25 maja 2012

14. Widziane i nieprzewidziane


(31 marca 2008)

 - Muszę z wami pogadać, chłopaki – mruknął smętnie Remus, kiedy czwórka przyjaciół szła korytarzem drugiego piętra. – Chodźcie tutaj…
 - Eee… Lunatyk… Nie wiem czy to dobry pomysł – rzekł Peter patrząc na drzwi toalety Jęczącej Marty.
 - A to dlaczego?
 - No… James przecież jej jeszcze nie przeprosił, prawda?
 - Więc będzie miał okazję to zrobić, co nie James?
 - Co…? Ach, tak. Tak, tak, jasne – powiedział wyrwany z własnych rozmyślań Rogacz.
 - Czemu ostatnio jesteś taki przygaszony, Rogasiu? – zapytał Syriusz. – Chyba nie powiesz mi, że to przez tą głupią przepowiednię… Albo… Nie, nie mów, że to przez pannę Evans.
    James bardzo chciałby odpowiedzieć: „Przez to i to”, ale uznał, że zabrzmiałoby to lekko idiotycznie, dlatego tylko popatrzył na Łapę wyczekująco.
 - Nie przejmuj się nią. Przecież jest tyle fajnych lasek… No i masz Mar… - Syriusz przerwał widząc wściekłe spojrzenie przyjaciela. – Mery, oczywiście, Mery…
    Huncwoci doszli do drzwi łazienki na drugim piętrze. Remus zapukał cicho i wszedł pierwszy do pomieszczenia, które niewiele się zmieniło od czasu ich ostatniej wizyty tutaj. Widać jednak było, że Jęcząca Marta była w podłym humorze, bo porozwalała parę kabin i zbiła kilkanaście luster.
 - Pomyślcie, ile to lat nieszczęścia - wyjąkał Peter patrząc ich szczątki.
 - Glizdku, nie przesadzaj. Ona jest duchem – przypomniał mu Łapa.
 - Kto tu jest? – rozległ się za ich plecami głos.
 - Witaj Marto – powitał ją Remus i nadepnął Jamesowi na stopę dając znak, by zrobił to samo.
 - Auć! Eee… Cześć, Marto.
 - Ach… To ty… - rzuciła bezbarwnym torem. – Wybaczcie, ale jestem bardzo zajęta. Eee… Umówiłam się z Grubym Mnichem… Czeka na mnie… W sali wejściowej…
 - Nie bądź śmieszna – rzekł Syriusz zanim Lupin zdążył go powstrzymać.
 - Dobra… Dobra, chłopaki, więc my już pójdziemy – powiedział James i ruszył w kierunku drzwi. – No co tak stoicie? Wiem, ja też myślałem, że Marta jest naszą… koleżanką.
    Remus stał chwilę w osłupieniu, tak jak Syriusz i Peter, ale po chwili zrozumiał na czym polega gra Jamesa, więc również ruszył bez słowa w stronę drzwi. Rogacz już łapał za klamkę, kiedy nagle…
 - Nie! Nie, poczekajcie! – zawołała Jęcząca Marta. – Nie, ja… Ja przepraszam. Wcale się z nikim nie umówiłam… Chciałam tylko zrobić ci… to znaczy wam na złość.
    James z trudem powstrzymał wybuch śmiechu, a sądząc po minie Syriusza, on również.
 - Więc… Możemy zostać? – zaczął nieśmiało James.
 - Oczywiście! Będzie mi bardzo miło! – zapiszczała Marta i zrobiła wielką pętlę tuż pod sufitem, siadając na jednej z umywalek. Patrzyła się na Jamesa z rozmarzoną miną.
 - Co nam chciałeś powiedzieć, Lunatyczku? – zapytał Syriusz.
 - Widzicie… Bo dzisiaj wypada peł…
 - Pełnia księżyca, tak wiemy. I co z tego? – rzekł Rogacz znudzonym tonem.
 - Ja nie chcę, żebyście…
 - …tam ze mną szli. – dokończył Łapa. – Jak co miesiąc. Kiedy ci się to znudzi?
 - To jest… To jest niebezpieczne, no i… - odparł Remus, ale nagle urwał, wpatrując się w drzwi, które zaskrzypiały i otwarły się. Nikogo jednak w nich nie było.
 - Zobaczę, kto to jest – powiedział Syriusz i wyszedł z łazienki.
 - James… - jęknęła Marta. – Jakby… Eee... No... coś się stało… To wiesz, że zawsze możesz skorzystać z tej łazienki, prawda?
 - Eee… Tak. Dzięki, Marto – burknął Rogacz przewracając oczami.

    Syriusz zobaczył na końcu korytarza skrawek czarnej szaty. Pobiegł w tamtą stronę co sił w nogach i już po chwili stał twarzą twarz z Severusem Snape’m.
 - Witaj, Smarkerusie. Chciałeś troszkę powęszyć, co?
 - Wiem dość, żeby na was donieść! – wycedził Snape przez zaciśnięte zęby.
 - Tak? A to ciekawe. Co wiesz? – zapytał śmiało Łapa.
 - Że… Że TO ma się stać dzisiaj.
 - Aha. No tak, to poważna informacja. A może powiesz mi… CO się ma stać?
 - Ty mi powiedz! – warknął Ślizgon patrząc ze złością na Syriusza.
 - Z wielką chęcią. Po prostu dzisiaj przed pełnią musisz być na błoniach.
 - Niby po co?
 - Tam rośnie taka wierzba. Wierzba Bijąca. Wystarczy, że tkniesz czymś jej pień… Będziesz mógł bez problemu dostać się do środka.
 - Do środka…?
 - Och, do tunelu. Tam jest tunel. Tam jest nasz sekret.
    Snape wpatrywał się w Łapę z mieszaniną złości i podniecenia. W jego głowie aż paliła się myśl, że w końcu może złapać na czymś tego Pottera i dzięki temu na pewno wyrzucą go ze szkoły. Jednak… Jaka jest pewność, że Black go nie podpuszcza? Przecież to jego przyjaciel. Mimo to, może warto spróbować?
    Odwrócił się na pięcie i bez słowa odszedł.
 - I mam nadzieję że nasza kochana Wierzba rąbnie cię w ten dyniowaty łeb – powiedział Syriusz do siebie, patrząc na oddalającego się Snape’a.

~*~

 - Więc to był Snape? On coś słyszał? – pytał zaniepokojony Remus, kiedy Huncwoci siedzieli w pokoju wspólnym, wieczorem.
 - Spokojnie, Lunatyku! To kretyn – uspokajał go Łapa.
 - O której masz iść do pani Pomfrey? – rzekł Peter.
 - Za trzydzieści minut. O dziewiątej – odpowiedział mu Lupin.
 - To my powinniśmy już pójść spać – odparł Rogacz. – Żeby nie robić podejrzeń…
    Tak więc Syriusz, James i Peter powiedzieli wszystkim obecnym w pokoju wspólnym „Dobranoc” i wyszli do swojego dormitorium puszczając oko do Remusa, który kończył wypracowanie z transmutacji. Równo o dziewiątej zszedł cicho pod drzwi skrzydła szpitalnego, gdzie czekała na niego pani Pomfrey. Niedaleko za nimi, ukryci pod peleryną – niewidką, czaili się Glizdogon, Łapa i Rogacz.
    Lunatyk wraz z pielęgniarką ruszyli błoniami pod wierzbę bijącą. Był mroźny, wietrzny wieczór; James musiał trzymać brzeg peleryny w obawie, by jej nie zwiało. Zatrzymali się bezpośrednio przed Wierzbą Bijącą, a pani Pomfrey za pomocą różdżki unieruchomiła drzewo. Wprowadziła Lunatyka do tunelu, a po chwili z niego wyszła, kierując się do zamku. Huncwoci usłyszeli cichy jęk, dochodzący spod wierzby…
 - Już czas – powiedział Rogacz i właśnie zamierzał ściągnąć niewidkę, kiedy coś zauważył.
 - Co jest, Rogasiu? –zapytał Syriusz.
    Z cienia zamku wyłonił się Severus Snape. Szedł pospiesznie w kierunku Wierzby Bijącej, tak pewnie jakby robił to codziennie. Huncwoci przyglądali się mu, dalej ukryci pod peleryną Jamesa. Wszyscy zamarli, kiedy Ślizgon podszedł do Wierzby Bijącej i używając swojej różdżki, oraz kawałka jakiejś gałęzi unieruchomił pień.
 - Syriuszu! Coś ty mu powiedział?! – krzyknął Rogacz patrząc w złości na przyjaciela, który nie mógł z siebie wydusić żadnego dźwięku.
    James podjął decyzję w ułamku sekundy.
    Jednym, szybkim ruchem zrzucił z siebie pelerynę – niewidkę i pognał w kierunku Snape’a, który już zbliżał się do tunelu. Biegł ile sił w nogach… Żeby tylko zdążyć na czas, żeby tylko nie wydarzyło się najgorsze…
    Snape był już w środku, kiedy Rogacz złapał go za tył szaty i pociągnął w kierunku wyjścia. Lecz nagle Ślizgon to zobaczył: na końcu długiego tunelu widniała postać wilkołaka… Jedna para ślepi wpatrywała się w niego, usłyszał ciche warczenie… James szarpał z całych sił, aż w końcu udało mu się wyciągnąć Severusa na zewnątrz. Popchnął go w bezpiecznym kierunku, ostrzegając przed Wierzbą Bijącą, która znowu ożyła. Miotała w nich konarami jak rozwścieczony byk. Przerażony Snape biegł przed siebie nie oglądając się do tyłu na to, co dzieje się z Rogaczem, któremu jedna gałąź rozcięła policzek.
    Kiedy byli już poza zasięgiem wierzby, James przykucnął na ziemi z trudem łapiąc oddech i patrząc na Severusa.
 - Czy… Czy… nic ci… Nic ci nie jest…? – wydusił z siebie.
    Snape tylko pokiwał przecząco głową, zbyt przerażony i zbyt zły żeby powiedzieć coś innego. Patrzył z nienawiścią na Jamesa, który jedną ręką złapał się za pierś, a drugą dotykał rany na twarzy. Aż nagle usłyszeli za sobą głos Dumbledore’a:
 - Proszę do mojego gabinetu, chłopcy.

    Szli w milczeniu. Jamesowi wydawało się, że minęła cała godzina zanim dotarli do gabinetu dyrektora. Chimera odskoczyła usłyszawszy hasło i już po chwili Rogacz ze Snape’m stali przed biurkiem Dumbledore’a wpatrując się w podłogę.
 - Chcę porozmawiać o tym co przed chwilą się wydarzyło – powiedział poważnym tonem. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, więc ciągnął dalej. – Przypuszczam, że widział pan, panie Snape, kto znajdował się na końcu tunelu, mam rację?
 - Tak – rzekł chłodno Severus.
 - Mogę wiedzieć, skąd pan wiedział co zrobić, aby unieruchomić Wierzbę Bijącą?
 - Powiedział mi… Black…
    James jęknął cicho. Jego przypuszczenia się sprawdziły.
 - Aha… Więc to tak… - myślał głośno Dumbledore. Przez chwilę panowała głucha cisza, słychać było tylko Fawkesa.
 - Musisz mi obiecać, Severusie – zwrócił się dyrektor do Snape’a – że nikt nie dowie się o tym, co dzieje się z panem Lupinem podczas pełni księżyca. Obiecujesz?
 - Obiecuję – odparł Ślizgon po chwili myślenia.
 - Dziękuję. Możesz już odejść, Severusie. Niech pan jeszcze zostanie, panie Potter.
    Snape opuścił gabinet bez słowa. James przypatrywał się dyrektorowi w milczeniu. Za nic w świecie nie chciał ujawniać tego, że jest animagiem, nie chciał mówić o pelerynie – niewidce i Mapie Huncwotów, bał się tego, co ma za chwilę nastąpić.
 - Nie wiem, i nie chcę wiedzieć – zaczął Dumbledore – co robiłeś, James, przy Wierzbie Bijącej. Wiem tylko, że… uratowałeś życie Severusowi Snape’owi.
    Rogacz jeszcze nigdy nie odniósł takiego upokorzenia. Uratował  Snape’a. „Ciekawe przez ile będzie się ze mnie Łapa wyśmiewał…”, pomyślał.
 - Nie spodziewałem się tego po tobie, od czasu naszej ostatniej rozmowy.
    James poczuł, że się rumieni. A sam do siebie powiedział: "Ja też się nie spodziewałem, panie profesorze".
 - Dziękuję ci – zakończył dyrektor.
 - Czy ja… Mogę już… odejść? – zapytał nieśmiało Rogacz.
 - Och, jeszcze jedna sprawa. Twoja matka, przesłała przed chwilką to.
    Dyrektor podał chłopakowi zwitek pergaminu.

James!
Ostrzegałam. Ostrzegałam, że jeśli wyślesz mi ten sedes, zabieram cię ze szkoły. Za chwilę sobie porozmawiam z Dumbledorem… Przez całe moje życie nie dostałam więcej sów niż tyle, ile przylatuje z Hogwartu o twoich wybrykach!
Do zobaczenia w domu;
Mama.

 - Ale ja nie wysłałem jej żadnych sedesów! – usprawiedliwiał się James. – My tak tylko… Z Syriuszem… My… To były żarty, panie profesorze…!
 - Wiem, James. I chyba winien ci jestem wyjaśnienia… - powiedział Dumbledore, uśmiechając się. – Żeby było jasne, twoja matka nie zabierze cię ze szkoły. Zdążyłem już z nią porozmawiać w tej sprawie.
    Dyrektor zachichotał i ciągnął dalej.
 - Widzisz… Jęcząca Marta chciała ci zrobić… prezent. Od kiedy się z nią pogodziłeś, za co ci serdecznie dziękuję, chodzi cała rozpromieniona. Tak się złożyło, że podsłuchała kiedyś, jak mówiłeś o wysłaniu sedesów pani Potter. I ona… Eee… Nie bierz jej tego za złe, ale ona… Powtarzam, chciała ci zrobić prezent.
 - T-To… To ona wysłała mojej mamie te... sedesy…?
 - Myślała, że w ten sposób zrobi ci przyjemność. Była pewna, że robi to dla ciebie, i że będziesz jej za to dziękował do końca życia.
 - No… Miała racje… - prychnął Rogacz.
 - Wybacz jej. Nie zapominaj, że jest tylko duchem. Chociaż… No tak, sedesy to nie jest najlepszy pomysł na wyrażanie swoich uczuć… Będę musiał z nią porozmawiać.
 - Możesz już odejść, James – rzekł spokojnie Dumbledore. – Dobranoc.
    Rogacz już był przy drzwiach, kiedy nagle odwrócił się i zapytał:
 - Panie profesorze, czy myśli pan, że Snape dotrzyma słowa i nie powie nikomu o tym, co zobaczył dzisiejszej nocy?
 - Och, nie, jestem pewien, że nie powie.
 - Ale dlaczego…? On jest przecież…
 - To jest sprawa pomiędzy mną, a Severusem, James. A ty musisz iść do pani Pomfrey, żeby obejrzała ci to rozcięcie na policzku. Wygląda na głębokie.
    James skinął tylko głową i wyszedł. Nie skierował się jednak do skrzydła szpitalnego, tylko jako ogromny jeleń, pognał przez błonia w stronę Wierzby Bijącej.

~*~

    Severus Snape leżał na swoim łóżku, w dormitorium Slytherinu chłopców piątego roku. Patrzył się w sufit, rozmyślając o tym co zdarzyło się dzisiejszej nocy. Dlaczego on był taki głupi, że mógł zaufać temu Black’owi…? Zrobili go w balona… Inaczej tego nazwać nie potrafił.
    Przewrócił się na bok i zamknął oczy. Dalej miał przed oczami widok wielkiej pary ślepi wpatrujących się w niego z tunelu pod Wierzbą Bijącą.
    Paliło go wewnątrz poczucie nienawiści, wstydu i beznadziejności. Chciałby teraz cofnąć czas i nigdy nie znaleźć się w tym tunelu, nigdy tam nie iść, nie podsłuchiwać pod drzwiami. Bo i co mu to dało? Obiecał Dumbledore’owi, że nikomu nic nie powie… A Severus Snape zawsze dotrzymuje słowa.
    Jednak jednego nie mógł znieść.
    Tego, że James Potter właśnie uratował mu życie.


_________________________
Bo prościej jest poświęcić się dla przyjaciela.
Jednak trzeba być niezwykle odważnym, żeby narażać życie dla wroga...

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdzial, genialny styl literacki, opisalas fragment z ksiazki...
    Czego chciec wiecej?

    Lece czytac dalej,
    Veritaserum.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie piszesz tylko szkoda że te sedesy to nie żart Syriusza i Jamesa a Jęczącej Marty bo tak czekalam na te sedesy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie i końcowy
    cytat. Po prostu genialne. :)
    Pozdrawiam
    Gall Anonim 3

    OdpowiedzUsuń