25 maja 2012

17. Magia przyjaźni


(12 kwietnia 2008)

 - James! James! Heloooł, James wstawaj wreszcie! - wrzeszczał Syriusz rzucając w niego podręcznikiem do transmutacji.
 - Ała, Łapo pogięło cię? - mruknął zaspany Rogacz odrzucając książkę byle gdzie (w efekcie trafił Petera prosto w łeb). - Och, przepraszam Peter...
 - Rogacz, dziś idziemy do Hogsmeade! Skończyły się nam łajnobomby...
 - Filch będzie szczęśliwy, jak nie pójdziecie - rzekł Remus wkładając buty.
    Rogacz natychmiast podniósł się z łóżka i zaczął wkładać ubranie.
 - Nigdy... nie dam... powodu... do radości... Filchowi... - mówił.
 - I o to chodzi! - wyszczerzył zęby Syriusz.
    Piętnaście minut później czwórka Huncwotów stanęła w kolejce w sali wejściowej. Woźny sprawdzał, czy nazwisko każdego z osobna jest na jego liście. Oprócz tego przypominał, że jeśli znajdzie u kogoś łajnobombę, bombonierki Lassera lub glizgotki ze sklepu Zonka, daje natychmiastowy, tygodniowy szlaban.
    Filch już szukał nazwiska Petera na swojej długiej liście, kiedy do Huncwotów podbiegła McGonagall. Miała surowy wyraz twarzy, a jej wargi zwęziły się podejrzanie.
 - Potter, Black, chyba nie myślicie, że po ostatnim wyskoku pozwolę wam iść do Hogsmeade! - powiedziała z wyrzutem.
 - A co my takiego zrobiliśmy, pani profesor? - zapytał niewinnie Syriusz.
 - Żartujesz sobie, Black? Mucilber dalej ma osiem par rąk, a pani Norris dwie doby siedziała zamknięta w hełmie zbroi na trzecim piętrze, zanim ją znaleźliśmy!
    Woźny obrzucił Jamesa i Syriusza spojrzeniem pełnym nienawiści.
 - No to... Zobaczymy się później! - rzucił Łapa w stronę oniemiałych Remusa i Petera, kiedy razem z Rogaczem wracali do wieży Gryffindoru zginając się ze śmiechu. Na schodach spotkali Lily, Alissę i Lavender. Ta ostatnia zatrzymała się na chwilę.
 - A wy nie do Hogsmeade? - spytała.
    Rogacz wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Nawet Alissa nie była w stanie utrzymać powagi i uśmiechnęła się ciepło, natomiast Lily prychnęła.
 - Eee... Mamy zakaz - wyjaśnił Syriusz szczerząc zęby.
 - Aha... Szkoda, że was nie będzie - rzekła Lavender.
 - Kto powiedział, że nas nie będzie? - powiedział zdziwiony Rogacz.
 - Przecież macie zakaz. Tak mówiliście - odpowiedziała Lily przewracając oczami.
 - Och, Lilka, niczego się nie nauczyłaś przez te pięć lat?
 - Nie mów do mnie Lilka, Potter...
 - Zakazy są po to, by je łamać - rzucił Syriusz w stronę dziewczyn.
 - Nie uda wam się wyjść z zamku. Tutaj są nauczyciele. Poza tym, Filch was nie wypuści po tym, co zrobiliście pani Norris - wyrecytowała Ruda.
 - A założysz się, Lilka? - odparł James i puścił do niej oko. Lily zaczerwieniła się. - Jak się dostaniemy i nikt nas nie złapie, umówisz się ze mną, dobra?
 - Po moim trupie, Potter! - wycedziła przez zęby Ruda.
 - A może chcecie iść z nami? NASZYMI drogami? - zaproponował Łapa.
 - Jeszcze nie upadłyśmy tak nisko - mruknęła Lily, jednak na tyle głośno by wszyscy to dosłyszeli. - Chodźcie, dziewczyny.
    Ruszyła schodami w dół, a za nią powlekła się Alissa. Lavender jednak dalej stała w miejscu, gapiąc się na swoje buty.
 - Zostajesz, Lav? - zapytała Alissa.
 - Jeszcze tylko tego brakowało... Proszę, idź! Nikt cię tutaj nie trzyma! W końcu będziesz mieć to czego tak bardzo oczekujesz, prawda?
    Lavender zarumieniła się, jednak nie spojrzała na swoje przyjaciółki. Zwróciła się natomiast do Huncwotów.
 - Mogę iść z wami?
 - Jasne! Chodź. Pokażemy ci huncwockie sposoby dostania się do Hogsmeade. I... uwierz. Nie będziesz żałować.
    Lavender, Syriusz i James ruszyli do wieży Gryffidoru, zostawiając dwie Gryfonki same. Lily wytrzeszczyła oczy i wciąż wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stali jej koledzy.
 - Więc wybrała... - jęknęła. - Choć Aliss.
    I razem pobiegły do sali wejściowej, by wraz z innymi udać się na wycieczkę do wioski Hogsmeade.

 - Jak chcecie się tam dostać nie zwracając na siebie niczyjej uwagi? - zapytała ciekawa Lavender, kiedy przechodzili pod portretem Grubej Damy.
 - Mamy Huncwockie sposoby - wytłumaczył Rogacz. - Poczekajcie tutaj... Skoczę po potrzebne rzeczy i zaraz wracam.
    James po chwili zniknął w drzwiach do swojego dormitorium.
 - Nie martw się nimi, Lav - pocieszał dziewczynę Syriusz. - Zawsze masz nas! Jedno z przykazań Huncwotów brzmi: pomagaj ładnym dziewczynom w potrzebie.
    Te słowa sprawiły, że Lavender oblała się szkarłatnym rumieńcem. Stali jeszcze chwilę w milczeniu, dopóki nie pojawił się James ze srebrzystym płótnem przerzuconym przez ramię i czystym kawałkiem pergaminu w ręku.
 - I to nam niby pomoże? - zdziwiła się dziewczyna.
 - No jasne! To tajemnica naszych... niewinnych psot - rzucił Łapa.
 - Wchodźcie pod pelerynę! - zawołał James.
    Syriusz ruszył do przodu i nakrył się peleryną Jamesa. I nagle... zniknął. Lavender stała w osłupieniu, nie dowierzając temu, co zobaczyła.
 - To peleryna-niewidka - wyjaśnił Rogacz. - Jest w mojej rodzinie od wieków. Przechodzi z ojca na syna i tak dalej... Bez niej byłoby cholernie ciężko. No właź!
    Lavender posłusznie weszła pod pelerynę, a zaraz po niej zrobił to James. Tak ściśnięci wyszli na korytarz. Rogacz wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu i stuknął w niego swoją różdżką.
 - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - powiedział.
    Dziewczyna przeżyła kolejny szok. Na pergaminie - który jeszcze przed chwilą był zupełnie pusty - teraz majaczyły się różne kreski i punkty. A co było jeszcze dziwniejsze: kropki na tej mapie poruszały się i były opatrzone odpowiednim imieniem i nazwiskiem. Zobaczyła Filcha, patrolującego korytarz koło Wielkiej Sali, Dumbledore'a przechadzającego się w swoim gabinecie, czy Irytka, który znowu rozrabiał w klasie transmutacji.
 - Skąd wy to... - zaczęła.
 - To długa historia - przerwał jej Syriusz. - A teraz nie ma czasu! Chodźcie już, bo nie zdążymy tam dojść nawet na czwartą!

~*~

    Lily i Alissa wyszły z Miodowego Królestwa z kieszeniami pełnymi różnych słodkości. Zachwycały się karmelowymi żelkami, fasolkami wszystkich smaków czy owocowymi żujkami.
 - To gdzie teraz? - zapytała Ruda z uśmiechem.
 - Może kremowe piwo w Trzech Miotłach? - zaproponowała Aliss.
 - Świetny pomysł! Chodźmy!
    Tak więc razem powlekły się do pubu pod Trzema Miotłami. Było tam jak zwykle ciepło i dosyć tłoczno. Rozglądały się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika, ale wyglądało na to, że większość uczniów postanowiła spędzić tu wolne popołudnie.
 - Zobacz, tam! - powiedziała Alissa wskazując na stolik pod oknem. Siedziało przy nim dwóch chłopców, popijając kremowe piwo ze szklanek.
 - To Remus i Peter - rzekła Lily. - Ale nie wiedzę nigdzie Pottera ani Black'a. Dobra, spytajmy, czy możemy się dosiąść.
    Tak więc dziewczyny ruszyły w stronę dwójki Huncwotów.
 - Cześć, można? - zapytała Ruda.
 - Jasne! Siadajcie! - odparł ochoczo Remus przesuwając swoje krzesło tak, by zmieściły się jeszcze dwa inne. - Kremowego piwa?
 - Ooo... Tak, poprosimy!
    Lunatyk poszedł do lady zamówić dwie kolejne butelki kremowego piwa. Lily rozglądała się dookoła, jakby miała owsiki. Kiedy wrócił Remus, zapytała.
 - Nie ma Pottera i Blacka? I... Lavender?
 - My ich nie widzieliśmy - odparł Peter. - Ale nie wolno im być w Hogsmeade, przecież mają zakaz.
 - Peter, i ty uwierzyłeś, że zostali w zamku? - zapytał ironicznie Lupin.
 - Eee... Nie, no jasne, że nie... - speszył się Glizdogon.
 - Może złapał ich Filch - mówiła Lily. - Ah... Mogłam się zgodzić na ten zakład. Wtedy zastanowiłby się trzy razy, zanim znowu by o to zapytał.
 - O co? - zaciekawił się Remus.
 - O randkę... Wygrałabym. No ale cóż, widać mości pan Potter...
    Urwała, wpatrują się w wejście do Trzech Mioteł. Przechodzili przez nie właśnie... Lavender, James i Syriusz, w wyśmienitych humorach i z szerokimi uśmiechami na twarzy. Rozglądnęli się po pubie i zauważyli siedzących przyjaciół. Dostawili do stolika trzy krzesła i dosiedli się.
 - Trzy kremowe piwa! - rzucił Syriusz w kierunku Madame Rosmerty.
 - Nie powinno was tu być - mruknęła Lily.
 - Oj, my zawsze jesteśmy tam, gdzie nas być nie powinno - powiedział James z Huncwockim uśmiechem na twarzy. - Ale było super, prawda Lav?
 - Ooo... To wy już na "ty"... - jęknęła Ruda, ale nikt tego nie dosłyszał.
 - Och, tak! Było wspaniale! Nigdy nie myślałam, że można...
 - No, no, no Lav, nie zdradzaj Huncwockich sekretów! - odparł Syriusz z uśmiechem, po czym dodał - Popołudniu pokażemy ci jeszcze więcej.
 - Widzę, że się bardzo zaprzyjaźniliście - powiedziała chłodno Lily.
 - Tak - rzekł James. - Lav jest ładna, inteligentna... Nie przestrzega tak sztywno zasad i potrafi pozwolić sobie na luz. Poza tym nie daje mi kosza czterdzieści dwa razy w tygodniu... Tak średnio...
    Ruda spłonęła rumieńcem, nie mogąc wydusić słowa.
 - Muszę jeszcze kupić pióro - rzuciła, wstając. - Do zobaczenia w zamku!
 - Lily, poczekaj! - krzyknęła za nią Alissa. - Idę z tobą!
 - Nie, ja chcę... Tak na prawdę to ja się umówiłam z... z Severusem, więc... Przepraszam, ale nie możesz iść ze mną.
 - Myślałam, że już się z nim nie zadajesz.
 - Bardzo prosił...
 - Och... tak, jasne. Pójdę już do Hogwartu.
 - Zobaczymy się wieczorem!
    Lily stała w tym samym miejscu, po czym ruszyła przed siebie. Wcale nie chciała kupować pióra, ani nie umówiła się z Severusem. Chciała po prostu być sama, bo czuła, że popełniła kolejny, głupi błąd.
    "James ma rację", pomyślała. "Nie umiem pozwolić sobie na chociaż odrobinę luzu, powinnam też dać mu szansę, a nie skreślać na samym początku... Jesteś taka głupia, Lily! Być może straciłaś sens życia... Słyszałaś sama, co mówił Syriusz: nie zwracaj uwagi na fochy królowej Lily Evans... On ma rację... Jestem beznadziejna, okropna!"
    Sama nie wiedziała dlaczego nogi powlokły ją przed ogrodzenie wrzeszczącej chaty. Płakała. Chciała wydusić z siebie wszystko, co leżało jej na sercu. Nie miała komu... Lavender..? Teraz to już pewnie koniec. Ona odeszła. Wybrała. A tylko ona byłaby ją w stanie zrozumieć. Alissa..? Wyśmiałaby ją. Tak bardzo ją lubiła, ale nie miała pojęcia, czy Aliss wie cokolwiek o miłości. Tylko książki i książki... Jak Lily...
 - Lily?
    Ruda odwróciła się. Stał przed nią Remus z wyrazem współczucia na twarzy. Spojrzał na nią, całą zapłakaną i objął ramieniem. Ale nie jak chłopak. Jak brat.
 - Co się stało, Lily? - zapytał.
 - Bo... Bo ja wszystko pieprzę! - wydusiła przez łzy.
 - Dlaczego..? Co się stało, Lily? - powtórzył.
 - James ma rację... To, co powiedział... To prawda...
 - Co jest prawdą?
 - J-Ja nie umiem kochać... Nie potrafię... Jestem beznadziejna... Nie zasługuję na nic... Nawet na głupią sowę...
 - Lily, uspokój się. No, spokojnie. Jesteś bardzo zdenerwowana...
 - Jak mam nie być? To wszystko... To wszystko mnie już przerasta... Ja już nie mogę... Nie dam rady...
 - Chcesz o tym porozmawiać? Może mógłbym ci jakoś pomóc?
    Nie odpowiedziała. Płakała, dalej płakała, a jej gorzkie łzy skapywały na szatę Remusa. Nie przeszkadzało mu to. Wiedział, jak to jest być samotnym, opuszczonym. Wiedział, jak to jest, kiedy nie można powiedzieć przyjaciołom, co się z nim dzieje. Chyba nikt nie mógł lepiej zrozumieć Rudej, niż on.
 - Ludzie odwrócili się ode mnie, kiedy byłem młody - powiedział, patrząc w stronę Wrzeszczącej Chaty. - Świat mi się wtedy zawalił. Ugryzł mnie wilkołak.
    Lily popatrzyła na niego ze współczuciem i niedowierzaniem.
 - Nie wiedziałam...
 - Nie miałaś wiedzieć. Nikt nie mógł wiedzieć. W ogóle nie powinienem być w tej szkole... Gdyby nie Dumbledore. On mi pomógł. Wszystko wymyślił. Zrobił tak, bym w czas pełni czuł się bezpieczni, i aby inni czuli się bezpiecznie ze mną.
    Ruda milczała.
 - Ukrywałem to przez trzy lata, nawet przed przyjaciółmi. Mówiłem, że wyjeżdżam do chorej mamy... Oczywiście było to kłamstwo. Ale James, Syriusz i Peter mnie rozgryźli. I... co mnie bardzo zdziwiło... nie odwrócili się ode mnie. Nie zostawili mnie. Zrobili coś, czego bym się po nich nawet nie spodziewał... I pomagają mi do dzisiaj. Nie wiem, co zrobiłbym bez nich...
 - D-Dlaczego mi to mówisz...?
 - Przyjaźń, Lily, to akceptowanie człowieka takim, jakim jest. Jestem wilkołakiem, a Huncwoci mimo to są ze mną i mogę na nich liczyć. Dlaczego boisz się, że Alissa i Lavender odwrócą się od ciebie, kiedy powiesz, ze kochasz Jamesa?
    Rudą zamurowało. Skąd on mógł to wiedzieć...? Czy to aż tak bardzo widać? A wydawało jej się, że tak dobrze to ukrywa! Czy James też o tym wie?
 - Dlaczego? - powtórzył.
 - Z tego samego powodu, dla którego ty nie powiedziałeś swoim przyjaciołom o tym, że jesteś wilkołakiem - rzuciła bez zastanowienia.
    Lupin zarumienił się.
 - Tchórzysz - powiedział krótko.
 - Wcale nie! - oburzyła się dziewczyna.
 - Lily, zaprzeczasz sama sobie - rzekł spokojnie. - Mówisz, że z tego samego powodu, dla którego ja nie powiedziałem im o mojej... przypadłości. A nie zrobiłem tego, bo byłem tchórzem... Cholernym tchórzem! Popełniłem błąd i nie chcę, żebyś ty zrobiła ten sam co ja przedtem...
 - Mówiłeś przecież, że cię nie opuścili.
 - Bo tego nie zrobili. Ale ciężko było mi spojrzeć im w oczy po tym, jak długo to ukrywałem... Nie, nie robili mi wyrzutów. O nic nie pytali.
 - Ja nie mam siły tłumaczyć tego wszystkiego dziewczynom...
 - Co im chcesz tłumaczyć? Lily... Po co? Przyjaciele tego nie potrzebują. A wrogowie i tak nie posłuchają...
 - A jeśli komuś o tym powiedzą? Wyjdę na idiotkę...
 - Lily! To twoje przyjaciółki! P-r-z-y-j-a-c-i-ó-ł-k-i, rozumiesz?! Pewnie wolałyby oddać życie niż zdradzić twój sekret! My... To znaczy Huncwoci... Zrobilibyśmy to samo... Dla ciebie i dla każdego z nas...
    Zapadło głuche milczenie. Ruda wpatrywała się w ziemię, natomiast Remus przewracał w rękach jakiś patyk.
 - Chyba już późno - powiedział w końcu.
 - Tak... Wracajmy do zamku - odpowiedziała Lily.
    Szli również w ciszy, nie odzywając się do siebie. Mijali uczniów Hogwartu, którzy także wracali do ciepłych dormitoriów z kieszeniami wypełnionymi przysmakami z Miodowego Królestwa, czy gadżetami ze sklepu Zonka. Przed bramą zamku, Ruda zapytała:
 - Oni... Huncwoci... Są dobrymi przyjaciółmi, prawda?
 - Najlepszymi, na jakich mogłem trafić - rzekł szczerze.
    Lily pokiwała głową, a jej oczach znów zaszkliły się łzy.
 - Nie chcę cię zawieść - mruknęła. - Ale nie oczekuj, że porozmawiam z nimi jutro... pojutrze... Ja... muszę to przemyśleć i...
 - Nie wiem na co chcesz czekać, ale zrobisz jak będziesz chciała. Byleby nie było za późno...
    Lupin skierował się do swojego dormitorium, z którego dochodziły jakieś trzaski i śmiechy. "Huncwoci pewnie już wrócili", pomyślał.
 - Remusie... - zatrzymała go Lily. - Dziękuję ci...
 - Nie musisz dziękować. Po prostu zrób coś. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała... Wiesz, gdzie mnie szukać. Tylko nie podczas pełni... - dodał z uśmiechem i zniknął za drzwiami.
    Ruda stała w tym samym miejscu i gorączkowo myślała, przygryzając dolną wargę. "Oni mają naprawdę wielkie szczęście", mówiła do siebie. "Bo mają siebie".
    Zmęczona i wyczerpana dzisiejszymi zwierzeniami weszła do pustego dormitorium i rzuciła się na swoje łóżko w ubraniu. Od razu zasnęła.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam Remusa on jest tak.... no po prostu cudowny. Ma całkowitą rację do do Lily:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Aż chciałoby się mieć takiego przyjaciela ♡

      Usuń
  2. Och.
    Nie lubie Lily takiej... nijakiej. Okey, raz na jakis czas moze poplakac, ale po prostu ognisty kolor wlosow do czegos zobowiazuje xd

    Rozdzial niezwykly. Tylko ta ckliwa scenka, ale tez byla opisana perfekcyjnie.
    Veritaserum

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne,jesteś niesamowita !

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem, że rozdział był pisany dość dawno, jednak rodzicami Jamesa nie byli Charlus i Dorea, tylko EUPHEMIA i FLEAMONT.
    Rozdział oczywiście cudowny.
    Pozdrawiam
    Gall Anonim 3

    OdpowiedzUsuń