(4 stycznia 2009)
Plotki w Hogwarcie roznoszą się z prędkością światła. Podczas gdy James Potter leżał w Skrzydle Szpitalnym faszerując się truciznami w postaci eliksirów, które pani Pomfrey śmie nazywać "lekarstwami", w zamku aż huczało od rozmów na jego temat, a każde zdanie coraz dalej odbiegało od prawdy. Syriusz przysięgał, że pewna Puchonka z trzeciego roku, opowiadała swoim koleżankom, że Rogacz leży w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga, z kabanosem zamiast ręki.
Tak czy inaczej: dzień po pamiętnym meczu, trzy czwarte szkoły było przekonane, że prawa ręka szukającego Gryffindoru została amputowana.
Wraz ze zbliżającą się przerwą świąteczną, spadł śnieg. Błonia pokryły się białym puchem, a chatka Hagrida na skraju Zakazanego Lasu wyglądała jak ogromny, śnieżny grzyb. W Hogwarcie trwały świąteczne porządki i dekoracje. Na korytarzach często spotkać można było Filcha polerującego zbroje, czy gajowego wnoszącego do zamku kolejną gigantyczną choinkę.
W tym roku większość uczniów powyżej czwartej klasy zostawała na święta w szkole - z powodu Bożonarodzeniowego Balu, który miał się odbyć dwudziestego piątego grudnia. James z ciężkim sercem patrzył na Lily, która wpisała swoje imię i nazwisko na listę wracających do domu, którą właśnie posłała profesor McGonagall.
- Nie patrz tak na mnie, James - powiedziała, gdy zobaczyła jego smutny wzrok. - Obiecałam rodzicom, że na święta przyjadę.
- Rozumiem - mruknął cicho. - Chociaż cały czas miałem nadzieję, że żartujesz. - Wpatrzył się ponuro na tablice ogłoszeń. Chwilę oglądał portret przedstawiający Bryana Looy'a z płonącą głową, a później zerknął na mały świstek w rogu. - Z kim ja pójdę na bal? - westchnął.
- Zawsze mamy w rękawie Jęczącą Martę - rzekł Syriusz.
- Myślę, że Marta oszalałaby z radości - dodał Remus, jednak zamilkł widząc piorunujące spojrzenie zarówno Rogacza, jak i Lily.
- Rogasiu, zaproś Victorię McKinn! - zawołał Łapa z szerokim uśmiechem.
- Żartujesz? Zdaje mi się, że pani Pomfrey jeszcze nie przywróciła jej nosa.
- A ta Mery Duff? - próbował dalej Syriusz. - Pamiętasz? Ta którą poderwałeś, podczas gdy ja z nią flirtowałem.
James zastanowił się.
- Jest całkiem niezła... - stwierdził. W efekcie dostał poduszką od Rudej. - Tylko żartowałem...
- Dajcie spokój! - zawołała Lavender z fotela, która do tej pory się nie odzywała. - James, możesz iść ze mną. Też nie mam partnera, więc możemy zawrzeć przyjacielską umowę.
W pokoju zaległa cisza.
- Oj, Lily, naprawdę nie mam zamiaru odbijać ci chłopaka!
- Nie o to chodzi - odparła Ruda, która wpatrywała się w Lavender Stick jakby ujrzała ją teraz po raz pierwszy w życiu.
- Nie? - zapytał zaskoczony James. Remus parsknął śmiechem.
- Myślałam tylko, że idziesz z Syriuszem - odpowiedziała wracając do stanu normalności.
- Och... Jesteśmy z Syriuszem przyjaciółmi... TYLKO - odparła, kładąc nacisk na ostatnie słowo. - Prawda, Łapo?
- Co..? Oh, tak, tak. Przyjaciele.
- James, jak nie chcesz to powiedz. - Lavender wyglądała na zdecydowaną.
Rogacz spojrzał na Lily. Nie uśmiechała się. Jej zielone oczy błądziły po pokoju, jakby to gdzieś tam szukała najlepszego rozwiązania. Po chwili jednak wyszczerzyła zęby i usiadła obok Jamesa, który objął ją delikatnie.
- Wolę żeby była to Lav, niż jakaś Marley z Ravenclawu - rzekła.
- Mary - poprawił ją Rogacz, czując, że znów zaraz dostanie poduszką. Nie mylił się pod tym względem.
- A więc wszystko jasne! - zawołała Lavender klaszcząc w dłonie.
- Remusie, ty idziesz z Alissą, prawda?
- No raczej. Przynajmniej nie przewiduję innej kandydatki - mówił z uśmiechem.
- A ty, Peter?
- Eee... No więc, ja...
- Dlaczego nikt nie zapyta z kim JA idę? - mruknął Łapa.
- Wiadomo, że kogoś sobie znajdziesz - odpowiedziała Aliss wzruszając ramionami. - Połowa dziewczyn w Hogwarcie dałaby sobie odciąć rękę, żebyś je zaprosił.
Syriusz poczuł miłe kołatanie w sercu.
- Syriusz, a jakbyś sobie nikogo nie znalazł - zaczął Peter. - To wiesz... Zawsze możemy iść razem.
Huncwoci parsknęli śmiechem.
~*~
- Eloise Brown?
- Nie żartuj, Rogasiu! Po tym jak przeniosła swoje własne uszy na kaktus?
Czwórka Huncwotów siedziała w Pokoju Wspólnym, próbując pomóc Syriuszowi wybrać odpowiednią kandydatkę, którą mógłby zaprosić na bożonarodzeniowy bal. Był już wieczór, w kominku tańczyły płomienie, a ciemność za oknem rozświetlał biały śnieg.
- No, a ta Lea Sterry? Jest całkiem ładna.
- Może i ładna, ale głupia jak but Hagrida - prychnął Łapa.
- Może ta z Hufflepuffu? Katie Elet?
- Nie, błaaagam, Luniaczku. Nie sądzisz, że ma za mało rozwinięte receptory wzrostu? Nie dostałaby nawet roli ósmego krasnoludka w Królewnie Śnieżce.
- Za to ma dość dobrze rozwinięte siekacze - dodał James szczerząc zęby.
- Mógłbyś trochę się zaangażować, co Rogacz?! - krzyknął w jego stronę Łapa. - Idziesz sobie z Lavender, a na resztę lejesz sikiem prostym!
James już otwierał usta, żeby coś mu odpowiedzieć, a jego orzechowe oczy błysnęły groźnie spod okrągłych okularów. Zauważył to Remus.
- Może wreszcie przestałbyś na nas warczeć, co? - rzucił chłodno w stronę Syriusza. - Ja rozumiem, że twoje psie JA nie jest usatysfakcjonowane, ale staramy się pomóc!
Łapa wzniósł oczy do nieba i przygryzł wargi. Siedział przy stoliku z założonymi na piersiach rękami. Głowa bolała go od przypominania sobie nazwisk różnych dziewczyn z Hogwartu, których w jego życiu przewinęło się przecież dość sporo. Rogacz teraz leżał na kanapie, również naburmuszony przez niesprawiedliwe oskarżenia Syriusza.
- To ty powinieneś poprosić Jęczącą Martę - rzucił niedbale Potter. - Tworzylibyście całkiem niezłą parę.
- James! - ryknął przez pokój Lunatyk. Sam miał już dość mizerną minę. Patrzył ze złością to na Rogacza, to na Łapę.
- Sam zaczął! - usprawiedliwiał się Rogacz.
- Może byś się zaczął interesować problemami innych?! - odpowiedział Black.
- A nie interesuje się?! Od dwóch godzin próbuję wykombinować ci jakąś laskę, która odpowiadałaby twoim przeklętym kryteriom!
- Taaak? Jakoś zauważyłem, że rzucasz hasła samych nadętych trollic!
- DOŚĆ! - Lunatyk był już poważnie wkurzony. - Mam dość. Jesteście dziś nieznośni, oboje - burknął wchodząc na stopnie prowadzące do dormitorium. - Idę spać. Gryźcie się beze mnie! - krzyknął, zatrzaskując drzwi. Peter poszedł za nim.
Przez chwilę w pokoju wspólnym panowała przejmująca cisza. Ani Rogacz, ani Łapa nie poruszyli się ze swoich miejsc, zaskoczeni wybuchem Lunatyka. Później ich spojrzenia przypadkowo się spotkały i prawie natychmiast oboje wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
- Przepraszam, Rogasiu - powiedział wolno Syriusz jakieś piętnaście minut później, jak się uspokoili. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę było mu przykro. - Za bardzo się uniosłem.
- Dobrze, że to przynajmniej zrozumiałeś - odparł James.
- No, ale powiedz. Z kim ja mogę iść, żeby nie stać się pośmiewiskiem Regulusa? Założę się, że idzie z jakąś najlepszą ślizgońską laską.
- Może spytaj Nathalie Spinnet? Jest bardzo ładna, miła... no i też gra w quidditcha - rzekł Rogacz, jakby to ostatnie przesądzało sprawę.
Syriusz zamyślił się przez chwilę. Dlaczego wcześniej nie pomyślał o Nathalie? Przecież widział się z nią właściwie codziennie. Była z szóstej klasy i grała na pozycji ścigającej w Gryffindorze. Jednak czy tak ładnej dziewczyny ktoś już nie zaprosił? Podzielił się swoimi obawami z przyjacielem.
- Zapytaj jej jutro z rana - podpowiedział mu James. - Mam nadzieję, że z tobą pójdzie. Nie zniósłbym kolejnych godzin spędzonych na wymyślaniu następnej partnerki w twoim towarzystwie.
Chwilę później razem skierowali się do dormitorium, ramię w ramię, jak najlepsi przyjaciele. Wcześniejsza kłótnia już nie miała żadnego znaczenia.
~*~
Expres Hogwart - Londyn odchodził ze stacji w Hogsmeade w południe następnego dnia. James zniósł bagaż Lily do Pokoju Wspólnego, a sam chciał odprowadzić ją aż do pociągu. Ruda zeszła na dół chwilę później, by pożegnać się z przyjaciółmi.
- I pamiętaj Aliss, nie dawaj za dużo tego płynu bo zmatowieją ci końcówki włosów - powiedziała do Alissy, żegnając się z nią.
Właśnie spod portretu Grubej Damy wyłonił się Syriusz, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Mam! Mam partnerkę! - powiedział radośnie.
- Nathalie się zgodziła? - zapytała Lily żegnając się również z Łapą.
- Oh, nie, Nathalie idzie z Alexem Woodem.
- To z kim idziesz?
- Z Sherry Back, z Ravenclawu.
- Z tą, która w trzeciej klasie przypadkowo podpaliła ci szatę?
- Tak, z tą samą. - Syriusz był z tego powodu wyraźnie zadowolony. James uśmiechał się tajemniczo pod nosem, patrząc na Łapę z typowym, huncwockim błyskiem w oczach.
- Muszę już iść - mruknęła smętnie Lily. - Pociąg odjeżdża za pół godziny.
James podniósł jej bagaż i zarzucił na plecy, chwiejąc się lekko. Plecak był zdecydowanie za ciężki w porównaniu z wielkością. Czy Ruda władowała tu całe dormitorium, pomniejszając najpierw wszystkie przedmioty?
- Wesołych świąt! - rzuciła bardziej entuzjastycznie w stronę przyjaciół. - Czekajcie na gwiazdkowe prezenty i połamcie obcasy na balu! Widzimy się w Nowym Roku!
Droga do Hogsmeade upłynęła Lily i Jamesowi w miłej rozmowie. Rogacz zauważył, że panna Evans wcale nie chce opuszczać na święta Hogwartu i że wraca do domu tylko dlatego, że obiecała to swoim rodzicom. Ruda żałowała, że nie może tego balu, który za parę dni wstrząśnie szkołą, spędzić w towarzystwie ani Jamesa, ani żadnego z Huncwotów. Oni będą się świetnie bawić do późnej nocy, a ona będzie ślęczeć w swoim pokoju, znów odcięta od magii i świata czarodziejów. Od jej świata.
Czas biegł zdecydowanie za szybko; nim oboje się obejrzeli, stali już na peronie przed czerwonym pociągiem. Rogacz pomógł Lily wepchnąć plecak do jednego z przedziałów, po czym jeszcze razem wyszli na prawie pusty peron.
- Lily, to prezent gwiazdkowy dla ciebie - powiedział James podając Rudej ładne pudełko, w którym coś zagruchotało delikatnie. - Ale obiecaj, że otworzysz go dopiero dwudziestego piątego grudnia, rano.
- Obiecuję - odparła, biorąc pakunek. - Ja teraz dla ciebie nic nie mam, ale bądź pewien, że moja sowa cię znajdzie w Hogwarcie.
- Wystarczy mi torba łajnobomb - stwierdził James z uśmiechem.
- O nie, łajnobomby są przeznaczone dla Syriusza.
- Nie będzie łajnobomb?
- Ciebie mam zamiar jeszcze wychować.
Konduktor zagwizdał, a z lokomotywy wydobył się obłok białej pary.
James szybko pocałował Lily, w rozpaczy, jakby dana była im ta ostatnia chwila, jakby zaraz cały świat miał się skończyć. Pociąg powoli ruszył z miejsca.
Ruda podbiegła do najbliższych drzwi i zgrabnie wskoczyła na schodek. Jej wzrok dalej utkwiony był w czarnowłosym mężczyźnie z pomierzwionymi włosami, stojącym na peronie i odprowadzającym ją tęsknym włosem. Lily westchnęła przeciągle, a po jej policzku wolno spłynęła gorąca łza. Nienawidziła się z nim rozstawać.
Expres do Londynu zniknął za zakrętem, a wraz z nim i Lily Evans. James stał jeszcze chwilę w tym samym miejscu, czując ukłucie żalu w sercu, które nagle zaczęło mu strasznie ciążyć.
- Nie rozstajesz się z nią na zawsze, James - usłyszał za sobą głos. Odwrócił się i zobaczył Albusa Dumbledore'a, który wpatrywał się w niego z uwagą, znad swoich okularów - połówek.
- Wiem - odparł Rogacz. - Ale czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.
- Ktoś mądry kiedyś powiedział, że gdzie skarb twój, tam i serce twoje - mówił dyrektor. - A teraz, James, byłbyś łaskaw wrócić ze mną do szkoły. Uczniowie domagają się kolejnego fenomenalnego napisu, jak rok temu! Zdaje się, że tylko wy, Huncwoci, znacie zaklęcia dzięki którym inni ludzie szczerze się uśmiechają.
Rogacz był pewny, że zanim razem ruszyli z peronu, Dumbledore puścił mu oczko.
_________________________
Znów dla Kasi,
bo zgodnie twierdzimy, że rzucanie śnieżkami powinno być zakazane.
Kocham twojego bloga!;*
OdpowiedzUsuńchyba mój ulubiony rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzytam od rana i doszłam już tutaj ;) Bardzo mi się podoba i lecę dalej. Oooooj, jescze trochę mi zostało :P
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuń💙
OdpowiedzUsuńKocham ♥♥♥
OdpowiedzUsuń