18 sierpnia 2012

85. Powrót Syriusza


     Remus Lupin był zadowolony ze swoich pierwszych dni w roli nauczyciela obrony przed czarną magią. W jego gabinecie można było spotkać najróżniejsze czarnomagiczne stworzenia, które przynosił na poszczególne lekcje, by uczniowie mogli ujrzeć je na własne oczy, nie tylko na obrazkach w podręczniku. Wydawało mu się, że pomimo swojego wizerunku zdołał wywrzeć na młodych czarodziejach i czarownicach dobre wrażenie.
     W pierwszy czwartek września obudził się rozemocjonowany, bo to na ten dzień czekał od samego początku. Wcześniej widywał Harry’ego na posiłkach w Wielkiej Sali czy przypadkowo na korytarzu i za każdym razem powstrzymywał się, żeby nie zacząć z nim rozmawiać. Wypytywał o niego innych nauczycieli, a oni uśmiechali się pod nosem wiedząc, że spotkanie z Harrym Potterem dla Lunatyka znaczy o wiele więcej, niż dla innych, przypadkowych magicznych ludzi. Nikt jednak nie chciał udzielić mu odpowiedzi na pytania, a Remus był pewny, że stoi za tym Albus Dumbledore.
     Lekcję dla Gryfonów z trzeciego roku zaplanował dokładnie i był niezmiernie zadowolony, kiedy udało mu się znaleźć w jednej z szaf w pokoju nauczycielskim bogina. Uznał, że ta mała namiastka szczęścia dobrze wróży na przyszłość.
     Czuł lekkie drżenie, kiedy szedł po przerwie obiadowej do swojej klasy. Obiecał sobie, że nie będzie non stop gapił się na syna Jamesa i nie da mu żadnych powodów do niepokoju.
     Zastał uczniów już w ławkach, pochłoniętych rozmową, ciekawych pierwszej lekcji z nim. Remus uśmiechnął się, wiedząc, że w wyświechtanej i zaniedbanej szacie nie wygląda korzystnie, ale miał nadzieję, że niebawem wszyscy się do tego przyzwyczają i nikt nie będzie zwracał na to uwagi. Postawił na biurku swój neseser, po czym zwrócił się do klasy.
 - Dzień dobry – powiedział. – Pochowajcie łaskawie książki. Dzisiejsza lekcja będzie miała charakter praktyczny. Wystarczą wam różdżki.
     Zauważył, jak uczniowie spojrzeli po sobie z niepokojem. Domyślił się, że nie mają najlepszych wspomnień z lekcjami obrony przed czarną magią. Cóż, pora to zmienić.
     Poprosił, by poszli za nim, a oni, zaintrygowani, zrobili to z ochotą. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał mimochodem na Harry’ego, a serce znów w nim zadygotało. Czuł się, jakby patrzył na Jamesa Pottera kilkanaście lat temu.
     Kusiło go, by skorzystać z dawnych, huncwockich skrótów, ale uznał, że nie jest to najlepszy pomysł. Znał Hogwart doskonale, być może lepiej niż woźny Argus Filch, pamiętał wszystko: każdy fałszywy stopień, drzwi, które w poniedziałki prowadziły w inne miejsce niż w czwartki, nawet liczne postacie na obrazach wiszących na korytarzach. Był w domu i czuł to każdą komórką ciała, każdym włókienkiem duszy. Znów był w domu.
     W drodze do pokoju nauczycielskiego natknęli się na poltergeista Irytka, który wpychał gumę do żucia w dziurkę od klucza. Lunatyk westchnął. Irytek pamiętał go jeszcze z lat szkolnych, w końcu należał do najsłynniejszej bandy psotników z Hogwartu, i szczerze wątpił, żeby złośliwy duszek okazywał mu szacunek, jak innym nauczycielom.
 - Głupi Lupin znów się upił! Głupi Lupin znów się upił! – zaskrzeczał Irytek, kiedy dostrzegł Remusa idącego na czele. Lunatyk nie dał się sprowokować.
 - Na twoim miejscu, Irytku, wyjąłbym tę gumę z dziurki od klucza – powiedział z uśmiechem. – Pan Filch nie będzie mógł dostać się do swoich mioteł.
     Jak się domyślał, poltergeist zignorował go, a afiszując to, strzelił obraźliwie balonem z gumy, którą właśnie miał w ustach. Remus czuł na sobie ciekawskie spojrzenia wszystkich uczniów, kiedy z głośnym westchnięciem wyjmował różdżkę z głębi szaty.
 - To takie małe, pożyteczne zaklęcie – wyjaśnił. – Patrzcie uważnie. Waddiwasi!
     Tkwiąca w dziurce od klucza guma do żucia wystrzeliła stamtąd jak z procy i ugodziła Irytka prosto w lewą dziurkę nosa. Duszek okręcił się w miejscu i czym prędzej odleciał w przeciwnym kierunku, głośno przeklinając.
 - Super! – powiedział jeden z uczniów. Remus znał już całą klasę Gryfonów, więc bez problemu go rozpoznał.
 - Dziękuję ci, Dean. Możemy iść dalej?
     Wszyscy uczniowie maszerujący za Lunatykiem byli pełni podziwu i rosnącego wciąż szacunku. Każdy z nich pomyślał o tym samym: czyżby wreszcie trafili na nauczyciela, który faktycznie zna się na magii i będzie w stanie czegoś ich nauczyć?
     Remus poprowadził ich korytarzem do pokoju nauczycielskiego. Otworzył drzwi, a w środku dostrzegł postać Severusa Snape’a.
 - Proszę nie zamykać, Lupin. Nie mam ochoty tego oglądać.
     Snape silił się na miły ton, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Lunatyk nie miał mu tego za złe, zresztą Mistrz Eliksirów pomagał mu warząc wywar tojadowy, przez co nawet czuł do niego wdzięczność. Severus minął ich i skierował się do wyjścia.
 - Obawiam się, że nikt pana nie ostrzegł, Lupin – powiedział jeszcze na odchodnym – ale w tej klasie jest niejaki Neville Longbottom. Radziłbym nie powierzać mu żadnego trudniejszego zadania. Chyba, że panna Granger będzie na tyle blisko, żeby szeptać mu do ucha instrukcje.
     Remus dostrzegł oburzone spojrzenie Harry’ego, a potem uniósł brwi.
 - Miałem nadzieję, że Neville będzie mi pomagał w pierwszej fazie ćwiczenia – powiedział. – I jestem nadal pewny, że wywiąże się z tego znakomicie.
     Snape opuścił pomieszczenie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, ale powstrzymał się od kolejnego komentarza. Lunatyk poprowadził klasę do kąta, w kierunku starej szafy, która zakołysała się złowieszczo, kiedy stanął obok. Wszyscy uczniowie wlepili w nią wzrok.
 - To upiór zwany boginem, który lubi ciemne, zamknięte pomieszczenia – wyjaśnił. – Szafy, miejsca pod łóżkami, pod zlewami… Raz spotkałem jednego, który zadomowił się w starym zegarze ściennym. Ten wprowadził się tu niedawno, a ja poprosiłem dyrektora, żeby go zostawiono w spokoju, bo chcę wykorzystać jego obecność w trakcie praktycznych zajęć z trzecią klasą. Postawmy więc sobie pierwsze pytanie: czym jest bogin?
     Nie zdziwił się, gdy czarownica z pióropuszem brązowych włosów podniosła rękę.
 - To widomo, które potrafi przybierać każdą postać, jaką w danym momencie uważa za najbardziej przerażającą dla otoczenia.
 - Sam nie mógłbym tego lepiej zdefiniować – pochwalił ją. – Tak więc bogin siedzący sobie gdzieś w ciemności nie ma żadnej widzialnej postaci. Jeszcze nie wie, co najbardziej przestraszy osobę znajdującą się na zewnątrz. Nikt nie wie, jak bogin wygląda, kiedy jest sam, ale kiedy wychodzi, natychmiast staje się czymś, czego najbardziej się boimy. A to oznacza, że w tej chwili mamy nad nim dużą przewagę. Domyślasz się dlaczego, Harry?
     Nie mógł się już dużej powstrzymać: chciał znów usłyszeć jego głos, chciał mieć jakikolwiek pretekst, by móc na niego spojrzeć. Nie pozwolił, by to uczucie nim zawładnęło, choć kiedy natrafił na niesamowicie zielone oczy ukryte pod okrągłymi okularami, na jeden krótki moment zabrakło mu tchu.
 - Ee… ponieważ tu jest tyle osób, więc bogin nie wie, w jakiej postaci ma się pokazać?
 - Tak jest – przytaknął zadowolony. – Kiedy ma się do czynienia z boginem, zawsze warto mieć towarzystwo. To go wyprowadza z równowagi. Zaklęcie, którym obezwładnimy bogina jest bardzo proste, ale wymaga pewnej siły wyobraźni. Bo tym, co go naprawdę wykańcza, jest śmiech. Wystarczy tylko wyobrazić sobie jakiś kształt, który uważacie za zabawny. A teraz zaklęcie… Brzmi ono: Riddikulus!
 - Riddikulus! – powtórzyła chórem klasa.
 - Bardzo dobrze, ale to niestety ta łatwiejsza cześć zadania. Przejdźmy do trudniejszej. Samo słowo nie wystarczy. I tu właśnie potrzebny mi będzie Neville.
     Patrząc na Neville’a Remus poczuł ogarniające go poczucie przygnębienia i niesprawiedliwości. Znał przecież jego rodziców, wiedział, co się z nimi stało po upadku Voldemorta. Postradali zmysły i do końca życia będą przebywać w Klinice Magicznych Chorób i Urazów św. Munga. Czyż to nie było gorsze od śmierci?
 - A teraz posłuchaj, Neville – zaczął uprzejmie. – Zastanów się, co cię najbardziej przeraża?
 - Profesor Snape – wyjąkał pan Longbottom niepewnie, na co wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem, nawet sam Neville. Remus pomyślał jednak, że wcale mu się nie dziwi.
 - Profesor Snape… hm… Powiedz mi, mieszkasz z babcią, tak?
 - Ee… no tak… ale nie chciałbym, żeby bogin się w nią zamienił.
 - Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś – odparł szybko Lunatyk z ciepłym uśmiechem. – Chodzi mi o coś innego. Czy możesz nam powiedzieć, w co zwykle ubiera się twoja babcia?
 - No… Ma zawsze ten sam kapelusz. Taki wysoki, z wypchanym sępem na czubku. I długa suknię… zwykle zieloną… i czasami szal lisa.
 - A nosi torebkę?
 - Tak, taką dużą, czerwoną.
 - Świetnie. A potrafisz sobie wyobrazić ten strój? Potrafisz to wszystko zobaczyć oczami wyobraźni? – zapytał Remus wciąż z uśmiechem na twarzy.
 - Tak – odparł niepewnie Neville.
 - A więc, kiedy bogin wyskoczy z szafy i zobaczy ciebie, Neville, przybierze postać profesora Snape’a. A ty podniesiesz różdżkę i wypowiesz zaklęcie: Riddikulus. I skupisz się mocno na stroju babci. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, profesor bogin-Snape będzie zmuszony pokazać się w tym kapeluszu z sępem, w zielonej sukni, z wielką czerwoną torebką.
     Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Lunatyk podziękował w duchu, że Severus wyszedł kilka chwil wcześniej z pokoju nauczycielskiego.
 - Jeśli Neville’owi się uda, upiór zajmie się po kolei innymi osobami. Chciałbym, żeby teraz każde z was pomyślało o czymś najbardziej przerażającym, a później wyobraziło sobie, jak zmienić to w coś naprawdę śmiesznego…
     To była naprawdę ciekawa i zabawna lekcja, nawet dla Remusa. Patrzył z podziwem jak uczniowie przełamują swoje lęki, jak działa ich wyobraźnia. Bogin Parvati zmienił się w zakrwawioną mumię, która po chwili zaplątała się we własne bandaże. Przed Seamusem pojawiła się przerażająca szyszymora, by po chwili stać się szczurem goniącym własny ogon. Dean ujrzał odrąbaną ręką pełznącą prosto na niego, a Ron olbrzymiego pająka.
     A potem bogin stanął naprzeciwko Harry’ego.
     Tego Remus obawiał się najbardziej. Wiedział, był pewny, w co zamieni się upiór, a postać Lorda Voldemorta obecna w pokoju nauczycielskim wywołałaby ogromną panikę i strach. Niewiele myśląc, stanął przed synem Jamesa, a bogin z głośnym trzaskiem zmienił się w zawieszoną w powietrzy srebrzystą kulę.
 - Riddikulus! – powiedział od niechcenia Lunatyk, a upiór odskoczył w bok, znów zmieniając się w Severusa Snape’a w ubraniach pani Longbottom…
 - Do dzieła, Neville, wykończ go!
     Po chwili bogin eksplodował i zniknął. Remus uśmiechnął się do swoich uczniów.
 - Świetnie! – zawołał. – Wszyscy spisaliście się znakomicie. Zaraz, niech pomyślę… tak… Gryffindor otrzymuje po pięć punktów za każdą osobę, która poskromiła bogina… dziesięć za Neville’a, bo zrobił to dwukrotnie… i po pięć za Hermionę i Harry’ego.
 - Ale ja przecież niczego nie zrobiłem – odparł Harry.
     Lunatyk zauważył, że syn Jamesa był jedyną osobą, która nie wyrażała entuzjazmu po tej lekcji. Martwił się tym. Może bogin był złym pomysłem? Może nie powinien mu tego robić? Voldemort był obecny w jego życiu od urodzenia, a on jeszcze to piętnował…
 - Ty i Hermiona odpowiedzieliście poprawnie na moje pytania na początku lekcji – wyjaśnił, po czym zwrócił się do wszystkich. – Dziękuję wszystkim, to były naprawdę znakomite zajęcia. W domu przeczytajcie sobie rozdział o boginach i napiszcie streszczenie… na poniedziałek. To by było na tyle.
     Zaczął udawać, że szuka czegoś w swojej małej walizce, ale jego myśli krążyły wciąż wokół Harry’ego Pottera. Czuł, jak do oczu cisnął mu się łzy, kiedy pomyślał o tej wielkiej niesprawiedliwości, która go spotkała. Pomyślał o jego ojcu, o Jamesie, wspaniałym czarodzieju i jeszcze lepszym człowieku, pomyślał o pięknej i mądrej Lily. Bóg ma niezwykłe poczucie humoru, pomyślał Remus ze ściśniętym sercem.
     Odprowadził Harry’ego wzrokiem na korytarz, aż zniknął wśród reszty uczniów.

~*~

     Jeśli jest na świecie jakakolwiek sprawiedliwość, to musi być ona cholernie niesprawiedliwa.
     Syriusz przestał użalać się już nad sobą i swoim losem. Właściwie czuł się, jakby własnego życia już nie miał – bo co mu pozostało? Tylko nienawiść, tylko tęsknota, tylko wspomnienia i ból po lepszej przeszłości, rozrywające jego dobre serce. Był młodym człowiekiem, a mimo to doskonale wiedział, że jego najlepsze czasy już dawno minęły i to bezpowrotnie. Wiedział, że życie nigdy nie daje nikomu drugiej szansy.
     Chyba, że po to, żeby poczuć wyrzuty sumienia.
     Nie miał już nic, co mógłby stracić. Wszystko mu zabrali. Nie tylko rzeczy osobiste, różdżkę, dach nad głową, ale także – a może przede wszystkim – wolność, szczęście, niewinność i duszę. Prościej byłoby umrzeć. Odejść stąd na zawsze, przestać cierpieć i wspominać lepszą przeszłość, którą wciąż przecierał z kurzu.
     Ale nie mógł. Wiedział, że nie mógł. Zemsta zaślepia, podsyca pragnienia, ale sprawia, że w życiu odnajdywał sens. Nie mógł umrzeć. James by tego nie chciał. James zawsze pragnął jego szczęścia, nawet gdyby musiało się to odbyć kosztem jego własnego.
     Jednak Jamesa już nie ma…
     Harry. Jest jeszcze Harry. Rogacz na pewno chciałby, żeby jego syn miał dobre życie, żeby miał kogoś, kto zastąpiłby mu ojca. Syriusz musiał żyć – nie dla siebie, dla niego. Dla swojego chrześniaka, którego nigdy nie poznał, z którym nigdy nawet nie rozmawiał. Dla Harry’ego Pottera, który wygląda jak James, który ma oczy Lily.
     Syriusz Black truchtał ścieżką Zakazanego Lasu w dobrze znanym mu kierunku. Wszystko wracało, cała przeszłość, całe jego poprzednie życie. Pamiętał wszystkie te przygody w tym miejscu, razem ze swoimi przyjaciółmi. Uderzyło go, kiedy przypomniał sobie, że nigdy nie był tutaj zupełnie sam…
     Jeszcze chwila, jeszcze kilka zakrętów. Las robi się coraz rzadszy, drzewa są coraz niższe i młodsze. Widać już słabe słońce przedzierające się przez konary. Niedługo zatrzyma się na końcu ścieżki i ujrzy to, za czym tęsknił od tylu lat…
     Minęło parę minut, choć wydawało się, że trwało to kilka godzin. Zatrzymał się. Spojrzał w przód, na swój pierwszy prawdziwy dom i wydał z siebie cichy jęk, który był żalem i radością w jednym. Poczuł łzy w swoich psich oczach i nie chciał ich powstrzymywać.
     Błonia… Chatka Hagrida na ich skraju… I zamek, dumny i majestatyczny Hogwart, przyciągający swoją magią i wyższością. Dom. Przyjaźń. Radość.
     Cieszył się, że tutaj jest, a jednocześnie wiedział, że wolałby tutaj nie wracać. Nie w taki sposób. Tak wiele wydarzyło się za tymi murami, które wciąż pamiętają czterech niesfornych Gryfonów, którzy wiedli prym wśród uczniów. Tak, czas mija, a wspomnienia wciąż pozostają. Kiedy Łapa wyjeżdżał stąd po zakończeniu magicznej edukacji oddałby wszystko, by móc jeszcze kiedyś tutaj wrócić, do domu. Teraz stał tutaj, na skraju Zakazanego Lasu i wiedział, że wolałby być gdzieś indziej. Nie tu, gdzie wszystko zdaje się mieć smak przeszłości, gdzie korytarze i ściany wciąż pamiętają echo minionych lat.
     Nie zapomniał też, dlaczego tutaj jest. Wiedział, że musi dokończyć, co zaczął.
     Kiedy tak stał, czując jak w piersi łomoce mu potłuczone serce, dostrzegł, że ktoś obserwuje go z pobliskich krzaków. Wielkie, żółte oczy śledziły każdy jego ruch. Łapa nie bał się. Jeśli nie masz już nic do stracenia, strach całkowicie cię opuszcza.
     Szczeknął cicho, przyglądając się dokładnie ogromnym ślepiom.
     Odpowiedziało mu ciche mruczenie, aż po chwili stanął przed nim rudy kot. Miał lekko spłaszczony pysk i ogon przypominający szczotkę od butelek. Przyglądał mu się podejrzliwie, sycząc groźnie i napinając mięśnie, jakby przygotowywał się do skoku. Wyczuł, że Syriusz nie jest prawdziwym psem. Wyczuł od niego magię.
     Pojawienie się Krzywołapa mogło być zapowiedzią powodzenia. Łapa przybył do Hogwartu bez żadnego planu, nawet bez żadnej wizji tego, co zamierzał zrobić. Sam nie był w stanie osiągnąć wiele – ale ten kot… Czyż to nie był szczęśliwy zbieg okoliczności? Kiedy Syriusz dowiedział się od Krzywołapa, że w pociągu wywęszył szczura, który z pewnością nie był szczurem, aż najeżył się ze złości i strachu. Wiedział, że musi dostać go w swoje łapy, zabić, zemścić się. Tylko tego pragnął. Popełnić zbrodnię, przez którą dwanaście lat spędził w murach przerażającego Azkabanu.
     Pośpiech nie jest wskazany. Potrzeba spokoju, potrzeba przemyślanych decyzji i rozwiązań. Będzie tylko jedna szansa. Jest w domu, zna Hogwart lepiej, niż wszyscy przypuszczają. I jest tak blisko Harry’ego… Może będzie miał okazję go zobaczyć?
     Znów poczuł w klatce piersiowej bijące serce, jakby przebudziło się ono z długiego snu. A może jeszcze nie wszystko stracone, może szczęście jest gdzieś tutaj, blisko, w murach tego zamku… Przecież stąd pochodzi wszystko, co w nim najlepsze.
     Krzywołap przysiadł przy jego przedniej nodze, kiedy z oczu Syriusza znów popłynęły łzy – ostatnie, na jakie sobie mógł pozwolić.
     Nie miał nic poza przeszłością i tęsknotą, nie miał już życia, ale co z tego?
     Przecież życie jest tylko sumą oddechów, niczym więcej.

_________________________
Nie lubię tego rozdziału. Jest pusty i prosty jak parasol. Wybaczcie mi za niego, a ja obiecuję, że niedługo pojawi się 86, który jest o wiele lepszy.

8 komentarzy:

  1. Nareszcie się doczekałam ;D
    Rozdział wcale nie jest pusty. Pewnie się powtarzam setny raz, ale bardzo dobrze opisujesz uczucia targające Remusem i Syriuszem. Lunatyk jest bardzo zaangażowany w swoją pracę, szkoda, że nie został w Hogwarcie dłużej. Kurczę, wcześniej w ogóle nie zastanawiałam się, co mogli czuć Remus i Syriusz na widok Harry'ego, ale podoba mi się przedstawione przez Ciebie ich spojrzenie na niego.
    W drugiej części było mi tak strasznie szkoda Syriusza -_-. Całe szczęście, że był chociaż Krzywołap, że Łapa nie był zupełnie sam.
    Paskudny ten komentarz, ale nigdy nie wiem, co mam u Ciebie napisać. Za bardzo mi się podoba ;)
    Pozdrawiam.
    P.S. Bardzo ładny nowy nick ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się, ślicznie dziękuję, choć ja jestem wciąż na NIE :D Wydaje mi się, że potrafię pisać po prostu lepsze rozdziały, a ten to taka zapchajdziura, do niczego nie podobna. Ale o gustach się nie dyskutuje, no :D
      W każdym razie mały bonus - 86 już jest :D W nagrodę za to, że trzeba było tak długo czekać. Rozdziały zwykle będą się ukazywać co dwa tygodnie, choć może niekiedy wcześniej. Pisanie ich zajmuje mi ostatnio więcej czasu, bo muszę "konsultować" wszystko z kanonem :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Nie rozumiem czemu ten rozdział Ci się nie podoba. Mi się BARDZO podobał. Może dlatego, że zawsze uwielbiałam tę lekcję obrony przed czarną magią, i dlatego, że Lupin był najlepszym nauczycielem tego przedmiotu, i szkoda, że tak krótko zawitał na tym stanowisku. No i szkoda mi Syriusza. Został tak niesprawiedliwie potraktowany...

    Fajnie przeczytać to z Twojej perspektywy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, w takim razie cieszę się :)
      Remusa mnie również szkoda, został potraktowany w całej książce wprost brutalnie, a przecież zasługuje na szczęście. I te wszystkie wątpliwości dotyczące Syriusza, który wcale zdrajcą nie jest... Najchętniej od razu przeszłabym do momentu, kiedy padną sobie w ramiona! Ale ja też muszę wykazać się cierpliwością i powoli, powoli dążyć do tego :)
      Raz jeszcze dziękuję, pozdrawiam!

      Usuń
  3. Nareszcie ;) NIE WYGADUJ MI TU BZDOR ! TEN ROZDZIAL JEST WSPANIALY ! Ale przydaloby sie troche wiecej emocji , jeszcze troche a na pewno bym sie poplakala ( troche krytyki nikomu nie zaszkodzilo ) ;( Biedny Lapa ;( Oj Luniaczek ;) Nie znalam cie pod ta oslona ;) Kier - jeden z najlepszych twoich rozdzialow ! Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze zdanie Syriusz, to o sprawiedliwości - świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Jeśli jest na świecie jakakolwiek sprawiedliwość, to musi być ona cholernie niesprawiedliwa."
    ^
    !
    Sama prawda!
    Rozdział super jak zawsze :D
    Lily Black

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdiał wcale nie jest pusty jak parasol. Jest piekny i magiczny jak wszystkie :)

    OdpowiedzUsuń