4 września 2012

88. Zniewoleni przez wspomnienia


"Złych wspomnień nie musisz brać ze sobą.
I bez tego będą cię prześladować".
Carlos Ruiz Zafon

~*~

     Nadeszła zima. Przykryła mroźnym płaszczem białego puchu całą okolicę, skuła grubą warstwą lodu jezioro, zmieniła perspektywy i zwyczaje. Bez kilku par rękawiczek i szalika owiniętego ciasno wokół szyi żaden uczeń nie opuszczał pokoju wspólnego swojego domu. Coraz częstszą rozrywką stało się lepienie bałwanów na szkolnym dziedzińcu oraz większe i mniejsze bitwy na śnieżki. Fred i George Weasleyowie już w pierwszy dzień ferii zdążyli zarobić szlaban od profesor McGonagall, ponieważ zaczarowali śnieżne kule, by te waliły w tył głowy woźnego Argusa Filcha. Woźny biegał po  błoniach całe popołudnie, nie mogąc się od nich uwolnić.
     Na każdym kroku w Hogwarcie czuć było zbliżające się święta. Hagrid przytargał do Wielkiej Sali dwanaście ogromnych choinek, które ustawił w równych rządkach pod ścianami. Razem z nauczycielami, którym dowodził maleńki profesor Flitwick, udało się je przystroić w prawdziwe jabłka, płonące świece, maleńkie gwiazdy i niesforne chochliki. Zbroje na korytarzach wyśpiewały przez przyłbice refreny najbardziej znanych kolęd, z czego niejednokrotnie korzystał Irytek, zmieniając tekst na dużo bardziej wulgarny.
     Hogwart powoli pustoszał: wielu uczniów wracało na czas świąt do swoich domów. Kiedy Remus obudził się w drugi dzień świątecznych ferii, postanowił zrobić sobie odpoczynek w obowiązkach, więc niepoprawione stosy prac domowych jednym ruchem różdżki umieścił w szufladzie przy biurku. Założył swoją wyświechtaną szatę czarodzieja i udał się na samotny spacer po zamku, by po raz kolejny oddać się w kojące ręce przeszłości.
     Nogi same prowadziły go do miejsc, w których tyle lat temu dorastał i dojrzewał. Wydawało mu się, jakby od tych czasów minęła cała wieczność, a jednak z zadziwiającą dokładnością wszystko pamiętał. Wciąż ogromnie tęsknił, ale w końcu zrozumiał, że życie jest tylko prostą grą w szachy z Przeznaczeniem. A przecież na szachownicy zawsze trzeba grać do mata.
     Był właśnie na drugim piętrze, kiedy w toalecie obok usłyszał jakiś dźwięk przypominający szlochanie. Spojrzał na drzwi i uśmiechnął się sam do siebie: to była toaleta, którą zamieszkiwała Jęcząca Marta. Rozejrzał się dookoła, ale korytarz był pusty. Nacisnął klamkę i szybko wszedł do środka.
     Pomieszczenie ani trochę się nie zmieniło od czasu, gdy przebywał tu razem z przyjaciółmi. Te same umywalki, potłuczone sedesy i wilgotna posadzka, gdyż rezydentka toalety często w przypływie złego nastroju zalewała to miejsce.
     Kroki Remusa odbiły się od ścian z głuchym echem.
 - Kto tu jest? – usłyszał dobrze znany głos należący do Jęczącej Marty. Chwilę później pojawiła się osobiście, przenikając przez drzwi najbliższej kabiny. Kiedy spostrzegła Lunatyka, podrapała się po głowie. – Zaraz, zaraz… Ja cię skądś znam…
 - Witaj, Marto – powiedział uprzejmie Lupin.
 - Ależ tak! Ty jesteś Remus! – krzyknęła triumfalnie po chwili, wywracając w powietrzu fikołka. – Pamiętam, jak przychodziliście do mojej toalety, jakby to było wczoraj… Wtedy nawet czułam się, jakbym miała przyjaciół…
     Znów przybrała swój zamyślony wyraz twarzy i zaszlochała żałośnie.
 - Wciąż mieszkasz w kolanku umywalki? – zapytał uprzejmie Remus, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Jęcząca Marta kojarzyła mu się z tymi najlepszymi czasami, które bezpowrotnie już przeminęły.
 - Czasem tak, czasem nie – odpowiedziała flegmatycznie. – Ostatnio lubię przesiadywać w sedesie i myśleć o śmierci. Tylko najgorzej jest, kiedy w tym samym momencie ktoś z góry spuści wodę… Spływam rurami do jeziora, a tam dokuczają mi trytony.
     Lunatyk zakaszlał, powstrzymując w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem. Starając się za wszelką cenę nie myśleć o Marcie siedzącej w środku sedesu, ruszył powoli do wyjścia.
 - Szkoda, że on umarł – powiedziała znienacka rezydentka toalety. Remus zamarł, słysząc te słowa. Odwrócił się szybko i spojrzał na nią z zaskoczeniem. – No wiesz, James. Twój przyjaciel. Przez chwilę nawet miałam nadzieję, że tu wróci, może zamieszka ze mną w tej łazience… Od zawsze wydawało mi się, że mnie lubił.
     Remus spuścił wzrok na podłogę.
 - Wiesz, Marto, że on by nie wrócił – szepnął. – On poszedłby dalej.
     Jęcząca Marta zaniosła się płaczem, wycierając pięściami martwe oczy. Lupin nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Prawie nie słyszał żałosnego skamlenia, jakie wydobywał duch martwej nastolatki. Czuł się, jakby na kilka chwil świat po prostu stanął w miejscu, po to, by uczcić pamięć o przyjaźni, która w tym zamku wyrosła, i którą brutalnie zniszczono.
 - Harry jest bardzo do niego podobny. – Głos Marty przywrócił Remusa do rzeczywistości. – Jeszcze w tamtym roku często mnie odwiedzał, razem z tym rudzielcem i dziewczyną z takimi piórami na głowie. – Zachichotała pod nosem. – Warzyli tu jakiś eliksir.
 - Czy Harry często tutaj przychodzi?
 - Nie widziałam go od końca poprzedniego semestru – jęknęła, po czym znów zaszlochała. – Kiedyś wskoczyli nawet do tej umywalki. Miałam nadzieję, że tam umrą i wrócą, żeby ze mną tutaj zamieszkać. Nie byłabym wtedy taka samotna.
 - Jesteś naprawdę bardzo miła, Marto – szepnął sarkastycznie Lupin.
     Dumbledore kiedyś opowiadał mu o Komnacie Tajemnic, do której w drugiej klasie trafił Harry wraz z przyjaciółmi. Ten chłopak rzeczywiście miał niezwykłą zdolność do pakowania się w kłopoty, pomyślał Remus. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że tą niezwykłą zdolność odziedziczył po swoim ojcu.
 - Wiesz, Remusie, gdybym miała jeszcze jedną szansę, by umrzeć, to też zrobiłabym tak, jak James – powiedziała nagle Marta. – Też poszłabym dalej.
     Zatoczyła wielką pętlę pod sufitem, po czym z całym impetem zanurkowała do wnętrza środkowego sedesu, rozpryskując po całej marmurowej posadzce kropelki wody.
     Lunatyk stał chwilę w miejscu, a kiedy ruszył do wyjścia, w uszach huczały mu słowa Jęczącej Marty: „Też poszłabym dalej”. Dumbledore powiedział kiedyś, że zmarli być może wiedzą o śmierci takie rzeczy, o których żywym nie wolno się dowiedzieć. Pewnie miał rację. W tamtej chwili wiedział tylko jedno: że umiera się tylko raz, podobnie jak tylko raz się żyje. Wszystko zależy od tego, jak pokierujesz grą na szachownicy istnienia, grą zwaną życiem.
     Nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz, gdzie od razu ogarnął go ziąb. Zamknął za sobą drzwi i już miał ruszyć do swojego gabinetu po jakiś sweter, kiedy usłyszał za sobą znajomy głos przesycony złośliwością.
 - Wspaniały przykład dajesz naszym uczniom, Lupin – wycedził Severus Snape. Remus odwrócił się i stanął z nim twarzą w twarz. – Bardzo mnie ciekawi, co robiłeś w tej nieczynnej, damskiej toalecie, co?
     Lunatyk uśmiechnął się do niego blado.
 - Nie wiem, czy byłbyś w stanie to zrozumieć, Severusie.
     Snape zacisnął dłonie w pięści. Chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym Nietoperz zrobił krok do przodu i wyciągnął oskarżycielko wskazujący palec w stronę Remusa.
 - Dumbledore być może ci ufa, Lupin, ale ja wiem swoje – powiedział. – Twój przyjaciel Black nie zdołałby się dostać do szkoły bez pomocy kogoś z wewnątrz.
 - Nie pomogłem Blackowi – odparł szorstko Lunatyk. – Pleciesz bzdury.
     W czarnych oczach Snape’a nie było nic, poza wrogością. Wciąż nosił w sercu i w duszy urazy z przeszłości. Remus doskonale to wiedział i nawet było mu go żal, tym bardziej, że niejednokrotnie i on sam uczestniczył w upokarzaniu chudego Ślizgona o tłustych włosach.
 - Severusie, dlaczego nie możesz zapomnieć o tym, co było? – zapytał już łagodniej. – Odkreślić przeszłość grubą kreską? Nastały inne czasy, wszyscy się zmieniliśmy.
 - Nie potrzebuję, byś prawił mi kazania, Lupin.
     Lunatyk westchnął i przeczesał ręką rzadkie, przedwcześnie siwiejące włosy na głowie. Dałby wiele, by Severus Snape mu wybaczył, ale widocznie nie był w stanie tego zrobić. Zresztą: czy on był lepszy? Przecież sam także nie potrafił zapomnieć...
 - Wszyscy byliście tacy sami – ciągnął Mistrz Eliksirów. – A najgorszy był ten Potter, ze swoim napuszonym łbem, rzucając zaklęcia na prawo i lewo…
 - James był dobrym człowiekiem – przerwał mu ostro Remus.
 - Potter był szumowiną! – krzyknął Snape. Oczy błyszczały mu złowrogo, jakby oszalał. – A jego syn jest takim samym ignorantem, jak on, na każdym kroku łamie regulamin…
 - Zaślepia cię nienawiść, Severusie. Widzisz to, co chcesz zobaczyć – powiedział Lupin, spuszczając wzrok na podłogę. – James wydoroślał już w Hogwarcie i jestem pewny, że żałował tego, co pomiędzy wami zaszło. A gdybyś potrafił odsunąć od siebie uprzedzenia, zauważyłbyś, że Harry jest dużo bardziej podobny do Lily.
     Na wspomnienie o rudowłosej Lily Evans, coś w wyrazie twarzy Snape’a na kilka chwil się zmieniło. Czarne oczy, w których do tej pory nie dało się zauważyć nic poza wrogością, zajaśniały smutkiem i żalem, a lekko rozwarte usta zastygły na moment w niemym okrzyku bólu. Trwało to zaledwie kilka sekund: tyle, co jedno, długie spojrzenie. Mistrz Eliksirów szybko się jednak zreflektował, przywdziewając maskę pogardy i obojętności.
 - Szkoda, że nie potrafisz zapomnieć o dawnych urazach, Severusie – szepnął cicho Remus. – Nam wszystkim byłoby to bardzo potrzebne.
     Snape odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę lochów, a czarny płaszcz jego czarodziejskiej szaty powiewał za nim na kształt skrzydeł nietoperza. Przy końcu korytarza jeszcze raz odwrócił się w stronę Lunatyka i powiedział wyraźnie:
 - Na biurku w twoim gabinecie zostawiłem ci przygotowany wywar tojadowy. Wesołej pełni księżyca, Lupin.
 - Dziękuję, Severusie.
     Lunatyk skinął lekko głową w wyrazie wdzięczności, ale Mistrz Eliksirów to zignorował. Odwrócił się i natychmiast zniknął za zakrętem. Remus westchnął głęboko. Doszło do niego, że nie tylko jego przeszłość wciąż prześladuje, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
     Powlókł się z powrotem do swojego gabinetu, nie czując już ani atmosfery zbliżających się świąt, ani radości na myśl o wolnym popołudniu. Konfrontacja ze Snape’em bardzo go przygnębiła. Znów myślał o przeszłości, której więźniem był już od kilkunastu lat.
 - Dzień dobry, profesorze Lupin – usłyszał na korytarzu. Otrząsnął się z ponurych myśli i odnalazł osobę, która do niego mówiła. Uśmiechnął się.
 - Harry, miło cię widzieć – odpowiedział. – Dokąd się wybierasz?
 - Właśnie wracam z sowiarni. Hedwiga się złości, kiedy nie poświęca się jej wystarczającej ilości czasu. – W jego zielonych oczach ukrytych za okrągłymi okularami Lunatyk dostrzegł radość, jaką zwykł widywać często u Jamesa. – Zostaje pan na święta w Hogwarcie?
 - Nie na całe. Będę musiał wyjechać pod koniec grudnia na kilka dni.
     Bo właśnie wtedy księżyc na niebie osiągnie pełnię, dodał Remus w myślach.
     Harry pokiwał powoli głową, przytakując.
 - Ale zdążymy sobie jeszcze złożyć świąteczne życzenia – powiedział Lunatyk, uśmiechając się ciepło. – No, Harry, wracaj do swoich przyjaciół.
     Poklepał go delikatnie po ramieniu, nie wiedząc, czy ten gest nie okaże się zbyt śmiały jak na kilka miesięcy znajomości. Ale młody Potter tylko wyszczerzył do niego zęby, skinął lekko głową, po czym ruszył w przeciwnym kierunku korytarza.
 - Harry! – zawołał za nim jeszcze Lupin. Gryfon odwrócił się. – Harry… Uważaj na siebie.
 - Obiecuję, że będę ostrożny – odpowiedział.
     Kiedy Remus dotarł do swojego gabinetu, usiadł ciężko na krześle przy biurku i ukrył twarz w dłoniach. Pomyślał o swoim dawnym życiu, które bezpowrotnie stracił, o Severusie Snapie, o Rogaczu, Glizdogonie i Łapie, aż w końcu o Harrym. To na nim najbardziej odbiła się przeszłość, która do dziś niosła widoczne konsekwencje. Czy młody Potter wiedział, że Syriusz Black jest jego chrzestnym ojcem? Czy zdawał sobie sprawę, że jego rodzice nie zginęliby, gdyby przyjaciel nie zdradził?
     Ciągle myślał o sobie, a przecież dookoła znajdowali się ludzie, których życie potraktowało z jeszcze większą brutalnością. Chociaż obecne czasy wydawały się spokojne i bezpieczne, to miniona wojna czarodziejów wciąż nie dawała o sobie zapomnieć i tylko głupiec mógł myśleć, że wszystko jest w porządku. A poza całym tym złudzeniem ładu i porządku, Remus miał niemiłe wrażenie, że to wszystko jest tylko ciszą przed burzą.
     Rozmyślenia przerwało mu ciche pukanie do gabinetu.
 - Proszę wejść! – powiedział wyraźnie, chowając fiolkę z wywarem tojadowym do szuflady. Okazało się, że gościem był dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore.
 - Witaj, Remusie – przywitał się. – Jesteś zajęty?
 - Nie robiłem niczego ważnego – odparł Lunatyk, zgodnie z prawdą. Starzec uśmiechnął się i podszedł do biurka, na którym stały Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta.
 - Można się poczęstować? – zapytał. Lupin skinął głową, powstrzymując chęć wybuchnięcia śmiechem. – Ostatnio nie miałem odwagi wziąć żadnego do ust… po tym, jak mój brat natrafił na smak wymiocin. Ale, chyba się skuszę… Ta wygląda w porządku, nie uważasz?
     Wyciągnął z pudełka małą pastylkę o brązowej barwie i odgryzł mały kawałek, po czym uśmiechnął się z zadowoleniem.
 - Cynamonowa – rzekł. – Może być.
     Lunatyk cierpliwie czekał, aż dyrektor zdradzi mu prawdziwy powód odwiedzin, dla którego zdecydował się przyjść do jego skromnego gabinetu.
 - Zdaje się, że mówiłeś, że nie robisz niczego ważnego, Remusie? – powiedział w końcu Dumbledore. Lupin przytaknął. – W takim razie, chodź proszę ze mną.
     Zdziwiony, ale jednocześnie zaintrygowany, nie ociągał się ani chwilę. Przeszli pustymi korytarzami opustoszałego zamku aż na siódme piętro, gdzie stanęli przed kamienną chimerą strzegącą wejścia do gabinetu Dumbledore’a.
 - Czekoladowa żaba – rzekł dyrektor, a gargulec natychmiast ożył.
     Weszli do pomieszczenia, które z pewnością było najdziwniejszą komnatą w całym zamku. Porozrzucane po całej podłodze instrumenty o pajęczych nóżkach zdawały się lekko drżeć, jakby najmniejszy podmuch wiatru mógł je zniszczyć. Postacie w portretach wiszących na ścianach gaworzyły w najlepsze, ale Dumbledore uciszył je jednym ruchem ręki.
 - Przyprowadziłem cię tutaj w dość nietypowej sprawie, Remusie – wyznał starzec. – Wiem, że minione lata wciąż do ciebie wracają. To normalne. Twoje życie… wasze życie… pozostawiło ślad w sercu każdego z was. – Urwał na chwilę, a Lunatyk wbił wzrok w podłogę. – Odgrodziłeś dawne czasy grubą linią, ale to nie jest dobre rozwiązanie. Jedynym sposobem na uwolnienie się od przeszłości, jest zaakceptowanie jej.
 - Czasem wydaje mi się, że ona umyślnie nie chce, bym się uwolnił – szepnął cicho Remus. – Jakby to nie był koniec. Jakby miała w tym jeszcze jakiś ukryty cel.
     Dumbledore wpatrywał się w niego swoimi bystrymi, niebieskimi oczami.
 - Nie znam tajemnic przeznaczenia – rzekł po chwili. – Ale chcę, byś zrozumiał, że przeszłość nie jest dla ciebie przekleństwem, ale darem. A z darów trzeba umieć właściwie korzystać, bo bywa, że nie doceniamy najprostszych rzeczy.
     Podszedł do kamiennej misy stojącej niedaleko drzwi. Lupin obserwował każdy jego krok. Dumbledore wyjął stamtąd przedmiot, wyglądający jak głęboki talerz i postawił go przed Lunatykiem. Brzegi misy pokryte były runicznymi znakami, a w jej środku znajdowała się dziwna substancja, ni to płyn, ni to gaz.
 - To jest myślodsiewnia, Remusie. Pozwoli ci wrócić na krótką chwilę do minionych lat, byś mógł ze swojej przeszłości wyciągnąć odpowiednie wnioski. Pamiętaj, że wspomnienia, w najpiękniejszy z możliwych sposobów, oszukują. Ty musisz dalej żyć. – Zawiesił głos na krótką chwilą. – Wróć tam po raz ostatni i zaakceptuj sam siebie, Remusie.
     Uśmiechnął się ciepło i postawił na biurku dwie fiolki. Jedna była pusta.
 - Tutaj znajdują się moje wspomnienia – wyjaśnił. – Jest ich zaledwie kilka, ale myślę, że ci się spodobają. Natomiast ta fiolka od dziś należeć będzie do ciebie.
     Wstał i ruszył do drzwi, zostawiając Remusa nachylonego nad myślodsiewnią.
 - Dam ci trochę czasu, Remusie – powiedział, trzymając już dłoń na klamce. – Pójdę do kuchni, zapytać skrzaty o menu na bożonarodzeniowy obiad. Wesołych świąt!
     Zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Zegar w pomieszczeniu wybił godzinę trzecią po południu.

_________________________
Siedzę tak i nic nie robię, więc wpadłam na pomysł, że rozdział opublikuję. Ostatnio trochę szaleję, ale dobrze mi się pisze, a poza tym chcę przebrnąć jak najszybciej przez Więźnia Azkabanu. Z powyższego rozdziału nie jestem zbyt zadowolona, ale nikt nie mówił, że ma być łatwo :)
Od dziś rozdziały tutaj będą publikowane w każdą sobotę.

17 komentarzy:

  1. Ja chyba nie przestanę się zachwycać nad Twoją twórczością. Bo nawet kiedy mówisz, że nie jesteś zadowolona, to Twoje teksty powalają na kolana z zachwytu. Oddajesz świetnie kanoniczność postaci, poza tym Remus pasuje do wizerunku takiego zagubionego, smutnego człowieka. No i ta końcówka (kocham Twojego Dumbla! <3)... Co Lupin zobaczy w myślodsiewni?
    Nie mogę doczekać się soboty. Będę tu wchodzić w ten dzień co godzinę, słowo daję.
    [czarnoczarna]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję :) Sama nie wiem, dlaczego ten rozdział wydaje mi się taki nijaki. Może po prostu przez to, że następny jest o wiele lepszy? W każdym bądź razie sobota już niedługo! :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że nowy, ale zaraz lecę się szykować do szkoły, więc będziesz troszkę musiała poczekać na moją opinię... Ugh. Dopiero trzeci dzień, a już nie mam na nic czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, szkoła... :) Nie ma sprawy, poczekam, zawsze i wszędzie. W końcu sama wiem, jak to jest, gdy się na nic nie ma czasu :)

      Usuń
    2. Mam chwilę. Święto normalnie.

      Przeczytałam. Nie będzie to wyczerpujący komentarz, bo tak właściwie - co tu dużo mówić? Podobało mi się. Wspominałaś trochę wcześniej, że na potrzeby opowiadania musiałaś sobie przypomnieć całą sagę i wiesz, że to widać? Nie, to nie jest krytyka, wręcz przeciwnie. Nie jesteś drugą J.K. Rowling i to bardzo dobrze, ale jesteś równie dobra, co ona. Czułam się jakbym czytała coś spod jej pióra. Ogromny plus i czekam na nowy :)

      Ach. Pewnie chcesz, aby podglądać błędy, a mi się jeden rzucił - "Ale chcę, być zrozumiał" zamiast być, miałaś chyba na myśli byś :)

      Usuń
    3. Ślicznie dziękuję, bardzo mi miło :)
      O, dzięki wielkie za tą literówkę. Zaraz ją tam znajdę. Wszystkich błędów nie jestem w stanie wyłapać, choćbym dziesięć razy czytała rozdziały, także jestem wdzięczna za wszelkie korekty :)

      Usuń
  3. Ten rozdzial jest zaje*isty ;) ! Takie emocje... ! Biedny Remus , biedni Huncwoci , az lezka mi sie w oku kreci gdy o tym wspominam ;( Tyle przezyc ! Scena z Marta swietna ! Gdy ja czytalam mialam banana na ustach XD ! Ach ta szkola ! Ja chce z powrotem wakacje ( wwwwyyyyjjjjeeeeee ) ! Jesli chodzi o moja opinie zawsze pisze to , co czuje ;) Weny duzo zycze ;) Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta mieszkająca w kolanku umywalki musi humor poprawić, tu się zgadzam :D Moje wakacje jeszcze trwają, ale ja dla odmiany już bym poszła na tą uczelnię :< Pewnie mi się jeszcze znudzi, ale na razie jest taka euforia :D
      Dziękuję ślicznie, pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ja nie wiem, dlaczego Ty nie jesteś z tego rozdziału zadowolona, był super.
    Wzmianka o dowcipie Weasleyów mnie rozczuliła, stęskniłam się za nimi ;) Tak samo Jęcząca Marta. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego ona nie poszła dalej, tylko skazała się na wieczny (?) pobyt pomiędzy jednym światem, a drugim. Chwilowo nawet zrobiło mi się jej żal :(
    Nie mogę się doczekać tych wspomnień, które Dumbledore pokazał Remusowi. Proooszę, opisz wszystkie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, Jęcząca Marta jest taką trochę tajemniczą postacią. Może została, żeby wkurzać i straszyć swoje dawne koleżanki? To by do niej pasowało :D
      Opiszę wszystkie, spokojnie :) I nawet jestem z nich zadowolona, więc też czekam na sobotę z niecierpliwością :)
      Również pozdrawiam, dziękuję :)

      Usuń
    2. Chyba wspominała, że prześladowała jakąś swoją koleżankę xD
      To super! Ale jestem ciekawa, co tam będzie ;) Tylko w sobotę znowu wyjeżdżam i nie będę mogła przeczytać od razu :(

      Usuń
  5. Jak zawsze umiejętnie kończysz w odpowiednim momencie, aby szlak turystyczny mnie trafił, że nie mogę czytać dalej. Wpadłaś na bardzo fajny pomysł. Nie mogę się doczekać tych wspomnień.

    Rozdział trochę taki ''zapchaj dziurę'', ale i tak trochę wniósł. Rozmowa z Martą, Sev'em. Ostatnio nawet odświeżyłam pamięć i przeczytałam Więźnia Azkabanu, zainspirowałaś mnie. Teraz się dowiem wszystkiego ze strony Remusa i Syriusza. Fajna perspektywa :D

    PS przy okazji, żeby już nie zaglądać do spamownika: u mnie nowy rozdział.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc ja też ostatnio przeleciałam przez wszystkie części, żeby trochę ogarnąć to opowiadanie, zrobiłam sobie nawet plan najważniejszych wydarzeń, żeby potem móc do nich wrócić :D Strasznie dużo pracy, kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie, to nie sądziłam, że będzie to aż tak wymagające. Chociaż, nigdy nie sądziłam również, że zajdę aż tak daleko :D
      Dziękuję ślicznie, również pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Weszłam tu przez przypadek i normalnie nie wierzyłam oczom 88 rozdziałów jak ty to zrobiłaś. Podziwiam cię, gdyż sama nie potrafiłam żadnego opowiadania doprowadzić do końca. Zaczęłam czytać pierwszy rozdział i naprawdę spodobało mi się twoje opowiadanie. Z chęcią przeczytam wszystkie rozdziały i proszę o informacje o nowych wpisach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja sama często nie mogę uwierzyć w tą liczbę i nawet nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie w 2008 roku, nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak to się wszystko rozrośnie.
      Cieszę się, że chcesz przeczytać wszystkie rozdziały, to odważnie z Twojej strony :D
      Z przyjemnością dodaję do linków, pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Uśmiałam się. Stara dobra Marta xD jak sobie wymyśliłam spływającą ją do jeziora... bahahaha... to było boski - zwłaszcza, że mam bardzo bujną wyobraźnię >.<
    notka świetna :)
    Standardowo pozdrawiam i życzę dużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
  8. To o Marcie było swietne :) ona to chyba wszystkim smierci zyczyła bo chciała miec sąsiada z łazienki :)

    OdpowiedzUsuń