25 maja 2012

20. Tajemniczy pan od zielonej sowy


(12 czerwca 2008)

Rogacz,
jestem u Teda, chłopaka Andromedy. Zostaję tutaj jeszcze przez tydzień, później możesz spodziewać się mnie w Dolinie Godryka. Wuj Alfard zapisał cały swój majątek mnie - rodzinka miała niezłe miny jak się dowiedziała. Mam nadzieję że niedługo się zobaczymy!
Łapa.

    Taki list otrzymał James w czwartkowy poranek, kiedy po śniadaniu poszedł do swojego pokoju. Na samą myśl o minach całej rodziny Black'ów wybuchnął głośnym śmiechem, który potoczył się echem po pomieszczeniu.
    Był to duży, przestronny pokój, który James sam pomalował najróżniejszymi odcieniami, począwszy od morskiego, skończywszy na kremowym, co nadawało mu dosyć oryginalny wygląd. W pokoju panował nieład i nieporządek, choć nie rzucał się tak w oczy jak powinien (Rogacz użył kiedyś czarów pod tym względem). Na wszystkich czterech ścianach były wywieszone czarodziejskie plakaty i zdjęcia; tam jakaś drużyna quidditcha ubrana w pomarańczowe szaty, nad łóżkiem wisiało zdjęcie przedstawiające cztery postacie na szerokim tle Hogwartu: Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera, a przy szafce nocnej obok, stał oprawiony w złotej ramce przepiękny portret Lily Evans.
    James usiadł na brzegu łóżka, dalej z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzał przez przypadek na rozpromienioną Lily na zdjęciu i westchnął ciężko.
    Mija już trzeci tydzień wakacji, a nie dostał od niej żadnej wiadomości. On prawie codziennie do niej pisał, jakieś wiersze, czy zwyczajne listy, jego wierna sowa zawsze potrafiła odnaleźć odbiorców. Ale Ruda nie przysyłała mu odpowiedzi, nie bardzo wiedział dlaczego, może się na niego obraziła? Może nie chciała z nim rozmawiać? Tysiąc nieoswojonych myśli krążyło w głowie Jamesa, poczuł taką tęsknotę za tą skromną, rudą osóbką, że aż łzy zaszkliły się w jego orzechowych oczach.

~*~

    W tym samym czasie Lily Evans, siedząc w ogródku swojego domu, przeglądała nowy numer "Proroka Codziennego". Na stoliku obok niej leżał spory stosik listów: od Alissy, Remusa i Jamesa (na każdym było drobne serduszko w rogu).
    Ruda właśnie miała zamiar wstać, kiedy kolejna sowa - tak dobrze jej znana - wylądowała obok niej z cichym pohukiwaniem. Szybko rzuciła okiem na wygląd koperty, dwa czerwone serduszka migotały niewinnie wokół inicjałów: J.P.
    Lily westchnęła i odrzuciła list nawet go nie otwierając. W tym samym czasie na krześle obok usiadła jakaś postać, ubrana w czarną szatę czarodzieja. Severus.
 - Co ty tu do diabła robisz - powiedziała zniechęcona.
 - Przyszedłem cię odwiedzić. Dawno nie rozmawialiśmy.
 - Myślisz, że mamy o czym?
 Oczy Snape'a zadrgały niewinnie.
 - Przepraszałem...  - powiedział już ze złością.
 - W nosie mam twoje przeprosiny! Możesz sobie iść gdzie chcesz i dokąd chcesz! Pewnie tylko czekasz, aż Voldemort zabije taką szlamę jak ja. Założę się że nie możesz się już doczekać, kiedy wstąpisz do jego armii, prawda?!
 Nie zaprzeczył, ani nie przytaknął. Patrzył na nią po prostu, a w jego oczach nie kryło się nic. Były chłodne i przezorne, jak zwykle.
 - Możesz być w niebezpieczeństwie, kiedy Czarny Pan...
 - A co cię obchodzi moje bezpieczeństwo?!
 Severus zacisnął pięści.
 - A ty?! Co ty robisz?! - porwał ze stolika najświeższy list od Jamesa, rozerwał i zaczął czytać na głos. - 'Kochana Lily... Kocham cię... strasznie tęsknie... dlaczego mi nie odpowiadasz... może się obraziłaś...'. Żałosne. Myślałem że masz lepszy gust...
    Lily miała tego dość. Wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w Snape'a, który drgnął, ale się nie odsunął.
 - Nie powinieneś był tego robić. To moje prywatne listy.
 - Kocham cię.
 - Zejdź mi z oczu!
 - Kocham cię.
 - Kochasz? KOCHASZ?  Severusie, spójrzmy prawdzie w oczy. Ty nie wiesz, czym jest miłość!
    Odwróciła się na pięcie, porwała swoje rzeczy ze stolika i weszła do domu trzaskając drzwiami. Samotne łzy spływały po jej delikatnej twarzy, kiedy położyła się na łóżku i marzyła, by stąd uciec. Jak najdalej.

    Ze słodkiego snu przebudził ją dźwięk stukania w szybę. Spojrzała za okno. Była tam sowa, którą skądś znała, jednak to z całą pewnością nie była sowa Jamesa. On przecież nie ma sowy, która jest... zielona.
    Z ciekawością otworzyła okno, a ptak wleciał do pokoju, zatoczył w powietrzu wysokie koło po czym wylądował gładko na ramieniu dziewczyny. Wyjęła list z dziobu sowy i już wyciągnęła rękę po pieniądze, kiedy ta rozpostarła skrzydła i odleciała. Zniknęła w krajobrazie drzew i łąk, zlała się z tłem swoją zieloną barwą.
    Ruda otworzyła list, który napisany był również zielonym atramentem. Co to wszystko znaczy?

Lily.
Zielony to kolor nadziei. Tak mówią.
Ale zielony to także kolor Twoich oczu. Najpiękniejszy kolor świata.
Chciałem Ci napisać, że cholernie za Tobą tęsknię.
Tęsknię za twoimi zielonymi oczami. Za Twoimi rudymi włosami, chociaż wolisz żeby nazywać je kasztanowymi. Tęsknie za Twoim promiennym uśmiechem, na który patrzę cały czas na zdjęciu. Brakuje mi Twojego głosu, chociażby to był ton mówiący o przyszłym szlabanie. Tęsknie za Twoim dotykiem, nawet gdyby to miał być plaszczak skierowany w moją stronę. Tęsknie za zapachem Twoich włosów, za dźwiękiem Twojego kroku, za echem Twoich słów.
Brakuje mi Ciebie, Lily.
Ja się na prawdę zmieniłem. Dla Ciebie jestem w stanie zmienić się jeszcze bardziej, wywrócić całe moje życie o 180 stopni, chociaż wydaje się to niemożliwe. Dla Ciebie potrafiłbym nawet przetransmutować swoje uszy na kaktus, żebyś miała cząstkę mnie przy sobie. Dla Ciebie zrobiłbym... wszystko.
Nie podpiszę się, bo nie widzę w tym sensu. Nie mogę doczekać się kiedy Cię zobaczę, chociażby przez sekundę. Mam nadzieję, że to będzie już niedługo.
Pozdrowienia od Tajemniczego Pana.


    Lily długo wpatrywała się w ten list napisany zielonym atramentem. Najpiękniejszy list świata jaki dostała w swoim życiu. W głowie dziewczyny zaczęły rodzić się pytania. Kto mógł do niej napisać? James. Ale James nie ma zielonej sowy... Może pożyczył? Może. A może to wcale nie on? Przecież już dostała dzisiaj od niego jeden list...
    Niewątpliwie Tajemniczy Pan od zielonej sowy zaczął ją bardzo intrygować. Musiała znać go z Hogwartu, to pewne. Tylko... Przecież tak wielu jest uczniów w Hogwarcie! To mógł być każdy.
    Odłożyła list na wierzch sterty innych i wzięła do ręki książkę, którą dostała w roku szkolnym od Lavender, o Eliksirach. Wypadła z niego jedna karteczka, napisana koślawym pismem Jamesa Pottera:

Tęsknię nawet kiedy jestem obok.

    Westchnęła i spojrzała na ten skrawek papieru swoimi zielonymi oczami.
    Była pewna co do jednego. Tego, że chociaż przed chwilą dostała cudowny list od tajemniczego wielbiciela, tak na prawdę więcej znaczy dla niej ten mały, pożółkły liścik od Rogacza, który zawiera cząstkę jego.
    Najprawdziwiej w świecie zatęskniła za Jamesem Potterem.

5 komentarzy:

  1. Genialny jest ten blog! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Sev.. ;( szkoda mi go, a to że nie wie co to miłość to już chyba przegięła..

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też strasznie żal Severusa :C

    OdpowiedzUsuń
  4. taak ? wszystkim żal Severusa, a kto przyłączy si.ę wkrótce do Voldemorta ?
    jezu, przecież jest bardzo wielu ludzi którzy mają ,, złamane serce '', a naprawdę niewielu to wzrusza. A w komentarzach do fikcyjnej książki to achh i ooch...
    Dama Kier pisze dobrze, ale wdg mnie nie należy użalać się nad jej bohaterami...

    OdpowiedzUsuń