24 maja 2012

8. Pies o trzech głowach


(11 marca 2008)

    Był ciepły, sobotni poranek. Zza okien, do Wielkiej Sali wlewały się promienie słońca, oświetlając jasno całe pomieszczenie. W opustoszałym jeszcze stole Gryffindoru siedział James, przeglądając nowy numer "Proroka Codziennego".
 - Siemasz, Rogasiu - mruknął zaspany Syriusz, kiedy dołączył do przyjaciela i usiadł naprzeciwko niego. - Co dzisiaj tak wcześnie?
 - Nie mogłem już zasnąć... - odpowiedział James.
 - Aaaaaahaa... - wyjąkał Łapa, ziewając. - Coś ciekawego piszą w Proroku? - dodał, wskazując na gazetę w rękach Jamesa.
 - Czy ja tam wiem... - rzekł. - Żadnych nowych mordów, jak na razie. Ale zaginęła jakaś pracownica ministerstwa... Dolores Jacckot... Z Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Poza tym, to Pioruny z Yorkshire pokonały Tajfuny w lidze quidditcha... A Madame Malkin organizuje wyprzedaż szat wyjściowych w przyszły piątek.
 - Masz jakieś plany na dziś? - zapytał chwilę później Syriusz, smarując tost masłem.
 - Eee... Tak pomyślałem sobie... Że dawno nie odwiedzaliśmy Hagrida.
 - Tak, dawno, ale sądzę, że rozsądniej postąpicie, jeśli odwalicie wcześniej choć część prac domowych - usłyszeli głos Remusa, który dopiero co przyszedł i usiadł obok Jamesa. - A Hagrida możemy odwiedzić wieczorem, racja Rogacz, dawno u niego nie byliśmy.
 - Ale Luniaczku! Przecież mamy jeszcze całe jutro! - żachnął się Syriusz.
 - Nie lepiej jutro zrobić sobie wolne? Zróbcie dzisiaj chociaż część...
 - Oh, no dobra, dobra... Ale nam pomożesz, prawda?
 - T-Tak, jasne.
    Zjedli pospiesznie śniadanie, a kiedy wychodzili z Wielkiej Sali, spotkali Petera, który dopiero teraz wstał i zamierzał coś przekąsić. Powiedzieli mu, że będą w pokoju wspólnym, odwalając część prac domowych. Glizdogon zapewnił, że pojawi się tam jak tylko napełni żołądek. Tak więc trójka Huncwotów, zajęła sobie najlepsze stoliki w pokoju wspólnym Gryffindoru, z zamiarem napisania wypracowania na transmutację. Ślęczeli nad książkami, przeszukując od czasu do czasu podręczniki, załamywali ręce klejąc zdania i złoszcząc się na samych siebie, że nie zrobili tego wczoraj. Peter dołączył do nich dopiero pół godziny później, kiedy kończyli już zadanie dla McGonagall.
 - Co tak późno, Glizdek? - zapytał Syriusz, pisząc ostatnie zdanie.
 - Chyba nikogo znowu nie zwyzywałeś od gargulców? - zażartował James.
 - Nie... Po prostu... Byłem w bibliotece.
 - W bibliotece? Zwariowałeś?
 - Uważam, że to bardzo rozsądne - zaczął Lupin. - W końcu ktoś zaczyna doceniać to, że już całkiem niedługo czeka nas zdanie egzaminów na Standardowe Umiejętności Magiczne i...
 - Strasznie dużo nam dowalili, co nie? - przerwał mu Glizdogon.
 - Co...? No, masz rację... Moi rodzice nie żartowali, mówiąc, że czeka mnie strasznie ciężki rok - potwierdził James.
 - Ciekawe po ile sumów uda nam się zdać - zastanawiał się Remus.
 - Lunatyczku, ty pewnie będziesz mieć dziesięć "wybitnych". No... i może jedno "powyżej oczekiwań" z eliksirów.
 - A ty co? Zamierzasz zdać wszystkie na "troll"?
 - Nie. Zamierzam mieć chociaż jeden "wybitny" - odgryzał się Łapa.
 - Myśleliście już, co chcecie robić w przyszłości? - wpadł w słowo James.
 - Szczerze mówiąc, to nie wiem... Zależy, gdzie przyjmą do pracy wilkołaka... Ale mamy jeszcze sporo czasu. Zdążę się zastanowić.
 - A ty Syriuszu?
 - A kij to wie? Kupię sobie motor. Zawsze o nim marzyłem.
 - James, a co ty chciałbyś robić? - spytał Remus.
 - Ja... No... eee... Będziecie się śmiać, jak wam powiem.
 - No mów! Dawno nie mieliśmy jasnej okazji do śmiechu. Nie daj się prosić!
 - Bo ja... Ja myślałem, że zostanę aurorem.
 - Uuu... James. Zaimponowałeś mi - przyznał Lunatyk. - Ale wiesz, że to bardzo odpowiedzialny zawód? Wymagają najwyższych umiejętności. Z Obrony przed czarną magią, transmutacji, eliksirów...
 - Mówisz zupełnie jak profesor McGonagall - przerwał mu Rogacz.
   
    Przedpołudnie spędzili w pokoju wspólnym, pogrążeni w rozmowie, i odrabianiu prac domowych. Kiedy stwierdzili, że mają już dość, zeszli do Wielkiej Sali, żeby zjeść obiad. A po posiłku zdecydowali, że odwiedzą w końcu Hagrida.
    Wyszli na szkolne błonia i skierowali się do chatki na skraju Zakazanego Lasu, zamieszkiwanej przez Rubeusa Hagrida - gajowego. Huncwoci poznali go na trzecim roku nauki w Hogwarcie, kiedy oficjalnie został gajowym, a stary Ogg odszedł na emeryturę. Od tego czasu zapałali do siebie sympatią.
    Przyjaciele stanęli przed domkiem z zadziwionymi minami. Zasłony we wszystkich oknach były zaciągnięte i każdy rozsądny człowiek, uznałby od razu, że nikogo nie ma. Z kominka jednak unosił się jasny, blady dym. Remus zastukał w ogromne drzwi. Odpowiedziało im wściekłe ujadanie psa.
 - Kieł, zamknij się! - usłyszeli znajomy głos. - Kto tam?
 - Hagridzie, to my! Huncwoci!
    Gajowy uchylił drzwi chatki, po czym szybkim gestem zaprosił ich do środka. Było tam niezwykle gorąco, a żadne promienie słońca nie dostawały się do pokoju. W kominku buchał radośnie ogień, a na stole leżała otwarta książka.
 - Hagridzie, ty czytasz? - palnął Syriusz, zanim Remus zdążył nadepnąć mu na stopę.
 - Skąd wiedzieliście, że jestem? - zapytał Hagrid.
 - Eee... Zdradził cię kominek - powiedział spokojnie Peter.
 - Ahh... No tak, ale rozumicie... Musiałam zapalić. Zimno tu było.
 - Żartujesz sobie? Tutaj jest z czterdzieści stopni!
 - To co, przypomnieliście sobie o starym Rubeusie? - rzekł gajowy, lekceważąc poprzednią odpowiedź Syriusza.
 - No wiesz... W tym roku sumy. Mamy dużo pracy.
 - No tak... Standardowe Umiejętności Magiczne, co? Pewnie teraz harujecie jak woły! Nauczyciele chcą, żeby poszło wam jak najlepij!
 - A właśnie, Hagridzie, gorsze są egzaminy teoretyczne czy praktyczne? - zapytał przejęty Remus.
 - Eee... No ja nie wim, bo wy wiecie, że mię na trzecim roku wywalili.
 - Aaa... Zapomniałem, przepraszam.
 - Ni ma za co przepraszać Remusie. Tak w życiu bywa.
   Krótką chwilę milczenia przerwał Peter.
 - Oh, Hagridzie! Masz psiaki! - powiedział i wskazał na duży koszyk, z którego wystawały trzy czarne główki śpiących psów. - Dlaczego nam nic nie mówiłeś?
 - Wiecie... Bo to... Nie są takie zwykłe pieski...
 - No tak, pewnie wyrosną na dziesięć stóp! - zażartował Syriusz i zbliżył się do koszyka, z zamiarem odsłonięcia kocyka, którym przykryte były zwierzaki.
 - Syriuszu, ja nie wiem czy to jest najlepszy pom...
    Ale stało się. Łapa odciągnął brudny, poszarpany koc, a to, co zobaczyli tak ich zadziwiło, że aż przestali się poruszać. To wcale nie były trzy słodkie pieski... To był jeden pies o trzech głowach! Miał duże ciało, pokryte czarną sierścią, a z jego dużej szyi wyrastały trzy głowy, każda do siebie bardzo podobna. Wszystkie trzy pary oczu były zamknięte, pogrążone we śnie.
 - Nie no... - zaczął James - ...przecież on jest całkiem... całkiem normalny. Ma cztery łapy, jeden ogon... Tylko skąd wzięły się trzy łby!
 - Nie wrzesz tak James! - upomniał go Hagrid. - Jeszcze go obudzisz!
 - Skąd go masz? - zapytał Remus.
 - Aaa... Dał mi taki jeden facet w Świńskim Łbie. Ze szczęściem się go pozbył, a przecież jest taki słodziuteńki...
 - We Świńskim Łbie? We Świńskim Łbie?! Hagridzie, przecież wiesz jakie typy tam się kręcą! - wrzasnął Lunatyk.
 - Ciszej, ciszej! - powtórzył gajowy.
 - I co, gdzie będziesz go trzymać? - ciekaw był Łapa.
 - Na razie tutaj... A później to... Się zobaczy.
 - Myślisz, że nikt go tutaj nie znajdzie? Przecież to sprzeczne z prawem! A poza tym skąd wiesz, jaki on będzie duży? Założę się, że w ciągu roku będzie miał już sześć stóp!
 - Nie mogłem go tak zostawić!
 - Może po prostu go oddaj! - zaproponował Lunatyk.
 - Nie, Remusie, nie! Już się do niego przyzwyczaiłem... Już mnie rozpoznaje! Jestem jego nową mamusią! Chciał mi ssać palca!
 - Oh, jeszcze ci go nie odgryzł? - rzekł zirytowany Lupin.
 - A jak ma na imię? - zwrócił się Peter oglądając psa z każdej strony.
 - Eee... Jeszcze mu nie wymyśliłem imienia. Zastanawiałem się, ale... Jakoś żadne mi do niego nie pasuje. Jest taki bezbronny, malutki...
 - Pff... Bezbronny... - syknął bezgłośnie Remus.
 - Taak, taki słodziutki, kochaniutki i cacany, prawda? Nazwij go Puszek! Idealnie pasuje do kogoś tak milusi jak on! - zaproponował Rogacz.
 - Świetny pomysł, James! Nazwę go Puszkiem!
 - On zwariował, prawda? - wyjąkał Syriusz, patrząc na Hagrida, który zaczął tańczyć wokół stołu, wyśpiewując pod nosem "Puszek Okruszek! Puszek Kłębuszek! Bardzo go lubię! Przyznać to muszę! Puszek Kłębuuuuuszek!". Kiedy gajowy doszedł już do siebie, zaproponował Huncwotom herbatkę, a oni chętnie się na to zgodzili. Popijając od czasu do czasu, zmusili Hagrida do opowiedzenia im historii, jak to się stało, że został właścicielem trójgłowego psa Puszka.
 - Bo wiecie, poszłem se do Gospody Pod Świńskim Łbem - mówił gajowy - bo chciałem zapytać Aberfortha czy zna jakieś środki na ślimaki. Zżerają mi całe grządki z dyniami! A że on zna się na rzeczy, więc ja wiedział, że on będzie wiedzieć. No i jak ja już tam byłem, to zamówiłem sobie kufel piwka i dosiadł się do mnie jakiś gość z koszem.
 - Jak wyglądał? - przerwał mu Lupin.
 - A bo ja wim, jak wyglądał? Kaptur miał na głowie. Na początku żem se pomyślał "śmierciożerca", ale on miał podwinięte rękawy, no i nie miał Mrocznego Znaku wypalonego. Zagraliśmy sobie w karty, no i wygrałem, a on zaproponował, że może dać mi Puszka... Eee... To znaczy psa, trójgłowego. Mówił, że słyszał, że jestem świetnym gajowym, i że będzie u mnie szczęśliwy. Pokazał mi go no i... Ja żem się zgodził. No i tak Puszek jest u mnie, już będzie trzy dni. Teraz głównie śpi, budzi się co parę godzin na jedzenie, i znowu śpi.
 - A co to za gatunek?
 - No właśnie szukałem, ale nigdzie nie piszą o nim. Ale wim już, że lubi martwe szczury - tu Peter skrzywił się z przerażenia - i nie gardzi tyż fretkami.
    Huncwoci siedzieli wpatrzeni w śpiącego psa. Remus załamał ręce i potrząsał przecząco głową, Peter nagle zainteresował się swoimi palcami, a Syriusz z Jamesem mruczeli pod nosem coś co brzmiało jak "Supeeer!".
 - No, ale ja myślę, że powinniście już pójść - odezwał się nagle Hagrid. - Już po zmierzchu, a chyba nie wolno wam błąkać się po zamku tak późno.
    I miał rację, bo przyjaciele zupełnie stracili poczucie czasu, a przez zasunięte zasłony nie zauważyli, kiedy zapadł zmrok. Zerwali się pospiesznie, pożegnali się z Hagridem (Rogacz i Łapa wyszczerzyli do niego zęby w szerokim uśmiechu), po czym skierowali się do zamku. James nie zabrał peleryny-niewidki, ani Mapy Huncwotów, dlatego liczyli na przypływ szczęścia, że nie zastaną nikogo w drodze do zamku.
    Skorzystali z paru znanych skrótów, tak, że już skręcali w ostatni korytarz, prowadzący do portretu Grubej Damy, kiedy przed nimi pojawił się kot.
 - No nie! - mruknął posępnie Syriusz. - Tylko nie pani Norris! Nie teraz!
 - Wiecie co, zasadźmy jej jednego, zdrowego kopniaka i niech się nauczy, żeby nie wtykać swojego kociego nosa w sprawy, które ją nie dotyczą! - zaproponował James.
 - Wiecie... Ale to chyba... nie jest... - zaczął Remus.
 - Co nie jest? Chcesz nam wmówić, że to nie jest kot, Lunatyku?
 - N-Nie, ale... Widzicie te obwódki wokół oczu? Zupełnie jak okulary...
    W taj chwili przed nimi nie było już małego kota, tylko ich nauczycielka transmutacji, profesor McGonagall. Patrzyła na nich surowym wzrokiem.
 - Co wy tu robicie o tej porze?! - wrzasnęła.
 - My... eee... no, my byliśmy... no, byliśmy...
 - Nie tłumaczcie się! Każdy z was odebrał Gryffindorowi pięć punktów! I macie ode mnie szlaban! Za wałęsanie się po zamku w godzinach wieczornych! I macie mi... A co pani tu robi, panno Evans?
    Przy schodach z drugiej strony korytarza stała Lily. Było ją dobrze widać z daleka, poprzez płomiennorude włosy. Spuściła wzrok na podłogę i podeszła do McGonagall z wzrokiem utkwionym w jej stopach.
 - Nie spodziewałam się tego po pani, panno Evans! Za panią też odejmuję Gryffindorowi pięć punktów! I również ma pani szlaban! A teraz do łóżek! I to szybko!
    Cała piątka powlekła się do pokoju wspólnego Gryfonów. Przeszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy i skierowali się do swoich dormitorium. Nikt do nikogo się nie odezwał. Zanim Lily zniknęła za drzwiami do dormitorium dziewcząt, James uśmiechnął się do niej szczerze, a ona odwzajemniła uśmiech, patrząc na niego tęsknie.

_________________________
Dla Grzesia,
za słynne kokosy. :)

14 komentarzy:

  1. „[…]zapytał Syriusz pisząc ostatnie zdanie.” – przecinek przed pisząc;
    „Spuściła wzrok na podłogę, i podeszła[…]” – bez przecinka;
    „Przeszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy, i skierowali się do swoich dormitorium.” – bez przecinka;
    Po raz kolejny: brawa za pomysł z Puszkiem. Sprytnie wprowadzasz elementy z książek i tworzysz ciekawą historię. Bo kto by pomyślał, że nasz James wpadł na to, jak nazwać trójgłowego psa.
    Ach, ta Twoja Lily. Wyszło szydło z worka ;)

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co chwila wtrącasz swoje 'ale' NIKT nie jest bezbłędny ty zapewne też zapominasz czasem o przecinkach .

      Usuń
    2. NO WŁAŚNIE!
      TO TWOJE 'ALE' STRASZNIE WKURZA!

      Usuń
    3. Wedlug mnie to swietne ze tak pisala

      Usuń
    4. Ktoś, kto wyłapuje błędy i literówki jest zawsze bardzo pomocny dla autora ( w końcu każdy popełnia błędy, nawet w tak świetnym opowiadaniu). Ja bym podziękowała za pomoc, a nie obrażała pod każdym komentarzem.
      S.

      Usuń
    5. Dziewczyno ogarnij się! Dama Kier cudownie to napisała ale nieee, ty zawsze musisz, MUSISZ JĄ POPRAWIĆ! Co to ci niby daje? Nie wiem czy robisz to po to zeby ją wkurzyc czy...?

      Usuń
    6. Po co komu ( przepraszac za wyrażenie) to gówniane przecinki? Za każdym razem masz jakies ALE, kazdy popełnia błędy, chociaz jak dla mnie jeden brakujący przecinek nie sprawi że zawali się świat! Jakbys za każdym razem chciała jej dać do zrozumienia że wiesz lepiej. Dobra rozumiem, jak ktos po prostu wychwyci większy błąd i napiszę do autora przy okazji pochwały do rozdziału a nie kurde 3/4 i pół komentarza piszesz o jakimś pycim błędzie, którego zapewnie większość z nas nie zobaczyła. Może chcesz jej pomoc, już sama bie wiem ale teraz yo się robi po prostu przemądrzałe!

      M.B.

      Usuń
    7. A masz se kurde te przecinki: ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,��

      Usuń
    8. Ok więc teraz dla przykładu ominę se interpunkcje i zrozumcie sobie o co chodzi w zdaniu bo po co komu przecinki prawda one tylko przeszkadzają przecież w ogóle nie ma różnicy w mojej wypowiedzi jest czytelna i zrozumiała prawda.
      Ale mnie irytujecie ludzie. Dobrze, że ją poprawia, kurna!!!!

      Usuń
    9. Wsadź że w dupe te przecinki, kurna!!!

      Usuń
  2. Ta, która walczy o marzenia14 marca 2014 19:07

    Tak... Psia Gwiazda miała rację pisząc, że tworzysz takie fajne historyjki :D
    A na przecinki to ja za bardzo nie zwracam uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  3. przed pisząc wcale nie ma przecinka, psia gwiazdo...

    OdpowiedzUsuń