24 maja 2012

7. Pełnia księżyca


(9 marca 2008)

    Okazało się, że ostatni do Wielkiej Sali dotarł James, ponieważ spotkał po drodze Mary Duff, tę Krukonkę z czwartego roku i chcąc - nie chcąc, wypadało zamienić z nią parę zdań. Kiedy reszta Huncwotów zajadała się już potrawami na stole, dołączył Rogacz.
 - Co oana chciaa, Roasiu? - zapytał Łapa z ustami pełnymi jajecznicy.
 - Spytać, czy nasze wyjście do Hogsmeade jest nadal aktualne - odpowiedział.
 - A jest?
 - Nie. Powiedziałem, że nie idę w ten dzień, bo mam kupę nauki.
 - Dlaczego jej tak powiedziałeś? Okłamałeś ją.
 - Nie do końca. Nie wybieram się do Hogsmeade w najbliższym terminie. A nauki też sporo, nie odrobiłem jeszcze zupełnie nic z tego co nam zadano.
 - Nie idziesz do Hogsmeade? - zapytał zdziwiony Syriusz, ale przerwał mu Lupin.
 - No taak... - zaczął Remus. - Masz tego trochę. Trzy wypracowania, zaklęcia przywołujące i odsyłające dla Flitwicka, transmutacje poduszki i zaklęcie znikające dla McGonagall, wypowiedź dla Slughorna o wykorzystywaniu Mocznika Chrapkowatego, wykresy na wróżbiarstwo...
 - Innymi słowy - przerwał mu Syriusz - jeśli się pospieszysz, to może zdążysz do Bożego Narodzenia. Czemu nie idziesz do Hogsmeade? Wyjście jest dopiero za tydzień.
 - Mam trening quidditcha - powiedział James. - Poza tym czuję, że McGonagall i tak by mnie nie puściła, ponieważ...
 - Potter! - rozległ się za ich plecami głos Minerwy McGonagall, opiekunki Gryffindoru. Syriusz zadusił śmiech nagłym wybuchem kaszlu, natomiast Remus i Peter wpatrywali się w Jamesa ze zdziwieniem i jednocześnie rozbawieniem.
 - Co to miało być Potter? - zapytała groźnie.
 - Ale o co pani chodzi, pani profesor? - powiedział niewinnym tonem.
 - Nie żartuj sobie Potter - wycedziła przez zęby. - A niby kto zamknął Severusa Snape'a w składziku na miotły, a jego różdżkę zostawił przed drzwiami?!
 - Ja...? - rzekł zbyt słodkim głosem Rogacz.
 - Już nie przeciągaj struny, przecież dobrze wiesz, że cię widziałam. W ramach kary zakazuję ci wyjścia do Hogsmeade w najbliższym czasie!
    I odeszła do stołu nauczycielskiego z surową miną. Syriusz i Peter parsknęli śmiechem, natomiast Lupin tylko się uśmiechnął i zaraz potem zajął się swoim bekonem.
 - Dlaczego nam nie powiedziałeś? - spytał po chwili Łapa.
 - Nie było okazji...
 - A kiedy to zrobiłeś? - rzekł Glizdogon.
 - Wczoraj... Wracałem z toalety no i zobaczyłem go tam... Nie mogłem się oprzeć, a że nie zdołałem wymyślić czegoś bardziej huncwockiego, więc go zamknąłem w tej komórce na miotły - powiedział i wyszczerzył zęby.
 - To co, idziemy do Pokoju Wspólnego odrobić cześć tej harówy?
 - Dobry pomysł - rozweselił się Remus.
   
    Czwórka przyjaciół wspięła się schodami do Wieży Gryffindoru i zajęła stolik pod oknem. Wyjęli pergaminy, pióra i książki, i zaczęli pisać wypracowanie dla Slughorna.
 - Syriusz... Black... Gryffindor...Wykorzystywanie... Mocznika... Chrapkowatego... No więc Lunatyczku, jakie jest wykorzystanie tego Mocznika?
    Jednak Remus patrzył tęsknie w okno, na błonia zalane jesiennym deszczem, a słowa Łapy wcale do niego nie docierały.
 - To dziś... - powiedział ponuro, dalej patrząc w dal.
 - Co będzie dziś? - usłyszeli obok siebie głos Lily Evans, która siedziała nad swoimi pracami domowymi w towarzystwie Lavender i Alissy. - Szykujecie jakiś nowy wyskok? Słyszałam, że zamknęliście Snape'a w schowku na miotły. Kto będzie ofiarą tym razem?
 - Nie musisz się o nas martwić - warknął dość chłodno Lupin. - Nie powinnyście podsłuchiwać.
 - A zamknięcie Smarkerusa to był znakomity pomysł Rogacza - dodał Syriusz szczerząc zęby. - Lunatyk ma rację. My nie podsłuchujemy waszych rozmów, jak to przystojny jest ten Dean Parvitell z szóstego roku.
 - Tak... Tylko Potter mógł się chwalić z zamknięcia kogoś z miotłami - mruknęła Ruda, a zaraz przerwała jej Lavender, oblewając się rumieńcem.
 - Skąd wiecie, że rozmawiałyśmy o Deanie?
 - Wiecie chłopaki - powiedział Syriusz, wstając - wydaje mi się, że znowu powinniśmy skorzystać z towarzystwa Jęczącej Marty. Chodźcie.
    Huncwoci wstali, zostawiając przy stolikach naburmuszone trzy dziewczyny. Zanim wyszedł Syriusz, dodał szybko:
 - Mówiłem już, że Marta jest dziewczyną Petera?
    Dziura pod portretem zamknęła się, a wtedy Gryfonki zaczęły się głośno zastanawiać nad tym, co przed chwila usłyszały.
 - Myślicie, że serio planują jakiś nowy wyskok? - spytała Alissa.
 - Nie wiem. Nie wiem, ale bardzo chciałabym ich na tym przyłapać.
 - I co oni widzą w tej Jęczącej Marcie? - powiedziała Lavender, przeglądając się w swoim lusterku. - Nie była piękna, kiedy jeszcze żyła.
 - Myślę, że powinnyśmy się przejść na jutrzejszej przerwie obiadowej do tej łazienki na drugim piętrze. Do łazienki Jęczącej Marty - zaproponowała Lily, a Lavender i Alissa skrzywiły się z niesmakiem.
 - Sądzisz, że czegoś się od niej dowiemy?
 - Sama mówiłaś Lav, że jest głupia jak but. Powie nam coś o ich planach, zanim zdąży się zorientować. To duch, nic nam nie zrobi.
 - Ale sam wygląd przyprawia mnie o mdłości...
 - Pójdziemy tam jutro na obiedzie. Wtedy nikt nas nie nakryje - zakończyła rozmowę Ruda, zabierając się za dalsze pisanie.

    Tymczasem Huncwoci zmierzali już do łazienki na drugim piętrze, łazienki dziewcząt. Nikt tutaj od dawna nie wchodził, właśnie ze względu na Jęczącą Martę, która tutaj przebywała. Była duchem, a zginęła wiele lat temu. Powodów jej śmierci nigdy nie wyjaśniono. Huncwoci przychodzili ją odwiedzać dosyć często, przez co bardzo ich polubiła. Szczególnie Jamesa, któremu przez to dokuczał non stop Syriusz.
 - Witaj Marto! - powitali ją, wchodząc do środka.
 - Oh! Nie było was już tak długo! - jęknęła i uśmiechnęła się. - Cześć James... Ładnie dziś wyglądasz...
 - Dziękuję Marto. Eee... Ty też - odpowiedział Rogacz i walnął Syriusza w głowę, ponieważ ten zanosił się śmiechem.
 - Nie mów tak do mnie, bo się zarumienię... - rzekła dziewczyna.
 - Właściwie duch może się rumienić? - spytał Łapa, a Jęcząca Marta obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem. Lubiła rozprawiać o śmierci, ale była niezmiernie uczulona na to, że nie jest już w świecie żywych.
 - No dobra, co chciałeś nam powiedzieć Lunatyczku?
 - Dziś.
 - Co będzie dziś?
 - Dziś TO się stanie. Dziś będzie pełnia.
 - I co z tego?
 - Nie chcę, żebyście tam ze mną szli - powiedział Remus i spojrzał wyczekująco na przyjaciół. Syriusz prychnął, a James podniósł wzrok do nieba.
 - Co miesiąc to samo... - mruknął. - Zawsze mówisz, że nie chcesz żebyśmy z tobą szli. Naprawdę nie nauczyłeś się przez te wszystkie lata, że nie zostawimy cię tam samego?
 - To może być niebezpieczne... Wiecie o tym... Nie chcę...
 - Narażać nas, tak, wiemy. Remusie, nie komplikuj. Proszę cię.
 - Dla kogo były te wszystkie nieprzespane noce, żeby zostać animagiem? - spytał dziarskim tonem Łapa. - Pamiętasz może, jak Rogaczowi zamiast ręki zostało kopyto?
 - Ha, ha, ha Syriuszu, przypomnij sobie jak tobie na całym ciele zostało futro czarnego psa! - odgryzł się Rogacz.
 - Ja po prostu boję się o was, że wam coś...
 - Słuchaj. Dumbledore odstąpił nam Wrzeszczącą Chatę. Nikt nas tam nie nakryje, a my naprawdę jeśli o to chodzi, jesteśmy ostrożni. Koniec tematu.
    Lupin patrzył na nich z mieszaniną strachu i wdzięczności. Już teraz wiedział, że ma najlepszych przyjaciół pod słońcem, którzy go nigdy nie zostawią, którzy go nigdy nie zdradzą i nie potępią. Wiedział, że zawsze będzie mógł liczyć na ich pomoc i wsparcie. Napawało go to takim szczęściem, jakiego jeszcze w swoim życiu nie zaznał.
 - To co, idziemy? - zapytał Peter, który dotąd siedział cicho.
 - Już wychodzicie? - jęknęła Marta, obrzucając Jamesa tęsknym spojrzeniem. - Ale odwiedzicie mnie niedługo, prawda?
 - Oczywiście Marto.
 - Aha... James... - zwróciła się w stronę Rogacza. - Jeśli zginiesz tym razem przez Remusa - tu rzuciła proszące spojrzenie na Lunatyka - to chętnie podzielę się z tobą moją łazienką... Znajdzie się miejsce i dla ciebie.
 - Dziękuję ci Marto  - powiedział uprzejmie Rogacz. - Powtarzasz mi to za każdym razem, kiedy wspominamy w twojej obecności o naszych planach.
 - Ohh... Bo ja tak sobie marzę... - tu przerwała, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
 - I możemy na ciebie liczyć, że nic nikomu nie powiesz, prawda?
 - Ależ oczywiście, tak, tak! - przysięgła i dodała ciszej - Dla ciebie wszystko...
    Huncwoci dosłyszeli to. Syriusz wybuchnął śmiechem i wyszedł szybko z łazienki, za nim zrobili to Remus i Peter, także rechocząc zawzięcie. James co prawda także się uśmiechał, ale wcale nie był szczęśliwy z tego powodu, że jak to określił Łapa "Jęcząca Marta na niego leci". Sto razy bardziej wolałby, gdyby była to Lily Evans.

~*~

    Kiedy zadzwonił dzwonek obwieszczający przerwę obiadową, Lily, Lavender i Alissa zerwały się szybko, chowając byle jak swoje książki do torby i pognały na drugie piętro, gdzie poczekały aż uczniowie zejdą do Wielkiej Sali, a same weszły do nieużywanej łazienki Jęczącej Marty.
    Było tutaj niezwykle brudno, widać nikt dawno nie raczył posprzątać. Potężna umywalka wznosiła się w centralnej części pomieszczenia, a po bokach można było dostrzec stare kabiny, z powyrywanymi drzwiami. Jednak nigdzie nie było widać Jęczącej Marty.
 - Eee... Marto! - zawołała nieśmiało Lily. Brak odzewu. Spróbowała ponownie, jednak dalej bez żadnego efektu. Lavender odetchnęła głośno.
 - Już myślałam, że ona na prawdę tu będzie i że... ohhh! - wydała z siebie zduszony okrzyk, kiedy tuż przed jej nosem "wyrósł" duch Jęczącej Marty. Była naburmuszona i niezbyt zadowolona z tej wizyty.
 - Czego chcecie? - bąknęła. - To nie jest używana toaleta!
 - My wiemy, tylko chciałyśmy...
 - Skoro wiecie, to czego tutaj szukacie?
 - Czy dla Huncwotów też jesteś taka niemiła jak tutaj wchodzą? Mówią, że lubią twoje towarzystwo, ale jeśli tak zachowujesz się zawsze, to pewnie znowu kręcą - powiedziała ponuro Lily, patrząc na ducha spode łba.
 - To wy znacie Jam... To znaczy, znacie Huncwotów?
 - Ależ tak. Jesteśmy ich... przyjaciółkami.
 - Nigdy mi o was nie opowiadali. Chyba by tego nie przeoczyli, prawda?
 - Eee... No wiesz... - wykręcała Lily - Mają bardzo duże powodzenie. Boją się, że jeśli ktokolwiek się dowie, to mogłybyśmy być dla nich konkurencją.
 - No, w sumie racja... James jest bardzo przystojny, ale nigdy nie pomyślałam, że inne uczennice się za nim uganiają... - zadumała się Marta. - Ale czego chcecie?
 - Huncwoci mówili o czymś, co ma się stać dziś, ale nie dokończyli. Powiedzieli tylko "zapytajcie Jęczącej Marty, ona na pewno..." - przerwała widząc złość na białej "twarzy" Marty. Patrzyła na nie, jakby miała je zaraz rozszarpać na strzępy.
 - KŁAMSTWO! - wrzasnęła. - KŁAMSTWO! JAMES WIE, ŻE JA NIE ZNOSZĘ JAK MÓWI SIĘ DO MNIE PER JĘCZĄCA MARTO! HUNCWOCI TAK DO MNIE NIE MÓWIĄ! A WY TO WYMYŚLIŁYŚCIE, ŻEBY WYWĘSZYĆ! CHCIAŁYŚCIE WIEDZIEĆ, CO BĘDZIE SIĘ DZISIAJ DZIAŁO! WYNOŚCIE SIĘ Z MOJEJ ŁAZIENKI!
    Marta wyglądała bardzo groźnie i zaraz po tych słowach zaczęła rzucać w trójkę dziewcząt przedmiotami, które znalazła pod ręką. Lavender ledwo uchyliła się od ciosu drewnianą belką. Wybiegły pospiesznie z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i dysząc ciężko.
 - To... chyba nie był... najlepszy... pomysł... - wydyszała Alissa. - Mam... dziwne... wrażenie... że w ogóle... nie powinno... nas tu... być...
 - Właściwie to czego się dowiedziałyśmy? - spytała Lavender.
 - No... paru rzeczy - odpowiedziała Lily. - Że Jęcząca Marta nie lubi jak się do niej mówi "jęcząca"... Że Huncwoci mówią jej swoje sekrety... I że... - tu przerwała i zarumieniła się lekko - że buja się w Potterze.

~*~

    James wracał właśnie z kuchni, niosąc torbę wypchaną czekoladowymi eklerkami, które wyniósł przed chwilą z kuchni, kiedy przypadkiem natknął się na Lily Evans, która wychodziła z lochów i zmierzała ku Wieży Gryffindoru. Chłopak zrównał się z nią.
 - Witaj Lilka! Co tam u ciebie słychać?
 - Byłoby o wiele lepiej, gdybyś przestał mówić do mnie Lilka.
 - Może eklerka...?
 - Nie, dziękuję. A skąd je masz? - zapytała po chwili zastanowienia.
 - Jak to skąd. Z kuchni!
 - Byłeś w kuchni? Przecież to sprzeczne z regulaminem. Nie dość ci, że tak obżerasz się na ucztach w Wielkiej Sali, to jeszcze kradniesz z kuchni ciastka?
 - Nie kradnę, one same mi je wpychają - odpowiedział spokojnie Rogacz szczerząc zęby do Lily, która zrobiła zdumioną minę.
 - One? - zapytała.
 - No... tak, domowe skrzaty. Przecież to one gotują.
 - Żartujesz! Dały ci to wszystko?
 - "Oh, a może James Potter weźmie sobie jeszcze ciasteczko, sir! Zrobimy Jamesowi Potterowi herbatki, niech James Potter poczeka minutkę, sir!" - rzekł Rogacz, naśladując domowe skrzaty zamieszkujące w kuchni.
 - Nigdy żadnego nie widziałam.
 - Bo one się nie pokazują. W nocy czyszczą Pokoje Wspólne, gotują, palą w kominku... A jeśli ktoś by je zobaczył, to już byłoby źle, co nie? Na tym polega rola domowych skrzatów. One lubią pracować.
 - Oh, no daj tego eklerka - rzekła Ruda.
    Szli chwilę w milczeniu, rozkoszując się smakiem ciastek.
    Doszli do portretu Grubej Damy, a wtedy Ruda poszła przed kominek, gdzie czekały Alissa z Lavender, a James kroczył ku trzem Huncwotom, pochylonym nad stosem prac domowych.

~*~

    Wieczorem, kiedy Słońce zaszło już za chmury, a błonia pokryły się ciemnościami, Huncwoci poszli do dormitorium, gdzie okryli się peleryną-niewidką, i zeszli niezauważalnie przez pokój wspólny i dziurę pod portretem na korytarz. Kierowali się znanymi sobie skrótami, co znacznie zwęziło ich podróż. Mało ze sobą rozmawiali, sprawdzając od czasu do czasu na Mapie Huncwotów, czy droga jest wolna.
    Wyszli na błonia zamkowe i od razu owiał ich chłód nocy. Było mroźno, jednak nie padał deszcz. Dalej ukryci pod peleryną-niewidką, kierowali się do ogromnej wierzby, rosnącej spokojnie na skraju błoni.
 - Już czas... - mruknął Syriusz.
    On, James i Peter wyszli spod peleryny, stając nieco z boku. Po chwili, zamiast trzech postaci, stały trzy zwierzęta. Na miejscu Syriusza, był wielki, czarny pies, zamiast Jamesa stał potężny jeleń, a tam, gdzie przed chwilą był Peter, popiskiwał mały szczur.
    Ów szczur popędził ile sił w nogach do wierzby, którą nie bez powodu nazywano Wierzbą Bijącą, ponieważ waliła konarami w tych, którzy podchodzili za blisko jej pnia. Szczur był na tyle mały, że przebiegł do pnia, naciskając na niego małą łapką. Drzewo natychmiast znieruchomiało, a czarny pies, jeleń i ukryty pod niewidką Remus, mogli bezpiecznie przejść.
    Znajdował się tam ponury tunel, był jednak na tyle obszerny, że zmieścił bez problemu nawet ogromnego jelenia. Prowadził krętymi drogami, schodami i zawijasami do podłogi jakiegoś domu, nie zamieszkałego od dawna, gdzie gruby kurz pokrywał podłogę. Była to Wrzeszcząca Chata.
    W środku Remus zdjął pelerynę - niewidkę i wyszedł schodami w towarzystwie przyjaciół piętro wyżej. Spojrzał przez okno i wymruczał:
 - Już za chwilkę...
    I rzeczywiście, tuż po wypowiedzeniu tego zdania, całą okolicę rozdarł mrożący krew w żyłach wrzask. Był to okrzyk bólu i cierpienia, okropny jęk, który narastał z każdą sekundą. To już się zaczęło, właśnie następuje przemiana. Oczy Lupina nabiegły krwią i wydłużyły się znacznie. Zęby zaczęły przybierać kształt bardziej szpiczasty i ostry, uszy powiększały się w szybkim tempie. U rąk już nie można było dostrzec palców, było to raczej pięć nienaturalnie długich paliczków, na których końcach znajdowały się niebezpieczne pazury. Stopy powiększyły się, zakończone były również ostrymi szponami. Głowa już nie była głową człowieka; skóra na całym ciele przybierała ciemny kolor, a kręgosłup wygiął się pod dziwnym kątem. Już wilkołak - nie człowiek - stał przed oknem dysząc ciężko i popiskując co jakiś czas.
    W taj chwili wilkołak zobaczył dwa duże zwierzęta otaczające go. Potężnego jelenia i ogromnego psa. Niewiele myśląc, rzucił się na nich, dając upust swojej energii. Wydawało się, że były na to przygotowane. Rogacz wspiął się na tylne kopyta, wymachując zawzięcie przednimi, natomiast Łapa ujadał wściekle pokazując białe kły i najeżając sierść, od czasu do czasu podskakując do wilkołaka z groźbami. Mały szczur schował się w niewielkiej dziurze w rogu pokoju, obserwując to wszystko ze strachem ale i z zaciekawieniem.
    Tak było każdej nocy, przy pełni księżyca. Remus, ugryziony niegdyś przez wilkołaka, teraz sam musiał przez to wszystko przechodzić. Znikał na ten czas, mówiąc wszystkim, że odwiedza chorego wujka w domu. Oczywiście nie odstępowali go na krok jego przyjaciele, którzy specjalnie dla niego zostali animagami. Wilkołaki z reguły nie atakowały zwierząt, więc taka postać była o wiele bezpieczniejsza.

~*~

    Następnego ranka, pojawili się w Wielkiej Sali zmęczeni. Najgorzej - jak zwykle po takich przygodach - wyglądał Remus, z podkrążonymi oczami i wyczerpaniem pisanym na każdym kawałku ciała. Siedzieli, zajadając się przysmakami, które przygotowały domowe skrzaty. Była ponura, deszczowa sobota.
    Do stołu właśnie podeszły Lily, Lavender i Alissa, usiadły niedaleko Huncwotów. Oni przysunęli się do nich, chcąc zapytać o pewną rzecz.
 - Co robiłyście wczoraj na przerwie obiadowej, w łazience Jęczącej Marty? - zapytał James, patrząc na każdą z osobna.
 - My... Eee... Pomyliłyśmy łazienki - powiedziała szybko Lavender.
 - Ona twierdzi co innego - mruknął posępnie Syriusz.
 - No, skoro wierzycie jej, nie nam...
 - Po co chciałyście wiedzieć, co będziemy robić wczoraj?
 - No wiesz, Syriuszu, jak możesz... - skłamała Lily.
 - Tak się składa, że utrzymujemy dobre stosunki z Martą.
 - Chyba ze względu na Jamesa, no nie?
    Rogacz poczuł jak pali się ze wstydu.
 - Chociażby - mruknął posępnie Remus i wlepił wzrok w swój talerz.
 - Wyznaczcie nam małą przysługę - rzekł James, który już trochę ochłonął - i nie mieszajcie się do spraw, które was nie dotyczą, dobra?
    Powiedział to tak poważnie, że nawet Syriusz się zdziwił. Huncwoci opuścili Wielką Salę i skierowali się do Wieży Gryffindoru, żeby wspólnie cieszyć się z sobotnich wolności od lekcji.

9 komentarzy:

  1. „I odeszła do stołu nauczycielskiego, z surową miną.” – bez przecinka;
    „Czwórka przyjaciół wspięła się schodami do Wieży Gryffindoru, i zajęła stolik pod oknem.” – bez przecinka;
    „- Wiecie, chłopaki - powiedział Syriusz wstając[…]” – bez przecinka po wiecie, za to przed wstając powinien być;
    „[…]powiedziała Lavender przeglądając się w swoim lusterku.” – przecinek przed przeglądając;
    „Była duchem, a zginęła przez Bazyliszka, któremu spojrzała prosto w oczy.” – wiem, że nie powinnam się czepiać, ale po pierwsze: zdanie wygląda tak, jakby napisało je dziecko z podstawówki (przepraszam, ale wiem, że stać Cię na więcej); po drugie: tego nie mógł nikt wtedy wiedzieć;
    „- Witaj Marto! - powitali ją wchodząc do środka.” – przecinek przed wchodząc;
    „[…]jęknęła Marta obrzucając Jamesa tęsknym spojrzeniem.” – przecinek przed obrzucając;
    „[…]powiedziała ponuro Lily patrząc na ducha spode łba.” – przecinek przed patrząc;
    Wdarła się Ci pewna nieścisłość: zawsze odnosiłam wrażenie, że duchy w sadze nie potrafiły podnosić rzeczy, a tym bardziej nimi rzucać.
    „James wracał właśnie z kuchni niosąc torbę[…]” – przecinek przed niosąc;
    „[…]rzekł Rogacz naśladując domowe[…]” – przecinek przed naśladując;
    „[…]specjalnie dla niego, zostali animagami.” – bez przecinka;
    Z pewnością kilka błędów mi umknęło, ale widocznie nie były na tyle rażące. Podobał mi się ten rozdział ze względu na opis przemiany Remusa. Nie pamiętam już, czy o tym wspomniałam, ale pomysł przyjaźni Huncwotów z Jęczącą Martą jest naprawdę trafiony.

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz ciągle mieć jakieś swoje 'ale' ?
      Daj spokój.
      Kto by pamiętał o przecinkach .

      Usuń
    2. Leviosa- dzięki ci. W końcu ktoś powiedział prawdę. Ludzie nie czepiajcie się tak tych błędów.

      Usuń
    3. To chyba dobrze, że ktoś zwraca uwagę na błędy? Może coś ze mną nie tak, ale nie widzę nic złego w poprawianiu ortografów itp.

      Usuń
  2. Strasznie rzuciło mi się w oczy fragment przemiany Lupina. Wszystko okej, ale wilkołaki nie atakują zwierząt, tylko ludzi! Dlatego Huncwoci zostali animagami, żeby Remus nie mógł ich skrzywdzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuper rozdział czytam dalej : )))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta, która walczy o marzenia13 marca 2014 21:21

    Twoje opowiadanie jest super :)
    Podoba mi się kiedy Lily i James tak się nieraz troszeczkę sprzeczają. Ona jest zazdrosna o niego, a on o nią. Ale James chyba zaczyna się powoli domyślać, że Lilka go kocha... Mam rację ?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie rozdział bardzo fajny, ale Jęcząca Marta jest duchem i WSZYSTKO przez nią przenika, więc nie może rzucać belkami w dziewczyny, ponieważ fizycznie nie jest w stanie ich dotknąć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń