19 lipca 2012

83. Dwanaście lat później


     Są w życiu człowieka takie noce, kiedy świat się kończy. Świat odwraca się plecami i odchodzi, zostawiając nas z rozszerzonymi źrenicami i bezsilnie opuszczonymi rękami.
     Są w życiu człowieka takie myśli, których nie sposób wyrazić słowami. Chociaż wydają się niezwykle ważne w naszej głowie, to boimy się nadać im rzeczywisty wyraz – nie z powodu braku słuchacza, lecz z powodu braku zrozumienia.
     Aż wreszcie są w życiu człowieka takie łzy, których nie można wypłakać. Zapadają głęboko w serce spalając je i spopielając potłuczoną duszę.
     Syriusz Black tak bardzo zmienił się w murach Azkabanu, że trudno było rozpoznać w nim tego pełnego życia młodzieńca, którym był dwanaście lat temu. Twarz mu zmizerniała, policzki zapadły się, a pod oczami pozbawionymi nawet krzty blasku i wyrazu widniały ciemne cienie. Brudne i zaplątane włosy sięgały mu aż do pasa, a ubrany był w sponiewierane łachmany, które w niczym nie przypominały szaty czarodzieja.
     A jednak wciąż żył. Jego serce dalej biło, a klatka piersiowa w dalszym ciągu wnosiła się i opadała w rytm jego oddechu.
     Mury Azkabanu wpłynęły znacząco także na jego myśli. Dziś już wiedział, że najbardziej niebezpiecznym momentem w życiu człowieka jest ten, w którym uczymy się słowa jutro. Jakbyśmy mieli je zagwarantowane, wykupiony bilet, wygrany los na loterii, pewność, że nasze jutro nadejdzie. Ale życie jest przecież przewrotne. W życiu zdarza się, że nasze jutro, lub jutro naszych najbliższych, nigdy nie nadchodzi. Ulotność i kruchość człowieczego życia niedostrzegalnie kłują nas w oczy. Syriusz Black nauczył się, że jutra nie wolno nam dotykać, bo nie wiadomo, czy jest nasze.
     Podobno przed śmiercią przed oczami staje całe życie. Tak zawsze jest w filmach, na tym opierają się książki i najpiękniejsze historie. Śmierć jest dostojna, uroczysta, a główni bohaterowie przeważnie umierają z gracją, wśród ukochanych osób. Zazwyczaj mogą wypowiedzieć kilka ostatnich słów, jako puentę całego ich życia i zebranego doświadczenia. Umierają w blasku i chwale, często w piękny, patetyczny wręcz sposób. To doniosła chwila. To wielka, pełna uniesień i wzruszeń chwila.
     A co on widzi? Co ma przed oczami Syriusz Black, gdy już wydaje mu się, że właśnie wyda ostatnie tchnienie? Dlaczego to nie może być coś pięknego, co sprawi, że stanie się godnym pamięci? Dlaczego musi umierać w samotności?
     Ale Ona wciąż nie przychodzi. Nie chce go stąd zabrać.
     Śmierć jest łatwa, szybka.
     Życie jest o wiele trudniejsze.
     Usłyszał skrzypienie otwieranych krat, co wyrwało go z przygnębiających myśli, które otaczały go w chwilach zwątpienia i zatracania własnej tożsamości. Azkaban bardzo rzadko ktokolwiek odwiedzał – nawet ci, którzy mieli tu bliskich i członków rodzin – czarodzieje po prostu bali się tego miejsca. I nie ma im się co dziwić. Była to  przerażająca i budząca odwieczną grozę część świata czarodziejów.
     Podszedł bliżej wyjścia, żeby przez kraty dostrzec, kto zdecydował się tu zajrzeć. Zanim zauważył tego odważnego, usłyszał jego głos – pełny lęku, strachu i obrzydzenia. A potem zobaczył postać Korneliusza Knota, Ministra Magii, kroczącego z niepewną minął wzdłuż cel w towarzystwie dwóch dementorów. Pod pachą trzymał złożony w rulonik numer Proroka Codziennego, w rękach zgniatał swój cytrynowozielony melonik, a minę miał taką, jakby przed chwilą ktoś mu powiedział, że od jutra ma zamieszkać w Zakazanym Lesie.
     Zaglądał kolejno do każdej celi, nie zatrzymując się na długo przy żadnej z nich. Widać było, że pragnął jak najszybciej opuścić to przygnębiające miejsce.
     Lecz kiedy doszedł do Łapy, stanął w miejscu i wytrzeszczył na niego oczy.
 - Witam, panie ministrze – powiedział Syriusz z uśmiechem, uginając lekko głowę. – Parszywa pogoda, co? Tutaj grzmi i leje non stop.
 - Ja… ja nie…  – jąkał się Knot, rozglądając się dookoła, jakby szukał pomocy.
 - Zmoczył pan sobie trochę płaszcz. Ale tu nie trzeba się stroić. Nikt nie zauważy.
     Wskazał ręką na inne więzienne cele, gdzie uwięzieni we własnej głowie czarodzieje kulili się w kątach wyrywając sobie włosy i mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa.
 - Czasem słyszę, jak krzyczą – zwierzył się mu Łapa. – Straszne rzeczy.
     Knot wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
 - Przeczytał już pan gazetę? – zapytał z uśmiechem Syriusz, wskazując na rulonik pod ramieniem Ministra Magii. – Mógłbym pożyczyć? Porozwiązuję sobie krzyżówki.
     Oniemiały z wrażenia Knot podał mu drżącą ręką gazetę, po czym spoglądnął na dementorów stojących obok. Nie mógł uwierzyć w to, czego przed chwilą był świadkiem. Czując, że zbiera mu się na mdłości, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia.
 - Do widzenia, panie ministrze! Gdybym mógł, też bym na pana głosował w wyborach! – zawołał za nim Łapa. – I dziękuję za tą gazetę!
     Drzwi Azkabanu zamknęły się z głośnym trzaskiem.
     Syriusz usiadł w najdalszym kącie celi, otwierając Proroka Codziennego na pierwszej stronie. Spojrzał na datę – 30 lipca 1993 roku. To znaczy, że był już tu zamknięty dwanaście lat… Dwanaście długich, strasznych lat.
     Zaczął przerzucać bezmyślnie strony odczytując tylko migoczące nagłówki i przyglądając się ruchomym fotografiom. Madame Malkin znów organizowała wyprzedaż szat w przyszły piątek na ulicy pokątnej… Minister Magii wydał najnowszy Dekret w sprawie ściśle ustalonych grubości denek kociołków… Armaty z Chudley pokonali Zjednoczonych z Puddlemere trzysta czterdzieści do sześćdziesięciu w Lidze Quidditcha…
     Aż w końcu jego uwagę zwróciło duże, czarno-białe zdjęcie rodziny czarodziejów na tle egipskiej piramidy, widniejące na pierwszej stronie.
     Stało tam dziewięć osób, wymachując do niego radośnie rękami. Pulchna kobieta obok wysokiego, łysiejącego czarodzieja – Syriusz kojarzył ich jeszcze z czasów działalności Zakonu Feniksa – Artur Weasley i jego żona Molly, siostra Fabiana i Gideona Prewettów, którzy należeli do Zakonu i tragicznie zginęli osaczeni przez śmierciożerców. Obok nich stało ich sześciu synów i jedna jedyna córka. Łapa przyjrzał się każdemu po kolei, czując uścisk w sercu, kiedy pomyślał, że oni należą do świata, z którego on został wyrwany.
     Dwójka chłopców na zdjęciu była identyczna: tego samego wzrostu, te same łobuzerskie uśmiechy, a nawet to samo rozmieszczenie piegów na twarzy. Nieco z boku stał kolejny Weasley, z nieco dumną miną i wypiętą do przodu piersią, na nosie miał okulary w rogowej oprawce. Syriusz zauważył też odznakę prefekta i prawie parsknął śmiechem. Obok rodziców stał wysoki, przystojny czarodziej z długimi włosami związanymi w koński ogon, uśmiechał się promiennie i machał radośnie do fotografa. Na samym środku stała najniższa, bardzo ładna młoda czarownica, którą obejmował starszy brat – wysoki i szczupły. Na ramieniu siedział mu… szczur…
     Syriusz wytrzeszczył oczy na zdjęcie. Nie, to nie może być prawda… Przyglądał się mu z bliska, z różnych stron, jakby to mogło zapewnić mu ostrzejszy obraz i lepszą widoczność. Kiedy był pewny tego, czego obawiał się najbardziej, znalazł artykuł do fotografii:

PRACOWNIK MINISTERSTWA MAGII ZGARNIA NAJWYŻSZĄ WYGRANĄ

   Artur Weasley, kierownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli w Ministerstwie Magii, zgarnął najwyższą wygraną w dorocznej loterii „Proroka Codziennego”. Zachwycony pan Weasley powiedział naszemu reporterowi: „Za te pieniądze pojedziemy do Egiptu, gdzie nasz najstarszy syn, Bill, pracuje dla Banku Gringotta, jako łamacz zaklęć”.
   Rodzina Weasley’ów spędzi w Egipcie cały miesiąc. Wrócą na początek nowego roku szkolnego w Hogwarcie, gdzie uczy się pięcioro dzieci Weasley’ów.

     Oderwał oczy od tekstu oddychając szybko i głęboko.
     Rodzina czarodziejów… Jakież to sprytne, jakie proste… Chyba nie doceniał Petera Pettigrew’a przez te wszystkie lata. Najpierw upozorowana śmierć na zatłoczonej mugolskiej dzielnicy, teraz parszywe, ale bezpieczne życie pod dachem Weasley’ów… Informacje z pierwszej ręki… Jak dobrze to przemyślał…
     Wrócą na początek nowego roku szkolnego w Hogwarcie, gdzie uczy się pięcioro dzieci Weasley’ów. Spojrzał raz jeszcze na fotografię: chłopiec, na którego ramieniu siedział Glizdogon, nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat – to znaczy, że we wrześniu wyruszy do Hogwartu razem z Peterem, a w Hogwarcie będzie także jego chrześniak, Harry… A jeśli…  A jeśli ten chłopiec, młody Weasley, jest w klasie Harry’ego? Jeśli również jest w Gryffindorze? A jeśli Glizdogon sypia noc w noc w tym samym dormitorium, co Harry? Jeśli czeka tylko na wzmiankę o odzyskiwaniu mocy przez Voldemorta? Syriusz był pewny, że Pettigrew nie zawaha się przynieść swojemu panu w darze ostatniego Pottera…
     Doskonale słyszał bicie swojego serca. Tylko on jeden wie, że Glizdogon jest animagiem. Tylko on wie, że będzie w Hogwarcie razem z Harrym. Tylko on wie, że to Pettigrew był Strażnikiem Tajemnicy Lily i Jamesa, i że to on sprzedał ich Voldemortowi.
     I tylko on może go powstrzymać.
     Tej nocy niewiele spał. Kiedy tylko udało mu się zmrużyć oczy, w głowie pojawiał się obraz pulchnej twarzy Glizdogona. Nieświadomie powtarzał słowa: On jest w Hogwarcie… Łapa wiedział, że Azkaban jest świetnie strzeżony i jeszcze nikt nie zdołał uciec z jego murów. Ale on musi tego dokonać, musi, by uratować syna swojego przyjaciela…
     Sam nie wiedział, jak udało mu się to zrobić. Kiedy wracał pamięcią do tego momentu, przypominał sobie jedynie poszczególne urywki i sceny, jakby przewijał taśmę filmową. Pamiętał, że zdołał przemienić się w psa, a kiedy otworzono celę, by podać mu jedzenie, przecisnął się przez kraty i uciekł, potem przepłynął morze…
     Wolność od dementorów była jak spora dawka tlenu. Nie wiedział jeszcze gdzie jest i którędy pójść, by trafić do Hogwartu, ale obecnie nie dbał o to. Wdychał zachłannie zapach spokoju i świeżego powietrza, aż prawie się nim zachłysnął. Właśnie wstawał świt. Był wyczerpany, potwornie zmęczony i głodny, ale nie zatrzymał się, by odpocząć. Nie śmiał też przybrać ludzkiej postaci, bo być może właśnie w tym momencie dementorzy zauważyli pustą celę i jego zniknięcie…
     Ruszył przed siebie z jasno określonym celem w głowie.

~*~

     Remus Lupin z uśmiechem odczytywał kolejne słowa listu, który przed chwilą dostarczyła mu brązowa płomykówka z Hogwartu. Wpatrywał się w cienkie pismo Dumbledore’a, czując zapach zmian, które niebawem miały zawładnąć jego życiem.

   Drogi Remusie;
   Jestem niezmiernie szczęśliwy, że zgodziłeś się obrać stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią w zbliżającym się nowym roku nauki w Hogwarcie. Jak sam wiesz, ubiegłoroczny profesor skończył w Szpitalu św. Munga pokonany własnym zaklęciem zapomnienia! Szczerze wierzę, że uda Ci się przerwać złą passę i będziesz mógł pracować w szkole dłużej, niż jeden rok.
   Wszystkie Twoje wątpliwości, o których rozmawialiśmy w ubiegłym tygodniu da się obejść w zadowalający sposób. Severus Snape na moją prośbę będzie przygotowywał Ci wywar tojadowy. Złagodzi to ból podczas przemiany i staniesz się mniej groźny dla otoczenia w swojej drugiej postaci. Znów wykorzystamy Wrzeszczącą Chatę, jak za starych, dobrych lat.
   Słyszałeś też pewnie o ucieczce z Azkabanu Syriusza Blacka. Wstrząsnęło to całym magicznym światem – nikt tego wcześniej nie dokonał. W Hogwarcie będziemy musieli znieść towarzystwo dementorów, którzy są pewni, że Black będzie próbował dostać się do szkoły. Nie pozwolę im wejść w mury zamku, ale obawiam się, że mogą chcieć skontrolować ekspres Londyn – Hogwart. Byłoby dobrze, gdybyś mógł tam być.
   Raz jeszcze gorące podziękowania za przyjęcie nowej posady. Spotkamy się pierwszego września na uroczystej uczcie.
                                                                                 Albus Dumbledore
   PS: Miej oko na Harry’ego podczas tego roku, dobrze? Osobiście staram się zwracać na niego większą uwagę, ale oczu nigdy za wiele.

     Złożył list na dwie części i schował do kieszeni swojej czarodziejskiej szaty. Dumbledore okazał mu ogromne zaufanie proponując posadę w szkole. Nie spodziewał się tego, sam był zaskoczony, kiedy dyrektor poprosił o spotkanie w poprzednim tygodniu. Wiedział dobrze, że pozostali nauczyciele nie będą podzielać entuzjazmu Dumbledore’a względem niego. Już się do tego przyzwyczaił, więc nie przejmował się tym zbytnio. Będzie wykonywał swoją pracę sumiennie i odpowiedzialnie, postara się przekazać swoją wiedzę młodym czarodziejom.
     Powinien chyba przygotować sobie jakiś plan lekcji dla poszczególnych klas, ale obecnie nie miał do tego głowy. Od kilku dni wciąż myślał o Syriuszu Blacku, który uciekł z Azkabanu. Jak tego dokonał? Dlaczego zwlekał z tym aż tyle czasu? Czy będzie próbował znaleźć Harry’ego…? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania. Już kilka lat temu przekonał się, że nigdy nie znał tego człowieka, który uważał się za jego przyjaciela.
     Harry będzie bezpieczny w Hogwarcie, był tego pewny. Oby tylko nie odziedziczył po Jamesie umiejętności pakowania się w przeróżne kłopoty… Zaśmiał się sam do siebie na wspomnienie przyjaciela. Okazuje się, że niedługo pozna jego jedynego syna.
     Nie wiedział, że w Hogwarcie spotka też kogoś innego.

~*~

     Zapadał zmierzch. Mugolska uliczka Magnolia Road zaczynała tonąć w mroku. W poszczególnych domach paliło się światło, większość mieszkańców zasiadała przed telewizorami, by wysłuchać wieczornych wiadomości.
     Syriusz Black dotarł aż tutaj i łapy ugięły się pod nim ze zmęczenia. Zdołał tylko doczołgać się do pobliskich krzaków, by nie zauważyły go ciekawskie oczy mieszkających tu mugoli. Wiedział, że od Privet Drive numer cztery dzieliło go zaledwie kilka przecznic, ale nie miał siły iść dalej. Był wyczerpany. Wiedział, że szuka go całe Ministerstwo Magii i wszyscy dementorzy, ale wiedział też, że nie da się im złapać. Nie podda się. Nie tym razem. Dyszał ciężko, pozwalając, by ogarnęły go własne myśli.
     Co ty właściwie robisz na tym złym świecie?
     Odpowiedź była jedna: po prostu żył.
     Kim jesteś?
     Huncwotem. Przyjacielem. Wariatem.
     A w rzeczywistości?
     Niepoprawnym optymistą. Był niepoprawnym optymistą – w innym, poprzednim życiu.
     Czego ty chcesz? Czego szukasz?
     Chciał wielu rzeczy. A szukał zemsty.
     Łapa miał pełną głowę takich pytań, a gdy tylko odpowiedział na jedno z nich, pojawiało się następne. Rzucił kamieniem na ciemniejący asfalt, pragnąc rozedrzeć panującą dookoła ciszę. Udało mu się to, odgłos toczącego się kamyka zakłócił denerwujący go spokój na Magnoliowym Łuku. Ale Syriusz taki już był – zawsze udowadniał wszystkim samym swoim istnieniem, że porządku nie ma. Zrozumiał też, że świat nigdy nie uwolnił i nie uwolni się z pierwotnego zła, bo człowiek ma go po prostu w sobie. Czyż nie był tego najlepszym przykładem? Czy całe jego życie nie było odpowiedzią?
     Wiatr nadszedł z kolejnym pytaniem, z kolejną myślą.
     Na czym ci zależy?
     Większość pytań pozostawała tylko pytaniami, podobnie jak to. Chciał czyjejś pomocy, pragnął jej, ale wiedział także, że pewne sprawy trzeba rozwiązać samemu. Tak było i w jego przypadku. To on spędził dwanaście lat w murach Azkabanu oskarżony o morderstwo, którego nie popełnił… jeszcze. Poczuł, że pieką go oczy. Pochylił głowę, jednocześnie wsadzając ją między przednie łapy. Jedna pojedyncza łza wytoczyła się z jego psich oczu w tajemnicy przed światem. Cicho upadła na zielony liść trawy i zdawała się nienaturalnie błyszczeć w ciemności, niczym świeża, poranna rosa.
     Łza bezsilności wobec przeszłości.
     Łza samotności.
     Jedna z najbardziej tajemniczych łez w życiu człowieka.
     Wpatrywał się w nią tępo czując pewną czułość, której nie potrafił wytłumaczyć. Minęło może siedem sekund zanim podniósł głowę, ale tylko tyle potrzebował, by pozbierać i poukładać z powrotem szczątki swojej tożsamości. Nie bez trudu się podniósł i ruszył do przodu, by jeszcze tej nocy dotrzeć na Privet Drive. Zrobił zaledwie kilka kroków, po czym stanął jak wryty między jednym z mugolskich domów a garażem.
     Na murku naprzeciwko ujrzał czarne, sterczące na wszystkie strony włosy i okrągłe okulary mieniące się światłem pobliskich latarni. Syriusz poczuł, że cały drętwieje, a serce dosłownie staje mu w gardle.
     Ale to nie był James Potter.
     Harry był tak podobny do swojego ojca, że przez chwilę dał się zwieźć swoim najskrytszym pragnieniom. Skarcił się za to w duchu. James nie żyje, a martwi nie wracają zza grobu do bliskich, których zostawili na świecie. Umarli pozostają po drugiej stronie i to tam czekają na następne spotkanie. Tam. Nie tutaj.
     Nie mógł przestać się patrzyć na swojego chrześniaka, syna Rogacza. W Azkabanie wiele razy go sobie wyobrażał, zawsze jako Jamesa Pottera z dawnych lat i okazało się, że niewiele się mylił. Te okrągłe okulary i sterczące na wszystkie strony czarne włosy… Nieświadomie oczekiwał, że ręka Harry’ego zaraz wystrzeli w kierunku głowy czochrając je jeszcze bardziej. Miał ochotę przybrać swoją ludzką postać, podejść do niego, do swojego zmarłego przyjaciela, który nie wiadomo jak i dlaczego siedział właśnie na murku na Magnoliowym Łuku, i zapytać, dlaczego kazał mu czekać na to spotkanie aż dwanaście lat…
     Harry zaczął grzebać w kufrze leżącym u jego stóp, ale w następnym momencie przestał to robić, nasłuchując dookoła z poważną miną. Chwilę później uniósł nad głowę zapaloną różdżkę, której blask okrył najbliższą część ulicy i skierował głowę w stronę Łapy.
     Syriusz spojrzał prosto w jego oczy i znów poczuł, jak serce na chwilę zatrzymuje się w miejscu, po czym gwałtownie przyspiesza swoje bicie. Ujrzał oczy niesamowicie zielone, takie, jakie miała Lily. Przez chwilę aż zabrakło mu tchu z rozczarowania i bezsilności. Niezależnie od siebie poczuł zawód: spodziewał się radosnego błysku pełnych radości i życia orzechowych oczu swojego najlepszego przyjaciela, których tak mu brakuje.
     Ale to przecież nie był James Potter. To nie mógł być on. Rogacz nigdy nie kazałby mu tak długo czekać. Dwanaście lat. Nigdy.
     Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund. Harry musiał przestraszyć się ogromnego psa z płonącymi ślepiami na mugolskiej uliczce, bo spadł z murku do tyłu na plecy. Łapa szybko wskoczył w krzaki, a nim ruszył w dalszą drogę zdążył zauważyć wściekle fioletowy autobus zatrzymujący się na Magnoliowym Łuku. Uśmiechnął się do siebie: Błędny Rycerz. Cokolwiek Harry robił w tym miejscu i o tej porze, samotnie, taszcząc szkolny kufer, miotłę i pustą klatkę, teraz z pewnością był bezpieczny.
     Bardzo cieszył się, że mógł zobaczyć syna swojego najlepszego przyjaciela. Cały czas miał przed oczami jego obraz i w dalszym ciągu widział w nim Jamesa. Syriusz głęboko wierzył, że kiedy dopadnie już Glizdogona, będzie mógł wyjaśnić wszystko Harry’emu, lepiej go poznać, zaprzyjaźnić się z nim i zacząć wypełniać obowiązki ojca chrzestnego. Miał nadzieję, że przyszłość wynagrodzi im te dwanaście minionych lat.

_________________________
Dla mojej głupiej siostry w dniu urodzin. Ty wiesz, że Cię kocham.

16 komentarzy:

  1. Kocham Cię, Panno Nikt. Po prostu Cię kocham. To spotkanie na Magnoliowym Łuku... cóż, ja sobie jeszcze trochę popłaczę, bo nie jestem w stanie napisać nic więcej.
    [czarnoczarna]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję... Nie sądziłam, że może AŻ TAK się spodobać :)

      Usuń
  2. Piękny odcinek. Wzruszyła mnie końcówka... i sam początek. Aż mam ochotę uronić kilka łez.
    Ciężko tak w kółko się powtarzać, ale jesteś geniuszem.

    [james-potter-story.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, nie przesadzajmy, żadnym geniuszem... Cieszę się, że Ci się podobało. Z każdym rozdziałem pisze mi się trudniej, bo wydaje mi się, że piszę cały czas o tym samym. Mam nadzieję, że nie stanę się monotonna :)

      Usuń
    2. Monotonna? W życiu!
      Oczywiście trochę szkoda, że nie ma już Lily i Jamesa, ale i tak wszytko czyta się świetnie.

      Usuń
  3. Chciałabym dostać taki prezent na urodziny :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka :) ! Od niedawna czytam twój blog i bardzo on mi się spodobał ! Ten odcinek bardzo mną poruszył i z niecierpliwością czekam na następny :) ! Biedny Łapa :( , doskonale go rozumiem !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że Ci się podoba :) Staram się bardzo dokładnie opisywać uczucia targające bohaterami, choć powiem szczerze, że lepiej wygląda to w mojej głowie, niż tu, w postaci słów. Ale mam nadzieję, że i tak nie rozczarowuję :)

      Usuń
    2. Tak , zawsze wszystko lepiej wygląda w głowie niż na kartce papieru ;)Rozczarujesz ? Na pewno tego nie zrobisz ! Ty po prostu żyjesz by pisać opowiadania ! Kończę i życzę dużo weny :) !

      Usuń
  5. Kocham Twoje opisy uczuć bohaterów. Jak Ty to robisz, że wychodzą Ci takie wzruszające?
    Biedny Łapa. Jak on po tylu latach w Azkabanie miał siłę przepłynąć morze?
    Kurczę, nie mogę się doczekać, co będzie dalej, jak to opiszesz... pewnie cudownie ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, szczerze mówiąc, to piszę, co sama czuję, a to, co z tego wychodzi to nie mnie już oceniać :D
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Jak ty idealnie potrafisz oddać emocje jakie targają bohaterami. Rozpacz i rozdarcie Syriusza uwięzionego w Azkabanie, który mimo to zachował jakąś cząstkę siebie i potrafił zażartować z Ministra Magii. Nawet nie wiesz jaki uśmiech miałam na twarzy jak czytałam ten fragmencik. Choć z drugiej strony przychodzi współczucie, niewinny człowiek skazany na więzienie. Biedny Łapa.
    No i Remus. Moja ulubiona postać w całej serii więc i o nim muszę wspomnieć. Ubóstwiam go! Idealnie pasuje do Hogwarckich murów, w końcu był najlepszym nauczycielem za czasów Harrego jaki tylko mógł się im przytrafić ;) Ale jeszcze nie wiem co go spotka w tym roku ;)
    Oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejną notkę ;)
    Pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :)
      Mogę zdradzić, że kolejny rozdział będzie całkowicie poświęcony Remusowi. Zresztą, teraz będzie o nim dużo więcej, niż wcześniej.
      Ja również serdecznie pozdrawiam! :)

      Usuń
  7. Bardzo mi sie podoba ta historia i nie moge sie doczekac dalszej czesci

    OdpowiedzUsuń
  8. Chwila... przecież Lupin przemiany przeczekiwał w swoim gabinecie, nie w Wrzeszczącej Chacie, w której ukrywał się Syriusz. Mam cichą nadzieję, że wbrew książkom Łapa nie zginie.

    OdpowiedzUsuń