27 maja 2012

40. Światło i ciemność


(15 stycznia 2009)

 - Nieodpowiedzialne! Niemądre! Nieprzemyślane! Niereformowalne! - wyliczała profesor McGonagall, patrząc na Huncwotów ze złością w oczach.
     Z pomocą profesora Flitwicka, nauczyciela zaklęć, po godzinie beztroskiego stania z przyklejonymi do parkietu stopami, udało się pozbyć kleju z podłogi, ale niestety w podeszwach wszystkich butów zostały wypalone szpetne dziury. Dzień później złość opiekunki Gryffindoru osiągnęła punkt krytyczny, kiedy dowiedziała się ona o podejrzanym ataku zaczarowanych kul śniegowych na profesora Muntusa.
 - Każdy z was traci piętnaście punktów - zakończyła z groźnym błyskiem w oczach.
 - Nie może pani...
 - Proszę mi nie mówić co mogę, a czego nie, panie Lupin! Chyba już dość nabroiliście podczas świąt! Na Merlina, już dawno nie byłam tak wściekła. Informacje o szlabanach otrzymacie niebawem... Do widzenia!
     Remus jęknął. Tak niedawno zarobił dla Gryffindoru trzydzieści punktów u Grubby-Plank za wszystkie informacje o truchotkach podbagiennych, a teraz stracili sześćdziesiąt. W ponurym nastroju, nie rozmawiając z podnieconymi Jamesem i Syriuszem, powlókł się do wieży Gryffindoru i natychmiast zajął jakiś wolny fotel w rogu pokoju. Nie miał najlepszego powodu do śmiechu i żartów, więc smętnie patrzył na środek salonu, gdzie Łapa i Rogacz rozbawiali tłum, wymyślając coraz to nowe sposoby doprowadzenia Filcha do płaczu.
     Nagle ktoś usiadł obok niego. Obejrzał się i zobaczył Lily Evans, z dwoma butelkami kremowego piwa i szerokim uśmiechem na twarzy. Zdumiał się co ona tu robi, był pewien, że bożonarodzeniowy expres Hogwart - Londyn, miał przyjechać dopiero za pięć dni.
 - Co tutaj robisz? - zapytał z zaciekawieniem.
 - Dziękuję za miłe powitanie! - odpowiedziała z uśmiechem. - Nie wytrzymywałam bez Hogwartu i z Petunią. Porozmawiałam z rodzicami, napisałam do Dumbledore'a i pojawił się, żeby na jeden poranek podłączyć kominek w moim domu do tych w Hogwarcie. Tak więc jestem!
 - James już o tym wie?
 - Oczywiście. Najpierw uznał mnie za zjawę, albo coś, pytał się mnie o różne dziwne i szczegółowe rzeczy... Przynajmniej miałam powód do śmiechu z tej jego zaskoczonej miny.
 - Pewnie myślał, że ktoś się pod ciebie podszył. Wiesz, eliksir wielosokowy i te sprawy... - stwierdził Remus przybierając swój naukowy ton.
 - Nieważne. Powiedz mi, dlaczego tu siedzisz w osamotnieniu? Słyszałam, że świetny dowcip zrobiliście wczoraj na balu. Podobno nawet Dumbledore się śmiał!
 - Taaak... Był świetny - mruknął Remus. I zanim się obejrzał, powiedział Lily o wszystkich swoich zmartwieniach: o utraconych punktach, złości McGonagall, a nawet o zbliżającej się pełni i comiesięcznych obawach o resztę przyjaciół.
     Ruda słuchała w skupieniu, nie przerywała, ani nie zadawała żadnych pytań. Remus był jej za to wdzięczny, bo czuł, że powtórzenie jej tego kolejny raz byłoby samobójstwem. I tak targały nim już dużo większe emocje niż by chciał, może to za sprawą zbliżającej się nieuchronnie pełni księżyca?
 - Daj spokój, Remusie! - powiedziała, kiedy skończył. - Sam wiesz, że James i Syriusz tracą przez swoje kawały mnóstwo punktów, a nikt nie traktuje ich gorzej. Powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie... - dodała z ironią, patrząc na rozśmieszony do łez tłum Gryfonów.
 - Taak, ale oni nie są prefektami - dodał z wyrzutem.
 - I nie zarabiają utraconych punktów na lekcjach - uzupełniła Lily.
 - Grają w quidditcha.
 - Remusie, nie mierz się tą samą miarą co Jamesa i Syriusza. To sprawa temperamentu... Oni są nieco... nieokrzesani. Pomimo to, ani oni, ani ty, nie jesteście gorsi... Powiedziałabym nawet, że idealnie się uzupełniacie. Skarbem jest taka przyjaźń.
 - Uważam, że Dumbledore się na mnie zawiódł. Chyba myślał, że będę mieć większy wpływ na tą dwójkę, jako prefekt...
 - Och, nie sądzę aby ktokolwiek miał większy wpływ na tę dwójkę.
 - James zawsze ci ulega - rzekł Remus podnosząc brwi.
 - Nieprawda - poprawiła go Lily. - James ma wrodzony dar szukania kompromisów, tak, że ani on, ani ja, nie jesteśmy pokrzywdzeni.
      Siedzieli tak jeszcze jakiś czas sącząc z butelki kremowe piwo. Niedługo później podeszli do nich Łapa i Rogacz.
 - Ten Arnold jest jakiś porąbany - powiedział Syriusz z wyrzutem. - Próbował nam sprzedać torbę toffi, mówiąc, że to nowo wynalezione Wymiotniki Podniebienne.
 - Wymiotniki Podniebienne? - zapytała Lily przesuwając się nieco, żeby zrobić miejsce Jamesowi.
 - Bierzesz to ust cukierka i zaraz chce ci się puścić pawia - wytłumaczył.
 - Podobno dopiero co wprowadzili to w Irlandii - dodał Łapa. - Trzeba będzie zapytać o to w sklepie Zonka... Niezły sposób na urwanie się z lekcji.
 - Zdajecie w tym roku owutemy! - krzyknął Remus.
 - Masz rację, Luniaczku - stwierdził Syriusz. - Rogasiu, myślisz, że powinniśmy napisać to wypracowanie dla Grubby-Plank o trzekotkach podbagieniastych...
 - Truchotkach - poprawił go Remus.
 - Jak zwał tak zwał.
 - Jeszcze tego nie zrobiliście? - zdziwiła się Lily. - Zadała to przed świętami. Naprawdę powinniście się pospieszyć, jak nie będziecie robić wszystkiego na bieżąco, zabraknie wam czasu na cokolwiek.
 - Zrobimy to jeszcze dziś... Słowo Huncwota - powiedział Syriusz.
 - A teraz przepraszamy na chwilę... - rzucił James patrząc wymownie na Łapę. Lily i Remus z jego oczu odczytali wszystko. Ma pomysł na nowe nagięcie regulaminu.
 - Gdzie idziecie?
 - Tak się składa, że Ślizgoni mają trening. - Łapa był w siódmym niebie. - Jeszcze nie odpłaciliśmy się za te kopcące miotły...
 - Proszę, nie róbcie nic głupiego... - odparła proszącym tonem Lily.
     Wątpiła, żeby jej posłuchali.


     Godzinę później Rogacz i Łapa wrócili niezwykle zadowoleni.
 - To było genialne - stwierdził Syriusz biorąc jedną z ostatnich butelek kremowego piwa i rzucając się na fotel. - W życiu nie widziałem takiego sprintu.
 - Czy ja wiem... mogliśmy się bardziej postarać - odrzekł James. - Ale faktem jest, że spieprzali szybciej niż Severus Snape, jak się mu pogrozi szamponem...
     Syriusz, Remus i Lily wybuchnęli śmiechem.
 - Co dokładnie zrobiliście?
 - Zaczarowaliśmy ich miotły...
 - Miotły? - przerwał mu Rogacz. - Chyba nie chcesz nazwać miotłą tych zaczarowanych szczotek, których dosiadają Ślizgoni... Satelity Dwieście Dwa były modne w czasach przedpotopowych. Podobno latał na nich Schwarzenegger.
 - Dobra, zaczarowaliśmy ich szczotki, które są dowodem, że po świecie chodziły dinozaury... - ciągnął Syriusz mimo ogólnego rozbawienia. - I one zaczęły ich gonić, waląc tymi badylami. I był tam ten prefekt... Chciał nam odjąć punkty, ale wepchnęliśmy go do tej szafy, gdzie wszystko znika, więc nie zdążył wypowiedzieć formułki.
 - Ej, a właściwie gdzie jest Peter? - zapytał James, przerywając chichoty.
 - Widziałem go popołudniu, mówił, że idzie do biblioteki, a potem wysłać sowę... - powiedział Remus ściągając brwi podobnie do McGonagall.
 - Robiłby to tyle czasu? Nie wierzę.
 - Powinniśmy go poszukać... Może zacznijmy od...
 - Nie ma potrzeby - odparła spokojnie Lily wskazując na dziurę pod portretem Grubej Damy. Wchodził przez nią właśnie Glizdogon.
     Wydawało się, że w ostatnich dniach trochę zmizerniał, nieco schudł i chodził cały czas przygnębiony. Znikał od czasu do czasu na parę godzin i wracał jeszcze bledszy niż zwykle. Mysie włosy zaczęły mu wypadać, a usprawiedliwiał to zbyt częstymi zamianami w szczura, choć mało kto w to wierzył.
     Dziś wszystkie wątpliwości osiągnęły punkt kulminacyjny.
 - Peter, gdzie ty się włóczysz? - spytał Łapa.
 - Bez nas? - dodał z wyrzutem Rogacz.
     Glizdogon zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na swoich przyjaciół. Schował ręce głęboko w kieszeniach i zamyślił na chwilę.
 - Zmarł mój ojciec - mruknął.
     Remus wciągnął powietrze do płuc, Syriusz pokręcił przecząco głową wspierając głowę na rękach, a James podszedł do niego i poklepał go przyjacielsko po ramieniu. On dobrze wiedział, co to znaczy stracić ojca.
 - Mogłeś nam powiedzieć - stwierdził w końcu Łapa.
 - Nie wiedziałem, czy zrozumiecie jak to jest, gdy się traci kogoś z rodziców - odparł. Chwilę później dodał szybko - Przepraszam, James.
     Rogacz pokręcił głową, co oznaczało, że wcale się nie gniewa. Dziwnie się jednak poczuł, jakby wydarzenia sprzed kilku miesięcy powróciły ze zdwojoną siłą.
 - Moi rodzice nie umarli - powiedział wreszcie. - Zabił ich Voldemort.
     Glizdogon wzdrygnął się na dźwięk tego imienia, Lily tylko zakryła usta ręką. Sama nie miała problemu z wymawianiem tego imienia, ale wolałaby tego nie robić i go nie słyszeć.
 - James, Sam - Wiesz - Kto zabił twojego ojca.
 - Nie Peter... Matka umarła z żalu po ojcu. Zabił również ją. Jedna, czy dwie osoby więcej... To nie robi mu żadnej różnicy.
 - W każdym bądź razie, powinieneś nam powiedzieć - powiedział Remus patrząc na Petera. - Przecież wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, prawda?
 - Taak, wiem. Przepraszam.
 - Dobra, nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę zagrać sobie w Gargulki - rzucił Syriusz, biorąc z talerzyka czekoladowego eklerka. - Kto chce ze mną?

~*~

     Święta minęły i ku wielkiej rozpaczy wszystkich uczniów, wróciły normalne lekcje i nauka. Nauczyciele nie oszczędzali nikogo, szczególnie utrudnione życie miały osoby z piątych i siódmych klas. Wieczory spędzali w Pokoju Wspólnym nad stertą prac domowych i ćwiczeniach praktycznych. Wszyscy mieli już tego serdecznie dość.
     Huncwoci pisali właśnie niezwykle trudny referat dla McGonagall o transmutacji ludzkiej i jej ryzykach. Remus miał już dwie stopy pergaminu, Peter zerkał do niego ukradkiem, Syriusz od dziesięciu minut wpatrywał się w jedną linijkę w książce, a James leżał z głową opartą na stole. Dawno nie byli tak zmęczeni.
 - Koniec - mruknął w końcu Rogacz, rzucając zrezygnowane spojrzenie na pergamin i butelkę z atramentem. - Nie napiszę ani słowa więcej.
 - Ja też - przytaknął Łapa i rzucił pióro na stół, plamiąc swoje wypracowanie.
 - Nie wyrobicie się z tym wszystkim... - powiedział spokojnie Remus podnosząc oczy znad książki. - Zdajecie sobie sprawę, że musicie do końca tygodnia napisać referat na eliksiry o Beozarze, dla Sinistry o księżycach Jowisza, skończyć sennik dla Trelawney, poćwiczyć zaklęcia dla Flitwicka...
 - Dziękujemy Remusie - odparł chłodno James.
 - Może zwiejemy jutro z wróżbiarstwa, co Rogacz? - spytał Syriusz. Lunatyk rzucił mu mordercze spojrzenie. - Przecież ta stara oszustka nawet się nie zorientuje...
 - Pójdziemy na wróżbiarstwo - rzekł Rogacz, starając się nie patrzeć na rozradowaną minę Remusa. - A później odwiedzimy Hagrida.
     Syriusz nieco się nachmurzył, ale nic nie powiedział.
     Następny dzień nie różnił się niczym od pozostałych. Uczniowie spędzali przerwy w bibliotece, by wyrobić się ze stertami prac domowych. Łapa i Rogacz musieli na dodatek trenować trzy razy w tygodniu quidditcha, a na Remusie spoczywały funkcje prefekta. Przez to wszystko James w ogóle nie miał czasu dla Lily. Ona nie miała mu tego za złe, widząc, jak ślęczał nad książkami do późnej nocy.
     Huncwoci weszli do dusznej klasy profesor Trelawney. Jak zwykle okna były pozasłaniane, a w powietrzu unosił się ciężki zapach kadzideł. James poczuł, że oczy mu się zamykają już sekundę po tym, jak usiadł na wytartej pufie przy okrągłym stoliku. Mieli przed sobą kryształowe kule. Łapa co prawda dziękował Niebiosom, że skończyli już przerabiać Senniki, bo wykorzystał wszystkie pomysły na sny, które nie przepowiadałyby oblania wszystkich owutemów.
 - Powtórzymy teraz coś, co przerabialiśmy w piątej klasie - usłyszeli tajemniczy głos profesor Trelawney. - Otwórzcie umysły i wewnętrznym okiem zajrzyjcie do głębi kryształowej kuli... Och, mój chłopcze - zwróciła się do Remusa. - To, czego tak boisz się od kilki miesięcy, spełni się jeszcze przed końcem roku. A ty - wskazała palcem na Syriusza. - unikaj czarnowłosych mężczyzn w okularach.
     James wyszczerzył zęby, a to samo zrobił Syriusz. Trelawney się to chyba nie spodobało, bo powiedziała z wyrzutem:
 - Moje wewnętrzne oko widzi to, czego nie chcą zobaczyć wasze oczy - stwierdziła z poważną miną. - A teraz... Pomóc wam zinterpretować przyszłość ze szklanej kuli?
 - Po co? - spytał Rogacz. - Przecież to jasne. Wieczorem będzie bardzo mglisto.
     Huncwoci zdusili w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem. Nawet Remus, co rzadko się zdarza, zakrył twarz książką, żeby ukryć rozbawienie. Nauczycielka odeszła kręcąc głową, mrucząc pod nosem coś niezrozumiale. Usłyszeli tylko słowa "niedorzeczność", "głupota" i "wczesna śmierć". James nabijał się z tego do końca lekcji.


     Kiedy godzinę później Huncwoci szli błoniami do chatki Hagrida, byli w wyśmienitych humorach. Dopiero kiedy doszli do domu gajowego, zauważyli, że okna są zaciągnięte, a drzwi zamknięte na kłódkę. Lunatyk zapukał, czując, że zaraz staną przed nowym, malutkim i całkowicie bezpiecznym zwierzątkiem Hagrida.
     Ale nikt nie otworzył. Nie słychać było ani gajowego, ani jego wiernego brytana Kła.
 - Gdzie on mógł się podziać o tej porze? - spytał Peter.
 - A bo ja wiem? - odparł Remus, próbując zajrzeć przez okno, choć wiedział, że i tak nic to nie da.
 - Tam są jego ślady. - Syriusz wskazał na wgłębienia w ziemi. - I prowadzą do Zakazanego Lasu.
     Spojrzeli po sobie.
 - Hagrid sobie poradzi... - burknął Peter.
     Ale James, Syriusz i Lupin już szli wąską ścieżką, znikając wśród drzew. Glizdogon ruszył za nimi. Dobrze wiedzieli, że byle co nie mogło zaciągnąć gajowego do Puszczy. Nigdy nie było tu bezpiecznie, za drzewami czaiły się różne dziwne zwierzęta. Czasem bywało, że słyszeli jakiś odgłos, ale w krzakach nic nie było. Co prawda Huncwoci znali większą część tego lasu bardzo dobrze. Często bywali tutaj podczas przemian Remusa, jednak mimo tego, to miejsce budziło w nich nutkę tajemniczości.
     Zagłębiali się w puszczę coraz bardziej. Drzewa rosły tu tak gęsto, że musieli iść gęsiego, z zapalonymi różdżkami, żeby oświetlać ścieżkę, na której wciąż widzieli duże ślady Hagrida. Szli przez jakieś dwadzieścia minut, kiedy Syriusz, który prowadził, stwierdził szczerząc zęby, że zgubił trop.
 - I c-co ter-raz...? - spytał jęcząc Glizdogon.
 - Nie znaleźliśmy Hagrida, za to zgubiliśmy się w puszczy - mruknął z ironią Remus. - Po co on tu w ogóle poszedł?
 - Ja chyba wiem - odparł James, a gdy przyjaciele spojrzeli na niego pytająco, wskazał palcem przed siebie.
     Była tam niewielka polanka, obsypana dywanem śniegu. Na jej skraju leżały dwa jednorożce. Jeden bielszy nawet od śniegu, który go otaczał, a drugi był źrebakiem, ze złotą sierścią i kopytami. Oba były martwe. Był to najpiękniejszy, a zarazem najsmutniejszy widok na świecie. Huncwoci podeszli bliżej, i zauważyli kałuże srebrnej krwi. Umazane w niej były grzywy i ogony tych pięknych zwierząt. Nie było innej możliwości - zginęły tutaj, od razu i szybko. Coś je zabiło.
 - Och, tu jesteście. - Aż podskoczyli, słysząc głos Hagrida. - Centaury mi powiedziały.
 - Hagridzie, zobacz... - Remus wskazał na martwe zwierzęta.
 - Och tak... Tak myślałem. To już trzeci raz w tym miesiącu. Od dawna nie zginęło tyle jednorożców. Tu żyje coś, co je zabija.
 - Jakieś zwierzę?
 - Zwierzę, albo i nie zwierzę... Różne dziwolągi kręcą się w tej puszczy. Ale ten, kto wypije krew jednorożca, będzie przeklęty. Więc wiemy jedno: zrobił to ktoś, kto nie ma już nic do stracenia, a wszystko do zyskania...
 - Kto chciałby się zgodzić na taki los?
 - Nie wiem. Dumbledore kazał mi to sprawdzić. Ostatnio słyszy się o morderstwach wielu jednorożców. Cholibka, takie bidne zwierzaki... Ten mały nie mógł mieć więcej niż półtora roku.
 - Może temu czemuś chodziło o tego... źrebaka - zaczął nieśmiało Remus.
 - Co masz na myśli?
 - Gdybyście słuchali na Opiece nad magicznymi stworzeniami, to wiedzielibyście, że krew małego jednorożca, prócz nieśmiertelności, daje także wielką moc. Wielką i straszną. Dlatego ludzie, którzy zabiją jednorożce, są przeklęci.
 - Święte słowa, Remusie - powiedział Hagrid. - Ale teraz chodźmy już stąd - dodał, napinając kuszę. - Jemu już nie pomożemy, a w tej puszczy, nie jest bezpiecznie.


_________________________
Dla Mariusza,
który pokazał mi magię w najmniejszym szczególe.

11 komentarzy:

  1. Lekcja z Trelawney jest ściągnięta z Harry;'ego Pottera. ''Wieczorem będzie mglisto'', ''To czego boisz się najbardziej spełni się za kilka miesięcy'' i ''strzeż się....''. Brakuje jeszcze ponuraka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że Trelawney nie uczyła w Hogwarcie w czasach Huncwotów. Została przyjęta po przepowiedni dotyczącej dziecka urodzonego pod koniec lipca. Snape wtedy ją podsłuchał, Harry miał może z rok, a Lilly i James się ukrywali.
    Ogólnie, jest to najlepszy blog o życiu Lilly i Jamesa, jaki kiedykolwiek czytałam (a jestem bardzo wybredna ^^).
    Chyba wszystko zgadza się z oryginałem, ciekawie napisane. Humor zupełnie jak u Rowling :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jest Kassandra Trelawney, nie? Wydawało mi się że było o niej coś napisane w poprzednich rozdziałach, jakoś na początku.

      Usuń
  3. Nie, nie Kassandra Trelawney! Mój z dziećmi! No pewnie, że ona. Krew jednorożca też z HP, ale rozdział całkiem spoko =)

    Jęcząca Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się pytam czemu Huncwoci kontynuowali wróżbiarstwo po SUMach, skoro nie lubią tego przedmiotu, a do zostania aurorem nie jest potrzebny. No bo chyba nie trzeba kontynuować wszystkich przedmiotów, które się zdało? Pomijając fakt, że jeśli dobrze pamiętam to James albo Syriusz albo obaj nie zdali SUMa z wróżbiarstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdali, no bo mieli chyba trolle ;-b

      Usuń
  5. Wymiotniki Podniebienne? Zapewne bliźniacy nie robili wszystkiego od podstaw, ale na pewno nie było odpowiedników Wymiotków Pomarańczowych.
    ,,- Nie wyrobicie się z tym wszystkim... - powiedział spokojnie Remus podnosząc oczy znad książki. - Zdajecie sobie sprawę, że musicie do końca tygodnia napisać referat na eliksiry o Beozarze," A podobno nie zdali eliksirów. I wróżbiarstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale James i Syriusz szkolili się na aurorów, bo McGonagall i Slughorn zgodzili się, żeby S i J chodzili na te przedmioty.

      Usuń
  6. Wydaje mi się, że Voldi tylko w 1 części HP musiał pić krew jednorożca, nie robił tego ani wcześniej, ani później.
    Co do korytarzy wyżej: było wcześniej napisane, ze James rozmawiał z McGonagall i mógł chodzić na eliksiry, a Syriusz mu towarzyszył.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niektóre teksty widziałam na innym blogu... Kopiujesz? :/

    OdpowiedzUsuń