19 sierpnia 2012

86. Noc Duchów


Dla Piotrka, mojego najlepszego przyjaciela,
który po raz kolejny przywrócił mi wyobraźnię.

~*~

     Wrzesień minął Remusowi w zastraszającym tempie. W Hogwarcie nic się nie zmieniło: wskazówki zegara gnały do przodu, nie interesując się tym, co zostawiają za sobą. Lekcje z młodymi czarodziejami i czarownicami przynosiły Lunatykowi wiele radości. Miał też wrażenie, że uczniowie lubią jego przedmiot, a przynajmniej zdecydowana większość, gdyż dom Salazara Slytherina nie kwapił się z okazywaniem tego. To z ich strony doznawał najwięcej przykrości, chociaż dusza mu rosła, kiedy Krukoni, Puchoni i przede wszystkim Gryfoni stawali murem w jego obronie. W tym i Harry.
     Miesiąc wystarczył, by Remus przekonał się, jaki on naprawdę jest. Z pewnością miał o wiele więcej zdrowego rozsądku, niż James, wydawało mu się także, że odziedziczył po Lily bystrość umysłu. Harry’ego Pottera, podobnie jak jego rodziców, nie dało się nie lubić. Był tak podobny do Jamesa, a jednocześnie tak od niego inny, że Remus nie mógł niekiedy powstrzymać się od uśmiechu, gdy na niego patrzył.
     Największa różnica między ojcem a synem była taka, że James przez całe siedem lat nauki umyślnie szukał kłopotów, natomiast w przypadku Harry’ego, to kłopoty szukały jego.
     Nastał październik, jesień przywitała Hogwart chłodem, ale także pięknymi krajobrazami. Drzewa w Zakazanym Lesie kołysały się delikatnie smagane delikatnym wiatrem, a z chatki Hagrida na skraju błoni zaczął unosić się dym z kominka. Remus obiecał sobie, że któregoś dnia musi odwiedzić gajowego, ale jak na razie nie miał na to czasu: lekcje, sprawdzanie prac domowych, szukanie czarnomagicznych stworzeń, a na dodatek zbliżająca się pełnia.
     Remus siedział właśnie w swoim gabinecie, popijając wywar tojadowy uwarzony przez Severusa Snape’a i myślał o Harrym, który niedawno opuścił jego gabinet. Nie mógł uwierzyć, że sprawa z boginem tak przygnębiła syna jego przyjaciela. Widocznie Harry nie bez powodu został przydzielony do domu Godryka Gryffindora. Im bardziej go poznawał, im więcej czasu z nim spędzał, tym bardziej odkrywał, jak dobrym jest człowiekiem. Widział też, jak bardzo Harry cenił przyjaźń. Miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał przez to cierpieć, i że los będzie bardziej wyrozumiały dla niego, Rona i Hermiony, bo dla samego Lunatyka, Glizdogona, Łapy i Rogacza z pewnością nie był.
     Westchnął głęboko i spojrzał na zegarek. Do uroczystej uczty z okazji Nocy Duchów pozostało jeszcze kilka godzin. Wcale nie miał ochoty ślęczeć nad pracami domowymi swoich uczniów. Odłożył na bok pergaminy i pióra, po czym postanowił już dziś odwiedzić Rubeusa Hagrida w jego chatce na skraju Zakazanego Lasu.
     Korytarze zamku były puste. Po drodze nie spotkał nikogo, oprócz woźnego Argusa Filcha, przeklinającego jak to miał w zwyczaju wszystkich uczniów tej szkoły. Uśmiechnął się do niego i skinął lekko głową, ale Filch to zignorował. Lunatyk miał dziwne wrażenie, że woźny wciąż pamięta o przynależności Remusa do najsłynniejszej magicznej bandy sprzed lat, która sumiennie szarpała jego nerwy na każdym kroku.
     Zapukał do drzwi domu Hagrida. Odpowiedziało mu szczekanie Kła, a po chwili w wejściu stanął gajowy. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętał.
 - No wreszcie, Remusie! – ucieszył się. – Już myślałem, że nigdy mnie nie odwiedzisz.
 - Mam naprawdę dużo pracy – usprawiedliwił się Lunatyk. – Ale w końcu znalazłem wolną chwilę, więc postanowiłem ją dobrze wykorzystać.
 - Wejdź, proszę! Napijesz się herbatki? Mam też ciasto domowej roboty!
 - Dziękuję, Hagridzie, herbata wystarczy, dziś uczta w zamku…
     Remus pamiętał specyficzne wypieki gajowego jeszcze z lat szkolnych – krajanki z wielkimi pazurami, szarlotki z odbierającymi apetyt włosami, przekładańce z twardymi grudami. Przypomniał sobie, że nawet Peter nie jadał potraw przygotowanych przez gajowego i na wspomnienie tego prawie się uśmiechnął.
     Kiedy usiadł na fotelu, od razu rzucił się na niego Kieł, pies Hagrida, śliniąc mu całą czarodziejską szatę. Rubeus postawił przed nim kubeł gorącej herbaty.
 - Powinienem zwracać się do ciebie teraz panie psorze! – zachichotał Hagrid, siadając po drugiej stronie stołu. Lunatyk machnął tylko ręką.
 - Nie przesadzaj. Połowa personelu pamięta mnie ze szkolnych lat.
 - Całą waszą bandę! Filch do dziś nie może się pozbierać… Zbroje ganiające po całym zamku, zaczarowane wrota, tony łajnobomb, ach, to były czasy…
     Wspominanie przeszłości bolało Remusa. Te czasy, lepsze czasy, które odeszły na zawsze, które spakował do szuflady w swoim sercu, nie pragnąc do nich wracać. Były piękne, ale były tylko wspomnieniami – echem dawnych słów, mglistym filmem przewijanym w zwolnionym tempie, iluzją i złudzeniem szczęścia. Dziś był tutaj, znów w Hogwarcie, w zupełnie innej roli, mając nowe zadanie, mając nowe życie. Jeszcze tylko te mury, te korytarze, te drzewa i te kwiaty znają zapach przeszłości, pamiętają minione lata, ale dziś przecież nie ma już takiego, który chciałby ich słuchać.
 - Kto by pomyślał, że wszystko tak się poukłada – westchnął nagle gajowy.
 - Nikt, Hagridzie. A już na pewno nikt z naszej czwórki. Po śmierci Lily i Jamesa, ja… Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. To było okropne. A przecież trzeba było żyć dalej.
 - Harry tak jest do nich podobny… Uwielbiam tego chłopaka. Wyobraź sobie, Remusie, że w tamtym roku to on razem z Ronem i Hermioną pomogli mi uniknąć Azkabanu! A jeszcze wcześniej, na ich pierwszym roku, pokonali trolla w zamku, poznali Puszka, rozwikłali zagadkę Kamienia Filozoficznego i Harry spotkał się z samym Sam-Wiesz-Kim…
     Lunatyk słyszał o tym. Podobnie jak Dumbledore, Remus nigdy nie uwierzył w odejście Lorda Voldemorta. Wiedział, że on gdzieś tam jest, słaby i bez sił, ale jednak jest, czeka. Być może jakiś sługa przyjdzie mu z pomocą, może posiądzie inne ciało. Wiedział, że jeszcze wróci. Z Azkabanu uciekł Syriusz… Syriusz Black, Śmierciożerca.
 - Pamiętam, jak zobaczyłem go po raz pierwszy – ciągnął Hagrid z lekkim uśmiechem. – To było jeszcze u Dursleyów. Taki chudy, taki skromny. Nie opiekowali się nim tam dobrze, oj nie. W ogóle nie wiedział, że jest czarodziejem. Myślał, że Lily i James zginęli w wypadku…
 - Same bzdury – wtrącił się Remus. – Ale z tą siostrą Lily nigdy nie było lekko. Pamiętam, jak o niej opowiadała. Ona i ten jej mąż, najgorsi mugole pod słońcem…
 - I pod ich dach trafił Harry Potter!
 - Cóż, rozumiem Dumbledore’a. Nie miał żadnej innej rodziny…
 - A nie wiem czy wiesz, ale to ja wyciągnąłem go z ruin tego domu, wtedy, w tą straszną Noc Duchów, trzynaście lat temu. Kompletna ruina. I był tam wtedy Black…
     Lunatyk poczuł na ciele gęsią skórę. Nie wiedział o tym wcześniej.
 - Był nieźle przerażony, cholibka, że też ja wcześniej nie zauważyłem, że z nim coś nie tak! Bo niby dlaczego znalazł się tam tak szybko? No musiał wiedzieć, musiał! A ja z nim gadałem, Remusie, rozumisz? Ja pożyczyłem od niego motor! Gdybym tylko wiedział…
 - Hagridzie, nikt nie mógł tego przewidzieć.
     Gajowy pociągnął kilka razy nosem i zacisnął dłonie w pięści. Lunatyk spuścił głowę. Rozmawianie o Syriuszu Blacku było dla niego bardzo ciężkie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Łapa, ten Łapa, mógł zdradzić. Ale takie były fakty. Nie mógł nic na to poradzić.
 - A teraz uciekł z tego… Azkabanu… - ciągnął Hagrid. – Jest tam gdzieś, nie wiadomo gdzie… Czai się, może chce jeszcze dopaść Harry’ego…
 - Wiesz, że Dumbledore na to nie pozwoli.
 - Taak, wiem… Dumbledore… To wspaniały facet… On bardzo się tym wszystkim martwi. Jeszcze ci dementorzy przy granicach Hogwartu… Wiadomo, to dla bezpieczeństwa, wszystkich uczniów i Harry’ego… Ale aż mnie ciarki przechodzą, jak pomyślę.
 - Cóż, jeśli to ma pomóc…
     Rozmowa z gajowym przeciągnęła się do kilku godzin. Zapadał już zmierzch, gdy Remus opuścił ciepłą chatkę Hagrida i udał się w kierunku zamku, na uroczystą ucztę. Kiedy odwrócił się raz jeszcze, by pomachać Rubeusowi, w krzakach dostrzegł jakieś wielkie żółte ślepia, wpatrujące się w niego bez mrugnięcia. Zatrzymał się i wpatrzył w ciemność. Po chwili zniknęły, a z krzaków wyskoczył rudy kot, który, jak wiedział, należał do Hermiony. Lunatyk miał jednak wrażenie, że oczy, które zauważył, nie należały do Krzywołapa. Ruszył dalej do zamku, nie mogąc pozbyć się dziwnego wrażenia, że jest obserwowany.

~*~

     Łapa śledził Remusa od momentu, kiedy ten opuścił Hogwart i skierował się do chatki Hagrida. Nie widział go od tak dawna, od dwunastu lat… Zaskamlał żałośnie, kiedy dostrzegł potarganą szatę, siwiejące włosy i zmarszczki na tak młodej przecież twarzy. Towarzyszący mu kot spojrzał na niego wtedy z oburzeniem i prychnął ostrzegawczo.
     Syriusz zaprzyjaźnił się z Krzywołapem. Niezwykle inteligentny czworonóg opowiedział mu już o Hogwarcie. Wiedział więc, kto, gdzie i z kim mieszka, kto się przyjaźni, które łóżko w dormitorium do kogo należy. Łapa lubił słuchać o Harrym. Nie miał jak na razie okazji ponownie go zobaczyć, ale Krzywołap dowiedział się o zbliżającym się pierwszym meczu quidditcha, w czym Syriusz widział swoją szansę. Harry był szukającym, tak samo jak James. Rogacz za życia zawsze powtarzał, że jego syn będzie jeszcze lepszym graczem, niż on sam – mistrz nad mistrzami. Łapa musiał się o tym przekonać na własne oczy.
     Lunatyk wyszedł od gajowego na krótko przed rozpoczęciem uczty. Prawdopodobnie zauważył w krzakach Syriusza, ale Łapa wiedział, że nie mógł go z tak dużej odległości poznać. Uratował go po raz kolejny Krzywołap, wychodząc na szkolne błonia.
     Dzisiejszej nocy dostanie się do Wieży Gryffindoru. Znajdzie Petera i od razu go zabije. Mały Pettigrew tym razem nie wzbudzi w nim litości, nie daruje mu życia, tak, jak zrobił to poprzednim razem. Syriusz nie popełniał dwa razy tych samych błędów. To całe szaleństwo musi się skończyć, rachunki muszą zostać wyrównane. Nie ma innej możliwości.
     Czekał. Obserwował okna Wielkiej Sali, rozjarzone blaskiem tysiące świec. Widział duchy przelatujące nad sklepieniem, słyszał gwar podnieconych rozmów i wybuchy śmiechu. Też kiedyż uczestniczył w takich ucztach, siedział wraz z przyjaciółmi przy stole Gryffindoru, modląc się, by na błyszczących półmiskach pojawiły się wreszcie smakowite potrawy. Tym razem przyszło mu przyglądać się temu wszystkiemu z boku i tylko wyobrażać sobie innych uczniów, w tym i Harry’ego, rozmawiającego radośnie z kolegami i koleżankami.
     Niedługo po Remusie, ścieżką do zamku ruszył i sam Rubeus Hagrid. Łapa ucieszył się na jego widok. Gajowy nic się nie zmienił, chyba, że jeszcze bardziej urósł. Ta sama długa i gęsta broda, dobrotliwy uśmiech, dłonie o rozmiarze pokrywy śmietnikowej. Oni wszyscy wciąż tu byli, żyli, rozmawiali i oddychali, podczas gdy jemu samemu, Syriuszowi, całe to życie odebrano. Nie należał do świata, któremu się przyglądał.
     Sekundy upływały wolno, zbyt wolno. Kiedy dzisiejszego popołudnia Krzywołapowi nie udało się upolować Glizdogona w dormitorium, Syriusz postanowił wejść do zamku. Jemu już nie ucieknie. Nie będzie chował się w koszuli swojego pana. Nie pozwoli na to.
     Wydawało się, że minęła cała wieczność, zanim Łapa zadecydował, iż nadszedł właściwy czas. Ruszył truchtem w stronę zamku, cały czas w swojej psiej postaci. Krzywołap towarzyszył mu do wrót Hogwartu, następnie czmychnął w bok, chcąc upolować jakąś mysz. Syriusz stanął na dwóch łapach i bez problemu pchnął drzwi, których Hagrid uprzednio nie zatrzasnął zbyt dobrze.
     Zaraz po przekroczeniu wejścia uderzyła go fala ciepła. Spojrzał na Wielką Salę, skąd dochodziły wesołe rozmowy i brzdęk sztućców. Nie zajrzał do środka: ruszył prosto do Wieży Gryffindoru. Drogę pamiętał doskonale. Nigdy nie pomyślałby, że te wszystkie szczegóły z poprzedniego życia aż tak zapadną mu w pamięć. Pamiętał wszystko: każdy zakręt, każdy stopień – pułapkę, każde drzwi prowadzące w poniedziałek do innego miejsca, niż we wtorek. Zamek był cichy i pusty, wszystkie istoty – duchy czy ludzie – znajdowały się w Wielkiej Sali, nieświadomi, że najbardziej poszukiwany czarodziej właśnie w tej chwili spaceruje kamiennymi korytarzami. To była najodpowiedniejsza pora, pomyślał z zadowoleniem Syriusz. Nawet postacie z portretów nie były obecne, wszyscy skupili się tam, na parterze, gdzie duchy odgrywały popisowe przedstawienie.
     Dotarł do Wieży Gryffindoru. Gruba Dama była w swoich ramach, pilnując wejścia do Pokoju Wspólnego. Łapa zastanawiał się przez chwilę, czy zostanie rozpoznany, ale w końcu przyznał, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie miał nic do stracenia.
     Przybrał swą ludzką postać i stanął twarzą w twarz z Grubą Damą. Uśmiech szaleńca zagościł na jego twarzy. Zdawał sobie sprawę, jak blisko jest Petera – bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Gruba Dama nie okazała ani odrobiny zaskoczenia na jego widok.
 - Podaj hasło – powiedziała swoim melodyjnym głosem.
 - Hmmm… Fasolki wszystkich smaków – spróbował Syriusz, sięgając pamięcią do haseł, które obowiązywały podczas jego nauki w szkole. Zdziwił go swój własny głos, a raczej charkot, wydobywający się z gardła. Od tak dawna go nie używał…
 - Błędne – stwierdziła Gruba Dama. – Nie możesz wejść do środka.
 - Eee… Czekoladowa żaba? – spróbował. – Też nie… To może… Abrakadabra. Nie? Cóż… Świński ryj. Fatalne Jędze. Karmazynowy fistaszek. Dupa Maryna! – zdenerwował się.
     Gruba Dama kręciła tylko głową na boki.
 - Słuchaj, naprawdę nie mam czasu. Nie możesz mnie tam po prostu wpuścić?
 - Niestety, to niemożliwe. Musisz znać hasło.
 - Musisz mnie tam wpuścić.
 - Nie ma hasła, nie ma wejścia… - zanuciła Gruba Dama, a Syriusz poczuł ciarki na plecach, bo wydawało mu się, że gdzieś kilka pięter niżej słyszy głosy uczniów…
     Wrzasnął rozzłoszczony i wyjął z kieszeni niewielki scyzoryk – jedyna rzecz, jaką zawsze nosił ze sobą. Z wściekłości rzucił się na portret, tnąc ostrzem płótno. Gruba Dama krzyknęła przerażona i wyskoczyła ze swoich ram. Łapa ciął i targał materiał, póki nie usłyszał za sobą złośliwego chichotu, który przecież doskonale znał…
     To był Irytek. Unosił się nad ziemią, zaśmiewając się w najlepsze. Syriusz, niewiele myśląc, rzucił się do ucieczki. Na szczęście wciąż pamiętał huncwockie skróty i tajemne przejścia, tak, że niezauważony zdołał wymknąć się z zamku. Jeszcze przed wyjściem na szkolne błonia przybrał swoją drugą postać i jako wielki pies pomknął w kierunku Zakazanego Lasu, rozzłoszczony swoim niepowodzeniem.

~*~

     Remus dotarł przed portret Grubej Damy razem z profesor McGonagall i Snape’m. Albus Dumbledore już tam był, przyglądając się strzępom płótna z szeroko otwartymi oczami. Irytek rechotał nad ich głowami, a ciekawscy Gryfoni wyciągali głowy, żeby dostrzec, co jest powodem tego całego zamieszania.
 - Musimy ją odnaleźć – powiedział dyrektor Hogwartu. – Profesor McGonagall, proszę iść zaraz do Filcha i powiedzieć mu, żeby przeszukał wszystkie obrazy w zamku.
 - Powodzenie murowane! – zaskrzeczał Irytek.
 - Co masz na myśli, Irytku?
 - Jest zawstydzona, wasza dyrektorska mość. Nie chce, by ją ktokolwiek zobaczył. Jest w okropnym stanie. Widziałem ją niedawno, jak przebiegała przez landszaft na czwartym piętrze, chowając się wśród drzew. Wykrzykiwała coś okropnego. Biedaczka…
 - Mówiła, kto to zrobił? – zapytał Dumbledore.
 - Ależ tak. Bardzo się rozzłościł, kiedy nie pozwoliła mu wejść. – Irytek wywinął kozła i uśmiechnął się w kierunku dyrektora. – Ale się wściekł ten Syriusz Black.
     Lunatyk poczuł, jak miękną mu nogi, a krew dosłownie odpływa z twarzy. Na moment nawet serce przestało mu bić. Uczniowie stojący najbliżej podchwycili wypowiedziane przez Irytka słowa, tak, że dookoła rozbrzmiewały teraz szepty i krzyki przerażenia. Każdy powtarzał tylko to imię i nazwisko: Syriusz Black.
 - Trzeba przeszukać zamek – powiedział Dumbledore, nie tracąc zdrowego rozsądku. – Prefekci niech zaprowadzą uczniów do Wielkiej Sali, tam spędzicie dzisiejszą noc. Profesor Flitwick zajmie się kwestiami organizacyjnymi. Niedługo dołączą tam także Krukoni, Puchoni i Ślizgoni. Nauczyciele pomogą w poszukiwaniach. Remusie – dyrektor spojrzał prosto w oczy Lunatyka – pozwól na chwilkę.
     Snape rzucił Lupinowi mściwe spojrzenie, po czym ruszył do lochów. Dumbledore czekał, aż uczniowie zniknął za zakrętem pobliskiego korytarza, po czym westchnął.
 - Nie pomogłem Blackowi dostać się do szkoły – powiedział Lunatyk, nim Dumbledore zdołał chociażby otworzyć usta. – Przysięgam, nie miałem w tym udziału.
 - Wiem, Remusie. Nie sądzę, żebyś mógł mu pomóc.
     Odetchnął z ulgą, choć dalej był spięty i przejęty. Łapa mógł być tak blisko…
 - Black jednak jakimś sposobem dostał się do szkoły. Nie wiem, jak udało mu się tego dokonać. Przyjaźniliście się… Chcę zapytać, czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
     Lunatyk zastanowił się. Syriusz Black był nielegalnym animagiem, a co za tym idzie – nikt nie miał o tym pojęcia. Nikt z żyjących… poza nim. Bał się jednak to zrobić. Bał się, że straci zaufanie Dumbledore’a, którym ten go obdarzył.
     Pokręcił więc przecząco głową z głośnym westchnięciem bezsilności.
 - Nie, dyrektorze. Nie potrafię pomóc.
     Dumbledore przytaknął, kładąc mu dłoń na ramieniu.
 - Wiem, że to dla ciebie ciężkie, Remusie. Człowiek, którego uważałeś za przyjaciela. Teraz musimy chronić uczniów, przede wszystkim Harry’ego. Nie bez powodu Black próbował się dostać właśnie do Wieży Gryffindoru.
     Remusowi aż ciarki przeszły po plecach, kiedy pomyślał, że gdyby dziś nie było Nocy Duchów, tylko normalny, zwykły wieczór, Gryfoni byliby w Pokoju Wspólnym, w tym i Harry. Szczęście w nieszczęściu, przyznał Lunatyk, wciąż zaniepokojony.
 - Pomóż pozostałym nauczycielom przeszukiwać zamek, Remusie – rzekł ponownie Dumbledore. – Ja muszę porozmawiać z dementorami.
     Kiwnęli sobie głowami, po czym każdy ruszył w przeciwną stronę.
     Ale poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Syriusz Black – jakimkolwiek sposobem dostał się do zamku – teraz rozpłynął się w powietrzu. Remus na własną rękę sprawdził kilka ukrytych przejść, z których Huncwoci korzystali jeszcze w latach szkolnych, ale wszystkie pełne były jedynie wspomnień z przeszłości. Pozostali nauczyciele również mieli spuszczone głowy i zaniepokojenie wymalowane na twarzach. Poszukiwania trwały do późnej nocy, a Syriusza Blacka jak nie było, tak go nie znaleziono.
     Tej nocy grono pedagogiczne nie położyło się do łóżek. Całą noc patrolowano korytarze i okolice wokół zamku. Wszyscy uczniowie z czterech domów spali w Wielkiej Sali, głowa obok głowy. Prefekci pilnowali porządku w pomieszczeniu.
 - Trzymaj, Remusie. – Hagrid wręczył Lunatykowi kubek gorącej herbaty. Pełnili właśnie wartę przy drzwiach frontowych do szkoły. – Cholibka, kto by pomyślał… A my żeśmy kilka godzin wcześniej o nim gadali, nie? Na Merlina…
 - Nie mam pojęcia, jak Black zdołał dostać się do szkoły.
 - Kto wi, ale ja se tak myślę, że skoro udało mu się z Azkabanu zwiać, to może on jakieś czarnomagiczne sztuczki zna? Od lat Hogwart nie był tak chroniony…
     Lunatykowi zawsze wydawało się, że lata spędzone w murach strasznego Azkabanu pozostawiają na ciele i w duszy człowieka wyraźne ślady. Spotkał w swoim życiu ludzi, którzy w końcu zostali uniewinnieni i wyszli na wolność. W większości nigdy nie wracali już do poprzedniego stanu zdrowia. Więzienie pozbawiało ich także w znacznym stopniu umiejętności magicznych – nie byli w stanie czarować. Czy możliwe było, żeby na Syriusza Blacka dementorzy nie działali w taki sposób?
     Miał kompletny mętlik w głowie. Pragnął tylko, by na niebie znów wyszło słońce, by wreszcie wstał świt. Wiedział, że pełnia wypadała za kilka dni i zwykle chciał, by czas ciągnął się nieskończenie długo, ale tym razem było wprost przeciwnie.
     Na kilka godzin przed świtem do szkoły wrócił Dumbledore.
 - Dementorzy są źli. Nalegali, bym wpuścił ich do szkoły, sami chcieli przeszukać zamek. Rozgniewali się, kiedy im odmówiłem.
 - Jeszcze dementorów by nam tutaj brakowało! – wtrąciła McGonagall.
 - Nie wiemy gdzie jest Black ani jak dostał się do zamku – zaczął dyrektor – ale wiemy, po co, albo raczej po kogo prawdopodobnie przyszedł. Trzeba mieć na oku Harry’ego.
     Lunatyk, Hagrid i profesor McGonagall kiwnęli potakująco głowami. Ale Remus pomyślał, ku swojemu przerażeniu, że jeśli kłopoty wciąż tak będą szukać Harry’ego jak do tej pory, to nawet tak wiele par oczu nie wystarczy.

_________________________
Tak, teraz jestem spełniona.
Bo kto powiedział, że za tymi chmurami nie ma słońca?

33 komentarze:

  1. Dwa rozdziały! Jestem w niebie :)
    Zacznę od tego, że w poprzednim rozdziale napisałaś takie zdanie: "Jeśli jest na świecie jakakolwiek sprawiedliwość, to musi być ona cholernie niesprawiedliwa". Strasznie mi się ono podoba, bo jest takie... prawdziwe. I idealnie odnosi się do Twojej historii. Po prostu jesteś wielka, Damo Kier, uwielbiam Cię!
    A ten rozdział... cud, miód i orzeszki, jak to się mówi. Idealnie opisujesz uczucia. Nigdy nie zastanawiałam się, jak mógł wyglądać napad na Grubą Damę z perspektywy Syriusza. Twoje opowiadanie jest faktycznie "Historią inną niż wszystkie" - nie spotkałam się jeszcze w internecie z opowiadaniem, które trwa prawie od początku Huncwotów, i wciąż końca nie widać. I mam nadzieję, że ten koniec szybko nie nastąpi.
    Poza tym stawiasz na prostotę, co Ci się chwali. Żadnych zapierających dech w piersiach nagłówków, żadnego przepychu. To mi się jeszcze bardziej podoba. Wchodzę tu i zagłębiam się w tekst, i cieszę się, że mogę to robić.
    Jesteś mistrzem, profesjonalistką. Podziwiam.
    Pozdrawiam,
    czarnoczarna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za miłe słowa. Naprawdę... aż nie wiem, co powiedzieć. Nigdy nie pomyślałam, że to, co piszę, może wywołać tak wielkie emocje.
      No, to w końcu faktycznie "Historia inna niż wszystkie" :D
      Również serdecznie pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Kiedyś pamiętam, jeszcze na Onecie, napisałaś w ramce "Dlaczego "Być Huncwotem"?", że w swoim opowiadaniu dążysz przede wszystkim do zdrady przyjaciela.

    Ja nigdy nie rozumiałam, jeśli mam być szczera, tego całego wątku z Glizdogonem i Syriuszem. Rowling chciała przedstawić Knota jako człowieka, który tak dbał o swoje stanowisko, chociaż wiedział, że się na nie nie nadaje, że był w stanie oskarżać niewinnych ludzi - przykładem chociażby jest Harry, kiedy ta wredna Umbridge nasłała na niego dementorów, żeby "uciszyć" Harry'ego, co było namacalnym dowodem na to, że Knot nie panował nad sytuacją. Ale żeby aż tak? To było wręcz chore. Pamiętasz, jak w piątej części uznał, że za ucieczkę Belli z Azkabanu odpowiedzialny był Syriusz? Myślałam, że padnę ze śmiechu. Jak Syriusz uciekł z Azkabanu, wszędzie było pełno dementorów. A kiedy doszło do tej masowej ucieczki w piątej części, po dementorach nie było ani śladu. Ja rozumiem, że można się bać stracić pracę. Ale, prawdę mówiąc, on sam do tego dążył swoim zachowaniem.

    A do czego ja dążę? Do tego, że ja tego nie łapię. Nigdy nie łapałam. Okej. To jest ten cały ciąg przyczynowy-skutkowy: gdyby Syriusz nie zaproponował Potterom, żeby wybrali Glizdogona na strażnika tajemnicy, to prawdopodobnie Voldermort by go zabił, bo nie wierzę, że Syriusz by mu powiedział, a Voldemort znalazłby inny sposób i wszystko potoczyłoby się inaczej, i najwyraźniej tak miało być, ale no... Dlaczego Lupin tak łatwo uwierzył w zdradę Syriusza? Hagrid? Dumbledore? I inni? Syriusz kochał Jamesa i Lily. Zdecydowanie bardziej niż Glizdogon, który chyba nigdy ich nie kochał, i kompletnie nie rozumiem, jakim cudem w ogóle Huncwoci się z nim zaprzyjaźnili, bo on zawsze przecież był taki trochę niedorobiony i leciał tam, gdzie wiedział, że będzie bezpieczny. Och, no dobra. Wszyscy się połapali, że to był on, ale moim zdaniem trochę za późno - przecież Knot zrozumiał swój błąd dopiero po śmierci Syriusza. Więc w praktyce zepsuł mu połowę życia. Bez sensu.

    Wkurza mnie jak nic ten wątek z tą niby zdradą Syriusza i zaślepieniem ludu. Chociaż scena w filmie, kiedy Lupin i Syriusz spotykają się we Wrzeszczącej Chacie i padają sobie w ramiona, jest piękna. *-*

    Wybacz, rozgadałam się. Ale twój rozdział zmusił mnie do refleksji nad tym wszystkim i musiałam się wygadać. Nie mogę się doczekać, kiedy to wszystko wyjaśnisz i zaczniesz pisać o Zakonie Feniksa, bo moim zdaniem to najlepsza część, no i jest w niej tyleeee Syriusza *.* Może mu jakąś dziewczynę znajdziesz, co? :>

    Czekam na następny. Umilisz mi powrót do szkoły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja cieszę się, że się rozgadałaś. I nawet przyznam Ci trochę racji - również wkurza mnie to, że cały magiczny świat uważa Syriusza za zdrajcę, choć jakoś muszę to przełknąć... Ale do rzeczy: wszystko jest takim ciągiem przyczynowo-skutkowym, który zaczął się od tego, że Syriusz zaproponował Potterom, by to Glizdogon został ich strażnikiem tajemnicy. Pomysł dobry, ale pomyłka co do osoby - jak wszyscy wiemy. Peter nigdy mi nie pasował do ich zgrai. Wydaje mi się, że należał do niej tylko dlatego, że mieszkali w jednym dormitorium, byli z jednego roku. Wiecznie w cieniu przyjaciół, niedoceniony... Wydaje mi się, że był sprytniejszy od wszystkich, co potwierdziła też pani Rowling, przypisując mu taką a nie inną rolę w tym opowiadaniu.
      Wracając do "zdrady" Syriusza: wszyscy uwierzyli pozorom. Skoro Łapa był najlepszym przyjacielem Rogacza - musiał zostać jego Strażnikiem. A skoro Voldemort dostał się do domu w Dolinie Godryka - Strażnik musiał zdradzić. My wiemy oczywiście, że Syriusz tego nie zrobił, ale cały magiczny świat żył w przekonaniu, że Peter nie żyje. Nawet Remus nie mógł zaprzeczyć tym faktom, choć pewnie bardzo by chciał.
      Postaci Knota nigdy nie lubiłam, zbyt zachłannie piastował swój urząd. Dla mnie był dziwny, zadufany w sobie. Zgadzam się, że zepsuł Syriuszowi pół życia. I tego nie mogę przeboleć.

      Też nie mogę doczekać się Zakonu Feniksa, bo mam pomysł co do tych czasów. I w ogóle, dużo trudniejsze staje się pisanie zgodnie z kanonem :D
      Czy znajdę Syriuszowi dziewczynę... hm, nie będę zdradzać :D

      Serdecznie pozdrawiam, ściskam!

      Usuń
    2. Peter zdecydowanie był sprytny, kiedy zostawił po sobie tylko palec. Kombinował, gdzie będzie mu dobrze - w końcu u Weasley'ów spędził 12 lat z wygody, a potem trzymał się blisko Voldemorta, na czym wiadomo, że skończył źle. Ale, nie zastanawiało cię, dlaczego nie wybrali Lupina na strażnika tajemnicy? Czy myśleli, że po niego także przyjdzie Voldemort?

      Ale też mogliby zdradzić Remusowi, że zamienili Strażników. Albo chociaż zmusić Glizdogona do gadania, kiedy Lily napisała raz w liście do Syriusza, który znalazł Harry w domu przy GP 12, że był jakiś niespokojny. Chociaż pewnie to by sprawiło, że wszystko potoczyłoby się inaczej...

      Rozumiem cię. Na początku miałaś łatwo, bo mało było informacji z czasów szkolnych Huncwotów, a potem z życia Lily i Jamesa, a teraz, jak już Huncwoci przeplatają się z losami Harry'ego jest o wiele trudniej. Ale wiesz, że fajnie ci to wychodzi? Dodajesz wiele od siebie. Musisz się niby trzymać informacji, ale i tak większość jest od ciebie. Myśli, uczucia. To wspaniałe.

      Usuń
    3. Lupina uważano za zdrajcę w tamtych czasach. Wykluczono go Z Zakonu Feniksa, bo posądzano go o szpiegostwo. Dopiero później się wyjaśniło, że zdrajcą nie był on, tylko Peter (a nawet nie Syriusz, jak sądzono po tym wszystkim). I z tego co wiem, to Remus z pozostałymi Huncwotami nie utrzymywali kontaktu w tamtych czasach. W trzeciej części Łapa przeprasza Lunatyka, że uwierzył w te oskarżenia, pamiętasz?

      Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się, że jednak ktoś to czyta i nawet się to podoba :) Pewnie gdybym zaczynała pisać tą historię od początku, inaczej poprowadziłabym niektóre wątki, ale nie zrobię tego. Lubię wracać do tych najstarszych rozdziałów i czasem się śmieję z samej siebie. Te późniejsze rozdziały są... dojrzalsze? To chyba dobre słowo :D

      Usuń
    4. Już mi świta. To było nawet w twoim opowiadaniu, że odwrócili się od Lupina, i on był taki samotny, ale Huncwotom i tak było trudno w to uwierzyć. Pamiętam, że Syriusz nie dowierzał temu wszystkiemu albo nie chciał w to uwierzyć. Ale tego fragmentu z trzeciej części to nie. Chyba czas sobie odświeżyć pamięć. o.O

      Wszystkie są świetne! Ja się wstydzę swoich początków, ale ty miałaś naprawdę fajny początek. Bawiły mnie twoje pomysły za czasów Huncwotów. Naprawdę. A pamiętasz ten rozdział, kiedy James i Lily mieli się umówić, ale ją zatrzymał Filch? I potem oboje byli tacy struci, James siedział bez przerwy na błoniach w pelerynie niewidce? To był chyba mój ulubiony rozdział. Miałam wtedy takie motyle w brzuchu, bo uwielbiam takie rzeczy, a potem byli razem. *___* No cudo normalnie.

      Usuń
    5. Ja niedawno na potrzeby tego opowiadania przeczytałam raz jeszcze wszystkie tomy, więc jestem na bieżąco :D Nigdy nie mogę zrozumieć tylko jednego: dlaczego Harry od początku nie widział testrali, skoro przecież widział śmierć Lily? ;O

      Ooo, pamiętam ten rozdział! Pamiętam nawet jak szukałam pomysłu, w jakich sposób ich połączyć :D Czasem lubię wracać do tych huncwockich, beztroskich lat. Szczególny sentyment mam do rozdziałów dotyczących Balu Bożonarodzeniowego i potem do 50, gdzie był ślub Lily i Jamesa :D
      A jak teraz przetrwam te smutne czasy, to później znów zagości wśród bohaterów uśmiech i humor. I do tego chcę dotrzeć jak najszybciej, choć wiem, że nie mogę skakać w czasie zbyt często.

      Usuń
    6. A wiesz, że nigdy nie zwróciłam na to uwagi? Mogą być trzy opcje: albo Rowling tego nie uwzględniła, albo to przez ten czar, który Lily rzuciła, kiedy oddała życie za syna, albo coś, na co nie wpadłam.

      Ten pomysł był fantastyczny! Taki słodki *.* No uwielbiam ten rozdział. Oooo, to będę sobie musiała usiąść i je przypomnieć. Miałam to wszystko przeczytać od początku, ale nie wypaliło. No żeby to szlag.
      A piszesz rozdziały na bieżąco, czy masz kilka w zanadrzu?

      Usuń
    7. Zawsze podziwiałam i podziwiam tych, którzy decydują się czytać to od początku - nie ma co się oszukiwać, 80 rozdziałów to strasznie dużo :D Ale mimo wszystko fajnie, że się tacy znajdują, to strasznie budujące :)
      Kiedyś pisałam na bieżąco, potem zwykle robiłam zapas kilku rozdziałów, teraz staram się pisać jeden do przodu i publikuję dopiero wtedy, kiedy mam napisany już następny :D Tak więc teraz piszę sobie "na brudno" 88, podczas gdy 87 już czeka w Wordzie :D

      Usuń
    8. Ja czytam to od samego początku i często siedze do późnej nocy (np. teraz) jak naraie zajmuje mi to 4 dni. Uważam że Twoja historia od pierwszego rozdziału jest naprawdę świetna może jakbym wróciła do poprzednich to bym to zauważyła ale chce je zapamiętać jako te fajne.
      Tak w ogóle to zaczęłam od saamego początku mimo że kiedy po raz pierwszy weszłam na ten blog zauważyłam rozdział 90 :-). Prawdę mówiąc jeszcze nawet go nie przeczytałam bo nie widzę sensu czytania opowieści od środka.
      Pozrawiam
      ~~Marysia~~

      Usuń
  3. Jejku, jejku *.* Jak ja kocham tematykę Huncwotów. Muszę się w końcu zabrać za kolejnego bloga o nich (jednego pisałam chyba przez 2 lata, miałam ponad 50 rozdziałów... nie wiem, na czym to polega, ale ich tematyka nigdy się nie nudzi, gdyby Onet nie zaczął wariować, to dalej bym pisała tego bloga...)
    A co do Twojego opowiadania, chyba mam co czytać na resztę wakacji. I na pewno przeczytam! Nie ukrywam, ze trochę tego jest, ale dam radę.
    Tymczasem zapraszam Cię do mnie, na human-strain.blogspot.com, dopiero zaczynam, w dodatku fabułę mam trochę zawiłą, ale mam nadzieję, że spojrzysz ;)
    Pozdrawiam i liczę na to, że nie potraktujesz tego jako spam - obiecuję, że w końcu ujrzysz tutaj komentarz na dziesięć stron w Wordzie na temat KAŻDEGO rozdziału XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również zaczynałam na Onecie, ale za radą jednej z czytelniczek przeniosłam wszystkie rozdziały na blogspota i wcale tego nie żałuję. Cieszę się, że chcesz przeczytać to opowiadanie - niewielu się na to decyduje (i nie ma się co dziwić, ponad 80 rozdziałów to naprawdę DUŻO), więc tym bardziej bardzo mi miło :)
      Och, nie musi być komentarz na 10 stron :D Miło bedzie, jeśli w ogóle będziesz chciała wrócić do początku.
      Oczywiście zajrzę, w wolnej chwili przeczytam, a obecnie z przyjemnością dodaję do linków :)

      Usuń
  4. Dwa rozdziały jeden po drugim, ale super ;D
    W ogóle zapomniałam sobie o tym, że Lunatyk myślał, że Black naprawdę zrobił to, o co go posądzali. Cały czas mi się wydawało, że Remus zna prawdę, a tu figa xD
    Fajnie jest popatrzeć na te wszystkie kanoniczne wydarzenia z innej perspektywy :D
    Dostanie się do Hogwartu przyszło Blackowi zadziwiająco łatwo. Myślałam, że może skorzysta z jakiegoś tajnego, znanego tylko Huncwotom przejścia, a ten po prostu wszedł drzwiami ;O Zupełnie zapomniałam sobie o Irytku. Jest rozwalający xD
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Irytek :D Nigdy go nie lubiłam, bo jak była pierwsza seria gier o Harry'm Potterze to zawsze na nim marnowałam życia i wujek mi przechodził :(
      Remus, nasz biedny Lunatyk. Już niedługo pozna prawdę :)

      Usuń
  5. Coraz więcej Remusa ^^
    To może od niego zacznę.
    Czytając to cały czas myślałam o tym, że przyjaźń jest niesprawiedliwa. Gdyby tylko wtedy mu zaufali... Takie gdybanie nigdy nic nie daje, ale moim zdaniem to jest właśnie kara. Tak łatwo jest zniszczyć ich przyjaźń. Była taka piękna a Voldemort wszytko zniszczył. Bo można powiedzieć, że to jego wina, nie? Gdyby nie on, James i Syriusz nigdy nie oskarżyliby Remusa. Pomijając już to, że James i Lily żyliby. No... James. Nigdy nie lubiłam Lily. Jest dla mnie zbyt kryształowa. Jamesa się wyklucza i strasznie mnie to wkurza. Ale do rzeczy, bo miałam pisać o Lupinie. Kiedyś napisałam, że szczęście się go nie trzyma. Dalej tak utrzymuję, ale jednak to piękne, że znajduje jeszcze jakąś radość w życiu. Jest wspaniałym człowiekiem i oddanym przyjacielem. Jednak szkoda mi go kiedy czytam o nim i o Harrym. Mimo wszystkich różnic nasz Wybraniec zawsze będzie już synem Jamesa. I to mnie martwi. Bo patrząc na niego Lunatyk doznaje nie tylko szczęścia, ale przede wszystkim bólu. Naprawdę mi go szkoda.
    Za to Syriusz... To jest cholernie niesprawiedliwe. Peter zmarnował mu życie. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Naprawdę dużo czasu poświeciłam na to, żeby zrozumieć Glizdogona. Pisząc swoja historię staram się jak mogę, żeby wszystko sobie poukładać. Jednak w kanonie tak nie można. To zdrajca. Koniec, kropka. Nie da się usprawiedliwić jego zachowania. I jeszcze Syriusz za to płaci. A przecież chciał dobrze. Nie chciałbym być na jego miejscu. Jego plan miał być doskonały. A po części przyczynił się do śmierci Potterów. To większa kara niż Azkaban. A Łapa musi z tym żyć. Eh... Czekam już tyko na kiedy się spotkają. Kiedy Syriusz Black stanie się wolnym człowiekiem, bo Harry i Remus dowiedzą się prawdy.
    Dziś troszkę się rozpisałam, ale to za dwa rozdziały ^^ Oczywiście czytałam, że wczoraj zamieścisz post, ale nie miałam czasu go przeczytać. Choć nie wiem, dlaczego jesteś niezadowolona. Piszesz świetnie i nie mogę przestać Ci zazdrościć. Ja tak nie umiem. Poza tym brak mi wytrwałości i cierpliwości, żeby pisać w kanonie. Eh...
    Cóż... Weny życzę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że ich przyjaźń zawsze mnie fascynowała. Nie bez powodu zaczęłam o nich pisać :D Przyjaźń była też dla mnie (i jest nadal!) piękniejszym uczuciem niż miłość, bo trwa wiecznie, jest bezinteresowna (przeważnie), więcej daje niż odbiera i - jak ktoś mądry kiedyś napisał - jest jak węzeł, który łączy, ale nie zniewala. Bardzo mi szkoda tej przyjaźni, która łączyła Huncwotów, że tak się potoczyły ich losy. Teraz piszę po prostu o ludziach nieszczęśliwych, bo ich najlepsze czasy już przeminęły, a najgorsze, że oni o tym doskonale wiedzą.
      Starałam się nie skupiać całej uwagi na wielkiej miłości Lily i Jamesa, bo chociaż ona faktycznie była niezwykła, to przyjaźń wygrywała. Lily była prawie doskonała, to fakt.
      Dziękuję za tak długi komentarz i za wszyyystko! Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nie masz za co dziękować. Bylebyś tylko pisała ^^ Ja KOCHAM Twoje opowiadanie :D
      Muszę to nadrobić, bo nie wierzę, że wcześniej tego nie napisałam....

      Usuń
  6. I LOVE YOU KIER ! Piekny rozdzial...albo jakby to ubrac w grubsze slowa : Zaje*isty ! Przeklety Peter ! Agr...gdybym mogla to bym go udusila wlasnymi rekoma ! ZDRADZIC SWOICH NAJLEPSZYCH PRZYJACIOL ! CO ZA SKU*WIEL ! Choc trzeba przyznac jest sprytny...zostawic po sobie tylko palec...ale to i tak niczego nie zmienia ! Kocham tego Huncwota Glizdogona ale zdrajcy NIE ! Pewnie nie kapujesz o co mi biega ? Chodzi mi o to , ze Glizdogon nigdy taki nie byl jaki jest teraz...lubie tego Glizdka ktory robil zarty , wkurzal Filcha i jego kotke , byl prawdziwym przyjacielem a nie zanim zdradzil . Chodzi mi o to , ze Glizdogon nie zdradzal ich od urodzenia , tylko od czasu...hmm kiedy mial 16-17 lat i zadawal sie z przyszlymi smierciozercami . Kiedys i Glizdogon mial inne , lepsze oblicze . To troche jak z zawodowym mordercom kiedys i on musial miec inne oblicze . Mam nadzieje , ze choc troche skapowalas ;) Jestes Geniuszka ;0 PS. To o Glizdku zrozumialam z innego opowiadania albo raczej autorka ;) Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rozumiem o co chodzi, a przynajmniej mam takie wrażenie :D W każdym razie cieszę się, że Ci się podobało. I ten komentarz, taki ekspresyjny, aż sama się do siebie uśmiecham, kiedy go czytam :D
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  7. Aaaaa, cudeńko! Zupełnie inna perspektywa. Bardzo mi się podoba. Wciągające, wartkie opowiadanie, ale muszę Ci też przyznać, że masz bogate słownictwo i świetny styl. Będę czytać, jesteś niesamowita, Damo Kier! Nie wpadłabym na to, żeby pisać z perspektywy pozostałych Huncwotów po śmierci Potterów, naprawdę.

    Sama piszę opowiadanie o Lily i Jamesie. To niesamowite, jak ich miłość łączy się z przyjaźnią huncwocką, nie uważasz? Ich miłość, śmierć, całe życie. Łapa, Lunatyk i Glizdogon właściwie byli cały czas obecni w ich życiu, odgrywali duże role, a o żadnej z przyjaciółek Lily nie ma nic pewnego, właściwie tylko Mary Macdonald, bo była sporo razy wymieniana jako koleżanka z dormitorium, Lily przejęła się tym, co jej się stało. Potem można tylko gdybać o przyjaciółkach z Zakonu.
    To prawda, Lily jest kryształowa. Choć patrząc z drugiej strony, ciężko stwierdzić, aby nie miała nawet najdrobniejszych wad. To jak bezwzględnie potraktowała Snape'a świadczy jednak o tym, że nie była wcale tak idealna. Kiedy o niej myślę, widzę przede wszystkim uroczą, czułą, zdolną, odważną kobietę. Te cechy u niej definitywnie przeważały, a co zabawne, mimo tego, że James i Lily byli (w czasach szkolnych) bardzo skłóceni i różni w sposobie bycia i w ogóle we wszystkim, te same cechy widnieją u Jamesa. Ale Syriusz właśnie był nieco inny. To zabawne, bo wydaje mi się, że ludzie zrównują ich i bagatelizują, jako podobnych ludzi, a przecież z wiekiem ich różnice bardzo się ujawniły. Syriusz, mimo wyraźnej klasy i wdzięku, których nie można mu odmówić, odwagi i skłonności do poświęceń, które z pewnością miał, mimo jakiejś szlachetności, miał też w sobie wiele wysublimowania, arystokratyczności, dumy i odrobinę zaciętości, pogardy. Mam wrażenie, że nawet gdy widzę oczy Jamesa i oczy Syriusza, każdy z nich patrzy inaczej. Potter- ciepło, czule, z figlarnym błyskiem w oku, Black- chłodno, pogardliwie, z rozbawieniem i brawurą.

    Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale jestem absolutnie zachwycona Twoim blogiem, Waszymi rozważaniami, nie sądziłam, że wciąż jest tylu fanów Huncwotów! <3
    Informuj mnie o notkach, i jeśli zechcesz, przeczytaj moje blogi:
    a-teraz-koniec-psot.blog.onet.pl

    lily-i-james-potterowie.blogspot.com

    Pozdrawiam, June

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! :)
      Jeśli chodzi o postać Lily, to mimo tego, że była taka prawie "idealna", lubiłam ją. Zawsze tylko wkurzało mnie w późniejszych częściach, że zawsze było, że to LILY oddała życie za Harry'ego, Lily to, Lily tamto. A o Jamesie rzadko się wspomina, a przecież też próbował ich ochronić. Nie mam nic do Lily, zresztą nawet w tym opowiadaniu staram się przedstawić ją z jak najlepszej strony i pokazać ich wielką miłość, zresztą mam nadzieję, że mi się to udaje.
      Syriusz faktycznie różni się znacznie od Jamesa. Może to też za sprawą tego, że Rogacz założył rodzinę, wyrósł na odpowiedzialnego, dobrego ojca i męża. Syriusz na zawsze pozostanie dla mnie takim przegranym w pewnym sensie, bo nie skosztował smaku prawdziwego życia, miłości z wzajemnością. Wbrew pozorom jego życie było niepełne.

      Cieszę się, że się rozpisałaś, lubię gawędzić o Huncwotach, o tym opowiadaniu i w ogóle :) Fanką Huncwotów jestem od zawsze i poszukują opowiadań o nich, więc z pewnością zajrzę do Ciebie :)

      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  8. Dwa rozdziały w dwa dni! Wiesz jak umilić kiepski weekend.
    Ja wcale nie uważam, że poprzedni był kiepski, wręcz przeciwnie. Czasami potrzebne są takie przerywniki od ''konkretnych wydarzeń" właśnie po to, żeby trochę ochłonąć. Pamiętam jeszcze bardzo dokładnie scenę z boginem z ksiażki i z filmu.

    Niesprawiedliwe... fakt. Wielokrotnie się zastanawiałam dlaczego taki los musiał spotkać akurat Jamesa i Lily. Czy nie mogli zamienić strażników, albo obarczyć tym Dumbledore'a który z resztą sam siebie zaproponował i byłby chyba najlepszym wyjściem. Kto mógłby go podejść albo zmusić do gadania? NIKT! W końcu, tak jak pisał ktoś w komentarzach - Syriusza mogliby zabić i zrobili by to bez skrupułów. Gdyby cofnąć się w czasie jeszcze bardziej - gdyby Voldemort nie dowiedział się o przepowiedni? Gdyby Dumbledore odkrył wtedy podsłuchującego Severusa? Przekonał go? To rozwaliło by kompletnie fabułę. Ale cóż. Wszystko potoczyło by się inaczej i wielokrotnie się zastanawiałam nad dalszymi losami ŻYWYCH Potter'ów. Gdyby nie przepowiednia, mały Harry miałby rodziców, Syriusz nie spędzałby kolejnej dekady w więzieniu jako zdrajca, Remus znów miałby przyjaciół. I chociaż wiem, że ''tak miało być'', to dalej nie mogę przełknąć gorzkiej pigułki. Ludzie, których spotkało tyle złego, jak na przykład Syriusz, którzy nie poddają się mimo wszystko, walczą z własną psychiką, po pobycie w najbrutalniejszym więzieniu, jakie powstało... to jednak jest piękne, tak niesprawiedliwe, ale piękne, że możemy zaobserwować, że zawsze jest nadzieja na to, żeby odzyskać chociaż część z dawnego życia. Tak jak Black, który odzyskał przyjaciela i Harrego.

    Odnośnie jednak Twojego opowiadania, fajnie jest zgłębić się kolejny raz w treść książek z tej innej strony, której jeszcze tak naprawdę nie znamy. Rozdział świetny, poprzedni też.

    Oj, chyba się rozpisałam :D

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję za komentarz i cieszę się, że się rozpisałaś!
      Gdyby... tak, można by się było zastanawiać, co by było gdyby... Jednak ta cała niesprawiedliwość tworzy tę historię i tak jak napisałaś: w pewnym sensie to jest piękne. Jak wiele trzeba przejść, jak wiele trzeba dać z siebie, by walczyć o choć odrobinę szczęścia, odzyskać radość. I Syriusz jest tego świetnym przykładem, bo choć tak wiele stracił - nie poddał się, co mu się opłaciło. To są pięknie wykreowane przez Rowling postacie, choć niejednokrotnie budzą przecież współczucie czy żal.
      Raz jeszcze dziękuję, również pozdrawiam! <3

      Usuń
  9. Bardzo lubię twoje opowiadania co prawda jeszcze wszystkich nie przeczytałam. Książki o Harrym naprawdę mnie poruszyły szczególnie historia Severusa, który przez całe swoje życie kochał tylko Lily. Bardzo lubię czytać o Huncwotach, a twoje opowiadania są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy są najlepsze - nie mnie to oceniać, ale bardzo się cieszę, że Ci się podobają, i że pisaniem mogę sprawiać radość :)

      Usuń
  10. Chciałam poinformować, że adres mojego bloga się zmienił:

    a-teraz-koniec-psot.blogspot.com, już nie blog.onet.pl ;)

    Onet jest wykańczający, zgadzam się z Wami wszystkimi :P.
    I, droga Damo Kier, czekam na więcej!
    Pozdrawiam, June

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, Onet jest wykańczający :D Też z nim już nie mogłam, więc doskonale rozumiem Twoją decyzję. Zmieniam oczywiście w linkach :)
      Już niedługo, już w sobotę! :D

      Usuń
  11. Znalazłam pewną nieścisłość... W rozdziale 55 ("Przebudzenie"), był fragment w którym Dumbledore widzi, że Syriusz i James byli animagami. Tak naprawdę to chyba nie powinien o tym wiedzieć zgodnie z wersją p.Rowling i tym rozdziałem, prawda?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale gdyby to wszystko byłoby takie idealnie zgodne z oryginałem, to nie byłoby to takie ciekawe. :)
      <3
      ~Fanvergent

      Usuń
    2. *gdyby to wszystko było
      ~Fanvergent

      Usuń
  12. Hmmmmm.... jedno mi tu nie pasuje. Przecież Dumbledore wiedział, że Syriusz jest animagiem.... Zastanawiające

    OdpowiedzUsuń
  13. Bo kto powiedział ze za tymi chmurami nie ma słońca?- pieknie powiedziane.
    Rozdział był cudowny jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń