(8 lutego 2012)
Lily Potter stała w drzwiach prowadzących do sypialni. Ręce miała założone na piersi, a na twarzy najpiękniejszy uśmiech kobiety - ten, którym matka obdarza ukochane dziecko. Patrzyła w głąb pomieszczenia, gdzie w drewnianej kołysce leżał jej synek, bezbronne maleństwo, tak drobniutkie i bezsilne wobec otaczającego go świata. Obok kołyski, na podłodze, siedział James Potter, jej mąż. Przyglądał się Harry'emu jak zaczarowany, wyłapywał bystrym spojrzeniem każdy najmniejszy ruch, każde zaciśnięcie rączki w piąstkę, każdy głębszy oddech.
Chociaż mały Harry miał już zamknięte malutkie oczka i od dawna spał, w pomieszczeniu nie gasł delikatny głos kołysanki, którą Rogacz śpiewał swojemu synkowi. Ruda delektowała się tymi dźwiękami, czuła w nich miłość i pierwszy raz przekonała się, że uczucia to nie tylko gesty i zachowania, ale także słowa.
- Królu mój, ty śpij, ty śpij, a ja... Królu mój, nie będę dzisiaj spał... Kiedyś tam, będziesz miał dorosłą duszę... Kiedyś tam, kiedyś tam... Ale dziś jesteś mały jak okruszek... Który los rzucił nam...
Lily Potter była czarodziejką, chociaż urodzoną w mugolskim świecie. Znała "tamten" świat, uczestniczyła w nim przez kilka lat, a mimo to nigdy nie zauważyła, że i on pełny jest magii. Przecież nie trzeba mieć różdżki ani dostać listu z Hogwartu by kochać, wierzyć, marzyć... A to największa i najpiękniejsza magia człowieka. Wystarczy szerzej otworzyć oczy, wyjść krok dalej, poza przyjęte schematy, by zauważyć to, co mamy codziennie obok siebie, a mimo to nie potrafimy tego docenić. Westchnęła głęboko. Życie odkryło przed nią tak wiele tajemnic, od kiedy stała się matką.
Drgnęła lekko, kiedy poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Odwróciła się szybko, a serce biło jej jak spłoszony ptak.
Syriusz Black uśmiechał się do niej ciepło.
- Na Merlina, Syriuszu - szepnęła, kładąc dłoń na klatce piersiowej. - Wystraszyłeś mnie, wiesz?
- Nie żeby coś, ale wasze zabezpieczenia i środki bezpieczeństwa są dosyć prymitywne. Zostawianie otwartych drzwi w naszych czasach to przejaw optymizmu graniczącego wręcz z głupotą. Nie martwi cię to, że Śmierciożercy piją sobie w waszym salonie herbatkę grzejąc się przy kominku?
- Nawet tak sobie nie żartuj - skarciła go Ruda. - Ale masz rację, mogliśmy być faktycznie trochę ostrożniejsi. Zaraz się zajmę tymi zaklęciami.
- Już to zrobiłem - odparł z dumą.
Łapa również spojrzał w kierunku Jamesa i Harry'ego. Patrząc na tą scenę nie sposób było się nie uśmiechnąć. Dawno nie widział, żeby jego przyjaciel był tak szczęśliwy, właściwie od dnia ślubu z Lily, a wcześniej tylko w Hogwarcie. Cieszył się jego radością, bo przyjaźń ma to do siebie, że z żadnym uczuciem nie pozostaje się samotnym.
- Skarbie mój, ty śpij, ty śpij, a ja... Skarbie mój, do snu ci będę grał... Kiedyś tam, będziesz spodnie miał na szelkach... Kiedyś tam, kiedyś tam... Ale dziś jesteś mały jak muszelka... Którą los zesłał nam... - nucił dalej Rogacz.
- Jest zapatrzony w niego jak w obrazek - stwierdził Syriusz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparła Lily. - Jeśli tylko nie musi, nie spuszcza z niego oka. To niesamowite. Chodźmy na dół, zrobię ci herbaty.
Zamknęła prawie bezszelestnie drzwi do sypialni, po czym razem z panem Blackiem zeszli po schodach do przytulnego salonu, gdzie w kominku palił się ogień dając przyjemne ciepło. Syriusz usiadł na kanapie, Ruda chwilę później spoczęła na fotelu na przeciwko, padając prawie ze zmęczenia. Mimo tego ciągle się uśmiechała.
- To wszystko jest takie nierzeczywiste - powiedział nagle Łapa, kręcąc głową z lekkim uśmiechem na twarzy. Ruda spojrzała na niego pytająco. - No wiesz, to szczęście, którego jesteśmy świadkami, chociaż żyjemy w czasach wielkiej grozy. Ta cała normalność, codzienność, powszechność. To takie dziwne, Lily.
- A wiesz co w tym jest najgorsze, Syriuszu? Że tak właśnie powinno być. Bez strachu o każdy dzień i obaw o najbliższych. Powinniśmy mieć swoje rodziny, dzieci, naszymi największymi problemami powinien być brak pieluszek albo kolejna zerwana noc z powodu płaczu maleństwa. To byłoby właśnie normalne. Chodzilibyśmy do pracy, wracali zmęczeni, gotowalibyśmy obiady, a popołudniami spotykali się przy kawie i herbacie opowiadając o kolejnych sukcesach i porażkach. Tonęlibyśmy w zwykłej rutynie, która przecież nie jest czymś dobrym, a mimo to tak bardzo jej w naszych czasach brakuje. Dla nas czymś zwyczajnym stał się strach i bojaźń, tak długo nam już towarzyszy, że trzeba było go po prostu zaakceptować. I to jest najgorsze, Łapo. Że to, co dla nas jest normalnością, dla ludzi żyjących w innych czasach byłoby przekleństwem.
Łapa rozmyślał przez chwilę nad sensem tych słów.
- Wiesz, czasem wydaje mi się, że żyję w dwóch zupełnie odmiennych światach, a mam przecież tylko jedno życie - ciągnęła dalej Lily. - Pierwszy to ten, w którym jestem tutaj w Dolinie Godryka, bezpieczna, z Jamesem, przy Harry'm, szczęśliwa, kiedy ogarniają mnie tylko troski związane z taką zwykłą codziennością. To ten świat, w którym jestem niewyspana po zerwanej nocy albo zmęczona po aktywnym dniu, świat, w którym potrafię się śmiać z waszych dowcipów i wspominać lepszą przeszłość. Ale jest też drugi świat, w którym wkraczam w ciemność. Ten, w którym widzę cierpienie ludzi i krzywdę, śmierć i zagładę, patrzę, jak życie innych ludzi rozsypuje się jak domek z kart. Wtedy przychodzą obawy, że być może widzę kogoś po raz ostatni, że może nie będzie już następnego spotkania, że może wybiła moja, lub tego kogoś godzina. Wtedy naprawdę się boję, Syriuszu. Boję się przyszłości.
- Mój świat już raz się skończył - rzekł po chwili Łapa. - Legł w gruzach wraz ze śmiercią Lavender. Tylko dzięki wam zdołałem raz jeszcze go odbudować, bo byliście przy mnie i dodawaliście mi sił. Ja też jestem ogarnięty strachem o kolejny dzień, Lily. Zawsze, kiedy tu przychodzę, modlę się, by nie zobaczyć nad waszym domem Mrocznego Znaku.
Ruda poruszyła się niespokojnie na krześle. Potem wzięła głęboki oddech i spojrzała swojemu rozmówcy prosto w oczy. Syriusz ujrzał w tych zielonych oczach, poza ogromem miłości, wielki strach i niepewność.
- Powiem ci coś, Łapo, coś, czego nie zdołałabym nigdy powiedzieć Jamesowi. Doszliśmy już naprawdę daleko. Udało nam się, w tym całym szalonym świecie, udało nam się być szczęśliwym mimo wszystko. Mało komu było to dane. Nie wiem, dlaczego akurat my, ale to najmniej istotne, bo jesteśmy tutaj, kochamy się, mamy dziecko.
Raz jeszcze mocno wciągnęła do płuc powietrze.
- Nie wiem, czy jest to kobieca intuicja, czy cholerne przewrażliwienie, czy może po prostu ciągłe duszenie w sobie strachu, ale boję się, Syriuszu, że to nasze szczęście niebawem się skończy. Że stanie się coś, czego nie będziemy w stanie unieść.
Łapa zesztywniał, a z twarzy zszedł mu pogodny uśmiech.
- Nawet nie waż się tak myśleć, Lily! - odpowiedział surowym tonem.
- Przepraszam, Syriuszu.
- Posłuchaj: nikt nigdy nie powiedział, że szczęście i nieszczęście jest rozdzielane po równo. Przeznaczenie jest jedno. Żyjemy w takim, a nie innym świecie, jesteśmy jego częścią i musimy walczyć, ale musimy też wierzyć, że się uda! Nie wolno ci myśleć, że nadejdzie koniec, nie wolno, rozumiesz?
Kiwnęła głową dając mu znak, że ma rację, a kilka gorących łez spłynęło z jej dobrych oczu po policzku. Otarła je szybko, słysząc kroki Rogacza na schodach. Zdążyła jeszcze tylko rzucić Syriuszowi błagalne spojrzenie, by nie mówił nic Jamesowi o tej rozmowie, a on przytaknął, rozumiejąc jej intencje.
Rogacz wkroczył do salonu z promiennym uśmiechem, dzięki czemu wydawało się, jakby temperatura w pomieszczeniu wzrosła o parę stopni. Przywitał się z Syriuszem, jak brat z bratem, po czym podszedł do Lily i objął ją, wtulając się w jej włosy.
- Idź odpocząć, kochanie - powiedział. - To był ciężki dzień.
Ruda, wciąż nie mogąc wydusić z siebie słowa, kiwnęła tylko głową, po czym pocałowała męża w usta i ruszyła do sypialni na piętrze. James zajął jej miejsce rozwalając się niechlujnie na fotelu. Założył ręce za głowę, nogi przerzucił przez oparcie i z oczami ciągle błyszczącymi radością, ziewnął przeciągle.
- Byliśmy dziś pozałatwiać parę ważnych spraw na mieście - zaczął Rogacz. - Między innymi założyliśmy Harry'emu kryptę w Banku Gringotta, kazaliśmy też goblinom już przenieść część pieniędzy z naszej. Potem byliśmy na zakupach. Stary, wydaliśmy fortunę, mówię ci. Ale wiesz, co kupiłem małemu? Taką niewielką miotłę do latania dla najmłodszych! Jest świetna, jak Harry trochę podrośnie to będzie śmigał po całym domu. Wspomnisz jeszcze moje słowa: będzie najlepszym graczem w quidditcha, jakiego znał Hogwart. Mam nadzieję, że również będzie szukającym.
Łapa uwielbiał, kiedy Rogacz opowiadał mu o takich zwykłych, normalnych sprawach, właśnie takich jak zakupy czy magiczne bajery dla dzieci. Przypomniał sobie, co Lily mówiła mu o dwóch światach. Przyznał jej rację.
Dwa światy, choć tylko jedno życie.
- A jak mają się twoje sprawy? - zapytał James.
- Oh, nic nowego - odparł niechętnie Syriusz. Chciał, by Rogacz dalej opowiadał o troskach młodego ojca. - W tamtym tygodniu odwiedziłem Petera, dostał nową pracę na Pokątnej i jest strasznie podekscytowany. Obiecał, że wpadnie do was w odwiedziny w najbliższym czasie.
- Glizdogon na Pokątnej? W którym sklepie?
- No, właśnie, tu jest problem, bo to jest to małe stoisko Hughona z magicznymi cukierkami i przysmakami. Obawiam się, że znów go niebawem wyrzucą za podżeranie towaru, tak jak to było poprzednim razem.
Oboje parsknęli śmiechem.
- Ah, nasz stary, poczciwy Glizdogon. Jedyny w swoim rodzaju.
- Dokładnie, jak każdy z nas.
Zapadło przez chwilę milczenie, ponieważ każdy z przyjaciół pomyślał teraz o Remusie Lupinie, którego zbyt wcześnie w ich życiu zabrakło. Nie musieli mówić o tym, by wiedzieć, co dzieje się w głowie drugiego. Ani James, ani Syriusz nigdy nie uwierzyli, że Lunatyk zdradził Zakon Feniksa.
- Musisz być cholernie zmęczony - rzekł w końcu Łapa.
- Nie powiem, że nie - przytaknął Rogacz. - Wiesz, kiedy masz dziecko, zmęczenie staje się twoim nieodłącznym towarzyszem. Ale jest to raczej pozytywne uczucie. Harry jest niesamowity. Nie mam pojęcia, jak mogłem wcześniej żyć bez niego.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie ciebie w roli ojca, ale kiedy przyszło co do czego, to stało się to dla mnie czymś tak naturalnym, że teraz nikt nie mógłby cię zastąpić na tym stanowisku. Będziesz wspaniałym tatą.
- Mam nadzieję, że Harry powtórzy to za parę lat. Chcesz go zobaczyć?
- Pewnie, że tak! Kupiłem mu nawet parę drobiazgów po drodze. Mam nadzieję, że Lily nie będzie zła, że Chrzestny Ojciec rozpieszcza małego.
Wstali i ruszyli w kierunku schodów.
- Nie chciałbyś zostać u nas na noc? Nie chcę, żebyś włóczył się po nocach po ciemku, jest dość niebezpiecznie o tej porze.
Łapa nie miał w planach nocować w Dolinie Godryka, lecz w głosie Jamesa było tyle troski, że nie był w stanie mu odmówić. Kiwnął więc głową na potwierdzenie.
Podeszli do kołyski i spojrzeli na śpiące maleństwo, nieświadome jeszcze żadnych zmartwień i kłopotów obecnego świata. Spało spokojnie i słodko, być może nawet śniło mu się coś pięknego, bo na malutkich usteczkach pojawiał się od czasu do czasu uśmiech.
Syriusz uklęknął przed kołyską i pogłaskał główkę dzieciątka.
- Jesteś częścią tego Wszechświata, Harry Jamesie Potterze, czy to rozumiesz czy nie, masz prawo być tutaj i żyć. Przyszłość czeka na ciebie i chociaż nikt nie wie, co spotka cię idąc dalej, to zawsze pamiętaj, że mimo całego swojego zakłamania, rozwianych nadziei i fałszu, z którymi się spotkasz, świat ten ciągle jeszcze jest piękny.
Ucałował maleństwo w główkę, po czym spojrzał na Jamesa, w którego orzechowych oczach ukrytych za okrągłymi okularami, zaszkliły się łzy.
_________________________
Dla Kuby - za wszystko.
Szkoda mi Lily i Jamesa byliby takimi wspaniałymi rodzicami..
OdpowiedzUsuńA może zrobisz jakoś bez ich śmierci, żeby to opowiadanie się wyróżniało.
OdpowiedzUsuńCzy mogłabyś odwiedzić mojego bloga? kochac-hp.blog.pl
James jest naprawde swietnym ojcem i szkoda ze bedzie nim tak krótko...
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się. Strasznie mi szkoda Lily i Jamesa byli wspaniałymi rodzicami. Szkoda też Syriusza, bo widać ze takze ogromnie kochał Harrego. Tak naprawde nigdy nie pogodze się ze śmiercią lily, jamesa, syriusza, remusa...
OdpowiedzUsuńDwa światy. W jednym wiem, że umrą, a w drugim tli się jeszcze nadzieja na ich dalsze życie.
OdpowiedzUsuń