26 maja 2012

29. Miłość drogę zna


(26 sierpnia 2008)

     Szedł szybko, żeby jak najprędzej zostawić za sobą to wydarzenie. Serce dalej piekło go niesamowicie, ból paraliżował od środka, a każdy oddech sprawiał mu wielką trudność. Nie mógł, nie chciał uwierzyć, że to na prawdę się stało...
     Gdyby teraz ktoś spotkał na drodze Rogacza, z pewnością by go nie poznał. Zniknęła ta energia, którą potrafił codziennie w sobie odnaleźć, na twarzy nie było choć cienia uśmiechu, a orzechowe oczy ukryte za okrągłymi okularami straciły swój zwykły, huncwocki blask... Można by było pomyśleć, że jest ciężko chory. I w pewnym stopniu był.  Miał złamane serce.
     Poczuł jeszcze większy ciężar na sercu, kiedy pomyślał o swojej przyszłości. Przyszłości, w której nie było Lily. Dziwne obrazy stanęły mu przed oczami, kreśląc wszystkie jego marzenia, a w każdym z nich była Ruda. "Ona nie jest dla ciebie", powiedział do siebie powoli i wyraźnie. I właśnie w tym momencie jedna gorąca łza wypłynęła spod okrągłych okularów, ale natychmiast zginęła w strugach deszczu spadających na twarz Jamesa.

     Nie od deszczu mokre, lecz od łez...

     Lily wlokła się mokrymi drogami Hogsmeade. Nogi same ją prowadziły w tak dobrze znanym jej świecie, który kochała i z całą pewnością do niego należała. Ale teraz wcale nie było w tym nic niezwykłego... Poczuła się jak normalna, niemagiczna osoba. Bezradność paliła ją od środka, niemiłosiernie piekła, ale w myślach stwierdziła, że na to zasłużyła...
     Och, tak wiele by dała, żeby cofnąć czas! Żeby raz jeszcze obudzić się w ciepłym dormitorium, i od razu wiedzieć, że pójdzie, spotka się z Rogaczem. Albo żeby w ogóle nie znalazła na stoliku tej karteczki i spinki... żeby poszła tam, by to odzyskać, to na pewno byłoby lepsze niż to, co się stało...
     W ponurym nastroju doszła do Pokoju Wspólnego Gryfonów i natychmiast zamknęła się w swoim dormitorium. Płacząc wyciągnęła swój pamiętnik, gdzie pisała wszystko od początku tego uczucia do Jamesa, więc zdecydowała, że wypada napisać również koniec... Wylewała z siebie wszystko, co siedziało jej na sercu i duszy, a kartka po chwili była zapełniona, i naznaczona gorzkimi łzami Rudej. Nie dbała o duże i małe litery, o ortografię... chciała po prostu mieć to za sobą i nigdy do tego nie wracać. Chociaż sama w to nie wierzyła.

przetarłam oczy i zobaczyłam...
pustkę... pustkę, która mnie otacza...
której nie widziałam tyle czasu! NIC nie widziałam, może nie chciałam widzieć?
a teraz jakbym się obudziła z kilkuletniego snu...
świat się zmienił... i ludzie się zmienili...
tylko co ja robiłam przez ten czas?! aż taka głupia byłam?!
nie mogę tego zrozumieć... jak to się stało?
a najgorsze jest... jak to teraz boli...
tam w środku.
to chyba serce...
ale.. czy ono tam jest? czy to na prawdę ono tak bardzo teraz boli?
może... ale nigdy nie czułam tego bólu, który powoli z coraz większym nasileniem zabija człowieka... tak, pamiętniku... czuje, że umieram... z miłości...
i teraz na prawdę nikt nie jest w stanie mi pomóc.. dlaczego? przecież tak bardzo chciałabym wyciągnąć do kogoś dłoń, do kogoś kto by mi pomógł wyjść z tego mętliku, wyleczyć się z tej miłości... dlaczego nikt nie może mi pomóc? dlaczego?
bo tak na prawdę nikogo nie ma...
nikogo...
i wokół tylko pustka, parę postaci przypominających ludzi, chodzą, śmieją się, płaczą, tańczą ale... teraz nie widzę tego tak jak przedtem..
teraz te postacie są ale ich nie ma...
to tak jakbym śniła, a po przebudzeniu mogę tego dotknąć, poczuć..
i widzę i czuję...
że coś się zmieniło...
rozglądam się... i widzę pustkę... niesamowita pustka... wiedzę dym lecący z chatki Hagrida, Zakazany Las i całe błonia jednak... teraz widzę to inaczej...
i bardzo chciałabym ujrzeć coś innego ale...
nie mogę...
nie widzę nic innego... bo niczego nie ma...
jestem, chodzę, śmieję się, płaczę, śpiewam, tańczę i... jestem w tym sama...
tak sobie myślę.. ze może lepiej patrzeć... i nie widzieć...
choć wokół mnie tętni życie...
nigdy nie czułam się bardziej samotna.
i właśnie dzisiaj straciłam coś, co raz na zawsze zmieni moje życie.
straciłam Jamesa. i tą wielką miłość...

     Dobrze wiedziała, że płacząc niczego nie zmieni, bo nie da się tego wszystkiego wypłakać. Wiedziała, że nie poczuje żadnej ulgi, kiedy przestanie, że James nie nabierze się na to, że nie wróci... A do tego ta sowa, która właśnie zastukała w szybę... Sowa, która tak dobrze znała... Esej Rogacza.

Nie przyszłaś.
Nie mam do Ciebie żalu, chociaż złamałaś mi serce.
Nie chcę, żebyś poczuła się winna. Nie...
Ale proszę Cię... Nie mów o przyjaźni nas dwojga.
Nie potrafiłbym zgodzić się tylko na to. Nie rań mnie tak.
Najlepiej, żebyśmy w ogóle nie mieli ze sobą nic wspólnego.
Dwa osobne światy. Przecież zawsze tak chciałaś...
A ja, naiwny, myślałem, że jednak przyjdziesz.
Myliłem się. Jak każdy...

Żegnaj, Lily.
James.

     Wiele dałaby, żeby umrzeć właśnie teraz. Nie czuć nic, nie marzyć, nie kochać... Ten cały świat tak bardzo ją ranił, że chciała odejść stąd jak najszybciej. Nie dała rady znosić już tego wszystkiego, to było ponad jej siły... Byle stąd odejść... Już nic nie przeżywać, Boże zrób coś, żeby to wszystko tak nie bolało...
     "Czy aż tak srogo muszę płacić za swoje winy...?", pomyślała.

~*~

     Kolejny tydzień nie należał do przyjemnych, ani dla Lily, ani dla Jamesa. Rogacz unikał Rudej jak ognia, dotrzymując słowa, a ona przeciwnie - robiła wszystko, żeby go spotkać. James oczywiście wszystko pozostałym Huncwotom powiedział, Syriusz musiał co prawda zbierać później szczękę z ziemi, ale Remus był zachwycony postawą Rogacza. Dlatego za radą Jamesa, Huncwoci rozpuścili plotkę, że młody Potter jest chory, w co można było łatwo uwierzyć widząc jak ponuro siedzi na lekcjach. Przerwy Rogacz spędzał pod peleryną niewidką, najczęściej na błoniach, pod wielkim rozłożystym dębem nad jeziorem z Wielką Kałamarnicą.
     Właśnie skończyła się lekcja zaklęć, kiedy Łapa i Rogacz szli pod to miejsce.
 - Nie lubię jak jesteś pod peleryną... Wszyscy myślą, że gadam do siebie, czuję się jak młot - narzekał Syriusz.
 - Spróbuj mniej poruszać ustami.. Zaraz będziemy na zewnątrz.
     Pod drzewem James ściągnął pelerynę i odrzucił ją na bok. Lubił tu przychodzić, siadać na tym wielkim kamieniu i wpatrywać się w gładką taflę jeziora, od czasu do czasu zaburzoną ruchami pod wodą. Tu czuł się wolny.
 - Nie sądzisz, że już dosyć tej żałoby po tej miłości? Rogacz, zacznij normalnie żyć! - wybuchnął Syriusz używając słów, jakich w życiu by nie użył w obecności dorosłych.
 - Łapo! Próbujesz mnie chociaż zrozumieć?
 - A tak, próbuję. Ale nie mogę, chłopie. Przecież to nic nie zmieni. Możesz mieć każdą najlepszą laskę z tej szkoły, a przyczepiłeś się Evans'ówny... Co się z tobą stało, James?
 - Może po prostu dorosłem... Nie wiem...
 - Ech. Ja wolałem tego starego Rogacza - westchnął Syriusz i odszedł.
     James naciągnął na siebie pelerynę - niewidkę, ale nie poszedł za nim. Nie było go również na następnej lekcji zaklęć, ani na zielarstwie.
 - Gdzie James? - zapytała spontanicznie Lily w cieplarni numer pięć.
 - Chyba nie powinno cię to obchodzić... - Syriusz powiedział to tak chłodno, że stojący w pobliżu Lunatyk, Glizdogon oraz Alissa i Lavender, podnieśli głowy.
 - Dlaczego?
 - Nie dość zrobiłaś? Tak Lily, przez ciebie nasz przyjaciel się zmienił. Przez ciebie. Widzisz co się z nim stało?
 - I to jest moja wina? Nie sądzisz, że on po prostu spoważniał?
    Syriusz położył doniczkę z taką siłą, że aż się roztrzaskała.
 - NIE WIDZISZ TEGO?! TY NA PRAWDĘ TEGO NIE WIDZISZ?! ZMIENIŁ SIĘ, RACJA. ZMIENIŁ SIĘ DLA CIEBIE, LILY! ON BYŁ GOTOWY DLA CIEBIE ZROBIĆ WSZYSTKO. WSZYSTKO, ROZUMIESZ?! I CO MA Z TEGO? Tylko cierpi...
     Lily osłupiała.
 - A myślisz... myślisz, że mi jest łatwo...?
 - Nie wiem co ci jest. I nie chcę wiedzieć.
 - Ale...
 - Lily - zaczął Remus. - Już dość.
 - Ty Remusie też jesteś po jego stronie?!
 - Ja nie jestem po niczyjej stronie. Ale skoro tak wybrałaś, to...
 - Wybrałam? Co wybrałam?
 - Przecież nie przyszłaś na to spotkanie... - wtrącił Peter.
 - Nie przyszłam, masz rację! - krzyknęła. Teraz tą rozmowę oglądała cała klasa. - Tak, nie przyszłam. Wiesz dlaczego?! Bo Filch się przyczepił! Byłabym tam, gdyby nie on! Kocham Jamesa i też żałuję, że tak się stało! Przeklinam wszystko w myśli... Ale oczywiście to JA jestem ta zła, prawda?! ...
 - Lily... uspokój się... - rzekła osłupiała Lavender.
 - Zostawcie mnie wszyscy! - rzuciła odwracając się i wybiegając z klasy.
 - Panno Evans! Proszę... Proszę wrócić! - wołała ją pani Sprout.
     Ale Lily była już daleko.
 - Zadowolony? - spytał Remus Syriusza, który stał jak spetryfikowany.

     Biegła przez całe błonia, płakała jak dziecko, ale biegła ile sił... Marzyła teraz, żeby znaleźć się w miejscu, w którym te wszystkie problemy przestaną mieć znaczenie... Niewiele myśląc, przyszła tam, gdzie zawsze można było się zastanowić... pomyśleć... Pod wielki, rozłożysty dąb na skraju błoni.
    Usiadła na trawie opierając się o drzewo i ukryła twarz w dłoniach. Pomyślała, że powoli traci wszystko, co miała... Najpierw miłość do Jamesa, teraz przyjaźń z Huncwotami... Co jeszcze ją czeka? Co jeszcze ma przeboleć?
     Nie wiedziała, że z pobliskiego kamienia przygląda jej się pewien chłopak, którego kocha do szaleństwa. Nie wiedziała, że on przygląda się jej zagryzając dolną wargę, że jego oczy błyszczą, bo znów zbiera mu się na łzy. Nie wiedziała, jak bardzo on ją kocha...
 - N-Nic już nie będzie tak jak było... - załkała cicho. - Bez... Bez J-Jamesa... Nie ma już żadnego szczęścia... Ż-Żadnego życia...
    Tych słów potrzebował od tak długiego czasu! Uśmiechnął się przez łzy, w jednym momencie ściągnął pelerynę z głowy, zeskoczył z kamienia i już tulił w ramionach tą ukochaną, tą jedyną Lily, której tak potrzebował... Ona, trochę zaskoczona, z mokrymi od łez oczami o nic nie pytała... Czuła jego zapach, czuła swoją miłość... Serce wykonało dziwny taniec radości, a już po chwili ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku...
     Wiele daliby, żeby ta chwila trwała wiecznie. On całował ją tak, że każda dziewczyna oddałaby wszystko, byleby to przeżyć, był z nią całym sercem i całą duszą... A ona odwzajemniała pocałunek, czując taką rozkosz, taką radość, że wszystkie problemy nagle wyparowały... Nic już się nie liczyło, była tylko Ona i tylko On. Cały świat dla nich przestał istnieć. W końcu mieli siebie...
     Po chwili oderwali się od siebie, i James spojrzał Lily głęboko w oczy. Nie musiał o nic pytać, bo wszystko z nich wyczytał. Oni rozumieli się bez słów, ale po co słowa, one są przecież takie puste...
 - Kocham cię, James.
 - Ja ciebie też kocham, Lily.
 - Przepraszam cię...
 - Ciii. Nie móc nic. Muszę się tobą nacieszyć. A Filchowi zrobimy wieczorem jakąś miłą niespodziankę...
     Zaśmiała się. Tak szczerze i od serca. Nie chciała myśleć teraz o niczym innym, była tak szczęśliwa! Miała jego, tylko dla siebie... I nikt jej nie mógł zepsuć tej radości. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana, a jego oczy były tak wesołe, tak przepełnione miłością do niej, że aż błyszczały.
     I pomyśleć, że jeszcze wczoraj wszystko było takie szare... A teraz?
     Nigdy nie czuli się bardziej szczęśliwi.

_________________________
Dla MOJEGO jedynego.

17 komentarzy:

  1. Nie mogę się powstrzymać od skomentowania, łezka zakręciła mi się w oku, gdy czytałam ostatni fragment. I, muszę powiedzieć, iż od razu wiedziałam, że pisałaś to z serca, a podpis na dole mnie tylko w tym utwierdził. Ach, jak to widać :) Też wiem, jak to jest być pijanym z miłości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no no, gratulacje, ani jednego poprawionego przecinka, psia gwiazdo, ze wszystkim się z tobą zgadzam...

      Usuń
  2. Nic się przed Tobą nie ukryje :) I oczywiście masz rację. Wszelakie emocje - najpiękniejsze "muzy" na świecie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dopiero zaczęłam czytać twoje opowiadanie i mam jeszcze TROCHE do nadrobienia..muszę ci powiedzieć że masz talent do tego!!płakałam gdy to czytałam;)już sie biorę za czytanie reszty

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest po prostu piękne ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale sie poryczałam! <3 Piekne! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się!!! Naprwdę!! Choć muszę przyznać że bardzo żadko to się zdarza!!
    N-Nic już nie będzie tak jak było... - załkała cicho. - Bez... Bez J-Jamesa... Nie ma już żadnego szczęścia... Ż-Żadnego życia...
    Piękny fragmet i na nim płakałam jak małe dziecko :`(

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś genialna! Na żadnej historii miłosnej tak się nie popłakałam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Już dawno się tak nie popłakałam! Wspaniałe. Wzruszające.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne! Ryczę! A już niedługo umrą!;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawie płakać zaczęłam, ale super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  11. Płaczę :') Wzruszyłaś mnie :"D To jest GE- NIA- LNE!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy Ty przeżyłaś taką miłość? Piszesz tak, jakby to wszystko się kiedyś zdarzyło, jakby to wszystko kiedyś było, tętniło życiem. Słowa ,,Nie mów o przyjaźni nas dwojga, nie potrafiłbym zgodzić się tylko na to,proszę, nie rań mnie tak'' są pełne prawdy, a ta ukaże się z całą mocą tylko tym, którzy na prawdę zostali odrzuceni.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ostatnimi czasy ciężko wywołać u mnie łzy a ty to zrobiłaś. Uwielbiam to co stworzyłaś, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowne,aż się popłakałam *_* ;(

    OdpowiedzUsuń
  15. Damo Kier beczałam przy ostatnich dwóch akapitach a nie należe do osób które się wzruszają przy czytaniu, a mam nawet swoja małą bibliotekę która liczy dziś 84 książki. Masz Talent!

    OdpowiedzUsuń