25 maja 2012

12. Klub Pojedynków


(25 marca 2008)

 - Jak było na treningu? - zapytał wesoło Remus Jamesa, kiedy w sobotnie południe siedzieli w Wielkiej Sali odwalając część prac domowych.
 - Okropnie. Dno - mruknął posępnie Rogacz. - Flint zrezygnował. Nie mamy obrońcy. Glannt wziął jakiegoś na rezerwę, jest beznadziejny. Próbował wsiąść na miotłę drugą stroną... Porażka.
    Syriusz parsknął w swój talerz.
 - Zgłosiłbyś się na obrońcę. Jesteś naprawdę dobry!
 - Chyba cię tłuczek walnął - powiedział Łapa. - Nie wiem czy byłbym lepszy od tego rezerwowego...
 - Łapo, kretynie! Ty przynajmniej odróżniasz jeden koniec miotły od drugiego!
 - Nie wiem... Chyba się nie nadaję. Nikt z mojej rodziny nigdy nie był w drużynie quidditcha. Nie chcę być inny - rzekł Syriusz szczerząc zęby.
 - Dotychczas myślałem, że właśnie chcesz być inny - zastanawiał się głośno Peter atakując porcję puddingu na swoim talerzu. - Jesteś w Gryffindorze no i...
 - Glizdku, żartowałem - załamał się Syriusz.
 - Ale ja cię rozczaruję Łapciu - odparł James z błyskiem w oczach. - Regulus Black został nowym szukającym Ślizgonów.
    Syriusz zakrztusił się kawałkiem swojego tostu i zaczął walić się pięścią w klatkę piersiową. Po chwili spojrzał na Jamesa spode łba, jakby chciał go zmiażdżyć wzrokiem.
 - Podpuszczasz mnie - powiedział.
 - Nie, nie podpuszczam. Możesz go sam zapytać.
 - Ale przecież to ty jesteś szukającym! I to podobno "najzdolniejszym w dziejach Hogwartu"! Taki dupek jak on nie ma z tobą szans, prawda?
 - Nie wątpię, ale powiedziałeś, że nikt w rodzinie nie był w drużynie więc... Po prostu uznałem, że powinieneś wiedzieć... Żeby to nie był dla ciebie szok.
 - Kiedy są sprawdziany do drużyny? - zapytał po chwili Syriusz, na co James wyszczerzył do niego zęby w szerokim uśmiechu.

~*~

    Pół godziny później cała czwórka Huncwotów wróciła do pokoju wspólnego Gryffindoru. Przed tablicą ogłoszeń zebrała się spora grupa uczniów z każdego roku, dlatego zaciekawieni tym zjawiskiem, poszli zobaczyć, co wywołało taką sensację. Podeszli bliżej i zaczęli się przepychać, żeby odczytać nową informację.
 - O matko! - wrzasnęła jedna z trzecioklasistek w kierunku swojej koleżanki. - Stoi za mną Syriusz Black! Mam już mdleć?
    James dostał nagłego ataku śmiechu, dlatego "niepostrzeżenie" wycofał się ze zbiorowiska, zwracając uwagę większości uczniów. Kiedy się już w miarę opanował, wrócił do przyjaciół.
 - Czyli ta Penelopa z Hufflepuffu będzie mieć rywalkę, co nie Łapciu? - powiedział na ucho Syriuszowi, powstrzymując się by znowu nie wybuchnąć śmiechem.
 - Lepiej się odczep, bo powiem Jęczącej Marcie, że się całowałeś z Mary Duff.
 - Przecież się z nią nie całowałem! I co z tym ma wspólnego Marta?
 - Oooch, to wy już na "ty"?
    W końcu dopchali się przed tablicę ogłoszeń, gdzie centralne miejsce zajmował duży afisz, z migocącymi się na szkarłatny kolor literkami.

Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych...
...do zapisania się do nowo powstałego Klubu Pojedynków! Jest to nowy pomysł Ministra Magii, który ma na celu przygotowanie uczniów do obrony złych zaklęć i uroków, w dzisiejszych czasach. Wielu czarodziejów uważa, że nic nie może nas to tego lepiej przygotować niż ćwiczenia praktyczne z partnerem! Spotykać będziemy się raz w tygodniu w Wielkiej Sali, zajęcia będą trwały półtorej godziny. Lekcje praktyczne będą odbywać się pod okiem wykwalifikowanego pracownika Ministerstwa Magii z Biura Aurorów.
Pierwsze zajęcia odbędą się w poniedziałek, o godzinie 16:00.
Zainteresowani są proszeni o pojawienie się w tej godzinie w Wielkiej Sali.
Justyn Verback, Ministerstwo Magii
(z głównej siedziby Biura Aurorów).

 - Co o tym myślicie? - zapytał chwilę później Remus.
 - Że warto zobaczyć, jak to będzie wyglądać - powiedział Syriusz.
 - Ale jeśli zabierzemy jeszcze półtorej godziny z naszych poniedziałkowych rozkładów prac domowych, to zdążymy ze wszystkim do czasu zdawania na Standardowe Umiejętności Magiczne? - martwił się Peter.
 - Glizdku, uważaj, bo uwierzymy, że nagle zależy ci na nauce - zadrwił Rogacz. - Po prostu przyznaj, że cię cykorek obleciał.
 - Tobie to by się przydało, Glizdogonie - zaczął Łapa - i najpierw byś ocenił stan sytuacji, a nie wyzywał jakiegoś oślizgłego Ślizgona na pojedynek...
 - Syriuszu, nie powinieneś mu tego wypo...
 - To co, zjawimy się tam, prawda? - rzekł pospiesznie James.
 - Jasne! I mam nadzieję, że dadzą mi Smarkerusa do pary. Chętnie poćwiczyłbym na nim Zaklęcie Galaretowatych Nóg.
   
    Popołudniu Huncwoci postanowili odwiedzić Hagrida w jego domu na skraju błoni. Nie byli u niego od czasu pamiętnego dnia, w którym dowiedzieli się o Puszku.
 - Aaa! To wy! Właźcie, właźcie! - powitał ich gajowy.
 - Jak leci Hagridzie? - zaczął śmiało Syriusz rozglądając się wokoło. - A gdzie Puszek?
 - Oddałeś go, prawda? Powiedz, że go oddałeś! - mówił Remus.
 - No... Ten. Nie do końca, Remusie. To długa historia, niech skonam.
 - Mamy czas, chętnie posłuchamy - powiedział James.
 - James, nie rozpędzaj się tak, zapomniałeś już, że musimy napisać to wypracowanie dla Binnsa na temat sprzeciwu goblinów w Hiszpanii XVII wie...
 - Opowiadaj, Hagridzie! - przerwał mu szybko Łapa.
 - No bo wiecie... Eee, no tego, on urósł... troszkę i...
 - "Troszkę" - mruknął pod nosem Remus robiąc łyk ze swojego kubka wielkości małej beczki.
 - ...wydało się, że istnieje. Już ni mogłem go w domu trzymać, rozumicie, no i Dumbledore tu przybył... To równy gość z tego Dumbledore'a, naprawdę, równy gość... No i on zaproponował mi, że mogę chwilowo umieścić Puszka w jednej z nieużywanych komnat Hogwartu, jest piekielnie duża, a Puszkowi jest tam bardzo dobrze... Odwiedzam go oczywiście przynajmniej cztery razy w tygodniu, żeby się biedak nie poczuł zbyt samotny...
 - To coś  jest w zamku? - zapytał z niedowierzaniem Lupin.
 - Ekstra! - zawołali równocześnie James i Syriusz.
 - Hagridzie, przecież to jest niebezpieczne! - mówił Remus. - Niebezpieczne! On może wymknąć się spod kontroli, przecież mogą go zobaczyć...
 - I to mówi chłopak, który co miesiąc włóczy się z nami jako wilkołak - rzekł Rogacz, a gajowy zachichotał cicho. Remus rzucił mu mordercze spojrzenie.
 - Nie twierdzę, że i to  jest rozsądne - powiedział.
 - Przestałbyś już czepiać się Puszka i nas - odparł Syriusz. - Dzięki tym wyprawom, przynajmniej niektórzy robią sobie jakąś nadzieje...
 - Nadzieje? - zdziwił się Lunatyk. - Co masz na myśli?
 - Przecież Jęcząca Marta marzy o tym, żebyś zabił Jamesa podczas jednej z nocnych eskapad. Słyszałeś, Hagridzie, że ona buja się w Rogaczu?
    Hagrid ponownie parsknął w swój kubek z herbatą.
 - Ja to żem myślał - mówił gajowy - że James to w Lily Evans się kocha.
 - Bo tak jest! - krzyknął Rogacz.
 - A była tutaj ostatnio u mnie... Pomogłem jej napisać wypracowanie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Cholibka, kiedyś to chciałem tego uczyć...
 - Jęcząca Marta tu była?
 - Nie Marta, tylko Lily. Ona też odwiedza starego Rubeusa...
 - No właśnie, Hagridzie, miałem cię zapytać, czy myślisz, że te chrapki krętorogie naprawdę mają...
 - Lunatyk, zamknij się - powiedział nagle Syriusz, a Peter z Jamesem pokiwali głowami z wdzięcznością.

~*~

    W poniedziałkowe popołudnie Huncwoci siedzieli wygodnie w pokoju wspólnym, grzejąc się przed kominkiem z butelkami kremowego piwa w ręce. W całej szkole nie mówiło się o niczym innym, niż Klubie Pojedynków, którego pierwsze spotkanie miało się odbyć za niespełna pół godziny.
 - Mam nadzieję, że moim partnerem będzie Snape - mówił Syriusz.
 - Słyszałem, że ostatnio jak koło ciebie przechodził, to poprzeklinał trochę, no nie? - zapytał całkiem poważnie Remus patrząc na Łapę wyczekująco.
 - Owszem - rzekł Syriusz. - I za to dostał Petryficusem Totalusem.
    James ryknął śmiechem.
 - To wcale nie jest śmieszne - burkną Lunatyk.
 - A ktoś się śmieje? - odpowiedział Rogacz mierzwiąc włosy. Właśnie przez portret Grubej Damy weszła Lily w towarzystwie Alissy.
 - Wy dalej pokłóceni? - spytał Syriusz Jamesa, który już się opanował.
 - Ja nie - zaczął. - A ona dalej się do mnie nie odzywa, jeśli o to pytasz.
 - Daj sobie z nią spokój, Rogasiu - radził Łapa. - Tyle wokoło fajnych lasek! No, a jakby co to zawsze masz w zanadrzu Jęczącą Martę, która...
 - Znowu zaczynasz? - przerwał mu James. - A poza tym, gdybyś chciał wiedzieć, to Marta się na mnie obraziła. Ostatnio mnie wygoniła ze swojej łazienki.
 - Dlaczego?
 - Nie mam pojęcia. Dostała nagłego napadu furii.
 - Może powiedziałeś coś nie tak? O czym rozmawialiście?
 - O niczym. Wpadłem tam tylko na chwilę, zabrać mój podręcznik do transmutacji. Powiedziałem, że się spieszę, bo Mary czekała na mnie w Wielkiej Sali.
    Tym razem to Syriusz wybuchnął śmiechem.
 - Rogacz! - wydusił. - Ty... Ty kretynie!
 - No co...?
 - Widzisz James - zaczął Remus, ponieważ Łapa tarzał się po ziemi nie mogąc złapać oddechu. - Zraniłeś jej uczucia.
 - Zwariowałeś? Jej... UCZUCIA? Przecież to duch, ona nie ma uczuć.
 - Chodzi o to - ciągnął Lupin - że jak wiesz, ona się w tobie... no... zadurzyła...
 - Zadurzyła!  - ryknął Syriusz dostając nowego napadu śmiechu.
 - I co z tego? - bąknął James, czując nagłą chęć trzepnięcia czymś w Łapę.
 - Och, no powiedziałeś jej, że się umówiłeś! Że się umówiłeś  z Mary, wiedząc że ONA  się w tobie kocha! Ogólnie rzecz biorąc, byłeś lekko... nietaktowny.
 - Nietaktowny? - powtórzył James. - Nietak... Zamknij się Syriusz!
 - James... Jak przez ciebie nie pozwoli nam korzystać z tamtej łazienki... - zaczął Peter.
 - Słuchajcie, jeśli nie chcemy się spóźnić, to już chodźmy - powiedział Remus zerkając na zegarek. - Przestań już rechotać Syriuszu... James, co ty robisz?
    A James w tym czasie zaczarował jeden z dywanów, który zaczął gonić Łapę groźnie wywijając frędzlami.
 - Och... To żenujące - rzekł Lunatyk. - Sonocoris!
    I dywan znowu zajął swoje tradycyjne miejsce na podłodze.
   
    Huncwoci, wraz z resztą podnieconych uczniów Hogwartu, udali się do Wielkiej Sali, gdzie zebrało się już większość szkoły. Zniknęły cztery duże stoły poszczególnych domów; teraz znajdowało się tutaj z dwadzieścia mniejszych, pokrytych granatową, aksamitną tkaniną z gwiazdkami. Zaciekawieni studenci stali naokoło nich, rozmawiając półgłosem. Równo o czwartej, z komnaty obok wyszedł dość stary czarodziej w zielonej szacie czarodzieja, z dużą, zawadiacko przekrzywioną tiarą na głowie. Patrzył na nich z lekkim uśmiechem na twarzy.
 - Witam wszystkich zebranych! - zaczął. - Nie spodziewałem się, że tak dużo was się tutaj pojawi. Jestem mile zaskoczony!
    Rozległy się oklaski, a czarodziej ciągnął dalej.
 - Ja nazywam się Arnold Hopkirk i jestem jednym z aurorów Ministerstwa Magii. Pozwolono mi zorganizować taki oto Klub Pojedynków, który ma na celu przygotowania was do walki z magią bardziej zaawansowaną... A ponieważ ministerstwo zgodziło się ze mną, że najwięcej zapamiętacie ćwicząc praktycznie, będziemy to robić w parach. Na początek chcą zobaczyć co potraficie. Dozwolone są wszelkie zaklęcia, byleby nie były krwawe, niewybaczalne no i takie, których działania nie znamy. Ja będę się przechadzał tu i tam, notując to co trzeba. Nauczyciele pozostawili mi listę, kto z kim miałby się zmierzyć... A więc... na pierwszy stół zapraszam pana Avery'ego i pana Glannta. Na następny panna Stick oraz pan McMillian. A tutaj...
    Oglądanie wszystkich tych pojedynków, było prawdziwą frajdą. Avery musiał pójść do skrzydła szpitalnego, bo na jego prawej ręce wyrósł kaktus, a jednej Krukonce z drugiego roku włosy zaatakowały twarz.
    W drugiej kolejce Syriusz zmierzył się z Malfoy'em. Był to jeden z najbardziej fascynujących pojedynków, a Łapa wykorzystał sytuację kiedy Lucjusz kichnął i wygrał w pięknym stylu stosując Zaklęcie Pełnego Porażenia Ciała.
    Remus też nie miał wielkich problemów. Jego przeciwnik - otyły Puchon z szóstego roku został rozbrojony nim nie minęło pięć sekund. Peter za to wyszedł z Wielkiej Sali z dynią, zamiast głowy. 
 - Tak, tak... Idź do skrzydła szpitalnego - powiedział Hopkirk po czym spojrzał na swoją pokreśloną listę. - Pan Potter i pan Snape, proszę tutaj!
    W sali zaległa głucha cisza. Dwóch największych wrogów miało teraz stanąć naprzeciwko siebie. James nie wierzył we własne szczęście i w podskokach zmierzał do wskazanego stołu, natomiast Snape szedł szybko, z groźną miną. Uczniowie przerwali własne pojedynki i wpatrywali się z zaciekawieniem w tę dwójkę.
    Na znak Hopkirka James i Severus lekko skinęli głowami. Unieśli różdżki i na sygnał "trzy" z różdżki Snape'a wyleciał strumień czerwonego światła.
 - Protego!  - mruknął cicho James i z łatwością zablokował atak. - Expelliarmus!
 - Protego!  - Ślizgon również był na to przygotowany.
 - Impedimenta!  - krzyknął Rogacz, a Snape odskoczył w bok, potykając się o skraj swojej szaty i upadł.
 - Skończ z nim Rogasiu! - wrzasnął Syriusz z tłumu.
 - Poczekaj Łapciu! - powiedział James. - Riducle!
    Severus zaczął się śmiać. Był to tak szaleńczy śmiech, jakiego większość zebranych jeszcze nie słyszała. Ślizgon wił się na podłodze trzymając się za brzuch i śmiał się, śmiał się w najlepsze. Widownia również zachichotała, a zewsząd rozległy się oklaski. Jednym machnięciem różdżki James cofnął zaklęcie. Okazało się to małym błędem. Teraz to Snape zareagował od razu. Podniósł się z ziemi i wymruczał jakąś skomplikowaną formułkę.
    Nagle nogi Jamesa zaczęły wywijać różne koziołki. W podskokach i różnych zawijasach, wycelował ponownie różdżką w Snape'a, który się tego mało spodziewał, zajęty prowadzeniem nóg Rogacza. Zaklęcie spowodowało, że szata Ślizgona zaczęła się palić. James mógł wreszcie stanąć pewnie na nogach, patrząc jak Severus ugasza płomienie wodą z różdżki.
 - Aquamenti! Aquamenti!  - krzyczał, więc James wykorzystał sytuację.
 - Expelliarmus!  - zawołał, a różdżka Severusa z cichym puknięciem opadła przed stopy Rogacza.
    Jednak James nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał tak dobrej sytuacji. Zrobił swoją różdżką duży łuk przed swoją głową, a po chwili pojawiła się tam zielonkawy szampon do włosów, który pomknął w stronę Ślizgona. Snape zaczął uciekać, to jedyne co pozostało mu bez obecności różdżki w dłoni. Wielka Sala ryknęła śmiechem. Rozległy się donośne krzyki, oklaski i wiwaty. Na środek wyszedł Hopkirk i krótkim machnięciem różdżki spowodował zniknięcie szamponu. Uczniowie zamruczeli smętnie, pozbawieni atrakcji jaką był Severus Snape uciekający przed butelką zielonkawego płynu.
 - No, muszę przyznać, że to był jeden z najlepszych pojedynków! Świetne było to Zaklęcie Śmieszności, panie Potter, Zaklęcia Tarczy i Zaklęcia Obronne opanował pan naprawdę znakomicie! Pan Snape również popisał się niezłym Zaklęciem Taneczności... No i przyznam, że aż mnie zatkało, kiedy szata pana Snape'a stanęła w płomieniach! Cieszę się, że nie stracił pan żywego rozsądku i zaczął gasić ten pożar... No, co oczywiście spowodowało przegranie pojedynku. Świetnie, świetnie, świetnie! No, to chyba na tyle dziś, spotykamy się następnym razem za tydzień o tej samej porze! Do zobaczenia, kochani!

~*~

 - Rogacz, rozwaliłeś mnie tym szamponem - powiedział godzinę później Syriusz, kiedy trójka Huncwotów siedziała wygodnie w swoim dormitorium, omawiając poszczególne pojedynki różnych osób. - Ja bym chyba na to nie wpadł.
 - A widzieliście Mulcibera? Ta transmutacja głowy Petera... - zaczął Remus.
 - Co z nim? - zapytał Syriusz.
 - Och, nic poważnego. Musi zostać tylko w skrzydle szpitalnym na kilka dni... Ale już ma głowę zamiast dyni - dodał widząc zaciekawione spojrzenia przyjaciół.
 - On odgapił od nas to zaklęcie, Łapciu, pamiętasz? - rzekł James.
 - Tak, aż za dobrze. Tylko nasze było trwalsze. Musieli wziąć tego przygłupa do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga.
 - Idziemy za tydzień?
 - Myślę, że tak, jak tylko pozwoli nam czas... Wiecie ile teraz nam dowalają, nie ma chwili wolnego... - odparł poważnie Remus.
 - Ty masz coś z McGonagall - stwierdził stanowczo Syriusz.
    Nagle przez otwarte na oścież okno wleciała brązowa, duża sowa, rzucając na łóżko Jamesa mały zwitek pergaminu.
 - Co to? - zapytali równocześnie Łapa i Lunatyk.

Szanowny Panie Potter,
proszę zjawić się w moim gabinecie jutro o ósmej wieczorem, mam z panem do omówienia parę spraw. Hasło brzmi: Fasolki Wszystkich Smaków.
A. Dumbledore

 - Coś ty nabroił? - rzekł przestraszony Remus.
 - Nie wiem... - odpowiedział mu szczerze James wpatrując się w kartkę.
 - Ale chyba nie wysłałeś swojej mamie tych sedesów, co? - zapytał Syriusz.

_________________________
Rozdział dedykuję tym,
którzy wiedzą jak to jest mieć dynię zamiast głowy :) 

10 komentarzy:

  1. Aż się uśmiechnęłam jak przeczytałam pojedynek Jamesa z Severusem:D super rozdział^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahhahzhahaahahahaha.... Jestes genialna! Usmialam sie za wszystkie czasy. Szampon xd...

    OdpowiedzUsuń
  3. Szampon?? Jesteś genialna

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak przeczytalam o tym szamponie to myslalam ze spadne z lozka ze smiechu xD Jestes po prostu geniuszem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahah Śmiechłam xD To jest ge-e-e-enia-a-lne!!! hahahaha to z tym szamponem to jes-st twój debiut :D
      Pozdrówko ~Carolina Weasley

      Usuń
  5. Ta, która walczy o marzenia30 marca 2014 13:17

    Genialny pomysł z tym Klubem Pojedynków! Ten szampon... ekstra. Co z tym listem od Dumbledore' a? Trochę mnie to ciekawi. Zakończenie z tymi sedesami było rozwalające ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szampon + Snape! HAHAHAHAHAHA!!! O lol zajebiste to było!

    OdpowiedzUsuń
  7. akcja z szamponem rządzi, lmao

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham!!!! ❤ Snampoo! Hahhahahah �� Snape + Szampon (shampoo) hahahhahahahHahah

    Do tego sedes i list kończące rozdział!
    Genialnie! ��

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne! Hahaha xd ten pojedynek to mistrzostwo xd szampon xd hahaha xd no i ta końcówka xd

    OdpowiedzUsuń