29 lipca 2012

84. Kontrola w pociągu


     Dworzec King’s Cross był o tej porze jeszcze zupełnie pusty. Lunatyk specjalnie wybrał tak wczesną porę: żeby mógł dać ponieść się własnym myślom i wspomnieniom.
     Czuł się, jakby wygrał na loterii drugie życie. Życie, które musiało być przecież lepsze, skoro znów zaczynało się w Hogwarcie. Pamiętał dokładnie, jak ponad dwadzieścia lat temu po raz pierwszy zmierzał na peron numer 9 i ¾, pchając przed sobą ciężki wózek. Dziś nie miał już kufra – wszystkie jego rzeczy zmieściły się w niewielkiej, zniszczonej walizce, z wytłoczonym w rogu napisem: PROFESOR R. J. LUPIN.
     Chociaż Remus miał zaledwie trzydzieści trzy lata, wyglądał dużo starzej. Czas i bolesne przemiany o pełni księżyca odcisnęły wyraźne piętno na jego wyglądzie: twarz miał bladą i wychudłą, a włosy rzadkie, zaczynające przedwcześnie siwieć. Nie dbał o swój wygląd: miał na sobie wyświechtaną szatę czarodzieja, połataną i pocerowaną w wielu miejscach. Ludzie niechętnie obok niego przechodzili, mamrocząc pod nosem obraźliwe uwagi na jego temat.
     Lunatyk przyzwyczaił się do roli wyrzutka. Tylko jeden raz w życiu śnił o tym, że jest kimś ważnym – dokładnie dwadzieścia dwa lata temu, kiedy mury Hogwartu otworzyły mu sekrety najpiękniejszej magii, jaką jest przyjaźń.
     Ruszył wolno w kierunku znajomego peronu. Do odjazdu Expresu Londyn – Hogwart pozostały cztery godziny, ale Remus chciał zająć przedział i trochę się przespać, gdyż w nocy nie udało mu się zmrużyć oka. Ciągle myślał o nowej szansie, którą dostał, o wielkim kredycie zaufania, którym obdarzył go Albus Dumbledore. Już tego wieczoru miał zetknąć się z przeszłością, po raz kolejny zobaczyć i odwiedzić miejsca, do których nawet w marzeniach nie śmiał wracać. Zdawał sobie sprawę, że zderzenie z tym, co było, zaboli. To przecież tam wyrosła i dojrzała przyjaźń czwórki Huncwotów – Remusa Lupina, Petera Pettigrew’a, Syriusza Blacka i Jamesa Pottera. Tyle, że to wszystko już było. Odeszło bezpowrotnie i to najbardziej mu doskwierało: pustka po lepszej przeszłości. Syriusz zdradził, James nie żył, Peter nie żył… A on? A on wracał. I wciąż pamiętał. Każdego dnia…
     Pomyślał, że ich przyjaźń była jak rzeka płynąca przez skały. Siedem długich lat żłobiła tunel w jego sercu, ale woda w końcu przepłynęła, a jej ślady pozostały.
     Pozostaną już na zawsze.
     Wszedł do pustego pociągu i ruszył wzdłuż wagonów. Pamiętał te wszystkie podróże Ekspresem Londyn – Hogwart i Hogwart – Londyn, rozmowy na ważne i mniej ważne tematy, gry w Eksplodującego Durnia i szachy czarodziejów… Poczuł się, jakby tamto życie komuś ukradł, jakby to nie były jego wspomnienia, ale obcego człowieka. A przecież to on, Remus John Lupin był tym, który kiedyś tu siedział, śmiał się, planował przyszłość i nigdy nie przypuszczał, że okaże się ona tak niesprawiedliwa i brutalna.
     Ale przeszłości się nie zmienia. O przeszłości trzeba zapomnieć.
     W końcu wybrał ostatni przedział na samym końcu pociągu. Wepchnął swoją walizkę na półkę przeznaczoną na bagaże i usiadł przy oknie, wzdychając głęboko.
     Wracam do domu, powiedział sobie w myślach.
     Wracam do domu. Do domu. Dlaczego to brzmi jak kłamstwo?
     Zamknął na chwilę oczy, próbując wyzbyć się wszelkich emocji i myśli. Poczuł, jak ogarnia go zmęczenie, jak brak mu sił by chociażby ostatni raz uchylić powieki. Oparł głowę o zagłówek, przybrał wygodną pozycję i prawie natychmiast zapadł w głęboki, spokojny sen, czego nie dane mu było doświadczyć od bardzo, bardzo dawna.

     Śniło mu się coś dziwnego. Najpierw wydawało mu się, że ktoś wymówił jego nazwisko, ale było mu tak błogo i przyjemnie, że nie chciał nawet próbować otwierać oczu. Później z kolei przyśnił mu się James: trzynastoletni chłopiec w okrągłych okularach i z czarnymi włosami, sterczącymi w nieładzie na wszystkie strony. Nie pasowały mu tylko oczy. Zamiast tych radosnych, orzechowych oczu Rogacza, ujrzał bystre, zielone, należące do Lily.
     Kiedy tuż przed nosem mignęła mu burza rudych włosów, postanowił uchylić powieki.
     Był wciąż w Ekspresie Londyn – Hogwart. Za oknem było już ciemno, a w przedziałach paliły się lampy. Pociąg jednak wyraźnie zwalniał, choć było jeszcze za wcześnie na stację Hogsmeade. Remus ściągnął brwi, przypominając sobie słowa Dumbledore’a w liście, który mu przysłał: W Hogwarcie będziemy musieli znieść towarzystwo dementorów, którzy są pewni, że Black będzie próbował dostać się do szkoły. Nie pozwolę im wejść w mury zamku, ale obawiam się, że mogą chcieć skontrolować ekspres Londyn – Hogwart.
     Otworzył oczy w tej samej chwili, w której pociąg zatrzymał się gwałtownie, aż z półek pospadały bagaże, a wszystkie lampy natychmiast zgasły.
     Usłyszał przestraszone głosy uczniów podróżujących w tym samym przedziale.
 - Co jest grane?
 - Auu! Ron, to moja stopa!
 - Może coś się zepsuło?
 - Nie mam pojęcia…
     Jakiś chłopiec zaczął przecierać ręką szybę, by lepiej widzieć, ale Remus wiedział już, co się stało. Dumbledore miał rację. Dementorzy szukają Syriusza Blacka w pociągu.
 - Coś się porusza – powiedział ten sam chłopiec. – Chyba ktoś wsiada…
     Usłyszał, jak drzwi przedziału się rozsuwają.
 - Przepraszam… może wiecie, co się dzieje?... Ojej… przepraszam…
 - Cześć Neville.
 - Harry? To ty? Co się dzieje?
     Harry? Remus poczuł, jak w jego ciele rozlewa się fala gorąca, bo jeśli to ten sam Harry, o którym on myśli, to znaczy, że właśnie usłyszał głos syna Jamesa…
 - Nie wiem… usiądź…  – odparł chłopiec.
 - Pójdę zapytać maszynistę, co to wszystko znaczy – usłyszał jakiś kobiecy głos i zgrzyt otwieranych drzwi, a potem łoskot i okrzyki.
 - Kto to?!
 - A ty kim jesteś?!
 - Ginny?
 - Hermiona?
 - Co ty tu robisz?
 - Wchodź do środka… siadaj…
 - Nie tutaj! Tu ja siedzę!
 - Auaa!
     W końcu Lunatyk stwierdził, że trzeba zapanować nad tym chaosem, który ogarnął uczniów. Nie dziwił im się, że się bali – sam drżał, gdy pomyślał, że dookoła pełno jest tych strasznych, przerażających potworów, wysysających z ludzi szczęście…
 - Spokój! – powiedział ochryple.
     Tak dawno nie używał własnego głosu, że prawie go nie poznał, ale nie miał czasu się nad tym dłużej rozwodzić.
     W przedziale natychmiast zrobiło się cicho. Lupin wyjął różdżkę, stuknął nią w swoją otwartą dłoń, a na niej z cichym trzaskiem pojawiły się słabe płomyki, rzucając dookoła rozdygotane światło. Starał się nie patrzeć na uczniów obecnych w przedziale. Bał się, że gdyby teraz zobaczył dokładnie twarz Harry’ego, mógłby stracić zdrowy rozsądek.
 - Nie ruszajcie się z miejsc – powiedział wyraźnie, po czym wstał i ruszył powoli przed siebie, trzymając przed sobą garść migoczących płomyków.
     Drzwi rozsunęły się powoli, zanim zdążył ich dosięgnąć i dementor wkroczył do przedziału. Potwór sięgający prawie sufitu, okryty czarną peleryną, wyciągający swoje oślizgłe, pokryte liszajami ręce… Wziął głęboki oddech z przerażającym świstem, a dookoła natychmiast zapanował ziąb. Remus poczuł się, jakby już nigdy nie miał być… szczęśliwy…
     Bardziej to wyczuł, niż zauważył, ale jeden z obecnych w przedziale chłopców upadł na podłogę. To mógł być Harry. Harry, syn Jamesa…
 - Nikt tu nie ukrywa Blacka pod płaszczem. Odejdź – powiedział wyraźnie, wyciągając przed siebie różdżkę. A gdy dementor wciąż stał w tym samym miejscu, przywołał swojego patronusa. Srebrzysty kształt sowy natarł z całą siłą na potwora.
     Wyszedł na korytarz i przepędził resztę strażników Azkabanu. Potem wrócił do przedziału i za pomocą różdżki zapalił światła. Usłyszał też odgłosy dochodzące z innych wagonów, co znaczyło, że dementorzy opuścili już pociąg. Ekspres Londyn – Hogwart ruszył w dalszą drogę, z każdą chwilą nabierając prędkości, jakby chciał uciec z tego miejsca.
     Lunatyk przyjrzał się osobom w przedziale. Harry Potter siedział na podłodze, cały mokry i oblany potem. Nad nim klęczeli rudowłosy chłopiec, który musiał być synem Weasley’ów, oraz dziewczyna z pióropuszem brązowych włosów. Nad nimi stał jeszcze jeden chłopiec: pulchny i z przejętą miną. W wyrazie jego twarzy było coś znajomego… aż Remus skojarzył, skąd go zna. To musiał być Neville, syn Alicji i Franka Longbottom’ów. Pod oknem siedziała jeszcze jedna postać: rudowłosa, ładna czarownica, z oczami pełnymi przerażenia.
 - Harry! Harry! Co ci jest?
     Nachylił się nad chłopcem z blizną w kształcie błyskawicy na czole i znów ledwo co powstrzymał okrzyk zdumienia. Był tak podobny do swojego ojca… Tak przypominał mu Jamesa… Oprócz oczu, które z pewnością odziedziczył po Lily.
 - Dobrze się czujesz? – zapytał rudowłosy chłopiec.
 - Taak – odpowiedział Harry. – Co się stało? Gdzie jest ten… to coś? Kto tak krzyczał?
 - Nikt nie krzyczał – usłyszał w odpowiedzi.
 - Ale przecież słyszałem krzyki…
     Remus sięgnął do kieszeni i wyjął z niej tabliczkę czekolady, której miał nadzieję nie używać w podobnej sytuacji. Zaczął łamać kolejne kostki, aż wszyscy podskoczyli.
 - Proszę – zwrócił się najpierw do Harry’ego, częstując go czekoladą. – Zjedz. To ci dobrze zrobi.
 - Co to było? – zapytał go chłopiec, biorąc kawałek, ale nie wkładając go do ust.
 - Dementor – odpowiedział, wyciągając rękę z czekoladą do pozostałych. – Jeden z dementorów z Azkabanu.
     Poczuł, jak wszystkie oczy skierowały się w jego stronę.
 - Jedz – powtórzył. – Zaraz poczujesz się lepiej. A teraz przepraszam was, ale muszę porozmawiać z maszynistą…
     Wyszedł z przedziału zamykając za sobą drzwi i ruszył w kierunku lokomotywy. Nie zdziwił się zbytnio faktem, że dementor zainteresował się Harry’m i tak na niego podziałał. On, który przeżył w swoim życiu tyle złego…
     Niewiele myśląc wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i pióro, po czym naskrobał szybko kilka słów skierowanych do dyrektora Hogwartu, Albusa Dumbledore’a.


Sprawdzali pociąg. Weszli do przedziału. Harry zasłabł i nie wygląda najlepiej. Dobrze by było, gdyby mogła obejrzeć go pani Pomfrey.
                                                                                                R. Lupin

     Rozejrzał się dookoła i zauważył klatkę z pohukującą cicho brązową płomykówką, należącą do jednej z dziewcząt ubraną już w czarną szatę.
 - Czy mógłbym pożyczyć sowę? – zapytał uprzejmie. – Muszę pilnie wysłać list do dyrektora. Będzie czekać na ciebie już w Hogwarcie.
     Skinęła tylko głową, a Lunatyk wyjął ptaka ze środka. Przywiązał do nóżki list, podszedł do okna, otworzył je i wyrzucił sówkę, którą natychmiast porwał pęd powietrza. Po chwili rozpostarła jednak skrzydła i wzniosła się w górę, lecąc w stronę zamku. Kiedy Remus tam spojrzał, ujrzał już sylwetkę dumnego i magicznego Hogwartu.
     Kiedy wrócił do przedziału, dostrzegł, że nikt nie tknął czekolady.
 - To nie jest zatruta czekolada, możecie mi wierzyć… - powiedział z uśmiechem, siadając na swoim miejscu. Harry odgryzł kawałek słodyczy i od razu jego twarz nabrała lepszych kolorów. – Za dziesięć minut będziemy w Hogwarcie. No jak, Harry, lepiej się czujesz?
 - Doskonale – odpowiedział z wyraźnym zakłopotaniem.
     Do końca podróży niewiele się odzywali. Remus miał wrażenie, że Harry wstydzi się swojego zachowania podczas wizyty dementora. Starał się na niego nie patrzeć, ale ukradkiem spoglądał w jego stronę, czując się, jakby patrzył na Jamesa. Rozumiał jednak, że to nie jest Rogacz, i że nie wolno mu go jak Rogacza traktować.
     Kiedy pociąg zatrzymał się na ciemnej stacji w Hogsmeade, Lunatyk od razu ruszył w stronę zamku. Wsiadł do pierwszego z powozów, a ten natychmiast ruszył skalistym zboczem. Podziwiał zbliżające się powoli wieżyczki Hogwartu, czując, jak serce wyrywa mu się z piersi, chcąc wrócić do tych cudownych, huncwockich lat…
     Powóz zatrzymał się przed bramą, a on szybko wysiadł i ruszył do środka. Już w sali wejściowej natknął się na wyraźnie zdenerwowaną Minerwę McGonagall.
 - To ja odebrałam twoją wiadomość, Remusie – powiedziała od razu. – Potter zasłabł w pociągu? Jeszcze tego nam tu brakowało, dementorów…
 - Mówi, że czuje się już dobrze – odparł Lupin, troszkę onieśmielony spotkaniem ze swoją byłą opiekunką. – Ale wciąż uważam, że powinien obejrzeć go ktoś wykwalifikowany.
 - Tak, tak, oczywiście – rzuciła, po czym zeszła schodami w dół.
     Lunatyk ruszył w przeciwnym kierunku, chcąc znaleźć Dumbledore’a. Każde miejsce, które mijał, wywoływało w nim ogrom zakurzonych wspomnień, o których zdążył już przez te wszystkie lata zapomnieć… Jakby te ściany i mury obudziły z długiego snu jego prawdziwą duszę, to, co było w nim najlepsze. Przeszłość uderzyła w niego z całą mocą, aż zachciało mu się płakać. Dlaczego to wszystko musiało się tak skończyć?
     Usłyszał z korytarza obok wyraźne kroki, więc wziął szybko parę głębszych oddechów i spróbował się uśmiechnąć. Chwilę później zobaczył postać Dumbledore’a.
 - Remus! – zawołał uradowany czarodziej, ściskając mu rękę. – Dobrze cię widzieć w dobrej kondycji. Słyszałem, że nasi przyjaciele z Azkabanu urozmaicili wam podróż?
 - Tak, z całą pewnością – odpowiedział.
 - Zapraszam cię na ucztę, czeka na ciebie miejsce przy stole dla profesorów – rzekł raźnie Dumbledore. – Pora przyzwyczaić się do nowej roli, Remusie!
     Lunatyk dziwnie się czuł, gdy usiadł wraz z innymi nauczycielami przy stole. Nigdy nie patrzył na Wielką Salę z tej perspektywy. Uczniowie rozmawiali wesoło przy stołach poszczególnych domów, wywołując zwykły gwar. Spojrzał w kierunku Gryfonów, ale nigdzie nie dostrzegł Harry’ego. McGonagall musiała zaciągnąć go już do skrzydła szpitalnego. Zauważył natomiast rudowłosego chłopca, którego poznał w pociągu: trzymał obok siebie dwa wolne miejsca dla swoich przyjaciół.
     Z zadumy wyrwał go śpiew Tiary Przydziału: starej i wyświechtanej czarodziejskiej czapki, która przydzielała pierwszoklasistów do nowych domów. Nie udało mu się zbytnio skoncentrować na jej słowach: wciąż myślał o tym, jak to było te dwadzieścia lat temu, kiedy to on siedział wraz z przyjaciółmi patrząc na stół profesorski i wsłuchując się w nową piosenkę Tiary Przydziału…
     To dawne życie, które już się skończyło, jeszcze nigdy nie wydawało mu się tak prawdziwe i rzeczywiste. A przecież było realne. Był tu, siedział razem z innymi Gryfonami, razem ze swoimi przyjaciółmi, gotowy rozpocząć kolejny rok nauki. To Hogwart go ukształtował, w jego murach dojrzał i dorósł, to on tchnął w niego to, co najlepsze. Tak wiele by dał, by cofnąć czas, by James i Peter żyli, by Syriusz nie zdradził…
     Kiedy usłyszał oklaski, wrócił do rzeczywistości i zaczął bić brawo wraz z resztą obecnych w Wielkiej Sali. Zauważył też, że Harry wraz z przyjaciółką wrócili na swoje miejsca. Kiedy powstał Albus Dumbledore, dookoła natychmiast zaległa cisza.
 - Witajcie! – powiedział głośno i wyraźnie. – Witajcie u progu kolejnego roku nauki w Hogwarcie! Pragnę wam powiedzieć o kilku sprawach, a ponieważ jedna z nich jest bardzo poważna, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli od razu przejdę do rzeczy, zanim ta wspaniała uczta zamroczy wam mózgi…
     Zrobił krótką pauzę i cicho odchrząknął.
 - Zapewne wszyscy już wiecie, że nasza szkoła gości strażników z Azkabanu, którzy są tutaj z polecenia Ministerstwa Magii. To oni przeszukiwali wasz pociąg. – Dumbledore nie ukrywał, że nie jest z tego zadowolony. – Strażnicy pełnią wartę przy każdym wejściu na teren szkoły, a póki są wśród nas, nikomu nie wolno opuścić szkoły bez pozwolenia. Nie łudźcie się: dementorów nie da się oszukać żadnymi sztuczkami, przebierankami… czy nawet pelerynami-niewidkami… Nie będą wysłuchiwać żadnych próśb ani wymówek. To nie leży w ich naturze. Dlatego ostrzegam was, żebyście nie dali im powodów do zrobienia wam krzywdy. Liczę na prefektów domów i na naszą nową parę prefektów naczelnych, że zadbają, by nikt nie próbował wyprowadzić dementorów w pole.
     Lunatyk rozejrzał się po sali. Zauważył, jak jeden rudowłosy chłopiec siedzący kilka miejsc dalej od Harry’ego wypiął dumnie pierś z odznaką prefekta naczelnego na piersi. Kojarzył tę twarz z lipcowego egzemplarza Proroka Codziennego. Kolejny Weasley.
 - A teraz coś weselszego – powiedział po chwili Dumbledore. – Mam przyjemność powitać w naszym gronie dwóch nowych nauczycieli. Najpierw profesora Lupina, który zgodził się łaskawie objąć stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.
     Rozległy się skąpe, niezbyt entuzjastyczne oklaski. Remus był przyzwyczajony do tego, że ludzie traktowali go gorzej, więc nie zrobiło to na nim wrażenia. Ucieszył się, gdy dostrzegł, że tych kilka osób, którzy podróżowali z nim w przedziale, przywitali go najbardziej żarliwymi brawami, w tym Harry.
     Obrócił głowę w drugą stronę i zauważył, jak Severus Snape obrzucił go pogardliwym uśmiechem pełnym nienawiści. Na jego twarzy gościł okropny grymas. Lunatyk mógłby się założyć o wszystko, że Snape nie zostanie jego najlepszym przyjacielem, pomimo tak długiej, choć niezbyt szczęśliwej, znajomości z lat szkolnych.
 - A teraz przedstawię wam drugiego nowego nauczyciela – ciągnął Dumbledore. – No cóż, muszę was z przykrością powiadomić, że profesor Kettleburn, nasz nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, przeszedł na zasłużoną emeryturę, żeby w spokoju pielęgnować to, co mu jeszcze z ciała pozostało. Mam jednak przyjemność oznajmić wam, że jego miejsce zajmie w tym roku Rubeus Hagrid, który zgodził się objąć to stanowisko, nie rezygnując ze swoich obowiązków gajowego Hogwartu.
     W Wielkiej Sali wybuchnął głośny aplauz, w szczególności przy stole Gryffindoru. Hagrid poczerwieniał jak piwonia i spuścił oczy, uśmiechając się szeroko, choć z wyraźnym zakłopotaniem. Chwilę później ukradkiem wytarł oczy serwetką.
 - No, myślę, że z ważnych spraw to już wszystko – powiedział Dumbledore. – Czas rozpocząć ucztę!
     Remusowi przez te wszystkie lata brakowało niezwykłych uczt w Hogwarcie. Kiedy stojące na stołach złote półmiski i czary napełniły się jedzeniem i piciem, uśmiechnął się pod nosem, czując nagle potworny głód. Wielka Sala długo rozbrzmiewała rozmowami, śmiechem, oraz brzdękiem noży i widelców, aż Lunatyk poczuł senność. Nim jednak zdążył chociażby ziewnąć, Dumbledore powstał i oznajmił, że zaprasza wszystkich do łóżek.
     Zauważył, jak Harry w towarzystwie przyjaciół podbiega do Hagrida by osobiście złożyć mu gratulacje i uśmiechnął się pod nosem. Tak bardzo pragnął wreszcie dowiedzieć się, jaki jest Harry: czy odziedziczył po Jamesie umiejętność pakowania się we wszelkiego rodzaju kłopoty, czy raczej po Lily zdrowy rozsądek… Wiedział, że nie może mu z góry przypisywać cech zmarłego ojca, bo to nie był Rogacz. Chwilę później ogarnęło go poczucie ogromnej niesprawiedliwości: dlaczego on mógł znać Jamesa Pottera, przyjaźnić się z nim przez tyle lat, a nie dane to było jego jedynemu synowi?
     Dumbledore zaprowadził go do klasy, w której miał uczyć obrony przed czarną magią. Pamiętał to miejsce: sam odbywał tu swoje zajęcia. Z tyłu, za biurkiem, znajdował się gabinet i niewielka, ale przytulna sypialnia. Uśmiechnął się widząc, że skrzaty przygotowały mu miękkie łóżko z czystą, pachnącą pościelą.
 - Mam nadzieję, że będziesz zadowolony – rzekł dyrektor Hogwartu. – Gabinet możesz oczywiście urządzić jak chcesz. Uprzedni nauczyciel poobwieszał każdy skrawek ściany swoimi portretami… ale chyba nie wyszło mu to na dobre.
     Kąciki warg lekko mu zadrgały, a Lunatyk zaśmiał się.
 - Dziękuję za wszystko – powiedział. – Nie zawiodę.
 - Wiem – przyznał Dumbledore. – To twój plan zajęć – podał mu pergamin z rozpisanymi godzinami lekcji z każdą klasą.
     Przejrzał go szybko i odnalazł informację, która najbardziej go ciekawiła. Gryffindor, rok trzeci – czwartek po przerwie obiadowej. Skinął lekko głową. Dopiero później zorientował się, że dyrektor szkoły go uważnie obserwuje.
 - Jaki on jest? – zapytał, nie mogąc się już powstrzymać, ale Dumbledore tylko uśmiechnął się do niego ciepło. Chyba spodziewał się, że prędzej czy później padnie to pytanie.
 - Sam zobaczysz, Remusie – odpowiedział.
     Kiedy tego samego wieczoru Lunatyk kładł się do ciepłego łóżka, poczuł, że znów chce mu się żyć. Nie wiedział, czy to przez fakt, że znów był w Hogwarcie, czy może przez to, że ma okazję poznać Harry’ego. Wiedział za to, że los rzadko daje komukolwiek drugą szansę, a on ją dostał – może dlatego, że do tej pory spotykał się głównie z niesprawiedliwością? Pomyślał o zmarłych Lily, Jamesie i Peterze, aż w końcu pomyślał o Syriuszu. O człowieku, który wciąż żył, który uciekł z Azkabanu, by dokończyć to, co zaczął…
     Odgonił od siebie niechciane myśli. To nie czas na to. Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Harry jest bezpieczny, a on ma zamiar mieć na niego oko, bo – jak mówił Dumbledore – oczu nigdy za wiele.
     Zapadł w sen wierząc i czując, że jego życie właśnie się zmienia.
     Nie miał pojęcia, jak bardzo.

_________________________
Dla wszystkich kibiców siatkówki, którzy od dziś będą trzymać kciuki za polskich siatkarzy.

27 komentarzy:

  1. Jedno slowo : Zaje*isty rozdzial ;) Ale ten Luniaczek jest niecierpliwy , ale to zrozumiale ;) Czekam z niecierpliwoscia na nastepny ;) PS. Tak trzymac ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS2.To ja twoj najnowszy uzytkownik Nikita Cullen ;) Przedtem sie nie przedstawilam .

      Usuń
    2. Bardzo mi miło :) Dziękuję za komentarz no i cóż, zapraszam do dalszego śledzenia losów Huncwotów :)

      Usuń
  2. Uwielbiam Twojego Remusa :) Jest taki, jakiego sobie zawsze wyobrażałam, no i to mój ulubiony Huncwot ^^
    Lunatyk pełen nadziei, przed nim nowe, lepsze życie. Szkoda, że już wiem, jak się skończyło :(
    Ale przynajmniej nauczanie w Hogwarcie jakoś mu je osłodziło.
    Pozdrawiam, życzę miłego wyjazdu ;)
    P.S. Zmieniłam nick. Wcześniej byłam Dromedą^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z początku nauka w Hogwarcie sprawi, że nasz kochany Lunatyk znów odżyje. Nie będzie to trwało długo, bo potem będą wyjaśniać się sprawy z przeszłości, ale pragnę podarować mu jak najwięcej szczęścia, na które z pewnością zasługuje.
      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  3. Czułam się, jakbym czytała kolejny tekst pani Rowling, tylko z innej perspektywy. Świetnie to opisałaś, genialnie.
    No i wszystkie te uczucia Remusa... Naprawdę.
    [czarnoczarna]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! :)
      Do pani Rowling to mi jeszcze sporo brakuje, ale cieszę się, że moja historia wywołuje tyle pozytywnych emocji :)

      Usuń
  4. Nawet nie wiesz jaki uśmiech miałam na ustach czytając ten rozdział. Remus to moja ulubiona postać w serii, a jeszcze twój Remus jest jeszcze cudowniejszy! :) Po prostu idealny! :) Niby wiem jak to wszystko się skończy, ale i tak nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i lekcji OPCM z perspektywy Remusa :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego wyjazdu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :)
      No tak, Remusowi wreszcie należy się chwila szczęścia. Mam nadzieję, że będę potrafiła mu dać jej jak najwięcej w tym opowiadaniu. Cieszę się, że Ci się podobało :)
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  5. popłakałam się. Nie wiem dlaczego. Po prostu sie popłakałam ! tak bardzo mi szkoda tej histori z huncwotami że Rogacz zginoł wraz z Lili że oskarża się Łapę o zdradę mimo że zrobił to peter. Wiem że taka była ''prawdziwa'' historia, ale jak czytam i przeżywam ją z innej strony to STRASZNIE GRA MI NA UCZUCIACH !!
    GRATULACJE !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nawet nie wiem co powiedzieć :) Dziękuję! :)
      Tak, nie można zaprzeczyć, że to tylko inny punkt widzenia prawdziwej historii. Staram się jak mogę, żeby był równie dobry, jak ten powszechnie znany. Dziękuję raz jeszcze za komentarz, pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Piękny rozdział. Jak zawsze. Czy tobie już się to nie nudzi? Te moje ciągłe pochwały? ^^ Uwielbiam Remusa i życzę mu naprawdę wiele szczęścia. Jednak mam wrażenie, że ono niekoniecznie do niego pasuje. Sama widzę po moim blogu, że nie pasuje do niego ciągła sielanka i ową radość odnajduje w niewielkich szczegółach.
    Naszła mnie taka dziwna myśl, co zrobisz, kiedy i Remus umrze. Tak wiem... czasu mamy jeszcze sporo, ale jakoś mi się smutno zrobiło.
    Zabrakło mi w tym rozdziale Syriusza. Nie ukrywam, że uwielbiam tę postać. Cholernie brakuje mi Jamesa. I tu kolejna myśl: czemu huncwoci nie mogą być szczęśliwi? Może kiedyś spotkają się po śmierci i wszytko będzie okay? A może już nigdy nie będzie tak samo przez Petera? Ja mam jednak dziwne wrażenie, że James wybaczyłby mu. Eh... ale rozpisuję się już niepotrzebnie. Jakoś tak mnie naszło...
    Kibiców powiadasz. Ja właśnie wściekam się, oglądając mecz z Australią. Nie wiem co się stało z naszą drużyną i powoli tracę nadzieję. Ale komentator wciąż powtarza: "wierzę w nasz zespół". I w chwili, kiedy to piszę, przegrywamy. Cholera!
    Dobra, kończę, co zaraz zrobi się nieciekawie. eh... Szkoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą, Remus jest tak stworzony, że szczęście faktycznie do niego nie pasuje, nie trzyma się go. Może to przez to, że od małego ma "kompleks pełni księżyca". W każdym bądź razie jest dobrym człowiekiem i zdecydowanie na szczęście zasługuje - postaram się dać mu go jak najwięcej, w miarę możliwości.
      Jeszcze nie wiem, jak potoczy się ta historia. Ale jedno mogę obiecać - wszyscy Huncwoci na pewno jeszcze się spotkają w epilogu. A do niego jeszcze całkiem sporo :D

      PS: Ach, nawet nie mów mi o siatkarzach! Kibicuję im od małego, od kiedy pamiętam, i takiego rozczarowania jeszcze nie czułam. Z Australią! Już wolałabym, żeby z Argentyną przegrali! Taka drużyna nie może pozwolić sobie na takie mecze, jeśli mierzy w medal IO!
      No ale co można zrobić? Przełknąć gorycz porażki. I przygotować się do ćwierćfinałów. Rosja, czy Brazylia? Sama nie wiem, kogo bym wolała.
      Wiem, że możemy wygrać. Potrzeba tylko wiary no i... wiadomo. Jeśli zagrają na swoim poziomie, to nie ma się co martwić.
      Oby tylko nie powtarzały się takie mecze, jak ten.

      Ja również się trochę rozpisałam :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Ja mam ten komfort, że opowiadanie jest całkiem niekanonowe. Stwierdziłam jednak, że typowy związek z Ann to przeżytek na potterowskich blogach, więc szykuję coś innego ^^
      Cieszę się, że u Ciebie znajdzie trochę szczęścia. Należy mu się i już!
      Wiesz... jestem ciekawa epilogu, ale jednocześnie chciałabym, żeby był jak najpóźniej. Za bardzo lubię twoje opowiadanie. Kurde, muszę się kiedyś zebrać i Dramione przeczytać. Ta, czas, czas i jeszcze raz czas! ^^
      P.S. Może ja nie jestem aż taką wielką fanką, ale i tak lubię oglądać mecze. Cóż... Jak to któryś powiedział - "zaczynamy od początku i nie możemy sobie pozwolić na porażkę". A ja wciąż wierzę w to, że nie tylko będzie medal. Będzie złoto! :D Na dodatek strasznie żałuję, że nie pojechałam ze znajomymi do Londynu. Kurde, fajnie byłoby zobaczyć to na żywo...

      Usuń
  7. świetne :) trafiłam przez przypadek, ale notka mnie zaciekawiła i zabieram się za czytanie od początku.

    Pozdrawiam i weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się zainteresować :) Oczywiście zapraszam serdecznie do czytania od początku!
      Również pozdrawiam, a wena zawsze się przyda :)

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko przeczytałam od deski do deski. Jestem zachwycona tym, jak przedstawiłaś ten świat. Masz naprawdę świetny styl pisania. Sama chyba nigdy nie dojdę do takiej... perfekcji!

    Kanon! W przypadku opowiadań np. książek o Harrym nienawidzę tego słowa. Nigdy nie mogłam pogodzić się z tym, że ludziom, którzy zasługują na szczęście tak po prostu odebrano wszystko.
    W Twoim przypadku jest skłonna się z tym pogodzić, bo nie kończysz w momencie, w którym tak naprawdę wszystko się zaczyna, tylko masz też plan na Remusa i Syriusza, a tego jeszcze nie czytałam nigdzie w internecie :3

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to konto, przepraszam! :D

      Usuń
    2. Och, bardzo mi miło. Niewielu jest na tyle odważnych i ambitnych, by czytać od początku. Więc tym bardziej mi miło, dziękuję :)
      Zakładając to opowiadanie postanowiłam, że skończę dopiero wtedy, gdy ostatni z Huncwotów umrze. Jak na razie się w tym realizuję, powoli, ale dokładnie. Mam nadzieję, że te rozdziały nie są takie nudne, chociaż wiadomo przecież, co się stanie.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  10. Jak zrobiłaś, że nie podkreślają ci się tytuły postów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och... Chciałabym Ci pomóc, ale przyznam szczerze, że nie mam pojęcia :O Z szablonem nie kombinowałam długo, jakoś nie przykładam do tego wielkiej wagi, a blogspot jest dla mnie wciąż zagadką :D Może to wyszło już z tego szablonu, który wybrałam na początku - Simple? Naprawdę nie mam pojęcia, bo na moim drugim opowiadaniu faktycznie się już podkreślają.

      Usuń
    2. Właśnie mnie też, ale to w szablonie rewelacja normalka. Nie rozumiem tego blogspota.

      Usuń
  11. Jak czytam blogi o HP, obojętne o kim dokładnie, to mimo wszystko bohaterów wyobrażam sobie trochę inaczej. Jednak tutaj jest chyba tak samo:) Właściwie to widzę przed oczami Jamesa, uśmiechniętego ucznia, czochrającego sobie włosy;)
    zula04

    OdpowiedzUsuń
  12. Z całym szacunkiem do genialnej autorki, ale czy to nie jest trochę dziwne, że zarówno Remus jak i kiedyś James i Łapa tak szybko uwierzyli w "zdrady" swoich przyjaciół? Bo jeśli się tak zastanowić, to ich przyjaźń była niezwykła i jedyna w swoim rodzaju, więc myślę, że to trochę nienaturalne, żeby Remus uwierzył tak szybko w zdradę Łapy (tym bardziej, że z Rogaczem miał najlepszy kontakt..)

    OdpowiedzUsuń
  13. Chciałabym dodać również małą prośbę, a może raczej marzenie, aby wprowadzić w fajny sposób wątek z Tonks. Nie wiem co jest w dalszych rozdziałach, bo może już to uwzględniałaś, ale jeśli nie to prosiłabym o rozważenie tej propozycji, bo czytanie o tym jak rozkwita ich miłość (Remusa i Tonks) było by już szczytem moich marzeń związanych z tym opowiadaniem ;)
    (tysiące łez)

    OdpowiedzUsuń