30 sierpnia 2012

87. Iluzje i złudzenia


„Problem z tragedią jest taki, że musimy dalej żyć, 
nie ma wyboru, nie możesz zjechać na pobocze i poczekać, 
choć byś nie wiem jak tego chciał”.
Harlan Coben

~*~

     W kolejnych dniach w Hogwarcie nie mówiło się o niczym innym, jak o ucieczce Grubej Damy i wtargnięciu Syriusza Blacka do szkoły. Z czasem zaczęły pojawiać się historie tak nieprawdopodobne, że nawet sami nauczyciele śmiali się na korytarzach, podsłuchując wymysły uczniów. Dla Remusa nie był to jednak najlepszy czas na śmiech. Księżyc w pełni górował na jesiennym niebie, więc na ten czas znów korzystał z uroków pobliskiej Wrzeszczącej Chaty. Podczas zajęć zastępował go Severus Snape.
     Kiedy Lunatyk wrócił do szkoły po wyczerpującej przemianie, od razu skierował swoje kroki do gabinetu Albusa Dumbledore’a. Strzegąca wejścia chimera odskoczyła, gdy wypowiedział poprawnie hasło. Odchrząknął i zapukał dwukrotnie w drzwi.
 - Proszę wejść! – usłyszał ze środka.
     Remus w gabinecie dyrektora był tylko raz, na początku pierwszego roku, kiedy omawiali wspólnie szczegóły dotyczące jego comiesięcznej przypadłości. Pomieszczenie jednak nie zmieniło się od tego czasu: to samo ustawienie biurka, mebli i obrazów na ścianach. Tylko dookoła przybyło jakichś dziwnych przedmiotów: ni to zabawek, ni instrumentów, porozrzucanych po całej podłodze. Na żerdzi przy biurku siedział przepiękny ptak, feniks Dumbledore’a, Fawkes.
 - Miło cię widzieć, Remusie – odezwał się dyrektor. – Jak się czujesz?
 - Nie ukrywam, że bywało lepiej – odparł Lunatyk z wymuszonym uśmiechem. – Ale dzięki wywarowi tojadowemu przygotowanemu przez Severusa, przemiany są o wiele mniej bolesne.
     Dumbledore spojrzał na Lupina ze współczuciem. Ten człowiek w widoczny sposób naznaczony był piętnem przeszłości i nawet płynący czas, niekiedy tak łaskawy i wyrozumiały dla innych, nie oszczędzał go. Podkrążone oczy, zmizerniała twarz, przedwcześnie siwiejące słowy – ani śladu młodzieńczej werwy, radości, spontaniczności. Los nie zawsze rozdaje szczęście po równo, bywa tak, że trzeba mu je wyszarpać. Wydawało się, że Remus Lupin i na to stracił już nadzieję.
 - Podczas twojej nieobecności zdarzyło się coś niepokojącego – zaczął znów Dumbledore. – Coś, co ma związek z Harrym. – Lunatyk wyprostował się na krześle, ale dyrektor uspokoił go gestem dłoni. – Spokojnie, to nie ma nic związanego z Syriuszem Blackiem.
     Odetchnął głęboko. Tak, bał się tego. Syriusz Black, jakiego znał Remus, już nie istniał. Postać wesołego, przystojnego, inteligentnego młodzieńca była iluzją. Po wszystkich okropieństwach, których dokonał, Black był dla niego mordercą i budził w nim przerażenie.
 - Podczas ostatniego meczu Gryfonów z Puchonami na stadion wkroczyli dementorzy – ciągnął Dumbledore. – Zezłościli się, że ostatnio nie pozwoliłem wejść im do szkoły. Byli głodni… Chyba wiesz, co chcę powiedzieć. Harry spadł z miotły.
 - Och, tego chłopaka faktycznie nie opuszczają kłopoty.
 - Rodzony syn Jamesa Pottera! – Dyrektor uśmiechnął się i Remus zrobił to samo, gdyż znów, na krótką chwilę, powróciła do niego najwspanialsza przeszłość. – Ale Harry niestety jest tym bardzo przygnębiony. Uważa się za… winnego, że dementorzy działają na niego w ten, a nie inny sposób. Na dodatek jego miotła, na której nie przegrał jeszcze żadnego meczu… uderzyła w Wierzbę Bijącą. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, co się z nią stało.
     Lunatyk kiwnął głową.
 - Roztrzaskała się. Tak mi przykro…
 - Cóż, w spotkaniu z tym drzewem mało kto wychodzi cało. Ale w związku z tym jest pewna sprawa, Remusie… - Dumbledore zawiesił na chwilę głos. – Posłuchaj, jestem pewny, że Harry zwróci się do ciebie o pomoc. Będzie chciał nauczyć się bronić przed dementorami. On nie jest z tych, którzy łatwo odpuszczają. Podobnie, jak jego rodzice.
 - Czy będę mógł mu pomóc? – zapytał z nadzieją Lunatyk.
 - Oczywiście. Właśnie chciałem cię o to prosić. – Lupinowi oczy rozbłysły z radości. – Uważam, że masz do tego prawo. W końcu najlepiej znałeś jego ojca…
     James Potter… Remus niejednokrotnie wyobrażał sobie, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby nie było Voldemorta. Gdyby nie musieli bać się o każdy kolejny dzień, gdyby nie żegnali się nie mogąc pozbyć się myśli, że być może widzą się po raz ostatni. Jaki niesprawiedliwy jest ten świat, pomyślał z goryczą Lunatyk. Dlaczego on mógł znać Jamesa i Lily tyle lat, spędzać z nimi tak wiele czasu, a nie było to dane ich jedynemu synowi? I odwrotnie: dlaczego to on ma prawo poznawać Harry’ego, przebywać z nim, rozmawiać, a nie dano szansy robić tego jego prawdziwym rodzicom?
     Ponure myśli towarzyszyły mu przez całą powrotną drogę do swojego gabinetu. Rozweselił się dopiero przed swoją pierwszą lekcją, wracając do poprzedniego stanu. Obiecał sobie od razu porozmawiać z Harrym, póki ma dość odwagi i sposobności.
     Okazało się, że zastępujący go profesor Snape nie tolerował słowa "zastępstwo". Już od pierwszych minut zajęć posypały się skargi i mało przyjemne zdania na jego temat. Dopiero gdy Remus rzekł, że nie muszą pisać żadnego wypracowania o wilkołakach na dwie rolki pergaminu, w klasie wybuchł aplauz, a później mogli przejść do właściwego tematu.
 - Harry! – zawołał Lunatyk po lekcji, kiedy uczniowie już zbierali swoje rzeczy i powoli kierowali się do wyjścia. – Zostań proszę, chciałbym zamienić z tobą słówko.
     Poczekał, aż ostatni uczniowie opuszczą salę.
 - Słyszałem już o meczu – powiedział, gdy zostali już sami. – Bardzo mi przykro z powodu twojej miotły. Nie da się jej naprawić?
 - Niestety. To drzewo roztrzaskało ją w drzazgi.
     Szczerze mówiąc, co do tego nie miał wątpliwości. Nawet najlepsza miotła w spotkaniu z Wierzbą Bijącą nadawałaby się później tylko do nadziewania na nią szaszłyków.
 - Słyszał pan też o dementorach? – zapytał Harry. Lupin westchnął.
 - Tak, słyszałem. Od jakiegoś czasu stawali się coraz bardziej niespokojni… Wściekli się, kiedy Dumbledore nie pozwolił im wchodzić na teren szkoły.
 - Dlaczego oni tak na mnie działają, profesorze? Czy dlatego, że jestem po prostu…
 - To nie ma nic wspólnego ze słabością – przerwał mu Remus, dobrze wiedząc, o czym Harry myśli. – Nie masz się czego wstydzić, Harry. Dementor to pasożyt, który wyssałby z ciebie wszystko, co dobre, gdyby tylko mógł. Pozostawiłby w tobie tylko najgorsze wspomnienia. Dementorzy działają na ciebie dużo silniej, niż na innych ludzi, ponieważ przeżyłeś okropieństwa, o których inni nie są nawet w stanie pomyśleć.
 - Kiedy się do mnie zbliżają, słyszę, jak Voldemort morduje moją mamę.
     Remus gwałtownie pobladł. Po raz pierwszy tak naprawdę dotarło do niego, że chłopiec, który przed nim stoi, jest synem Lily i Jamesa, że w jego żyłach płynie ich krew. Być może było to spowodowane faktem, że Harry wspomniał swoją matkę, piękną i radosną Lily Evans, a może tym, że ten trzynastolatek wymówił bez wahania i ani nutki strachu nazwisko największego i najstraszniejszego czarodzieja wszech czasów.
 - Dlaczego przyszli na mecz? – zapytał Harry. Remus od razu podchwycił temat, wdzięczny, że może oderwać głowę od dręczących go myśli.
 - Zgłodnieli – wyjaśnił. – Dumbledore nie pozwala im wchodzić na teren szkoły, więc zabrakło im tego, czym się żywią… Po prostu nie mogli się oprzeć, czując taki tłum wokół boiska. To podniecenie… silne emocje… Dla nich to jak obietnica uczty.
 - Azkaban musi być strasznym miejscem.
 - Twierdza jest na maleńkiej wysepce z dala od lądu, ale i tak nie trzeba murów ani wody, by udaremnić więźniowi ucieczkę, bo uwięzieni są we własnych głowach, niezdolni do żadnej myśli rodzącej otuchę. – Mówiąc to, Lunatyk zaczął zapinać swój szkolny neseser. Unikał zielonych oczu Harry’ego. – Większość popada w szaleństwo po paru tygodniach.
 - A jednak Syriusz Black zdołał się przed nimi obronić. Uciekł…
     Neseser z głośnym trzaskiem upadł na podłogę. Remus schylił się, aby go podnieść. Ta krótka wzmianka o Łapie kompletnie wytrąciła go z równowagi. Wiedział jednak, że nie może zignorować wypowiedzi Gryfona.
 - Tak – odpowiedział, starannie dobierając słowa. – Black musiał znaleźć sposób, by nie wyssali z niego życia. Nie sądziłem, że to możliwe… Mówią, że dementorzy pozbawiają czarodzieja wszelkich mocy, jeśli przebywa zbyt długo blisko nich…
     Setki kolejnych pytań, żadnej odpowiedzi. Jak Syriuszowi Blackowi udało się uciec z Azkabanu? Czy pomagały mu znajomości czarnej magii? Czy wciąż pragnie zanieść w darze swojemu panu ostatniego Pottera…?
 - Ale pan sprawił, że dementor w pociągu wycofał się. – Słowa Harry’ego sprowadziły Remusa na ziemię, znów przynosząc mu chwilową ulgę. Bo Lunatyk wiedział, że wszystkie te wątpliwości prędzej czy później go dopadną, może jeszcze tej nocy.
 - Istnieją pewne… sposoby obrony – odpowiedział. – Pamiętaj jednak, że w pociągu był tylko jeden dementor. Im jest ich więcej, tym trudniej im się oprzeć.
 - Jakie sposoby? Może mnie ich pan nauczyć?
     Lupin z trudem powstrzymał uśmiech. Dumbledore miał rację.
 - Nie zamierzam uchodzić za specjalistę w zwalczaniu dementorów, Harry… wręcz przeciwnie…
 - Ale jeśli dementorzy jeszcze raz pojawią się na meczu, muszę się jakoś bronić.
     Remus zebrał całą swoją odwagę i spojrzał w te dobre, zielone oczy Harry’ego, ukryte za okrągłymi okularami. Natychmiast wezbrała w nim czułość, której nie potrafił wytłumaczyć. Przez chwilę miał wątpliwości, czy uda mu się powstrzymać cisnące mu się do oczu łzy. Przeszłość wciąż nie dawała o sobie zapomnieć, była zbyt świeża i zbyt bolesna, a nierozwiązane sprawy wprowadzały jeszcze więcej chaosu.
 - No… no dobrze. Spróbuję ci pomóc – powiedział w końcu Lunatyk. – Ale musisz poczekać do przyszłego semestru. Mam mnóstwo roboty przed feriami zimowymi. Wybrałem sobie najmniej sprzyjający czas na chorowanie.
     Harry uśmiechnął się do niego z wdzięcznością, a Remus miał wielką nadzieję, że do tego czasu zdąży zapanować nad emocjami, które nim targały, gdy przebywał razem z tym chłopcem, którego przeszłość skrzywdziła najbardziej.

~*~

     Syriusz Black pod postacią ogromnego, czarnego psa spacerował w towarzystwie rudego kota po opustoszałej wiosce Hogsmeade. Nie było to już to samo miejsce, które pamiętał z beztroskich, szkolnych lat. Wiele budynków przeszło renowacje, kilka sklepów zlikwidowano, na ich miejscu powstały nowe, ale największa różnica polegała na tym, że Hogsmeade wydawało się kompletnie niezamieszkałe. Być może było to spowodowane dość późną porą i strachem mieszkańców. Łapa wcale im się nie dziwił. Na każdym kroku w tym małym miasteczku można się było natknąć na dwa plakaty: jeden przedstawiał jego własną twarz z migoczącym nagłówkiem „POSZUKIWANY”, drugi był natomiast krótką informacją z ministerstwa magii. Głosił:

NA POLECENIE MINISTERSTWA MAGII

przypomina się szanownym Klientom, że codziennie po zachodzie słońca
ulice Hogsmeade są patrolowane przez dementorów.
Zarządzenie to wydano w celu zapewnienia
bezpieczeństwa mieszkańcom Hogsmeade, a zostanie
cofnięte dopiero po schwytaniu Syriusza Blacka.
Dlatego doradzamy szanownym Klientom, aby dokonali zakupów przed
zapadnięciem zmierzchu.
Wesołych świąt!

     Dwanaście lat minęło, a w ministerstwie wciąż sami kretyni, pomyślał Łapa, kręcąc na boki swoją kudłatą głową. Przysyłać dementorów do Hogsmeade? Szukać kogoś, kogo jedyną winą było to, że zaufał niewłaściwej osobie? Przecież sam potrafi wyrównać rachunki, co udowodnił już, kiedy uciekł z Azkabanu i pokazuje to wciąż, kpiąc sobie z wszelkich sposobów złapania go, jakie stosuje ministerstwo.
     Ach, gdyby był jeszcze w poprzednim życiu, uważałby to pewnie za wspaniałą przygodę, kolejne wyzwanie, świetny powód do strojenia dowcipów razem z Rogaczem…
     Ale dziś już nic nie było tak jak dawniej.
     Ludzie przeżywają w swoim życiu różne tragedie. Nieczęsto o tym mówią, bo od wieków wiadomo, że prawdziwe katastrofy trzeba przełknąć w ciszy i w samotności. Bez szczerego czy fałszywego współczucia, bez słów pocieszenia, bez kłamstw, że wszystko będzie dobrze. Świat pełen jest nieszczęśników, których brutalny los wcale nie oszczędza.
     Syriusz wiedział, że był jednym z nich i będzie już na zawsze. Nawet jeśli osiągnie, co sobie obiecał, jeśli wymierzy sprawiedliwość na własną rękę – już nigdy nie zdoła uwolnić się od przeszłości, która pozostawiła rany nie tylko na jego ciele, ale przede wszystkim duszy. Nie był już tym człowiekiem, co kiedyś. Mówi się, że czas leczy rany, ale to wcale nie jest prawdą, gdyż niektóre są tak głębokie, że nie starczy wieczności, aby je zagoić.
     Życie nie rozdziela szczęścia i nieszczęścia po równo. Chociaż Łapa miał dopiero trzydzieści trzy lata, to doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego najlepsze czasy już dawno przeminęły. Nie miał zamiaru walczyć samotnie z Losem i Przeznaczeniem, siłą wyszarpać im choć odrobinę radości – chciał tylko wymierzyć sprawiedliwość, tłumacząc sobie, że tak musi być, że winny powinien ponieść karę, chociażby po tych dwunastu latach, które Peter Pettigrew wygrał w bonusie na jakiejś taniej loterii istnienia.
     Być może myślał też, że to przywróci życie Jamesowi. Że po tym wszystkim znów spotka się ze swoim najlepszym przyjacielem, uściska go i zapyta, dlaczego kazał mu czekać na siebie aż dwanaście długich, smutnych lat.
     Ale przecież James Potter jeszcze nigdy nie kazał mu czekać.
     Czy Rogacz tego właśnie by chciał? By Syriusz wiódł tak nędzne i żałosne życie uciekiniera i włóczęgi, pragnąc dokonać morderstwa, za które został wcześniej skazany na wiele lat pobytu w Azkabanie, miejscu będącym Piekłem na Ziemi?
     Jeśli bez potrzeby umierania można trafić do Piekła… to czy gdzieś tu, na Ziemi, jest również Niebo? Senna idylla, kraina wiecznej szczęśliwości, bez łez i trosk…?
     Być może. Jednak Syriuszowi Blackowi nie było dane jej poznać.
     Łapy marzły mu na rozmokłej drodze prowadzącej do zamku. Kot truchtający obok niego prychał i syczał z niezadowolenia, kiedy kropelki wody wpadały mu na pysk. Syriusz był jednak wdzięczny Krzywołapowi, że zdecydował się pójść z nim dziś do miasteczka i zostawić tam zamówienie na nową miotłę dla Harry’ego z okazji Bożego Narodzenia.
     Harry prezentował się podczas gry w quidditcha równie dobrze, jak jego ojciec. James zawsze powtarzał, że jego syn będzie jeszcze lepszym szukającym, niż on sam. Syriusz poczuł w sobie wielką radość, kiedy zobaczył chrześniaka poszukującego Złotego Znicza… jakby na krótką chwilę znów wrócił się do lat szkolnych i patrzył na Rogacza. Wydawało mu się nawet, że w pewnym momencie Harry dostrzegł go na pustych trybunach. Odszedł wtedy szybko, bojąc się, że nie będzie potrafił oderwać od niego wzroku, co młody Potter z pewnością zauważy. A wtedy mógłby zdradzić Remusowi, że przygląda mu się ogromny, czarny pies z płonącymi na żółto ślepiami…
     Razem z Krzywołapem przeszli szybko przez szkolne błonia i schowali się pod osłoną drzew Zakazanego Lasu. Później ruszyli ścieżką w stronę Wrzeszczącej Chaty.

~*~

     Remus wziął do rąk kubek z gorącą herbatą i upił łyk parującego napoju. Od razu ogarnęło go przyjemne ciepło, które rozlało się w mgnieniu oka po całym jego ciele. Westchnął głęboko i wstał od biurka, które zawalone było wielkimi stosami pergaminów. Były to prace domowe uczniów, które musiał sprawdzić w jak najszybszym czasie.
     Zawsze myślał, że praca nauczyciela jest łatwa i przyjemna: wydawanie poleceń, poprawianie błędów, omawianie kolejnych podręcznikowych tematów… Okazało się, że do tego dochodzi również sprawdzanie prac domowych, ocenianie postępów w nauce i przygotowanie testów podsumowujących. Z jednej strony cieszył się, że ma tak napięty grafik: im mniej czasu poświęcał na wspominanie przeszłości i myślenie o Syriuszu Blacku, tym lepiej. Te wszystkie niechciane sprawy, wraz z ogromną tęsknotą, dopadały go zwykle wieczorami, gdy położył się już do ciepłego łóżka i zgasił światło. Jakby tylko na ten moment czekały, ukryte w kącie pomieszczenia, czy upchnięte za wypełnionymi książkami regałami.
     Raz jeszcze westchnął, przechadzając się po swoim gabinecie. Lubił to miejsce. Hogwart od zawsze był jego domem, nic więc dziwnego, że miał do niego szczególny sentyment.
     Właśnie zatrzymał się przy oknie, obsypanymi kropelkami jesiennego deszczu, jak łzami, i wpatrzył w ciemniejące szkolne błonia. W chatce Hagrida jeszcze nie paliły się światła, ale z kominka zaczął unosić się ciemnoszary dym. Uśmiechnął się sam do siebie, na myśl o przysmakach gajowego, którymi ten ostatnio próbował go poczęstować.
     Już miał odchodzić z powrotem do biurka i z nietęgą miną zabierać się za dalszą pracę, gdy coś dużego na skraju Zakazanego Lasu przykuło jego uwagę. Zmrużył oczy i przetarł poranioną deszczem szybę, jakby to miało zapewnić mu lepszą widoczność.
     Nie, to niemożliwe, pomyślał Lunatyk, czując przyspieszone bicie swojego serca. To przez to, że przed chwilą pomyślał o Syriuszu. To musiało być przywidzenie: przecież najbardziej poszukiwany czarodziej nie mógł sobie ot tak spacerować po szkolnych błoniach Hogwartu! Nawet w postaci wielkiego, czarnego psa. Nawet w towarzystwie rudego kota…
     Poczuł, jak drży. Nie z zimna, a nawet nie ze strachu. Z wątpliwości.
     Może powinien powiedzieć Dumbledore’owi, że Łapa jest animagiem? Nikt z żyjących, oprócz samego Lupina, nie znał przecież jego sekretu…
     Potrząsnął głową i raz jeszcze spojrzał na szkolne błonia. Były zupełnie puste. Musiało mu się wszystko przywidzieć, zadziałała wyobraźnia, może przeszłość miała w tym jakiś udział. Blacka nie było na terenie Hogwartu, zaczął sobie powtarzać. Nie było…
     Zasiadł za biurkiem i złapał za kolejne wypracowanie, ale nie był w stanie się już nad nim odpowiednio skupić.

 _________________________
Ten nowy, cudowny szablon zawdzięczam Lizz Kaviste, której raz jeszcze serdecznie dziękuję! No i z tej okazji macie nowy rozdział, wcześniej, niż być powinien :)

PS: Zrobiłam porządek w spisie treści, podzieliłam rozdziały na części, uporządkowałam linki. No i ten szablon <3
Jak podoba się nowa wersja "Być Huncwotem"? :)

23 komentarze:

  1. Boże. Szablon jest PRZEPIĘKNY!

    Lecę czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku... Aż nie wiem, co napisać.

      Ten rozdział, wbrew pozorom, wydaje mi się taki jakiś spokojny, wiesz? Mimo że Harry'ego zaatakowali dementorzy, mimo że Lupin jest zmęczony po pełniach i mimo tego że Łapa jest poszukiwany, a jego własny przyjaciel się go obawia. Może to dlatego, że czuć w tym rozdziale nadchodzące święta? Albo dlatego, że twoje przemyślenia są tak realistyczne, że znów kraja mi się serce na myśl o niesprawiedliwości, jaka dotknęła każdego z nich?

      Nie wiem. Ale wiem, że niesamowicie mi się ten rozdział podoba. :) Już pisałam o szablonie, ale on NAPRAWDĘ jest ŚLICZNY. *.*

      Usuń
    2. Ja się zakochałam w tym szablonie, po prostu nie mogę się na niego napatrzeć!
      Coś jest w tym, co napisałaś... taka pozorna cisza. Szczerze mówiąc, od pewnego czasu wydaje mi się, że piszę ciągle to samo. Mam tyyyle pomysłów na tą historię, na czas reaktywacji Zakonu Feniksa, że po prostu sama w to nie wierzę, ale najpierw trzeba przebrnąć przez te najgorsze czasy... Mam nadzieję, że do tego czasu nikogo nie zanudzę :D
      Pozdrawiam serdecznie, ściskam!

      Usuń
    3. E tam, nie zanudzisz. Ja tu zawsze wchodzą z przyjemnością. :> A zrobiłaś sobie już takie wstępne szkice i obliczyłaś ile ci zajmie rozdziałów do Zakonu Feniksa?

      Usuń
    4. Nie, szczerze mówiąc to nic nie obliczałam. Mam tylko bladą wizję tego, co napiszę, ale to zawsze się zmienia. W każdym razie na część IV (bo podzieliłam wszystkie rozdziały na części, jakoś to ogarnęłam) mam już taki apetyt, że och! :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szablon naprawdę piękny. Odpowiada mi kolorystycznie, jest przyjazny dla oka i oddaje to, o czym jest to opowiadanie. Lizz odwaliła kawał dobrej roboty.

    Co do rozdziału. Klasa i tyle. Cóż mogę więcej napisać. (Jak zawsze) Mi się podobał. Więzień Azkabanu był przez pewien czas moją ulubioną częścią (póki nie przeczytałam Zakonu Feniksa, a potem następnych, phi), ale mam wrażenie, że z perspektywy Twojego opowiadania, przynajmniej przez te najbliższe rozdziały, nic się nie dzieje. Przynajmniej wiem, że zaraz zacznie się nauka wyczarowywania Patronusa, a stamtąd już o krok do tej pamiętnej pełni ze stadem Dementorów w tle. Perspektywa najbliższych wydarzeń wynagradza nawet najspokojniejsze czasy. Chociaż u Ciebie mam wrażenie, że to taka cisza przed burzą. ;D No i fajnie, że mamy tutaj książki z perspektywy Huncwotów. Tego mi zawsze brakowało.

    Pozdrawiam serdecznie i ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, szablon zdecydowanie cudowny <3
      Więzień Azkabanu jest moją ulubioną częścią. Też mam wrażenie, że ostatnio piszę ciągle o tym samym, ale mimo wszystko ten rok jest ważny i przywiązuję do niego wielką wagę. W przyszłych rozdziałach postaram się puścić wodze fantazji i wymyślić coś, co może zaskoczyć :)
      Tak jak już pisałam, czekam na cześć IV, bo przy reaktywacji Zakonu Feniksa będzie się dziaaaało! :D
      Również pozdrawiam! :*

      Usuń
  4. Kocham Cię, Damo Kier. Muszę mówić coś więcej?

    OdpowiedzUsuń
  5. Szablon śliczny :) Notka również :) prawie się popłakałam czytając fragment o Syriuszu... jestem ciekawa kiedy skonstatuje się z Lupinem. to będzie na pewno ciekawe >.<
    pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi milo :)
      No, trochę jeszcze musi minąć, zanim to nastąpi. Ale mam nadzieję, że uda mi się to ciekawie opisać i dobrze oddać ich uczucia.
      Również pozdrawiam, a weny nigdy za wiele :D

      Usuń
  6. Yo ! Rozdzial...mmm az chce sie zyc ! Szablon przecudny ;) Dzieki , ze poprawilas mi choc troche moj i tak juz zepsuty dzisiejszy czarny humor ;) Jestes jedna z najlepszych autorek internetowych blogow ! PS.Przykro mi ale na pierwszym miejscu i tak zawsze bedzie Rockowa Pumcia ;) Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam poprawić Ci humor :D I dziękuję za te miłe słowa, to niesamowicie buduje i sprawia, że aż chce się pisać :)

      Usuń
  7. Cudowny rozdział. Znów mam ochotę płakać nad tą niesprawiedliwością, która ich spotkała. Powtarzam się, ale oni na to nie zasługują. Koniec. Kropka.
    Z niecierpliwością czekam na chwilę, kiedy Remus będzie uczył Harry'ego. Tzn. czekam też na uniewinnienie Syriusza, ale... ale moment nauki przez Harry'ego Patronusa zawsze uwielbiam. A szczególnie to "Słyszałeś Jamesa?". Już nie mogę się doczekać uczuć Remusa.
    Ach... Myślę, że James nie chciałby takiego losu dla przyjaciela. Pewnie nie chciałby nawet śmierci Petera. W pewien sposób by go zrozumiał. Może nie wybaczył, ale zrozumiał.
    Przejrzałam również podstrony i bardzo mi się podobają. Szczególnie spis treści ^^ Naprawdę dobra robota.
    Na koniec jeszcze słówko o szablonie. Jest cudowny. Kapitalny ;D Bardzo, bardzo mi się podoba i cieszę się, że mamy na nim Huncwotów.
    Weny ;*

    Joy Hp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - nie zasługują...
      Ja też już na to czekam! Zdradzę, że będzie to w rozdziale 90, bo troszkę mi się rozrosły fragmenty o Remusie. Przy tym momencie, o którym wspomniałaś, zawsze mi tak cholernie smutno.
      Cieszę się, że podstrony się podobają - w końcu zajęłam się tym spisem treści, żeby to miało ręce i nogi :D A w szablonie jestem zakochana, często wchodzę na bloga, żeby tylko sobie na niego popatrzeć.
      Dziękuję ślicznie, ściskam! <3

      Usuń
    2. 90? Eh.. Więc dodawaj je szybko, bo nie mogę się doczekać ^^
      To będzie ciekawe, spojrzeć na to z perspektywy Remusa. Mnie też zawsze robi się smutno.

      P.S. Zmieniłam nick.
      Joy Hp

      Usuń
    3. Postaram się jak najszybciej, kolejny prawdopodobnie już w najbliższym tygodniu :) Ostatnio nawet dobrze mi się pisze, choć dalej brnę i brnę przez tego "Więźnia Azkabanu", ale już bliżej, niż dalej :D
      Ok, zmieniam w linkach :)

      Usuń
  8. no i przeczytałam wszystko od deski do deski;))troche mi to zajęło czasu ale szczerze ci powiem że było warto ;D nie chcę się niepotrzebnie rozpisywać.pozdrawiam i czekam na następny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko? O kurczę, to w takim razie bardzo mi miło :) Cieszę się i mam nadzieję, że się podobało, chociaż jakoś początkowych rozdziałów jest troszkę uboga :D
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  9. Hej, tutaj Kliva z ocenialni Wszechstronni. Mam prośbę, która zdecydowanie ułatwiłaby mi ocenę twojego bloga. Zakładam, że masz plik w wordzie z całym opowiadaniem i tutaj następuje pytanie: czy mogłabyś mi go przesłać na adres mailowy? Byłabym bardzo wdzięczna kliva-net@tlen.pl
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początku powiem, że jestem zachwycona szablonem, napisem na belce, ogólnie wszystkim. Metamorfoza bardzo na plus, co nie znaczy, że wcześniej było niefajnie ;D
    Co do rozdziału, to nie działo się zbyt wiele, ale takie też są potrzebne :) Zresztą, Twój styl pisania idealnie pasuje do takich refleksyjnych fragmentów, ale nad nim się już zachwycałam kilka razy ;)
    Od kilku ostatnich rozdziałów jest mi tak strasznie żal i Lunatyka, i Syriusza. Tacy młodzi ludzie, a tyle ich już złego spotkało i tyle jeszcze spotka -_-
    Ogólnie to post wprowadził mnie w bardzo melancholijny nastrój, ale i tak nie mogę się doczekać następnych! Zwłaszcza tych, w których Remus będzie uczył Harry'ego, no i oczywiście końcówki Więźnia.
    Przepraszam, że tak bez ładu i składu, ale jestem strasznie nieogarnięta ostatnio.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Moze nie wydarzyło sie tutaj zbyt dużo ale i tak mi sie podobało :D Szkoda mi bardzo Remusa i Syriusza :( mam nadzieje ze w końcu jakos ze sobą porozmawiają i Remus przestanie myslec o Syriuszu jak o Smierciozercy

    OdpowiedzUsuń