekiwań" z astronomii.
Łapa wyciągnął jeszcze spod stosu kopert i pergaminów list zaadresowany do niego i Rogacza.
- Jest jeszcze list od Remusa! - zawołał otwierając.
- No, to czytaj, jak nasz kochany Lunatyk spędza wakacje!
Syriusz odczekał aż Pani Potter zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sypialni i zaczął czytać na głos:
Kochani Jamesie i Syriuszu;
wiem od Dumbledore'a, że jesteście razem. Był w odwiedzinach u mojego ojca, oprócz tego przekazał mi jakiś eliksir, dzięki któremu być może stanę się mniej groźniejszy podczas pełni. Dwie, które tutaj przeżyłem były okropne - może to dlatego, że bardzo mi Was brakowało, chociaż pewnie znowu bym narzekał, że to niebezpieczne. Dumbledore powiedział mi też, że się nielegalnie teleportowaliście. Chyba nie muszę Wam wspominać, jak było to nierozsądnie i nieodpowiedzialne w czasach tak niebezpiecznych. Mogliście wylądować całe mile stąd! Mieliście naprawdę więcej szczęścia, niż rozumu...
- On też nie wierzy, że my to naprawdę umiemy - mruknął Łapa.
- Czytaj dalej... - powiedział uradowany Rogacz.
...więcej szczęścia, niż rozumu. Nie wiem jak się złożyło, że ministerstwo się tym nie zainteresowało, ale wierzę, że wyjaśnicie mi to jak tylko się spotkamy. Bardzo mnie również ciekawi, jak poszły wam SUM-y. Ja dostałem wyniki dużo wcześniej, od Dumbledore'a. Mam dreszcze jak spojrzę na to "powyżej oczekiwań" z wróżbiarstwa, to moja najgorsza ocena! Muszę się za to poważnie zabrać, kupiłem już parę książek na ten temat. Koniecznie muszę Wam się jeszcze pochwalić - zostałem prefektem Gryffindoru! To było dla mnie zupełny szok, Dumbledore pewnie myśli, że będę miał na Was jakiś wpływ. Mówiąc szczerze, ja również mam taką cichą nadzieję...
Spotkanie w lodziarni na Pokątnej w piątek o 12.00 dalej aktualne. Będę na pewno, muszę dokupić pióra i atramenty, skończyły mi się korzonki biokulpy i nasiona mandragory, no i parę innych składników eliksirów.
Do szybkiego zobaczenia,
Remus.
PS: Drugim prefektem Gryfonów jest Lily Evans.
- Cały Lunatyk... - westchnął Łapa.
- Lilka prefektem? To jakaś nowość - rzekł Rogacz.
- Należy wam się jakaś nagroda za sumy! Może coś upiekę, co wy na to? - powiedziała pani Potter wchodząc do kuchni i zakładając fartuch.
- Mamo... A co z moją miotłą? - zapytał z błyskiem w oczach James.
- Miotła miotłą, obiecałam, to kupię. Ale placek chyba nie zaszkodzi, prawda?
Zadowoleni Łapa i Rogacz krzyknęli jednoczenie "NIE!" i zaśmiewając się otwarcie korzystali z ostatnich dni wakacji.
~*~
Po bokach krótkiej, żwirowej alejki prowadzącej do ponurego, ale bardzo dużego domu, zebrał się cały orszak dziwnych postaci ubranych w czarne peleryny. Noc była parna, więc tym ludziom musiało być niezmiernie gorąco. Nikt jednak na nic nie narzekał, nikt nie śmiał się poruszyć. Paru zdawało się lekko drgać. Wszyscy wpatrywali się w daleki horyzont wyraźnie na coś czekając, niektórzy od czasu do czasu zerkali na swoje zegarki.
Nagle, gdzieś ponad dolinami widocznymi z alejki, jeden człowiek w czarnej pelerynie wskazał bez słowa palcem na ciemny kształt w powietrzu. Paru śmierciożerców aż wciągnęło powietrze z wrażenia.
Czarna postać na niebie była dobrze widoczna: ciemniejsza nawet od otaczającej ich nocy, szybowała w powietrzu bez miotły, nie dosiadając testrala ani żadnego innego magicznego stworzenia, po prostu sunęła nad ziemią jak jakiś przerażający, wielki nietoperz. Czarna peleryna powiewała za nim niczym flaga. Postać zniżyła lot, a chwilę później wylądowała delikatnie pośrodku żwirowej alejki. Śmierciożercy, jak jeden mąż ukłonili się i nie śmieli podnieść wzroku, dopóki Lord Voldemort nie przemówił.
- Jak dobrze was widzieć... Jak dobrze wrócić tutaj, do rodzinnego kraju... Wejdźmy do środka, musimy poopowiadać sobie wiele rzeczy...
Pierwszy przekroczył próg rezydencji, a zaraz za nim zrobili to jego wielbiciele. Czarny Pan usiadł przy długim, drewnianym stole tak, żeby być dobrze widocznym przez wszystkich, żeby każdy mógł podziwiać jego wyczyn...
Śmierciożercy przyglądali mu się ze zdziwieniem, niektórzy nawet ze strachem. Prawdę mówiąc, wcale nie przypominał człowieka. Miał bladą, prawie białą twarz, nos tworzyły małe dziurki, a oczy - małe szparki - lśniły czerwienią, niczym u węża. Uśmiech pojawił się na twarzy Voldemorta, kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca.
- To była długa podróż, moi drodzy - powiedział wysokim głosem. - Tak, długa podróż, ale było warto.
- Panie, czy opowiesz nam, po co wyruszyłeś do Albanii? - zapytał czarodziej spod kaptura, kłaniając się nisko.
- Och, Malcolm, głupotą byłoby zdradzać wam wszystkie moje sekrety, skoro część z nich może się wydać, przez waszą głupotę... - syknął Voldemort.
- Wśród nas nie ma szpiegów, panie - wyszeptał mężczyzna z długimi, blond włosami i bladą twarzą, widniejącą spod kaptura. - Jesteśmy ci całkowicie oddani, zawsze tak było... Przecież wiesz....
- Twoje słowa, Malfoy są niezwykle puste. Chociaż... słyszałem, że wśród tych, którzy chcą wstąpić w moje szeregi, jest twój syn, prawda?
- Tak, Panie - odparł z dumą Malfoy.
- Dobrze, bardzo dobrze... Widzę, że podczas mojej nieobecności, nie leniliście się... Co możesz o tym powiedzieć, Karkarow?
Czarodziej o kościstej twarzy, drgnął gwałtownie.
- Nie, oczywiście, że nie.
- To dobrze. Niedługo oczyścimy świat z brudnej krwi... Podczas mojej wędrówki do puszczy w Albanii, uczyniłem kolejny krok, dotyczący mojego planu...
- Jakiego planu, Panie? - przerwał mu jakiś głos. Parę osób, spojrzało na niego ze strachem i niepokojem.
- Czarnemu Panu się nie przerywa, Avery - syknął znów Voldemort.
- Ja.. Ja przepraszam, panie... błagam...
Długa, koścista dłoń przypominająca pająka zamknęła się na różdżce.
- Crucio!
Zaklęcie poderwało śmierciożercę w powietrze. Przez chwilę wił się z bólu, po czym z jękiem opadł na podłogę, dysząc ciężko.
- Jak już mówiłem, zanim Avery mi przerwał - ciągnął Lord Voldemort - uczyniłem kolejny krok mojego wspaniałomyślnego planu. Do Nieśmiertelności.
Przez pokój przeleciały podniecone pomruki i szepty.
- Panie... Naprawdę? Tak... Tak się cieszę... - wysapał jakiś kobiecy głos.
- Naprawdę, Marietto. Zaszedłem dalej niż się nawet spodziewałem. Nikt nie odważył się zrobić tego co ja... Potrzebuję tylko... pomocy.
- Co tylko chcesz panie...
- Jesteśmy do twojej dyspozycji, panie...
Wargi Voldemorta znów wykrzywił uśmiech.
- Rudolfie. To twojej pomocy potrzebuję - rzekł do mężczyzny siedzącego parę krzeseł dalej.
- Będę zaszczycony - odpowiedział natychmiast. - Co mam zrobić, panie?
- Chcę tylko, abyś ukrył to w swoim skarbcu, w podziemiach Gringotta. - Tu wyciągnął z płaszcza mały, błyszczący puchar. Kilku śmierciożerców parsknęło śmiechem, a Rudolfus Lestrange był wyraźnie zawiedziony.
- T-Tak, oczywiście... - wymamrotał, biorąc puchar do ręki.
- Zrób to jak najszybciej - mruknął Voldemort, a wszyscy ucichli. - To bardzo ważne. A wy - spojrzał na pozostałych - nie macie się z czego śmiać. To właśnie jego spotkał ten zaszczyt. To on może pomóc mi osiągnąć władzę.
Zapadła cisza, podczas której Voldemort obracał w kościstej dłoni swoją różdżkę.
- Panie, mamy złe informacje - szepnął śmierciożerca siedzący na lewo od niego. Drgał gwałtownie i wpatrywał się w stół.
- Złe informacje? - powtórzył Czarny Pan. - Mów, Rookwood, mów...
- A więc... - Rookwood wziął głęboki oddech. - Dumbledore zbiera swoich zwolenników. Tworzą jakąś organizację, już raz pokrzyżowali nam plany: przez nich uciekli McBottowie. Nazywają się Zakonem Feniksa.
Voldemort nic nie mówił. Patrzył się dalej w swoją różdżkę, jakby słowa Rookwooda nie wywarły na nim żadnego wrażenia.
- Dumbledore to zorganizował, powiadasz? - rzekł po chwili.
- Tak, panie.
- Ilu ich jest?
- Z tuzin, jak nie więcej. Widzieliśmy tylko niektórych, na przykład Lincolny'ów, Alastora Moody'ego czy Weasley'a... Ale twierdzimy, ze jest ich więcej.
Voldemort znów się uśmiechnął.
- Zabić, jak tylko nadarzy się okazja. Lub wziąć siłą, może coś nam powiedzą... Dumbledore próbuje działać... Zabawny jest...
Nikt się nie roześmiał.
- Nastają nowe dla nas czasy! - rzekł Czarny Pan. - Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam! Zabiję wszystkich, którzy mi się sprzeciwiają, całe rodziny, ich dzieci, magiczne stworzenia... Wszystko... Oczyścimy świat z brudnej krwi! A ja, jako pierwszy czarodziej na świecie osiągnę nieśmiertelność!
Spotkało się to z dużym aplauzem.
Wszystko jednak ucichło i ustąpiło okrzykom przerażenia, kiedy jakiś kształt wypełzł spod stołu na ramię Voldemorta.
- A to jest Nagini... - przedstawił węża. - Przywitaj, się moja droga...
Syknęła przeciągle. Chwilę później rozbłysło zielone światło i jeden ze śmierciożerców zwalił się na ziemię bez życia.
- To szpieg z ministerstwa - wyjaśnił Czarny Pan. - Z łatwością dostałem się do jego próżnego umysłu... Głupiec. Nagini, obiad...
super tylko jestem ciekawa czemu lily nie wytłumaczyła Jamesowi i Syriuszowi zachowania petunii ale po za tym to rozdział genialny =.)
OdpowiedzUsuń1. Prefekci to klasa piąta, nie poziom owutemowy.
OdpowiedzUsuń2. Voldek już całkiem voldkowo wygląda? Zapewne zmieniał się przez jakiś czas. Nie wierzę, by tak pewnego dnia nos mu odpadł, a oczy poczerwieniały. A przecież dopiero zaczyna, pewnie nie ma jeszcze wszystkich horkruksów, choćby Harry'ego.
Ale muszę powiedzieć, że Twój blog jest świetny i szkoda, że tak późno go odkryłam. Masz talent.
Świetny!
OdpowiedzUsuń